czwartek, 13 czerwca 2013

W objęciach skrzydeł #8

Przeszliśmy długi chodnik, ludzie nas mijali i śmiali się. Deszcz ustał trochę, choć było chłodno. Kiedy przebiegł przede mną chłopak w samych majtkach i zatrzymałam się, z pewnością z zabawną miną, Shane się odwrócił. Spojrzał na mnie i się zaśmiał, po czym wyciągnął w moją stronę rękę. Niepewnie ją złapałam i weszliśmy do środka. Dom wewnątrz wyglądał nie tyle co bogato, ale w stylu vintage. Dominowały białe i brązowe kolory, obrazy w czarnych ramkach na ścianach i minimalizacja obiektów. Ludzie bawili się w głównym salonie, który zajmował chyba cały dół. Na prawo była kuchnia, a na lewo schody.
Ciągle trzymałam Shane'a za rękę i nie chciałam puszczać. Podeszliśmy do grupki ludzi. Shane przywitał się ze wszystkimi i powiedział:
- To jest Nancy – machnęłam im i dostałam w zamian piwo.
Chciałam powiedzieć, że nie piję, jednak potrzebowałam się wyluzować.
Poznałam Kevin'a, Mary i Max'a. Zaczęłam rozmawiać z Mary – dziewczyna miała krótko ostrzyżone, czerwone włosy i soczewki w kształcie kocich oczu. Tańczyłyśmy, śmiałyśmy się i piłyśmy. Po kilku godzinach przebywania z nią, miałam we krwi więcej promili, niż na swojej imprezie. Jednak wciąż byłam trzeźwa.
- Gdzie jest łazienka? - Szepnęłam do ucha Mary, a ona wskazała górę.
Pokazałam uniesiony kciuk, wstałam z kanapy i poszłam na górę. Lekko się zataczałam, ale dałam radę wejść po schodach. Był długi korytarz i po obu stronach po dwie pary drzwi. Zajrzałam do każdej. W pierwszych była sypialnia, w drugich jakiś schowek, w trzecich łazienka. Załatwiłam się i wyszłam. Znów stałam na korytarzu i zastanawiałam się co jest za czwartymi drzwiami. Delikatnie je otworzyłam i zobaczyłam pokój. Nie wiem czemu do niego weszłam. Może świeże powietrze spowodowane tym, że okno było otwarte, a może ciekawość. Weszłam, zamknęłam drzwi i wyjrzałam przez okno. Był to chyba pokój chłopaka – głównego właściciela domu. Na zewnątrz był dach, na który można było wyjść, tak też zrobiłam. Usiadłam na prawo od okna i podciągnęłam kolana pod brodę. Chciałam pomyśleć. Co ja tu robię, z chłopakiem, którego ledwo znam? I czemu? No tak, bo coś w nim przyciągało mnie. Chciałam się dowiedzieć co. I chyba zaczął mi się podobać. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się lekkim wiatrem muskającym moje włosy.
- Nancy? – Powiedział znajomy głos.
Otworzyłam oczy i rozglądnęłam się. Na dole stał Shane i patrzył co robię.
- Co?
- Co ty tam robisz? - Spytał z uśmiechem.
- Siedzę.
- Lepiej zejdź, zanim spadniesz...
- Nie jestem pijana – wtrąciłam.
Zaśmiał się i po chwili usłyszałam krzyki. Ludzie zaczęli wybiegać z domu, a muzyka ucichła.
- Co się dzieje? - Spytałam przerażona.
- Skacz – powiedział i wystawił ręce.
- Co? Oszalałeś! Nie ma mowy!
- Nancy zaufaj mi. Musisz skoczyć!
Pokręciłam głową i chciałam wyjść, kiedy usłyszałam z korytarza:
- Znajdźcie dziewczynę! Czarne włosy!
- Złapiesz mnie? - Zwróciłam się do Shane'a.
- Tak. Tylko się pospiesz.
Zamknęłam oczy i skoczyłam prosto w jego silne ramiona. Otworzyłam oczy, Shane się uśmiechnął i postawił mnie, po czym złapał za rękę i pociągnął w stronę samochodu.
- Co to było? - Spytałam, gdy ruszał.
- Szukali kogoś.
- Kogo? - Wzruszył ramionami – słyszałam – spojrzał na mnie, ale jechał dalej – znajdźcie dziewczynę, czarne włosy.
Nagle przeczesałam włosy, a Shane powiedział:
- Wiele dziewczyn tam miało czarne włosy.
Kiwnęłam głową i dalej jechaliśmy w ciszy.
Gdy zaparkował na podjeździe, spojrzałam na zegarek – po jedenastej.
- Dzięki. Za wszystko – uśmiechnął się – a sweterek?
- Oddasz kiedyś – znów się uśmiechnął, a ja wysiadłam.
- Hej – zawołał, kiedy okrążyłam samochód. Przez okno podał mi moją torbę i sweterek.
Uśmiechnęłam się i po cichu weszłam do mieszkania.

Obudziły mnie krzyki kłótni. Chyba tata z mamą. Nie chcąc ich słuchać, włożyłam w uszy słuchawki i na fulla włączyłam muzykę. Nie mogłam zasnąć, ale przynajmniej ominęła mnie ich kłótnia.
Wstałam po dziewiątej. Wzięłam prysznic, ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Taty ani mamy nie było, a Connie nalewała kawę. Gdy usiadłam, podała mi ją, a ja opowiedziałam jej wczorajszy wieczór.
- Oba sweterki wyprałam. Jak się wysuszą, wyprasuję je – uśmiechnęła się i dodała – będzie coś z ciebie i Shane'a?
Wzruszyłam ramionami i skończyłam śniadanie.
Wróciłam do pokoju, przebrałam się w zwiewną, białą sukienkę, założyłam brązowy sweterek i sandały. Do torby schowałam sweterek Shane'a i zeszłam na dół.
- Zanim gdzieś wyjdziesz, poważnie porozmawiamy – powiedział tata z salonu.
Odłożył gazetę, wstał i zapytał:
- Gdzie byłaś wczoraj wieczorem. Tylko nie mów mi, że u Victorii. Dzwoniłem.
- Byłam z Shane'm na imprezie.
Tata stał jak sparaliżowany. No tak, ukochana i jedyna córeczka schodzi na złą drogę.
- Z jakim Shane'm i na jakiej imprezie?! - Krzyczała z kuchni mama.
Dołączyła do nas i czułam się... dziwnie.
- Jesteś za młoda na imprezy – żachnęła się mama.
- Jasne.
- Nancy, przesadzasz.
- Spokojnie kochanie – uspokoił ją tata – a ty, ty się zmieniłaś ostatnio.
- Może dorastam? - Spytałam z sarkazmem.
- Na pewno nie – odparła mama.
- A skąd wiesz? Skąd wiecie? Prawie w ogóle nie ma was w domu! Nie poświęcacie mi wystarczająco dużo czasu, myśląc, że Connie czy pieniądze mi was zastąpią.
Stali jak wryci, a Connie opierała się o framugę drzwi z uśmiechem. Kiedy nic nie odpowiedzieli, rzuciłam:
- Nawet nie potraficie się kłócić – po czym wyszłam trzaskając drzwiami.
Postanowiłam zrobić sobie spacerek, przy którym mam nadzieję się uspokoić. Z tego co się dowiedziałam, Shane mieszkał około piętnastu minut drogi ode mnie. Dotarłam i zobaczyłam niewielki, ale ładny dom, a z boku warsztat. Ktoś tam był i naprawiał samochód.
- Dzień dobry – powiedziałam niepewnie, podchodząc do mężczyzny. Wyglądał na trzydziestkę i był chyba ojcem Shane'a.
- Dzień dobry. Nancy Leed, prawda?
Świetnie.
- Tak. Przyszłam do Shane'a. Jest może w domu?
- Tak. Wejdź śmiało. Chyba jeszcze śpi.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i poszłam.
Weszłam do domu. Był ładnie zrobiony, choć wydawał się pusty i zimny. Otuliłam się rękoma i poszłam na górę. Weszłam w drugie drzwi na prawo (strzelałam) i zobaczyłam Shane'a śpiącego na kanapie. Biała kanapa, leżąca w lewym rogu. Jego pokój wydawał się duży, lecz nie było w nim zbędnych rzeczy. Mała szafka obok kanapy, a na prawo szafa na ubrania. Obok szafy stała gitara. Na podłodze leżało kilka ciuchów. Nie chciałam go budzić, więc wyjęłam sweterek z torby i położyłam na oparciu łóżka. Mimo że zachowywałam się cicho, Shane się obudził.
- Nancy? - Spytał siadając.
Miał na sobie tylko spodnie od dresu. Koc zsunął się z górnej części ciała i można było zobaczyć jego urzeźbione ciało. Wow! Musiał dużo ćwiczyć.
- Przepraszam, nie chciałam cię obudzić. Przyniosłam sweterek.
Nie czekając na to co powie, wyszłam z uśmiechem na twarzy. Nie wiem czemu się cieszyłam. Nie natknęłam się na jego tatę, choć wydawał się miłym człowiekiem. Nie wróciłam też do domu, poszłam na cappuccino do mojej ulubionej kawiarni.



Kolejna część w sobotę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz