sobota, 14 września 2013

empatia część 10



Następnego dnia ani ja, ani Dereck, ani Zo nie poszliśmy do szkoły. Wstaliśmy przed dwunastą i zeszliśmy na dół.
- Cześć – powiedzieli jednocześnie rodzice.
Posadziłam Dereck'a obok mamy, a Zoey obok taty. Nalałam im soku oraz sobie i czekałam. Tata zatarł ręce i chciała coś powiedzieć, lecz mama wtrąciła.
- Ten chłopak tu spał. Effy chyba na za dużo sobie pozwalasz.
Spojrzałam na nią groźnie. Nie miałam zamiaru jej słuchać.
- Tato – zaczęła Zo – przepraszam, że wczoraj wyszłam.
- Nie to ja przepraszam. Źle to rozegraliśmy z mamą. Effy – tym razem zwrócił się do mnie – znów chcemy się pobrać.
Zamurowało mnie. Szklanka wypadła mi z rąk i rozbiła się na podłodze. Miałam nieobecny wzrok. Powiedział to tak nagle, bez przeszkód, bez ogródek. Byłam pusta w środku, wszystko zaczęło się walić.
- W takim razie ja się wynoszę.
- Gdzie? - Spytał poirytowany tata.
Dereck nagle wyszedł odebrać telefon. Spojrzałam za nim.
- Chyba nie chcesz poświęcić mu życia, nie znasz go. Nie myślałam nawet o tym.
- Muszę lecieć. Mama miała wypadek – Dereck wypadł z mieszkania i na nic nie czekając zniknął.
Poszłam na górę założyć jakieś ciuchy i chciałam wyjść za nim. Zatrzymałam się w kuchni i powiedziałam:
- Zoey może jej wybaczyć, bo nie wie co straciła. Ja wiem i nie mam zamiaru.
Po czym wybiegłam na metro i w dwadzieścia minut znalazłam się w szpitalu. Spytałam pielęgniarkę gdzie znajduje się pani Blackburn. Znalazłam salę i zobaczyłam Dereck'a siedzącego na krześle. Wspierał się na kolanach. Był zdenerwowany. Usiadłam obok i położyłam rękę na jego plecach. Spojrzał na mnie oczami pełnymi łez, więc bez słowa go przytuliłam. Po około godzinie wyszedł doktor. Dereck od razu do niego podszedł i chwilę z nim dyskutował, po czym lekarz go opuścił. On jednak został. Podeszłam do niego i spytałam delikatnie:
- Dereck?
- Ona... - nie mógł nic powiedzieć – nie żyje.
Stanęłam jak wryta. Nie wiedziałam jak się zachować. Co prawda straciłam kiedyś matkę, ale na wciąż żyła. Nie wyobrażałam sobie nawet co on czuł.
- Przykro mi – tylko na tyle było mnie stać.
- Jedź do domu – odparł tylko.
Chwilę jeszcze stałam, po czym wiedziała, że lepiej iść. Wróciłam metrem. Może Dereck był zły na mojego tatę, że to jego wina. Może też obarczał mnie. Nie miałam pojęcia i nie wiedziałam jak mu pomóc.
Pogrzeb odbył się trzy dni później. Przez ten czas siedziałam w domu. Wieczorami chodziłam do pracy. Próbowałam dzwonić, pisać do Dereck'a, a nawet byłam u niego. Tata próbował mnie pocieszać, lecz ja się nie odzywałam. Mamę ignorowałam, choć mieszkała już u nas. Nie dam rady tak żyć. Zoey, tata i ja poszliśmy na pogrzeb. Mama została, ponieważ nalegałam. Uznałam, że to zły pomysł, żeby szła. Po odbytej ceremonii na cmentarzu czekałam na Dereck'a. Jednak kiedy wszyscy się rozeszli on kucał przy grobie mamy. Podeszłam do niego i czekałam tym razem na jego ruch. Wstał, spojrzał na mnie i przytulił. Objęłam go rękoma i powiedziałam cicho:
- Tak mi przykro. Naprawdę... nie wiem co powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić – wyciągnął mnie na długość swojego ramienia i spojrzał w oczy – wystarczy, że tu jesteś.
Pocałował mnie. Było to dziwne zważywszy na miejsce i okoliczność, ale nie mogłam się oprzeć, by odmówić. W końcu się oderwaliśmy i oparł swoje czoło moje, mówiąc:
- Jutro wylatuję do Londynu - spojrzałam na niego zaszokowana, a on mówił dalej – nic mnie tu nie trzyma. Tam mieszka tata. Rozmawiałem z nim. Mogę u niego pobyć jakiś czas, póki sam nie stanę na nogi. Znajdę pacę i zacznę nowe życie.
Gapiłam się na niego, a w oczach miałam łzy. Serce prawie pękło mi na pół. Nie chciałam by wyjeżdżał, chciałam by został. Lecz potem powiedział coś jeszcze, co naprawiło to wszystko.
- Chcę byś jechała ze mną.
Uśmiechałam się, chciałam kiwnąć głową, lecz coś stało mi na drodze.
- Egzaminy, tata, Zoey, praca. Dereck ja nie mogę tego tak wszystkiego tu zostawić...
- Effy, proszę. Zaczniemy nowe życie, razem. Tak musi być.
- Sama nie wiem.
- Jutro o dziesiątej wylatuję. Decyzja należy do ciebie.
Dał mi buziaka i odszedł zostawiając mnie z natłokiem myśli.
Wieczorem pojechałam do pracy. Wszystko robiłam mechanicznie. W końcu Bary nie wytrzymał i spytał:
- Co się dzieje Effy?
- Nie wiem co robić. Mam mętlik w głowie i rozdarte serce – odparłam.
- A więc facet. Opowiadaj.
Usiadł na stołku po zewnętrznej stronie baru i czekał.
- Chce żebym przeprowadziła się z nim do Londynu. Nie wiem co robić. Chcę tego, lecz muszę zdać egzaminy. Zresztą Zoey i tata...
- Rób to co każe ci serce. Jeśli chcesz lecieć, leć. Jeśli chcesz zdać egzaminy, to zdaj, a potem leć. Twój tata zrozumie, że chcesz wyfrunąć z gniazda, a Zoey? To duża dziewczynka i sobie poradzi.
Uśmiechnął się i odszedł. Dobrze wiedział, że ma rację. Ja też to wiedziałam.
Rano poszłam na zajęcia. Za kilka dni miały się odbyć próbne egzaminy, ale to mnie nie obchodziło. Była godzina dziewiąta, więc zwolniłam się z kilku zajęć i pojechałam an lotnisko.

DERECK
Siedzę na lotnisku i czekam. Mam godzinę do odlotu, a Effy wciąż nie ma. Może nie chce jechać, może nie chce mnie znać. Czuję się okropnie. Najpierw straciłem mamę, a teraz i ją. Dzwoni mój telefon. Tata. Odbieram:
- Halo?
- Wszystko już jest uszykowane. Jesteś jeszcze w Liverpoolu? - Pyta.
- Tak, czekam... - chciałem powiedzieć, że na Effy, jednak mówię – czekam na samolot.
- Okey, jak będziesz dolatywać daj znać.
Rozłącza się. Patrzę przed siebie i widzę Effy. Serce zaczyna bić mocniej i szybciej. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech, lecz znika kiedy nie widzę jej bagażu. Pewnie przyszła się tylko pożegnać. Zauważa mnie i podchodzi niepewnie. Kiedy znajduje się blisko rzuca mi się w ramiona i tulę ją. Nie chcę jej puszczać, ale muszę.
- Dereck ja... - zaczyna, lecz jej przerywam.
- Nic nie mów. Nie możesz lecieć, rozumiem.
- Nie teraz – patrzę na nią zaszokowany – po egzaminach.
Całuję ją i żegnam się. Czuję się lepiej, ponieważ wiem, że chce przylecieć.

EFFY
Po zajęciach wróciłam do domu.
- Tato? - Zajrzałam do kuchni gdzie była jednak mama – gdzie jest tata.
- A może usiądziemy i porozmawiamy? - Spytała wesoło.
- Nie. Gdzie tata?
- Wyszedł na chwilę. Zaraz wróci.
Kiwnęłam głową i poszłam do swojego pokoju. Po dziesięciu minutach usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Zeszłam na dół i zobaczyłam tatę.
- Cześć- powiedział – jak ma się Dereck?
- Wyleciał dziś do Londynu. Chce zacząć od nowa. Na razie pomieszka u swojego taty nim nie stanie na własnych nogach.
Powiedziałam wchodząc za nim do kuchni. Odwrócił się w moją stronę i zapytał:
- Pewnie ci smutno?
- Nie – spojrzał na mnie dziwnie – ponieważ ja też wlatuję. Ale jeszcze nie...
- Co? - Oboje z mamą wytrzeszczyli na mnie oczy – nie możesz... nie możesz tak po postu wylecieć! A co z college? Pacą? Nami?!
- Nami? - Powtórzyłam głupio - tato, kocham cię. I mocno kocham Zoey, ale nie będę mieszkać z tą kobietą pod jednym dachem. Jej akurat nienawidzę, za to co zrobiła. Jeśli chodzi o college to go skończę. Po egzaminach lecę do Derecka.
Zostawiłam ich z głupimi minami i wróciłam do pokoju.
Po około godzinie wpadła Zoey.
- Chcesz mnie tu zostawić? Jak mama? - Mówiła z płaczem, po czym wtuliła się we mnie.
- Kochanie wybacz, ale nie mogę. Ty dasz sobie radę, ja nie.
- Kłamiesz. Gdybyś chciała wybaczyłabyś mamie.
- Nie potrafię. Nie chcę. Ty możesz. Ona może jeszcze naprawić relacje z tobą.
- Więc czemu chcesz wylecieć? - Popatrzyła na mnie.
- Nie mogę stracić Derecka. Przepraszam.

Wieczorem do baru wpadła Kat. Była zła, co było po niej widać.
- Jak możesz – zaczęła – jak możesz mnie zostawić dla jakiegoś faceta?
- Skąd wiesz?
- Skąd wiem? Nie wiem. Może twój ex mi powiedział. A wiesz co jest najgorsze?! Że zrobił to on, nie ty.
Kiedy w końcu się uspokoiła opowiedziałam jej wszystko. Nie chciała żebym wlatywała, ale wie że mnie nie zatrzyma. Postanowiłyśmy więc razem dobrze przygotować się do egzaminów. Oraz się należycie pożegnać.

Więc taka jest właśnie moja historia. Mamy dwudziesty drugi czerwca, a ja za godzinę mam samolot. Lecę do Dereck'a. Tata i Zoey zdążyli pogodzić się z moją decyzją. Wczoraj byłam w barze pożegnać się z Bary'm. Rano pożegnałam się z Kat. Dobrze zdałyśmy egzaminy. Jeszcze nie wie co chce robić, ale obiecała mnie dowiedzieć w Londynie. Obie płakałyśmy.
- Effy! - Woła mnie tata.
Schodzę do niego i Zoey oraz mamy, po czym ruszamy na lotnisko. Po dziesięciu minutach jesteśmy. Załatwiam wszystkie sprawy związane z odlotem i staję przed rodziną. Klękam przed Zoey i przytulam ją.
- Bede tęsknic – mówi.
- Ja też. Ale przylecisz niedługo z tatą? - Kiwa głową – kocham cię.
Całuję ją w czoło i wstaję. Przytulam tatę.
- Ja też będę tęsknić. Uważaj na siebie – mówi.
- Ty też. I na Zoey. Kocham cie.
- Ja ciebie też.
Patrzę na mamę i jedyne co mówię to:
- Uważaj na nich.
Widzę, że nie takiej reakcji się spodziewała, ale to nie moja wina. Jeszcze raz się żegnamy, biorę swój bagaż podręczny i idę do samolotu. W oczach mam łzy, ale cieszę się.

Kiedy docieram do Londynu i biorę swoje bagaże, wychodzę przed budynek należący do lotniska. Szukam Dereck'a. W pewnym momencie podchodzi do mnie jakiś mężczyzna i mówi:
- Effy? - Kiwam głową – tata Derecka. Miło mi cię poznać – uśmiecham się i ściskam jego rękę.
- Gdzie Dereck?
Wskazuje ręką przede mnie i widzę chłopaka idącego w moją stronę. Gdy tylko jest bliżej rzucam mu się w ramiona i mocno tulę.
- Cudownie znów cię widzieć. Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem – mówi i całuje mnie mocno, wolno i namiętnie.
Nie zwracam uwagi na gapiów. Cieszę się, ponieważ razem zaczynamy nowe życie. Wspólne.


KONIEC
Jak wam się podobało, możecie wyrazić swoją opinię w komentarzach? :)

środa, 11 września 2013

empatia część 9

- Co ona tu robi? - Spytałam zaznaczając każde słowo.
- Witaj Effy. Naprawdę stałaś się piękną kobietą – powiedziała.
- Co ona tu robi? - Powtórzyłam pytanie – tato!
- Kochanie usiądź – pokręciłam głową z oczami pełnymi łez – twoja mama przyjechała, ponieważ...
Tata nie mógł wydusić z siebie słowa. Mama go wręczyła i rzuciła wesoło:
- Postanowiliśmy się zejść.
Wytrzeszczałam oczy jeszcze bardziej, ze złości nie pozwoliłam polecieć łzom. Wbiegłam na górę i trzasnęłam drzwiami. Nie mógł tego zrobić, nie teraz. Przecież... co z Luisą? Miałam mętlik w głowie. Próbowałam sobie wmówić, że to jakiś głupi żart. Zły sen, z którego zaraz się obudzę. Głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej. Przebrałam koszulkę, wypakowałam torbę i zbiegłam na dół. Kiedy chciałam wyjść, drzwi się otworzyły i weszła szczęśliwa Zo. Już czułam się źle, wiedząc co za chwilę się stanie. Weszła do kuchni i stanęła. Po czym powiedziała swoim słodkim głosikiem:
- Dzień dobry – ona nie wiedziała, ale za chwilę miała się dowiedzieć.
- Cześć Zoey. Jak ty wyrosłaś! - Powiedziała mama i uśmiechnęła się.
- Kim pani jest? - Spytała siostra.
Nikt nie raczył się odezwać. Łzy leciały mi po policzkach. Jeśli tata tego nie powiem, to zrobię to ja. A jeśli zamierza do niej wrócić, to odejdę z tego domu.
- Czemu płaczesz Effy? - Spytała tym razem mnie Zo.
- Ponieważ – zaczęłam pociągając nosem – nasz kochany tatuś zostawił Luisę dla tej... - nie mogłam znaleźć żadnego słowa, więc wydusiłam tylko – kobiety – ze słyszaną odrazą w głosie.
- Tato, czemu?
- Kiedyś to zrozumiesz – odparł tata.
- Powiedz jej – rzuciłam stanowczo, a kiedy nie zareagował, dodałam – powiedz jej!
- Zoey – zaczęła mama.
- Nie ty! - Krzyknęłam – on.
Wskazałam na tatę i wyszłam z domu. Znów trzasnęłam drzwiami. Musiałam iść. Nie wiedziałam tylko gdzie. Muszę z kimś porozmawiać. Nie mogę z Kat, jest z chłopakami na mieście. Adam? Wjechał. Dereck. Musiałam znaleźć Dereck'a. Kiedyś wspominał gdzie mieszka. Przypomniałam sobie, złapałam taksi i podałam adres. W dziesięć minut znajdowaliśmy się pod ładnym blokiem. Zadzwoniłam do drzwi i czekałam. Miałam czerwone oczy od łez i suche usta. Drzwi się otworzyły i stanął w nich Dereck w samych dresach. Miał wyrzeźbiony brzuch. Oparł się o framugę i patrzył na mnie dziwnie. Jakby jadowitym wzorkiem. Domyśliłam się...
- Wiesz? - Spytałam ledwo słyszalnie.
- Mamy nie ma. Pojechała do siostry się wyżalić – odparł smutny – ostrzegałem ją. Ale nie chciała słuchać – pociągnęłam nosem – czego chcesz? Nie jestem w nastroju.
Zwlekałam z odpowiedzią. Nie wiedziałam co powiedzieć. Kiedyś opowiadałam mu o tatuażu i o mamie. Tylko wspomniałam. Tatuaż miał z nią jakiś związek, dlatego znał tę historię.
- Mama wróciła – wydukałam tylko i znów się rozpłakałam.
Jego postawa do mnie momentalnie się zmieniała. Wyprostował się, zrobił wielkie oczy i wziął mnie w ramiona. Zaczęłam płakać mocniej i głośniej. W końcu wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Położył mnie na łóżku i sam rzucił się obok. Gładził mnie po ramieniu, odgarniał włosy z czoła i nic nie mówił. W duchu mu za to dziękowałam. Zamknęłam oczy, przytuliłam się do niego bardziej i zasnęłam.

DERECK
Effy śpi. Jest przytulona do mnie, lecz widzę jak jej klatka piersiowa unosi się i opada. Byłem zły na jej tatę, a może i tez na nią. Jednak kiedy zobaczyłem ją w moich drzwiach... Była taka piękna i smutna. Chciałem zrobić coś, by nigdy więcej nie była smutna. By była tylko moja. Nie żebym był wrednym egoistą, ale cieszę się, że nasi rodzice się nie spotykają. Nie mógłbym znieść myśli, że ta dziewczyna, ta sama która leży obok byłaby tylko moją siostrą. Nie wytrzymałbym.
Przebudza się. Powoli otwiera zapłakane oczy i patrzy na mnie.
- Jak się czujesz? - Pytam troskliwie.
Przeciera oczy i mówi cicho:
- Przepraszam – patrzę na nią osłupiały – za mojego tatę.
- Przestań. To nie twoja wina. Może lepiej dla nas? - Pytam i puszczam jej oko.
Ku mojemu zaskoczeniu nie uśmiecha się.
- Chodzi o moją mamę – tłumaczy – nie chcę... nie chcę by wrócili do siebie. On na nią nie zasługuje. Przecież ona nas skrzywdziła, zostawiała, więc dlaczego nagle teraz chce wracać?
Głos jej się podnosi. Uspokajam ją, gładząc po głowie i całując w rękę, czoło i ramię.
- Wszystko będzie dobrze, ułoży się. Pomogę ci.
Mówię po czym ją całuję. Jej wargi są słone od łez, lecz i słodkie. Całujemy się w najlepsze. Moje ręce odnajdują drogę pod jej koszulką i gładzę kciukiem jej brzuch. Jej ręce wędrują po moich plecach. Zaczynam całować jej szyję, obojczyki, po czym znowu wracam do usta. Powoli przestaje, więc spoglądam na nią pytająco.
- Muszę... - chrząka – praca.
Mówi słodko i uśmiecha się. Daję jej szybkiego causa, po czym wstajemy.


EFFY
Do pracy podrzucił mnie swoim cadillakiem escalade, po czym otworzył mi drzwi i poszliśmy. Przeżyłam lekkie deja vu, tylko że zamiast Adam'a był Dereck. Może nawet byłam tym faktem uszczęśliwiona. Chwilę po nas przyszedł Bary. Zdziwił się, że zobaczył Dereck'a, lecz przedstawiłam ich sobie. Tak, mnie też było trochę dziwnie. Jeszcze wczoraj widział mnie z innym chłopakiem. O matko... Dereck pomógł mi wszystko przygotować. Czekałam aż o dziewiętnastej przyjdą pierwsi klienci i gdy tylko drzwi się otworzyły, odwróciłam się by przygotować kufle.
- Effy – powiedział zmieszany Dereck.
Odwróciłam się i zobaczyłam moją siostrę. Wybiegłam zza lady i kucnęłam przed nią, a Dereck obok. Dygotała z zimna i była cała przemoczona.
- Zoey, co ty tu robisz? Co się stało? - Pytałam.
- Przepraszam, ale nie mogłam. Ona tam jest. Nie wiedziałam co robić.
Odparła i przytuliła się do mnie.
Po dziesięciu minutach, kiedy trochę ją osuszyłam, posadziłam na stołku wewnątrz baru i zrobiłam ciepłe kakao.
- A tera mów – powiedziałam i zaczęłam zaplatać jej warkocza.
- Zachowywali się jak gdyby nigdy nic. Nie znam jej, dziwnie się czułam, kiedy do mnie mówiła. I jestem zła na tatę.
- Kochanie, tak mi przykro- powiedziałam i dałam jej całusa w czoło – tata wie, gdzie jesteś?
Pokręciła głową, po czym dodała cicho:
- Zamknęli się w sypialni – i spuściła wzrok.
- Zoey, chcesz zagrać w rzutki? - Spytał Dereck, jakby wiedział, że chcę zadzwonić.
Zo uradowana poszła z nim. Miły widok. Wyciągnęłam telefon i zanim zadzwoniłam zaczepił mnie Leo.
- Effy – zaczął, lecz mu przerwałam.
- Nic nie mów. Po postu się do mnie nie odzywaj. Nie bez potrzeby.
Poszedł na zaplecze, a ja wybrałam numer taty i wcisnęłam połącz. Odebrał po czterech sygnałach, w oddali było słychać śmiech mamy. Byłam zła.
- Halo? - Spytał.
- Czy wiesz, gdzie jest teraz twoja córka?
- Jesteś w pracy.
- A ta druga córka?
- Siedzi na górze.
- Mhm... Pozostań dalej w takim przekonaniu.
Rozłączyłam się. Nie minęły dwie minuty gdy telefon znów zawibrował i odebrałam.
- Gdzie jest? - Spytał roztrzęsiony tata.
- Przyjechała do mnie do pracy – odparłam spokojnie – jest za mała żeby sobie z tym poradzić. Dereck ją później odwiezie, nie martw się. I nie przyjeżdżaj.
Dodałam na koniec i znów się rozłączyłam. Mimo że byłam na niego wściekła, nie mogłam mu tego robić. Wciąż był moim tatą i mocno go kochałam.
Wrócił Dereck z Zo. Mała usiadła na stołku obok niego i piła swoje kakao. Po chwili przyszedł też Leo.
- Idź po zamówienie do tamtego stolika – powiedziałam do niego i wskazałam stolik.
- I co? - Spytał Dereck, kiedy Leo odszedł.
- Mam prośbę, odwieziesz ją?
- Jasne – uśmiechnął się i dodał – dla ciebie wszystko.
Leo akurat to usłyszał i widziałam po nim, że jest wściekły.
- Nie chcę wracać – wtrąciła nagle Zo.
Popatrzeliśmy po sobie z Dereck'iem i powiedziałam:
- Okey, jeszcze nie.
Uśmiechnęła się i patrzyła jak pracuję.
Około dwunastej zasypiała, więc Dereck wziął ją na ręce i wyszliśmy przed bar. Wyglądali naprawdę słodko. Posadził ją na tylne siedzenie i zapiął pas.
- Effy – rzuciła cicho Zoey – proszę jedź ze mną. Nie chcę sama – mówiła sennym głosem.
- Nie dasz rady się zwolnić dziś? Jest Leo, da sobie radę – spytał Dereck i miał rację.
Powiedziałam im, żeby zaczekali i wróciłam do baru.
- Bary, mogę wrócić dziś? - Uniósł pytająco brwi – problemy rodzinne.
- Jasne mała. Leć.
Uśmiechnął się, więc poszłam do szafki po swoje rzeczy. Kiedy wychodziłam Leo mierzył mnie wzrokiem i flirtował z jakąś zalaną blondynką. Podeszłam do Dereck'a i zobaczyłam jak się uśmiecha. Otworzył mi drzwi i zanim usiadłam koło Zoey, powiedziałam:
- Dziękuję. Bardzo.
Uśmiechnął się szerzej i wsiadłam. Kiedy sam usiadł za kierownicą, ruszyliśmy.
Dereck wniósł małą na górę. Wskazałam mu mój pokój. Położył ją na materacu. Zdjęłam jej kurtkę i buty. Miała dresy i koszulkę z krótkim rękawem, wiec mogła tak spać. Do mojego pokoju wpadł tata.
- Tak się cieszę – zaczął i chciał podejść do Zo.
Stanęłam mu na drodze i wiedziałam, że łamię mu w ten sposób serce.
- Zostaw – z trudem wypowiedziałam te słowa – zostaw to do jutra.
Kiwnął głową i zwrócił się do Dereck'a.
- Cześć.
Ten tylko kiwnął mu głowa, więc tata wyszedł zamykając za sobą drzwi.
- To ja już będę leciał – podszedł do mnie i chyba chciał mnie pocałować, lecz po prostu tak staliśmy. Nie chciałam by sobie szedł, dlatego zaproponowałam by został. Zgodził się i zdjął koszulkę. Znów mogłam podziwiać jego umięśniony brzuch i klatę. Sama zdjęłam spodnie, lecz założyłam desy. Koszulki nie zmieniałam, tylko spod spodu zdjęłam stanik i wcisnęłam się pomiędzy Dereck'a a Zo.
Przytuliłam się do chłopaka. Po chwili poczułam jak Zo mnie tuli, więc jednak odwróciłam się i także ją tuliłam. Dereck za to wtulił się w moje plecy i zasnęliśmy. 


kolejna część w sobotę :)
 

wtorek, 10 września 2013

empatia część 8

 
Było dziesięć po szóstej, kiedy zjawił się Leo. Pokazałam mu wszystko i co chwila pytałam czy jet pewny tej pracy. Chciałam go przekonać żeby odszedł. Może i jestem egoistką, ale nie wytrzymam z nim tak długo. Postanowiłam, że dam mu niezły wycisk.
O dziewiętnastej jak to wiadomo zaczęli pojawiać się stali klienci. Bary powiadomił mnie, że dziś też się spóźni. Pierwsi klienci podchodzili często do baru by coś zamówić i zamienić ze mną parę zdań. Dwóch starszych panów podeszło i tym razem. Znałam ich imiona, lecz rzadko ich używałam.
- Witaj Effy, kto to jest? - Spytał jeden z nich.
- Nowy nabytek – odparłam ze śmiechem i zwróciłam się do Leo – dwa piwa.
- Skąd wiesz, przecież nie zapytałaś – odparł, ale zrobił to o co prosiłam.
- Widać, że nowy – powiedział drugi z nich.
Zaśmialiśmy się, wzięli piwo i usiedli do stołu. Włączyłam telewizję na kanale z wiadomościami, lecz trochę ściszyłam.
- Jest coś takiego jak stali klienci – wytłumaczyłam Leo, który bacznie mi się przyglądał – co?
- Nic, po prostu uważam, że jesteś za piękna by tu pracować.
Westchnęłam i poszłam do toalety.
Dochodziła dwunasta, a ludzi było pełno. W telewizji puszczali transmisję na żywo z jakiegoś meczu, więc zebrały się tłumy, by wspólnie oglądać. Cieszyłam się, bo może dzięki temu Leo odechce się tu pracować. Nie lubił zbytnio głośnego tłumu, a tu nie mógł narzekać. Nie zawsze nadążał, rozlewał piwo kiedy zanosił do stolików, więc ja to przejęłam. Przyszedł Adam z kolegami oraz Dereck, też z kolegami. Usiedli do stołów obok siebie. Podeszłam najpierw do stołu, gdzie siedział Adam. Uśmiechał się, lecz to nie był zbyt przyjemny uśmiech.
- Cześć, co podać? - Spytałam.
- Jesteś w menu? - Spytał jeden z nich, a reszta się zaśmiała.
Nie było to zbyt miłe, zwłaszcza, że Adam też się śmiał, ale przecież umiałam sobie z takimi sprawami radzić.
- Jeszcze nie – odparłam i znów ryknęli śmiechem.
Złożyli zamówienie, zaniosłam je do Leo, a on spytał zanim odeszłam.
- Czemu mu na to pozwoliłaś?
Bary stał obok i się zaśmiał. Zaczął tłumaczyć mu `naszą` strategię, a ja podeszłam do stolika Dereck'a. On z kolei uśmiechał się łagodnie i tak seksownie.
- Cześć – powtórzyłam – co dla was?
- Cztery piwa.
- Coś jeszcze?
- Powiedział bym to samo co on, ale nie jestem takim dupkiem – odezwał się Dereck.
- Daj spokój - powiedziałam łagodnie – on nie jest ważny.
Znów uśmiechnął się tak słodko, że serce mi przyspieszyło. Wróciłam do baru i wzięłam zamówienie dla stołu Adam'a.


LEO
Eff bierze tacę z pięcioma piwami i zanosi do stolika, przy którym siedzi ten nowy z klasy. Nie wiem czemu nie lubi jak mówię Eff. Przecież to brzmi tak seksownie. Chcę ją odzyskać, bardzo, ale nie chcę jej denerwować, dlatego nie mówię tak przy niej. Idzie i porusza swoimi biodrami w rytm muzyki, która cicho wydobywa się z radia. Jest taka piękna i seksowna, że jedyne oczyma marzę to rzucić ją na łóżko. Nie żebym był jakiś zboczony, ale mam te swoje dziewiętnaście lat i moje hormony szaleją. Czy to dziwne, że mam ochotę na seks? Nie. A że z Effy? Nie. Wiem, że każdy facet na uczelni jej pragnie. Wiem nawet co niektórzy robią przy jej zdjęciu...
Wraca. Ma uśmiech na twarzy, lecz nie wiem czy jest szczery. Po drodze rozmawia z różnymi facetami. Dziwne trochę, no ale pracuje tu jakiś czas. Stawia tacę na blacie, a ja kładę kolejne cztery piwa dla Dereck'a i jego kolegów.
- Może ja zaniosę? - Pytam.
- Nie, dam radę.
Po czym odchodzi. Wyczułem w jej głosie jakby coś ją ciągnęło do tego Dereck'a. Widziałem to też na imprezie kilka dni temu. Mimo jej twierdzeń, że są tylko przyjaciółmi nie wierzę. Czuję, że między nimi jest coś więcej. Muszę to popsuć, jest zbyt dobrym konkurentem. Nie mogę jej znowu stracić. Odzyskam ją za wszelką cenę.
Wraca i staje obok mnie. Patrzy na mnie, a ja się uśmiecham. Powoli odwzajemnia uśmiech i odwraca głowę. Zaczyna wycierać blat. Po chwili orientuję się, że ciągle się na nią gapię. Zwraca mi uwagę:
- Czemu tak patrzysz?
- Nie wiem – odpowiadam – jak ma się Zoey?
Zaskakuję ją tym pytaniem. Punkt dla mnie.
- Dobrze. Cieszy się, że tata znalazł dziewczynę – rozmowa robi się swobodniejsza, a ja staram się znajdować bliżej niej.
- A ty? - Pytam i nasze twarze znajdują się blisko.
- Przestań – mówi stanowczo kładąc rękę na mojej piersi – przestań to robić. Nie uda ci się.
- Tak myślisz?
Patrzy na mnie wielkimi oczami. Całuję ją, lecz to nie trwa długo. Odpycha mnie i wymierza policzek, po czym rzuca ścierką i wychodzi.

EFFY
Siedziałam na murku i paliłam papierosa. Byłam zła. Zła? To mało powiedziane. Byłam wściekła! Wiedziałam, że praca z Leo będzie trudna, no ale posunął się za daleko. Co on sobie myślał? Nie, stop. On chyba nic nie myślą. Skompromitował mnie. A na domiar złego jest to, że Adam, Dereck i kilka innym osób to widziało. Po chwili Adam usiadł koło mnie i utknął swoje zielone oczy w moich.
- Nie bądź zła. Większość facetów na ciebie leci. Dziwisz się? Jesteś naprawdę ładną dziewczyną.
- Przestań – powiedziałam cicho, lecz stanowczo – przestań mieszać mi w głowie.
- To ty mieszasz mi.
Wyrzuciłam papierosa. Spojrzałam przed siebie i zamknęłam oczy. Chciałam się uspokoić, a wciąż mną miotało. Zewnętrznie i wewnętrznie. Pomyślałam o Adam'ie, ale to nie pomogło. Zaryzykowałam więc i pomyślałam o Dereck'u. O tym jaki był miły, o jego oczach, uśmiechu. I tych ustach. Poczułam się lepiej. Otworzyłam oczy i spojrzałam znów na Adam'a.
- Widzisz, już się uspokoiłaś.
- Dzięki.
- Ale to nie moja zasługa. Tylko Derecka – powiedział, a ja wytrzeszczałam oczy – potrafię odczuwać ludzkie uczucia, jeśli są wyjątkowo głośne. Twoje są, dlatego wiedziałem zawsze co czujesz. I wiem teraz.
Nie patrzyłam na niego, nie mogłam. Nie wiedziałam co myśleć.
- Nie martw się. Wyjeżdżam jutro. To co chciałaś, między nami... nie udałoby się. Naprawdę jesteś zakochana w Derecku.
- Adam...
Zaczęłam lecz przerwał mi pocałunkiem. Jego usta były zimne i smakowały piwem. Pocałunek był długi i wolny. Kiedy się oderwaliśmy powiedział:
- Chciałem to zrobić – uśmiechnął się i wyprostował – żegnaj Effy. I powodzenia.
Po czym poszedł w ciemność i zniknął. Siedziałam jak idiotka trzymać palec na wargach. Nie wiedziałam, nie pojmowałam co się przed chwilą stało. Czy on... On właśnie mnie... Pocałowaliśmy się. Ale on wyjeżdża. Nie wiem czy mam się cieszyć, ponieważ będę mogła się skupić na Dereck'u, czy... Na razie nie chcę o niczym myśleć.
Po chwili jednak Dereck wyszedł z baru i rozglądnął się wkoło. Gdy mnie ujrzał podszedł i kucnął przede mną. Był taki przystojny i kochany...
- Wszystko w porządku?
Spytał, gdy wezbrały mi łzy w oczach. Nie mogłam z nim być, to było najtrudniejsze. Nie wiedziałam co robić, a pragnęłam go z całych sił. Nic nie mówiąc wtuliłam się w niego. Łzy leciały mi cicho po policzkach, a on gładził moje włosy. Wyciągnął mnie na długość swojego ramienia i zarzucił za ucho kosmyk włosów.
- Będzie dobrze.
Powiedział po czym pocałował mnie w czoło. To było tak słodkie, że serce rozdarło mi się na pół. Kiwnęłam głową i wróciliśmy do środka.

Na następny dzień profesor powiadomił nas, że Adam się przeprowadzi. Kat spojrzała na mnie porozumiewawczo, a ja tylko się uśmiechnęłam. Odwiozła mnie wczoraj do domu i wszystko jej opowiedziałam. Na lunchu szukałam Dereck'a lecz nigdzie nie mogłam go znaleźć. Bolała minie głowa, więc zwolniłam się z dwóch ostatnich zajęć i pojechałam do domu. Kiedy weszłam doznałam szoku. W kuchni z moim tatą siedział nie kto inny jak moja matka. Stanęłam jak wryta i czekałam.


Tak się zastanawiam, następna część jutro? :)
+ co myślicie o wypowiedziach z różnych bohaterów? :D

http://ask.fm/lollelita w razie pytań

niedziela, 8 września 2013

empatia część 7

 
Do miasta jechaliśmy w ciszy jego czarnym fordem mustangiem z 67 roku. Kiedy zaparkował pod kawiarnią, w której zazwyczaj przesiadywałam z Kat, zapytałam:
- Co tu robimy?
Jednak on nic nie odpowiedział. Wysiadł z auta, okrążył je i otworzył mi drzwi. Było to miłe, ale i trochę krępujące.
- Skusisz się na kawę w moim towarzystwie? - Spytał z rozbrajającym uśmiechem.
Kiwnęłam głowa, odwzajemniłam uśmiech i weszłam do kawiarni. Zamówiłam cappuccino, a on małą czarną. Kiedy dostaliśmy zamówienie spytał:
- Dereck to twój chłopak? - Prosto, bez ogródek czy owijania w bawełnę.
- Nie, to... tylko przyjaciel – kiwnął głową – czemu pytasz?
Wzruszył ramionami i zmienił temat. Zaczęliśmy rozmawiać o szkolnej drużynie, potem o muzyce i dochodziła osiemnasta. Wyszliśmy z kawiarni i znów otworzył mi drzwi do samochodu. Kiedy sam usiadł za kierownicą i zapiął pas, zapytałam:
- Dlaczego pytałeś o Derecka?
- Nie chcesz wiedzieć – odparł i ruszył. Miał dziwny wyraz twarzy.
- Chcę.
Nic więcej nie powiedział. Znów jechaliśmy w ciszy. Zaparkował pod barem i zgasił silnik.
- Wiem, że otwieracie dopiero o siódmej, ale może zagramy w bilarda?
- Jeśli znajdę czas.
Wymieniliśmy uśmiechy i wzeszliśmy od zaplecza. Barney'a nigdzie nie było, więc pomyślałam, że się spóźni. Po chwili potwierdził to mój telefon.
- Co jest? - Spytał Adam podchodząc.
- Szef... spóźni się trochę. Muszę przygotować bar, więc nie wiem czy z tobą zagram.
Powiedziałam lekko uradowana, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia o grze w bilard. Znaczy miałam, może, ale nie umiałam w praktyce i nigdy nie grałam. Ku mojemu zaskoczeniu Adam odłożył trzymany w ręku kij i spytał z uśmiechem:
- Od czego zaczynamy?
Pomógł mi ustawić stoły i krzesła, przygotować bar i otworzyć drzwi. Zajęło nam to około czterdziestu minut. Kiedy skończymy, rzuciłam:
- Zaraz wracam.
Podczas gdy ja zakładałam fartuch, on ustawił bile i przygotował kije. Wyszłam do niego i od razu się przyznałam, biorąc kij:
- Nie umiem grać.
- Panie mają pierwszeństwo – wskazał z uśmiechem, żebym zaczęła.
Stanęłam przed stołem, przed białą bilą i czułam się żałośnie. Nie wiedziałam nawet jak poprawnie trzymać kij. Po chwili poczułam czyjś oddech na karku. Adam. Położył mi ręce na biodrach i `zgiął` moje ciało w pół, później ustawił moje ręce i palce na stole. Pokazała mi jak trzymać kij. Było słychać jednie nasze oddechy. Jego spokojny, a mój przyspieszony. Serce waliło mi jak oszalałe, ledwo stałam na nogach. Kiedy trzymałam poprawnie kij, położył swoje ręce z powrotem na moich biodrach i czekał. Czekał na mój ruch. Wzięłam głęboki wdech i w tym samym czasie co miałam uderzyć w bilę, wszedł Bary i krzyknął:
- Effy!
Chybiłam w kulę i odskoczyłam od Adam'a.
- Dzień dobry – powiedział chłopak.
- Cześć – odparł Bary – przeszkadzam?
- Nie, właśnie miałem iść – powiedział Adam z uśmiechem i mrugnął do mnie – wpadnę później.
Skinął Bary'emu i wyszedł.
- Przeszkodziłem? - Spytał żałośnie szef, a ja pokręciłam głową.

DERECK
Dochodzi jedenasta. Mama śpi, a ja wychodzę z chłopakami do baru. Ross, Jay i Vince zawsze lubią wychodzić gdzieś na piwo. Wsiadam do samochodu, którym przyjechali i ruszamy.
- Co dziś polecacie panowie? - Pyta Jay, który siedzi obok kierowcy i pali papierosa.
Podaje im bar, w którym pracuje Effy. Mam ochotę ją zobaczyć. Pragnę jej gdy tylko ją widzę. Chłopaki o tym wiedza, ale znają to jedno utrudnienie. Vince parkuje swojego cadillaca i wysiadamy. Idziemy do wejścia i od razu, gdy znajdujemy się w środku szukam jej wzrokiem. Stoi za barem i rozmawia z kimś. Chyba ze swoim szefem. Siadamy przy drugim stole na prawo za bilardem. Przed nami siedzi grupka chłopaków, poznaję tam Adam'a. Jednego ze szkoły. Przychodzi Effy. Patrzy się na nas i pyta:
- Co podać? - Uśmiecha się. Jay składa zamówienie, a ja się w nią wpatruję. Jest przepiękna.
Po chwili odchodzi.
- Zaraz wracam – rzucam chłopakom i idę za nią – cześć – mówię, siadając na stołku barowym.
Odwraca się w moją stronę, a jaj ciemne włosy lekko opadają na ramiona. Obdarza mnie swoim uśmiechem i odpowiada:
- Cześć. Co słychać?
- W porządku. A u ciebie? - Znów się uśmiecha i podaje mi cztery piwa na tacy – jasne.
Mówię i zanim odchodzę, także się uśmiecham. Siadam do stołu, a chłopaki patrzą na mnie wzrokiem typu `i co?`. Nic nie mówię i biorę łyk. Po kilku minutach Ross i Vince idą grać w bilarda. Rozglądam się za Effy i widzę jak wychodzi na zewnątrz.
- Idź za nią – mówi Jay wyrywając mnie z zamyśleń.
- Co?
- Po prostu idź.
Uśmiecham się i idę. On zna mnie lepiej niż reszta, jest dla minie jak rodzony brat. Zawsze mogłem na niego liczyć, zawsze przy mnie był.
Wychodzę i widzę ją jak stoi obok wejścia i pali. Podchodzę, opieram się o ścianę i pytam:
- Palisz?
- Czasem – odpowiada z nutą rozbawienie w glosie – na uspokojenie emocji – dodaje poważnie.
- Coś się stało?
Patrzy na mnie pięknymi, brązowymi oczami i znów się uśmiecha. Lecz to nie jest ten sam uśmiech, co poprzednio. Ten jest... smutny. Nie wiem co jej jest, nie potrafię jej pomóc, ale nie chcę by była smutna. Po chwili patrzy wprost i zauważa swoich przyjaciół.
- Tylko tym razem się nie pobijcie – mówi znów z rozbawieniem, wyrzuca niedopałek i wraca do środka.
Kat mija mnie bez słowa i emocji na twarzy. Za nią wchodzi ten Colin. Na końcu idzie Leon? Leo? Leo. Nie wchodzi od razu za nimi, tylko zatrzymuje się obok mnie.
- Zostaw ją w spokoju – mówi z powagą.
- Nie licz na to. Nasi rodzice się spotykają, będę miał z nią częstszy kontakt niż ty – odpowiadam z tryumfalnym uśmiechem i wracam do chłopaków.

EFFY
Kiedy wróciłam za bar i dołączyli do mnie przyjaciele.
- Cześć – powiedziałam do Kat i Colin'a.
Po chwili wszedł Dereck, a za nim Leo. Nie bili się, ale pewnie rozmawiali. Jestem ciekawa o czym.
- Daj nam piwo – powiedziała śpiewnie Kat.
- Pokaż dokument tożsamości – powiedziałam poważnie, a oni zrobili wielkie oczy. Nagle wybuchnęłam śmiechem i nalałam im piwa.
Przyszedł Bary i przedstawiłam ich sobie.
- Nie szukacie może pracy dzieciaki? - Spytał ich, a oni popatrzyli po sobie.
- Barney ciągle próbuje kogoś znaleźć, by choć trochę mnie obciążyć – wytłumaczyłam.
- Byście dziesięć godzin pracowali z naszą piękną Effy! - Oświadczył, a ja zauważyłam jak Leo się napala.
- Ja jestem chętny – powiedział ku mojemu przerażeniu.
- Przyjdź z nią jutro. Pokaże ci co i jak. Od szóstej do czwartej rano – powiedział Bay i zniknął na zapleczu.
Leo się uśmiechał, jakby wygrał los na loterii, a ja? Ja byłam załamana. Nie wiedziałam co robić. Leo wciąż próbował mnie odzyskać, co nie było pomocne. Dereck mi się podobał, choć nie powinien i to co robimy jest złe. Ale po prostu nie mogę się oprzeć pożądaniu. No i jeszcze Adam. Nie wiem czemu, ale jest w nim coś co mnie pociąga. Ta tajemniczość, po prostu coś mnie do niego ciągnie. Byłam w kompletnej rozsypce. Musiałam to wszystko uporządkować i wybrać między Adam'em a Dereck'iem. Westchnęłam głęboko i zaparzyłam sobie kawy.

Na następny dzień na lunchu Leo zawracał mi głowę pytaniami o pracę. Co trzeba robić, jak trzeba robić. Miałam go dość, a jeśli pomyślałam o tym, że będę spędzać z nim dodatkowo dziesięć godzin dziennie, myślałam że oszaleję. Na lekcjach często wpatrywałam się w Adam'a, próbując rozgryźć co takiego mnie w nim pociąga. Na przerwach za to, kiedy mijałam Dereck'a wymienialiśmy zalotne spojrzenia i uśmiechy. Byłam w totalnej rozsypce, nie wiedziałam co robić. Jednak musiałam się zdecydować, ale to nie było takie łatwe. Poprosiłam Kat, by po zajęciach podrzuciła mnie do domu. Było zimno i padał deszcz, a ja chciałam założyć ciepły sweter. Kiedy wyjechałyśmy z parkingu należącego do uczelni powiedziałam:
- Mam problem i potrzebuję twojej pomocy ale nie chcę żebyś się śmiała.
Spojrzała na mnie zatroskana i odparła:
- Dawaj, co jest?
Opowiedziałam jej, że coś mnie kręci w obu chłopakach i, że nie wiem co robić. Kiedy skończyłam czekałam na jej reakcję, lecz ona nic nie mówiła. Po dłuższej chwili powiedziała w końcu:
- Musisz wybrać między nimi – nie tego się spodziewałam, lecz pozwoliłam jej mówić dalej – jednak wiesz, że między tobą a Dereckiem stoi coś na przeszkodzie? - Zapytała retorycznie, a ja mechanicznie pokiwałam głową – więc może skupisz się na Adamie?
Nic nie powiedziałam. Wiedziałam, że przyjaciółka ma trochę racji.
- Może gdyby Dereck był adoptowany, mielibyście szansę - uśmiechnęłam się – chyba, że waszym rodzicom nie wyjdzie.
- Kat, ale nie chcę psuć ich relacji. Zresztą wtedy też byłoby trochę niezręcznie...
- Ale nie aż tak – wtrąciła mi – spędzaj więcej czasu z Adamem. Jeśli cię bardziej będzie pociągał, może coś z tego wyjdzie i zapomnisz o Derecku.
Zaparkowała pod moim mieszkaniem.
- Może masz rację. Dzięki - uśmiechnęłam się i wysiadłam.
Przebiegłam kawałek by nie zmoknąć zbytnio i weszłam do domu.
- Cześć Effy, coś się stało? - Spytał tata, jak zwykle w kuchni.
Bardzo lubił gotować, więc przesiadywał w niej bardzo często.
- Nie, muszę się przebrać. Gdzie Zo?
- Śpi. Przyszła zmęczona i padła na łóżko.
Kiwnęłam głową, weszłam cicho do swojego pokoju i zdjęłam przemoczoną bluzkę. Założyłam podkoszulek i na to czarny sweter. Włosy spięłam w koka i wyszłam na metro.



Jak widzicie zastosowałam zmianę czasu i osoby :) Mam nadzieję, że wam się to spodoba, bo zdarzy się to kilka razy. Podłapałam ten pomysł jak czytałam moją ulubioną książkę :) Kolejna część planowana na wtorek, ale nie ma pewności. Nie wiem czy mi się uda, mam sporo do nadrobienia. Jestem do tyłu :) To chyba wszystko xoxo

http://ask.fm/lollelita

czwartek, 5 września 2013

empatia część 6

Kiedy wysiedliśmy z kolejki chwilę potrwało zanim odzyskałam świadomość. Dereck podszedł do mnie śmiejąc się i spytał:
- Jak się czujesz? Mogłabyś wygrać konkurs krzyku.
- Spadaj – odparłam – muszę się napić.
Poszliśmy do budki z hot-dogami i kupiłam sobie colę, a Zoey wodę i hot-doga. Usiedliśmy na ławce by spokojnie zjadła. Po chwili dołączył Dereck z Ivan'em.
- Co robisz wieczorem? - Zapytał.
- Umówiłam się z przyjaciółka – byłam wdzięczna, że nie musiałam kłamać, ponieważ to niestosowne.
Dereck nie może mi się podobać, nasi rodzice się spotykają, to byłoby nie fair. Zrobił smutną minę i powiedział:
- Nie możesz tego przełożyć?
- Czemu ci tak zależy? - Zapytałam nagle.
- Chciałem zabrać cię na imprezę – spojrzałam na niego dając mu do zrozumienia ostatni prawie-pocałunek, więc dodał szybko – jako kumple. A może i przyszłe rodzeństwo.
Zaśmialiśmy się.
- Obiecałam jej.
Kiwnął głową, pożegnał się i poszli z kuzynek. Wraz z Zoey chodziłyśmy jeszcze po lunaparku, zwiedzając różne atrakcje, aż w końcu wróciłyśmy do domu. Zjadłyśmy coś, zadzwoniłam do Kat i umówiłam się z nią na wieczór. Przebrałam się w długie spodnie rurki i zarzuciłam kurtkę. Oświadczyłam tacie, że wychodzę i zeszłam na dół, gdzie czekała przyjaciółka.
- Gotowa na imprezę? - Spytała, kiedy ruszałyśmy.
- Myślałam, że idziemy na miasto.
- Zmiana planów. Dostałam wiadomość na Facebooku, że jest niezły melanż na przedmieściach.
- Domówka? - Mruknęła.
Jechałyśmy w ciszy, aż w końcu wypaliłam.
- Mam problem.
Spojrzała na mnie ukradkiem.
- Co jest?
- Pamiętasz tego Derecka? Syna dziewczyny taty? - Kiwnęła głową, domyślając się do czego zmierzam – wpadł mnie odwiedzić, gdy nie było mnie w szkole. I prawie się pocałowaliśmy.
- Prawie?
- No wiesz... - Opowiedziałam jej wszystko.
Na koniec wypuściła wstrzymywane powietrze i powiedziała:
- Wiesz, że to trochę nie w porządku?
- Tak, dlatego muszę trzymać się od niego z daleka - Kat nic nie dodała. Zaparkowała przed domem tego kogoś i wysiadłyśmy. Uśmiechnęła się na zachętę i weszłyśmy do wielkiego domu w stylu wiktoriańskim. Muzyka grała głośno, wszędzie było pełno ludzi, alkoholu i narkotyków. Dostałyśmy się do kuchni, która była na samym końcu domu i natknęłyśmy się na Leo z Colin'em.
- Cześć! - Próbowali przekrzyczeć muzykę.
My z Kat się nie starałyśmy. Kiwnęłyśmy im głową na przywitanie i wzięłyśmy od nich po piwie. Kiedy upłynęła pierwsza godzina poszłam poszukać łazienki. Znajdowała się na piętrze. 


Kolejna część powinna pojawić się w niedzielę Wbaczcie, ale mam blokadę i nie mam dalej nic :x dupa.
:)

http://ask.fm/lollelita 

poniedziałek, 2 września 2013

emaptia część 5

- Idziesz dziś do pacy? - Spojrzałam na Dereck'a skąd wie – twój tata mówił.
- Nie – odparłam.
- Więc mogę zostać – spojrzałam na niego spode łba – chyba, że nie chcesz i mam sobie iść.
- Zaczęło mocno padać. Podejrzewam, że nie masz samochodu i zanim złapałbyś taksówkę, lub dobiegł do stacji meta byłbyś mokry. Później pewnie byś zachorował tak jak ja i miałabym cię na sumieniu.
Patrzył na mnie z szerokim uśmiechem, ukazując lekkie dołeczki. Był przystojny, lecz nie pociągał mnie w ten sposób. Może patrzyłabym na to inaczej, gdyby nasi rodzice się nie umawiali.
Nagle zadzwonił mój telefon, a na ekranie wyświetliło się tata. Odebrałam i powiedział:
- Hej, jak się czujesz? Idziesz do pracy?
- Jeszcze żyję i nie. A w jak się bawicie?
- W porządku. Dereck jeszcze jest? - Mruknęłam – będziemy wieczorem.
- Okey. Bawcie się dobrze.
Po czym się rozłączyłam.
- Masz dziwnych przyjaciół tak w ogóle – spojrzałam na niego głupio – podszedł dziś do mnie jakiś chłopak. Miał blond loki i haczykowaty nos.
- Leo – powiedziałam cicho – co mówił?
- Jest twoim chłopakiem? - Pokręciłam głową z obawą. Dereck zaśmiał się szczerze i kontynuował – zaczął mi grozić, że mam się od ciebie odczepić, bo jesteś jego.
Schowałam twarz w dłonie, a po chwili zaczęłam się śmiać wraz z chłopakiem.
- Przepraszam za niego. Byliśmy razem rok, po czym zerwałam i on dalej próbuje mnie odzyskać.
- Nie dziwię mu się – po chwili załapałam o co chodzi i rumieńce wstąpiły mi na twarz – też bym walczył o taką dziewczynę jak ty.
Nasze twarze były tak blisko siebie. Wiedziałam, że nie możemy, jednak nie mogłam oprzeć się takiej pokusie. Kiedy nasze usta zetknęły się, odskoczyłam jak oparzona i zaczęłam szybko.
- Przepraszam, ale... co m robimy? - Zaczęłam zastanawiać się na głos.
- Nie, to moja wina. Wybacz, po prostu... Nie mogłem się oprzeć.
- To nie fair.
- Wiem. Przepraszam – po chwili przełamał krępującą ciszę – chodź, zjemy coś.
- Idź. Zaraz do ciebie dołączę, tylko coś narzucę.
Kiedy wyszedł, wolno wstałam i założyłam puchaty, różowy szlafrok i kapcie. Zeszłam na dół i spytałam:
- Co robimy?
- Co powiesz na lazanię? - Kiwnęłam głową z uśmiechem i usiadłam przy stole.
- Ty robisz – zaśmiał się i zaczął wyciągać potrzebne składniki - udawajmy, że to się nigdy nie stało.
Stanął w bezruchu, a po chwili spojrzał na mnie i powiedział cicho:
- Przecież nie zrobiliśmy niczego.
Wymieniliśmy uśmiechy i zmieniliśmy temat.

Kiedy tata z Zoey wrócili, Dereck poszedł. Wyszłam z łazienki i zastałam w kuchni tatę. Dosiadłam się do stołu i zapytałam:
- Jak było? - Spojrzał na mnie – przepraszam. Za tamto, nie chciałam.
Kiwnął głową i uśmiechnął się. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy po czym wstałam.
- Idziesz jutro do szkoły?
- Raczej tak.
- Więc idź spać. Dobranoc.
Wymieniliśmy uśmiechy i weszłam na górę. Zaszłam jeszcze do Zoey i spytałam:
- Jaka jest?
- W porządku – spojrzała na mnie – damy radę.
Uśmiechnęłam się lekko.
- W sobotę idziemy do lunaparku - zanim zdążyła zacząć krzyczeć czy coś, zamknęłam drzwi i poszłam do swojego pokoju, i poszłam spać.

- Czemu cię wczoraj nie było? - Spytała Kat podchodząc do mojej szafki.
Wyciągnęłam książkę od angielskiego i trzasnęłam drzwiczkami. Byłam zła na przyjaciółkę, że wczoraj się tym nie przejęła. Dopiero dziś rano zdałam sobie z tego sprawę.
- Przepraszam, że nie zadzwoniłam - zaczęła jakby czytała mi w myślach – próba nam się przeciągnęła.
- Więc cheerleaderki są ważniejsze od przyjaciółki? - Kiedy nie odpowiedziała, dodałam – nieważne. Źle się czułam.
Poszłyśmy na lekcję i zajęłyśmy miejsca. Przed nami usiadł Leo z Colin'em, a za Adam.
- Co się stało Eff? Praca cię pochłonęła? - Spytał Leo, więc wzięłam książkę i lekko pacnęłam go w głowę – Auł! - No może nie tak lekko.
- Spokój! - Wszedł profesor i rozdał nam jakieś kartki – niezapowiedziany test. Macie całą lekcję, nie ściągać.
Po chwili zepsuł mi się długopis i nie miałam drugiego. Szturchnęłam delikatnie Kat, a gdy spojrzała w moją stronę wskazałam na długopis. Pokręciła głowa, więc schowałam głowę w ramionach. Po chwili poczułam, że ktoś mnie szturcha w łopatkę. Odwróciłam lekko głowę i zobaczyłam, jak Adam wyciąga długopis w moją stronę. Nie patrzył na mnie, sam pisał test. Wzięłam długopis i kontynuowałam.
Kiedy skończyły się zajęcia i oddaliśmy test, podeszłam do Adam'a na korytarzu i oddalam mu długopis, dziękując. Zaszczycił mnie swoim uśmiechem, przez który miękły kolana. Znalazłam przyjaciółkę i razem udałyśmy się na kolejne zajęcia.
Dni do soboty minęły szybko i tak jak zawsze. Uczelnia, praca, dom i w kółko. W sobotę wstałam przed dziesiątą, obudziłam Zoey i poszłam wziąć szybki prysznic. Zapowiadała się ładna pogoda, więc założyłam krótkie, dżinsowe spodenki i czerwoną koszulkę. Włosy rozpuściłam i poszłam zjeść śniadanie. Po chwili dołącza Zo i kiedy skończyłyśmy, krzyknęłam do taty, który był w salonie:
- Idziemy!

W lunaparku Zo pierwsze co zrobiła, zaciągnęła mnie do stoiska z watą cukrową. Była ładna pogoda i świeciło słońce. Jej żółta sukienka kręciła się wraz z nią, gdy tylko obracała się zobaczyć coś ciekawego. Byłyśmy na diabelskim młynie, domu strachu, aż w końcu Zoey zaciągnęła mnie przed kolejkę górską.
- Nie ma mowy – zatrzymałyśmy się, a ona spojrzała na mnie z miną zbitego psa – nie wsiądę do tego śmiercionośnego wagonika.
Ktoś z tyłu wybuchnął szczerym śmiechem. Odwróciłam się i ujrzałam Dereck'a z jakimś chłopakiem.
- Nie mów, że boisz się wsiąść do kolejki górskiej – otoczył mnie ramieniem, po czym przedstawił swojego przyjaciela – to mój kuzyn Ma czternaście lat. Ivan.
Następnie przedstawił mnie i siostrę. Zoey od razu zaczęła rozmawiać z Ivan'em.
- Długo będziesz się śmiał? - Spytałam kiedy wciąż się uśmiechał.
- Bo to zabawne.
- Wcale nie, dużo osób ma taką fobię.
- Rozumiem lęk wysokości czy strach w domu strachu, ale to? Daj spokój.
- Nie boję się okey? Tylko...
- Więc udowodnij i wsiądź.
- Nie będę ci niczego udowadniać – odwróciłam się z zamiarem odejścia, lecz złapał mnie za łokieć i szepnął do ucha – do boju Effy.
Spojrzałam na niego złowrogo, po czym rzuciłam do Zoey:
- Ej – spojrzała się na mnie – siedzisz z Ivanem w jednym wagoniku.
Uśmiechnęła się szeroko, po czym zajęli miejsca przed Dereck'iem, a ja obok niego. Spojrzał na mnie i obrzucił mnie czarującym uśmiechem. Zanim ruszyliśmy, złapałam się mocno barierki z przodu i spojrzałam w bok. Stał tam Adam i patrzył w moją stronę. Nie uśmiechał się, jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Nie wiem czemu nagle straciłam humor. 


 kolejna część w czwartek :)
http://ask.fm/lollelita