sobota, 15 czerwca 2013

W objęciach skrzydeł #9

Siedziałam w kawiarni, pijąc czarną kawę już z godzinę. Myślałam nad wszystkim. Zwłaszcza nade mną. Wszyscy mieli rację, zmieniłam się. Odkąd pojawił się Shane, stałam się inna, bardziej odważna i... Nawet nie umiem tego wytłumaczyć, ale lubię nową siebie. Lubię nową ja i nikomu raczej nie robię krzywdy, robiąc to co chcę. O ile robię to rozważnie. To wszystko jest tak skomplikowane, że nawet ja tego nie rozumiem.
Pod kawiarnię zajechało czarne audi. Wysiadł Shane w białym T-shircie, dżinsach i nieładem na głowie. Wyglądał tak seksownie, że byłam pewna. Zabujałam się w chłopaku, którego ledwo znam.
- Cześć – powiedział siadając przede mną.
- Cześć.
- Co tu robisz? - Uniosłam brwi – sama?
- Siedzę i myślę.
- Nie spodziewałem się ciebie u mnie – powiedział nagle. Wydawał się być zakłopotany.
- Czemu? Bogate dzieciaki nigdy się nie fatygują? - Spytałam z sarkazmem i zrozumiałam, że to nie było miłe, więc dodałam – przepraszam. Miałam ciężki poranek.
Upiłam łyk kawy i uśmiechnęłam się.
- Chodź.
Powiedział i wyciągnął w moją stronę rękę. Zapłaciłam za kawę i poszłam z nim do samochodu. Nie wiedziałam gdzie jedziemy dopóki nie znaleźliśmy się na miejscu. Było to Wzgórze Clinton. Niewielki parking. Można tu było przyjechać na randkę czy coś. Fajne miejsce, byłam u tylko raz z Vici. Niesamowity widok, choć lepszy wieczorem, kiedy słońce zachodzi, a miasto budzi się do życia. Shane zaparkował przodem i wysiadł z auta. Też tak zrobiłam i razem usiedliśmy na masce.
- Często tu przyjeżdżasz? - Spytałam, a on wzruszył ramionami i się uśmiechnął. Zebrałam się na dowagę i spytałam – czemu tak rzadko się uśmiechasz?
Usiadł prosto, spojrzał na mnie, uśmiechnął się i odpowiedział:
- Uśmiecham się tylko wtedy, gdy mam powód.
- Więc jaki masz teraz?
Nic nie odpowiedział, tylko się zaśmiał, a ja do niego dołączyłam.
Siedzieliśmy kilka minut i wpatrywaliśmy się w miasto. Po chwili powiedział:
- Tata powiedział, że jesteś miłą osobą. Inną niż te wszystkie, które poznał do tej pory.
- A kogo poznał?
- Twoich rodziców, Victorię i paru innych – odpowiedział od razu i bez emocji w głosie.
- Mówił coś jeszcze? - Nie żeby mnie to obchodziło, ale fajnie jest wiedzieć.
- Był zaskoczony – uniosłam brwi – podziękowałaś mu.
Zaśmialiśmy się i spytałam:
- A twoja mama? - Shane nic nie odpowiedział, więc zrozumiałam, że coś jest nie tak. Dodałam szybko – przepraszam.
Znów na mnie spojrzał. Jego zielone, prawie szmaragdowe oczy przeszywały mnie na wylot, dostałam gęsiej skórki. W końcu powiedział:
- Nie znałem. Szczerze mówiąc, nie znałem swoich rodziców – odwrócił wzrok i znów patrzył na miasto – jestem adoptowany. Jeremy, mój tata, który jest singlem, adoptował mnie cztery lata temu. Wcześniej zawaliłem rok w szkole.
- Więc nie siedziałeś w więzieniu i nie jesteś kryminalistą.
Zaśmiał się i spytał poważnie:
- Skąd wiesz? - Spojrzałam na niego wielkimi oczami, a on dalej mówił – nie, nie jestem. Choć wielu tak sądzi. Tata jest mechanikiem, zna bogatych ludzi, bo często naprawiał im samochody.
Po krótkiej chwili milczenia dodał:
- Teraz twoja kolej.
- Na co? - Spytałam zdziwiona.
- Na opowiedzenie twojej historii.
- Jest jak większość – spojrzał na mnie wyczekująco, więc zaczęłam opowiadać – urodziłam i wychowałam głównie na pieniądzach. Mama z tatą ciągle gdzieś wyjeżdżali, zostawiając mnie z Connie. Dalej tak jest, tylko teraz sobie jakoś umiem poradzić. Myślą, że swoją nieobecność wynagrodzą mi prezentami, pieniędzmi czy telefonami. Kocham ich, ale są irytujący. Z tatą zawsze miałam lepszy kontakt niż z mamą, do tego pokłóciliśmy się dzisiaj rano.
- Ale nie jesteś jak większość. Może wychowałaś się na pieniądzach, ale nie są one dla ciebie najważniejszą wartością w życiu.
- No nie.
- O co się pokłóciliście? - Spytał po chwili.
- O ciebie – powiedziałam cicho, a on wybuchnął głośnym śmiechem.
Po chwili się uspokoił i zapytał:
- Poważnie? - Kiwnęłam głową, co wywołało u niego jeszcze większy śmiech.
Z wrażenia aż położył się na masce. Ja dalej siedziałam i patrzyłam na miasto, a na mojej twarzy widniał uśmiech.
Zsunął mi się lekko sweterek na ramieniu, ale go nie poprawiłam. Miło było czuć, jak wiatr muska moje ciało. Shane wreszcie usiadł i dotknął lekko mojego ramienia. Przeszły mnie ciarki, ale miał tak przyjemny dotyk, że chciałam więcej.
- Co to? Tatuaż? - Spytał.
Spojrzałam za siebie i wskazywał na moje znamię w kształcie skrzydeł przebitych mieczem.
- Znamię. Mam je od urodzenia, ale często o nim zapominam.
Odparłam i podciągnęłam sweterek.
- Czemu pokłóciliście się o mnie? - Spytał, kiedy jego twarz znajdowała się centymetry od mojej.
- Musimy teraz o tym rozmawiać?
Pokręcił głową i nagle mnie pocałował. Był to długi pocałunek, a jego usta smakowały... smakowały cudownie. Złapał mnie w talii, a ja swoją dłoń położyłam na jego policzku. Nagle nie wiem jak, leżeliśmy na masce i całowaliśmy się. W końcu oderwaliśmy się od siebie i Shane odezwał się pierwszy:
- Masz ładne oczy.
Zaśmiałam się i usłyszeliśmy samochód wjeżdżający na górę. Shane zeskoczył z maski, a ja za nim. Stanął przede mną, osłaniając mnie ręką. Samochód zatrzymał się kawałek od nas i wysiadło z niego dwóch facetów. Obaj ubrani na czarno, z długimi płaszczami. Mieli też czarne okulary i wyglądali jak faceci w czerni. Tylko straszniej.
- Oddaj nam dziewczynę – powiedział jeden z nich.
- Nie – odpowiedział z cwanym uśmieszkiem Shane.
Nagle piasek wkoło nich zaczął wirować i unosić się do góry. Shane wepchnął mnie do samochodu, sam przeskoczył przez maskę i po chwili odjeżdżaliśmy. Faceci w czerni nie byli nam jednak dłużni. Doganiali nas i zaczęli strzelać.
- Schowaj głowę – powiedział do mnie Shane, a kiedy nie posłuchałam, krzyknął – schyl się!
Osunęłam się na siedzeniu i zamknęłam oczy. Czułam tylko jak rzuca autem, słyszałam strzały i czułam, kiedy chłopak przyspiesza. Nie wiedziałam co się działo i powoli popadałam w panikę. Niedobrze.
W końcu auto zatrzymało się i Shane zapytał:
- Nancy? Wszystko w porządku? Co ci jest?
Miałam mokre policzki i bolała mnie głowa. Musiałam się uspokoić, lecz nie wiedziałam jak.
- Mam atak paniki – wydusiłam wreszcie.
- Dobra. Oddychaj – powiedział – musisz oddychać. Wolno i głęboko. Już po wszystkim.
Zrobiłam jak kazał i poczułam, jak kładzie rękę na moim mieniu. Po chwili się uspokoiłam i otworzyłam oczy. Shane otarł moje mokre policzki i spytał:
- Lepiej?
- Co to było? - Spytałam.
Shane usiadł znów prosto i ruszył. Nie pytałam więcej, wiedziałam, że sam mi powie. W końcu, przecież musi...
Wjechał na mój podjazd. Odpięłam pas i zapytałam cicho:
- Wejdziesz?
- To chyba nie najlepszy moment. Muszę coś załatwić.
- Jasne – odparła i wysiadłam.
Weszłam do domu, było po ósmej. Rodzice siedzieli w salonie i oglądali telewizję. Nic się nie odezwali, ja także. Weszłam do kuchni i zapytałam Connie:
- Rodzice coś mówili?
- Nie. Są zdziwieni. A ty gdzie byłaś?
- Z Shane'm – odparłam ponuro.
- Hej, coś się stało? - Pokręciłam głową – to chyba nie jest dobra reakcja.
- Nie wiem.
- Dobrze całuje? - Spytała nagle.
- Connie! - Powiedziałam ze śmiechem i ruszyłam do wyjścia, lecz zanim wyszłam rzuciłam – bardzo.
Słyszałam jej śmiech jak wchodziłam do pokoju. Byłam tak zmęczona, że od razu zasnęłam. Lubiłam spać. Bardzo lubiłam spać.


kolejna część - poniedziałek

3 komentarze: