sobota, 28 grudnia 2013

Where is the end? koniec

Nie zauważyła mnie, ale byłem prawie pewien, że to mnie szuka. Dziewczyna widząc moje trzęsące się ręce spytała:
- Chcesz stad iść, prawda? - Kiwnąłem głową.
Wzięła mnie za rękę i poszliśmy w kierunku przeciwnym do cioci. Zeszliśmy na niższy poziom i wyszliśmy z molo.
- Dzięki – powiedziałem i oboje się rozeszliśmy.
Ruszyłem szybko do domu. Nie miałem pojęcia co ciocia robiła w mieście, ale pewnie miało to ze mną jakiś związek. Na progu minąłem się z tatą, który wychodził na nocną zmianę.
- Ze szkoły? - Spytał unosząc brwi.
Kiwnąłem głową, więc mnie przepuścił. Padłem na łóżko i powoli uspokajałem oddech. Udało mi się. Włączyłem laptopa i sprawdziłem pocztę oraz fora internetowe. Po około dwudziestu minutach usłyszałem pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć i w progu zobaczyłem ciocię. Wpuściłem ją do środka i już na wejściu zaczęła mi prawić kazanie:
- Gdzie dziś byłeś?
- W szkole.
- Byłeś dziś na molo? - Kiedy nie odpowiedziałem, krzyknęła – pytam się!
- A od kiedy obchodzi cię to co robię?
Stanęła jak wryta. Trzasnęła drzwiami, które wciąż były otwarte i mówiła dalej:
- Naprawdę chcesz by tacie się pogorszyło? Chcesz go doprowadzić do takiego samego stanu jak matkę?
-Tacie się pogorszyło? - Powtórzyłem jej słowa z niesmakiem – a co ze mną? Czy ktoś w tym domu myśli o mnie? Wszyscy tylko obwiniają mnie o ucieczkę mamy.
- Nieprawda... - zaczęła zaprzeczać, lecz jej przerwałem.
- Prawda! Przed chwilą sama to powiedziałaś!
Odwróciłem się i chciałem iść do pokoju, kiedy usłyszałem jej słowa:
- Bądź lepszy dla ojca.
Po czym wyszła. Wpadłem do swojego pokoju i najmocniej jak umiałem trzasnąłem drzwiami. Chciałem by ta złość minęła. Chciałem ją przenieść na coś innego. Zrzuciłem z biurka wszystkie rzeczy na podłogę, w dodatku rozbiłem szklankę. Wyciągnąłem, albo raczej wyrzuciłem spod łóżka blaszane pudełko i podciągnąłem rękaw. Lecz w tym momencie nawet to nie pomogło. Oparłem się o łóżko i zamknąłem oczy. W tym momencie bardzo nienawidziłem ciotki. Wróciłem do chwili, kiedy zostawiłem tatę na krawędzi dachu. Wymieniłem go na ciocię i teraz patrzyłem, bardzo realnie jak się boi. Nie może zrobić kroku, złapać równowagi. Jest bezsilna i bezradna, jak ja podczas każdej rozmowy z nią. Zawsze mnie obwinia o ucieczkę mojej mamy, a jej siostry. Zawsze broni tatę, on jest święty, a ja jestem jak wrzód na dupie. Złość zaczęła mijać. Otworzyłem wolno oczy i położyłem się na łóżku. Nie sprzątnąłem bałaganu, który narobiłem. Kawałki szkła dalej walały się po podłodze, zeszyty i kilka długopisów z biurka poleciało pod drzwi, a moje blaszane pudełko stało otwarte. Zamknąłem je i schowałem pod łóżkiem, by nikt go nie znalazł i nie odebrał mi. Wróciłem z powrotem pod kołdrę i zasnąłem.
Obudziłem się o jedenastej. Poszedłem do kuchni by coś zjeść, później się wykąpać, aż wróciłem do łóżka.
Przez kilka dni chodziłem nieobecny. Problemy z ojcem się pogłębiały jak moje rany na ręce. Mój siniak z oka zaczął schodzić i nie został po nim ślad, tak jak po rozwalonej wardze. Cioci także nie widziałem od naszego ostatniego spotkania. W moim umyśle na krawędzi dachu stał wciąż ojciec. Wszystko zaczynało się pogarszać. W dodatku nie widziałem czerwonowłosej dziewczyny od miesiąca. Nie przychodziła na molo, nie dawała znaku życia. Zaczynałem się martwić, że zrobiła coś... coś głupiego, albo po prostu odeszła. Nadeszła zimna. Udałem się wieczorem na molo. Lubiłem zimą tam przesiadywać. Nie czułem zimna, mrozu, czułem tylko wewnętrzne ciepło od przepięknego widoku.
Rozmyślałem, gdzie może przebywać czerwonowłosa dziewczyna, kiedy usiadła obok. Była ubrana w czarny płaszczyk do kolan, biały szalik, a włosy splatała w prostego warkocza. Nie miała czapki, ale nie wyczułem, żeby było jej zimno.
- Nie było cię – zacząłem.
- Dużo myślałam... nad odejściem – spojrzała na mnie. Miała podpuchnięte oczy – nie potrafię dłużej wytrzymać, ale nie potrafiłam odejść bez pożegnania.
- Nie musisz się żegnać – zaczęłam, nie bardzo wiedząc co powiedzieć – nie musisz odchodzić.
- Jest zbyt źle, by to przetrwać – znów skierowała wzrok na zamarznięte morze.
Zaczął sypać śnieg. Mógłbym cieszyć się z tej chwili, gdyż lubię śnieg, w dodatku wróciła czerwonowłosa dziewczyna. Ale się nie cieszyłem.
- Pomogę ci. Razem damy radę.
- Pomagałeś mi cały czas. Odkąd cię spotkałam trzymałeś mnie przy życiu, ale ja już dłużej tak nie mogę
- Nie możesz tak... nie możesz tak po prostu odejść.
- I nie odchodzę. Nie tak po prostu. Długo myślałam i podjęłam decyzje. Mam do ciebie jednak jedną prośbę.
- Co tylko chcesz.
- Chciałabym posiedzieć z tobą w ciszy. Tutaj.
Uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem uśmiech. Usiedliśmy przodem do morza i patrzyliśmy. Siedzieliśmy w milczeniu, w pewnym momencie dziewczyna oparła głowę o moje ramię. Nie miałem odwagi, by ją otoczyć ramieniem, bałem się, że w każdej chwili zniknie. Tak się miało stać niedługo. Starałem się zapamiętać wszystkie dobre chwile z nią związane. Nie chciałem by odeszła, ale taka była jej decyzja i wiem, że nic nie wpłynie na jej zmianę. Bałem się tego cholernie. Kolejnej straty, nie wiedziałem czy sobie poradzę. Może gdybym zaczął wcześniej jej pomagać, nie doszłoby do tego. Przez resztę życia będę się o to obwiniać.
Wstała. Wstałem razem z nią. Zaczęło się robić bardzo ciemno, nawet nie wiem ile tak siedzieliśmy.
- Nie odchodź, proszę – spojrzała na mnie, po jej policzku leciała łza. Zbliżyliśmy się tak, że teraz staliśmy bardzo blisko – potrzebuję cię.
Czułem, że zaraz sam się rozpłacze. Ona tylko cicho się zaśmiała i powiedziała:
- Nie będziesz sam. Nigdy cię nie opuszczę. Proszę abyś dalej żył, a ja będę się do ciebie uśmiechać z góry. Będę cię chronić. Zawsze będę przy tobie.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć złożyła na moich ustach najdelikatniejszy i najsmutniejszy pocałunek.
- Wiktoria. Tak mam na imię. I tym razem przegrałam.
Odeszła z uśmiechem na ustach. Patrzyłem jak znika w ciemnościach. Dopiero po pięciu minutach byłem zdolny powłóczyć się do domu.
Kilka dni minęło zanim doszedłem do siebie. Nie w pełni, ale podnosiły mnie na duchu jej ostanie słowa. Ze zawsze będzie przy mnie. Teraz wiem, że następnym razem jak spotkam kogoś takiego, zrobię wszystko co się da by pomóc.



Koniec :) Co myślicie o całym (krótkim) opowiadaniu? Napiszcie w komentarzach :)
Ps. Zapomniałam podziękować osobie, która mnie do tego zainspirowała oraz opowiedziała swoją historię. W tym opowiadaniu 50% życia chłopaka jest prawdziwe. 

czwartek, 26 grudnia 2013

Where is the end? część 3

Zacząłem zastanawiać się czy tata kiedykolwiek był inny. Po ucieczce mamy musiał zmienić pracę, byśmy spokojnie zmienili mieszkanie. Bez żadnych wezwań do spłaty, a może też bez wspomnień. Trochę trwało zanim dostał coś porządnego, coś co mu podpasowało. Czasami zajmowała się mną ciocia, która też teraz stała się inną kobietą. Ogólnie tata zatrudniał niańki. Możecie sobie wyobrazić. Często osiemnastoletnie i starsze dziewczyny 'pilnowały mnie'. Siedziały przed telewizorem, od czasu do czasu zachodziły do mojego pokoju sprawdzić czy jeszcze żyję i dostawały za to kasę. Tata nie miał pojęcia co się dzieje. Zawsze był ślepy na to co ma przed oczami. Na rodzinę zwłaszcza. Zawsze liczyła się tylko praca. Może dlatego mama uciekła? Niestety podejrzewam, ze tego nigdy się nie dowiem.

Myślę jeszcze, że zrobiłem wysad czerwonowłosej dziewczynie i, że jutro będę ją musiał przeprosić. Próbowałem zasnąć, ale nie mogłem. Całą noc i wierciłem się w łóżku. Wstałem i poszedłem zobaczyć czy tata śpi. Chciałem się wykraść na molo, lecz kiedy zobaczyłem go salonie z kolegą i w dodatku pili, postanowiłem cicho wrócić do łóżka. Dwie godziny przed budzikiem zasnąłem. Wstałem, ubrałem się i wyszedłem do szkoły. Moje limo pod okiem nabrało nowego koloru, w dodatku doszło rozcięcie na wardze. Wiedziałem, że ten dzień będzie ciężki. Ludzie patrzyli na mnie krzywo, kilku chłopaków zaczęło mi dokuczać, nie mogłem się skupić na lekcjach. Chciałem stamtąd wyjść, uciec i biec jak najdalej. Nadeszła ostatnia lekcja, która została odwołana. Uznałem, że tata się o tym nie dowie, więc poszedłem na molo. Nie chciałem znów go denerwować, lubiłem swoją twarz. Usiadłem na ławce na środku mola. Patrzyłem na morze, kiedy widok zasłoniło mi kilku chłopków z mojej klasy. Ci sami, którzy cały dzień mi dziś dokuczali.
- Tatuś wie, że tu jesteś? - Zaczął jeden. Nie da się ukryć, że moją historie kiedyś wyjawili moi przyjaciele. Dlatego przestałem ufać ludziom.
- Może powinieneś wracać do domku, by znowu cię nie pobił? - Powiedział drugi, a reszta wybuchła śmiechem.
- Hej – usłyszeliśmy czyjś głos. Ja go znałem, a oni na widok dziewczyny zaniemówili – spadajcie stąd.
- Hej mała, nie wolisz pobujać się z nami? - Zapytał trzeci z chłopaków.
- Nie lubię dupków – odparła spokojnie czerwonowłosa dziewczyna.
- On jest świrem, nie trać na niego czasu.
- Lubię świrów – stali zaszokowanie. Nie wiedzieli czy dalej o nią walczyć, czy się poddać – spadajcie stąd.
Zrobili jak powiedziała, po czym usiadła obok mnie. Usiadła bokiem, zarzuciła nogę na nogę, wsparła się na łokciu i patrzyła na mnie z tym pięknym uśmiechem.
- Nie było cię wczoraj – zaczęła.
- Przepraszam. Miałem małą kłótnię z tatą.
- Małą? - Spytała dotykając lekko moich warg palcami. Mógłbym uzależnić się od jej dotyku – powinieneś coś tym zrobić. Tak nie można żyć.
Uśmiechnąłem się blado. Nie chciałem jej odpowiadać, ale nie dlatego, że nie znałem odpowiedzi. Właśnie dlatego, że ją znałem, ale sam przed sobą nie chciałem się przyznać do takiej słabości. Zamiast tego powiedziałem:
- Dzięki... za to – uniosła lekko ku górze kąciki ust. Postanowiłem więc zapytać – jak masz na imię?
W odpowiedzi usłyszałem szczery śmiech. Śmiała się. Ale nie ze mnie. Po chwili dołączyłem do niej i oboje się śmialiśmy.
- Zastanawiałam się kiedy spytasz. Nie lubię swojego imienia. Zresztą nikt go nie używa.
- Jak to?
Wzruszyła ramionami.
- A twoje? - Spytała.
- Kuba.
- Kiedyś powiem ci swoje. A teraz chciałabym ci coś pokazać – spojrzałem na nią zdziwiony – moją technikę.
Wciąż nie pojmowałem o czym mówi, lecz po chwili do mnie dotarło. Chodziło jej o technikę zapomnienia.
- Jak bardzo nienawidzisz swojego ojca?
- Bardzo.
- Więc zamknij oczy – zrobiłem tak – i teraz wyobraź sobie jak cierpi – otworzyłem oczy i spojrzałem na nią – no dalej. Zaufaj mi. Nie ucieknę ani ni dźgnę cię nożem. - Postanowiłem jej zaufać. Zamknąłem oczy – wyobraź sobie.
Nie wiedziałem od czego zacząć. Tata zawsze bał się jednej rzeczy, tego że mama go zostawi i będzie się musiał mną sam opiekować. Nie znałem go, nie znałem jego lęków. Postawiłem go więc na dachu budynku. Na skaju krawędzi. Patrzyłem jak spogląda w dół i nie może się cofnąć, ani zrobić kroku naprzód. Znałem ten ból, jest najgorszy. Kiedy stoisz na krawędzi i nie wiesz co zrobić. Serce ci łomocze, twój oddech staje się krótki i urywany. Przeżyłem to, ale się cofnąłem. On nie może tego zrobić. Czułem jego strach, słyszałem jego przyspieszone bicie serca. Nienawiść do niego powoli mijała, czułem się lżejszy. Bez tej nienawiści, chociażby odrobiny. Zostawiłem go na dachu i otworzyłem oczy. Spojrzałem na czerwonowłosą dziewczynę. Patrzyła na może i uśmiechała się. Ludzie mijali nas, niektórzy obojętni, inni spoglądali na nas jak na wariatów.
- I jak? - Spytała nie patrząc na mnie.
- Trochę lepiej.
- U mnie zawsze działa. Jeśli ci to pomaga rób to częściej.
Zobaczyłem, że w naszym kierunku idzie moja ciocia. Ta sama, którą kiedyś kochałem bezgranicznie, lecz to się zmieniło, kiedy zmieniła się ona. Znalazła sobie faceta, przeprowadziła się do innego miasta i urwała ze mną kontakt. 




 Kolejna część w sobotę :)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Where is the end? część 2

Wróciłem do domu po dziesiątej. Według taty, dawno powinienem być w swoim pokoju. Natknąłem się na niego i powstała awantura. Zaczął na mnie krzyczeć, wyzywać. Wiedziałem, że wcześniej coś wypił. Uderzył mnie w twarz i wepchnął do mojego pokoju zatrzaskując drzwi. Usiadłem na skaju łózka i dotknęłam twarzy. Wiedziałem, że jutro powstanie siniak. Podbite oko. Czułem pulsowanie w prawej skroni. Chciałem płakać, ale musiałem być silny. Wiedziałem jak sobie z tym poradzić. Usiadłem na podłodze i spod łóżka wyciągnąłem blaszane pudełko. Otworzyłem je, wyjąłem zdjęcia i inne drobiazgi, po czym otworzyłem kolejne pudełeczko. Wyjąłem z niego żyletkę i bez zastanowienia podciągnąłem rękaw.
Obudziłem się następnego dnia po siódmej. Ból po uderzeniu taty był nie do zniesienia. Poszedłem do łazienki i kiedy zobaczyłem swoje odbicie... Nawilżyłem ręcznik i przyłożyłem do oka. Potem obmyłem twarz i starłem zaschniętą krew z ręki. Wróciłem do pokoju, ubrałem się, chwyciłem plecak i wyszedłem. Nie poszedłem jednak do szkoły. Może nie był to najlepszy pomysł, zwłaszcza po wczorajszej kłótni z tatą, ale miałem to gdzieś. Udałem się na molo, znalazłem moje ulubione miejsce na niższym poziomie i usiadłem. Zamknąłem oczy i słuchałem ciszy.
- Nie powinieneś być w szkole? - Usłyszałem i zobaczyłem, że obok siada czerwonowłosa dziewczyna.
- Skąd wiedziałaś, że tu jestem? - Wzruszyła ramionami, a ja odpowiedziałem na jej pytanie – nie miałem ochoty iść do szkoły.
- Rozumiem. I to pewnie ma coś wspólnego z tym podbitym okiem? - Spojrzała na mnie uważnie, więc odwróciłem głowę – co się stało?
Nie wiem dlaczego powiedziałem jej. Nie mogłem przestać mówić. Poznała historię moją i mojego taty. To jak zaczął mnie bić, gdy dwa lata temu zacząłem się buntować. Oraz to jak się zmienił po odejściu mamy. Pominąłem parę szczegółów, zwłaszcza mój nadgarstek, lecz ona to wiedziała.
- Wiesz, że to nie jest rozwiązanie – wskazała na moją rękę. Delikatnie wsunęła palce pod rękaw, dotknęła blizn i świeżych ran. Nie ruszyłem się, wstrzymałem nawet oddech. Jej dotyk był...kojący. Zabrała palce i wtedy spytałem:
- A jaka jest twoja historia?
- Niewarta uwagi – odparła z uśmiechem i odpaliła papierosa. Wciąż jej się przyglądałem, więc spytała – przeszkadza ci to, że palę?
- Bardziej się martwię, niż mi to przeszkadza.
Uśmiechnęła się i wrzuciła papierosa do morza. Spojrzała a mnie, wstała, po czym wyciągnęła dłoń w moją stronę i rzekła:
- Chodź. Pójdziemy na gorąca czekoladę.
Chwyciłem plecak i jej dłoń, i udaliśmy się do miasta.

Poszliśmy do Starbucksa i oboje zamówiliśmy gorące czekolady. Usiedliśmy przodem do okna i w milczeniu piliśmy napoje.
- Tęsknisz za mamą? - Spytała nagle nie patrząc na mnie.
- Nie wiem. Może trochę.
- Dlaczego?
- By pamiętać? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- O czym? - Dopytywała dalej, lecz ja nie potrafiłem udzielić jej odpowiedzi – przez pierwsze dwa lata jak tata nas zostawił też tęskniłam. Później dotarło do mnie, że nie warto. Raniłam siebie i innych. Chciałam pamiętać, ale jednocześnie zapomnieć. Uznałam więc, że nie jest wart mojej pamięci. Ty też tak powinieneś zrobić.
- Nie wiem czy potrafię. Czasami mi się to śni. Nie mogę pogodzić się z tą myślą, że od jej odejścia wszystko się schrzaniło.
- Więc ją o to obwiniasz.
- Nie – odparłem odruchowo, lecz zaraz dodałem – może. Może to jej wina, ale nie tylko jej. Rozumiesz?
- Chyba tak.
- A tobie jak się udało? - Spytałem po chwili, lecz ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem – zapomnieć.
-Chcesz poznać moją technikę? - Kiwnąłem głową – nie dziś.
Uśmiechnęła się. Nie do końca rozumiałem o co jej chodzi, lecz pozwoliłem jej trzymać mnie w niepewności. Coś w głębi duszy pragnęło tego, a coś innego po postu chciało trzymać ją ciągle blisko. Nie pozwalając jej nigdy odejść.
Dopiliśmy czekolady i wyszliśmy na mroźne powietrze. Dochodziła dwunasta. Postanowiliśmy pójść na spacer po plaży. Najwidoczniej oboje lubiliśmy morze, ponieważ czuliśmy się tutaj wolni jak ono. Chodziliśmy w ciszy. Od czasu do czasu o coś ją zapytałem, a ona albo odpowiedziała, albo zadała swoje pytanie. W pewnym momencie wyciągnęła papierosa, popatrzyła na mnie, później na niego, po czym schowała go z powrotem do kieszeni. Uśmiechnąłem się lekko, ponieważ przyszło mi na myśl, że jestem dla kogoś ważny. Przynajmniej moje zdanie jest. Dochodziła trzecia. O tej godzinie zazwyczaj kończę lekcje, więc powiedziałem:
- Powinienem wrócić do domu, żeby tata...
- Rozumiem – przewała mi kładąc rękę na ramieniu – spotkamy się później. Do zobaczenia.
Po czym ruszyła przed siebie. Nie odwróciła się, nie zapaliła papierosa. Po prostu szła. A mi na twarzy pojawiał się uśmiech.

Kiedy siedziałem w swoim pokoju wszedł tata. Bez ważnej sprawy nie przekraczał tego progu, więc uznałem, że znowu zrobiłem coś źle. Usiadłem prosto na łóżku.
- Czemu nie było cię dzisiaj w szkole? - Cholera. Schowałem głowę w rękach, wiedziałem, że znowu mnie uderzy – zadałem ci pytanie.
- Źle się czułem – odparłem cicho z głową wciąż schowaną w rękach.
- Myślałem, że masz się poprawić w szkole? - Chciałem coś powiedzieć, lecz nie pozwolił mi dojść do słowa – masz chodzić do szkoły i się uczyć, by potem nie skończyć tak jak matka! - Wrzasnął – jeśli dostanę jeszcze jakiś telefon ze szkoły, to będzie z tobą źle! A z domu wychodzisz tylko do szkoły i z powrotem!
Po czym podszedł do mnie i po raz kolejny uderzył w twarz. Wyszedł trzaskając drzwiami, a ja skuliłem się na łóżku. Chciałem by to się skończyło, albo by cierpiał tak jak ja przez wszystkie lata z nim. Od ucieczki mamy nigdy nie zachował się jak prawdziwy tata. Teraz wiem, że to co mówi się nam, gdy jesteśmy dziećmi, że ojcowie to superbohaterowie – to tylko kłamstwa. Okrutne.
Schowałem się pod kołdrą i nie chciałem stamtąd wychodzić. Nie miałem nawet ochoty iść na molo, choć wiem, że obecność czerwonowłosej dziewczyny poprawiłaby mi humor. Muszę się w końcu zapytać jej o imię.



Kolejna część w czwartek, z racji iż są święta i pewnie będę miała mało czasu na pisanie :)
 A skoro o tym mowa:
ŻYCZĘ WSZYSTKICH WESOŁYCH ŚWIĄT! <3
ja zawsze tak skromnie, ale pochwalę się z wami piękną choinką z Belina :) byłam, widziałam, cudowna




sobota, 21 grudnia 2013

Where is the end? część 1

Kolejny dzień nowej szkoły. Liceum, pierwsza klasa, wszystko to jakaś bzdura. Jeszcze gorzej niż w gimnazjum. Nawet nie wiem, kiedy te dni tak szybko zleciały. Chciałbym dotrwać końca, albo żeby koniec nastąpił jak najszybciej. Idąc korytarzem, dzień po dniu zastanawiam się co oni wszyscy myślą. Moje życie to jedno wielkie gówno, a ich problem są niczym w porównaniu z moimi. Idą swobodnie, nie myśląc, nie patrząc na nic dookoła. Są ślepi. Nienawidzę wszystkiego co mam, z chęcią zamieniłbym się z każdym. Nawet z psem. Większość psów ma łatwiejsze życie niż ja. Bez obcego człowieka, który jest ich ojcem i bez obcej kobiety, którą uważałeś kiedyś za matkę. Mają coś czego ja nie mam. Mają nadzieję. Boże, jak nienawidzę wszystkiego i wszystkich!
Poszedłem na lekcje. Jak zawsze usiadłem z tyły. Słuchałem co mówi nauczyciel, rozglądałem się po klasie próbując odgadnąć co myślą. Znowu. Lubię siedzieć i zgadywać co chodzi im po głowach. Żyję jak każdy człowiek. Chodzę, śpię, jem, uczę się. Z pierwszego punktu widzenia jestem normalny. O ile normalność jest pojęciem względnym. Lecz jeśli ktoś wejrzy we mnie głębiej, zobaczy chłopaka z problemami, których nie powstydziliby się nawet bohaterowi Piły. Może kiedyś myślałem o śmierci, samobójstwie, lecz nie mam tak mocnego punktu by to zrobić. Podciąć żyły, skoczyć z dachu czy powiesić się.
Chcecie poznać moją historię? To nie płaczcie i nie litujcie się nad biednym dzieckiem. Nauczyłem się radzić sobie, po części. Tylko czasem przechodząc koło ludzi, pomyślcie co oni mają w głowach. Może uda wam się kogoś uratować.

Patrzę na swoje stare mieszkanie. Wiem, że śnię. Kolejny raz mam ten sam koszmar. Chcę się obudzić, ale jednocześnie chcę przeżyć to jeszcze raz. By pamiętać. Pamiętać czego się boję i przed czym uciekam. Oraz przez co stałem się takim, a nie innym człowiekiem. Mam osiem lat. Siedzę w pokoju i oglądam telewizję. Bajka dla dzieci. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co ma mnie spotkać. Słyszę jakiś huk. Idę do salonu i kuchni, lecz to nie stamtąd dochodził dźwięk. Idę więc do sypialni rodziców i widzę mamę. Pakuje do walizki ciuchy. Dostrzega mnie. Nic nie mówi, tylko się uśmiecha niepewnie.
- Co robisz mamo? - Słyszę swój cichy głos.
- Pakuję się.
- Ale dlaczego?
- Nie zrozumiesz. Ale...wrócę – dodaje niepewnie i kontynuuje pakowanie.
Stoję w drzwiach i widzę jak pakuje wszystko. Ubrania, pieniądze, kilka drobiazgów. Rusza do drzwi, a ja drepczę jej po piętach. Zakłada buty, kurtkę i patrzy na mnie
- Czy to przez Samantę? - Pytam – czy chodzi o jej wesele?
- Nie Kuba, tu nie chodzi o nią. Chodzi o mnie – całuje mnie w czoło i dodaje – wrócę.
Patrzę jeszcze jak zamyka drzwi, słyszę przekręcanie klucza i przez okno widzę jak wsiada do taksówki. Odeszła. Znowu.

Obudziłem się, gwałtownie siadając na łóżku. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem szóstą trzydzieści. O ósmej zaczynała się pierwsza lekcja. Przetarłem oczy i poszedłem do łazienki. W mieszkaniu było cicho, wszyscy jeszcze spali. Obmyłem twarz zimną wodą i spojrzałem w swoje odbicie w lustrze. Podkrążone zielone oczy i brązowe włosy były w nieładzie, jak zawsze zresztą. Wróciłem do pokoju i usiadłem na łóżku. Każdy dzień był taki sam. Wstawałem ze złym humorem i nastawieniem. Ciężko naprawić ludzi takich jak ja. Nie chcę wracać do mojego snu, albo raczej koszmaru. Pojawia się co jakiś czas, by zepsuć to co zacząłem sobie układać. Pamiętam wszystko tamtego dnia. To jak mama uciekła, jak zadzwoniłem do taty, jego późniejszą kłótnię z ciocią i to jak ciocia tuliła mnie do snu. Teraz jest inaczej. Jest gorzej. Ludzie się zmienili. Czas zmienił nas wszystkich.

Wszedłem do szkoły i udałem się na pierwszą nudną lekcję. Polski. Siadłem w pierwszej ławce i z resztą klasy czekałem na nauczyciela. Spoko facet, choć jak ma zły dzień, jest wkurzający. I oto jest. Ubrany jak hipis, z wieczną teczką pod pachą.
- Dzień dobry uczniowie – odpowiedziało mu kilka pomruków – no tak, ciężki poranek. Jak każdy.
Nie słuchałem go dalej. Po raz kolejny się wyłączyłem. I to nie tylko dlatego, że nie lubiłem nauczyciela czy lekcji. Po prostu coś innego siedzi mi w głowie. Siedziałem tak i wpatrywałem się w zeszyt, aż ktoś mnie szturchnął:
- Kuba? - Spytał nauczyciel – wszystko w porządku? Jesteś jakiś nieobecny.
- Tak, tylko – rozejrzałem się po klasie – zamyśliłem się. Przepraszam.
Uśmiechnąłem się blado i przepisałem notatki z tablicy, próbując zignorować szepty `dziwak`.
I właśnie tak mijał każdy mój dzień. Unikałem ludzi, starałem się ignorować głupie komentarze i snułem się po korytarzach jak duch. Nieobecny. Niezauważalny. Ignorowany. Po lekcjach udałem się na sopockie molo. Jedno z najdłuższych w Polce i dla mnie najpiękniejszych. Jestem sentymentalistą. Oczywiście nic za darmo. Jednak jak się mieszka tu szesnaście lat, to wszystko jest możliwe. Udało mi się oszukać ludzi, którzy pobierają pieniądze za wejście i zacząłem spacerować. Lubiłem to miejsce. Czułem się tutaj spokojny. Mogłem posiedzieć, popatrzeć, pomyśleć. Jednak najczęściej nie robiłem nic. Najpiękniej jest tu nocą, zwłaszcza zimą. Przychodziłem tutaj codziennie, może ze względu na to, że tu czułem się normalny.
Wróciłem do domu i po cichu poszedłem do swojego pokoju. Włożyłem słuchawki w uszy i położyłem się na łóżku. Nie miałem dziś siły na nic. Postanowiłem odrobić lekcje, po czym włączyłem laptopa. Sprawdziłem Facebooka i wylogowałem się. Włączyłem tumblara i zacząłem przeglądać zaległe posty. Kiedy sprawdziłem wszystko, włączyłem film i pod koniec zasnąłem.
Obudziłem się następnego dnia. Zamknąłem laptopa i poszedłem wziąć prysznic. Czułem, że dzisiejszy dzień też nie będzie należał do najlepszych. Ostatnio wszystko zaczynało się psuć. Ubrałem spodnie i bluzę i wyszedłem do szkoły. Kolejny dzień nie uważałem na lekcjach, zamyślałem się. Wiedziałem, że muszę przestać to robić, ponieważ znowu będę zmuszony pójść do psychologa. Nie chciałem. Nie lubiłem dzielić się z nikim moimi uczuciami. No i mam nie najlepsze wspomnienia jeśli chodzi o tego typu lekarzy.

Dwa lata temu chodziłem do psychologa. Lecz nie pomagał mi za dużo. Czułem się gorzej wyjawiając mu moje najskrytsze i najgorsze myśli. Uważałem, że psycholog mi nie pomaga. Tylko siedział, słuchał i robił notatki. Czułem się ignorowany. Nie interesował się mną zbytnio, liczył się pieniądze jakie mój tata płacił. Lecz mojego taty też nie obchodziło to, że nic mi to nie daje. Więc zbuntowałem się i przestałem chodzić na sesje. Nie sadziłem, że to tylko pogorszy sprawę. Wylądowałem w psychiatryku. Tam wcale nie było lepiej, ale nie chcę się zagłębiać w szczegóły. Wypuścili mnie po tygodniu, przepisując kolorowe tabletki na uspokojenie. Oczywiście ich też nie brałem

Wróciłem do domu i zaczęły się kłopoty.
- Kuba! - Zawołał z kuchni tata. Wiedziałem, że lepiej się nie stawiać. Tak czy inaczej nie skończy się to dobrze.
- Tak? - Spytałem przekraczając próg.
- Dzwonił twój wychowawca. Powiedział mi, że śpisz na lekcjach.
- Co? To nieprawda.
- Nie uważasz na lekcjach. Może znowu zapiszę cię do psychologa
- Nic się nie dzieje.
- Więc to się nie powtórzy? - Pokiwałem głową - mam nadzieję.
Odwróciłem się i poszedłem do pokoju. Nie mogłem usiedzieć w miejscu, wiec po cichu wymknąłem się z domu i poszedłem na molo. Siadłem na samym końcu, z dala od ludzi. Rozmowa z tatą poszła zaskakująco dobrze. Nasza pierwsza rozmowa na temat mojego zbuntowanego zachowania zakończyła się moją złamaną ręką. Pociągnęło to za sobą długie rękawy i blizny na rękach. To wtedy pękłem z trzymaniem emocji na wodzy i przestałem się starać to pokonać. W pewnym momencie obok mnie ktoś usiadł. Spojrzałem w bok i ujrzałem piękną dziewczynę. Czerwone fale sięgały jej do pasa. Była ubrana w czarną sukienkę i ciężkie buty, mimo że pogoda nie była dziś słoneczna. Odwróciła głowę w moja stronę i zobaczyłem najsmutniejsze brązowe oczy w życiu. Po chwili znów patrzyła przed siebie i wyciągnęła papierosa. Odpaliła, zaciągnęła się i spytała:
- Palisz?
Miała ładny głos. Jedyna odpowiedź na jaką było mnie stać, to pytanie:
- Nie jest ci zimno?
Zaśmiała się delikatnie i wstała.
- Jesteś pierwszą osobą, którą to obchodzi.
Uśmiechnęła się lekko nie patrząc na mnie i odeszła. Odwróciłem głowę by odprowadzić ją wzrokiem, lecz jej nie zobaczyłem. Było to dziwne i zaskakujące.
Siedziałem na molo jeszcze dwie godziny i wróciłem do domu. Po cichu udałem się do swojego pokoju. Wyszedłem do łazienki się wykąpać i poszedłem spać.

Następnego dnia w szkole starałem się uważać. Nie zamyślałem się na lekcjach choć było to trudne. Następnie wracałem do domu i zamykałem się w swoim pokoju. Taty jak i siostry to nie obchodziło. Nie interesowało ich to co robię, byle bym nie sprawiał kłopotów. Codziennie też chodziłem nad molo. Stało się to moją tradycją. Może po cichu też liczyłem na kolejne spotkanie z czerwonowłosą dziewczyną. Zachowywałem się tak przez dwa miesiące. Ktoś kto mnie nie znał, mógł uznać moje zachowanie za dziwne. A ci co mnie znali – nie obchodziło ich to.
Pewnego listopadowego wieczoru, kiedy było mało ludzi usiadłem na deskach mola na końcu i oparłam się na barierkach. Znajdowałem się na niższym poziomie. Zamknąłem oczy i poczułem obok czyjąś obecność. Nie musiałem widzieć by wiedzieć, że to ona. Żadne z nas się nie odezwało. Słyszałem jak zapala zapałkę i pewnie zaciąga się papierosem.
- Palenie zabija – powiedziałem.
- Kiedyś wszyscy umrzemy. I to nie papierosy mnie zabiją.
Odparła smutno. Spojrzałem na nią, a jej wzrok błądził po ciemnym morzu. Nie miałem odwagi się odezwać, więc wróciłem do poprzedniej pozycji. Miło było czuć morską bryzę na twarz i świadomość, że obok siedzi ktoś. Ktoś, kto prawdopodobnie jest podobny do ciebie. Wiec oboje siedzieliśmy w milczeniu. I to było przyjemne.
Spotykaliśmy się codziennie. Nie ustaliliśmy ani miejsca, ani czasu. Po prostu, kiedy siedziałem na deskach, ławce czy nawet stałem, pojawiała się ona. Siadała lub stała obok mnie i paliła papierosa. Nic nie mówiliśmy. Żadnego 'cześć, co słychać?', ani 'ładna pogoda dziś'. Nie musieliśmy się odzywać, cisza w tym przypadku była przyjemna. A nawet nie była krępująca. Tak samo się żegnaliśmy. Ona wstawała i odchodziła lekko muskając moje ramię palcami. Ja czekałem jeszcze pięć minut, po cym także wracałem. Starałem się nie natknąć na tatę, ponieważ mogło się to skończyć źle. I na początku grudnia tak się stało.


No to zaczynamy :) Kolejna część w poniedziałek :)
Jeśli źle się czyta przez ten format to przepraszam, ale wciąż szukam sposobu by to poprawić : )

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Where is the end? - ZAPOWIEDŹ!

Dawno nic tu nie było, więc wracam :) Jednak na razie wrzucam zapowiedź nowego opowiadania i z gór informuję NIE WIEM KIEDY PIERWSZA CZĘŚĆ :) Mam nadzieję, że napędzę wam `smaczka` :) Trzymajcie się : *




Kolejny dzień nowej szkoły. Liceum, pierwsza klasa, wszystko to jakaś bzdura. Jeszcze gorzej niż w gimnazjum. Nawet nie wiem, kiedy te dni tak szybko zleciały. Chciałbym dotrwać końca, albo żeby koniec nastąpił jak najszybciej. Idąc korytarzem, dzień po dniu zastanawiam się co oni wszyscy myślą. Moje życie to jedno wielkie gówno, a ich problem są niczym w porównaniu z moimi. Idą, swobodnie, nie myśląc, nie patrząc na nic dookoła. Są ślepi. Nienawidzę wszystkiego co mam, z chęcią zamieniłbym się z każdym. Nawet z psem. Większość psów ma łatwiejsze życie niż ja. Bez obcego człowieka, który jest ich ojcem i bez obcej kobiety, którą uważałeś kiedyś za matkę. Mają coś czego ja nie mam. Mają nadzieję. Boże, jak nienawidzę wszystkiego i wszystkich!

Poszedłem na lekcje. Jak zawsze usiadłem z tyły. Słuchałem co mówi nauczyciel, rozglądałem się po klasie i próbując odgadnąć co myślą. Znowu. Lubię siedzieć i zgadywać co chodzi im po głowach. Żyję jak każdy człowiek. Chodzę, śpię, jem, uczę się. Z pierwszego punktu widzenia jestem normalny. O ile normalność jest pojęciem względnym. Lecz jeśli ktoś wejrzy we mnie głębiej, zobaczy chłopaka z problemami, których nie powstydziliby się nawet bohaterowi Piły. Może kiedyś myślałem o śmierci, samobójstwie, lecz nie mam tak mocnego punktu by to zrobić. Podciąć żyły, skoczyć z dachu czy powiesić się. Jeszcze nie mam. Chcecie poznać moją historię? To nie płaczcie i nie litujcie się nad biednym dzieckiem. Nauczyłem się radzić sobie, po części. Tylko czasem przechodząc koło ludzi, pomyślcie co oni mają w głowach. Może uda wam się kogoś uratować.