poniedziałek, 3 czerwca 2013

W objęciach skrzydeł / #1

- Gdzie jesteś? - Usłyszałam w słuchawce telefonu. Dzwoniła moja najlepsza przyjaciółka, z którą jeżdżę do szkoły.
- Zaraz będę – rzuciłam i rozłączyłam się.
Nie lubiłam kiedy ktoś na mnie czeka, ale dzisiaj zaspałam. Założyłam szybko czerwone rurki, czarną koszulkę i przeczesałam moje czarne do ramion włosy. Jedyny makijaż, który zdążyłam zrobić, to pomalowanie rzęs tuszem. Włożyłam buty, chwyciłam torbę i wybiegłam z pokoju.
- Dokąd to bez śniadania młoda damo? - Spytał tata, kiedy chciałam przejść niezauważona koło kuchni.
- Przepraszam, ale Victoria już na mnie czeka – rzuciłam i podeszłam dać tacie całusa w policzek.
Mama jeszcze spała, więc cicho wyszłam z domu. Podeszłam do białego porsche panerema i usłyszałam zarzuty w sprawie spóźniania się ze strony przyjaciółki.
- W ogóle co ty masz na sobie? - Dodała, kiedy zapięłam pas, a ja spojrzałam na siebie zdziwiona - czerwone rurki dawno wyszły z mody.
- Jedź – westchnęłam i sprawdziłam maile w telefonie.
Kochałam Victorię, choć potrafiła działać na nerwach. Mimo że jej rodzice i moi byli bogaci, nasze style się różniły. Ona lubiła podkreślać grubość swojego portfela i zawsze miała najlepsze ciuchy. Ja za to stawiałam na wygodę i luz. Większość moich ciuchów pochodziła z second-handów, choć nawet ja lubiłam czasem mieć coś markowego.
- Jak tam nowy projekt twojego taty? - Wyrwała mnie z zamyśleń.
- Chyba dobrze. Nie chce na razie nic mówić, żeby nie zapeszać.
- A co z samochodem?
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? - Zapytała głupio – Nancy, jesteśmy w trzeciej klasie liceum. Nie możesz nie mieć samochodu!
- Mogę – odparłam spokojnie.
- Nie będę woziła cię cały rok.
- Też cie kocham.
W odpowiedzi usłyszałam jej westchnięcie, a później włączyła radio.
Dojechałyśmy do szkoły i ruszyłyśmy w kierunku szafek. Ludzie się z nami witali i pytali kiedy nowy pokaz. Mama Victorii jest światowej sławy modelką, a jej tata zawsze wygrywa w kasynach. Kiedyś był gitarzystą sławnego rockowego zespołu, a mimo to, dalej jest pamiętany. Lubię jej tatę. Zawsze znajdzie czas na wszystko. Mógłby dużo nauczyć moich rodziców. Tata jest projektantem mody i architektem, a mam bizneswoman. Kocham ich ponda życie, jednak nie poświęcają mi zbyt dużo czasu i myślą, że pieniądze mi to wynagrodzą. Nie wiedzą jak bardzo się mylą. Pieniądze nie znaczą dla mnie wszystkiego, choć to właśnie na nich się wychowałam. Nie miałam żadnego wzoru do naśladowania. Dla Victorii jest to raj. Jesteśmy popularne, faceci za nami szaleją, a dziewczyny nam zazdroszczą. Czego chcieć więcej? - Jej słowa. Ja potrzebuję szczerości, bo całe to życie jest kłamstwem. Jednak nigdy nie miałam odwagi jej tego powiedzieć.
- Wiesz, że ma dojść do nas nowy chłopak? - powiedziała Sarah łapiąc mnie pod rękę.
Była drobną blondynką w porównaniu do Vici, lecz ją lubiła. Victoria miała o niej inne zdanie. Biedna. Nie można było jej nic wbić do głowy, jeśli uparła się przy swoim zdaniu.
Walczyły na każdym kroku, nawet o mnie. Kiedy Vici zauważyła, że rozmawiam z Sarah, podeszła, odsunęła ją i sama pociągnęła mnie do klasy.
- Nowy chłopak? - Spytałam, gdy usiadłyśmy w ławce.
- Tak. Pochodzi z Virginii. Jest starszy o rok i ponoć siedział w więzieniu.
Spojrzałam na nią zdumiona i zapytałam:
- Skąd wiesz?
- Plotki.
- Czemu zawsze w nie wierzysz?
- Bo zawsze mają w sobie trochę prawdy.
Westchnęła i nie ciągnęłam dalej tematu. Vici była nieprzewidywalna i zawsze stawiała na swoim.
- Czy to nie dziwne, żeby przychodzi do szkoły, prawie miesiąc po rozpoczęciu roku? - Spytała, a ja wzruszyłam ramionami.
Do klasy weszła profesor Rutpoor i zaczęła zajęcia od sprawdzenia listy obecności. Kiedy skończyła, otworzyły się drzwi i do środka wszedł wysoki chłopak z burzą brązowych włosów. Miał czarne spodnie i buty, do tego szarą bluzę z kapturem. Zajął miejsce na końcu sali i można było usłyszeć jak wszystkie dziewczyny wypuściły wstrzymywane powietrze – tak, ja też.
- Pan Lorens, jak mniemam? - Spytała matematyczka.
- Shane – powiedział chłopak. Miał piękny głos.
Poważnie. Jeszcze nigdy nie zachwycałam się czyimś głosem.
Profesorka już nic nie odpowiedziała, zaczęła lekcję.
- Miałam rację – szepnęła do mnie Victoria.
- Z czym?
- Z tym, że jest kryminalistą.
- Skąd wiesz? - Powtórzyłam swoje pytanie sprzed paru minut.
- Wygląda na takiego.
Pokręciłam głową, nie dowierzając w jej głupotę i zaczęłam przepisywać notatki z tablicy.
Po czterdziestu pięciu minutach wyszliśmy z klasy i udałam się z Victorią do sekretariatu. Musiała odebrać jakieś papiery. Otworzyłyśmy drzwi do dużego pomieszczenia i zobaczyłyśmy stojącego przy kontuarze Shane'a. Chłopak odebrał coś od sekretarki i usiadł na kanapie.
- Czego wam trzeba dziewczynki? - Spytała nas kobieta.
- Przyszłam odebrać swoje papiery.
- Nazwisko kochaniutka – spytała, a ja od razu pomyślałam, że to zły krok.
Victoria się denerwuje, kiedy ktoś pyta ją o nazwisko. Uważa, że jeśli jej rodzice są sławni, to ona także ma być rozpoznawana.
- Ma pani czelność pytać jak się nazywam? - Zaczęła Vici, ażeby nie słuchać jej wywodów, odpowiedziałam za nią.
- Winston, proszę pani. Victoria Winston.
Kobieta się uśmiechnęła i znikła.
- Czemu? - Zaczęła przyjaciółka i wskazała na miejsce, gdzie przed chwilą stała sekretarka.
- Przestań. Gdybyś była milsza dla ludzi, pewnie pamiętali by jak się nazywasz.
Zmierzyła mnie wzrokiem, lecz zaraz odzyskała świetny humor i powiedziała do mnie.
- Nancy? - Znaczy wyrwała mnie z obserwacji Shane'a.
- Co? - Spojrzałam na nią, a ona zachichotała.
Wróciła sekretarka i wręczyła kopertę Victorii. To obrzuciła ją złowieszczym spojrzeniem i odwróciła się z uniesioną głową. Kiedy byłyśmy przy wyjściu, ktoś mnie zawołał:
- Leed! - Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego w drzwiach swojego gabinetu dyrektora – do mnie. Teraz.
- Spotkamy się na fizyce – rzuciłam do Vici i udałam się za dyrektorem.
- A co ze mną? - Spytał ktoś zza naszych pleców.
- Co z tobą? - Odpowiedział pytaniem na pytanie dyrektor. Nie był zbyt przyjazny.
- Byłem z panem umówiony.
- Lorens, tak? - Spytał, a Shane kiwnął głową – ona pierwsza.
Chłopak westchnął i powiedział:
- Jasne.
- Jeśli on bł pierwszy, to ja poczekam – wtrąciłam.
- Idź. Przecież jesteś ważniejsza – powiedział Shane i usiadł z powrotem na kanapie, a dyrektor `wepchnął` mnie do gabinetu.
Poczułam się głupio po słowach Shane'a, lecz nie chciałam o tym myśleć. Kiedy zajęliśmy miejsca, powiedział:
- To twoje – i rzucił przede mnie teczkę.
Otworzyłam ją i zobaczyłam w niej moje rysunki. Przez chwilę je oglądałam. Większość to same anioły z czarnymi skrzydłami.
- Skąd pan to ma? - Spytałam.
- To twoje rysunki z kilku ostatnich dni. Nie uważasz na lekcjach. Będę musiał powiadomić rodziców?
- Nie. To się nie powtórzy.
- Weź się za siebie Leed – kiwnęłam głową – możesz iść.
Wyszłam i minęłam się z Shane'm. Po raz pierwszy w życiu poczułam się zignorowana. To nie było miłe.
Kiedy poszłam do klasy na następne zajęcia i zajęłam miejsce koło Vicki, spytała:
- O co chodziło?
- Opuściłam się w ocenach i takie tam.
Nie drążyła tematu, ponieważ wiedziała, że nie jest on dla mnie łatwy. Wszedł profesor i zaczęliśmy lekcje. Każda kolejna minęła mi jak ta – nudno. Prawie każdy zeszyt mam obrysowany w anioł. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie jestem wierzącym człowiekiem, więc nie wiem skąd u mnie takie zainteresowanie takimi istotami. Kiedy byłam mała uczona nas, że anioły są dobre i mają białe skrzydełka. Na moich rysunkach było odwrotnie.
- Może ty nam powiesz, Nancy?
Podniosłam głowę znad rysunku i spostrzegłam, że wszyscy się na mnie patrzą.
- Może pan powtórzyć pytanie?
- W jakich latach trwała wojna secesyjna?
- Nie wiem – odparłam i usłyszałam, jak za mną Shane dodaje.
- Oczywiście. Co bogate dzieci mogą wiedzieć o historii Ameryki.
- Shane... Lorens. Jak jesteś taki wygadany, to ty nam powiedz – powiedział profesor.
Siedziałam i gapiłam się przed siebie. Nie wiem za co chłopak tak mnie nie lubił.
- Od tysiąc osiemset sześćdziesiątego pierwszego, do tysiąc osiemset sześćdziesiątego piątego.
- Dobrze. A główna przyczyna?
- Niewolnictwo. Chociaż większość twierdzi, że Południe miało dość przymusowej pracy, więc się zbuntowało.
- Bardzo dobrze Shane. Chciałbym, żebyście wszyscy choć tyle wiedzieli. Panno Nancy – spojrzał na mnie, a ja miałam odwagę tylko na kiwnięcie głową.
Kiedy skończyła się historia i wszyscy udali się na parking, zapytałam Vici:
- O co chodzi temu Shane'owi?
- Nie rozumiem.
- No, co on do mnie ma.
- A czemu się tym przejmujesz? - Spytała poirytowana.
- Sama nie wiem. Ale się dowiem – spojrzałam na Shane opartego o maskę swojego samochodu i przyglądającego się nam – zaraz wrócę.
Rzuciłam i ruszyłam w jego kierunku.
- O co ci chodzi? - Spytałam stając przed nim.
Czułam jak ze zdenerwowania trzęsą mi się ręce. A on? Spokojnie stał i palił fajkę.
- Mówię do ciebie!
- No i co? - Spytał i znów się zaciągnął.
Nienawidzę papierosów, ani gdy ktoś pali przy mnie, lecz w jego ruchach było coś bardzo hipnotyzującego, że chciało się więcej.
- Odpowiesz mi?
- Zawsze dostajesz to czego chcesz? - Znów odparł pytaniem na pytanie, wyrzuciła papierosa i wsiadł do samochodu.
Jeździł czarnym audi tt s. Kiedy siedział w samochodzie, otworzył okno i krzyknął do mnie:
- Zejdź mi z drogi, chyba, że mam cię potrącić!
Odsunęłam się i oszołomiona patrzyłam jak odjeżdża. Nie miałam nic do popularności, albo do tego czy ktoś mnie lubi, czy nie. Jednak jego zachowanie mnie raniło. I za cholerę nie wiedziałam, czemu tak bardzo się nim przejmowałam.
Wróciłam do przyjaciółki i w ciszy odwiozła mnie do domu. W holu powitała mnie mama.
- Cześć kochanie. Jak było w szkole?
- W porządku – odparłam i kiedy zobaczyłam walizki zapytałam – jedziecie gdzieś?
- Tak. Muszę wylecieć w interesach do Waszyngtonu. Wrócę za tydzień. Całuski!
- Ale – zatrzymała się w drzwiach i spojrzała na mnie – za dwa dni są moje urodziny!
- Connie da ci od nas prezent.
- Zaraz, od nas? - Miałam nadzieję, że się przesłyszałam.
- To ty nie wiesz? - Pokręciłam głową – tata wyleciał dziś rano do Europy na pokaz swojej kolekcji.
- Świetnie. Paryż. Mógł mnie zabrać ze sobą. Wie, że zawsze chciałam tam polecieć.
- Ty masz szkołę i obowiązki wobec niej – rzuciła mama.
- A wy macie obowiązki wobec mnie! - Krzyknęłam, aż przyszła Connie.
- Wszystko w porządku? - Zapytała swoim cieniutkim głosikiem wycierając ręce w ścierkę.
- Tak. Ja już muszę jechać, bo spóźnię się na samolot. Zadzwonię jak dolecę.
Wyszła, zamykać za sobą drzwi. Z płaczem udałam się do swojego pokoju i rzuciłam na łóżko.
Connie wiedziała, że przyjście teraz do mnie będzie złym pomysłem, więc tylko zamknęła drzwi. Była z nami odkąd byłam mała. Zajmowała funkcję naszej sprzątaczki, służącej jak i mojej niani.
Nakryłam się kocem i zasnęłam. 


Zaczynamy nowe opowiadanie :) Nie wiem jak długie, ale na pewno będzie to fantasy:)
 Kolejna część - środa. Piszcie co myślicie :)

ps. `#` - to oznacza część, nie rozdział, żeby znów nie było niedogodzeń

2 komentarze: