niedziela, 9 czerwca 2013

W objęciach skrzydeł #4

Obudziłam się przed dziesiątą z bólem głowy i w sukience. Miałam potwornego kaca. Wzięłam prysznic i ubrałam czarną bokserkę i dresy. Włosy spięłam w koka i zeszłam na dół.
- Impreza udana? - Spytała Connie, kiedy usiadłam na krześle w kuchni.
Postawiła przede mną kawę i talerz z omletami.
- Yhym – powiedziałam – rodzice dzwonili.
- Jeszcze nie. Zapomniałam, wszystkiego najlepszego – powiedziała i ucałowała mnie – twój prezent.
Podała mi małe pudełeczko. Uśmiechnęłam się i otworzyłam. W środku znajdowała się zwykła, srebrna bransoletka. Była przepiękna.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do niej.
- Prezenty od rodziców położę na łóżku w twoim pokoju. A ty zjedz. Czeka nas sprzątanie – powiedziała wychodząc.
Zjadłam śniadanie, zmyłam po sobie i wraz z Connie zabrałyśmy się za czyszczenie ogródka. Wzięłyśmy worki na śmieci i zbierałyśmy kubeczki, talerzyki i inne śmieci. Pół dnia zajęło nam doprowadzenie basenu, ogródka i domu do porządku. Po skończonej pracy wróciłam do pokoju. Postanowiłam rozpakować prezenty od rodziców. Pierwszy był od mamy. Nigdy nie przyznałam jej racji, że ma dobry gust muzyczny. Chopin, Beethoven i Mozart, gdzie wie jakiej muzyki słucham. Rock. Do tego dorzuciła pieniądze.
- No jasne, nie mam pomysłu na prezent i nie ma mnie, ale masz kasę. Będziesz szczęśliwa - powiedziałam sama do siebie.
Schowałam wszystko prócz pieniędzy, do pudełka, a później pod łóżko. Prezent taty był zdecydowanie lepszy. Od paru dni pytał co chciałabym dostać i kiedy poszliśmy na zakupy, zobaczyłam cudowny, czarny zegarek na rękę firmy Geneva, ze złotym obramowaniem. Były także białe i miętowe, ale czarny spodobał mi się najbardziej. Tata posłuchał mojej prośby i taki właśnie dostałam. Uśmiechnęłam się i wybrałam jego numer. Nie odbierał, więc nagrałam się na sekretarkę:
- Cześć tato. Dzwonię żeby ci tylko powiedzieć, że cieszę się z twojego prezentu. Zadzwoń – koniec. Dziwnie było mówić do pustej słuchawki, ale już się przyzwyczaiłam.
Postanowiłam pouczyć się jeszcze do testu na historię Ameryki i poszłam spać.

Następnego dnia o pierwszej zadzwoniła Victoria. Spytała czy wybiorę się z nią na lody. Zgodziłam się, ponieważ nie chciałam przesiedzieć całego dnia w domu. Czekała na podjeździe o pierwszej trzydzieści. Ubrałam czarne rurki, buty i złoty top. Do tego zegarek i bransoletkę, a włosy zaczesałam w warkocza.
- Cześć – powiedziała, kiedy zajęłam miejsce pasażera.
- No cześć – odparłam i ruszyłyśmy.
Clinton w Północnej Karolinie nie jest dużym miastem, za co bardzo je lubię. Zajechałyśmy do najlepszej kawiarni na rogu Fayetteville Street i Mc Koy Street.
- Co podać? - Spytał blond chłopak, po dwudziestce, kiedy siedziałyśmy w środku.
- Ja poproszę cappuccino – powiedziałam.
- Ja też – dodała Vici.
- Tylko cappuccino? Coś się stało? - Spytałam, kiedy kelner odszedł, ponieważ to nie było podobne do przyjaciółki.
Wzruszyła ramionami i siedziałyśmy w ciszy, dopóki chłopak nie przyniósł naszych napoi.
- Nancy? - Podniosłam na nią wzrok – mogę o coś zapytać? - Kiwnęłam głową i czekałam, aż w końcu to z siebie wydusi – ten cały Shane... Czy on ci się podoba?
- Prawie go nie znam - kiwnęłam głową – a czemu pytasz?
- Wiesz. On nie jest z naszej ligi.
- Powiedz, że się przesłyszałam – rzuciłam poirytowana – Vici, mam gdzieś całe twoje zdanie o szufladkowaniu ludzi. Nie prosiłam o to, by być na takim szczeblu na jakim jestem. Nie chciałam.
- Dobra, przestań. Wszyscy wiedzą, że to nieprawda.
- Jasne. Wszyscy wiedzą lepiej ode mnie.
Nic więcej nie powiedziałyśmy. Skończyłyśmy pić, zapłaciłyśmy i poszłyśmy do samochodu.
Zanim odpaliła, powiedziała jeszcze:
- Przepraszam.
To też było dziwne, dlatego to doceniałam. Nigdy nie usłyszałam z jej ust tych słów.
Odwiozła mnie do domu i widok Shane'a pod moimi drzwiami mnie zaskoczył. Pożegnałam się z przyjaciółką i ruszyłam w jego kierunku.
- Cześć – powiedziałam.
- Zostawiłem kurtkę w piątek – tylko tyle. Nie wiem czego od niego oczekiwałam, ale tylko na tyle było go stać.
Otworzyłam drzwi, weszłam i wpuściłam go do środka. Zaczekał w holu, a ja poszłam zobaczyć czy kurtka leży w salonie. Była tam. Wzięłam ją i zaniosłam chłopakowi.
- Proszę – kiwnął głową i otworzył drzwi – dzięki. Za wtedy.
Nawet się nie odwrócił. Po prostu odszedł. Poczułam się jak kretynka, ale musiałam mu podziękować, że stanął w obronie wazy mojej mamy.
Nie chciałam patrzeć jak odchodzi, więc wróciłam do mieszkania i poszłam się pouczyć. Musiałam zaliczyć poniedziałkowy test z historii. Wieczorem zjadłam grzanki i poszłam spać.

Obudziłam się o ósmej. Spojrzałam na telefon. Dwa nieodebrane połączenia od Vici. Wyjrzałam przez okno, ale nie było jej samochodu. Wzięłam prysznic i ubrałam się. Postanowiłam, że zegarek i bransoletkę będę nosić codziennie, nie tylko na specjalne okazje. Zbiegłam na dół i spytałam Connie:
- Podrzucisz mnie do szkoły?
Kiwnęła głową i w dziesięć minut znalazłam się na korytarzu. Byłam pięć minut spóźniona, więc kiedy weszłam do klasy, wszyscy się na mnie spojrzeli.
- Przepraszam za spóźnienie.
- Siadaj – odparł profesor i dał mi test.
Pisałam go całą lekcję, ale myślę, że dobrze mi poszedł. Gdy zadzwonił dzwonek oddałam test i nie czekając na Vici, wyszłam z klasy. Udałam się do szafki. Byłam na nią zła, że nie mogła poczekać minuty.
- Hej, gdzie się tak śpieszysz? - Spytała Vici, doganiając mnie.
- Gdzie byłaś rano?
- Byłam dziś przed twoim domem wcześniej, dzwoniłam, ale nie odbierałaś, więc...
- Więc mnie olałaś – dokończyłam za nią i odeszłam.
Na lunchu, kiedy siedziałam przy naszym stole i jadłam sałatkę, przyszła Victoria i Marc. Zachowywała się tak, jakby poranne zdarzenia nie miały miejsca.
- Cześć Nancy – powiedział do mnie, a ja tylko mu machnęłam widelcem – widzę, że nie w humorze coś jesteś?
Zmierzyłam go wzrokiem, więc się zamknął. Victoria jednak dorzuciła swoje trzy grosze:
- Ciągle ma kaca.
Nic nie powiedziałam.
- Szkoda, że impreza tak szybko się skończyła – powiedział Marc.
- Trwałaby dalej, gdybyś nie zaczął świrować – powiedziałam wściekle, lecz cicho.
- Oj przestań.
Zdenerwowana wstałam i wyszłam. Nie miałam ochoty z nimi siedzieć, a coś czułam, że zaczęłabym rzucać jedzeniem w nich.
Na następnych lekcjach Vici próbowała polepszyć relacje między nami. Na ostatniej powiedziała:
- Jestem z Marciem.
- Od kiedy? - Spytałam bez emocji.
- Od miesiąca – wytrzeszczałam na nią oczy.
- Co? - Syknęłam cicho, by inni nas nie usłyszeli – dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Jesteśmy przyjaciółkami czy nie? - Spytała z wyczuwalnym sarkazmem w głosie – bo jesteś jakaś dziwna ostatnio.
- Ja – bardziej stwierdziłam niż spytałam.
- Nie poznaję cię Nancy.
- Szczęścia wam życzę – zmusiłam się do uśmiechu.
Nie żeby życzenia nie były szczere, bo cieszyłam się z jej szczęścia, ale mogła mi powiedzieć. Byłam na nią zła, nie chciałam się denerwować, ponieważ w moim przypadku źle to się kończyło.
Zawsze wpadałam w histerię lub panikę, do tego dochodziła straszna migrena. Do końca lekcji nic się nie odezwałam.
Kiedy wyszliśmy ze szkoły zaczęło padać. Nie był to przyjazny deszczyk, lecz ulewa. No i zapowiadało się na burzę.
- Nancy chodź, podrzucę cię – powiedziała Vici.
- Nie, dzięki. Przejdę się – chciałam iść, lecz mnie zatrzymała.
- Nie bądź głupia. Wiem, że jesteś na mnie zła, ale...
Nie dokończyła, ponieważ wyszłam. Szłam przesz deszcz. Zarzuciłam kaptur, lecz to nie dawało wiele.
- To tylko dziesięć minut drogi – powiedziałam do siebie, kiedy zabrzmiał pierwszy grzmot.
- Nancy! - Ktoś mnie zawołał.
Odwróciłam się i zobaczyłam Shane'a wołającego mnie. Zignorowałam go jednak i szłam dalej. Podjechał obok mnie samochodem, wysiadł z niego i siłą wepchnął na miejsce pasażera.
- Nie musisz tego robić – wypaliłam kiedy zajął swoje miejsce.
- To proszę, wysiadaj.
Mimo wszystko jednak zostałam. Zanim ruszył, strzepał wodę z włosów i nawet to w jego wykonaniu było pociągajcie.
- Co? - Spytał, kiedy przyłapał mnie na obserwowaniu go.
- Nic.
Włączył muzykę i z głośników wydobyły się cudowne dźwięki rocka. Oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam oczy. Gdy zaparkował na podjeździe, powiedział:
- Wstawaj, śpiąca królewno.
- Nie śpię – odpowiedziałam i przetarłam oczy – dziękuję.
- Nancy – spytał, zanim otworzyłam drzwi – wtedy na imprezie, gdy byłaś pijana – zatrzymał się na chwilę i uśmiechnął, a mnie znów przeszły ciarki. - Do kogo masz szacunek?
- Do wszystkich – odparłam po chwili – chociażby po trochu.
- Więc jesteś inna od reszty – powiedział i odgarnął kosmyk moich włosów.
Nie chciałam robić nic głupiego z chłopakiem, którego prawie nie znałam. Uśmiechnęłam się i wyszłam. Pobiegłam do domu i zanim weszłam, patrzyłam jeszcze jak odjeżdża. 


kolejna część - wtorek 

3 komentarze:

  1. Dodawaj częściej i niech będą dłuższe :)

    Ale i tak cudowne. Nie wiem czy to prawda, ale może będzie trochę lepsze niż książka o Lenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się początek, rozkręcasz się, czy to wszystko? Oby nie.
    kochana podoba mi się strasznie ta historia.
    Pisz dalej bo nie wyrobie.
    Kocham cię. <3
    Buśka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozkręcam się, ale to nie będzie długie :)
      Dziękuję <3

      Usuń