czwartek, 30 maja 2013

Opowiadanie 1 / część 3

Powoli otwierasz oczy i widzisz jak ktoś się wkoło ciebie kręci. Spoglądasz w bok i dostrzegasz jakieś aparatury. Pierwsza twoja myśl – jestem w niebie? Jednak odzyskujesz pełną świadomość i orientujesz się, że to szpital. Próbujesz usiąść, lecz nie masz siły. Kobieta w białym szlafroku to zauważa i podchodzi do ciebie.
- Jak się czujesz? - Pyta.
- Co się stało? - Odpowiadasz jej pytaniem na pytanie.
- Próbowałaś odebrać sobie życie – odpowiada zapisując coś w notesie.
- Nie wyszło? - Pytasz i widzisz jak pielęgniarka patrzy na ciebie spode łba.
Wychodzi, a ty zostajesz sama. Znowu. Błagasz w myślach by obok pojawił się Ivan. Lecz nic takiego nie zdarza się w przeciągu paru godzin.
Patrzysz na zegarek, jest szósta po południu. Do sali wchodzi lekarz. Coś do ciebie mówi, lecz nie rozumiesz jego słów. Nie chcesz. Jedyne co zwraca twoją uwagę to możliwość wrócenia do domu. Wypisuje cie ze szpitala. Nie przejmuje się czy znów tu trafisz, ponieważ nie jesteś jedyną taką osobą.
Wychodzisz na chłodne powietrze i idziesz na przystanek. Patrzysz na rozkład, następny autobus masz za trzydzieści minut. Siadasz na ławce. Zaczyna padać. Masz na sobie jedynie sweter, więc otulasz się rękoma. Nagle podjeżdża jakiś samochód. Nie wiesz co to za marka, lecz wiesz do kogo należy auto. Anthony. Otwiera okno pasażera i krzyczy do ciebie:
- Wsiadaj!
Kręcisz głową, choć z chęcią byś wsiadła. Jest ci zimno i nie lubisz deszczu. Anthony powtarza swoje słowa, a ty znów kręcisz głową. W końcu wysiada, podchodzi do ciebie i nagle przed tobą staje piękny mężczyzna. W twoim umyśle pojawia się deja vu.
- Cassie – mówi i nagle twoje serce przyspieszyło.
Nikt jeszcze nie wypowiedział tak pięknie twojego imienia.
Anthony wyciąga w twoim kierunku rękę, a ty po chwili wahania łapiesz ją. Otwiera ci drzwi i znajdujesz się w samochodzie. Ciepłym, przytulnym samochodzie, z nim.
- Co robiłaś w szpitalu? - Pyta, lecz nie odpowiadasz – rozumiem. Nie lubisz mówić?
- Nie jestem zbyt towarzyska – odpowiadasz i pytasz – zimno mi, mógłbyś? - Wskazujesz na podkręcenie ogrzewania, a on to robi.
Nagle twoją twarz otula ciepły podmuch.
- A ty co tam robiłeś? - Pytasz, choć nie chciałaś być wścibska.
- Odpowiedź za odpowiedź – odpowiada i zatrzymuje samochód na światłach.
- Miałam mały wypadek – mówisz – a ty?
- Szukałem kogoś.
- Znalazłeś? - Pytasz i napotykasz jego cudowny wzrok.
Jego brązowe oczy świdrują cie, aż przechodzą cię ciarki. Lecz nie jest to nieprzyjemne uczucie, a wręcz przeciwnie. Zawstydzona, pierwsza odwracasz wzrok.
Nagle chłopak rusza i przyspiesza. Zaczynasz się lekko niepokoić, ponieważ nie przepadasz za szybką jazdą. W dodatku czujesz, że Anthony'm kierują dziwne, negatywne emocje. Samochód gwałtownie się zatrzymuje, tuż na skraju urwiska. Zastanawiasz się jak to możliwe, że się tu znaleźliście. Jednak coś innego przykuwa twoją uwagę. Dwóch mężczyzn stojących niedaleko was.
- Trzymaj się mnie – mówi Anthony i już wiesz, dlaczego przeżyłaś deja vu.
To on był wtedy w twoim pokoju i na ulicy.
Wysiadacie z auta. Rozpoczyna się wojna.



KONIEC
Wiem, ze nie jest to zakończone jak powinno być, ale mam wenę na opowiadanie i nie mogę już tego pisać. Skończyłam, tak jak skończyłam. Muszę mieć kilka dni, żeby się rozkręcić pisaniem nowego opowiadania, a w tym czasie poprawię i wrzucę dwa stare. Jakieś pytania? : )

środa, 29 maja 2013

Opowiadanie 1 / część 2

Nie możesz spać całą noc. Kręcisz się na łóżku, aż spadła ci kołdra. Jesteś cała spocona. W końcu zapalasz lampkę nocną, siadasz prosto i podnosisz kołdrę z podłogi. Idziesz cichutko do kuchni by nie zbudzić rodziców i nalewasz sobie szklankę mleka. Zawsze lubiłaś pić mleko. Pamiętasz jak waz z Ivan'em wykradaliście się w nocy, zabieraliście karton mleka z lodówki i siadaliście u niego na parapecie. Piliście, śmialiście się i plotkowaliście. On nie był tylko twoim bratem, był także przyjacielem. Teraz kiedy o tym myślisz, chce ci się płakać. Brakuje ci go. Czujesz się samotna, pusta i masz wyrzuty sumienia. Po głowie plączą ci się tysiące myśli: co jeśli on nie wróci? Co jeśli go nie zobaczysz, poczujesz, nie porozmawiasz z nim? Nawet jeśli jest duchem, jego obecność zawsze była dla ciebie najcenniejszym skarbie. Wlewasz resztę mleka do zlewu i wracasz do łóżka. Po kilku minutach wreszcie zasypiasz.

Otwierasz oczy i rozpoczynasz kolejny nudny dzień. W dodatku będziesz nieobecna. Nie możesz pogodzić się z myślą, że Ivan odszedł. Bo właśnie tak się tera czujesz. Dla ciebie on teraz umarł naprawdę. Idziesz do łazienki. Myjesz żeby, rezygnujesz z makijażu, a włosy spinasz w koka. Zakładasz zwykłe rurki i bluzę z kapturem. Na nogi wkładasz schodzone trampki z podpisem brata na przodzie i mdłym krokiem ruszasz do szkoły. Wkładasz w uszy słuchawki. Zaczyna padać, więc wciągasz kaptur i widzisz jak odjeżdża ci autobus. Nie zdążasz, więc ruszasz piechotą. Masz do szkoły z dwa kilometry. Wiesz, że dasz radę, lecz z bratem u boku byłoby ci lepiej i raźniej. Łzy chcą polecieć po twoich policzkach, więc dajesz im swobodę. Nagle czujesz jakiś wzrok na sobie. Wyłączasz muzykę, lecz nie masz odwagi się odwrócić. Myślisz, że weszłaś w dzielnicę gangsterów i zaraz cię napadną, jednak kroki nalezą do jednej osoby. Słyszysz je dalej, zgrywają się z twoim tempem. Przyspieszasz, kroki za tobą też. Zaczynasz biec, deszcz zaczyna mocniej padać i kroki twojego `prześladowcy` rozmywają się. Zatrzymujesz się i odwracasz. Nic. Pusto. Nikogo nie ma. Bierzesz głęboki wdech i odwracasz się. Wtem, przed tobą ktoś stoi. Jakaś postać. Ta sama postać, którą widziałaś wczoraj. Jesteś tego pewna, lecz się nie odzywasz, ani nie ruszasz. Sparaliżował cię strach. Postać dalej stoi przed tobą, lecz nie wykonuje żadnego ruchu. Nawet na ciebie nie patrzy. Jej wzrok skierowany jest gdzieś ponad twoją głową.
- Kim jesteś? - Pytasz drżącym głosem.
- Kiedy dam ci znać, uciekaj – odpowiada głęboki, miękki, męski głos.
Nie wiesz do kogo należy. Nic nie odpowiadasz. Mimo swoich uprzedzeń do obcej osoby, kiwasz głową. Słyszysz kroki za sobą, lecz po chwili ucichły. Nie spoglądasz co się dzieje. Czujesz jakbyś była pośrodku jakiejś bitwy.
- Teraz – powiedział mężczyzna stojący przed tobą.
Nie czekając na dalsze komendy czy cokolwiek, rzuciłaś się biegiem przed siebie. Deszcz padał ci w oczy, lecz się nie zatrzymywałaś i biegłaś ile sił w nogach. Dotarłaś do szkoły i zdyszana udałaś się prosto do toalety. Spojrzałaś w lustro i wyglądałaś okropnie. Mokre włosy opadały ci na twarz, miałaś czerwone od biegu policzki i podpuchnięte oczy, od nieprzespanej nocy. W miarę możliwości doprowadziłaś się do ładu i wyszłaś na korytarz. Ludzie nie zwrócili na ciebie szczególnej uwagi, z czego jesteś zadowolona. Serce dalej ci waliło po całej akcji. Dalej nie wiesz co się stało, lecz to pogłębiało twój lęk przed samodzielnym życiem.
- Gdyby tu był Ivan – myślisz i na samo imię masz ochotę wybuchnąć płaczem.
Zrezygnowana wracasz się do domu. Wiesz, że rodzice poszli do pracy, więc nie przyłapią cie na ucieczce z lekcji. Zresztą teraz cie to nie obchodzi. Przyświeca ci jeden cel – chcesz dołączyć do brata. Zaczęłaś otwierać wszystkie szafki w kuchni i w łazience, by znaleźć jakieś tabletki. Wszystko schowane.
- Kurwa! - Krzyczysz na cały dom.
Chcesz wrócić do pokoju i położyć się spać, lecz coś przykuło twoją uwagę w szufladzie. Ostrożnie to wyjmujesz i była to żyletka. Bez zastanowienia podwijasz rękaw lewej ręki i robisz kilka cięć. Nie są dla ciebie wystarczająco mocne, więc robisz więcej, głębszych. Kiedy pojawiły się małe czerwone kropki krwi, a po tym duże plamy, a krew spływała strużkami, mdlejesz.



A proszę :)
Kolejna część jutro :)

wtorek, 28 maja 2013

Opowiadanie 1 / część 1

Jest pora lunchu. Siedzisz sama przy stole dla oferm, bez znajomych. Patrzysz wprost na przystojnego Anthony'ego. Siedzi sam. Lecz on nie jest ofermą. Jest boski we wszystkim co robi, nawet w chodzeniu. Ubiera się ciągle na czarno, do tego podoba się każdej dziewczynie. Nie lubi rozmawiać z ludźmi, lecz ma szacunek wśród chłopaków ze starszych i młodszych klas. Widzisz jak podchodzi do niego Loren. Szkolna lafirynda. Nienawidząca przez prawie każdą dziewczynę w tym budynku i poza nim, lecz wszystkie udają, że ją lubią. W głębi duszy chciałyby należeć do jej paczki, przyjaźnić się z nią i wymieniać najświeższymi ploteczkami. Widzisz jak seksownie nachyla się nad Anthony'm i z nim flirtuje. I po raz kolejny nie zauważasz jego zainteresowania. Loren jednak nie rezygnuje, lecz odsuwa sobie krzesło i siada na nim, zakładając nogę na nogę. Coś, czego ty nigdy byś nie zrobiła, ponieważ nie odnajdujesz w sobie seksapilu. Ciągle ich obserwujesz i czekasz na reakcję Anthony'ego. Pamiętasz, kiedy przyszedł do szkoły po raz pierwszy. To było kilka dni po twoich osiemnastych urodzinach, czyli ósmego września. Pamiętasz jak wszedł do klasy, powiedział coś cicho do nauczycielki i usiadł przed tobą. Wtedy podniosłaś wzroki i zakochałaś się w nim. Miłość od pierwszego wejrzenia – coś, w co nigdy nie wierzyłaś. Zahipnotyzowało cię coś w nim i za wszelką cenę chciałaś się dowiedzieć co. Miałaś zupełnie inny ideał wymarzonego faceta. Surfer. Opalone ciało, blond loki i niebieskie oczy. Do tego kolorowy styl bycia. A Anthony? On ubierał się na czarno, uważano go za kryminalistę i w dodatku był całkowitym przeciwieństwem do surfera. Ciemne włosy i brązowe oczy. Pamiętasz nawet dokładne słowa Loren:
- Nie patrz się tak łapczywie na niego – szepnęła, a Anthony przekręcił w bok głowę, by lepiej słyszeć – nikt nie lubi świrusów.
Wtedy spuściłaś głowę i wróciłaś do rysowania kolejnego anioła w zeszycie. Nie odważyłaś się więcej podnieść wzroku na hipnotyzującego faceta w czarnej skórze.
Teraz siedzisz i wspominasz tamten dzień. Próbujesz dostrzec w Anthony'm jakąś chęć do rozmowy, lecz nic. On dalej siedzi i zajada kanapkę.
- Skoro on nie jest zainteresowany Loren, to jak myślisz, jaką ja mam szansę? - Mówisz do Ivan'a.
Jedynej osoby, która z tobą rozmawia, rozumie cię i kocha taką jaka jesteś naprawdę. Jedyna osoba, która cię zna, dla której nie jesteś nierozwiązaną zagadką. Twój starszy o rok brat. Jest tylko jeden problem – on nie żyje. Lecz w twojej głowie, umyśle i obok ciebie jest jego duch. Porusza się i zachowuje, jakby był człowiekiem.
Ivan zginął pół roku temu w wypadku samochodowym. Ścigał się z Clark'iem (szkolnym sportowcem) i spadł z klifu. Nie przeżył, lecz tej samej nocy ukazał ci się i wystraszył na śmierć. Nie wiedziałaś co się dzieje, lecz nie przeszkadzało ci to. Zaakceptowałaś to, ponieważ twój brat ciągle był z tobą. Niepokojące było jednak, że widzisz, rozmawiasz i czujesz ducha. Dlatego nic nikomu nie powiedziałaś, nawet rodzicom. Choć czasem zdarzenia wymykały się spod kontroli i zapominałaś, że tylko ty go widzisz, słyszysz i czujesz. Dlatego ludzie zaczęli uważać cię za wariatkę. Zaczęły krążyć plotki, że wywołujesz ducha swojego brata, lecz zamienił się one w chorobę psychiczną. Wszystko cię bawiło. Dopóki nie pojawił się Anthony.
- Jesteś lepszą i ciekawszą osobą od niej – mówi Ivan, wyrywając cię z zamyśleń.
- Pewnie – odpowiadasz i bierzesz kolejnego gryza jabłka.
- Zaufaj mi i porozmawiaj z nim – patrzysz na brata spode łba i przechodzący obok ciebie Clark, który od wypadku stał się dupkiem, mierzy cię wzrokiem.
Ludzie przestali zwracać na ciebie uwagę, lecz dalej starasz się zachowywać, jakbyś nie gadała sama do siebie.
- Popraw swoje bond loki i ruszaj – dodaje Ivan, a ty wstajesz i idziesz w kierunku Anthony'ego.
Po drodze wyzucasz ogryzek do kosza i uświadamiasz sobie co robisz. Chcesz się wycofać, lecz czujesz dotyk brata, który cię pcha do chłopaka. Oczy ludzi zaczęły kierować się w twoją stronę i wszyscy myślą, że zwariowałaś do reszty. Loren cichnie i kiedy znajdujesz się przy stoliku, spogląda na ciebie.
- Cze-eść Anthony – mamroczesz, a Ivan bije brawo.
Loren wzdycha, chłopak się uśmiecha, a ty? Ty stoisz jak kołek. Nie wiesz co powiedzieć, co zrobić. W końcu mówisz:
- Boże, co ja robię – po czym wybiegasz ze stołówki w towarzystwie śmiechów.
Biegniesz do łazienki, bo wiesz, że twój brat nie ma tam wstępu. Nie wejdzie do damskiej toalety. Byłaś zła na niego, że cię do tego popchnął.
Mija dziesięć minut. Wychodzisz na korytarz. Widzisz Ivan'a opierającego się o szafki i ruszającego w twoim kierunku.
- Czemu uciekłaś? - Pyta.
- Jakbyś nie zauważył, zrobiłam z siebie idiotkę. Dziękuję ci bardzo.
- Gdyby nie ja, w ogóle byś tam nie podeszła.
- I byłoby świetnie – rzucasz i stajesz twarzą w twarz z duchem.
- Nie obwiniaj mnie. Tak to byś cały czas się tylko na niego patrzyła. Chciałem ci pomóc – mówi spokojnie brat, a ty nagle krzyczysz w wyniku frustracji.
- Pomógłbyś mi, gdyby cię nie było – i zdajesz sobie sprawę z wagi twoich słów.
Widzisz w oczach brata łzy. W martwych oczach, które powoli zanikają, jak reszta ciała. Chcesz podbiec i go przytulić. Przeprosić i błagać o przebaczenie, o powrót. Lecz jest za późno. Twój brat znika. Znów czujesz się samotna. Znów wracają wszystkie uczucia, jak wtedy, gdy dowiedziałaś się o jego śmieci.
Ludzie wychodzą ze stołówki, by zobaczyć co się stało. Widzą ciebie stojącą na środku korytarza, ze łzami w oczach i zaciśniętymi pięściami. Nie wiesz co robić. Znów jesteś obiektem śmiechu. Uciekasz. Biegniesz przed siebie, lecz wiesz, że nogi prowadzą cię na cmentarz. Chcesz błagać o powrót. Chcesz, by Ivan wrócił. Nigdy nie czułaś się tak osamotniona. Zostawił cię po raz drugi. Chcesz go odzyskać. Nie wiesz jak to zrobisz, lecz nie poddasz się.
Dobiegasz na cmentarz. Wchodzisz przez dużą, starą, zardzewiałą bramę, której dźwięki zawsze przyprawiały cię o gęsią skórkę. Ocierasz oczy i szukasz grobu brata. Znajdujesz go. Jest na samym końcu alejki. Podchodzisz cicho i klękasz przed nim, mimo że za tobą jest ławeczka. Zaczynasz coś mówić, lecz nie rozumiesz wypowiadanych przez siebie słów. Prosisz Boga i Ivan'a by wrócił. Przepraszasz go. Za swoje słowa. Nie wiesz co robić, w końcu wyczerpana mdlejesz.

Budzisz się w obcym miejscu i na obcym łóżku. Rozglądasz się wkoło i widzisz siedzącą na krześle jakąś postać. Boisz się. Nie wiesz co się stało.
- Kim jesteś? - Pytasz, lecz postać nie odpowiada, więc zadajesz to samo pytanie znowu – kim jesteś?
Dalej cisza. Postać wstała i wyszła. Dalej nie wiesz kto to był, ale na pewno był to mężczyzna. Idzie w kierunku wyjścia. Próbujesz go dogonić, ale potykasz się o krzesło i tracisz równowagę. Upadasz, lecz zdeterminowana wstajesz i zapalasz światło. Orientujesz się, że to twój pokój. Wyglądasz na korytarz i nikogo nie ma. Schodzisz na dół. Zastajesz siedzących na kanapie rodziców i pytasz:
- Był ktoś u nas?
- Nie – odpowiadają chórem.
Oni także przyzwyczaili się do tego, że widujesz duchy.
Zrezygnowana wracasz do siebie i kładziesz się spać.
 CDN


Takie na szybko :) Niedługo zaczynam pisać coś dłuższego. Jeśli chodzi o krzyk - przepraszam i mi przykro, ale nie napiszę drugiej części. Schrzanię to i powstanie moda na sukces xd 
Kolejna część tego  - niedługo. może czwartek.

niedziela, 26 maja 2013

koniec

Ogólnie podsumowując jestem szczęśliwa, że skończyłam książkę. Cieszę się i sumę zarazem, ponieważ trudno mi się z tym rozstać. Ale wpadłam na pewien pomysł. Chcecie bym napisała drugą część? Jeśli tak to pojawiłaby się ona najprawdopodobniej po wakacjach, ale nie jestem jeszcze pewna. Do tego byłoby więcej dramaturgii i akcji (od razu uprzedzam). Pewnie tak namieszam akcje, że będzie to jak moda na sukces xd
W ciągu tego czasu bedzie sie tu pojawiała moja twórczość. Kótkie opowiadania, czasem dłuższe, itp. Na swoim profilu na Facebooku i na fanpejdżu będzie zawsze link, że pojawił się nowy wpis.

Napiszcie w komentarzu:
1. czy chcecie by była druga część (możecie nawet zaproponować swją nazwę:))
2. z jakiego źródła wiecie o nowych postach (znajomy na facebooku, fanpejdż, inne - napisać jakie)

Jeszcze dziekuję za waszą obecność, komentarze i wgl. wszystko <3
To tyle ode mnie, a ja zastanowię się co zrobić z KRZYKIEM WE ŚNIE.

Niedługo nowe, krótkie opowiadanie :)

piątek, 24 maja 2013

EPILOG

- Lena? - Powiedział do mnie jakiś głos. Bob – otwórz oczy.
Zrobiłam tak i zobaczyłam, jak uwalnia moje ręce i nogi z więzów.
- Ja żyję? - Spytałam jak idiotka, ponieważ słyszałam strzały.
Bob kiwnął głową i odsłonił mi leżące na ziemi ciało taty. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać. Zasłużył sobie na to, ale nie mogłam i nie chciałam na to patrzeć.
- Chodź – powiedział Bob i pomógł mi wstać.
Po drodze potknęłam się i upadłam na kolana, ciągle szlochając. Nie mogłam się podnieść. Modliłam się, żeby to był sen. Kolejny zły sen, z którego się zaraz obudzę. Lecz to była tylko modlitwa, w dodatku nie wierzę w Boga. Usłyszałam walenie w drzwi.
- Uciekaj – powiedziałam do Bob'a, trochę się otrząsając – uciekaj.
- Wiesz? - Spytał, a ja kiwnęłam głową – przepraszam – dodał i odszedł.
Wyszedł oknem w moim pokoju, a do mieszkania wpadła masa policjantów i Ethan. Uklęk przy mnie i przytulił. Znów się rozpłakałam, a on spojrzał w bok i zrozumiał o co mi chodzi.

Minęły trzy dni odkąd siedzę w domu i z niego nie wychodzę. Ethan wychodzi na kilka godzin, pomaga przy dekorowaniu kawiarni na wielkie, nowe otwarcie. Dalej nie wie, że to Bob jest jego ojcem. Tak ma zostać, choć nie wiem jak dam radę utrzymać to przed nim w tajemnicy.
Kiedy znaleźli mnie w mieszkaniu z martwym ciałem taty, sądzili na początku, że to ja go zabiłam. Jednak wycofali te podejrzenia, kiedy złapali Jim'a i on wszystko im powiedział. Zaproponowali mi pomoc psychologa, którą odrzuciłam. Nawet nie wiem, czy był pogrzeb. Nie obchodzi mnie to. On umarł, dla mnie na dobre i nie chciałam do niego wracać. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
Wczoraj odwiedziła nas mama z Tom'em i pomogli mi na chwilę zapomnieć. Jessie powiedział, że przyleci z Cassie – nową dziewczyną – na otwarcie kawiarni, które ma być jutro.
Ethan chodzi czasem nieobecny, jakby coś nie dawało mu spokoju. Ma szramę nad prawym okiem, która powoli się goi, tak jak mój nadgarstek i rana po kuli. Lekarz przepisał mi tabletki na ból głowy, zawroty i zaburzenia psychiczne. Chciałam go wyśmiać, że nie potrzebuję takich leków, lecz uznałam, że może ma rację. Mogę mieć problem. Chociażby ze snami. Tony wyjechał, lecz dał mi swój numer, gdyby coś było nie tak. Bill... A Bill powoli dochodzi do siebie. Próbuje zapomnieć o tym, że Ethan omal nie zginął.
Jeśli chodzi o mnie, to jakoś sobie radzę. Dobrze spałam przez te trzy dni. Nie miałam koszmarów. W końcu odetchnęłam, ponieważ nikt nas już nie ściągał. Byliśmy bezpieczni, w pojęciu względnym tego słowa. Mogliśmy cieszyć się życiem, jednak coś nie dawało mi spokoju. Czułam, jakbyśmy ominęli ważny element układanki. Postanowiłam, że na razie nie będę zaprzątać sobie tym głowy i odpocznę. Od stresu, bólu i wszystkiego co mnie niszczyło. Mam Ethan'a i jestem naprawdę szczęśliwa.
- Lena – zawołał Ethan z kuchni.
Wyszłam z sypialni i przytuliłam się do niego od tyłu. Odkąd wróciliśmy, powtarzałam mu jak bardzo mi przykro, jak bardzo się cieszę, że żyje i, że tu jest. Odpowiadał tym samym, dorzucają jeszcze buziaki.
- Mmmm... - Mruknęłam z ustami przy jego i spytałam – kawiarnia gotowa?
- Tak, będziesz juto? - Kiwnęłam głową – jak się czujesz?
- Ethan, przestań się mnie o to pytać ciągle – odparłam i poszłam nalać wody do szklani, po czym ją opróżniłam.
- Martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie. Czuję się świetnie – zapewniłam go i uśmiechnęłam się.
- Chcesz iść na spacer, czy wolisz zostać w domu?
- Zależy co będziemy robić w domu?
Wyszło na to, że zostaliśmy w domu i oglądaliśmy film na laptopie. Albo raczej próbowaliśmy oglądać, bo ciągle któreś z nas, całowało drugie. Jestem z Ethan'em taka szczęśliwa, że aż trudno mi uwierzyć, że mogłam go stracić.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – powiedziałam, kiedy film się skończył.
- Umarłabyś z tęsknoty – odparł ze śmiechem i pocałował w nadgarstek.
- Umarłabym dzień później – powiedziałam poważnie, a on tylko spojrzał na mnie.
Przez kilka minut wpatrywał się we mnie swoimi czekoladowymi oczami, po czym powiedział:
- Wygoniłbym cię z nieba, żebyś tylko żyła. Albo z piekła, zależy gdzie byśmy trafili – i mnie pocałował.
Położył się na plecach i przeciągnął do siebie. Kiedy zamknęłam oczy i poczułam jak całuje mnie w głowę, usłyszałam te dwa magiczne słowa – Kocham Cię – po czym mogłam zasnąć spokojnie.

Obudziłam się kwadrans po siódmej. Otwarcie było zaplanowane na dziewiąta, lecz Bill powiedział, że nie musimy dzisiaj pracować. Wszystko zależy od nas. Bill przyjechał wcześniej po Ethan'a, by pomógł wszystko zapiąć na ostatni guzik. Chciałam pokazać wszystkim ludziom, że nie można mnie zniszczyć. No i chciałam się też przypodobać Ethan'owi. Wzięłam prysznic i założyłam biały komplet bielizny, który kiedyś kupiła mi mama.
Pomalowałam oczy eyelinerem, usta czerwoną szminką, po czym ją zmazałam, ponieważ uznałam, że jeśli Ethan będzie mnie całował, to się cały ubrudzi. Rozpuściłam swoje rudo-złociste fale i ubrałam mój ostatni zakup. Łososiową sukienkę z asymetrycznym dołem. Do tego czarny, krótki sweterek i balerinki.

Do kawiarni pojechałam samochodem Ethan'a. Zaparkowałam z tyłu, ponieważ pełno ludzi przyszło na nowe otwarcie. Co tu ukrywać – kawiarnia cieszyła się dużą popularnością. Wraz z Ethan'em dostaliśmy wypłatę za pracę w galerii.
Wysiadłam i weszłam do środka. Nie byłam pewna czy jestem gotowa na spotkanie z ludźmi. Wieści rozniosły się dwa dni temu i dalej krążyły po całym Wildwood.
Zauważyłam mojego chłopaka stojącego z Bill'em obok kontuaru. Uśmiechnął się kiedy mnie zobaczył, a potem wytrzeszczał oczy. Pierwszy raz widział mnie w sukience, nie byłam pewna czy mu się spodobam.
- Cześć – powiedział i pocałował mnie na powitanie – ładnie wyglądasz.
Okręciłam się wokół własnej osi i usłyszałam jego gwizd, po czym przywitałam z Bill'em.
- Podoba ci się? - Spytał wskazując ręką na wnętrze.
- Jest całkiem inna, lecz niesamowita – odparłam z uśmiechem na twarzy.
Fakt, kawiarnia wyglądała inaczej. Były prawie same kanapy koloru beżowego, drewniane stoliki. Pod ścianą stało pięć stolików z dwoma krzesłami. Ściany był koloru bladoróżowego i idealnie współgrały z całością. Gdzieniegdzie, na ścianach były rożne, lecz delikatne motywy. Kontuar stał prosto na wejściu i także prezentował się inaczej. Był cały z mahoniowego, ciemnego drewna. Wnętrze miało kilka starych sprzętów i kilka nowych. Mimo że stara kawiarnia była wygodna, ładna i można było się tu uczyć, jak i przyjść porozmawiać, to teraz to miejsce miało też klimat.
- Jest naprawdę genialnie – dodałam, by Bill nie pomyślał, że kłamię.
Uśmiechnął się i zostawił nas na chwilę samych.
- Lena i sukienka? Wow! - Powiedział Ethan przyciągając mnie do siebie.
- Podoba ci się?
- Jeszcze pytasz? Wglądasz bosko – odparł i pocałował mnie.
Po chwili usłyszeliśmy jak Bill wychodzi do ludzi i oficjalnie otwiera kawiarnię. Później był gwizdy, klaski i ludzi weszli do lokalu. Zajęli miejsca, niektórzy od razu podchodzili do kontuaru, więc z Ethan'em odsunęliśmy się, by Denny i jakichś dwóch nowych pracowników miało dostęp do kasy.
- Urywamy się stąd? - Szepnął mi do ucha Ethan i muszę przyznać, że propozycja była bardzo kusząca.
- Nie – spojrzał na mnie zdziwiony – zostańmy jeszcze trochę. Twój tata nas potrzebuje.
Uśmiechnął się i poszliśmy do Bill'a, który stał przed wejściem.
- Co jest? - Spytałam i stanęłam z jednej strony, a Ethan z drugiej.
- Nic. Jestem po prostu szczęśliwy – odparł i przytulił Ethan'a, po czym spojrzał na mnie.
Oboje wiedzieliśmy, że Ethan nie może dowiedzieć się prawdy. Bill miał rację, to by go zniszczyło. Wiadomo, że okłamywanie go z mojej strony czy z jego strony nie było lepszym rozwiązanie, ale nie chcieliśmy go ranić. Nie teraz, kiedy zaczęliśmy wszystko układać na nowo. Żadne rozwiązanie nie było dobre, ale to też nie było słuszne. Jednak nie miałam serca mu tego mówić. Wydawał się taki szczęśliwy i wolny. Bill wrócił do środka kawiarni i odbierał pochwały za dobrą robotę.
- Menu się zmieniło? - Spytałam.
- Nie. Kawa zawsze była tu dobra – odparł i znów mnie pocałował.
- Co ty mnie tak często ostatnio całujesz? - Zapytałam ze śmiechem.
- Ostatnie zdarzenia dały mi odczuć co znaczy nie być z tobą. Nie wytrzymywałem tego psychicznie ani fizycznie – odparł bardzo poważnie i kontynuował – potrzebuję cie Lena. I zawsze cię będę potrzebować.
Oparł swoje czoło o moje i powiedziałam:
- A ja zawsze będę.
- Kocham cię – powiedział i zaśmiał się.
Odpowiedziałam mu to samo i zanurzyliśmy się w gorącym pocałunku. Nie obchodziło nas to, że staliśmy na środku chodnika i ludzie z kawiarni nas obserwują. Po chwili usłyszeliśmy głos Jessie'go:
- Ohyda. Idźcie z miejsca publicznego – po czym przywitał się z nami i przedstawił Cassie.
- Cześć – powiedziałam.
Była ładną blondynką o długich nogach i smukłej sylwetce. Miała piegi i niebieskie oczy. Do tego bardzo ciepły głos.:
- Cześć. Miło mi cię wreszcie poznać. Twój brat mówił mi o tobie.
Uśmiechnęłam się. Przywitała się z Ethan'em i kiedy poszli po kawy, Jessie zapytał:
- Czyli ty i Ethan, co?
- Co ja i Ethan? - Odpowiedziałam pytaniem i zaśmialiśmy się.
- Pasujecie od siebie.
- Wiem – znów się zaśmialiśmy.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i wróciła Cassie z Ethan'em. Jessie wraz z dziewczyną poszli na spacer, a my zostaliśmy przed kawiarnią.
Ludzie wchodzili i wychodzili, ruch się nie kończył. W pewnym momencie wpadł Sam i zamieniliśmy kilka słów. Podziękowałam mu za pomoc i wraz z kolegami wszedł do środka. Później spotkałam też Anne i zrobiłam to samo – podziękowałam jej. Ona odparła, że od tego ma się przyjaciół.
Naprawdę czułam, że tego dnia żyję. Mimo że mój tata nie żył, był zakłamanym dupkiem i widziałam śmierć Lexi (nie lepszej od niego). Mimo że noszę ciężkie brzemię, jak prawdę o ojcu Ethan'a. Tego dnia chciałam być po prostu szczęśliwa, z Ethan'em. Na zamartwianie się wszystkim innym, będę miała czas.
Nie zabrakło też Mandy z Aaron'em. Podeszli do nas i Aaron powiedział:
- Dalej jesteście razem? - Kiwnęliśmy głowami – moja propozycja też jest dalej aktualna.
Mandy zachichotała, ja zrobiłam krok do Aaron'a i powiedziałam:
- Czy nie dostałeś jasnej odpowiedzi?
- Mój ojciec dostał pracę w policji. Nie możesz mi nic zrobić, a takim gadaniem jak ostatnio, możesz jedynie oberwać. Przemyśl to co powiedziałem.
- Twój ojciec w policji? - Zaśmiałam się i wiedziałam, że to zły ruch.
- On przynajmniej żyje i zamyka w więzieniu, a nie jest zamykany – spoliczkowałam go.
Znów zrobiłam krok w jego stronę i tym razem Aaron cofnął się, też o krok. Najwidoczniej wziął trochę do serca moją odwagę.
- Nie masz prawa wspominać o moim ojcu. Zapamiętaj, odziedziczyłam po nim kilka przydatnych cech, więc nie podskakuj – syknęłam, a on znów zrobił krok do tyłu i przewróciłby się, gdybym nie złapała go za koszulkę.
Poprawił ją i odszedł. Mandy jeszcze została i dodała coś od siebie:
- Myślisz, że się ciebie boi? - Zaśmiała się – nie zastraszysz nas.
- Już to zrobiłam – odparłam i zamurowało ją.
Potraktowała nas swoim znudzonym westchnieniem i poszła do kawiarni, gdzie czekała już na nią Elizabeth.
Odwróciłam się w stronę Ethan'a i zobaczyłam jego zdumioną minę.
- Wow! Zmieniłaś się, wiesz? - Kiwnęłam głową, a on dodał – na lepsze.
- Chodźmy stąd – zaśmiałam się i powiedziałam.
- Ej, a o co mu chodziło z tą propozycją? - Spytał, gdy wsiadaliśmy do samochodu
- Nie chcesz wiedzieć – spojrzał na mnie spode łba, więc powiedziałam – powiedział, że jeśli się z nim nie prześpię, to zniszczę ci życie.
- Groził ci. Zgłoś to.
- Taa... Tylko ja też mu groziłam. Powiedziałam, że jeśli cię tknie, lub chociażby spojrzy, to go zabiję – uśmiechnęłam się jak niewiniątko, a chłopak wrzeszczał n a mnie oczy i zaczął się śmiać.
- Jesteś naprawdę niesamowita.
- Po prostu cię kocham – pocałowałam go.
- Jedziemy na przytań? Mam śmieciowe jedzenie i kawę! - Powiedział śpiewnie.
Kiwnęłam głową, znów go pocałowałam i pojechaliśmy.

Kolejna notka, gdzie wytłumaczę co dalej w niedzielę wieczorem!

Wpis

A więc kilka ogłoszeń parafialnych. Został nam tylko epilog. Nie lubię tego robić, ale pojawi się on po co min. 10 komentarzach. Nie lubię stawiać ultimatum, ale mi zależy. Chodzi mi o to, żeby każdy kto to czytał/czyta jeszcze zostawił pod tym postem swój komentarz. Bardziej rozbudowany niż `super`, `fajne`, `świetnie`. Żebyście napisali kilka zdań o tym co sądzicie o mojej książce. Czy wam się podobała, jakie błędy NA LOGIKĘ robię (bo wiem, że robię dużo błędów stylistycznych) i co byście zmienili, zamienili, dodali. Po min. 10 komentarzach (waszych, ponieważ ja na każdy komentarz odpowiem) wstawię epilog. A po epilogu jeszcze jedną notkę, ale o tym później.
Więc teraz macie okazję powyzywać mnie, pochwalić, napisać wszystko co tylko sądzicie o całości (anonimy też). :)
xoxo

środa, 22 maja 2013

Część 45

Tata podszedł do mnie, uderzył Ethan'a, tak, że upadł i chwycił mnie za ramię. Pociągnął za sobą przed Bob'a i pchnął na kolana. Upadłam i nie miałam odwagi podnieść wzroku.
- Bierz ją sobie! - Wrzasnął, a mną znów wstrząsnęły emocje. Strachu, bólu i wściekłości.
Podniosłam się na nogi i stanęłam twarzą w twarz z Bob'em.
Zza ścian usłyszeliśmy odgłos syren policyjnych. Pojawiła się we mnie nadzieja, że możemy wyjść z tego cało. Bob jednak się wściekł i zaczął na mnie krzyczeć:
- To ty. To ty ich tu ściągnęłaś! Znów zepsułaś mój plan – uderzył mnie, aż upadłam na ziemię. Odczołgałam się kawałek i za chwilę podbiegł do mnie Ethan. Bob złapał tatę za koszulkę i powiedział:
- W końcu zapłacisz za swoje błędy. Za to, że zabiłeś mi córkę!
- Lena! - Wrzasnął tata.
Ethan pomógł mi wstać i szepnął:
- Musimy się stąd wynosić.
Nie zareagowałam, tylko patrzyłam co Bob chce zrobić. Z jednej strony darzyłam tatę miłością, lecz chciałabym zobaczyć jego śmierć. Po tym wszystkim co mi zrobił. Chciałam by cierpiał tak samo jak ja. Jednak nie potrafiłam:
- Czekaj – powiedziałam.
Chciałam zyskać na czasie. Bob puścił tatę, ten podszedł do mnie i uderzyłam go mocno w twarz. Wycedziłam przez zaciśnięte zęby:
- Nienawidzę cię – po czym krzyknęłam – nienawidzę cię!
- Nie musisz. Ważne byś o zdobyła dla mnie wolność – chciał mnie złapać, lecz się cofnęłam.
Był zaskoczony.
- Nie licz na to.
- Jesteś pewna? - Spytał tata unosząc brwi.
Po chwili do pomieszczenia wbiegł jakiś mężczyzna powalając Bob'a na ziemię, a Jim odciągnął ode mnie Ethan'a. Chciałam mu pomóc, lecz tata złapał mnie w pasie i nie puszczał. Pomocnicy Bob'a nagle jakby rozpłynęli się we mgle.
- Co tu się dzieje? - Spytał zdenerwowany Bob patrząc to na tatę, to na Jim'a.
- Zawrzyjmy układ. Jej życie, za moje życie.
-Nie! - Krzyknęliśmy równo z Bob'em.
- Wiedziałem, że tak powiecie, więc wymyśliłem plan b. Jim tak naprawdę pracował dla mnie. Nie dla ciebie – spojrzałam na Jim'a. Trzymał Ethan'a i przystawiał mu nóż do szyi – zgodzicie się, albo chłopak zginie.
Patrzyłam na Ethan'a. Na jego oczy i usta mówiące, bym tego nie robiła.
- Stoi – powiedział Bob.
Tata czekał na moją decyzję. Spojrzałam na niego i ze łzami w oczach kiwnęłam głową. Mężczyzna, który trzymał Bob'a, puścił go, a tata wręczył mu pistolet. Bob nabił go i wycelował we mnie. Spojrzał na Ethan'a, później na tatę, aż wreszcie na mnie. Ethan wrzeszczał, żebym uciekała.
- Odwróć się – powiedział do mnie Bob.
Zrobiłam tak i czekałam. Łzy spływały mi po policzkach i nie chciałam by Ethan to widział. Nie chciałam, by cierpiał przeze mnie. Ani Jessie, mama. Ale jeśli dzięki temu mój chłopak miał żyć, byłam gotowa. Zamknęłam oczy i usłyszałam strzał, i krzyk Ethan'a zmieszany z płaczem. Później nastąpiło uderzenie i poczułam ból. Było to dziwne, ponieważ powinnam nie żyć. Jednak czułam ból w prawej łopatce i całym ciele. Byłam w szoku i kołatało mi w głowie. W uszach słyszałam szum przeplatany z krzykami, strzałami i tupaniem. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam jak ktoś mnie podnosi i wyprowadza. Mimo że nie miałam siły iść, to szłam. Albo raczej wlokłam się za kimś. Poczułam chłodny powiew wiatru i jak ktoś mną szarpie. Ból w łopatce był koszmarny. Przecież powinnam nie żyć. Po chwili usłyszałam głośny huk.

Odzyskałam świadomość. Siedziałam na podłodze karetki z nogami opuszczonymi. Zostałam opatrzona i przesłuchana przez policjantów.
- Lena? - Usłyszałam znajomy głos i po chwili zobaczyłam Bill'a idącego w moją stronę – co się stało?
- Tata ma Ethana.
Spojrzał na mnie głupio, a ja wszystko mu opowiedziałam. O tym jak tata nas oszukał, zdradził. O tym jak zginęła Lexi. Oraz o tym jak żyję. Okazało się, że Bob'a trzymał mężczyzna w skórzanym płaszczu. Ten, który często pojawiał się w kawiarni. Kiedy Bob we mnie celował, skoczył mi na ratunek, jednak kula trafiła w moje ramię. Zostałam opatrzona i podali mi środki przeciwbólowe. Ranę zaszywali na `żywca`, ponieważ nie pozwoliłam otumanić się lakami. Muszę trzeźwo myśleć. Ethan jest jeszcze w niebezpieczeństwie.
- Ale dlaczego twój tata porwał Ethana?
- On chce wolność za moje życie – odparłam i za chwilę podszedł do nas mężczyzna w skórzanym, płaszczu – dziękuję.
Powiedziałam, a on się uśmiechnął.
- Tak w ogóle, jestem Tony. Jestem bratem Boba – wytrzeszczyłam na niego oczy – a on uciekł. Chce dorwać twojego tatę, ale nie ranić ciebie czy chłopaka.
- Czemu? Czemu mi pan pomaga?
- Ponieważ Ethan cię kocha. A ja obiecałem bratu, że zapewnię ci ochronę. Trochę poległem – zaśmiał się i spojrzał na Bill'a.
- Ale zaraz. Ethan... Co ma z tym wszystkim wspólnego Ethan? I jakiemu bratu?
- Powinnaś coś wiedzieć – zaczął Bill – jego matka... nie była święta. Miała romans z Bobem. Wiedziałem o tym, że już wtedy Bob należał do gangu więc oboje uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie, żeby Ethan się o niczym nie dowiedział.
- O czym? Zaraz... - Po chwili namysłu do mnie dotarło – Bob jest ojcem Ethana?
- Tak – potwierdził Tony – jestem batem Boba i miałem cie chronić.
- A ja Ethana – dodał Bill – on nie może się dowiedzieć. To go zniszczy. Musisz obiecać...
- Nie powiem mu – wtrąciłam i dodałam – w takim razie, dlaczego Bob porwał własnego syna?
- Zrobił to, żeby twój tata tego nie zrobił, rozumiesz? - Pokręciłam głową, a Bill wytłumaczył to prościej – w ten sposób chciał zapewnić mu bezpieczeństwo, żeby twój tata nie zrobił mu krzywdy.
- Teraz rozumiem. Gdzie oni mogą być? - Co prawda, to wszystko dalej było dla mnie pogmatwane i nielogiczne, lecz nie było sprawą najważniejszą.
- To zależy gdzie twój tata mógł uciec. Może twoje mieszkanie?
Wzruszyłam ramionami i wsiedliśmy do rovera Ethan'a. Bill przyjechał nim po pomoc i powiedział, że Sam odzyskał swój samochód. W dwadzieścia minut dojechaliśmy do bloku. Przed wejściem, na schodkach siedział Aaron z Mandy i kiedy mnie zobaczył chciał coś powiedzieć, lecz go odepchnęłam, wyminęłam i pobiegłam na górę.
- Lena, czekaj! - Krzyczał za mną Tony – musimy mieć plan – powiedział już ciszej, kiedy znaleźliśmy się na siódmym pierze.
- Zależy mi na uratowaniu mojego chłopaka.
- Mi też.
- Wejdę tam i zamienię się z Ethanem – nie wiedziałam, jak to inaczej nazwać – a wtedy wy uciekacie.
- Lena, to nie jest plan.
- Dla mnie jest.
Powiedziałam i weszłam do mieszkania. Było ciemno i cicho. Nie miałam pewności czy tata tam jest. Poszłam do swojego pokoju i obaczyłam skuloną w kącie jakąś postać.
- Ethan? - Spytałam półszeptem, a postać podniosłą głowę.
Zapaliłam światło i zobaczyłam Ethan'a z zapłakanymi oczyma, rozwaloną wargą i raną nad brwią. Podbiegłam do niego i odkleiłam z ust taśmę.
- Uciekaj – powiedział ochrypłym głosem.
- Oszalałeś? - Odparłam ze łzami w oczach – nie zostawię cię tu.
Rozwiązałam mu nadgarstki, pomogłam wstać i kiedy trzymał się na własnych nogach, przyległam do niego w mocnym uścisku. Łzy spływały mi po policzkach i krztusząc się nimi, mówiłam:
- Przepraszam. To moja wina. Tak bardzo mi przykro.
- Przestań. Dajemy radę - wystawił mnie na długość ramienia, odgarnął włosy z czoła i uśmiechnął się.
Potem szybko, lecz mocno mnie pocałował i pociągnął do kuchni. Widziałam, że chodzenie sprawia mu ból, ale nie dawał tego po sobie poznać. Chciał pociągnąć za klamkę, kiedy usłyszeliśmy głos taty:
- Idziecie gdzieś?
- Jak najdalej od ciebie – odparłam.
- Ethan może iść...
- Ja zostaję. Wiem – dokończyłam za niego.
- Nie... - Ethan chciał coś powiedzieć, lecz przystawiłam mu palec do ust i powiedziałam.
- Idź. Dam sobie radę – pokręcił głową ze łzami w oczach – proszę. Nic mi nie będzie. Wrócę.
Pocałował mnie i wypchnęłam go za drzwi, po czym zastawiłam je krzesłem, stojącym obok. Spojrzałam jeszcze na drzwi i odwróciłam się w kierunku taty.
- Czego chcesz? - Zapytałam, choć doskonale znałam odpowiedź.
- Chodź tu – poszłam do kuchni, gdzie stał i związał mi ręce.
Było to bolesne i ocierało o zabandażowany nadgarstek, więc po chwili pojawiła się czerwona plama.
- Jak mogłeś mi to zrobić – rzuciłam – czemu?
- Twoja matka wzięła ze mną rozwód i wtedy pojawiła się Lexi. Powiedziała, że mi pomoże.
- Ze mną? - Kiwnął głową – Bob i tak będzie cię ścigał.
Posadził mnie na krześle w kuchni i związał nogi.
- Jeśli dalej będzie mnie ściągał, zabiję Ethana. A on dobrze o tym wie – spojrzałam na niego zdenerwowana – co, nie wiesz?
- Wiem – odpowiedziałam.
Chodziło mu o to, kto tak naprawdę jest ojcem Ethan'a.
- Szkoda, że ja też nie mam innego ojca.
Spoliczkował mnie. Złapał za podbródek i kazał spojrzeć na siebie:
- Dałem ci wszystko co chciałaś. Byłem dla ciebie dobry i tak mi się odpłacasz?
- Już nie jesteś moim ojcem. Jesteś kimś innym! - Krzyknęłam i dokończyłam cicho – dla mnie umarłeś, kiedy trafiłeś do więzienia.
Nic nie zdążył już powiedzieć, ponieważ ktoś wszedł do mieszkania. Przed nami stanął Bob i trzymał w ręku worek.
- Wypuść dziewczynę.
- Czemu? Jeśli ja nie mogę być szczęśliwy, twój syn też nie będzie – powiedział tata, a Bob wycelował w niego broń.
Tata stanął za mną.
- Ja przynajmniej zachowuję się jak ojciec – odarł Bob i opuścił broń.
Rzucił worek na ziemię, z którego wyleciała głowa. Potoczyła się aż pod moje nogi, więc je uniosłam. Tata podszedł, odgarnął włosy i krzyknął z frustracji. To była głowa Lexi.
- Zapłacisz mi za to! - Krzyknął tata.
Zamknęłam oczy i czekałam.



Osz w mordę! Jakie to wszystko pogmatwane :o i sorry, za tę głowę :) muszę czasem zdramatyzować ;p
kolejny wpis piątek.

wtorek, 21 maja 2013

Część 44

- Więc, gdzie jedziemy? - Spytałam, gdy dochodziła siódma godzina.
- Już prawie jesteśmy.
Jim zaparkował niedaleko starej, opuszczonej fabryki. Była to prawdopodobnie fabryka zabawek.
Jakieś dziesięć lat temu została zamknięta z powodu pożaru. Zginęło tu około pięćdziesięciu osób.
- Skąd pan wie, że tu są?
- Kiedy jechaliśmy do motelu zadzwonił jej telefon. Mówiła coś o fabryce zabawek, więc...
Wysiedliśmy i ruszyliśmy do bocznego wejścia.
Jim sprawdził czy nikogo nie ma w pobliżu i cicho weszliśmy do środka. Nie wiedziałam co mogę zrobić, by uratować Ethan'a, lecz nie mogłam się poddać. W środku było ciemno, brudno i zalatywało stęchlizną. Po chwili mój nos przyzwyczaił się do tego okropnego zapachu. Było ciemno, więc Jim wyjął latarkę i szedł przede mną z rękoma wystawionymi. W jednej trzymał pistolet, a w drugiej latarkę. Oczy trochę przyzwyczaiły się do ciemności, lecz i tak wpadłam w jakieś kartony i się przewróciłam. Jim pomógł mi wstać i ruszyliśmy dalej. Doszliśmy do rozgałęzienia korytarza. Nie wiedzieliśmy w którą stronę iść.
- Może się rozdzielimy? - Spytałam cicho.
- To zły pomysł. Tędy – powiedział i poszliśmy w prawo.
Im dłużej szliśmy tym bardziej opuszczała mnie nadzieja. Wiedziałam, że czas nagli, ale nie mogliśmy nikogo znaleźć. Po chwili usłyszeliśmy rozmowę. Jim zgasił latarkę i kucnęliśmy za jakąś maszyną. Wychyliliśmy głowy, by zobaczyć co się tam dzieje. Zobaczyłam kilku facetów. Niektórych poznałam, po tym jak mnie ścigali. Ethan siedział skulony na środku pomieszczenia. Był poobijany i krwawił z wargi. Jedna postać przykuła moją uwagę – Bob. Stał odwrócony tyłem. Miał na sobie długi płaszcz i czarny, skórzany kapelusz.
- Twoja dziewczyna chyba nie przyjdzie cię ratować – powiedział jakiś niski głos.
Ethan nic nie odpowiedział. Bob się odwrócił i zobaczyłam w końcu jego twarz. Jego lewa część twarzy była okaleczona. Blizna przebiegała od brwi do szczęki. Wyglądał na około czterdzieści lat. Był ubrany cały na czarno. Wyciągnął zza siebie pistolet i przyłożył go do tylnej części głowy Ethan'a. Ten zamknął oczy i powiedział coś pod nosem. Nie myśląc nad tym co robię, rzuciłam do Jim'a:
- Zostań tu i czekaj – spojrzał na mnie zdziwiony, lecz posłuchał.
Wbiegłam do pomieszczenia, nim Bob zdążył pociągnąć za spust. Schował pistolet do kieszenie i powiedział:
- Lena. Jak miło cię wreszcie zobaczyć.
Stanęłam. Ethan otworzył oczy i zaczął krzyczeć:
- Lena wynoś się stąd! On cię zabije!
Chciał wstać, ale jeden z pracowników Bob'a go powstrzymał, uderzył dwa razy w brzuch i Ethan znów wylądował na ziemi.
- Zostawcie go! - Wrzasnęłam – chcesz mnie, więc jestem. Ale jego w to nie mieszaj i pozwól mu odejść – mówiłam przez łzy.
Nie mogłam znieść tego widoku. Właśnie w tym momencie wszystkie uczucia i emocje, które w sobie skrywałam po ciężkich przeżyciach, zaczęły ze mnie wychodzić. Właśnie w tym momencie, to wszystko zaczęło mnie przerastać.
- Proszę, proszę – powiedział Bob, robiąc krok w moją stronę – jesteś podobna do tatusia. - Stanął przede mną i odgarnął kosmyk moich włosów. Nie poruszyłam się – a teraz gadaj gdzie on jest! - Nagle wrzasnął mi w twarz.
- Po co ci on?
- Jak to, nie wiesz? - Zaśmiał się.
- Przecież po to mnie ścigałeś. Bym zapłaciła za jego błędy.
Bob i jego pracownicy ryknęli śmiechem. Ukradkiem spojrzałam w miejsce, gdzie dalej czekał Jim. Dałam mu znak, że jeszcze nie pora. Bob przestał się śmiać, stanął za mną i szepnął do ucha:
- Chcę pomścić córkę zabijając twojego ojca. Najwidoczniej tatuś cię cały czas okłamywał – teraz szepnął mi do drugiego ucha – z tobą mogę się jedynie zbawić.
- Nie waż się jej tknąć! - Wrzasnął Ethan. Próbował wstać, ale ktoś go powstrzymał.
- Ale wracając do interesów – kontynuował Bob, jakgbyby Ethan nic nie powiedział i odszedł ode mnie na kilka kroków – gdzie jest Chris?
- Myślałam, że chcesz mnie zabić? - Powiedziałam, tym samym zbijając Bob'a z tropu.
Dalej stałam i patrzyłam na niego. Nie poruszyłam się, grałam na czas. Musiałam coś wymyślić, jak wyciągnąć Ethan'a żywego.
- Szefie – powiedziała jeden z pracowników, wchodząc do środka – znaleźliśmy go.
- Wprowadzić.
Mężczyzna krzyknął do kogoś na zewnątrz i po chwili zobaczyłam kolejnego z ludzi Bob'a jak trzyma mojego tatę. Podprowadził go do `szefa` i pchnął na kolana. Myślałam, że coś mu zrobi, uderzy albo splunie na niego. Jednak on odszedł, a tata wstał.
- Dam wam chwilę. Musisz wyjaśnić parę spraw z córeczką – powiedział Bob i usiadł na krześle.
- Nie rozumiem co masz na myśli – zaczął tata – ale wypuść chłopaka.
Zamarłam. Nie żebym była zazdrosna o Ethan'a, ponieważ sama chciałam, żeby był bezpieczny, ale sposób w jaki tata to powiedział, zmroził mi krew w żyłach. Ethan także to zauważył, ponieważ spojrzał na mnie zdziwiony. Bob pokazał gestem ręki, żeby puścili chłopaka. Wstał i niepewnym krokiem ruszył w moim kierunku. Nie zwracając uwagi na nic, podbiegłam do niego i mocno wtuliłam w jego silne ramiona.
- Idź – powiedziałam do niego.
- Nie zostawię cię – odparł i pocałował mnie w usta.
Nagle usłyszeliśmy brawa.
- Och, jakie to urocze. Miłość, która doprowadzi cię do zguby chłopcze – powiedział Bob, podchodząc do nas.
Ethan naprężył mięśnie i stanął gotowy do walki. Złapała go za ramię i zaciągnęłam do tyłu.
- Wypuść go – powtórzył tata, a Ethan znów się na mnie spojrzał, lecz żadne z nas nie miało pojęcia o co chodzi.
- Przecież powiedziałem, że może odejść. On chce zostać – odparł Bob.
- Tato? - Chciałam spytać delikatnie o co mu chodzi, lecz on tylko mnie skarcił.
- Jest jeszcze jedna osoba, której pewnie chciałbyś zapewnić bezpieczeństwo – powiedział nagle Bob.
Przestraszyłam się, że to może być Jessie, albo mama. Jednak pracownik Bob'a wprowadził... Lexi. Ścisnęłam Ethan'a za rękę i spojrzałam do tyłu, by zobaczyć reakcję Jim'a, lecz go tam wcale nie było. Lexi miała związane nadgarstki, zaklejone usta taśmą i wprowadzający ją mężczyzna kazał klęknąć jej na kolana. Spojrzałam na tatę. Na jego twarzy pojawił się strach. Lecz w tym strachu było coś bardzo dziwnego. Bob spojrzał na Lexi, później na tatę i na mnie. Uśmiechnął się i powiedział:
- Powinieneś wytłumaczyć to córce.
- Tato? - Spytałam robiąc krok w jego kierunku.
Lexi ciągle kiwała przecząco głową i coś mamrotała. Nie widziałam co się dzieje. Chciałam stamtąd uciekać. Chciałam złapać Ethan'a za rękę, wybiec z nim stamtąd, spakować się i wyjechać jak najdalej od tego miejsca.
- Puść ją – powiedział tata, lecz wiedziałam, że nie chodzi mu o mnie.
Bob znów się zaśmiał. Cofnęłam się i chciałam uciec z Ethan'em, ale ktoś zastąpił mi drogę i poleciałam do tyłu. Bob podniósł mnie, przyłożyłż do gardła, zatrzymując tym samym Ethan'a idącego w moim kierunku.
- Widzisz. Mogę zwerbować każdego, by cię znaleźć – powiedział Bob do taty.
Jim. No jasne, mogłam się tego domyślić. Dlaczego byłam aż taka głupia?! Jim złapał Ethan'a za ramię i przystawił mu pistolet do głowy.
- O co tu chodzi? - Spytałam, skrępowana zimnym dotykiem ostrza.
- Twój tatuś miał romans z policjantką – powiedział Jim.
- Zamknij się – krzyknął tata i dodał spokojniej – wypuść Lexi i Ethana.
- A twoja córka? - Spytał Bob, a moje oczy nagle się zaszkliły.
To był koszmar. Dotarło do mnie, że kiedy tata trafił do więzienia, nie zmienił się. Nie chciał się zmienić. On miał plan na życie. Beze mnie.
- Czy to prawda? - Spytałam tatę.
- Powiedz jej. Ma prawdo wiedzieć – odparł za niego Bob, a tata kiwnął głową – widzisz, nie można mu ufać. Ale to nie koniec. Chciał cię sprzedać za swoją wolność.
- I udało by mi się, gdybyś jej nie szukał – zamarłam.
Kiedy tata potwierdził słowa Bob'a, przestałam się szarpać. On to powiedział. To wszystko prawda. Zdradził mamę, okłamał mnie i potraktował jak przedmiot.
- Dlatego, że chciałem byś cierpiał. Tak czy inaczej, zginiesz. Z moich rąk.
- Wypuść ich! - Krzyknął ponownie tata.
- A co z dziewczyną?
- Bierz ją sobie. A mnie wypuść.
Bob mnie puścił. Stałam bezczynnie i patrzyłam wściekłym i zranionym wzrokiem na tatę. Po policzkach leciały mi łzy. Kątem oka widziałam, jak Ethan próbuje się wyrwać i podejść do mnie.
Nie udało mu się jednak.
- Czego chcesz ode mnie? - Spytałam Bob'a, wciąż patrząc na tatę.
- Chciałem cię znaleźć, żeby twojemu tacie nie udał się jego plan.
- Czyli mogę odejść wolno?
Bob się zaśmiał i odparł
- Nie. Teraz kiedy tu jesteś, do czegoś się nadasz.
Rzucił mi mrożący krew w żyłach uśmiech i podszedł do Lexi. Zdarł jej z ust taśmę, a ona zaczęła od razu krzyczeć do taty:
- Zrób coś! Wymień ją za mnie!
- A co ja próbuję zrobić?! - Okrzyknął tata i spojrzał na mnie, po czym powiedział – pomóż mi.
- Puść chłopaka – powiedział Bob do Jim'a, a on zrobił jak kazał i po chwili czułam dotyk Ethan'a.
- Lena, musimy uciekać. Tu jest bomba – powiedział do mnie szeptem, a ja kiwnęłam wolno głową, lecz nie zwróciłam na to większej uwagi.
- Od czego zaczniemy? - Spytał Bob taty.
Nie uzyskał odpowiedzi, więc przystawił pistolet do głowy Lexi i nim zdążyła się zorientować, strzelił. Upadła na ziemię, a ja zakryłam dłonią usta by nie krzyknąć i schowałam głowę w ramionach Ethan'a. Tata krzyknął, podbiegł do Lexi i próbował ją ocucić. Nic to nie dawało, ponieważ wszyscy wiedzieliśmy, że ona jest martwa. 



Kolejna część - jutro :) taki tam bonus :)
Podoba się?