wtorek, 18 czerwca 2013

W objęciach skrzydeł #11

Zawlókł mnie do samochodu i pojechaliśmy na Wzgórze Clinton. Shane zgasił silnik i powiedział, nie zdejmując rąk z kierownicy:
- Nancy, musisz panować nad emocjami.
Wysiadłam z auta trzaskając drzwiami i stanęłam przed maską. Po chwili dołączył Shane.
- Nie możesz się zdradzić, do tego każde takie wyładowanie pomaga strażnikom cię znaleźć – powiedział.
- Pieprzyła się z Marc'iem, kiedy ja czekałam na nią w deszczu! - Krzyknęłam – jak mogła mi to zrobić? Jak mogła się tak zachować?
- Nancy – próbował mnie uspokoić.
Piach zaczął wirować nam pod stopami, zebrał się wiatr.
- Nancy! - Krzyknął Shane - uspokój się! Popatrz co robisz.
Nic do mnie nie docierało. Byłam wkurzona na Victorię, nie mogłam się uspokoić, mimo że chciałam. Nagle poczułam na swoich policzkach ręce Shane'a, a ja ustach, jego usta. Kiedy się całowaliśmy, wiatr ustąpił, zrobiło się cicho i spokojnie. Shane oderwał się ode mnie, lecz nie puścił.
- Przepraszam – powiedziałam.
Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach i wtuliłam się w tors chłopaka. Głaskał mnie po głowie i uspokajał.
Pojechaliśmy do niego i siedziałam na kanapie, czekałam na herbatę oraz rozmyślałam. Shane miał racje, muszę nauczyć się panować nad emocjami. Nie chcę by komuś stała się krzywda.
- Dziękuje – powiedziałam, kiedy podał mi kubek.
Narzucił na moje plecy koc i usiadł obok.
- Lepiej?
- Tak – spojrzałam w jego zielone oczy i znów poczułam jak serce mi przyspiesza – naucz mnie jak to kontrolować.
Zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
- To nie takie poste. Sama się musisz nauczyć, nie ma innego sposobu.
- Dobrze, to przynajmniej powiedz jak ty się nauczyłeś to kontrolować.
- Metodą prób i błędów. Tylko u mnie nie było to takie...
- Rzucające się w oczy? - Pomogłam mu, a on kiwnął głową.
- Musisz po prostu pamiętać o spokoju. Kiedy się denerwujesz i czujesz, że przekraczasz granicę, musisz się uspokoić. Odetchnąć, pomyśleć o czymś przyjemnym. Obojętnie co to by było, musi być skuteczne i natychmiastowe. Rozumiesz? - Kiwnęłam głową, odłożyłam kubek i oparłam się o jego ramię.
Po chwili wahania, objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
- Dziękuję za pomoc – powiedziałam cicho.
- Od tego jestem.
- Ale nie z własnej woli – nic nie powiedział – Shane, co cię pchnęło, żeby mi wtedy pomóc? -Usiadłam prosto, a on spojrzał na mnie.
- Nie rozumiem – zapytał.
- Chodzi mi o imprezę. Przecież sam byłeś taki jak ja, po co miałbyś mi pomagać? Dlaczego stanąłeś w mojej obronie?
- Czy to ważne?
- Dla mnie tak.
- Chciałem cię jedynie ostrzec, ale kiedy cię zobaczyłem, nie tylko ujrzałem w tobie więcej światło. Chyba się w tobie zakochałem. Wiem, że to dziwne u chłopaka, zresztą miłość od pierwszego wejrzenia? - Spytał retorycznie – ale nie mogłem się tobie oprzeć. Ucieszyłem się, kiedy zaproponowali mi bycie aniołem stróżem. Twoim aniołem stróżem – skończył cicho z ustami przy moich – a ciebie co do mnie pociągnęło?
- Twoja tajemniczość, hipnotyzujące spojrzenie i pociągający uśmiech – odparłam z uśmiechem.
Pocałował mnie i nagle znalazłam się pod nim, leżąc. Gładził rękoma mój brzuch. Doszedł do guzików mojej katany i ciągle mnie całując, zaczął je rozpinać. Wiedziałam, że jeśli się nie powstrzymamy, dojdzie do czegoś więcej. Na szczęście i nieszczęście, do pokoju wszedł jego tata.
- Oj, przepraszam – rzucił i od razu wyszedł – jadę na zakupy! - Krzyknął zza drzwi.
Zaczęliśmy się śmiać i po raz pierwszy od dawna czułam się jak normalna nastolatka. Bez problemów, bogactwa czy samotności. Shane dał mi szybkiego buziaka w usta, położył się obok i przytulił mnie do siebie.

Obudził mnie dzwonek telefonu.
- Halo? - Spytałam zaspanym głosem i poczułam jak Shane się rusza.
- Nancy?
- Mamo?
- Nancy, gdzie jesteś? - Spytała zdenerwowana.
- U Shane'a.
- Masz natychmiast wracać do domu. Wiesz, która jest godzina?
Rozłączyła się, a ja spojrzałam na zegarek, jest pierwsza nad ranem.
- Cholera – powiedziałam wstając z łóżka.
- Co jest? - Shane też spojrzał na zegarek i zagwizdał.
- Odwieziesz mnie?
- Oczywiście – odparł ujmując moją twarz w dłonie i dając mi słodkiego buziaka.
W domu znalazłam się w dziesięć minut. Mimo moich przeczeń, Shane odprowadził mnie do holu, by wyjaśnić moim rodzicom, czemu tak późno wróciłam w tygodniu. Moi rodzice są tolerancyjni, tata bardziej, ale mamy zasadę, żebym, w tygodniu nie przekraczała limitu czasu. Maksymalnie, dwudziesta trzecia mam być w domu, weekendy są po to b się bawić do białego rana.
- Juto poważnie porozmawiamy młoda damo! - Krzyczała mama, gdy usłyszała otwierane drzwi.
- Proszę pani – zaczął Shane, a mamie szczęka opadła – to moja wina. Nancy źle się czuła i położyła się, a ja miałem ją obudzić, jednak pomagałem tacie przy samochodzie i nie orientowałem się w czasie. Proszę mi wybaczyć.
Niewiarygodne jak Shane kłamał ze spokojem w głosie, a mama, mimo że ma do niego uprzedzenia, uwierzyła.
- Dobrze. Dziękuję, że ją odwiozłeś. Teraz wracaj, jutro macie szkołę – powiedziała, na koniec głośno przełknęła ślinę i poprawiła bluzkę.
Tata stał oparty o framugę drzwi w kuchni i przyglądał się całemu zajściu z uśmiechem. Shane kiwnął głową, odwrócił się w moją stronę, jakby nie wiedział czy się pożegnać. Uratowałam go z opresji, podeszłam do niego i dałam buziaka w usta, po czym otworzyłam drzwi. Gdy wsiadł do samochodu, zamknęłam je i spojrzałam na mamę.
- To ta już pójdę spać – uciekam do pokoju.
Wstałam wpół do ósmej, wzięłam prysznic i ubrałam się. Założyłam spodnie w kwiaty i biały top. Na to czarną, skórzaną kurtkę, ponieważ pogoda za oknem była brzydka i zapowiadało się na deszcz. Założyłam czarne buty i zeszłam na dół. Gdy usiadłam w kuchni, Connie postawiła przede mną kawę z jajecznicą i powiedziała:
- Opowiadaj. Co się wczoraj stało.
Przeżułam pierwszy kęs i wszystko jej opowiedziałam. Na koniec wyciągnęła rękę, a ja przybiłam jej piątkę. Weszła mam i usiadła dwa krzesła dalej, a Connie podała jej śniadanie. Gdy wpiłam swoją kawę, poprosiłam:
- Connie, mogę jeszcze jedną, by nie zasnąć na historii?
- Jasne.
Mama jadła swoje śniadanie z kamienną miną. Chciało mi się śmiać, ale też było mi trochę głupio. Postanowiłam ją przeprosić za wczoraj, ale zmieniłam zdanie, gdy wypowiedziała te słowa:
- Nie chcę byś spotykała się z tym chłopakiem.
Kubek z kawą o mało nie wyleciał mi z rąk, w kuchni zapanowała krępująca cicha, a Connie stanęła jak wryta. Dosłownie. Mama była nieporuszona, twarda, nie przejmowała się moimi uczuciami. Była egoistką.
- Co? - Spytałam cicho.
Spojrzała na mnie i powtórzyła:
- To nie jest chłopak dla ciebie.
- Skąd wiesz?
Nie odpowiedziała. Byłam tak zdenerwowana, że ledwo się powstrzymywałam by nie wybuchnąć. Światło mignęło i wiedziałam, że zaczynam przekraczać granicę. Musiałam się uspokoić, zrobić tak jak mówił Shane. Pomyśleć o czymś miłym... Pomyślałam o Shane'ie, o naszym pierwszym pocałunku, o jego oczach i o uśmiechu. Wyobraziłam sobie ten piękny uśmiech, od którego serca biło mi szybciej. Uspokoiłam się i powietrze też zrobiło się lżejsze.
