- Gdzie jesteś? - Usłyszałam w
słuchawce telefonu. Dzwoniła moja najlepsza przyjaciółka, z którą
jeżdżę do szkoły.
- Zaraz będę – rzuciłam i
rozłączyłam się.
Nie lubiłam kiedy ktoś na mnie czeka,
ale dzisiaj zaspałam. Założyłam szybko czerwone rurki, czarną
koszulkę i przeczesałam moje czarne do ramion włosy. Jedyny
makijaż, który zdążyłam zrobić, to pomalowanie rzęs tuszem.
Włożyłam buty, chwyciłam torbę i wybiegłam z pokoju.
- Dokąd to bez śniadania młoda damo?
- Spytał tata, kiedy chciałam przejść niezauważona koło kuchni.
- Przepraszam, ale Victoria już na
mnie czeka – rzuciłam i podeszłam dać tacie całusa w policzek.
Mama jeszcze spała, więc cicho
wyszłam z domu. Podeszłam do białego porsche panerema i usłyszałam
zarzuty w sprawie spóźniania się ze strony przyjaciółki.
- W ogóle co ty masz na sobie? -
Dodała, kiedy zapięłam pas, a ja spojrzałam na siebie zdziwiona -
czerwone rurki dawno wyszły z mody.
- Jedź – westchnęłam i sprawdziłam
maile w telefonie.
Kochałam Victorię, choć potrafiła
działać na nerwach. Mimo że jej rodzice i moi byli bogaci, nasze
style się różniły. Ona lubiła podkreślać grubość swojego
portfela i zawsze miała najlepsze ciuchy. Ja za to stawiałam na
wygodę i luz. Większość moich ciuchów pochodziła z
second-handów, choć nawet ja lubiłam czasem mieć coś markowego.
- Jak tam nowy projekt twojego taty? -
Wyrwała mnie z zamyśleń.
- Chyba dobrze. Nie chce na razie nic
mówić, żeby nie zapeszać.
- A co z samochodem?
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? - Zapytała głupio
– Nancy, jesteśmy w trzeciej klasie liceum. Nie możesz nie mieć
samochodu!
- Mogę – odparłam spokojnie.
- Nie będę woziła cię cały rok.
- Też cie kocham.
W odpowiedzi usłyszałam jej
westchnięcie, a później włączyła radio.
Dojechałyśmy do szkoły i ruszyłyśmy
w kierunku szafek. Ludzie się z nami witali i pytali kiedy nowy
pokaz. Mama Victorii jest światowej sławy modelką, a jej tata
zawsze wygrywa w kasynach. Kiedyś był gitarzystą sławnego
rockowego zespołu, a mimo to, dalej jest pamiętany. Lubię jej
tatę. Zawsze znajdzie czas na wszystko. Mógłby dużo nauczyć
moich rodziców. Tata jest projektantem mody i architektem, a mam
bizneswoman. Kocham ich ponda życie, jednak nie poświęcają mi
zbyt dużo czasu i myślą, że pieniądze mi to wynagrodzą. Nie
wiedzą jak bardzo się mylą. Pieniądze nie znaczą dla mnie
wszystkiego, choć to właśnie na nich się wychowałam. Nie miałam
żadnego wzoru do naśladowania. Dla Victorii jest to raj. Jesteśmy
popularne, faceci za nami szaleją, a dziewczyny nam zazdroszczą.
Czego chcieć więcej? - Jej słowa. Ja potrzebuję szczerości, bo
całe to życie jest kłamstwem. Jednak nigdy nie miałam odwagi jej
tego powiedzieć.
- Wiesz, że ma dojść do nas nowy
chłopak? - powiedziała Sarah łapiąc mnie pod rękę.
Była drobną blondynką w porównaniu
do Vici, lecz ją lubiła. Victoria miała o niej inne zdanie.
Biedna. Nie można było jej nic wbić do głowy, jeśli uparła się
przy swoim zdaniu.
Walczyły na każdym kroku, nawet o
mnie. Kiedy Vici zauważyła, że rozmawiam z Sarah, podeszła,
odsunęła ją i sama pociągnęła mnie do klasy.
- Nowy chłopak? - Spytałam, gdy
usiadłyśmy w ławce.
- Tak. Pochodzi z Virginii. Jest
starszy o rok i ponoć siedział w więzieniu.
Spojrzałam na nią zdumiona i
zapytałam:
- Skąd wiesz?
- Plotki.
- Czemu zawsze w nie wierzysz?
- Bo zawsze mają w sobie trochę
prawdy.
Westchnęła i nie ciągnęłam dalej
tematu. Vici była nieprzewidywalna i zawsze stawiała na swoim.
- Czy to nie dziwne, żeby przychodzi
do szkoły, prawie miesiąc po rozpoczęciu roku? - Spytała, a ja
wzruszyłam ramionami.
Do klasy weszła profesor Rutpoor i
zaczęła zajęcia od sprawdzenia listy obecności. Kiedy skończyła,
otworzyły się drzwi i do środka wszedł wysoki chłopak z burzą
brązowych włosów. Miał czarne spodnie i buty, do tego szarą
bluzę z kapturem. Zajął miejsce na końcu sali i można było
usłyszeć jak wszystkie dziewczyny wypuściły wstrzymywane
powietrze – tak, ja też.
- Pan Lorens, jak mniemam? - Spytała
matematyczka.
- Shane – powiedział chłopak. Miał
piękny głos.
Poważnie. Jeszcze nigdy nie
zachwycałam się czyimś głosem.
Profesorka już nic nie odpowiedziała,
zaczęła lekcję.
- Miałam rację – szepnęła do mnie
Victoria.
- Z czym?
- Z tym, że jest kryminalistą.
- Skąd wiesz? - Powtórzyłam swoje
pytanie sprzed paru minut.
- Wygląda na takiego.
Pokręciłam głową, nie dowierzając
w jej głupotę i zaczęłam przepisywać notatki z tablicy.
Po czterdziestu pięciu minutach
wyszliśmy z klasy i udałam się z Victorią do sekretariatu.
Musiała odebrać jakieś papiery. Otworzyłyśmy drzwi do dużego
pomieszczenia i zobaczyłyśmy stojącego przy kontuarze Shane'a.
Chłopak odebrał coś od sekretarki i usiadł na kanapie.
- Czego wam trzeba dziewczynki? -
Spytała nas kobieta.
- Przyszłam odebrać swoje papiery.
- Nazwisko kochaniutka – spytała, a
ja od razu pomyślałam, że to zły krok.
Victoria się denerwuje, kiedy ktoś
pyta ją o nazwisko. Uważa, że jeśli jej rodzice są sławni, to
ona także ma być rozpoznawana.
- Ma pani czelność pytać jak się
nazywam? - Zaczęła Vici, ażeby nie słuchać jej wywodów,
odpowiedziałam za nią.
- Winston, proszę pani. Victoria
Winston.
Kobieta się uśmiechnęła i znikła.
- Czemu? - Zaczęła przyjaciółka i
wskazała na miejsce, gdzie przed chwilą stała sekretarka.
- Przestań. Gdybyś była milsza dla
ludzi, pewnie pamiętali by jak się nazywasz.
Zmierzyła mnie wzrokiem, lecz zaraz
odzyskała świetny humor i powiedziała do mnie.
- Nancy? - Znaczy wyrwała mnie z
obserwacji Shane'a.
- Co? - Spojrzałam na nią, a ona
zachichotała.
Wróciła sekretarka i wręczyła
kopertę Victorii. To obrzuciła ją złowieszczym spojrzeniem i
odwróciła się z uniesioną głową. Kiedy byłyśmy przy wyjściu,
ktoś mnie zawołał:
- Leed! - Odwróciłam się i
zobaczyłam stojącego w drzwiach swojego gabinetu dyrektora – do
mnie. Teraz.
- Spotkamy się na fizyce – rzuciłam
do Vici i udałam się za dyrektorem.
- A co ze mną? - Spytał ktoś zza
naszych pleców.
- Co z tobą? - Odpowiedział pytaniem
na pytanie dyrektor. Nie był zbyt przyjazny.
- Byłem z panem umówiony.
- Lorens, tak? - Spytał, a Shane
kiwnął głową – ona pierwsza.
Chłopak westchnął i powiedział:
- Jasne.
- Jeśli on bł pierwszy, to ja
poczekam – wtrąciłam.
- Idź. Przecież jesteś ważniejsza –
powiedział Shane i usiadł z powrotem na kanapie, a dyrektor
`wepchnął` mnie do gabinetu.
Poczułam się głupio po słowach
Shane'a, lecz nie chciałam o tym myśleć. Kiedy zajęliśmy
miejsca, powiedział:
- To twoje – i rzucił przede mnie
teczkę.
Otworzyłam ją i zobaczyłam w niej
moje rysunki. Przez chwilę je oglądałam. Większość to same
anioły z czarnymi skrzydłami.
- Skąd pan to ma? - Spytałam.
- To twoje rysunki z kilku ostatnich
dni. Nie uważasz na lekcjach. Będę musiał powiadomić rodziców?
- Nie. To się nie powtórzy.
- Weź się za siebie Leed – kiwnęłam
głową – możesz iść.
Wyszłam i minęłam się z Shane'm. Po
raz pierwszy w życiu poczułam się zignorowana. To nie było miłe.
Kiedy poszłam do klasy na następne
zajęcia i zajęłam miejsce koło Vicki, spytała:
- O co chodziło?
- Opuściłam się w ocenach i takie
tam.
Nie drążyła tematu, ponieważ
wiedziała, że nie jest on dla mnie łatwy. Wszedł profesor i
zaczęliśmy lekcje. Każda kolejna minęła mi jak ta – nudno.
Prawie każdy zeszyt mam obrysowany w anioł. Nie wiem co się ze mną
dzieje. Nie jestem wierzącym człowiekiem, więc nie wiem skąd u
mnie takie zainteresowanie takimi istotami. Kiedy byłam mała uczona
nas, że anioły są dobre i mają białe skrzydełka. Na moich
rysunkach było odwrotnie.
- Może ty nam powiesz, Nancy?
Podniosłam głowę znad rysunku i
spostrzegłam, że wszyscy się na mnie patrzą.
- Może pan powtórzyć pytanie?
- W jakich latach trwała wojna
secesyjna?
- Nie wiem – odparłam i usłyszałam,
jak za mną Shane dodaje.
- Oczywiście. Co bogate dzieci mogą
wiedzieć o historii Ameryki.
- Shane... Lorens. Jak jesteś taki
wygadany, to ty nam powiedz – powiedział profesor.
Siedziałam i gapiłam się przed
siebie. Nie wiem za co chłopak tak mnie nie lubił.
- Od tysiąc osiemset sześćdziesiątego
pierwszego, do tysiąc osiemset sześćdziesiątego piątego.
- Dobrze. A główna przyczyna?
- Niewolnictwo. Chociaż większość
twierdzi, że Południe miało dość przymusowej pracy, więc się
zbuntowało.
- Bardzo dobrze Shane. Chciałbym,
żebyście wszyscy choć tyle wiedzieli. Panno Nancy – spojrzał na
mnie, a ja miałam odwagę tylko na kiwnięcie głową.
Kiedy skończyła się historia i
wszyscy udali się na parking, zapytałam Vici:
- O co chodzi temu Shane'owi?
- Nie rozumiem.
- No, co on do mnie ma.
- A czemu się tym przejmujesz? -
Spytała poirytowana.
- Sama nie wiem. Ale się dowiem –
spojrzałam na Shane opartego o maskę swojego samochodu i
przyglądającego się nam – zaraz wrócę.
Rzuciłam i ruszyłam w jego kierunku.
- O co ci chodzi? - Spytałam stając
przed nim.
Czułam jak ze zdenerwowania trzęsą
mi się ręce. A on? Spokojnie stał i palił fajkę.
- Mówię do ciebie!
- No i co? - Spytał i znów się
zaciągnął.
Nienawidzę papierosów, ani gdy ktoś
pali przy mnie, lecz w jego ruchach było coś bardzo
hipnotyzującego, że chciało się więcej.
- Odpowiesz mi?
- Zawsze dostajesz to czego chcesz? -
Znów odparł pytaniem na pytanie, wyrzuciła papierosa i wsiadł do
samochodu.
Jeździł czarnym audi tt s. Kiedy
siedział w samochodzie, otworzył okno i krzyknął do mnie:
- Zejdź mi z drogi, chyba, że mam cię
potrącić!
Odsunęłam się i oszołomiona
patrzyłam jak odjeżdża. Nie miałam nic do popularności, albo do
tego czy ktoś mnie lubi, czy nie. Jednak jego zachowanie mnie
raniło. I za cholerę nie wiedziałam, czemu tak bardzo się nim
przejmowałam.
Wróciłam do przyjaciółki i w ciszy
odwiozła mnie do domu. W holu powitała mnie mama.
- Cześć kochanie. Jak było w szkole?
- W porządku – odparłam i kiedy
zobaczyłam walizki zapytałam – jedziecie gdzieś?
- Tak. Muszę wylecieć w interesach do
Waszyngtonu. Wrócę za tydzień. Całuski!
- Ale – zatrzymała się w drzwiach i
spojrzała na mnie – za dwa dni są moje urodziny!
- Connie da ci od nas prezent.
- Zaraz, od nas? - Miałam nadzieję,
że się przesłyszałam.
- To ty nie wiesz? - Pokręciłam głową
– tata wyleciał dziś rano do Europy na pokaz swojej kolekcji.
- Świetnie. Paryż. Mógł mnie zabrać
ze sobą. Wie, że zawsze chciałam tam polecieć.
- Ty masz szkołę i obowiązki wobec
niej – rzuciła mama.
- A wy macie obowiązki wobec mnie! -
Krzyknęłam, aż przyszła Connie.
- Wszystko w porządku? - Zapytała
swoim cieniutkim głosikiem wycierając ręce w ścierkę.
- Tak. Ja już muszę jechać, bo
spóźnię się na samolot. Zadzwonię jak dolecę.
Wyszła, zamykać za sobą drzwi. Z
płaczem udałam się do swojego pokoju i rzuciłam na łóżko.
Connie wiedziała, że przyjście teraz
do mnie będzie złym pomysłem, więc tylko zamknęła drzwi. Była
z nami odkąd byłam mała. Zajmowała funkcję naszej sprzątaczki,
służącej jak i mojej niani.
Nakryłam się kocem i zasnęłam.
Zaczynamy nowe opowiadanie :) Nie wiem jak długie, ale na pewno będzie to fantasy:)
Kolejna część - środa. Piszcie co myślicie :)
ps. `#` - to oznacza część, nie rozdział, żeby znów nie było niedogodzeń
Naprawdę piękne, czytałam z zapartym tchem :>
OdpowiedzUsuńSuper się zaczyna, będę tu wracać na pewno <3
OdpowiedzUsuń