wtorek, 30 kwietnia 2013

Część 34

Biegliśmy przez Maine Street środkiem ulicy. Skręcaliśmy w różne alejki i w końcu zgubiliśmy drogę. Było zbyt ciemno, by zorientować się, gdzie jesteśmy.
Gdy wybiegliśmy z plaży Xavier nas zauważył i rzucił się w pogoń za nami. W drodze wyciągnęłam telefon Ethan'a i zadzwoniłam do Lexi, mówiąc jej gdzie jesteśmy.
Biegliśmy dalej przed siebie. Co prawda biegałam dobrze, ale Ethan i tak trzymał mnie za rękę, bym nie zostawała w tyle. Wbiegliśmy na jakieś podwórko i przeskoczyliśmy przez płot. Potknęłam się i upadłam na kostkę, więc miałam trudności ze stawaniem na niej. Jakoś dałam radę dobiec do drugiego płotu i gdy go przeskoczyliśmy, Ethan powiedział:
- Schowaj się za śmietnikiem.
- Co ty robisz? - Spytałam półszeptem.
Pokazał mi ręką, bym się schowała, więc tak też zrobiłam. Kucnęłam za dużym kontenerem na śmieci i czekałam. Ethan znalazł jakiś kij i także się schował, lecz po drugiej stronie. Nadchodził Xavier i chyba wyczuł, że coś szykujemy, ponieważ był prawie bezszelestny. Wyjrzałam delikatnie zza rogu i zobaczyłam, że trzyma w ręku łom. Chciałam jakoś przekazać tę informację Ethan'owi, lecz on nie patrzył. Znalazłam mały kamień i nie zastanawiając się, rzuciłam nim w przyjaciela zdradzając naszą kryjówkę.
- Co ty robisz? - Spytał bezgłośnie.
Nic nie zdążyłam odpowiedzieć, bo stanął nade mną Xavier. Ethan ruszył na niego z kijem, lecz tamten był szybszy i uchylił się od ciosu. Zaatakował przyjaciela łomem w brzuch. Ethan upadł na ziemię i skulił się, lecz widziałam, że szybko się podnosi. Xavier natomiast złapał mnie za włosy i zaczął ciągnąć po ziemi. Próbowałam haczyć nogami, wiłam się, lecz to nie pomagało. Postawił mnie na nogi i przystawił łom do gardła. Zobaczyłam, że w domu obok zapaliły się światła.
- Pomocy! - Wrzasnęła, co tylko pogorszyło moją sytuację, bo Xavier odwrócił mnie i uderzył w twarz. Nie pozwolił mi upaść, tylko przytrzymał i powiedział:
- Chodź Lena. Szef czeka.
Nic więcej nie powiedział, ponieważ Ethan ogłuszył go i ten upadł. Natychmiast rzuciłam się w jego ramiona i łzy zaczęły mi lecieć po policzkach. Ethan tulił mnie mocno i pocieszał.
Starsza pani wyszła na werandę i zaczęła coś do nas krzyczeć, że jesteśmy bandytami i dzwoni po policję. Na nasze szczęście ona nagle pojawiła się pod bramą. Funkcjonariusze zajęli się Xavier'em, a Lexi podeszła do nas i zadała kilka pytań, po czym zaproponowała, że nas odwiezie.

Gdy weszliśmy do domu, Jessie od razu wyskoczył i zaczął pytać:
- Co się stało? Jesteście cali?
- Przynieś lód – poleciłam mu i pomogłam Ethan'owi usiąść na kanapie.
Kiedy przyszedł Jessie z lodem owiniętym w ściekę, powiedziałam do Ethan'a:
- Ściągaj koszulkę – obaj spojrzeli na mnie zaskoczeni – no już.
Przez cały czas, kiedy wykonywał tę czynność, patrzył na śmiejącego się Jessie'go. Rzucił koszulkę w kąt i ukazał nam się trochę siny brzuch.
- Stary, czym ty oberwałeś? - Spytał poważnie Jess, a Ethan pokręcił przecząco głową.
- Łomem – odparłam za niego i przyłożyłam do brzucha lód owinięty w ścierkę. Ethan trochę się skrzywił, gdy poczuł zimno, ale później chyba przyniosło mu to ulgę. Trzymałam lód na dużym siniaku i podziwiałam jego umięśnione, i wysportowane ciało. Idealna klata i brzuch. Mhm...
- Dobra, więc co się stało? - Moje rozmyślenia przerwał Jess.
- Ten cały Xavier nas dopadł, ale go ogłuszyłem – powiedział bohatersko Ethan.
- Po tym jak on przywalił tobie – spojrzał na mnie i chciał dać kuksańca, ale ruch sprawił mu ból – nie ruszaj się. Chciałam cię ostrzec, wtedy gdy rzuciłam kamieniem, ale nie zdążyłam – dodałam.
- Hej, nie przejmuj się. Nic mi nie będzie. A z tobą wszystko dobrze? - Spytał i błagalnym wzrokiem poprosiłam by nie wspominał o tym, że dostałam w twarz. Znowu.
- Tak. Dam radę – poczułam dłoń Jessie'go na moim ramieniu.
Ethan po chwili powiedział, że powalił Aaron'a na plaży i przybił z moim bratem piątkę.
Spojrzałam na zegarek i było niewiele przed pierwszą. Ziewnęłam, więc odniosłam lód, wróciłam i usiadłam obok Ethan'a. Otoczył mnie ramieniem i Jess włączył jakiś film. Położyłam dłoń na torsie Ethan'a – wciąż gołym – i zasnęłam.

- Lena – słyszałam jak ktoś mnie woła półszeptem – wstawaj śpiochu. Musisz iść do szkoły.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na Ethan'a. Leżeliśmy na jego łóżku, przytuleni do siebie.
- Która godzina?
- Siódma.
Westchnęłam i usiadłam prosto. Ethan dalej był bez koszulki, więc odchyliłam trochę kołdrę i zobaczyłam fioletowego sińca.
- Może powinieneś pójść do lekarza? - Spytałam kładąc się z powrotem.
- Niedługo zejdzie, spokojnie.
Odpowiedział i pogłaskał mnie po policzku. Nie bolał, jednak odczuwałam jakiś wewnętrzny ból.
Wyszłam z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Zrobiłam to szybko, ubrałam zwykłe jeansy i czarną koszulę w katę, a włosy upięłam w kitkę. Na nogi moje ukochane, ciężkie buty.
Wróciłam do sypialni, wzięłam torbę i kiedy chciałam wyjść, stanął przede mną Ethan i mocna przytulił.
- Za co? - Spytałam.
- Muszę jechać z tatą do Denver w stanie Kolorado. Wracamy w niedzielę.
- Co? Czemu? - Miałam łzy w oczach. Nie chciałam, by wyjeżdżał.
- Zabiera mnie na jakąś konferencję. Jessie zostaje do soboty, więc tylko niedzielę będziesz sama. W dodatku zostawiam ci mój samochód – dał mi kluczyki z uśmiechem.
Przytuliłam go i zamrugałam, by nie płakać. Nie chciałam, żeby jechał, ale też nie chciałam być egoistką. Odsunęłam się od niego i szepnęłam:
- Będę tęsknić.
- Ja też. Ale te cztery dni szybko zlecą, zobaczysz – odparł i pocałował mnie w czoło.
- Lena, chodź, musimy jechać – w drzwiach stanął Jess, znów nam przerywając.
Otarłam policzki i pojechałam do szkoły.
Całą drogę miałam dziwne uczucie, że nie powinnam puszczać Ethan'a z Bill'em. Może przez to co mi powiedziała Lexi, może dlatego, że nie chciałam, by jechał. Wiedziałam, że to tylko cztery dni i mam Jessie'go, ale czułam się samotna. Bardziej niż kiedykolwiek. Przyznajmy szczerze, nie umiem się bronić przed Bob'em i jego pomocnikami, więc nie wiem czy bez Ethan'a sobie poradzę.

Wysadziłam Jessie'go w mieście i pojechałam do szkoły. Miałam kilka minut do pierwszej lekcji, więc poszłam do toalety. Chciałam poprawić kitkę i gdy wychodziłam spotkałam Anne.
- Cześć – zaczęła – była dziś rano wzmianka o tym całym chłopaku co o ciebie pytał. Nic wam nie jest?
- Cześć. Nie, udało nam się uciec. Ethan trochę tylko oberwał. A tobie nic nie zrobił? - Spytałam z nadzieją w głosie.
- Nie.
Uśmiechnęłam się i zanim wyszłam, odwróciłam do Anne i powiedziałam:
- Dziękuję za wczoraj. Potrzebowałam tego – posłała mi chyba swój najpiękniejszy uśmiech i poszłam na zajęcia.
Gdy szłam korytarze minęłam Aaron'a. Miał rozwaloną wargę i podbite oko. Nigdy nie byłam zwolenniczką przemocy, ale na ten widok uśmiechnęłam się. Mijając mnie, zahaczył o mnie jak o śmiecia, lecz nie przejęłam się tym. Szłam dalej z wysoko podniesioną głową i uśmiechem na twarzy, ponieważ wiedziałam, że to nie robi na mnie wrażenia. Nie przejmuję się Aaron'em i on o tym wie, i to mu przeszkadza.

Po zajęciach pojechałam do pracy. Mieliśmy urwanie głowy. Ledwo dawaliśmy z Danny'm radę. Bez Ethan'a i Bill'a było ciężko, ale Jessie zaoferował swoją pomoc. Jak dla mnie bez Ethan'a było gorzej. Nie mogłam spać w nocy, mało jadłam i chodziłam przygnębiona. Nie wiem co mi się stało. Może faktycznie oszalałam na jego punkcie? Albo boję się przyznać, że mi się podoba, bo zepsułabym naszą przyjaźń, gdyby jego uczucia był inne. Tak czy inaczej przez cztery dni byłam nieobecna. Jessie pytał o co chodzi, czemu tak się zachowuje. Nie odpowiadałam mu na te pytania, tylko zadawałam swoje: czemu nie dzwoni. Może coś się stało? W sobotę wieczorem pożegnał się ze mną i pojechał na lotnisko. Zostałam sama. Czułam się mała i nie czułam się bezpiecznie.
Zrobiłam jakąś kolację, usiadłam przed telewizorem i przykryłam się kocem, kiedy zadzwonił mój telefon. Znów wyświetlił się jakiś numer i myślałam, że to Mandy dzwoni, ale jednak odebrałam.
- Halo?
- Lena? Cześć tu Sam. Chciałem spytać, czy nie poszłabyś ze mną jutro na ten festiwal?
W Wildwood co roku odbywa się jesienny festiwal. Ma na celu zjednoczyć ludzi i takie tam. Byłam na nim tylko raz, ponieważ uważam to za totalny badziew i stratę czasu. Chociaż Danny opowiadał, że po godzinach jest to istne szaleństwo.
- Przykro mi, ale pracuję juto – odparłam po chwili.
- Kawiarnia w niedziele jest otwarta do osiemnastej, prawda?
- Naprawdę nie lubię tej imprezy...
- Nie daj się prosić – przerwał mi, lecz dalej myślałam, jak delikatnie go spławić.
- Obiecałam Ethan'owi, że się z nim wybiorę. Przykro mi.
- Trzeba było tak od razu. To na razie.
Może nie było to zbyt miłe, ale przekonujące.
Kiedy się rozłączył, wybrałam numer Ethan'a i nacisnęłam połącz. Po kilku sygnałach odezwała się sekretarka. Nie zostawiłam wiadomości. Zjadłam kolację i poszłam spać.

Obudziłam się przed dziesiątą, wzięłam prysznic i pojechałam do kawiarni. Gdzieś koło pierwszej wpadł Sam z kolegami i znów próbował namówić mnie, żebym poszła z nim na festiwal. Oczywiście użyłam tej samej wymówki.
- Nie widziałem go od kilku dni tutaj, pewnie jest chory – powiedział.
- Za kilka godzin wraca z Denver i obiecałam mu, że pójdziemy. Przykro mi, ale ja obietnic dotrzymuję. A teraz wybacz, ale mam robotę – odparłam i zaniosłam kawy do stolika dwóch dziewczyn.
Później przyszedł Aaron i pytał, gdzie jest Ethan. Ta sama gadka co zawsze. I moja reakcja, też ta sama co zawsze. Nie było już prawie śladu, po jego podbitym oku. A szkoda...
Około piętnastej wpadł Bill. Zdziwiłam się, ponieważ mieli wrócić późnym wieczorem, ale też się ucieszyłam.
- Cześć – powiedziałam, zapominając o tym co mi powiedziała Lexi – już wróciliście?
- Tak, Ethan jest w domu. Chcesz to leć do niego, zastąpię cię – odparł z uśmiechem.
Wtedy pomyślałam, że to naprawdę nie mógł być on.
- Dzięki – krzyknęłam i zniknęłam na zapleczu.
Schowałam uniform i pobiegłam do samochodu. Gdyby gdzieś stał wóz policyjny dostałabym mandat za szybką jazdę. Ledwo trzymałam kierownicę, ale za nic w świecie nie myślałam o tym, żeby zwolnić.
Zaparkowałam krzywo pod domem, chwyciłam torbę i wbiegłam do środka.
- Ethan! - Krzyknęłam na wejściu.
Sprawdziłam czy nie ma go w sypialni i zostawiłam tam swoje rzeczy. Poszłam do łazienki i gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam go... sikającego. Szybko zatrzasnęłam drzwi i śmiejąc się krzyknęłam:
- Przepraszam!
Po czym się odsunęłam i czekałam aż wyjdzie. Było mi tak bardzo głupio, że aż chciało mi się śmiać. Po chwili wyszedł skręcając się ze śmiechu, a ja rzuciłam mu się w ramiona. Właściwie to wskoczyłam na niego i skrzyżowałam nogi na jego biodrach.
- Cześć łobuzie – powiedział i poszedł ze mną do sypialni.
Odchyliłam do tyłu głowę, spojrzałam w jego czekoladowe oczy i powiedziałam poważnie:
- Masz fajny tyłek.
Zaczął się śmiać i wylądowaliśmy na łóżku. Chciał mnie połaskotać, lecz jednak złapał mnie za ręce i powiedział:
- Stęskniłem się – po czym mnie pocałował.
Najpierw delikatnie musnął moje wargi, aż nabrał odwagi i pocałował mnie namiętniej. Odchylił głowę, spojrzał na mnie i znów zagłębił nasze usta w pocałunku. Nie było mowy o porównywaniu go z Aaron'em – był zdecydowanie lepszy. Czułam się jakby nogi mi zmiękły i za chwilę miałabym upaść, mimo że leżałam. Trzymałam ręce na jego policzkach. W końcu oderwaliśmy się od siebie zdyszani. Uśmiechnęłam się, a on położył obok i wtulił we mnie.
- Cholernie się za tobą stęskniłem – dodał i zasnął.
Leżałam i wpatrywałam się w jego unoszącą się klatkę piersiową. Słyszałam jego uspokajający się oddech i widziałam jak porusza wargami w uśmiechu przez sen. Czułam się szczęśliwa. Miałam jego i wiedziałam, że to jest coś więcej niż przyjaźń. Z radością i ciepłym uczuciem w środku zasnęłam u jego boku.


I jak? :) 
kolejna część - czwartek

niedziela, 28 kwietnia 2013

Część 33

Ethan czuł się dziś lepiej, więc wraz z Jessie'm podrzucili mnie do szkoły i pojechali na miasto. Zajęcia minęły mi dziś niewiarygodnie szybko i ani razu nie natknęłam się na Mandy czy Aarona. Mimo że widziałam ich dzisiaj w szkole. Na lunchu znalazłam wolny stolik i kiedy usiadłam podeszła Anne, i rozmawiałyśmy trochę. Polubiłam ją. Tata mówił bym nikomu nie ufała, ale Anne nie zdradzała żadnych przejawów pracy dla gangu.
Po lekcjach Jessie przyjechał po mnie samochodem Ethan'a i kiedy wsiadłam zapytał:
- Pamiętasz jak pytałem cię niedawno czy między tobą i Ethan'em jest coś więcej niż przyjaźń? - Kiwnęłam głową – więc pytam jeszcze raz. Co jest między wami?
- Jess, jesteś moim bratem, nie będę ci opowiadał o takich rzeczach – spojrzał na mnie z miną niewiniątka, więc dodałam – przyjaźń.
- Yhym... Widziałem dziś rano tę waszą przyjaźń – mrugnął do mnie i skończyliśmy temat.

Wysadził mnie przed kawiarnią i pojechał gdzieś. Nie chciał powiedzieć dokąd, więc nie dopytywałam. Gdy weszła zobaczyłam za kontuarem Ethan'a i pomachałam mu. Uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach, aż moje serce zabiło mocniej. To na pewno jest coś więcej niż przyjaźń, tytko żadne z nas nie wie jeszcze co. Podeszłam do niego i spytał:
- Gdzie pojechał Jessie?
- Nie powiedział – kiwnął głową – jak się czujesz?
- Dobrze mamusiu – odparł i zaczęliśmy się śmiać.
Nagle spochmurniał i gdy się obejrzałam zrozumiałam o co chodzi. Do kawiarni właśnie weszli Mandy, Elizabeth, Aaron i Paul.
Znów spojrzałam na Ethan'a, położyłam rękę na jego i powiedziałam:
- Proszę nie rób nic głupiego. Nie daj się sprowokować – spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami i kiwnął głową.
Wiedziałam, że nie jest tego do końca pewny, ale będzie się starał.
Poszłam na zaplecze się przebrać i gdy wróciłam, zobaczyłam przyjaciela odbierającego od nich zamówienie. Podszedł do kontuaru, położył na ladzie kartkę i spytał:
- Zrobisz? - Kiwnęłam głową i podeszłam do ekspresu.
Po chwili wrócił, wziął ode mnie kawy i zaniósł do stolika, przy którym siedział Aaron. Bałam się, że któryś z nich coś zrobi, że wybuchnie kłótnia, albo zaczną się bić. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Ethan wrócił do kontuaru i wypuścił wstrzymywane powietrze, po czym spytał:
- Jak mi poszło?
- Bardzo dobrze – czubkiem palca dotknęłam bitej śmietany z jego latte i usmarowałam mu nią policzek.
Spojrzał na mnie urażony i chciał oddać, lecz złapałam tacę z kawami i powiedziałam, że idę zanieść zamówienie.
Gdy wróciłam Ethan rozmawiał z Bill'em i momentalnie zrobiło mi się gorąco. Nie powiedziałam przyjacielowi, czego się dowiedziałam o jego ojcu, bo nie chciałam w to wierzyć. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała to zrobić, lecz nie mogłam znaleźć odpowiedniej chwili.
Podeszłam do nich i Bill się ze mną przywitał, po czym wyszedł z kawiarni. W tym samym momencie Aaron podszedł do kontuaru zapłacić.
- Dała ci już czy jeszcze nie? - Spytał Ethan'a.
- Przywalę ci zaraz jak stąd nie wyjdziesz – odparł przyjaciel.
Ja stałam z boku i wszystkiemu się przyglądałam. Nie wiedziałam co mam robić, nie wiedziałam nawet czy powinnam cokolwiek zrobić.
- Jasne, bo uwierzę – Ethan spojrzał groźnie na Aaron'a, więc ten się zamknął i wyszedł.
- Chyba uwierzył – powiedziałam żartobliwe, na co Ethan tylko się zaśmiał i oberwałam bitą śmietaną w nos, w tym samym czasie, kiedy Jessie wszedł do kawiarni.
Usiadł na stołku przed kontuarem i zmierzł nas wzrokiem.
- Mam was na oku – zaczęliśmy się śmiać – zróbcie mi małą czarną.
Wytarłam nos i po chwili postawiłam przez bratem kubek.
- Na koszt firmy – dodam.
Zobaczyłam wchodzącego `stałego klienta w płaszczu`, więc spytałam Jessie'go:
- Znasz może tamtego faceta – wskazałam palce, ale on pokręcił głową.
Gdy Ethan odszedł po zamówienie, Jess zapytał z ironią:
- Przyjaźń, hmm?
Wzruszyłam ramionami i czekałam, aż wróci Ethan.

Gdy wróciliśmy do domu i jedliśmy kolację, zadzwoniła mama. Pytała co u nas słychać, jak się czujemy. Chciała też rozmawiać z Jessie'm. Gdy oddał mi telefon zapytałam ją ostrożnie:
- Mamo, czy Tom dobrze cię traktuje?
- Oczywiście kochanie. Dlaczego o to pytasz?
- Wiesz, po prostu wolę się upewnić – odparłam i pożegnałam się z nią.
- O co ci chodziło z tym bezpiecznym traktowaniem? - Spytał Jess i nagle zrozumiałam, że on nie wie o tym, że Tom mnie uderzył.
- No wiesz, tak pytałam – odpowiedziałam, lecz Ethan się włączył do rozmowy i mnie zdradził.
- Gdy rozwalili wam mieszkanie wpadł Tom, zobaczyć co z waszą mamą. Pokłócił się trochę z Leną i uderzył ją.
- Ethan! - Krzyknęłam na niego i poszłam wkurzona do jego sypialni.
- Zaraz, co? Lena, o czym on mówi? - Jess stanął w pokoju, blokując wyjście.
- O niczym – spojrzał na mnie spode łba – słuchaj, nie lubię go. Ale jeżeli mama jest z nim szczęśliwa i bezpieczna, to okey. Nie chcę by ktoś jeszcze został ranny przez błędy taty. Oni szukają mnie, więc dlaczego...
- Jak to szukają cię? - Przerwał mi – i kto?
- Miałaś mu nie mówić – syknął z progu Ethan.
Zdenerwowana zamknęłam mu drzwi przed nosem, usiadłam na łóżku i opowiedziałam na spokojnie wszystko Jessie'mu. Słuchał uważnie i co jakiś czas tylko dopytywał. Na koniec mnie pocieszył, przytulił i poszedł. Rzuciłam się na łóżko i zakryłam twarz dłońmi. Po chwili ktoś usiadł obok i położył rękę na mojej nodze. Strząsnęłam ja, ponieważ wiedziałam, że to Ethan i dalej byłam na niego zła. Podniosłam się i oboje patrzyliśmy przed siebie, żadne z nas się nie odezwało, żadne nic nie zrobiło. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Odebrałam i usłyszałam jakieś wesołe krzyki i śpiewy.
- Halo? - Spytałam.
- Cześć Lena! Bierz przyjaciela i wpadajcie na plażę. Jest impreza! - Krzyczała do słuchawki Anne Berger.
- Nie wiem czy...
- No dawaj! - Przerwała mi – wyjdź z domu i zaszalej. Aarona i Mandy na razie nie ma, a nawet gdyby przyszli, to masz nas! - Krzyknęła i dużo głosów jej zawtórowało.
- Zastanowię się.
Krzyknęła `okey` i się rozłączyła.
- Jest impreza na plaży. Idziemy? - Spytałam Ethan'a, a on kiwnął głową.
Miałam na sobie legginsy i trampki. Zmieniłam koszulkę na jakąś luźniejszą i rozpuściłam włosy. Ethan miał na sobie jeansy, trampki i czarny T-shirt. Narzucił na to sportową kurtę. Jessie został w domu.
Wyszliśmy przez taras i ruszyliśmy na wschód, w stronę muzyki, blasków świateł i krzyków. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się. On szedł z rękoma w kieszeniach, ja bawiłam się włosami.
Byliśmy na miejscu i podbiegła do nas Anne z koleżanką – chyba Alice. Złapały mnie za ręce i pociągnęły za sobą. Obejrzałam się na Ethan'a, lecz on tylko się uśmiechnął i poszedł naszym śladem. Po drodze szukał kogoś wzrokiem i chyba domyślałam się kogo. Zaciągnęły mnie do ich znajomych, przedstawiły nas i pchnęły na jakąś starą kanapę, którą ktoś wyciągnął na piasek.
- Pijecie? - Nim zdążyłam zaprzeczyć, że ja nie, wcisnęła mi piwo w rękę.
Było zamknięte, więc postanowiłam, że wypiję. Musiałam się trochę odstresować.
Siedziałam z Anne, Alice i jeszcze jedną dziewczyną – Kate na kanapie i rozmawiałyśmy. Wydawało mi się, że rozmawiamy kilka godzin. Ethan stał niedaleko i rozmawiał z jakimiś chłopakami, popijając piwo i śmiejąc się. Ja także czułam się zadowolona. Spojrzałam na niego i napotkałam jego wzrok. Uśmiechnął się, a ja mu pomachałam.
- Uuu... Co jest między tobą, a tym przystojniakiem? - Spytała nagle Kate.
- Co? Między mną i Ethan'em? Jesteśmy przyjaciółmi.
Zaczęły się śmiać, ale nie złośliwie, lecz przyjaźnie.
- On nie patrzy na ciebie jak na przyjaciółkę, a ty nie patrzysz na niego jak na przyjaciela – powiedziała Alice.
- Czyli w skrócie, między wami jest chemia – dodała Anne i uśmiechnęła się.
Jeszcze chwilę rozmawiałyśmy, po czym zauważyłam idących Aarona, Mandy i ich przyjaciół.
- O nie. Tylko nie oni – powiedziałam, spuszczając głowę.
- Spokojnie, mała. Masz nas. Od teraz jesteśmy twoimi koleżankami, możesz na nas liczyć – powiedziała Anne i położyła mi dłoń na ramieniu.
Uśmiechnęłam się do niej i powiedziałam:
- Boję się, że Ethan zrobi coś głupiego.
Dziewczyny popatrzyły po sobie, lecz nic nie powiedziały.
Aaron najwidoczniej mnie zauważył, bo krzyknął na cały głos, mimo że był blisko mnie:
- Co ona tu robi? Darmowa dostawa...
- Nawet nie próbuj kończyć – przerwał mu Ethan, który stanął przed nim, z pięściami gotowymi do walki.
Podeszłam do niego i stanęłam obok.
- Ethan przestań – chwyciłam go za ramię, lecz się wyrwał.
- Daj spokój – powiedziała do mnie Anne, odciągając kawałek.
- Mam nie mówić tego słowa? - Spytał Aaron, a Ethan wolno kiwnął głową. Ludzie wkoło zrobili krąg i obserwowali z uśmiechami na twarzach – ale ona jest dziwką, więc czemu...
Nie zdążył dokończyć, ponieważ Ethan mu przywalił. Był to mocny cios, w dodatku Aaron był pijany, więc upadł od razu. Kiedyś już wspominałam, że Ethan wygrałby z Aaron'em. Ten wstał, ludzie wiwatowali, krzyczeli, dopingowali ich. Ethan stał i czekał. Widziałam w jego oczach furię, wiedziałam, że wygra, mimo wszystko nie chciałam żeby się bił. Chciałam podejść i go powstrzymać, choć wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Anne trzymała mnie mocno, bym się nie wyrwała, więc przestałam się wiercić. Podnieśli Aaron'a i rzucił się z pięściami na mojego przyjaciela. Ethan dostał w twarz. Niezbyt mocno, ale stracił na chwilę równowagę. Szybko się jednak pozbierał, bo przywalił Aaron'owi kolejny raz w twarz i raz w brzuch. Upadł na kolana i podniósł głowę w górę, by Ethan go dobił. Prowokował go, wiedziałam o tym. Aaron był pijany.
Wyrwałam się z uścisku Anne, podeszłam do Ethan'a, stanęłam przed nim i powiedziałam:
- Ethan proszę, on nie jest tego wart – czułam jak Aaron wstaje na nogi.
- Ty jesteś – odparł i zatrzymał pięść chłopaka tuż przy mojej twarzy.
Zamknął ją mocno w dłoni, odsunął mnie delikatnie i pchnął Aaron'a na piach.
- Trzymaj się od niej z daleka – powiedział cicho i wstał.
Ludzie zaczęli klaskać i wiwatować.
Ethan odszedł kawałek, odwrócił się i spojrzał na mnie, po czym wyciągnął w moją stronę dłoń. Podeszłam do niego, chwyciłam ją, a on mnie objął. Poszliśmy usiąść trochę dalej, na kawałku pieńka.
- Nie bądź zła – nim zdążyłam coś powiedzieć dodał – wiem, że nie lubisz jak ktoś się bije, ale on zasłużył.
Spojrzałam na niego i kiwnęłam głową. Okryłam się ramionami, ponieważ zrobiło się trochę chłodno. W tym czasie Ethan zdjął swoją sportową kurtkę i nałożył mi.
Starłam z jego warg trochę krwi, która się tam zebrała po uderzeniu Aaron'a i znów prawie byśmy się pocałowali. Było tak blisko kiedy zadzwonił jego telefon.
Płynnym ruchem wyciągnął go ze środkowej kieszeni kurtki, porażając mnie zapachem swoich perfum i odebrał:
- Co chcesz? Co? - Spytał po chwili zdenerwowany – dobra. Niedługo będziemy.
Rozłączył się, schował telefon i powiedział szybko:
- Lexi dzwoniła na twój telefon, a Jess odebrał, bo myślał, że to ważne. Dobrze zrobił, bo Xavier uciekł z więzienia – wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Hej Lena – podeszła do nas Anne – jakiś chłopak pyta o ciebie. Chropowaty głos, bródka. Mówi, że to ważne.
Osłupiałam. Ethan pytał mnie coś, lecz do mnie nic nie docierało. Moje myśli krążyły wokół jednego: znaleźli mnie.
- Powiedz, że mnie nie znasz.
- Coś się stało?
- Proszę, po prostu to zrób. Oni mnie szukają – nagle Ethan zrozumiał o co chodzi.
- Musimy uciekać – powiedział.


Kolejna część we wtorek :>

sobota, 27 kwietnia 2013

Część 32

Gdy zaparkowałam samochód przed kawiarnią i weszłam do środka podszedł Bill i zapytał:
- Cześć – kiwnęłam mu głową i chciałam go ominąć, lecz on kontynuował – jak się trzyma Ethan?
- Lepiej. Przepraszam, ale muszę do toalety.
Skłamałam, ponieważ po tych informacjach nie mogłam tak po prostu rozmawiać z Bill'em. Tak jakby nic się nie stało.
Przebrałam się, poszłam do toalety, żeby Bill się nie czepiał i zabrałam się do pacy. Przy każdej zwykłej czynności jak robienie kaw, przyjmowanie zamówień lub pieniędzy czy obsługą klientów przyglądałam się Bill'owi. Nie robiłam tego zbyt dyskretnie i może tego właśnie chciałam? By zorientował się, że coś jest nie tak. Ale uznałam, że na razie lepiej nie poruszać tego tematu, więc kiedy podszedł i zapytał czy coś się stało odpowiedziałam spokojnie:
- Zerwaliśmy z Aaronem. W dość brutalny sposób.
- Aha, rozumiem – spojrzał na mnie uważnie i dodał – zasługujesz na kogoś lepszego.
Uśmiechnęłam się słabo i poszłam po zamówienie.
Klientem był ten sam mężczyzna, co kiedyś zaglądał tu często. Ostatnio jednak rzadko go widywałam. Zamówił to samo co zwykle i powiedział, że zapłaci na koniec. Zgodziłam się i odeszłam. Zaczęłam wycierać kontuar, kiedy podszedł Danny – trzeci pracownik – i zaczęliśmy rozmawiać. Widać było, że znają się długo z Ethan'em, ponieważ mieli podobne poczucie humoru. Dlatego mi też poprawił się nastrój i trwałoby to dłużej, ale elita suk przyszła (Aaron, Mandy i Paul). Spojrzałam na Danny'ego błagalnym wzrokiem, żeby poszedł ich obsłużyć, lecz on tylko powiedział:
- Musisz się zmierzyć ze swoimi lękami – spojrzałam na niego spode łba, więc dodał – Ethan dzwonił. Mówił, że jakby przyszli mam ci przypomnieć, że coś mu obiecałaś.
Uśmiechnął się szyderczo, ale przyjaźnie. Mruknęłam pod nosem kilka przekleństw, chwyciłam notes, długopis i podeszłam do ich stolika.
- Co podać? - Spytałam obojętnie.
- Pizzę. Chciałabym znów zobaczyć, jak lądujesz na podłodze cała w kawałkach salami i...
- Nie serwujemy pizzy od dłuższego czasu – przerwałam Mandy.
- Trzy espresso – powiedział Aaron, lecz Mandy po chwili dodała coś od siebie.
- Dwa espresso i jedno latte – kiwnęłam głową i wręczyłam im rachunek.
Aaron wywrócił oczami i dopiero teraz zobaczyłam jego prawdziwe oblicze. On jest wredny. Jest naprawdę wredny, paskudny i nie przejmuje się nikim poza sobą samym.
Po pięciu minutach wróciłam z kawami i Aaron wręczył mi piętnaście dolarów.
- Reszty nie trzeba. Możesz sobie wziąć – i posłał mi buziaka.
Poszłam do kasy i wyjęłam cztery dolary (bo tyle należało mu się reszty). Wróciłam z powrotem do stolika i gdy cała trójka na mnie spojrzała, położyłam na stole resztę i powiedziałam do Aaron'a chamskim głosem:
- Twoja reszta, dupku.
Gdy odchodziłam, urażony wstał i zaczął krzyczeć do mnie:
- To tak się traktuje klientów?
W kawiarni byli tylko oni, jakieś dwie dziewczyny i ten mężczyzna. Odstawił na chwilę kawę i powiedział do Aaron'a:
- Ej, ty chłopak! Uspokój się. Co ty baba?
Dwie dziewczyny zaczęły chichotać tak jak ja, mężczyzna wrócił do picia kawy, a Aaron usiadł urażony na krześle.
Zauważyłam, że mężczyzna w płaszczu szuka mnie wzrokiem, więc podeszłam do niego.
- Chciałbym zapłacić – powiedział i wyciągnął z kieszeni pięć dolarów – Lena?
- Tak? - Spytałam i gdy wskazał mi, żebym usiadła na kanapie, rozejrzałam się najpierw czy nie potrzebują mnie przy kontuarze. Modliłam się, żeby tak było, ale niestety... Usiadłam niepewnie i spytałam:
- O co chodzi?
- Widziałem się ostatnio z twoim ojcem i chciał, bym ci coś przekazał – przesunął po stole małą, białą kopertę.
- Co to jest? - Spytam biorąc ją w ręce.
- Nie zdradził mi, ale prosił, bym ci ją dostarczył.
Odparł, wstał i wyszedł.
Zostałam sama na tej kanapie i przewracałam w dłoniach kopertę. Zaniosłam ją do torby i wróciłam do pracy. Przeczytam ją w domu. W razie, gdybym znów miała płakać.

Weszłam do mieszkania i zastałam Ethan'a śpiącego na kanapie. Koc leżał na nim byle jak, telewizor był głośno, a na brzuchu leżał popcorn. Podeszłam do niego, wyłączyłam telewizor, zdjęłam miskę i nakryłam go całego kocem. Resztki popcornu wysypałam do śmieci i przetarłam miskę, po czym schowałam ją do szafki. Zabrałam swoje rzeczy i udałam się do sypialni Ethan'a, by go nie budzić. Zmieniłam książki i odrobiłam pracę domową. Mój laptop działał, choć czasem się zacinał albo wolno funkcjonował. Gdy zrobiłam wszystko to, co miałam do zrobienia, wyjęłam z torby list. Otworzyłam go, usiadłam na łóżka i zaczęłam czytać. Nie było wiele słów. Treść wiadomości brzmiała: `Uważaj na siebie Lena. Szukają cię. Chciałbym zapewnić ci bezpieczeństwo, ale najpierw muszę coś załatwić, dlatego proszę, bądź ostrożna. I nie ufaj nikomu. Kocham cię. Tata`. Po policzku poleciała mi łza. Szybko ją starłam, podarłam list i wyrzuciłam go. Nie dlatego, że był od taty, czy nie biorę jego słów poważnie. Pomyślałam tylko, że gdyby mnie znaleźli on także miałby kłopoty, więc zrobiłam to dla bezpieczeństwa. Nas wszystkich.
Usłyszałam stękanie kanapy i odwróciłam się w tamtą stronę.
- Cześć – rzucił Ethan, przeczesując palcami włosy i wyglądając przy tym bosko – jak tam?
Usiadłam obok niego i opowiedziałam historię przesłuchania Xavier'a. Spytał czy tylko po to wezwała mnie Lexi, a ja skłamałam, że tak. Wiedziałam jednak, że przyjaciel pozna moje kłamstwo, ale nic nie powiedział.
Po chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie przestraszenie, po czym z zewnątrz dobiegł nas dźwięk:
- Otwierać idioci, moknę! - To był Jessie.
Szybko pobiegłam otworzyć i rzuciłam mu się w ramiona. Weszliśmy do środka ciągle się przytulając. W końcu dałam mu odetchnąć i przywitać się z Ethan'em.
- Cześć – podali sobie ręce – następnym razem otwierajcie szybciej, okey?
- Skąd mogliśmy wiedzieć, że to ty? - Odparłam mu.
- Trzeba było od razu wrzeszczeć – dodał Ethan.

Gdy Jessie się trochę zadomowił, wszyscy usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać. Czułam się wniebowzięta, kiedy miałam ich dwóch przy sobie. Stanowili ważną rolę w moim życiu.
- Gdzie będę spał? - Spytał nagle Jess.
Spojrzeliśmy z Ethan'em po sobie i odpowiedziałam pospiesznie:
- Na kanapie.
- A wy? - Uniósł brwi.
- My dzielimy się łóżkiem. Tak, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, tylko Lena czasem zabiera mi kołdrę – dałam mu kuksańca w bok i zauważyłam czujny wzrok brata.
- Okey. Nie wnikam. Ale pamiętaj stary – wycelował palcem w Ethan'a – to moja siostra.
Ten zaś uniósł ręce do góry w geście obronnym i rzucił:
- Chcesz mogę spać z tobą – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Już wolę, byś spał z nią. Ale w nocy przyjdę sprawdzić czy naprawdę dzielicie się tym łóżkiem.
Zaczęłam się śmiać i po chwili oni też dołączyli. Nagle zadzwonił mój telefon. Wyświetlił się jakiś numer. Odebrałam po chwili i spytałam:
- Halo? - Cisza, więc powtórzyłam głośniej – Halo?!
Nikt się nie odezwał, więc się rozłączyłam. Patrzyliśmy po sobie, kiedy telefon znów zadzwonił. Tym razem nic nie powiedziałam, tylko słuchałam. W słuchawce rozległy się jęki i krzyki jakiejś dziewczyny. Po chwili usłyszałam kilka zdań i te dwa imiona: Aaron i Mandy. Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na stół. Ethan z Jessie'm patrzyli po sobie osłupiali i spytali równocześnie:
- Co się stało?
- To Mandy. Z Aaronem. Oni... - nie dokończyłam, lecz chłopaki domyślili się o co chodzi.
Nic nie powiedzieli, ani się nie poruszyli. Czuli, że to może pogorszyć sytuację.
Jeszcze trochę rozmawialiśmy, później poszłam się wykąpać, zostawiając ich dwóch na męskiej pogawędce, przy której pili piwo. Gdy wyszłam z łazienki poszłam spać. Ten dzień był męczący, więc zasnęłam od razu.
Obudził mnie Ethan wchodzący do łóżka.
- Lena? - Spytał cicho.
- Hmm... - mruknęłam.
- Przejęłaś się Aaronem i Mandy?
Odwróciłam się w jego stronę i odparłam:
- Czemu pytasz?
- Nie chcę, żebyś cierpiała przez tego dupka.
- Nie przejęłam się – słyszałam jak wypuszcza powietrze – cieszę się, że nie zrobiłam tego z nim. Wtedy dopiero miałabym reputację.
Zaśmiałam się gorzko i poczułam dłoń Ethan'a na moim policzku.
- Pamiętasz jak byliśmy na koktajlu w Cape May? - Kiwnęłam głową – i o czym wtedy mówiłem? - Znów kiwnęłam. - Ja mówiłem prawdę.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam do jego ciepłego torsu. Położyłam na nim dłoń i zasnęłam w jego objęciach.

Lena siedziała na balkonie mieszkania Ethan'a. Piła zimną lemoniadę, słońce grzało w nogi. Dostrzegła przed sobą przyjaciela. Nie był sam. Obok niego szła Mandy. Śmiali się i trzymali za ręce. Nagle stanęli i się pocałowali. Po krótkiej chwili usłyszała głos z oddali, należący do Aaron'a.
- Przeleci cię i zostawi. Zobaczysz.... - słowa powtarzające się jak echo, którego nie mogła się pozbyć.

Usiadłam prosto na łóżku i poczułam dłoń Ethan'a na moich plecach. Spojrzałam na zegarek, siódma.
- Zły sen? - Spytał przyjaciel zaspanym głosem.
- Tak jakby. Ethan, mogę cię o coś spytać? - Kiwnął głową – podoba ci się Mandy?
Też usiadł prosto, spojrzał mi w oczy i powiedział bardzo poważnie:
- Nie. Mandy mi się nie podoba.
Kiwnęłam głową i nagle nasze usta dzieliła niewielka przestrzeń. Kiedy do pokoju wparował Jessie, oboje odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Brat spojrzał na nas, pokazał gest, że ma nas na oku i wyszedł. Kiedy zniknął za drzwiami zaczęliśmy chichotać i z powrotem rzuciliśmy się na łóżko.



Kolejna część jutro - bonus :)

czwartek, 25 kwietnia 2013

Część 31

Do klasy wszedł Aaron. Jak zawsze pewny siebie, aż nazbyt. Kilka dni wcześniej na ten widok westchnęłabym w duchu czemu jest taki przystojny i prosiła Boga, by ze mną usiadł. Dziś zmierzyłam go pogardliwie wzrokiem i prosiłam Boga, by ze mną nie siadał. Moje modły nie zostały wysłuchane. Z niechęcią zajął miejsce obok. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się sprośnie. Wywróciłam oczyma i zabrałam się za powtarzanie notatek.
- Jak tam z Ethanem? - Spytał nachylając się nade mną.
- Jak tam z Mandy? - Wzruszył ramionami i wrócił do poprzedniej pozycji.
Do klasy wszedł profesor i rozdał nam kartki z zadaniem, które musimy wykonać w czterdzieści pięć minut. W parach.
Spojrzeliśmy z Aaron'em po sobie z niechęcią i zabraliśmy się za przygotowywanie stołu do wykonania doświadczenia.
Mieliśmy zrobić burzę w probówce. Polegało to na tym, aby do naczynia nalać stężonego kwasu siarkowego (około jednej trzeciej , jednej czwartej próbówki). Na to ostrożnie nalać trochę etanolu i wrzucić kryształek nadmanganianu potasu. Kryształek powinien zacząć trzaskać i iskrzyć, i powinien uwolnić się gaz. Odgłosy i iskry podobne są do burzy. Widziałam to kiedyś w internecie i wyglądało naprawdę super.
Oczywiście Aaron chciał przejąć ster i dodał za dużo nadmanganianu potasu, gdzie reakcje zaszła zbyt gwałtownie i probówka pękła. Wina leżała po jego stronie, ale nie chciał się do tego przyznać.
- Profesorze to prze nią! - Krzyczał wskazując na mnie palcem.
- Naprawdę myślisz, że uwierzę, iż wina leży po stronie szóstkowej uczennicy? - Nim Aaron zdążył zaprzeczyć dodał – więc odpowiedź brzmi nie. A teraz idźcie do pielęgniarki. Niech sprawdzi czy nic wam nie jest. A reszta się odsunąć! - Krzyknął do pozostałych uczniów, a my wyszliśmy.
Kiedy szliśmy korytarzem Aaron cały czas klął pod nosem. W końcu nie wytrzymałam i gdy byliśmy pod gabinetem pielęgniarki wypaliłam do niego:
- Mógłbyś się przymknąć? - Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Bo co? Naślesz na mnie swojego przyjaciela?
- Nie. Sama ci przyłożę.
Wytrzeszczał oczy, bo wiedział, że mówiłam poważnie. Zdenerwowana odepchnęłam go na bok i weszłam do gabinetu.

Pielęgniarka sprawdziła czy nic nam nie jest i wypuściła. Do końca lekcji ludzie dziwnie mi się przyglądali. Przeszłam koło grupki dziewczyn i usłyszałam niemiłą opinię na mój temat. `Ma matkę dziwkę, ojca kryminalistę, jest brzydka i głupia. No i nie zapominajcie, że myślała, że taki Aaron ją kocha.` Po czym zaczęły się śmiać. Podeszłam do swojej szafki i gdy ją zamknęłam obok stała Mandy.
- Czego? - Spytałam poirytowana jej obecnością.
- Niczego – spojrzałam na nią głupio – co już nie można sobie postać i popatrzeć na ofiarę losu?
- Odwal się.
- Uuu. Ostro. A no tak zapomniałam, ty lubisz wybuchowe eksperymenty – zaczęła się śmiać.
Pokręciłam głową dając jej do zrozumienia, że mam dość jej głupot i odeszłam.
- Mówiłam ci Lena. Wszyscy ci mówili – usłyszałam za sobą i chwilę mi zajęło, o co jej chodziło.
Chodziło jej o Aaron'a. Teraz wszystko kręciło się wokół tego jaka to byłam naiwna, głupia i, że jestem nieudacznicą.
Poszłam do klasy z głupawym uśmieszkiem na twarzy. Śmieszyło mnie jak fałszywi potrafią być ludzie.
Udałam się na lunch i gdy weszłam do stołówki ludzie zwrócili ku mnie zdziwione spojrzenia. Wzięłam dziś tylko sok. Nie znalazłam żadnego wolnego miejsca, więc wyszłam z powrotem na korytarz. Po chwili ktoś mnie dogonił i ku mojemu zdziwieniu był to Sam. Kolega Aaron'a z koszykówki. Ten który mnie uratował na imprezie.
- Cześć – zatrzymaliśmy się na środku korytarza – co słychać u ciebie?
- Cześć – odparłam nieco zdziwiona i zauważyłam, że Aaron i Mandy szykują się w stronę wyjścia – w porządku. A u ciebie?
- Też. Słuchaj, chciałem ci powiedzieć, że Aaron to straszny palant – ach, no tak. Do mojej opinii doszła jeszcze ofiara losu, której każdy współczuje – znaczy, nie zrozum mnie źle. Ja cię lubię i nie chcę, by przez tego idiotę nasz minimalny kontakt się urwał.
Kiwnęłam głową z uśmiechem i już chciałam odchodzić, kiedy usłyszałam głos Aarona:
- Sam nie próbuj. Ciężko ją przelecieć.
- Stary, jesteś idiotą – Aaron spojrzał na niego urażony i odszedł.
Po drodze chciał mnie posmyrać po podbródku, lecz odsunęłam się gwałtownie i w zamian usłyszałam ich śmiech.
- Mogę cię odprowadzić na lekcję? Chyba, że mu wierzysz.
- Ja już w nic mu nie uwierzę - odparłam i poszliśmy na zajęcia.

Gdy skończyłam wszystkie lekcje zadzwoniłam do Bill'a, że mogę się trochę spóźnić, ponieważ jadę do Lexi. Odparł, że rozumie i się rozłączył.
Zaparkowałam pod komisariatem i weszłam do środka. Jakieś dwie dziewczyny przeszły obok mnie, gdy wysiadałam z samochodu. Zmierzyły mnie wzrokiem i zaczęły szeptać. Super.
Poszłam prosto do biura Lexi i zapukałam dwa razy. Usłyszałam zduszone `proszę` i otworzyłam drzwi.
- Ach, Lena to ty. Wejdź – zrobiłam jak powiedziała i usiadłam naprzeciwko niej – Mam dla ciebie dwie informacje. Dobrą i złą.
- Dobrą – odparłam, kiedy patrzyła wyczekująco.
- Złapaliśmy jednego z pomocników Boba – spojrzałam na nią przestraszona i jednocześnie uradowana – niedawno. Czeka na przesłuchanie i chciałam byś w nim uczestniczyła. Nie bezpośrednio oczywiście, lecz zza lutra weneckiego.
- Jasne. Dziękuję. A ta zła?
- Jak dobrze znasz Billa?
- Czemu pytasz? - Tak, już dawno przeszłyśmy na ty, co w jakiejś mierze było trochę dziwne.
- Z kilku przedmiotów w twoim dom pobraliśmy odciski palców. Kilka udało nam się zidentyfikować i połowa z tych, z nich należy właśnie do Billa – odparła delikatnie i czekała na moją reakcję.
- Billa? To nie możliwe. Nie – mówiłam kręcąc przecząco głową.
- Lena, tak samo wierzyłaś w niewinność twojego taty i popatrz co z tego wynikało.
Siedziałam jak porażona prądem ze łzami w oczach. To nie mógł być Bill. Może ktoś go wrabia? To nie może być on.
- Ja dalej wierzę w niewinność ojca. Przyjemniej co do tej dziewczyny... - dodałam cicho.
- Sprawdziliśmy także co robił tamtej nocy i nigdzie go nie znaleźliśmy. A kiedy wzięliśmy go na przesłuchanie powiedział, że był w domu. Sprawdziliśmy. Nic na to nie wskazywało.
Siedziałam osłupiała. Jeżeli to co mówiła Lexi, jest prawdą, dlaczego Bill to zrobił? Przecież był przyjacielem rodziny, taty. To do niego zwracałam się z problemami. To on pozwolił mi u siebie pracować, tylko dlatego, że mnie zna. Więc nie mogłam znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
- Chodźmy na przesłuchanie – rzuciłam, nim Lexi zdążyła zapytać czy wszystko w porządku.
Nic nie było w porządku. Wszystko mi się zawaliło i za cholerę nie wiem jak mam sobie poradzić.
Postanowiłam, że nic na razie nie powiem Ethan'owi. Tak będzie dla niego lepiej. Najpierw dowiem się, czemu Bill jest w to wszystko zamieszany. Oczywiście nie podejdę do niego i nie spytam tak po prostu: `ej, Bill. Ostatnio dręczy mnie pytanie czemu pomagałeś zniszczyć mój dom mój dom?` To by było głupie i nieodpowiedzialne. Mogłabym narazić na niebezpieczeństwo wiele ludzi. No i siebie.
Szłyśmy z Lexi po brązowym linoleum. Słyszałam jak jej buty uderzają o podłogę i czułam jak się trzęsę.
- Poczekaj tu chwilkę – powiedziała, gdy stanęłyśmy przed zwykłymi, drewnianymi drzwiami, po czym zniknęła za nimi.
Wyszła po kilku chwilach i zaprosiła mnie do środka.
Pomieszczenie było małe. Znajdowało się w nim lustro weneckie, ale od tej strony, gdzie człowiek coś przez nie wiedzieć. Przedstawiła mnie dwóm policjantom. Jeden był wysoki, chudy i miał brązowe loczki. Drugi był... gruby, łysiał i właśnie kończył pączka. Gdy przeżuł ostatni kawałek popił to kawą i powiedział coś do wszystkich przez mikrofon. Zobaczyłam, że drzwi w środku się otwierają, na kamerze z boku i urządzeniach tutaj w środku świeciły się czerwone, żółte i zielone diody.
Na krześle usiadł średniego wzrostu, młody facet z bródką. Spojrzał na lustro i jakby wiedział, że tam stoję uśmiechnął się szyderczo. W miejsce gdzie stałam. Delikatnie odsunęłam się od szyby i podeszłam do Lexi, która stała na drugim końcu pokoju.
Do pomieszczenia, gdzie siedział chłopak wszedł Jin Sui. Ten sam co wraz z Lexi przesłuchiwał mnie, gdy tata uciekł z więzienia.
- Jak się nazywasz?
- To nie znaczenia – odparł chłopak. Słychać było w jego głosie chrypę.
- Uwierz mi, ma. Więc jak się nazywasz? - Powtórzył Jin.
- Xavier. Coś jeszcze czy mogę już iść? - Wstał z zamiarem wyjścia, lecz Jin z powrotem pchnął go na krzesło.
Dopiero teraz zauważyłam, że chłopak - Xavier – ma kajdanki na nogach i rękach.
Przez chwilę żaden z nich się nie odzywał. W końcu Xavier spojrzał na lustro, znów w miejsce, gdzie stałam i powiedział:
- I tak cię znajdzie – po czym zaśmiał się gardłowo, a policjant go uspokoił.
Zamarło mi krew w żyłach i wybiegłam stamtąd. Słyszałam jak biegnie za mną Lexi i woła moje imię. Dotarłam do samochodu i drżącą ręką próbowałam włożyć kluczyk.
- Lena, zaczekaj! - Lexi była przy mnie i odwróciłam się w jej stronę.
- Przepraszam, ale nie mogę. To mnie przerasta – mówiłam ze łzami w oczach i w końcu udało mi się otworzyć drzwi.
Wsiadłam, wepchnęłam kluczyk do stacyjki i zanim go przekręciłam spojrzałam na Lexi i powiedziałam bezgłośnie `przepraszam`. Nic nie odpowiedziała, tylko się odsunęła, a ja pojechałam do kawiarni. 


kolejna część w sobotę :)