- Mamo – zaczęłam spokojnie, a ona spojrzała na mnie – będę się z nim spotykała i to w stu procentach jest chłopak dla mnie. Jeśli masz coś przeciwko, to nie mój problem. Mam dziewiętnaście lat i sama decyduję o swoim życiu.
Wstałam, podziękowałam za śniadanie i chciałam wychodzić, ale mama dodała coś jeszcze:
- W piątek przychodzą do nas goście z dawnych czasów. Mają syna w twoim wieku. Bardzo utalentowany, przystojny i miły. Chciałabym byś na piątą była gotowa i może się z nim zapoznasz bliżej.
Wyszłam zdenerwowana. Humor poprawił mi się, gdy zobaczyłam na podjeździe samochód Shane'a. Uśmiechnęłam się i wsiadłam do wozu. Pocałowałam go na powitanie i kiedy ruszył, opowiedziałam o sytuacji z rana. Nie pomijając żadnego szczegółu.
- O czym pomyślałaś, żeby się uspokoić? - Spytał pod szkołą.
- O tobie – odparłam i wysiadłam.
Shane dopadł mnie, gdy byłam pod drzwiami i złapał za rękę. Zanim weszliśmy do szkoły, zatrzymałam się i spojrzałam na niego:
- Boję się.
- Czego? - Spytał ujmując moją twarz w dłonie. Gdy nie odpowiedziała, dodał – jestem przy tobie. Nic ci nie grozi.
Dałam mu szybkiego całusa za pocieszenie i weszliśmy do budynku.
Gdy ludzie skierowali swój wzrok na nas, ścisnęłam mocniej rękę chłopaka. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Poszliśmy do mojej szafki i kiedy go puściłam zaczął rozmasowywać dłoń.
- Masz moc – powiedział ze śmiechem.
- Przepraszam – również się zaśmiałam i udaliśmy się na zajęcia.
Geografia. Usiedliśmy z tyłu klasy i weszła profesor. Zaraz za nią wszedł dyrektor i powiedział:
- Nancy Leed – podniosłam rękę – chodź ze mną.
Spojrzałam na Shane i poczułam na sobie wzrok ludzi oraz ciche szepty. Nikt się nie śmiał, prócz Rose i Marc'a, Victorii nie było dzisiaj w szkole. Wstałam, wzięłam swoją torbę i poszłam za dyrektorem. Kiedy usiadłam w jego gabinecie, spytałam:
- O co chodzi? - Chciałam zachować się normalnie, lecz trzęsły mi się ręce.
- Wczoraj pękła lampa na korytarzu i na kamerze rzuciło mi się w oczy, że najbliżej stałaś ty, Victoria Winston oraz Shane Lorens. Możesz to wyjaśnić?
- Zbieg okoliczności? - Odparłam pytaniem na pytanie.
- Panie dyrektorze – powiedziała sekretarka, wyglądając zza drzwi – telefon do pana.
- Dobrze, zaraz odbiorę – sekretarka wyszła, a on powiedział do mnie – mam na ciebie oko Leed. Idź już.
Zrobiłam jak kazał i słyszałam tylko jak odbiera telefon. Coś było nie tak. Szukali winnego, to pewne, ale on coś musi wiedzieć. Albo to tylko moja wyobraźnia.
Wyszłam z pomieszczenia i kiedy szłam korytarzem, usłyszałam kroki za sobą. Odwróciłam się i nic więcej nie pamiętam, ponieważ ktoś mnie ogłuszył. Czułam tylko jak upadłam na podłogę i film się urywa.


kolejna część-czwartek



ps. prośba
https://www.facebook.com/TweWlosyIUstaWpadajaWMeGusta dobijamy do 50 K do końca czerwca!
https://www.facebook.com/alkoholwekrwi?ref=hl dobijamy do 5K!
Z góry dzięki za lajki ;) (lakujecie tylko jeśli chcecie, żeby nie było)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz