Przeszliśmy długi chodnik, ludzie nas
mijali i śmiali się. Deszcz ustał trochę, choć było chłodno.
Kiedy przebiegł przede mną chłopak w samych majtkach i zatrzymałam
się, z pewnością z zabawną miną, Shane się odwrócił. Spojrzał
na mnie i się zaśmiał, po czym wyciągnął w moją stronę rękę.
Niepewnie ją złapałam i weszliśmy do środka. Dom wewnątrz
wyglądał nie tyle co bogato, ale w stylu vintage. Dominowały białe
i brązowe kolory, obrazy w czarnych ramkach na ścianach i
minimalizacja obiektów. Ludzie bawili się w głównym salonie,
który zajmował chyba cały dół. Na prawo była kuchnia, a na lewo
schody.
Ciągle trzymałam Shane'a za rękę i
nie chciałam puszczać. Podeszliśmy do grupki ludzi. Shane
przywitał się ze wszystkimi i powiedział:
- To jest Nancy – machnęłam im i
dostałam w zamian piwo.
Chciałam powiedzieć, że nie piję,
jednak potrzebowałam się wyluzować.
Poznałam Kevin'a, Mary i Max'a.
Zaczęłam rozmawiać z Mary – dziewczyna miała krótko
ostrzyżone, czerwone włosy i soczewki w kształcie kocich oczu.
Tańczyłyśmy, śmiałyśmy się i piłyśmy. Po kilku godzinach
przebywania z nią, miałam we krwi więcej promili, niż na swojej
imprezie. Jednak wciąż byłam trzeźwa.
- Gdzie jest łazienka? - Szepnęłam
do ucha Mary, a ona wskazała górę.
Pokazałam uniesiony kciuk, wstałam z
kanapy i poszłam na górę. Lekko się zataczałam, ale dałam radę
wejść po schodach. Był długi korytarz i po obu stronach po dwie
pary drzwi. Zajrzałam do każdej. W pierwszych była sypialnia, w
drugich jakiś schowek, w trzecich łazienka. Załatwiłam się i
wyszłam. Znów stałam na korytarzu i zastanawiałam się co jest za
czwartymi drzwiami. Delikatnie je otworzyłam i zobaczyłam pokój.
Nie wiem czemu do niego weszłam. Może świeże powietrze
spowodowane tym, że okno było otwarte, a może ciekawość.
Weszłam, zamknęłam drzwi i wyjrzałam przez okno. Był to chyba
pokój chłopaka – głównego właściciela domu. Na zewnątrz był
dach, na który można było wyjść, tak też zrobiłam. Usiadłam
na prawo od okna i podciągnęłam kolana pod brodę. Chciałam
pomyśleć. Co ja tu robię, z chłopakiem, którego ledwo znam? I
czemu? No tak, bo coś w nim przyciągało mnie. Chciałam się
dowiedzieć co. I chyba zaczął mi się podobać. Zamknęłam oczy i
rozkoszowałam się lekkim wiatrem muskającym moje włosy.
- Nancy? – Powiedział znajomy głos.
Otworzyłam oczy i rozglądnęłam się.
Na dole stał Shane i patrzył co robię.
- Co?
- Co ty tam robisz? - Spytał z
uśmiechem.
- Siedzę.
- Lepiej zejdź, zanim spadniesz...
- Nie jestem pijana – wtrąciłam.
Zaśmiał się i po chwili usłyszałam
krzyki. Ludzie zaczęli wybiegać z domu, a muzyka ucichła.
- Co się dzieje? - Spytałam
przerażona.
- Skacz – powiedział i wystawił
ręce.
- Co? Oszalałeś! Nie ma mowy!
- Nancy zaufaj mi. Musisz skoczyć!
Pokręciłam głową i chciałam wyjść,
kiedy usłyszałam z korytarza:
- Znajdźcie dziewczynę! Czarne włosy!
- Złapiesz mnie? - Zwróciłam się do
Shane'a.
- Tak. Tylko się pospiesz.
Zamknęłam oczy i skoczyłam prosto w
jego silne ramiona. Otworzyłam oczy, Shane się uśmiechnął i
postawił mnie, po czym złapał za rękę i pociągnął w stronę
samochodu.
- Co to było? - Spytałam, gdy ruszał.
- Szukali kogoś.
- Kogo? - Wzruszył ramionami –
słyszałam – spojrzał na mnie, ale jechał dalej – znajdźcie
dziewczynę, czarne włosy.
Nagle przeczesałam włosy, a Shane
powiedział:
- Wiele dziewczyn tam miało czarne
włosy.
Kiwnęłam głową i dalej jechaliśmy
w ciszy.
Gdy zaparkował na podjeździe,
spojrzałam na zegarek – po jedenastej.
- Dzięki. Za wszystko – uśmiechnął
się – a sweterek?
- Oddasz kiedyś – znów się
uśmiechnął, a ja wysiadłam.
- Hej – zawołał, kiedy okrążyłam
samochód. Przez okno podał mi moją torbę i sweterek.
Uśmiechnęłam się i po cichu weszłam
do mieszkania.
Obudziły mnie krzyki kłótni. Chyba
tata z mamą. Nie chcąc ich słuchać, włożyłam w uszy słuchawki
i na fulla włączyłam muzykę. Nie mogłam zasnąć, ale
przynajmniej ominęła mnie ich kłótnia.
Wstałam po dziewiątej. Wzięłam
prysznic, ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Taty ani mamy nie
było, a Connie nalewała kawę. Gdy usiadłam, podała mi ją, a ja
opowiedziałam jej wczorajszy wieczór.
- Oba sweterki wyprałam. Jak się
wysuszą, wyprasuję je – uśmiechnęła się i dodała – będzie
coś z ciebie i Shane'a?
Wzruszyłam ramionami i skończyłam
śniadanie.
Wróciłam do pokoju, przebrałam się
w zwiewną, białą sukienkę, założyłam brązowy sweterek i
sandały. Do torby schowałam sweterek Shane'a i zeszłam na dół.
- Zanim gdzieś wyjdziesz, poważnie
porozmawiamy – powiedział tata z salonu.
Odłożył gazetę, wstał i zapytał:
- Gdzie byłaś wczoraj wieczorem.
Tylko nie mów mi, że u Victorii. Dzwoniłem.
- Byłam z Shane'm na imprezie.
Tata stał jak sparaliżowany. No tak,
ukochana i jedyna córeczka schodzi na złą drogę.
- Z jakim Shane'm i na jakiej
imprezie?! - Krzyczała z kuchni mama.
Dołączyła do nas i czułam się...
dziwnie.
- Jesteś za młoda na imprezy –
żachnęła się mama.
- Jasne.
- Nancy, przesadzasz.
- Spokojnie kochanie – uspokoił ją
tata – a ty, ty się zmieniłaś ostatnio.
- Może dorastam? - Spytałam z
sarkazmem.
- Na pewno nie – odparła mama.
- A skąd wiesz? Skąd wiecie? Prawie w
ogóle nie ma was w domu! Nie poświęcacie mi wystarczająco dużo
czasu, myśląc, że Connie czy pieniądze mi was zastąpią.
Stali jak wryci, a Connie opierała się
o framugę drzwi z uśmiechem. Kiedy nic nie odpowiedzieli, rzuciłam:
- Nawet nie potraficie się kłócić –
po czym wyszłam trzaskając drzwiami.
Postanowiłam zrobić sobie spacerek,
przy którym mam nadzieję się uspokoić. Z tego co się
dowiedziałam, Shane mieszkał około piętnastu minut drogi ode
mnie. Dotarłam i zobaczyłam niewielki, ale ładny dom, a z boku
warsztat. Ktoś tam był i naprawiał samochód.
- Dzień dobry – powiedziałam
niepewnie, podchodząc do mężczyzny. Wyglądał na trzydziestkę i
był chyba ojcem Shane'a.
- Dzień dobry. Nancy Leed, prawda?
Świetnie.
- Tak. Przyszłam do Shane'a. Jest może
w domu?
- Tak. Wejdź śmiało. Chyba jeszcze
śpi.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i
poszłam.
Weszłam do domu. Był ładnie
zrobiony, choć wydawał się pusty i zimny. Otuliłam się rękoma i
poszłam na górę. Weszłam w drugie drzwi na prawo (strzelałam) i
zobaczyłam Shane'a śpiącego na kanapie. Biała kanapa, leżąca w
lewym rogu. Jego pokój wydawał się duży, lecz nie było w nim
zbędnych rzeczy. Mała szafka obok kanapy, a na prawo szafa na
ubrania. Obok szafy stała gitara. Na podłodze leżało kilka
ciuchów. Nie chciałam go budzić, więc wyjęłam sweterek z torby
i położyłam na oparciu łóżka. Mimo że zachowywałam się
cicho, Shane się obudził.
- Nancy? - Spytał siadając.
Miał na sobie tylko spodnie od dresu.
Koc zsunął się z górnej części ciała i można było zobaczyć
jego urzeźbione ciało. Wow! Musiał dużo ćwiczyć.
- Przepraszam, nie chciałam cię
obudzić. Przyniosłam sweterek.
Nie czekając na to co powie, wyszłam
z uśmiechem na twarzy. Nie wiem czemu się cieszyłam. Nie natknęłam
się na jego tatę, choć wydawał się miłym człowiekiem. Nie
wróciłam też do domu, poszłam na cappuccino do mojej ulubionej
kawiarni.
Kolejna część w sobotę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz