sobota, 31 sierpnia 2013

empatia część 4

- Powiesz nam o co chodzi? - Zaczęła pierwsza Kat.
- Wczoraj jedliśmy kolację z nową dziewczyną taty i jej synem, Dereckiem. I tak jakby nie zachowałam się w porządku.
- Tak jakby? - Spytał Colin.
- Dałam im do zrozumiani, że jej nie lubię. A lubię i chciałabym by im wyszło – Leo chciał coś powiedzieć, lecz mu przerwałam – koniec tematu. Jeść.
Sama zabrałam się za jedzenie, by zapełnić usta i nie musieć niczego mówić.
Po zajęciach pojechałyśmy z Kat do miasta. Poszłyśmy na kawę i trochę rozmawiałyśmy. Opowiedziałam jej o nowej dziewczynie taty i o Adam'ie. Nie chciałam, ale nalegała. Kiedy skończyłam, zapytała:
- Więc co zrobisz z tą całą Luisą? Chcesz ją wykurzyć?
- Nie! - Zaprzeczyłam szybko – oczywiście, że nie. Chcę żeby tata był szczęśliwy.
Kiwnęła głową i nie drążyła tematu. Wiedziała, że nie lubię rozmawiać o mamie. Po chwili zapytała:
- Co robisz w sobotę?
- Idę z Zoey do lunaparku. Czemu pytasz?
- Myślałam, że wyskoczyłybyśmy na miasto czy coś.
- Wieczorem będę wolna.
- Co zrobisz z tym chłopakiem? - Spojrzałam na nią głupio, ponieważ nie wiedziałam o co jej chodzi – z Adamem.
- Nic. Co miałabym robić?
Wzruszyła ramionami i musiała iść. Pożegnałyśmy się więc i każda z nas się rozeszła. Kat wróciła do domu, a ja poszłam na stację metra. Transport miałam dopiero za dwadzieścia minut, a jeszcze musiałam dojść. Nagle zaczęło padać. Miałam na sobie jedynie dżinsy, trampki i sweter. Zanim doszłam do stacji, byłam cała przemoczona. Na szczęście w szafce w pracy miałam jakąś koszulkę.
Wsiadłam w metro i to co spotkało nas po drodze mnie zaskoczyło. Metro było jednym z lepszych środków transportu. Szybko, bezpiecznie. Po drodze był jakiś wypadek, przez który wszystkie linie miały około godziny opóźnienia. Klęłam w duchu, że akurat dziś musiało się to zdarzyć. Myślałam o tym, żeby pojechać taksówką. Zanim bym jakąś złapała, byłabym jeszcze bardziej przemoczona, ale może nie spóźniłabym się tak bardzo. Dochodziła osiemnasta, zadzwonił mój telefon.
- Effy? - Mruknęłam – gdzie jesteś?
- Przepraszam, był jakiś wypadek i metro ma opóźnienie. Postaram się być jak najszybciej.
- W porządku. Uważaj na siebie.
Rozłączyłam się i zdecydowałam na taksówkę. Klub u Barney'a nie znajdował się w środku miasta, tylko trochę na obrzeżach. Dlatego też taksówką zajęłoby mi to około godziny. Jednak było to chyba lepsze wyjście. Wyszłam na deszcz i w przeciągu dziesięciu minut złapałam jedną. Podałam ulicę i ruszyliśmy. Było grubo po szóstej, a byliśmy dopiero w połowie drogi.
- Nie da się szybciej? - Spytałam z tyłu.
- Wybacz, ale dziś straszne korki przez ten cały wypadek.
- Cholera.

Była siódma trzydzieści kiedy wreszcie wchodziłam do klubu. Weszłam głównymi drzwiami, więc wszyscy się dziwnie spojrzeli. No tak, nie dość, że spóźniona to jeszcze cała mokra.
- Wybacz – rzuciłam do Bary'ego i poszłam na zaplecze.
Wyciągnęłam z szafki czarny t-shirt i zdjęłam sweter. Nie miałam pod spodem nic prócz stanika, więc szybko założyłam koszulkę. Udało mi się jakoś spiąć włosy i nie wyglądałam aż tak okropnie. Zresztą kogo ja próbuję oszukać. Założyłam fartuch i wyszłam przed bar.
- Kawy? - Spytał Bary.
- Poproszę.
- Idź zanieś to tamtym chłopakom, a ja zaparzę wodę.
Kiwnęłam głową, wzięłam tacę z piwami i zaniosłam do stolika, przy którym siedział Adam. Wystawiłam je na stolik, a oni spojrzeli na mnie.
- Coś się stało księżniczko – spytał ten sam chłopak, co ostatnio.
- Lubię deszcz, ale bez przesady – odparłam, a kilkoro z nich ryknęło śmiechem – coś jeszcze podać?
- Ciebie? - Odparł pytaniem na pytanie ten sam chłopak.
Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Tylko dla VIP-ów – i poszłam zostawiając ich śmiech za sobą.
Bary nauczył mnie kilku trików jak unikać bójek. Mieć poczucie humoru, zasada numer jeden.
Co godzinę piłam kawę, jednak wciąż zamykały mi się oczy. Nie miałam siły ani chęci dziś pracować. Do tego bolała mnie głowa i raz po raz było mi niedobrze Chyba jestem chora, a nie mogę opuszczać zajęć. Niedługo egzaminy i muszę je dobrze zdać.
- Effy, wszystko w porządku? - Spytał Barney – nie wyglądasz dobrze.
- Wszystko gra, tylko czuję się trochę...
- Źle – dokończył za mnie – idź do domu.
- Nie, spokojnie. Nic mi nie będzie.
- Idź do domu. Dam sobie radę. Już.
Wepchnął mnie na zaplecze, więc wzięłam swoje rzeczy i znów wyszłam głównymi drzwiami.
- Dzięki – rzuciłam do Bary'ego i ruszyłam do wyjścia.
Stanęłam przed pubem i rozglądnęłam się. Nie padało tak mocno, a obok stał Adam i palił. Zastanawiałam się jak najlepiej wrócić do domu.
- Wszystko gra? - Wyrwał mnie z zamyśleń chłopak.
- Tak, tylko... - dodałam po chwili – wszystko gra.
- Kłamiesz – wyrzucił niedopałek i podszedł do mnie – co jest.
- Źle się czuję, to wszystko.
- Więc wracasz do domu? - Kiwnęłam głową – poczekaj, podrzucę cię.
- Nie – zaczęłam szybko – dzięki, ale potrzebuje trochę samotności.
- Na pewno? - W jego oczach była troska.
Kiwnęłam głową, odwróciłam się i poszłam na metro. Kiedy znalazłam się w domu, zdjęłam ciuchy i włożyłam koszulkę, rzuciłam się na materac i zasnęłam pod kołdrą. Rano obudził mnie budzik i ból głowy. Wyciągnęłam rękę w poszukiwaniu wyłącznika tego okropnego hałasu i kiedy mi się to udało, poszłam dalej spać.
Przed dwunastą zeszłam na dół w potarganych włosach i wymiętej koszuli.
- Ty nie w szkole? - Spytał tata.
- Źle się czuję.
Przyłożył mi rękę do czoła i powiedział:
- Nie masz gorączki. Napij się gorącej herbaty, zjedz coś i do łózka. Lecę do pracy, pa – ucałował mnie w czoło i wyszedł, zostawiając samą.
Nigdy nie myślałam, że takie małe mieszkanie może wydawać się takie wielkie, kiedy jest puste. Zrobiłam jak powiedział tata. Zaparzyłam wodę na herbatę i przygotowałam grzanki. Do kubka włożyłam zieloną herbatę z maliną, zalałam wodą i wraz ze śniadaniem, wróciłam do pokoju. Wgramoliłam się z powrotem pod kołdrę i włączyłam laptopa. Tak właśnie minął mi dzień. Po piętnastej zniosłam naczynia i wstawiłam je do zmywarki, po czym poszłam umyć zęby. Nie wiem czy mam ochotę na pracę dzisiaj, dlatego zadzwoniłam do Bary'ego.
- Cześć Effy, jak się czujesz? - Spytał radosnym głosem.
- Mogę nie przychodzić dzisiaj? Chyba nie dam rady.
- Jasne. Leż w łóżku i się kuruj.
- Dasz sobie radę?
- Oczywiście.
- Dzięki.
Rozłączyłam się i zaczęłam wchodzić po schodach. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi i musiałam otworzyć. Byłam jedynie w koszulce sięgającej mi do połowy ud. Zajrzałam przez judasza z nadzieją, że to Kat, lecz to był Dereck. Otworzyłam, wychyliłam głowę i spytałam:
- Tak?
- Mama z twoim tatą i Zoey pojechali na miasto, więc wpadłem zobaczyć jak się czujesz – powiedział wchodząc w głąb mieszkania – słyszałem, że jesteś chora. I wnioskuję po twoim wyglądzie, że tak jest.
Spojrzałam na siebie, zamknęłam drzwi i założyłam ręce na piersi, by choć trochę się okryć.
- Mam jakieś zakupy, które prosił przekazać twój tata. Więc, co dziś robimy?
- Leżymy w łóżku cały dzień. Połóż zakupy na blacie w kuchni.
Poszłam do swojego pokoju i znów weszłam pod kołdrę. Po chwili dołączył do mnie Dereck. Zdjął kurtkę, a jego koszulka opinała umięśnione ciało. Musiał ćwiczyć zapasy, albo uprawiać jakiś inny sport. Nic nie mówiąc wgramolił się obok mnie i spytał:
- Film?
Przekazałam mu laptopa i znalazł jakiś horror. Po chwili oglądaliśmy Teksańską Masakrę Piłą Mechaniczną. Dochodziła siedemnasta, kiedy film się skończył.




W poniedziałek do szkoły, więc wtedy wpadnie też kolejna część :)

czwartek, 29 sierpnia 2013

empatia część 3

Kat zaparkowała niedaleko klubu. Jednego z najlepszych i najbardziej imprezowych. Stanęłyśmy w kolejce i kiedy nadeszła nasza kolej Kat zapłaciła za wejście. Od razu po podeszłyśmy do baru, gdzie dołączyli do nas Leo z Colin'em. Trochę wypiliśmy i poszliśmy tańczyć. Dobrze się bawiłam, do czasu... Kiedy usiedliśmy przy jednym ze stolików i zaczęliśmy się śmiać Leo zaczął świrować, próbował mnie poderwać. W końcu Kat z Colin'em znów poszli na parkiet i zostaliśmy sami.
- Leo – zaoponowałam, kiedy zaczął całować mnie po szyi – przestań! - Odepchnęłam go od siebie.
Spojrzał na mnie dziwnie i powiedział.
- Przestań Eff, wiem, że tego chcesz.
- Nie. I miałeś tak nie mówić – naprawdę nie lubię gdy ktoś tak do mnie mówi.
- Daj spokój. Chodźmy do mnie, wiem że mnie pragniesz.
Znów zaczął się do mnie przystawiać, więc po raz kolejny odepchnęłam go i wstałam. Wyszłam przed klub. Zapaliłam papierosa by się uspokoić. Po chwili ktoś stanął koło mnie i także zapalił. Spojrzałam w bok i doznałam szoku. Ten sam chłopak. Te same oczy.
- Trzeba było strzelić mu w twarz – powiedział nagle nie patrząc na mnie – uspokój się, jest tylko pijany.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale bardzo szybko odczytywał moje uczucia.
- Kim ty w ogóle jesteś? - Kiedy nie odpowiadał, dodałam – dobra, więc czego chcesz?
Spojrzał na mnie i przeszył mnie wzrokiem. Cudowne, brązowe oczy.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - Spytałam znów, byłam poirytowana.
- Zastanawiam się dlaczego wszystkim tak się przejmujesz. Odpuść, bo przytłoczą cię emocje i wybuchniesz – puścił mi oczko, wyrzuciła niedopałek i zaczął iść do klubu – tak w ogóle, Adam jestem.
I zniknął. Stałam jak jakaś idiotka, papieros sam mi się spalał, nie wiedziałam co robić. Miałam otwartą ze zdziwienia buzię. Skąd on tyle wiedział, skąd wiedział o moich uczuciach?
- Effy! - Z zamyśleń wyrwała mnie Kat – o tu jesteś! Znowu palisz?
- Na uspokojenie – kiwnęła głową i chciała coś powiedzieć, lecz jej nie pozwoliłam – wrócę już do domu. Nie czuję się najlepiej. Do zobaczenia w szkole.
Nie czekając na to co powie ruszyłam na stacje metra. Kiedy wreszcie dotarłam do domu, rzuciłam się na łóżko w ciuchach i zasnęłam.

Niedziela przebiegła spokojnie. Obudziłam się na obiad. Zjadłam, później poszłam wziąć prysznic i wróciłam do pokoju. Otworzyłam laptopa i sprawdziłam Facebooka. Do wieczora surfowałam po internecie.
- Effy i Zoey przygotujcie się, zaraz przyjdzie! - Krzyknął tata z dołu.
- Kto? - Spytała siostra stając przed moim pokojem.
- Dziewczyna taty. Idź się przebrać.
Sama też tak zrobiłam. Zamknęłam laptopa, założyłam czarne spodnie i dżinsowa koszulę. Swoje długie, ciemne fale związałam w koka i zeszłam na dół. Kiedy zeszłam do salonu zamurowało mnie. Stół był przygotowany jak na jakąś uroczystą kolację. Świece, kwiaty i wino.
- Zależy ci na niej, co? - Spytałam taty w kuchni, kiedy szykował jedzenie.
- Tak. Postaracie się? - Kiwnęłam głowa.
Tata ucałował mnie w policzek i poszedł otworzyć drzwi. W tym samym momencie zeszła Zoey.
- Dziewczynki to jest Luisa i jej syn...
- Dereck – wtrącił chłopak. Był wysoki, umięśniony i miał brązowe włosy, które współgrały z niebieskoszarymi oczami.
- To jest Effy – tata wskazał na mnie, a później na małą – a to Zoey.
Powitałyśmy się z Luisą i jej synem, i usiedliśmy do stołu. Tata nalał wina i poszedł po jedzenie. Był bardzo spięty, co znaczyło, że mu zależy. Nie chciałam tego spieprzyć.
- Więc Effy, tak? - Kiwnęłam głową, gdy zjedliśmy i Luisa zapytała – to skrót od jakiegoś imienia czy coś?
- Nie. Po prostu Effy – upiłam łyk wina.
- Dobrze. Słyszałam, że chodzisz do college, który jest niedaleko? - Kiwnęłam głową – co studiujesz?
- Weterynarie.
- Fajnie. Dereck też tam chodzi, nie spotkaliście się nigdy.
- Raczej bm zapamiętał – powiedział chłopak, a ja zmusiłam się do uśmiechu.
- A co studiuje? - Zapytał tata.
- Drugi rok inżynierii – odparła Luisa.
Wydawała się miła i była nawet ładna. Krótkie blond włosy, swobodnie opadały jej na okrągłą twarz. Miała kobiece kształty, może trochę bujne, ale nie mogłam wyobrazić jej sobie inaczej.
Zwłaszcza w towarzystwie taty. On pracuje jako sekretarz w niewielkiej firmie. Ciągle nosi okulary i dlatego połączenie tych dwojga to ciekawy przypadek.
- Gdzie pracujesz? - Spytałam Luisy, a tata skarcił mnie wzrokiem.
- Mama wykłada na tym samym uniwersytecie.
- Nigdy się na ciebie nie natknęłam. Szkoda – powiedziałam szczerze.
- Eff – ale tata musiał się wtrącić.
- Lucas – odparłam, ponieważ wiedział, że nie lubię gdy się tak do mnie mówi. Za to on nie lubi, gdy nazywamy go po imieniu.
- Pójdę po deser, Effy pomożesz mi.
Zrobiłam jak kazał i kiedy znaleźliśmy się w kuchni powiedział:
- Miałaś się starać.
- Staram się przecież. O co ci chodzi?
- Nie chcę byś ty lub Zoey to popsuły.
Chciałam na niego krzyczeć, wkurzyć się i wyjść z mieszkania. Jednak chciałam też by im wyszło, dlatego kiwnęłam głową, nałożyliśmy deser i wróciliśmy do salonu. Deser składał się z lodów z dodatkami i rodzynkami. Kiedy Luisa zaczęła wybierać rodzynki, tata zaczął szybko.
- Ojej, przepraszam – zabrał jej deser spod nosa i poszedł do kuchni. Kiedy wrócił z nowym wytłumaczył mi i Zo – Luisa nie cierpi rodzynek.
- Ja mam uczulenie, ale dla mnie nigdy by tak nie zrobił – Luisa zamarła, a tata schował twarz w dłoniach. Byłam trochę zawiedziona, ponieważ o mnie zapomniał. Mi nie zrobił nowego, mimo że wiedział jak rodzynki działają na mnie – szczęściara z ciebie.
Wstałam od stołu i poszłam na górę nic nie mówiąc. Zaczęłam się uczyć na zajęcia. Miałam jeszcze do napisania esej. Musiałam jakoś zająć myśli. Otworzyłam więc laptopa i zaczęłam pisać. Po około godzinie usłyszałam jak nasi goście się zbierają, więc podeszłam bliżej drzwi i zaczęłam podsłuchiwać. Wiem,że to niegrzeczne, no ale...
- Przepraszam za Effy – zaczął tata.
- Nic nie szkodzi. To normalne, że dzieci nie lubią nowych partnerów swoich rodziców - odparła Luisa, a ja poczułam się głupio.
Wróciłam z powrotem do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Zachowałam się nieodpowiednio, ale mam nadzieję, że im się ułoży. Nie chcąc dalej o tym myśleć, wzięłam prysznic i położyłam się spać.

Siedziałam w swojej ławce, kiedy dosiadł się do mnie Leo. Spojrzałam na niego złośliwie, a on powiedział:
- Eff – westchnęłam – sorry. Effy. Chciałem cię przeprosić za sobotnią imprezę. Trochę się zachlałem i nie kontrolowałem tego co robię.
- Spoko. Nie ma sprawy.
Podrapał się po głowie, rozejrzał dookoła i powiedział:
- I tyle? - Spojrzałam na niego głupio – to wszystko.
- Przecież powiedziałam, że jest okey. Czego ode mnie oczekujesz? Krzyczenia, rwania włosów z głowy, focha czy rzucania przedmiotami?
- Okey... - powiedział zmieszany – super.
Uśmiechałam się do niego i w duchu dziękowałam za pojawienie się Kat. Powitali się i Leo ustąpił jej miejsca.
- Czego chciał?
- Dzięki za wybawienie. Przeprosić za to, że na imprezie przystawiał się do mnie.
Kiwnęła głową i zaczęła paplać o sprawach, które mnie nie interesują, ale jako jej przyjaciółka musiałam zachować zimną krew.
- Ej patrz – wskazałam na chłopaka, który właśnie wszedł do klasy i usiadł na jej tyłach.
- Co? - Spytała przyjaciółka, kiedy nie reagowałam.
- Mijałam go w piątek. Pamiętasz?
- Tak. No i co z tego?
No tak, nie powiedziałam jej, że wpadłam na niego dwa razy. Wiem jak by się zachowała, zaraz by się obraziła, że coś przed nią ukrywam, więc tylko wzruszyłam ramionami i usiadłam wygodniej.
Po skończonej lekcji wyszłam pierwsza i czekałam pod drzwiami. Nie wiem czego chciałam, chyba porozmawiać z tym chłopakiem.
- Idziesz? - Spytała przyjaciółka.
- Zaraz was dogonię. Muszę coś załatwić – rzuciłam i w duchu błagałam by poszła.
Zrobiła tak i gdy tylko chłopak wyszedł, dogoniłam go i zapytałam:
- Zmiana szkoły w połowie semestru?
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, a potem odpowiedział:
- Przeprowadziłem się z rodzicami. Nie miałem wyboru.
- Ale czemu tutaj? - Nie chciałam by zabrzmiało to chamsko, więc dodałam – przepraszam. Po prostu jestem ciekawa.
- Zadajesz zbyt dużo pytań... - zatrzymał się i wskazał palcem na mnie.
- Effy – dokończyłam za niego.
Znów się uśmiechnął i zanim poszedł, powiedział:
- Ładnie.
Nie wiem co mnie w nim pociągało. Oczy, uśmiech, głos czy cały on. Było to dziwne, ponieważ go nie znałam. Wiedziałam tylko jak ma na imię. Pociągał mnie w każdym calu, ale też irytował. Ruszyłam dalej na kolejne zajęcia i po drodze dołączyła się Kat.
- Ukrywasz coś przede mną?
- Nie – odparłam wciąż się uśmiechając.
- Effy!
- Przepraszam. Po prostu coś w nim jest...
- W tym gościu, który pojawił się tu znikąd? - Dokończyła za mnie.
- Tak – powiedziałam stanowczo i zajęłam swoje miejsce.
Kiedy na lunchu siedziałam z Kat, Leo i Colin'em, przyszedł Dereck i powiedział:
- Cześć.
- Kto to? - Spytał Leo.
- To jest Dereck, on jest... - zaczęłam się jąkać, więc uratował mnie z sytuacji.
- Nieważne. Ważne, że chcę tobą porozmawiać.
Pociągnął mnie za rękaw i wszyscy się dziwnie na nas patrzyli. Wraz z Adam'em, którego wzrok przechwyciłam. Kiedy byliśmy za drzwiami stołówki Dereck zaczął.
- Nie obchodzą mnie twoje humorki na wczorajszej kolacji, ale nie chcę byś to spieprzyła.
- Nie tym tonem, okey? Zresztą głupio mi za wczoraj. Też chcę by im się ułożyło – ściszyłam głos i spuściłam wzrok. Było mi głupio za moje zachowanie i za to, że musiałam się przyznać do tego przed Dereck'iem.
- Okey, przepraszam, trochę mnie poniosło. Po prostu mama zawsze trafiała na idiotów, chciałbym by tym razem się udało. Już raz tak było, że córka jednego faceta, który był całkiem w porządku...
- Zachowywała się tak jak ja? - Dokończyłam za niego, a on kiwnął głową – przeproś w moim imieniu swoją mamę i powiedz jej, że ją lubię.
Kiwnął głową, wymieniliśmy uśmiechy i wróciłam do przyjaciół. 




Podoba wam się to opowiadanie? :)
 Kolejna część w  sobotę :)

http://ask.fm/lollelita można pytać 



https://www.facebook.com/TweWlosyIUstaWpadajaWMeGusta?ref=hl brak 30 like, pomożecie? :> 

wtorek, 27 sierpnia 2013

empatia część 2

Po kilku minutach do pubu weszła Kat z Leo.
- Co wy tu robicie? - Spytałam, kiedy podeszli do baru.
- Chcemy cię wyciągnąć na imprezę - odparła Kat, a ja zmierzyłam ją wzrokiem.
- Proszę Eff, bardzo chcę żebyś tam była – dodał Leo.
- A ja nie. Zresztą pracuję.
- Eff... - zaczął Leo.
- Nie mów tak do mnie – odparłam groźnie stając naprzeciw niego – wynoście się.
Kat prychnęła, chwyciła Leo za ramię i poszli. Stanęłam za barem i żeby uspokoić nerwy zaczęłam wycierać blat. Jednak to nie pomagało.
- Idę zapalić – rzuciłam do Barney`a i wyszłam głównymi drzwiami. Stanęłam przed wejściem i wyciągnęłam papierosa i zapalniczkę. Nie paliłam nałogowo, tylko dla uspokojenia nerwów. Próbowałam zapalić, lecz zapalniczka się zepsuła. Zdenerwowana rzuciłam nią o ziemię i już miała chować papierosa, gdy koś spytał:
- Ognia? - Spojrzałam w lewo i stał tam tak po prostu ten chłopak.
Ten sam, którego oczy są piękne i przerażające. Był tam... tak po prostu.
- Dzięki – odparłam, kiedy mi pomógł.
- Czemu jesteś zła? - Spytał nagle. Miał tak cudowny głos.
- Nie jestem – spojrzał na mnie spode łba, więc dodałam – może trochę.
- Więc nie bądź – odparł i poszedł.
Wrócił do pubu, a ja stałam i patrzyłam za nim Po chwili zorientowałam się, że się uśmiecham. Dlaczego? Przecież to jakiś nieznajomy facet, na którego dwa razy się natknęłam. To nic nie znaczy, przecież nie wierzę w przeznaczenie.
Wyrzuciłam niedopałek, poprawiłam swoje ciemne, długie fale i także wróciłam do środka.
- Jeśli chciałaś iść na imprezę, trzeba było powiedzieć – zaczął Bary, kiedy znów stanęłam za barem.
- Nie chciałam. Nie lubię imprez. To nie dla mnie.
Uśmiechnął się, poklepał mnie po ramieniu i poszedł na zaplecze.
Reszta nocy minęła szybko. Nie było zbytniego tłumu, więc Bary powiedział, żebym jechała do domu nawet o trzeciej, a on sobie poradzi. Tak też zrobiłam. Po kilku próbach odpalenia silnika, w końcu mi się udało. Kiedy zaparkowałam pod blokiem i wysiadłam zaczęło padać. Nic dziwnego, przecież to Anglia. Weszłam po cichu do mieszkania, lecz tata siedział w kuchni.
- Czemu nie śpisz? - Spytałam.
- Nie mogę zasnąć – chyba wyrwałam go z zamyśleń – jak w pracy.
- Dobrze, a na urodzinach? - Kiwnął głową – jak mała?
- Szczęśliwa. Idź spać.
- Ty też – powiedziałam i po cichu weszłam na górę.
Zdjęłam przepocone ubrania i w samej bieliźnie rzuciłam się na łóżko. Jutro sobota, więc sobie pośpię.

O godzinie dziewiątej obudził mnie telefon, który nieustannie dzwonił. Przyłożyłam aparat do ucha, wcisnęłam klawisz zielonej słuchawki i spytałam:
- Czego?
- Effy? - Powiedziała Kat – jesteś tam – mruknęłam – pojedziemy dziś na zakupy?
- O której?
- Za godzinę?
- Jasne.
Rozłączyłam i powolnie wstałam z łóżka. Nawet jeśli nie zgodziłabym się na dzień spędzony z Kat, to już bym nie zasnęła. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Później wróciłam do pokoju i założyłam ciemne rurki i białą koszulkę. Zapowiadała się ładna pogoda, więc wzięłam tylko sweter. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Nie chciało mi się robić jajecznicy, więc postawiłam na tosty i herbatę. Kiedy dochodziła dziesiąta, zadzwonił mój telefon.
- Co? - Spytałam Kat.
- Czekam pod blokiem.
- Już schodzę.
Wrzuciłam telefon do torby, założyłam białe adidasy i wyszłam z mieszkania, zamykając je. Tata pewnie spał, tak samo jak Zoey.
Kiedy schodziłam po schodach, zmarłam. Przed blokiem zobaczyłam srebrne BMW, w dodatku kabriolet, a przed nim właścicielkę.
- Serio? Kabrio? - Spytałam ironicznie, gdy zeskoczyłam z ostatniego schodka – w tym mieście? Gdzie pogoda zazwyczaj jest deszczowa?
- Oj przestań się dąsać. Jak zacznie padać, zawsze można zasłonić dach – odparła i teatralnie otworzyła mi drzwi.
Po chwili namysłu wsiadłam i zapięłam pas. Kiedy przyjaciółka także zajęła swoje miejsce, ruszyła do centrum miasta. Całą drogę paplała o swoim nowym samochodzie i o nadchodzącym wiosennym balu. Zaparkowała pod największą miastową galerią handlową i wtedy wiedziałam, że to będzie długi dzień. Wysiadłyśmy i weszłyśmy do wesołego, pełnego światła i głośnego Extremely.
- Gdzie najpierw? - Spytałam.
- Po sukienkę.
- Na bal? Przecież jeszcze czas.
- Miesiąc to nie jest dużo czasu.
Weszłyśmy do drogiego sklepu, zresztą czego się spodziewać po Kat. Zaczęłyśmy przeglądać sukienki. W końcu przyjaciółka wybrała pięć i poszła do przymierzalni. Zanim nałożyła pierwszą i mi się pokazała minęło chyba piętnaście minut. Tak samo było z kolejnymi. Nie to, że nie lubię zakupów, ale te z Kat były męczące. Po około trzech godzinach chodzenia po sklepach, przymierzania i całej reszcie, powiedziałam:
- Chodźmy coś zjeść.
- Gdzie? - Wskazałam na fast food'a – nie ma mowy, muszę dbać o linię. Jestem kapitanem cheerleaderek.
- Tam są też sałatki, a mnie na nic droższego nie stać. Poza tym jestem głodna.
Zgodziła się i zamówiła sałatkę, a ja frytki, kanapkę i wodę do picia. Naprawdę byłam głodna, ponieważ jak tylko zamówienie zostało zrealizowane zaczęłam pochłaniać jedzenie jak szalona. Kiedy skończyłam, Kat spytała.
- Idziemy dalej?
- Daj mi trochę odpocząć. Zresztą jedzenie na szybko jest niezdrowe – puściłam jej oko i odważyłam się zapytać – podoba ci się Leo?
- Nie no coś ty, dlaczego tak uważasz? - Brzmiało to prawdziwie.
- Odnoszę takie wrażenie.
- Chodzi o to, że nie rozumiem czemu zerwaliście.
- Przecież wiesz - odparłam.
- No tak, ale tego nie rozumiem.
- Kat, to co do niego czułam zaczynało gasnąć. Dlaczego miałam nas męczyć i ranić? Chyba lepsza jest szczerość.
- Ale on cię naprawdę kocha – chciałam coś odpowiedzieć, ale była szybsza i dodała – i ty też go chyba jeszcze kochasz.
- Mylisz się.
- Nie można kogoś od tak po prostu przestać kochać. Byliście razem pawie rok.
- Można, kiedy to było coraz słabsze. Kat spawa skończona, nie będziemy znowu razem. Możemy się kolegować, ale nic więcej.
- Pójdziesz dziś z nami na imprezę?
- Nie za często imprezujecie? – Zrobiła minę zbitego psa – mogę iść. Co mi tam – prawda, choć raz mogłam iść się zabawić.
Ruszyłyśmy na dalsze zakupy. W galerii spędziłyśmy jeszcze dwie godziny. Po wszystkim Kat kupiła tylko kilka bluzek i buty. Odwiozła mnie do domu z informacją, że o ósmej po mnie przyjedzie.
Weszłam do domu i w kuchni zastałam tatę.
- Gdzie Zoey? - Spytałam próbując palcem zupy, którą robił.
- Z tyłu z koleżankami. Możesz zawołać ją na obiad?
- Jasne.
- A i Effy! - Krzyknął za mną, więc się wróciłam – jutro na kolację przychodzi ktoś do nas.
- Kto taki?
- Moja... przyjaciółka.
- Tato? - Spytałam ostrożnie – kto taki?
- Moja dziewczyna. Tylko proszę – zaczął pospiesznie – zachowuj się. Chcę byście ją poznały.
- Od kiedy masz dziewczynę?
- Od miesiąca – wytrzeszczałam na niego oczy - przepraszam
Uniosłam ręce w górę w geście obronnym i rzuciłam:
- Idę po Zo.
Zbiegłam na dół i wyszłam tylnymi drzwiami, za którymi było niewielkie podwórko. W bloku mieszkał cztery rodziny i miały jedno wspólne podwórko, z czego połowa to ogród. Musiałam się uspokoić i nie chciałam denerwować siostry. Usiadłam na schodkach, wyciągnęłam z kieszeni spodni papierosa i odpaliłam ją nową zapalniczką. Paliłam i patrzyłam jak Zoey bawi się z koleżankami. Kiedy mnie zauważyła podeszła i usiadła obok.
- Tata wie, że palisz?
- Nie.
- Rozumiem, że mam się nie wygadać – kiwnęłam głową – to kosztuje – uniosła w moją stronę rękę i pomachała.
Oczywiście to był żart, że chce łapówkę, ale spojrzałam na nią spode łba i spoważniała.
- Co się stało? - Jak na dwanaście lat była bardzo spostrzegawcza.
- Jutro jemy kolację z nową dziewczyną taty, którą ma od miesiąca i nic nam nie powiedział – wyrzuciłam to z siebie za jednym zamachem.
- Dziwisz się? - Znów na nią spojrzałam – skoro tak zareagowałaś.
- Czyli jak?
- Coś w stylu, nikt nie zastąpi mamy.
- To nieprawda.
- Prawda. Ale pamiętaj, mama nas zostawiła, a tata ma prawo być szczęśliwym i niezależnie czy ona nam się spodoba, musimy mu na to pozwolić.
Znów na nią spojrzałam. Miałam łzy w oczach, nie chciałam płakać, ale mała miała rację.
- Czas na obiad.
Wstała i zatrzymała się w drzwiach. Zgasiłam i wyrzuciłam połowę papierosa, po czym poszłam z nią.
Po zjedzonym obiedzie wstawiłam naczynia do zmywaki i kiedy Zoey znowu wyszła powiedziała do taty:
- Przepraszam za tamto.
- Nic się nie stało. Miałaś prawo tak zareagować.
- Wychodzę wieczorem z Kat. Nie czekaj.
- Dobrze, potrzebujesz tego – uśmiechnął się i ucałował mnie w czoło.
Poszłam do swojego pokoju. Na wieczór wybrałam zwykła czarną spódniczkę i czerwoną koszulkę. Do tego swoje czarne czółenka i skórę. Tata miał rację, potrzebuję tego. Muszę się wyszaleć i zabawić.



Kolejna część w czwartek :)

małe pytanie: uważacie, że gdybym poprawiła `krzyk we śnie` i może podzieliła na dwie części, miałoby to szansę na wydanie? W sensie książki? Zastanawiam się od dłuższego czasu czy coś z tym robić. Szukać pomocy i w ogóle, a także zabiorę się niedługo za poprawę tego. Ale pytanie: czy mam jakąkolwiek szansę, żeby się udało?:)


a tu można pytać :) ----> http://ask.fm/lollelita

niedziela, 25 sierpnia 2013

empatia część 1

Stadion Goodison Park w Liverpoolu. Jest dwudziesty drugi czerwiec, sobota. Godzina późna, ciemno, nie ma ludzi pracujących nad murawą, ani nikogo kto lubi myśleć nad swoim życiem. Jestem tylko ja. Brunetka o brązowych oczach, siedząca w ostatnim rzędzie. Czemu? Bo tu się wszystko zaczęło i tu się wszystko skończy. Zamykam oczy, czuję jak wiatr owiewa moją twarz i zatapiam się we wspomnieniach. Pamiętam dokładnie datę dziewiętnastego marca, co się działo, nawet to jak byłam ubrana. Wszystkie zdarzenia jakie miały miejsce od tamtej pory, wryły mi się w pamięć mocno i za cholerę nie mogę się ich pozbyć. Dlatego z czasem uznałam, że nie warto. Niech zostaną, przecież to cudowne uczucie. Więc przejdę do rzeczy i zacznę opowiadać.
Dziewiętnastego marca weszłam z moją przyjaciółką Kat na uczelnię. University of Liverpool to świetny college, lecz dobór profesorów jest czasem do dupy. Trzeci i ostatni rok studiowania weterynarii. Poszłyśmy z Kat do toalety, później do szafek.
- Rodzice chcą mi kupić w końcu samochód – powiedziała nagle, gdy brałyśmy książki.
- Czemu sama sobie nie kupisz? Przecież masz sporo własnej kasy, więc...
- Wystarczy, że będę musiała płacić z własnych środków na paliwo. Samochód mogą mi kupić, prawda? - Wtrąciła.
Tak, Kat pochodzi z zamożnej rodziny. Jest jedynaczką, więc jest także oczkiem w głowie rodziców. Za to ma fajny duży dom. A do szkoły wozi ją szofer, mimo że ma dwie przecznice. Ja za to mieszkam na przedmieściach Liverpoolu z tatą i dwunastoletnią siostrą. Mieszkamy w Liverpool West Derby w okręgu Yew Tree. Matka wyprowadziła się zaraz po narodzinach Zoey, więc wychowywanie spadło na mnie i tatę. Mimo wszystko świetnie sobie bez niej radzimy, tata ma dobrze płatną pacę i nie przeszkadza mi jeżdżenie do szkoły metrem, dlatego nie proszę o samochód. Mimo częstych jego prób przekonania mnie wiem, że to zbyt duży wydatek. Miesiąc temu sama zaczęłam zarabiać. Może nie jest to coś wielkiego, ale na początek... czemu nie. Pracuję u Barney'a. Jest to niewielki klub otwierany nocą, więc do domu wracam nad ranem. (Weekendy mam wolne.) Przyjeżdżają tam motocykliści albo ludzie, którzy po prostu chcą się napić z kolegami i pograć w bilard. Najczęściej są to wielcy faceci, ubrani w skórzane ciuchy z okularami, bandanami, obwisłymi brzuchami i tatuażami. Nie mam nic przeciwko tatuażom, sama mam jeden na przedramieniu – mały łapacz snów. Pracuję jako kelnerka i barmanka. Nie jest to praca marzeń, ale też nie narzekam. No chyba, że ktoś klepie mnie po tyłku. Ale w takiej sytuacji lepiej nie zwracać na to uwagi.
Usiadłyśmy z Kat w ławce i czekałyśmy z resztą klasy na przyjście profesora. Przede mną usiadł mój ex – Leo. Kapitan szkolnej drużyny futbolu. Mięśniak z blond włosami i niebieskimi oczami, co wydawało się dziwne i śmieszne zarazem.
- Cześć Effy – powiedział do mnie, a Kat stanęła w mojej obronie.
- Odwal się – na co się odwrócił.
Tak, zerwaliśmy, po czym Kat zaczęła traktować go jak śmiecia. Choć czasem zauważałam coś więcej, jakby się jej podobał. Uśmiechnęła się do mnie, zarzuciła kosmyk prostowanych blond włosów za ucho i usiadła prosto. Wszedł profesor i zaczął kolejny nudny wykład z geografii. Oparłam się głową o ławkę i nieświadomie ucięłam sobie drzemkę.
- Mam nadzieję, że dobrze ci się spało Wallace – powiedział do mnie profesor i nagle się ocknęłam.
- Przepraszam – zaczęłam pospiesznie – naprawdę mi przykro.
- Moje wykłady są aż tak nudne? - Rozejrzałam się, nikogo nie było, tylko Kat czekała w drzwiach.
- Naprawdę przepraszam.
- Idź już – wstałam, wzięłam torbę i ruszyłam do wyjścia – tylko wysypiaj się w domu.
Krzyknął za mną. W drzwiach minęłam chłopaka. Pierwszy raz go widziałam, miał ciemne włosy, które swobodnie mu opadały na twarz sprawiając wrażanie niechlujne i seksowne. Był dobrze zbudowany, ubrany w szary t-shirt i czarne spodnie. Do tego bluza i plecak. Kiedy się mijaliśmy nasze spojrzenia się spotkały i po raz pierwszy w życiu zachwyciły mnie tak czyjeś oczy. Brązowe, przenikliwe, straszne, tak jakby widziały wszystko i więcej. Wpadłam na Kat i rzuciłam:
- Przepraszam.
- Chodźmy już.
Pociągnęła mnie za rękaw i ruszyłyśmy.
- Kto to był? - Spytałam przyjaciółki.
- Nie ma pojęcia. Może syn profesora?
- Nie, on nie ma nawet dziewczyny.
- Co z tego?
- Po prostu jestem ciekawa – odparłam poirytowana.
Przyjaciółka wzruszyła ramionami i przyspieszyła kroku.

Po zajęciach wybrałyśmy się do naszej ulubionej kawiarni na kawę. Ja pije małą czarną, by mieć siły pracować w nocy, a Kat cappuccino.
- O której zaczynasz pracę? - Spytała przyjaciółka, kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienia.
- Pracuję tam do miesiąca, wciąż nie pamiętasz?
- Chodzi mi o to, że chciałam cię wyrwać na imprezę. Dzisiaj w klubie Fiesta jest dobra zabawa, wejście darmowe.
- Pracuję.
- Ty tylko pracujesz.
- Z czegoś muszę żyć, nie mam zamiaru całe życie pędzić na pieniądzach taty.
Chwilę siedziałyśmy w milczeniu, po czym przyszedł Leo i Colin Preston – jego najlepszy przyjaciel.
- Cześć dziewczyny – powiedział Leo przysuwając sobie krzesło – co słychać?
- Effy nie chce iść na imprezę – zaczęła Kat i wydęła usta.
- Pracuję, okey? Skoro tak bardzo chcesz iść – spojrzałam na chłopaków – idź z nimi.
- Nie – odparła z udawanym obrzydzeniem, choć jestem pewna, że tego właśnie chce.
- Idźcie i bawcie się dobrze – powiedziałam.
- Czemu nie pójdziesz z nami Eff? - Spytał Leo.
- Nie mów tak do mnie, nienawidzę tego – wstałam – widzimy się jutro, pa.
Posłałam Kat buziaka w powietrzu, zostawiłam kasę na stoliku i wyszłam. Nie żebym nie lubiła Leo, chciałam się z nim zakolegować odkąd zerwaliśmy, ale on jest dziwny. Ciągle próbuje ze mną flirtować, używa jakiś zboczonych podtekstów i czasem mnie denerwuje. Włożyłam w słuchawki w uczy i puściłam muzykę. Poszłam na stację metra i pojechałam do domu się przebrać. Była godzina czwarta trzydzieści po południu. Wysiadłam kilka stacji dalej, w okręgu Yew Tree i przeszłam kilka przecznic oddalających się od miasta. Mijałam takie same budynki, zwykłe, szare mieszkania. Wyglądające tak samo, można się pomylić będąc tu pierwszy raz. W końcu dotarłam do swojego mieszkania i weszłam.
- Cześć! - Krzyknęłam na głos.
- Hej Effy, dziś nie w pracy? - Spytał tata wychodząc z kuchni.
Znów robił obiad i pewnie było to spaghetti.
- Zaraz jadę, przyjechałam się przebrać.
- Zjesz chociaż? - Spytał zatroskany, więc kiwnęłam głową i podążyłam za nim do kuchni.
Wchodziło się do domu i na prawo była kuchnia, naprzeciwko salon, za salonem łazienka i sypialnia taty. Na górze dwie małe sypialnie. Zasiadłam do stołu i zaczęłam pochłaniać jedzenie. Rzadko jadałam w domu, mimo że kuchnia taty była świetna. Jego rodzice, czyli nasi dziadkowie pochodzą z Włoch, więc tata jakiś talent kulinarny odziedziczył.
- Tato! Tatooo! - Usłyszałam głos siostry i odwróciłam się na krześle, by spojrzeć jak wbiega do kuchni.
Jej długie, blond włosy swobodnie opadały na ramiona. Zatrzymała się w drzwiach i spojrzała na mnie swoimi wielkimi, niebieskimi oczami.
- Cześć mała – powiedziałam z uśmiechem – gdzie się tak wystroiłaś?
Po szoku odpowiedziała:
- Idę na urodziny do Kevina. Uczeszesz mnie? - Zwróciła się do taty i uniosła grzebień.
- Kochanie, wiesz, że jestem w tym kiepski.
- Też idziesz? - Spytałam taty, a on kiwnął głową – idź się przebrać, a ja ją uczeszę.
Mała podskoczyła z radości. Była taka mądra i dzielna po stracie matki, a miała zaledwie dwanaście lat. Usiadła przede mną na taborecie i zaczęłam czesać jej piękne, gęste włosy. Po około pięciu minutach miała na głowie warkocza.
- Idź się zobacz – powiedziałam, kiedy skończyłam.
Wbiegła z kuchni i minęła się z tatą.
- Dzięki – powiedział.
Wstałam i poprawiłam mu kołnierzyk od koszuli. On także sobie świetnie radził. Wymieniliśmy uśmiechy i skończyłam jeść.
- Jest zdziwiona ale i szczęśliwa. Dawno cię nie widziała o tej porze w domu – powiedział nagle.
- Wiem, powinnam częściej spędzać z nią czas – chciał coś powiedzieć, lecz dodałam szybko – pójdę z nią za tydzień w sobotę na miasto. Będzie wesołe miasteczko, spędzimy razem trochę czasu.
Wstawiłam talerz do zmywarki i ucałowałam tatę.
- Idę się przebrać.
Chwyciłam zostawianą w korytarzyku torbę i pobiegłam na górę.
- Podoba się? - Zajrzałam do pokoju Zoey, a ona kiwnęła głową.
Weszłam do swoich czterech ścian i zamknęłam drzwi. Rzuciłam torbę na materac, który zastępował mi łózko i stał w rogu, i otworzyłam szafę. Wyciągnęłam z niej zieloną bokserkę i czarną, skórzaną kurtkę. Ściągnęłam bluzkę, którą miałam na sobie, poprawiłam stanik i założyłam wybrany ciuch. Buty także zmieniłam. Czarne trampki zamieniłam na czarne botki. Zarzuciłam kurtkę, wypakowałam z torby książki i niepotrzebne rzeczy oraz włożyłam te potrzebne, po czym zeszłam na dół
- Idę! - Rzuciłam i chciałam wychodzić, kiedy tata mnie zatrzymał.
- Weź samochód – wciągnął w moją stronę kluczyki, a kiedy nie reagowałam dodał – my sobie poradzimy, bierz.
- Dzięki – uśmiechnęłam się, ucałowałam jego i Zoey, i wyszłam.
Otworzyłam drzwi do czerwonego opla kadett. Trochę gruchot i miał swoje lata, ale jeździł. Po kilku próbach odpalenia, silnik w końcu zaskoczył i ruszyłam ulicami Liverpoolu do Barney'a. Zaczęło padać, a ja akurat zatrzymałam się na parkingu dla pracowników, z tyłu klubu. Wysiadłam i przebiegłam by nie zmoknąć. Deszcz i zimno standardowa pogoda w Anglii.
- Cześć Bary – powiedziałam do szefa i zostawiłam kurtkę w szatni.
- Cześć Effy, co nowego słychać?
- Po staremu – uśmiechnęłam się i założyłam fartuszek na biodrach.
Mimo swojego wieku, Bary był w porządku gościem. Miał kilka tatuaży, spasiony brzuch, ale był miły i traktował mnie jak młodszą koleżankę.
- Elizy dzisiaj nie będzie – powiedział i weszliśmy do wnętrza klubu, w którym czuć było dym.
- Czemu?
- Zrezygnowała.
- Żadna nowość.
Często pojawiały się tu nowe pracownice, ale szybko wymiękały i już ich nie było. Ja tu jestem już miesiąc i mam nadzieję, że jeszcze trochę wytrzymam.
- Dobrze, że mam ciebie – uśmiechnął się i dodał – otwierajmy.
Tak też zrobiliśmy.
Ja pracowałam od osiemnastej do czwartej rano, ale klub był otwierany o siódmej i zamykany o piątej. Bary uznał, że sam będzie zamykał klub, choć czasami zostaję z nim dłużej i mu pomagam. Otworzyliśmy drzwi, przygotowaliśmy bilardy, muzykę, światła, bar i zdjęliśmy krzesła ze stołu. Równo siódma zaczęli się schodzić stali klienci. Podchodzili do baru i prosili to co zwykle – piwo. Włączyłam telewizję, na kanale leciały same wiadomości, więc telewizor grał cicho. Lecz gdy był jakiś mecz, w pubie zbierały się tłumy i kibicowały zawzięcie swojej ulubionej drużynie. Z czasem sama zaczęłam przeżywać największe emocje, a ich to nie dziwiło. Dlatego to miejsce dało się wytrzymać, wszyscy tu byli jak jedna wielka rodzina. Dziwna rodzina, z której chcę się wyrwać, ale jeszcze nie czas.
Około pierwszej nad ranem wypiłam pierwszą kawę, by wytrzymać do czwartej. Zwłaszcza, że wracam samochodem i nie chciałabym zasnąć za kierownicą. W barze panował spokój, był lekki gwar. Wycierałam kufle od piwa, kiedy do klubu weszło pięcioro chłopaków. Niby nic w tym dziwnego, kiedy w tłumie nie rozpoznałam tych pięknych, strasznych brązowych oczu. Wśród tej piątki był chłopak, którego widziałam w szkole. Usiedli do stolika obok bilarda i czekali. Wzięłam notes, długopis i poszłam po zamówienie. Klient nasz pan...
- Co podać? - Spytałam, a wszyscy się na mnie spojrzeli i ucichli.
Patrzyłam wszędzie, byle nie na tego chłopaka. Jego oczy były piękne, ale też się ich bałam. Czułam na sobie jego spojrzenie.
- Co taka ładna dziewczyna jak ty tutaj robi? - Spytał jeden z nich.
Barney zawsze powtarzał: bądź miła i nie wdawaj się w bójki czy kłótnie, ale pomiatać sobą też nie dawaj, dlatego odparłam z uśmiechem:
- Pracuje. Wiec co będzie?
- Pięć piw – odparł inny.
Kiwnęłam głową i odeszłam. Kiedy zaczęłam szykować zamówieni, odetchnęłam głęboko. Czułam się jakbym wstrzymywała powietrze, a przecież cały czas spokojnie oddychałam. Serce mi łomotało, wciąż czułam wzrok chłopaka na sobie. Skończyłam nalewać piwo do kufli i postawiłam jena tacę, po czym zaniosłam do ich stolika. 



A więc zaczynamy nowe opowiadanie :) Mam nadzieję, że się spodoba. Następna część  raczej we wtorek.



a tu można pytać :) ----> http://ask.fm/lollelita
 

piątek, 16 sierpnia 2013

Opowiadanie numer 2

20 listopad 2011
Drogi pamiętniku! Arek dziś ze mną zerwał. Podszedł do mnie na przerwie i powiedział, że z nami koniec. Nie powiedział dlaczego. Cała zapłakana pobiegłam do łazienki. Zerwał ze mną dzień przed naszą rocznicą. Czułam się okropnie. Nie miałam nikogo. Miałam tylko jego, a teraz? Wszystkie `koleżanki` się ode mnie odwróciły. Po lekcjach wróciłam do domu i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam przy biurku i wyciągnęłam z szufladki żyletkę. Podwinęłam rękaw i ciach. Poleciała krew. Ale to było dla mnie za lekkie, więc zrobiłam drugą i trzecią kreskę. Jak nigdy nic nawinęłam rękaw z powrotem i poszłam zjeść obiad.


2 grudzień 2011
Drogi pamiętniku! Dziwnie się czuję przechodząc korytarzem obok Arka i jego kolegów , którzy jakoś inaczej się na mnie patrzą. Na lekcji po raz kolejny zostałam upokorzona. Nie wytrzymałam tego i wyszłam z klasy. Ruszyłam prosto do łazienki. Wyciągnęłam z kosmetyczki żyletkę i po raz kolejny pocięłam się. Tak pocięłam się. To już można tak nazwać. To uzależnienie.


12 styczeń 2012
Drogi pamiętniku! Dziś przyszedł do mnie Arek. Chciał ze mną pozmawiać. O mnie. Poszliśmy na spacer. Chwilę gadaliśmy, po czym przyszła jego nowa dziewczyna. Na powitanie dała mu buziaka i poszła. Zrobiła to na złość. Odwróciłam się, chciałam odejść, ale Arek złapał mnie za nadgarstek. Miałam tylko sweter więc poczuł, że mam coś na ręku. Podwinął rękaw i się przeraził. Ujrzał pięć głębokich szram. Niektóre to tylko blizny. Zaczął na mnie krzyczeć i zaczęliśmy się kłócić. W końcu wyrwałam mu się i pobiegłam do domu. Zamknęłam drzwi i poszłam prosto do pokoju. Chwyciłam żyletkę i już chciałam zrobić to po raz kolejny, ale się powstrzymałam. Chciałam z tym skończyć, ale to nie było wcale takie proste. Dobrze, że Arek zauważył rany tylko na jednej ręce.


1 luty 2012
Drogi pamiętniku! Dziś są moje urodziny. Rodzice złożyli mi życzenia, wręczyli drobny prezent i to tyle. Po południu przyszedł Arek. Wręczył mi różę i powiedziała, że chciałby ze mną porozmawiać. Wpuściłam go do środka i poszliśmy do mojego pokoju. Włożyłam różę do wazonu, a kiedy się odwróciłam zobaczyłam jak Arek grzebie w mojej kosmetyczce. Nie krzyczałam, nawet nie próbowałam mu przerwać. Wiedziałam co robi. Wyciągał żyletki. Powiedział, że chce abym z tym skończyła, czego ja sama też chciałam. Już kiedyś miałam problemy z samookaleczeniem, jakoś 8 miesięcy temu, byliśmy razem. Wtedy też pomagał mi się od tego uwolnić. Pomogło, ale jak widać nie na długo. Zabrał wszystkie żyletki i wyszedł.


2 luty 2012
Drogi pamiętniku! Jest trzecia nad ranem. Nie mogę spać. Siedzę na łóżku i piszę. Nie mam ochoty nawet włączyć odtwarzacza. Moja głowa zaraz eksploduje od napływających myśli. Przypomina mi się jak już raz prawie się zabiłam przez samookaleczenie, jak prawie wszystko runęło. Nie chciałam do tego wracać, ale nie mogłam też tego tak łatwo zerwać. Zawsze jak czułam jakiś ból psychiczny, którego nie mogłam zwalczyć tabliczką czekolady czy rozmową z przyjaciółką cięłam się. Ból fizyczny który był efektem wprowadzenia żyletki w żyłę, rozcięcia jej i patrzenia jak ulatuje z niej krew zastępował ból psychiczny. Trwało to kilka minut, nim rana trochę zasychała. Potem wracało wszystko. Ból psychiczny, do tego ból fizyczny oraz spadała samoocena, że nie potrafię uporać się z problemem i, że jestem żałosna.. Wszystko stwarzało, że moje życie traciło sens, więc znów miałam powód by się ciąć.


15 luty 2012
Drogi pamiętniku! Trafiłam dziś do szpitala. Rana była tak głęboka, że zemdlałam. Dowiedziałam się, że rodzicie chcą się rozwieść. Nie mogłam znieść tego bólu więc poszłam do swojego pokoju i się pocięłam. Nie patrzyłam gdzie tnę, jak tnę. Łzy spływały mi po policzkach. Jedyne co potem pamiętam to krzyk mamy. Obudziłam się w szpitalu. Mama patrzyła na mnie oczyma pełnymi łez. Tata stał za nią. Spojrzałam na niego, żeby zabrał mamę, bo nie chcę patrzeć jak przeze mnie cierpi. Zrozumiał i poprosił by wyszła, a sam podążył za nią.


16 luty 2012
Drogi pamiętniku! Nie wróciłam jeszcze do domu. Jest około 19. Powiedzieli, że chcą mnie zostawić na obserwacji. Przyszedł dziś do mnie Arek. Usiadł na krześle obok . Kiedy spojrzałam w jego oczy, wyglądały jakoś inaczej. Jakby nieprzespane. Spytałam co mu się stało, a jego odpowiedź tak mnie zaszokowała, że nie dociera do mnie nadal `Martwię się o ciebie słońce`. Nic nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo na salę wszedł psycholog. Przedstawił się i podał powód dla którego się tu znalazł. Spytał Arka czy mógłby wyjść i zostawić nas samych. Spojrzał się na mnie. Poprosiłam go błagalnym wzrokiem, żeby mnie nie zostawiał, że nie mam ochoty na żadne refleksje nad swoim życiem, bo ja wiem co robię źle, tylko po prostu nie umiem z tym skończyć. Najwidoczniej mam dar przekazywania ludziom czego chcę przez wzrok, bo zrozumiał i stanął w mojej obronie. Psycholog dziwnie się spojrzał, chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam zdaniem, że nie chcę jego pomocy, że to tylko pogorszy sprawę. Wyszedł. Zamknęłam oczy i poczułam jak ktoś ściska moją dłoń. Arek.


3 marzec 2012
Drogi pamiętniku! Siedzę w pokoju i odrabiam lekcje. Zaczęłam znów spotykać się z Arkiem. Moje `koleżanki` znów zaczęły ze mną rozmawiać, ale są bardzo zdziwione, że ja nie chcę rozmawiać z nimi, bo gadają ze mną tylko dlatego, że gadam z Arkiem, a on to najpopularniejszy chłopak w szkole. No ale dobra. Zaczęłam taką mała domową terapię. Arek oraz rodzice pomagają mi. Zawsze gdy mam jakiś problem Arek od razu mi pomaga, żebym się nie cięła, rodzice pilnują, żebym nie robiła nic po kryjomu. Daję radę, powoli wracam do normalności.


4 kwiecień 2012
Drogi pamiętniku! Moja `domowa terapii`, dzięki której miałam przestać się samookaleczyć nagle się rozerwała. Dziś w szkole podeszła do mnie pewna dziewczyna. Chodziła z Arkiem po tym jak on ze mną zerwał. Taka tam jędza. Powiedziała, że przespała się z Arkiem na imprezie u Jacka, która odbyła się jeszcze jak byliśmy razem. Wiadomo, ze za pierwszym razem jej nie uwierzyłam, ale podszedł Arek i jak się go zapytałam o ten cały incydent to złapał się tylko za głowę i zaczął przepraszać. Nie wiedziałam co zrobić, jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak upokorzona i załamana. Wyminęłam go i pobiegłam nad rzekę. Słyszałam jak mnie woła i biegnie za mną. Dobiegłam do rzeczki, rzuciłam torbę na ziemię i wyjęłam z niej żyletkę. Bez zastanowienia, bez żadnych zahamowań podwinęłam rękaw i już chciałam jednym ruchem raz na zawsze to skończyć ale przyszedł on. Złapał za nadgarstki, wyrwał żyletkę z ręki i wrzucił do rzeki. Oboje tak klęczeliśmy. On mnie trzymał za ręce, a ja płakałam . Poprosił bym spojrzała mu w oczy, nie chciałam patrzeć. Zaczął coś do mnie mówić, ale nie rozumiałam ani słowa. Po chwili po prostu się w niego wtuliłam. Powiedziałam `potrzebowałam cię, potrzebuję i zapewne będę potrzebować, ale ty to musiałeś spieprzyć`. Wyrwałam się z jego objęć i chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę i odwrócił do siebie. Pocałowałam go, chciałam zasmakować jego ust ostatni raz. Potem odeszłam.


5 kwiecień 2012
Drogi pamiętniku! jest sobota. siedzę na łóżku i piszę (prawdopodobnie) ostatnie litery, słowa i zdania tutaj jak i w moim życiu. Postanowiłam odejść. Nie widzę sensu bym dalej żyła. Wszystko się zawaliło, a ja nie potrafię sobie z tym poradzić. Przepraszam, że więcej nic tu nie napiszę. Naprawdę będę tęsknić za tym piórek, za zapachem nowej, zapisywanej kartki. Żegnaj. Ola.


8 kwiecień 2012
Pamiętniku Oli. Tu Arek. Dziwnie się czuję pisząc tu, czytają poprzednie wpisy Oli i ogólnie zwracać się do ciebie jak do osoby ale, że byłeś jej bliski, to muszę to napisać. Ola postanowiła odejść tak jak to pisała 5 kwietnia. Po tym jak zamknęła pamiętnik i położyła go na szafce pocięła się. Nie użyła żyletki. Chciała to zrobić raz, na zawsze. Przecięła sobie żyłę kuchennym nożem i odeszła. Odeszła do tamtego świata. Dziś jest jej pogrzeb. Zaraz właśnie idę do kościoła. Pamiętam jak kiedyś mi opowiadała o tobie. Jak by chciała się z tobą nigdy nie rozstawać. Więc spełnię jej życzenie. Włożę jej w ręce ten zeszyt, żebyście zawsze byli razem. Arek



Macie jakiś staroć. Masakra, ale zacznę w końcu pisać nowe opowiadanie. Niedługo powinnam zacząć wstawiać :)



http://ask.fm/lollelita można pytać :)