poniedziałek, 29 grudnia 2014

Błękitne Wzgórza i zombie / #1

   Idę właśnie ulicą do sklepu. Zapasy powoli się kończą i muszę zrobić nowe, zanim wyruszę dalej.
   Ulica jest pusta, nawet nie wiem jakie to miasto, ale to nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia, że jest świt, samochody stoją otwarte i idę z kijem baseballowym, a na ramieniu mam przypięty nóż plus broń z tyłu spodni. Nie robi to różnicy czy mam ledwie metr siedemdziesiąt i dziewiętnaście lat. Wiecie dlaczego? Bo na tej zasranej ulicy nie ma nikogo innego. Wszyscy albo leżą martwi w domach, albo gdzieś w autach na autostradach z myślą, że jak uciekną to zło ich nie dopadnie. Otóż nie. Zło dopadło każdego. Prócz dzieci schowanych pod łóżkami, w piwnicach lub innych cudem ocalałych. Spytacie pewnie od czego? Inwazji kosmitów, najazdu nowych mieszkańców, buntu? Albo zbyt szybkiego rozwóju cywilizacji co doprowadziło do całkowitej destrukcji społeczeństwa. Bunty? Owszem. Kiedy wszyscy zorientowali się, jak łatwo obrabować banki, sklepy czy domy. Jak łatwo przejąć nad wszystkim kontrolę i zapanować światem. A to, że rząd się ukrył podsyciło złość ludzi co tylko przyspieszyło destrukcję. I tak oto właśnie zjawiam się ja – Reagen, jedna z nielicznych ocalałych by w samotności szukać jakichkolwiek oznak życia lub   zombie. Wolałabym to drugie. Nie trzeba im ufać, tylko od razu zabijać.
   Wchodzę do sklepu i do dużej sportowej torby pakuję kilka butelek wody, jakieś puszkowane jedzenie i suche przekąski. No i paczkę chipsów. Potem wychodzę nie zwracając uwagi na kamery czy rozbite szkło.
   Destrukcja zaczęła rosnąć jakieś półtora roku temu. Zanieczyszczenie środowiska, wyższe ceny, więcej bezdomnych, bezrobotnych, aż ktoś w końcu powiedział, że sami doprowadzamy się do zniszczenia. Nazwali to fazą samoredukcji, co szybko się przyjęło i stało się nowym hobby mediów. Główny temat, większe zarobki, wyższa oglądalność i większa złość ludzi. Nawet nie wiem, kiedy zaczęły się rabunki, parady i martwi ludzie na ulicach. Najpierw upadła Europa, potem Chiny, a na końcu kochane USA. Ludzie nie wiedzieli co robić, przerażał ich taki szybki rozwój sytuacji. Dlatego rząd zaczął się odgradzać. Myśleli, że dzięki temu będą mieli przewagę i ochronę, dopóki wszystko się nie uspokoi. Jednak to uspokoiło się wtedy, kiedy dziewięćdziesiąt procent populacji było martwe.
   Tak więc od roku żyję przemieszczając się z miejsca na miejsce z bagażem. Bo co miałam robić? Moi rodzice zostali zabici we własnym łóżku. Musiałam więc walczyć o przetrwanie, dlatego uciekałam. Jedyne co zabrałam ze sobą z domu tamtego wieczoru to Are. Mój siedmioletni brat.
   - Reagen! Wróciłaś! - krzyczy wychodząc mi na powitanie.
   - Cześć – kucam przed nim i wyjmuję z torby paczkę chipsów – ale najpierw śniadanie.
   Kiwa głową i siada do małego stołu w kuchni, a ja robię jajecznicę z bekonem.
   Od czasu do czasu znajdujmy dom, gdzie wszystkie sprzęty jeszcze działają. Czasem śpimy pod gołym niebie, albo w ogóle nie śpimy. Znaczy ja. Ktoś go musi bronić.
   Ludobójstwo, jak to nazwał na początku mój tata, trwało może trzy miesiące. Tyle wystarczyło by prawie siedem miliardów ludzi zabiło się nawzajem, pozostawiając dzieci bez opieki na wolną śmierć. Okropne. Doprawdy. Ale nikt nie dbał o nikogo, każdy myślał tylko o sobie. Dalego tak szybko się wybili.
   Jemy śniadanie w ciszy, aż nagle Are się odzywa:
   - Śniły mi się zombie.
   - Are, rozmawialiśmy już na ten temat...
   - Tak wiem, ale... - przerywa, po czym wkłada ostatni kawałek bekonu do buzi i z pełnymi ustami kończy – w razie czego nie pozwolisz im zjeść mojego mózgu?
   Śmieję się, wrzucam naczynia do zlewu i obiecuję mu, że zombie nie tkną jego mózgu. Pozwalam mu na zjedzenie chipsów i przeczytanie komiksu, kiedy ja będą nas pakować.
Kiedy na świecie została już tylko garstka, zaczęły krążyć pogłoski o zombie. Niektórzy twierdzili, że widzieli ich nocą na swoich podwórkach. Oczywiście to bujda, no chyba, że tu gdzie jesteśmy zombiaki jeszcze nie dotarły.
   Taki przeciek puścił ktoś z rządu. Podobno prezydent uruchomił jakiś program, który miał załagodzić sytuację w kraju rozpylając środek uspokajający, ale coś poszło nie tak i zamiast spokoju, ludzie dostali szału i pozamieniali się w zombi.
   Mój brat wiele przeszedł, zbyt dużo martwych ciał widział i przecież ma tylko siedem lat. Często śnią mu się koszmary. Z zombie w roli głównej. A ja za każdym razem przypominam mu, że zombie nie ma. Chociaż sama nie mam pewności.
   - Are chodź. Czas na nas.
   Wyciera ręce o spodnie, pyta czy pomóc mi z bagażem, a ja daję mu drugi, mniejszy kij. Nie żebym na serio wierzyła w bujdy o żywych trupach, ale wiem, że nie jesteśmy jedynymi ludźmi. Samotność i apokalipsa zamieniał nas w zwierzęta. Nie chcę by mojemu bratu coś się stało, albo mi i żeby został całkiem sam. Muszę bronić i jego i mnie. Jestem w dobrej formie i kiedyś tata uczył mnie podstawowych technik samoobrony. Przydały się.
   Jakiś miesiąc temu ktoś nas napadł. Dwóch gości. Większych ode mnie. Jednego powaliłam raz dwa, a z drugim mnie trochę poniosło i... Pierwszy raz w życiu zabiłam człowieka. Nie chcę żeby to się powtórzyło, ale jeśli będę musiała, to zrobię wszystko by nas chronić.
   Po kilku minutach drogi słyszymy jakiś hałas koło śmietnika.
   - Co to? - pyta przestraszony Are i staje za mną z kijem uniesionym na wysokości oczu.
   Robię krok by to sprawdzić i wtedy ujawnia nam się sprawca. To pies. Nim zdążę powstrzymać brata, ten już jest koło owczarka i go głaszcze. Pies sięga mi do kolan i najwyraźniej szuka czegoś do jedzenia.
   - Weźmy go ze sobą, proszę – brat patrzy na mnie błagalnym wzorkiem, więc się zgadzam – super! Nazwę go Rocky. Tak, teraz jesteś Rocky – mówi do psa, który patrzy na niego jak na żarcie i go przytula.
   Wyjmuję z plecaka kawałek suszonej wołowiny myśląc, że na razie to wystarczy by zdobyć zaufanie psa i żeby nie rzucił się na nas z zębami.


   Maszerujemy cały dzień, aż znajdujemy mały domek, by się przespać.
   Znajduję dla psa jakieś jedzenie, robię kolacje mi i bratu i idziemy spać. Śpimy razem. Are boi spać się sam i nie dziwię mu się. Zanim zasnę czuję, że pies kładzie się w nogach i już go lubię.
Następnych kilka dni wygląda tak samo. Marsz, schronienie, jedzenie, sen. Nie wiem nawet dokąd maszerujemy. Jestem okropną siostrą, bo skłamałam Are, że idziemy do Błękitnych Wzgórz. Miejsca, gdzie jest reszta ocalałych ludzi. Słyszałam jak ta dwójka typów o tym mówiła i podchwyciłam tę nazwę. Oczywiście od roku kłamałam Are, że idziemy w konkretnym kierunku, że czegoś szukamy, ale nie chciałam mu powiedzieć czego. Od miesiąca mówię mu Błękitne Wzgórza, choć wiem, ze niczego takiego nie ma. Pewnie ci faceci też to wiedzieli. Albo coś było i się zniszczyło. Jak wszystko wkoło.


   Po dwóch tygodniach znowu kończą nam się zapasy. Zachodzimy więc na stację benzynową, ponieważ jesteśmy na autostradzie i to jedyny sklep. Przy dystrybutorze stoi jakieś auto. Duży nissan. Od razu wiem, że ktoś jest na stacji. Auto wygląda na używane. Pies też wyczuwa czyjąś obecność, ponieważ zaczyna warczeć.
   - Coś się stało? - pyta Are.
   - Zostań tu z Rockym i bądź cicho – widzę, że chce zacząć negocjować więc szybko dodaję – załatwię to raz dwa. Sprawdzę czy ktoś jest w środku, wezmę to co nam potrzeba i ruszamy dalej, okej?
   Kiwa głową i już ma łzy w oczach.
   Dobrze, że znaleźliśmy Rocky'ego.
   Unoszę kij przed siebie i idę do sklepu. Nie mija minuta a słyszę szczekanie psa, krzyk Are i widzę jak do mnie biegnie. Przytula się do mojej nogi i woła psa. W drzwiach staje wysoki blondyn z bronią w ręku i celuje we mnie. Odwracam się i widzę młodą blondynkę i chłopaka, chyba w moim wieku, z brązowymi włosami wpadającymi w oczy.

   - Cholera – mówię pod nosem i obejmuje Are, by przestał płakać.





No to czas na coś nowego. Wena trafiła mi się przy czytaniu pewnej książki, ale coś wreszcie wyskrobałam. Jakieś krótkie opowiadanko :)

Następna część w czwartek wieczorem :)
xoxo


ps. postanowiłam wreszcie założyć fanpage, byście szybciej wiedzieli o nowych postach :)
link

niedziela, 16 listopada 2014

Klub szalonych kochanek

   Rok później.
   Spotkanie po latach. Klasa I liceum. Wszyscy się zjechali by znów się zobaczyć. Poprawie dziesięciu latach braku kontaktu. Wszyscy zaczęli się przytulać, witać i rozmawiać. Niektórzy przyszli z osobą towarzyszącą. Przy stolikach usiadły dawne grupki. Przy jednym siedziały Alice, Mia, Jo, Anna, Jasmine i Lena. Zaczęły ze sobą rozmawiać o dawnych czasach, kiedy to w liceum się przyjaźniły, rozmawiały o tym co porabiają teraz, aż w końcu rozmowa zeszła na facetów. Pierwsza odezwała się Lena.
   - Mój za chwilę przyjdzie. Mamy jechać na naszą pierwszą randkę. Jest wspaniały.
   Wszystkie dziewczyny jej gratulowały, dopóki w drzwiach nie zobaczył Joyca. Wszystkie patrzyły się na niego z otwartymi ustami. Lena też się odwróciła, wstała uradowana i rzuciła wesoło:
   - No to jest właśnie mój facet. Przystojny, co nie? Muszę iść. Miło było was zobaczyć, musimy się wreszcie umówić na kawę. Pa.

   Przywitała się buziakiem ze swoim chłopakiem, rzuciła dwa słowa, że to są jej koleżanki. On spojrzał w tamtą stronę, uśmiechnął się i pomachał im.







koniec ;)
co sądzicie? 
następne opowiadanie - szczerze mówiąc nie wiem kiedy. zajrzyjcie za miesiąc może coś wyskrobię ;)

piątek, 14 listopada 2014

Klub szalonych kochanek - Jasmine

   Cztery lata później.
   Od miesiąca Jasmine zauważyła atrakcyjnego nowego zastępce szefa firmy, w której pracowała. Był wysoki, miał czarne włosy i z tego co wiedziała na imię mu było Joyce. Z każdym dniem jak siedziała przy biurku, a on coś od niej chciał, fantazjowała o tym co by robiła z nim w łóżku. Miała dwadzieścia sześć lat i żadnego faceta. Nic dziwnego, że jej myśli były tak sprośne.
   Pewnego wieczoru została dłużej. On też. Kiedy zamknęła system i nachyliła się by podnieść coś z podłogi, poczuła na swoim tyłku czyjeś ręce. Odwróciła się gwałtownie z zamiarem uderzenia napastnika w twarz kartką papieru, lecz to był on.
   - Wybacz – wydukała, choć wiedziała, że nie powinna go przepraszać.
   - Czemu jeszcze tu jesteś? - Spytał z półuśmiechem.
   - Zostałam dłużej, by spisać wszystkie zaległe raporty.
   - Już skończyłam pacę?
   Przełknęła ślinę i kiwnęła głową.
   Nagle ją pocałował. Mocno, namiętnie i ze swobodą języka. Odsunęła go delikatnie.
   - Kamery są wyłączone, twoje biurko duże i wiem, że marzysz o mnie odkąd tu pracuję – uniósł lewą brew i dodał – nie skorzystasz z okazji?
   Gdy wypowiedział te słowa łapczywie się na niego rzuciła. Zaczęła go całować, ściągać z niego koszulę, a po chwili już zaczęła jęczeć z rozkoszy jaką jej dawał.
   Ich romans trwał dwa tygodnie, a Jasmine chodziła szczęśliwa. Jednak jej szczęście nie trwało długo.
   Przechodziła raz koło łazienki dla pracowników i wyszła z niej Katie, a zaraz po niej Joyce. Patrzyli sobie w oczy, po czym on wzruszał ramionami, zapiął koszulę, puścił jej oczko i odszedł z uśmiechem.






Ostatnia część w niedzielę! :)


czwartek, 13 listopada 2014

Klub szalonych kochanek - Anna

    Pół roku później.
   Poszłam z Joycem, Stephani i Carlem na imprezę. Robili ją w jednym z najpopularniejszych klubów z mieście z okazji powitania nowego roku. Z Joycem układało mi się dobrze, byliśmy razem od pięciu miesięcy, a miesiące temu zgodziłam się iść z nim do łózka. Myślałam, że będzie bolało, ale on najwidoczniej miał doświadczenie. I to w wieku dwudziestu trzech lat...

   Przetańczyliśmy pół nocy, kiedy Joyce znikł mi z oczu. Nigdy nie byłam typem zazdrośnicy, ale wiedziałam, że jest porywczy i bałam się, że wpakował się w jakieś kłopoty. Poszłam go więc poszukać. Ani przed klubem, ani w palarni go nie było. Pomyślałam o męskiej toalecie. Wszyscy byli tak pijani, że nie zdziwiła ich dziewczyna w męskim kiblu. Zobaczyłam jak jakaś laska klęka przed jakimś gościem w jednej z kabin i zrobiło mi się niedobrze z tego powodu. Oraz z tego jak dziewczyny łato psują sobie opinię na takich imprezach. Jednak, kiedy lepiej się przyjrzałam poznałam buty Joycea. Dodałam dwa do dwóch i wiedziałam, że to on. Otworzyłam kabinę, wyrzuciłam z niej dziewczynę i walnęłam Joycea mocno w twarz. Potem wyszłam z klubu i nigdy więcej się do nego nie odezwałam.





Następną część dodam jutro :)

wtorek, 11 listopada 2014

Klub szalonych kochanek - Jo

    Dwa lata później.
   - Cześć jestem Joyce – odezwał się do mnie piękny, wysportowany chłopak o niebieskich oczach i czarnych jak smoła węgiel włosach – jesteś tu nowa?
   - Tak – to prawda. Pracuję w tym barze od tygodnia, ale nigdy go tutaj nie widziałam – jestem Jo.
   Wyciągnął do mnie rękę, a ja ją uścisnęłam.
   - A w mieście?
   - Też. Przeprowadziłam się tutaj z Nowego Jorku miesiąc temu.
   - Czemu? - Spytał i uniósł brwi wyraźnie zdziwiony, że dziewczyna przeprowadza się z dużego miasta do małego.
   - Moja mam tu mieszka, w dodatku chciałam tutaj studiować. No i nie lubię dużych miast.
   - Może umówimy się na kawę? - Spytał opierając się oblat.
   Szybki jest. Nawet się jeszcze nie znamy, a on już zaprasza mnie na kawę. A ja jestem szybka, bo się zgodziłam.

   Spotkaliśmy się następnego wieczora w popularnej dla tej mieściny kawiarni. Podają dobre latte.
   Zajęliśmy stolik i przegadaliśmy dobre dwie godziny. Ciągle się śmialiśmy, łapaliśmy za rękę i poznawaliśmy się. Na koniec spytał:
   - Masz może ochotę na związek bez zobowiązań?
   Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Całe życie się w to bawię i myślałam, że tutaj zacznę od nowa, będę miała dobrą opinię i znajdę kogoś porządnego.
   - Ja... skończyłam z tym. Zaczęłam szukać kogoś na poważnie.
   Odpowiedziałam wreszcie i myślałam, że Joyce wyjdzie i więcej się nie odezwie. Lecz on uśmiechnął się szerzej i szepnął mi na ucho, że ma wolne mieszkanie.
   Nie mogłam się powstrzymać i zgodziłam się pójść do niego.
   Szybko gadka-szmatka zmieniła się w ściąganie ubrań, całowanie, a zaraz potem przerzuciliśmy się na łóżko w sypialni i uprawialiśmy seks. Muszę przyznać, nigdy z nikim nie było mi tak dobrze. A mam tego trochę za sobą. Nie żeby coś... po prostu lubiłam związki bez zobowiązań.
   Żyliśmy tak dwa miesiące. Rozmawialiśmy, spotykaliśmy się, uprawialiśmy zajebisty seks, ale to wszystko nie było na poważnie. Wiedziałam o tym od początku, jednak i tak się zakochałam. Zresztą jak tu nie zakochać się w takim facecie? On też ciągle powtarzał, że jeśli chcę możemy przestać, czy jestem pewna oraz że to nie ma głębszego znaczenia. Nie szukał dziewczyny. On”kolacjonował” kochanki.
   Zerwałam z nim. Wszystko. I „związek” i kontakt. Pewnego wieczoru poszliśmy na spacer. Nie trzymaliśmy się za rękę. Po prostu szliśmy obok siebie. Nagle podszedł do nas mój kolega z dzieciństwa. Był trochę wstawiony i zaczął mnie zapraszać na randkę. Odrzuciłam jego propozycję i już mieliśmy odchodzić, kiedy Joyce się wkurzył i pobił go. Powiedział, że zrobił to z zazdrości. Wkurzyłam się, ponieważ on mógł być zazdrosny, a ja nie. Ponieważ to on ciągle powtarzał, że nic więcej z nas nie będzie.

   Jak się okazał szybko znalazł sobie nową ofiarę.  








kolejna część w czwartek :)

poniedziałek, 10 listopada 2014

Klub szalonych kochanek - Mia

    Sześć miesięcy później.
    - Jestem Mia. Mam dziewiętnaście lat – mówi drobna dziewczyna, z kasztanowymi włosami na spotkaniu AA.
    - Cześć Mia – odpowiadają jej inni.
    - Nie piję od sześciu miesięcy – ludzie siedzący w kółku kiwają głowami. Znak gratulacji? Czy tego, że nic ich to nie obchodzi?
    - Dlaczego zaczęłaś pić? - pyta siostra Elen.

    - Byłam z chłopakiem dwa lata. Mieliśmy wspaniałe życie. Pół roku temu dowiedziałam się, że ma drugą dziewczynę na boku. Był z nią rok. Przez cały rok zdradzał mnie i oszukiwał, a potem wracał do domu, pieprzył się ze mną i mówił, że kocha tylko mnie!






Kolejną część dodam jutro, a co mi tam ;)

sobota, 8 listopada 2014

Klub szalonych kochanek - Alice

     Alice miała siedemnaście lat, kiedy go poznała. Był boski. Wydawał się dla niej idealnym facetem. Wysoki, wysportowany, czarne włosy i niebieskie oczy. Niegrzeczny chłopak. Był dwa lata starszy. Miał na imię Joyce. Sam wydźwięk tego imienia sprawiał, że czuła się ona seksowna i chciała go więcej. Z każdym dniem pragnęła go coraz bardziej.
     Poznała go na dyskotece w styczniu. Kto by się spodziewał, że tam właśnie można trafić na miłość... Poszła z trzema koleżankami. Zaczepił ją w tańcu. Kiedy go zobaczyła wiedziała, że się zakochała. Zgodziła się zatańczyć i po trzech piosenkach siedzieli przy barze i rozmawiali. Dała mu swój numer i powiedziała, żeby zadzwonił jeśli będzie chciał. Wiedziała, że pewnie nie zadzwoni, jednak gdzieś w głębi duszy miała nadzieję.
     Następnego dnia w szkole rozmawiała z przyjaciółką, kiedy dostała SMS.
     CZEŚĆ.
     KTO PISZE?
     JOYCE
     Nie musiała pytać o więcej.
     Przepisała z nim wiele wiadomości, wiele razy rozmawiali przez telefon. Wreszcie postanowili się spotkać i po miesiącu byli razem. Alice nie wiedziała, że może czuć się tak szczęśliwa i bezpieczna przy jakimkolwiek chłopaku.

     Po czterech miesiącach zaczęli uprawiać seks. Siedemnaście lat to dobry wiek na rozpoczęcie współżycia, prawda? Nawet jeśli nie, to co mogło pójść nie tak. Alice czuła się szczęśliwa, myślała, że to będzie ten jedyny. Większość dziewczyn myśli tak sama jak ona. Dzięki niemu poznała tajniki swojej kobiecości, nauczyła się wielu rzeczy i poczuła się doświadczona. Lecz to nie trwało wiecznie. Po roku wspólnego życia zerwała z nim. Czemu? Był zaborczy, zazdrosny i zdradził ją z jakąś suką na imprezie.  


Lecimy z nowym opowiadaniem. Napisane na szybko, według mnie mogłam dać z siebie więcej, ale chciałam coś napisać, ponieważ obiecałam. Jednak wszystko co będę pisała "na boku" nie będzie na moje możliwości, bo skupiam się na książce i idzie mi coraz lepiej (oby tak pozostało xd).
Dlatego zaczynamy z klubem szalonych kochanek, Pierwszy raz napisałam coś takiego, innego. Forma dodawania kolejnych części też będzie inna niż zwykle. Poznacie pięć dziewczyn i radzę wam je zapamiętać, bo będzie to potrzebne do ostatniej części ;)
Więcej nie zdradzam, miłego czytania!
Kolejna część - standardowo za dwa dni, chyba że statystyki przebiją moje oczekiwania i dodam jutro.

sobota, 4 października 2014

Nie zamykaj oczu / koniec

Kiedy otworzyłam oczy w pokoju było dziwnie cicho. Usiadłam, a Nathan zapytał:
- Ty nic nie zauważyłaś, prawda?
Rozglądnęłam się i dopiero wtedy do mnie dotarło, że nie ma mebli.
- Udało się.
Powiedziałam, a Nathan wstał. Zrobiłam jak on i po raz kolejny znajdowaliśmy się w innym wymiarze. Usłyszeliśmy kroki na korytarzu i schowaliśmy się do szafy. Oddychałam głośno, więc przyjaciel nakrył mi usta ręką. Ktoś wszedł do pokoju i po chwili wyszedł. Wtedy spokojnie opuściliśmy szafę.
- Dobra, szukajmy pierścionka i wynosimy się stąd.
Kiwnęłam głową i wyszliśmy na korytarz. Słychać było kroki, ciężkie, płytkie oddechy i szmer broni. Ruszyliśmy do miejsca, gdzie powinna znajdować się kuchnia Nathana lecz było to tylko puste pomieszczenie. Otwarta przestrzeń. Usłyszeliśmy głos:
- Tutaj są!
Odwróciliśmy się i unieśliśmy ręce do góry w geście poddania. Podszedł do mnie jeden z nich,wyglądał bardziej jak człowiek niż istota, którą ostatnio spotkaliśmy. Owinął sobie na palec kosmyk moich czarnych włosów i powąchał go. Cofnęłam się przerażona i obrzydzona. Nie było to normalne. Uśmiechnął się na ten widok i chciał ruszyć ku mnie, lecz Nathan zrobił krok w przód i bok i zasłonił mnie swoim ciałem.
- Kim jesteście? - Spytał przyjaciel, a tamten nie odpowiedział tylko znów wyszczerzył zęby w uśmiechu – gdzie my jesteśmy?
- W naszym świecie - odparł Wąchacz. Tak, tak go nazwałam w moich myślach.
Ktoś spytał się Wąchacza w innym języku, a ten machnął na nas, a po chwili wskazał na mnie. Oboje z Nathanem zrozumieliśmy co to znaczy. Zaczęliśmy biec. Przed siebie. Nie wiedzieliśmy gdzie mamy się udać, ponieważ nic nie przypominało domu Nathana. Ruszyliśmy jednak w kierunku schodów by znów skądś spaść. Ostatnio zadziałało.
Goniło nas dwój Ogrów. Kiedy byliśmy na strychu, jeden z nich złapał mnie za kostkę i przewrócił. Leżałam na ziemi i zobaczyłam na szyi Ogra mój pierścionek na łańcuszku. Zaczęłam się szarpać, kiedy Nathan rzucił mi nóż. Ogr myślał chyba, że go ugodzę, ale ja tylko szybkim ruchem przecięłam łańcuszek i miałam swój pierścionek z powrotem. Ogr zdziwił się, zawył i wstał, by ponowić atak. Wtedy wykorzystałam okazję i uciekłam. Dobiegłam do przyjaciela i razem wylecieliśmy przez okno.
Gwałtownie usiadłam na łóżku. Razem z Nathanem oddychaliśmy głęboko.
- Udało się? - Spytał pomiędzy oddechami.
Otworzyłam zaciśnięta dłoń i uśmiechnęłam się na widok pierścionka.

Podziękowałam Nathanowi i pojechałam do domu. Czułam się obolała. Chciałam zapomnieć o tym co się stało, ale może to był sposób by zbliżyć się do Nathana?
Następnego dnia w szkole czułam się źle. Na matematyce wstałam by podejść do profesora, kiedy nagle zemdlałam.
Otworzyłam oczy i byłam sama w klasie. Na początku pomyślałam, że wszyscy po prostu sobie poszli i mnie zostawili, ale potem domyśliłam się gdzie jestem. Wróciłam. Szybko wstałam i doszłam do wniosku, że skoro ja tu jestem, to Nathan też. Wiem, że nie poszedł dziś do szkoły. Nie widziałam go cały dzień. Wybiegłam ze szkoły modląc się by nie spotkać Ogrów. Nie było ani autobusów ani samochodów. Pobiegłam w stronę domu Nathana. Po chwili widziałam go jadącego na rowerze. Zaczęłam machać by mnie zauważył, kiedy spadł z roweru. Dobiegłam do niego i zobaczyłam czerwoną plamę na klatce piersiowej. Był ranny. Umierał. I nie zdążyłam się pożegnać, kiedy gwałtownie wstałam.
- Ana? Nic ci nie jest? - Spytał profesor.
Lecz ja nie odpowiedziałam. Zaczęłam płakać. Wiedziałam już bowiem, że Nathan nie żyje, kiedy do klasy wszedł mój tata i zabrał mnie stamtąd. Został postrzelony przez jakiegoś wariata, który uciekł. Tak mówili przechodni. Lecz oni nie znali prawdy. I mieli się nigdy nie dowiedzieć.



Teraz stoję nad jego trumną i powiedziałam to co powinna powiedzieć przyjaciółka. Nie powiedziałam im prawdy. I tak by nie uwierzyli. Uznali by mnie za szalona, opętaną żałobą po przyjacielu i zabrali by mnie do szpitala. Nie chciałam tam trafić. Zostałam sama z naszą tajemnicą. I to moja wina. To przeze mnie Nathan nie żyje.

Siadam z powrotem na krześle i słucham przemowy Codyego. Płaczę, bo co innego mam zrobić? Chciałabym tam wrócić i zemścić się. Zawsze byłam żądna zemsty. Lecz wiem, że sama tam nie trafie. Zamykam jednak oczy ostatni raz, z nadzieją że dostanę szansę. Z hołdem dla Nathana. Otwieram je i wciąż jestem na cmentarzu.




Tak, wiem, mogło być lepiej :) 
Nie postarałam się, ale chciałam chociaż coś dodać dla was.
Kolejne opowiadanie będzie na początku listopada, szybciej nie dam rady nic wyskrobać, ponieważ skupiam się na książce :)
xoxo  

środa, 1 października 2014

Nie zamykaj oczu / część 2

Po skończonym treningu, kiedy szłyśmy do szatni Mel podbiegła do mnie i oznajmiła:
- Przykro mi, ale nie mogę go znaleźć. A twój tata kazał odwieźć cię natychmiast do domu.
- Ja to zrobię – usłyszałyśmy głos Nathana za nami.
Odwróciłyśmy się i jedno jego spojrzenie a zrozumiałam, że chce pogadać o tym dziwnym zdarzeniu. Kiwnęłam głową i poszłam się przebrać.
Kiedy wyszłam na parkingu czekał przyjaciel. Nie przywitałam się z nim, po prostu wsiadłam do auta. Ruszył i zaczął temat.
- Nie wiem co to było, ale nie chcę do tego wracać. Jedyne czego chcę to zapomnieć o tym wszystkim i nikomu nie mówić, jasne?
Nie odpowiadałam przez chwilę. Dopiero, kiedy stanęliśmy pod moim domem powiedziałam:
- Musimy tam wrócić.
- Co? Ana czyś ty oszalała? - Wkurzył się – mówiłem, że nie chcę mieć nic więcej z tym wspólnego!
- Zgubiłam tam pierścionek po mamie! Muszę go odzyskać. Jeśli nie chcesz mi pomóc, zrobię to sama – spojrzałam na niego oczami pełnymi łez.
Wiedział ile ten pierścionek dla mnie znaczył.
- Przyjedź do mnie jutro po południu.
Podziękowałam i wysiadłam. Przywitałam się z rodzicami, wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.

Nazajutrz pojechałam do Nathana. Jego mama przywitała mnie w drzwiach.
- Nathan jest u siebie. Idź.
Powiedziała z uśmiechem, a ja podziękowałam jej i poszłam schodami na górę do jego pokoju.
- Cześć – przywitałam się wchodząc.
- Czemu jesteś ubrana na sportowo? - Zdziwił się.
Miałam na sobie legginsy, koszulkę i bluzę do biegania i sportowe adidasy. On dresy i zwykły czarny T-shirt.
- Uznałam, że skoro wczoraj spotkało nas to na treningu, to dzisiaj też musimy zacząć trenować.
Moje zdanie nie było najlepiej złożone, ale on się tym nie przejął. Zrozumiał o co mi chodziło.
Poszliśmy więc biegać. Jednak podczas godziny ciszy nic się nie wydarzyło. Wróciliśmy do niego i usiedliśmy na łóżku obok siebie opierając się o ścianę.
- Czemu się nie udało? - Spytałam załamana i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Zróbmy sobie krótką drzemkę. Potem spróbujemy jeszcze raz i jeśli się nie uda to kończymy z ty.
- Ale...
- Wiem jak ważny jest dla ciebie ten pierścionek – ujął mój podbródek i kazał spojrzeć sobie w oczy – ale zmarli nie są w przedmiotach. Są w sercu.

Kiwnęłam głową i przystałam na jego propozycję. Z powrotem oparłam głowę na jego ramię. Spytał czy chcę się położyć. Odsunęłam się więc kawałek i umieściłam swoją głowę na jego kolanach. Wiem, że był zaskoczony. Położył jednak rękę na moich plecach i się rozluźnił.




Części takie krótkie, ponieważ mam mało materiału :)
Następny fragment postaram się dodać w sobotę :)
xoxo

sobota, 27 września 2014

Nie zamykaj oczu / część 1

Był piątek. Trening. Poszłam na niego z moją przyjaciółką Mel. Miało być tak jak co tydzień, lecz było inaczej.
Od roku chodziłyśmy na treningi biegaczek. Jestem dość kiepska, ale to prośba taty. W wieku siedemnastu lat i bycia córką trenera liceum ciężko być wolnym i robić co się chce. Zwłaszcza, gdy macocha jest dyrektorką.
Rozgrzewałyśmy się, kiedy usłyszałam naszych przyjaciół: Nathana i Codyego. Mieli akurat trening futbolu. Podeszłam do nich i przywitałam się.
- Cześć, jak leci?
- Mogłoby być lepiej, gdybyś biegała w krótkich spodenkach.
Odpowiedział Nathan, a ja odruchowo obciągnęłam nogawki, które i tak sięgały do kostek.
Przyjaźniliśmy się od dwóch lat i od razu się w nim zakochałam. Tylko przyjaciele, lecz on wiedział co do niego czuję.
Pokazałam mu język i wróciłam do dziewczyn.
- Ana! - Krzyknęła do mnie trenerka – zdejmij pierścionek. Wiesz, że nie toleruję biżuterii na mojej bieżni.
To prawda. Ale to był pierścionek, który dostałam od biologicznej mamy, kiedy była chora. Kilka dni potem umarła i to jedyna „żywa” rzecz jaka mi po niej pozostała. Udałam więc, że chowam pierścionek, a gdy pani trener Collins już nie patrzyła, założyłam go z powrotem.
Ustawiłyśmy się na pozycji i zaczęłyśmy biec. Na drugą część rozgrzewki było jedno okrążenie. Potem chwila odpoczynku i zaczynała się prawdziwa walka. Nagle zakręciło mi się w głowie. Kucnęłam na chwilę, a kiedy wstałam na polecenie Collins, zemdlałam.


Otworzyłam oczy i znów byłam na bieżni. Lecz coś było nie tak. Nie było żadnych przedmiotów, ludzi i było dziwne cicho, ponuro i nie po amerykańsku. Wstałam i zaczęłam się rozglądać. Kilka kroków ode mnie wstawał też Nathan. Podbiegłam do niego i spytałam:
- Co się stało? Gdzie są wszyscy?
- Nie wiem – odparł dotykając głowy – dostałem piłką i bach!
Nagle usłyszałam dziwny krzyk. Albo raczej rozkaz.
- Macie ich znaleźć! Nie wiem jakim cudem się tutaj dostali, ale chcę ich mieć!
- Nie wiem co jest grane, ale spadamy – odparł Nathan i pociągnął mnie za sobą do szatni.
Kiedy już znaleźliśmy się w pustym pomieszczeniu usiadłam na podłodze.
- Gdzie my u licha jesteśmy?
Zaczęłam się trząść i otuliłam ramionami. Miałam na sobie dresy i koszulkę. Ale to strach powodował wstrząsy.
- Hej – podszedł do mnie Nathan i dźwignął mnie na nogi – nie martw się. Wydostaniemy się są. Tylko się uspokój.
Kiwnęłam głową i poszłam za nim do szkoły, z którą bezpośrednio łączyła się szatnia. Przeszliśmy korytarz, który wyglądał jakby przeszedł apokalipsę i weszliśmy do jednej z klas. To był błąd. Ktoś już tam był.
Nathan pokazał mi bym była cicho, ale to nie pomogło bo ten ktoś się odwrócił i zaczął krzyczeć, że tu jesteśmy. Nathan wziął co miał pod ręką, jakąś rurę i mocno walnął w głowę krzykacza. Szybko zablokował rurą drzwi i oboje przyjrzeliśmy się napastnikowi. Na pierwszy rzut oko był to człowiek, ale gdy podeszliśmy bliżej był większy, silniejszy i miał dziwną twarz. Jakby przeszła wiele bitew, skaleczeń, poparzeń i była trochę podobna do twarzy trolla czy ogra. Brzydka to za mało powiedziane. Była ohydna. I śmierdziała zgnilizną.
Odsunęliśmy się z powrotem pod drzwi i usłyszeliśmy jak ktoś biegnie.
- To tam! - Krzyczał ktoś na zewnątrz.
Nathan wziął mnie za rękę i wepchnął do biurka. Było duże i spokojnie mogło pomieścić nas razem, jakbyśmy się ścisnęli. Nathan nie wiedział jak to zrobić, ale ja wiedziałam. Kazałam mu wejść pierwszemu, a ja usiadłam na nim. Wtedy drzwiczki się domknęły. Mimo ciemności widziałam pytające spojrzenie Nathana i krzywy uśmiech oraz wiedziałam, że jestem czerwona na twarzy. Jednak nic nie powiedzieliśmy, bo drzwi się otworzyły z łoskotem. Wtuliłam się w przyjaciela i modliłam, by nikt nas tu nie znalazł. No i chciałam się stąd wydostać... gdziekolwiek byliśmy.
Ktoś przeszedł po pomieszczeniu, wkurzył się, że znalazł kolegę na ziemi i zaczął przeszukiwać klasę. Podszedł do biurka i otworzył szafkę. Zanim zdążyliśmy zareagować wyleciałam w powietrze i twardo upadła na plecach. Nathan na brzuchu. Powoli wstaliśmy, a mężczyźni trzymający ku nam bronie zaczęli mówić do siebie w dziwnym języku. Nie rozumiałam tych słów, ale domyśliłam się, że mają nas zaprowadzić do szefa. Pchani lufą broni wyszliśmy przez te same drzwi. Wtedy Nathan się zatrzymał. Zaczął się szarpać z jego napastnikiem, a ja stałam spokojnie. Spojrzałam na swojego. Był bardziej podobny do człowieka niż ogr w klasie. Oblizał wargi, więc zrobiłam krok w tył. Złapał mnie za ramię, a ja mu się wyrwałam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam i nie sądziłam, że będę chciała tu wrócić.
Nagle Nathan złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć po schodach na górę.
- Ufasz mi? - Spytał przekrzykując wystrzały.
- Tak. Ale co chcesz zrobić?
- Skoczyć.
Kiedy spojrzałam na okno, do którego się zbliżaliśmy, zrozumiałam. Chciałam się wycofać, a jednocześnie chciałam mu ufać.
- Jak tu zostaniemy zginiemy. Jak skoczymy też zginiemy, ale może uda nam się obudzić. Wybieram tę drugą śmierć – to były jego ostatnie słowa.
Złapałam go mocniej za rękę i razem wyskoczyliśmy przez okno. Kiedy mieliśmy uderzać o ziemię usiadłam gwałtownie i zaczęłam oddychać. Znów byłam na bieżni. Wróciły kolory, przedmioty, ludzie. Wszystko było normalne.
- Ana? - Mówiła do mnie Collins – Ana, słyszysz mnie? Wszystko w porządku?
- Tak. Tak – odparłam i z pomocą Mel wstałam.
- Idź usiąść i napij się wody.
Zrobiłam tak jak poleciła Collins. Mel posadziła mnie na ziemi pod trybunami i uklękła obok.
- Wszystko gra?
Kiwnęłam głową i chciałam sprawdzić czy pierścionek mamy jest na swoim miejscu. Nie było go tam.
- Mogłabyś sprawdzić czy nie upadł mi gdzieś na ziemię pierścionek? - Spytałam przyjaciółkę.

Kiwnęła głową, podała mi butelkę z wodą i odeszła. Upiłam łyk i spojrzałam na chłopaków. Nathan. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a potem on wrócił do gry. Jak gdyby nigdy nic.



No więc startujemy z nowym, krótkim opowiadaniem fantasy. Mam mało treści na komputerze, ale postanowiłam, że wreszcie coś wrzucę. Wracam chociaż na moment :)
Póki co trylogia wolno idzie, więc będę miała mniej czasu na pisanie czegokolwiek tutaj. Ale w listopadzie pojawi się opowiadanie, które teraz bierze udział w konkursie, także... :)
Miłego czytania i czekam na jakieś komentarze :)
xoxo

niedziela, 24 sierpnia 2014

Tytuł

Cześć :) Mam nadzieję, że dobrze spożytkujecie wakacje :)
Piszę z prośbą. Potrzebuję tytułu lub naprowadzenia do pierwszej części trylogii. Jest ona ciągle w toku, ale wiecie...
Tutaj tak opcjonalnie:
 Jest to coś w stylu: Igrzysk śmieci, a Niezgodną. Jednak zupełnie inne. Też jest główna bohaterka, wraz ze swoją "armią" chce obalić rząd. Jest to trylogia i w pierwszej części przywódczyni wysyła ją jako zwiadowca na terytorium wroga. 


Jeśli ktoś chce przeczytać pierwszy fragment, moja poczta czeka: paulis__96@wp.pl



Ps. Nie wiem czy we wrześniu dam radę coś dodać, ale się postaram ;)



PS. 2 Jak wam się podoba nowy wystój? :)


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 28

 - Nie tato!
Powiedziałam. Wiem, że nie chciałby pracować dla Byrona i w dodatku przy boku Ralfa. Nie chciałby naruszać cudzej prywatności ani mieć pojęcie o pewnych sprawach.
- Mówiłem, że będziesz dobrym motywatorem.
- Jest jeden warunek. Musisz ją puścić i chłopaka też. I zostawić ich w spokoju, inaczej cię zniszczę.
Byron kiwnął głową i nożem wziętym od Lance rozciął taśmę na moich kostkach i rękach. Rzuciłam się tacie w ramiona.
- Proszę nie rób tego! - Błagałam.
- Nie mam wyjścia kochanie. Ale nie musisz się o mnie martwić.
- Zawsze jest jakieś wyjście. I mam jedno takie. Może niezbyt dobre, ale lepsze niż to co zrobiłeś.
Spojrzałam mu w oczy i odwróciłam się w stronę Byrona. Celował we mnie co było zdziwieniem.
Lufa najechała na moje ramię, po czym odezwał się Byron:
- To pamiątka. Jeśli nie odpuścisz zabiję twojego tatę.
Chciał strzelić, ale Nate skoczył na niego, wytrącił mu pistolet z ręki i teraz to on celował do swojego ojca. Zrobił krok do tyłu, a Byron patrzył zaszokowany na syna. Nate doszedł aż do mnie, a ja wtuliłam się w jego plecy.
- Nie – powiedział do ojca – to ja cię zabiję, jeśli nie puścisz ich wolno.
- Nie zabijesz przecież własnego taty – powiedział Byron robiąc krok do przodu.
Nate pokiwał głową i postrzelił go w nogę. Zakryłam usta dłonią by nie krzyczeć. Lance i jego wspólnik stanęli z bronią i celowali w nas. A ja z tatą byliśmy ukryci za Natem. Nie mogłam pozwolić, by poświęcił za nas życie. Ale Ralf uciekał. Wiedziałam, że tata i Nate sobie poradzą, moja zemsta też była ważna. Wybiegłam za Ralfem i słyszałam za sobą krzyk Natea, bym tego nie robiła. Byliśmy w kuchni, mojej dawnej kuchni. Ralf stał z bronią wycelowaną we mnie.
- Cieszysz się, że dołączysz do swojej mamusi? - Spytał Rafl, a mnie ogarnęła niepohamowana złość.
Kucnęłam, by uniknąć strzału i podeszłam na czworaka pod blat kuchenny. Obeszłam go i rzuciłam się na Ralfa. Broń wypada mu z ręki, a mnie rzucił o ziemię. Nie mogłam złapać oddechu, bolały mnie plecy, ale nie mogłam dopuścić, by żył. Musiałam się zemścić.
Zaczął do mnie podchodzić, kopnęłam go w kolano i wstałam podnosząc broń. Teraz to ja celowałam w niego. Podniósł ręce do góry i zaczął powoli wstawać. Już miałam nacisnąć spust, kiedy poczułam na karku czyjś oddech, a jego silne ręce wyjęły broń z moich.
- Co ty robisz? - Spytałam wściekła odwracając się do Natea.
- Nie mogę ci na to pozwolić. Do końca życia będzie cię dręczyło sumienie. Nie zniesiesz tego, a ja nie pozwolę byś tak się czuła.
Odparł i sam zabił Ralfa. Padł na kolana, potem na twarz. Martwy. Poczułam się trochę lepiej, ale też zrobiło mi się niedobrze. Nate objął mnie ramionami, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Byłam mu wdzięczna za to. Wiedział co mówił.
- Dziękuję.

Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam. Mocno, wolno i po raz pierwszy od kilku dni, bez pośpiechu. Wreszcie byłam bezpieczna. Z Natem.  




No więc to koniec tej historii. W komentarzach piszcie jak wam się podobała cała KSIĄŻA!!! :) Jestem szczęśliwa, że kolejna skończona, może nie perfecto, no ale... ;)

Następny wpis nie wiem kiedy się pojawi. Mamy przecież wakacje. Mam parę planów i chcę się skupić na napisaniu trylogii i mam nadzieję, że w wakacje wpadnie wena. Prawdopodobnie pojawię się we wrześniu, wtedy wypatrujcie czegoś, ale nic nie obiecuję. Naprawdę, na tej trylogii chcę się bardzo skupić i szukać wydawnictwa już :)

niedziela, 22 czerwca 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 27

 Staliśmy w szafie w ciszy, aż do pokoju ktoś wszedł. Kilka osób.
- Gdzie ona jest? - Usłyszałam kobiecy głos.
- Mila? - Spytałam szeptem i czułam jak Nate kiwa głową.
Stałam za nim i trzymałam ręce na jego barkach. Cala się trzęsłam. Nate odnalazł moją rękę i złapał ją.
- Ufasz mi? - Spytał.
- Tak.
- Jak bardzo?
Nie wiedziałam do czego zmierza, ale odpowiedziałam pierwsze co przyszło mi na myśl.
- Na tyle by wiedzieć, że to co jest między nami, jest prawdziwe. I wiem, że mnie nie sprzedasz.
- Pamiętaj o tym. Bo jeśli cię stracę, twoją wiarę we mnie, stracę wszystko.
Nie wiedziałam o co mu chodziło, dopóki mnie nie pocałował i wypchnął z szafy.
- Co jest? - Spytałam bardziej siebie i stałam twarzą przed Milą i trzema mężczyznami – kim jesteście?
Starałam się by mój głos był pełen strachu i zdziwienia. Z tym drugim nie było problemu. Nate właśnie mnie zdradził. Ale przecież obiecał, chyba że... No jasne! Dlaczego tak łatwo w niego zwątpiłam?
- Pójdziesz z nami – powiedziała Mila.
Zrobiłam krok do tyłu, lecz oni byli szybszy i mnie zabrali. Wyprowadzili tylnym wejściem i wsadzili do jakiegoś dużego auta.
Siedziałam naprzeciw tylnej szyby, Mily i jednego faceta. Drugi siedział obok mnie.
- Gdzie mnie zabieracie?
Spytałam, lecz nikt nie odpowiedział. Zaczęłam więc myśleć o Nacie. Dlaczego to zrobił? Myślałam, że chce mnie wypchnąć z szafy, żeby ich zaskoczyć, a potem zaatakować. Lecz nie zrobił nic. A ja siedziałam w aucie z ludźmi, którzy chcieli mnie zabić. Spojrzałam przez tylną szybę. I albo miałam halucynacje, albo śledził nas cadillac escalade. Nate.




Nate wypchnął Nadię z szafy z jednego powodu. Chciał to wszystko zakończyć. Postanowił to dziś, kiedy nie mógł dłużej patrzeć na ból dziewczyny. Myślał, że pewnie teraz go nienawidzi, ale żył cichą nadzieja, że zrozumie i mu wybaczy.
Kiedy Mila i jej ludzie zabrali Nadię, wsiadł do swojego auta i śledził ich. Znalazł ich po chwili, jak kierowali się do domu Nadii. Zdziwiło go to, lecz miał nadzieję, że doprowadzą go gdzieś. A właściwie do szefa całej organizacji.
Zatrzymał samochód dwa mieszkania dalej. Mila, trzech facetów i Nadia wysiedli i poszli do domu dziewczyny. Nate postanowił wejść od tyłu. Przeszedł na podwórko i okno, którym ostatnio weszli było wybite. Wszedł przez nie z bronią przed sobą i kucnął za fotelem. Zabrali Nadię na górę. Usłyszał to po wystrzale i krzyku. Poszedł tam i po drodze powalił cicho jednego mężczyznę, który miał pilnować wejścia.
Stanął na szczycie schodów.
- Gdzie twój ojciec? - Usłyszał głos jakiegoś mężczyzny.
Podszedł pod otwarte drzwi i poznał tę twarz. Znieruchomiał.




Siedziałam w swoim pokoju na krześle pośrodku pomieszczenia. Na moim łóżku z bronią siedział mężczyzna, którego widziałam w klubie z Lancem. Lance też nie zabrakło. Chwilę rozmawiał z Mila, aż w końcu zaczęli się kłócić.
- Obiecałeś nam kasę za nią!
Krzyknęła dziewczyna i zarobiła kulkę w łeb.
Krzyknęłam z przerażenia i chciałam podkulić nogi pod siebie, lecz były przyklejone taśmą do ram krzesła.
- Zamknij się! - Krzyknął ktoś zza moich pleców.
Podszedł do mnie mężczyzna w wieku taty. Miał krótko ostrzyżone brązowe włosy i oczy w tym samym kolorze. Tak mi się zdaje, że w tym samym, ponieważ jest trochę ciemno. Ma też lekko haczykowaty nos, który gdzieś już widziałam.
- Kim jesteś? Czego chcesz? - Spytałam zaciskając zęby, by nie płakać.
- Jestem Byron Hill – chwila ciszy i dodał – gdzie jest twój ojciec?
- Nie wiem. Zresztą nawet gdybym to wiedziała, nic bym ci nie powiedziała.
- Oj wątpię w to – powiedział, po czym podszedł do mnie i wbił mi nóż w udo. Wrzasnęłam z bólu, a on powtórzył – gdzie twój ojciec?
- Nie wiem! - Krzyknęłam.
Chciałam płakać, lecz nie dałam mu tej satysfakcji. Nie mogłam. Musiałam być silna, mimo że ból rozrywał na strzępy moje udo.
Byron wyjął nóż co zabolało jeszcze bardziej. W tym samym momencie ktoś wszedł odo pomieszczenia.
- Zostaw ją.
Nate.
Byron odwrócił się i powiedział:
- Synu.
- Tato – odparł Nate.
Siedziałam wpatrzona w ich oboje. Byłam zaskoczona, tak że na chwilę zapomniałam o bólu. A więc to jest ojciec Natea. On go wplątał w ten biznes i porzucił.
- Nie sądziłem, że przyjdziesz po nią. Oczywiście wiem, że się nią opiekowałeś. Tak marnować swój talent.
- Zamknij się i wypuść ją – odparł Nate. Pierwszy raz widziałam go zdenerwowanego przy pracy – ona nic nie wiem.
- Wiem. Ale to nie znaczy, że Clint też. Już wysłałem mu wiadomość, że mam jego córkę i ma się tu pojawić inaczej ją zabiję. Jak myślisz, co wybierze? Przyjdzie głupiec na ratunek.
- To się nazywa ojcowska miłość. Coś czego nigdy nikomu nie przekazałeś – rzuciłam do pleców Byrona, na co on odwrócił się i wymierzył mi policzek.
- Masz ją zostawić! - Krzyknął Nate.
- No proszę, proszę! Kolejna dziewczyna, którą tak lubisz – a więc to o to chodzi. O tym mówił Nate – czy niczego nie nauczyłem cię poprzednim razem?
Przystawił do mojej głowy pistolet i uderzył w tym samym momencie, w którym Ralf wszedł do pokoju z moim tatą. Ostatnie co pamiętam to krzyk.

Otworzyłam oczy i wciąż siedziałam na krześle związana. Czułam na czole krew, raczej nie spałam długo. Ból był tak silny, że parę razy musiałam mrugnąć by obraz był wyraźny. Rozejrzałam się po pokoju. Ojciec Natea rozmawiał z moim tatą, który siedział związany pod ścianą, a Ralf pilnował Nate. Pochwyciłam jego wzrok. Nawet w tej ciemności zauważyłam, że jego oczy są przepełnione wściekłością, bólem i troską. Chciałam mu jakoś powiedzieć, że rozumiem dlaczego wypchnął mnie z szafy. Ale zdobyłam się tylko na krzywy uśmiech.
Ręce mnie bolały od taśmy. Próbowałam to jakość odkleić, ale nie dałam rady. Nie miałam tyle siły. Ból w czaszce był coraz mocniejszy.
- Proszę, proszę. Obudziłaś się – powiedział Byron podchodząc do mnie – pewnie masz kilka pytań.
- Dlaczego Lance nie złapał mnie skoro miał tyle okazji?
To pytanie go zaskoczyło, ale odpowiedział:
- Czekaliśmy na właściwy moment. Widzisz, od lat próbuję zwerbować twojego tatę do współpracy. Kiedy wreszcie udało mi się nawiązać z nim kontakt udał się po pomoc do mojego syna. Jest dobry w tym co robi, to prawdziwy dar. Dlatego byliście tacy nieuchwytni.
- Po co chcesz zwerbować mojego tatę?
Teraz to on mnie zaskoczył. Wiedziałam, że tata siedzi w tym bagnie. Jeszcze przed poznaniem mamy był w te spraw zamieszany. Ale nigdy nikogo nie zabił, nie skrzywdził. Tata jest po prostu od młodzieńczych lat hackerem. Najlepszym. Teraz rozumiem.
- Hacker, prawda? Chcesz mieć dostęp do wszystkich danych i chcesz, żeby mój tata się tym zajmował.
Byron zaczął być brawo.
- Jesteś mądrzejsza niż się spodziewałem. Choć wciąż nie wiem synu co w niej widzisz, jest nic nie warta.
Tym samym przyłożył mi lufę do skroni. Tej zranionej. Głowa kiwała mi się na boki, wciąż dzwoniło mi uszach, jednak byłam sztywna. Starałam się. Nate coś krzyczał, wyrywał się do przodu, lecz jego ojciec był sekundę od naciśnięcia spustu. W końcu mój tata się odezwał:

- Stop. Zrobię co zechcesz, tylko ją wypuść.

sobota, 21 czerwca 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 26

 Przed północą pojechaliśmy jeszcze do klubu. Nash zawołał nas do siebie na górę. Nie było żadnego z tych dwóch chłopaków. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać:
- Co z nimi zrobiłeś? - Spytałam, nie mogąc się powstrzymać.
- Kumpel się tym zajął – odparł Nash i zapytał – jak się czujesz?
- W porządku – wzdrygnęłam się nie wiem czemu.
- Mila i Chase – zaczął Nate – znaleźli sobie w jej domu kryjówkę.
- Chase?
- Pracują razem. Nie mam jego zdjęcia niestety. Poza tym Mila była tutaj wczoraj.
- Kurwa – Nash podniósł głos. Nate się nie ruszył, a ja przybliżyłam się do niego. Byłam pewna, że Nash zaraz zacznie nas obwiniać – musisz coś z tym zrobić. Za dużo ludzi jej szuka. I wiedzą, gdzie ona jest. Dopadnij ich, zanim oni dopadną was.
Nate przejechał ręką po włosach. Nash miał racje. Zaczynało się robić gorąco, a ja nie wiem dlaczego tata sobie z tym jeszcze nie poradził.
- Po weekendzie.
- Będzie za późno – dodał Nash i zmienił temat – jakiś Bart ze szkoły o ciebie pyta – wskazał na mnie – coś z jakąś imprezą.
Cholera! Zapomniałam.
- Tak, zaprosił nas na jutro – odparłam.
- Nie pójdziemy. To za duże ryzyko.
- Nate on nas zaprosił, więc nie da nam spokoju, póki się chociaż nie pokażemy.
Kiwnął głową i oparł się o zagłówek sofy. Nash zostawił nas samych.
- O czym myślisz? - Spytałam.
- O tym, że nie taką miałem umowę z twoim tatą – odparł Nate zamykając oczy – nie obraź się. Po prostu nigdy nie wykraczam poza... granice ustalane z klientem.
- Zrobiłeś to, kiedy mnie pocałowałeś.
Zaśmiał się. Usiadł prosto i zwrócił ku mnie. Przejechałam ręką po jego wargach, które pod moim dotykiem zadrżały. Po chwili mnie pocałował. Namiętnie i bez skrępowania. Położyliśmy się na kanapie, gładził ręką mój brzuch omijając siniaka. Moje palce jeździły po jego plecach. Nagle do mieszkania ktoś wszedł.
- O! Sorry! - Krzyknął Nash i znów zostawił nas samych.
Zaczęliśmy się śmiać. Nate dał mi jeszcze szybkiego buziaka i pojechaliśmy do domu.

Następnego dnia pojechaliśmy do szkoły. Nie mogliśmy jej wiecznie omijać. Bart złapał nas na korytarzu i zanim zaczął cokolwiek mówić, machnęłam na niego ręką i rzuciłam:
- Tak, tak. Będziemy.
Uśmiechnęliśmy się i wraz z Natem poszliśmy na lekcje. Mało ze sobą rozmawialiśmy. Nie mam pojęcia czemu. Nie czułam się dziwnie, po prostu czułam się tak tak jakby chciał zastąpić Vienę.
Na lunchu spytał:
- Wszystko w porządku? Jesteś jakaś blada.
- Wszystko gra, tylko tęsknię za Vieną i boję się, że o niej zapomnę. Wiem, że to głupie – dodałam szybko, ale on mi przerwał.
- Tak, to głupie. Jesteście najlepszymi przyjaciółkami i nigdy o sobie nie zapomnicie. Jeśli chcesz możemy ją odwiedzić niedługo.
Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Kiwnął głową, a ja się uśmiechnęłam i złapałam go za rękę. Odwzajemnił uścisk, ale zaraz zabrał dłoń. Nie wiem co jest z nami. Ale wiem, że jest to prawdziwe.
Po szkole pojechaliśmy do Nasha. Nate chciał z nim chwilę porozmawiać sam na sam. Stała więc przed autem, a oni rozmawiali przed wejściem do klubu. Nagle podszedł do mnie Lance.
- Czego chcesz? - Spytałam starając się by mój głos brzmiał stanowczo.
- Porozmawiać – spojrzałam na niego – w przeciwieństwie do Natea ja potrafię ci pomóc. Wiem kim są ludzie, którzy cię szukają.
- Ja też i co w związku z tym? - Założyłam ręce na piersi.
- Czy aby na pewno?
Nie odpowiedziałam. Wrócił Nate, zmierzył Lance wzrokiem i napiął wszystkie mięśnie.
- Czego chcesz? - Powtórzył moje pytanie.
- Niczego.
Odparł mężczyzna i odszedł pogwizdując. Nate odwrócił się w moją stronę i uniósł brwi.
- Mówił, że wie kto mnie szuka i może mi pomóc – wzruszyłam ramionami.
Nate przypatrywał mi się chwilę, po czym otworzył drzwi i czekał aż usiądę. Gdy sam zajął swoje miejsce, ruszyliśmy do domu. Mieliśmy kilka godzin do imprezy. Uznaliśmy, że pokażemy się Bartowi i się zmywamy, ponieważ zrobiło się niebezpiecznie. Usiadłam na kanapie, a Nate obok mnie. Po chwili spytałam:
- Jak myślisz, dlaczego tata jeszcze się tym nie zajął?
Chwilę się zastanawiał na odpowiedzią, aż wreszcie mi jej udzielił.
- To nie takie łatwe jak ci się zdaje. Musi wpierw rozgryźć kto cię szuka, czego chcą a potem dopiero myśleć nad rozwiązaniem tego problemu. To wymaga czasu.
- Tak wiem, ale co jeśli my go nie mamy?
- O czym ty mówisz?
- Czuję się jedną nogą w grobie – zaśmiałam się nerwowo i mówiłam dalej – tata całe życie przygotowywał mnie na różne okoliczności. Nawet na to. Wiem, że muszę być silna i dać sobie radę, ale to mnie przerasta. Miałeś rację, wreszcie zaczęło się coś dziać. Ale ja się boję. Boję się, że nie przeżyję kolejnego dnia.
Nie miałam łez w oczach, byłam spokojna mówiąc to. Nachylił się nade mną, tak że jego usta stykały się z moimi i powiedział:
- Nie zginiesz. Obiecuję ci to.
Po czym mnie pocałował. Wolno i namiętnie.
Przed dziewiąta wieczorem pojechaliśmy do Barta. Zaczynało się ściemniać. Nate zaparkował gdzieś na szarym końcu. Przeszliśmy do jego domu ramię w ramię. Gdy weszliśmy udaliśmy się do kuchni. Stał tam Bart z paroma kolegami, których kojarzyłam ze szkoły.
- Nadia! - Krzyknął i wziął mnie w objęcia.
Trochę za mocno. Z Natem wymienił uścisk dłoni.
- Nieźle wyglądasz, chociaż mogłaś pokazać nogi – rzucił dając mi piwo.
Miałam na sobie buty za kostkę, czarne spodnie i top bez rękawów. Skoro przyszliśmy tylko na chwilę, nie chciałam się stroić. Nate też miał buty za kostkę, czarne spodnie i czarny sweterek z długimi rękawami, które opinały jego mięśnie.
Po godzinie i dwóch wpitych piwach poszłam zatańczyć z Bartem. Wiem, że mieliśmy szybko się z Natem ulotnić, ale tak się nie stało. On zaczął rozmawiać z Bartem i jego kolegami, całkiem nieźle się dogadywali więc pomyślałam, że przyda mu się trochę normalności. Wydawał się być tym szczęśliwy. Więc ja stałam i rozmawiałam z jakąś dziewczyną z trzeciej klasy.
Kiedy wróciliśmy z parkietu oznajmiłam Nateowi, że idę do toalety. Kiwnął głowa, aja czułam na sobie jego wzrok, kiedy wchodziłam po schodach. Znalazłam łazienkę, lecz była zamknięta. Postanowiłam poczekać pod drzwiami jakiegoś pokoju. Nagle ktoś koło mnie przeszedł, cofnął się i stanął naprzeciw mnie. Kilku chłopaków. Nie byli z mojej szkoły.
- Na co czekasz złotko? - Spytał jeden z nich naruszając moją przestrzeń prywatną i opierając rękę o ścianę za mną.
- Na chłopaka – odpowiedziałam pewna siebie.
Wszyscy się zaśmiali i wepchnęli mnie do pokoju. Byłam zdziwiona i przestraszona, ale nie dałam nic po sobie poznać. Zamknęli drzwi, lecz nie na klucz, czyli miałam szanse. Jednak zamiast iść do przodu, cofałam się. Aż natrafiłam ścianę za sobą. Weszłam między łóżko i ścianę i dotarłam do komody, a której stała lampka. Jedyna broń.
- Teraz sobie możesz wybrać któregoś z nas na swojego nowego chłopaka – powiedział ten sam.
- Nie dzięki, nie spełniajcie moich standardów – rzuciłam z uśmiechem.
Nie dałam nic po sobie poznać. Muszę zyskać na czasie, zanim przejdą do... chyba wszyscy wiemy czego.
Chłopak rzucił się na mnie, reszta się zaśmiała, a ja krzyknęłam. Zakrył mi usta dłonią. Wiedziałam, że nikt mnie nie słyszy na dole, ale może chociaż ktoś będzie tędy przechodził. Chłopak zabrał rękę i zastąpił ją swoimi ustami. Jego język szybko odnalazł się w środku. Chwyciłam lampkę, wyrwałam ją z kontaktu i mocno przywaliłam napastnikowi w głowę. Cofnął się i złapał za skroń. Wtedy ja kopnęłam go w czułe miejsce i znów uderzyłam w głowę. Padł na kolana, a reszta chciała przyjść mu z odsieczą, lecz ktoś ich powstrzymał. Nate. Stał spokojnie oparty o drzwi z bronią w ręku. Chłopacy popatrzeli po sobie.
- Nie lubię jak takie dupki jak wy, wykorzystują niewinne dziewczyny – rzucił i odsunął się od drzwi – macie pięć sekund żeby stad spadać inaczej was zastrzelę.
Wszyscy wyszli. Prócz tego co zaatakował mnie pierwszy. Wciąż kulił się na podłodze. Po chwili podniósł się, spojrzał to na mnie, to na Nate.
- Czas minął – powiedział Nate i uniósł broń.
Chłopak zrobił wielkie oczy. Stanęłam przed nim, tak że teraz Nate celował we mnie.
- Co ty robisz? - Spytał zniecierpliwiony i znudzony.
- Nie zastrzelisz go.
Odwróciłam się i jeszcze raz mocno walnęłam chłopaka lampką. Stracił przytomność. Spojrzałam na Nate i wrzuciłam swoją broń na podłogę.
- Ehh – westchnął, a kiedy usłyszeliśmy kroki na korytarzu wepchnął mnie do szafy i zamknął za nami drzwi – Mila tu jest. Z paroma ludźmi.

Spojrzałam na niego wielkimi oczami, ale w ciemności i tak nic nie zauważył.

piątek, 20 czerwca 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 25

 Gdy otworzyłam oczy miejsce obok mnie było zimne. Spojrzałam na zegarek, dochodziła trzecia po południu. Spałam pięć godzin. Spojrzałam na swój brzuch. Nie było już okładu, ale siniak wyglądał okropnie.
- Jakim cudem? - Spytałam na głos.
Zwlokłam się z łóżka i zeszłam na dół. Nate rozmawiał z kimś przez telefon, był w kuchni, a ja stanęłam na schodach Nie widział mnie, a ja wszystko słyszałam:
- Nie ma mowy. Już ci powiedziałem, że nie sprzedam jej. Nie jestem taki jak mój ojciec.
Skończył rozmawiać, więc przytuliłam się do niego od tyłu.
- Wyspałaś się?
- Tak. Coś się stało? - Odwrócił się w moją stronę. Był zły i zmęczony – Nate co się dzieje.
Przestraszył mnie. Bałam się, że chodzi o tatę, ale chodziło o mnie.
- Dlaczego wszyscy myślą, że cię sprzedam? - Powiedział z ironią w głosie – wiesz, że tego nie zrobię, prawda?
Ujął moja twarz w dłonie i czekał na odpowiedź. Zachowywał się jakby tonął, a ja jakbym była ostatnią deską ratunku. Bał się, że jestem jak pozostali. Że tak jak oni wątpię w jego uczucia do mnie. Widziałam to w jego oczach.
Położyłam swoje ręce na jego i odpowiedziałam, wciąż patrząc mu w oczy:
- Nate ja ci wierzę. Wierzę w to wszystko co jest między nami. Nigdy w ciebie nie zwątpię.
Oparł swoje czoło o moje i odetchnął głęboko, a potem mnie przytulił. Chyba żadne z nas nigdy się tak nie czuło. Tak ważne dla drugiej osoby.
- Muszę wziąć prysznic.
Powiedziałam i poszłam do łazienki. Gdy do niej wchodziłam do Natea znów zadzwonił telefon. Tym razem się nie zdenerwował.
Kiedy byłam ubrana, a moje włosy wyschły Nate przyszedł do mojego pokoju i usiadł na łóżku.
- Jak brzuch? - Zapytał unosząc koszulkę.
Jego ręka musnęła moją skórę, a ciało przeszły ciarki. Przejechał palcem po siniaku, aż się skrzywiłam. Wyszedł na chwilę i wrócił z jakąś maścią.
- Połóż się – poprosił.
Zrobiłam tak, a on zaczął smarować mojego siniaka. Po chwili poczułam chłód. Mimo że dotyk Nate w tym miejscu sprawiał mi ból, maść pomagała. Kiedy skończył dodał:
- Poczekaj aż wchłonie – zatrzymał moją rękę, która chciała opuścić koszulkę i złapał ją – musimy gdzieś jechać.
- Nate o co chodzi z twoim tatą? - Spytałam nagle.
Chwilę milczał, a potem odpowiedział:
- Miałem szesnaście lat kiedy zabił na moich oczach pewną dziewczynę – wzdrygnęłam się, ale nie przerywałam mu – powiedział, że od teraz to też mój świat. Najgorsze było to, że ona była niewinna, a ja ją znałem i lubiłem. Tata zrobił to by pokazać mi, że w tym biznesie nie ma miejsca na miłość. Jest tylko strach, którym jesteś ty sam, tak mówił. Potem zaczął mnie wszystkiego uczyć. Zabijania, straszenia, jeździłem z nim do pracy – ostatnie słów wypowiedział z pogardą – uczył mnie jak pozbywać się negatywnych emocji, jak nie mieć sumienia i być twardym. Po dwóch latach zostawił mnie w tym domu. Musiałem sam sobie poradzić, więc pogodziłem się z nową robotą. Tata sprzedał mnie Jeremiemu, ale polubiliśmy się. Jeremi mi pomógł wejść w ten świat lepiej. Został moim stałym klientem.
Uśmiechnął się smutno i przesunął palcem po moich ustach, a potem złożył na nich pocałunek
- Dlatego tak bardzo nie chcę by coś ci się stało – mruknął i dodał – chodź.
Pomógł mi wstać i po kilku minutach siedzieliśmy w cadillacu.
- Przykro mi. Z powodu twojego taty – powiedziałam, gdy zaparkował pod jakąś dużą firmą.
Spojrzał na mnie i odparł:
- Mi też.
Wysiedliśmy i pojechaliśmy windą do biura Jeremiego. Wpuścił nas od razu i kazał zająć miejsca. Wyciągnął do mnie rękę i powiedział:
- Jestem Jeremi, a ty pewnie Nadia? - Kiwnęłam głową – miło cię wreszcie poznać.
Uśmiechnęłam się, a on zwrócił się do Nate:
- Moi ludzie namierzyli tą dziewczynę. Znaleźliśmy ich kryjówkę, ale nie działaliśmy. Nie chcieliśmy ich wykurzyć i sprawiać by zmienili miejsce. Ciężko było ich znaleźć. Przywłaszczyli sobie jakiś opuszczony dom na 15216 Mansal Ave.
O mało co nie spadłam z krzesła, gdy wypowiedział numer i ulicę.
- Jest pan pewien? - Spytałam, a oni spojrzeli na mnie.
- Tak. Co tam jest? - Nachylił się nad biurkiem.
- Mój dom – wydukałam.
Nikt się nie odezwał. Po chwili Jeremi powiedział:
- Pewnie dlatego tam są. Nikt by nie podejrzewał, że schronili się w mieszkaniu osoby, którą ścigają.
Było mi słabo, musiałam wyjść na świeże powietrze. Spojrzałam na Nate błagalnym wzrokiem, a on zrozumiał. Wstał i powiedział do Jeremiego:
- Dziękuję.
Jeremi kiwnął głową.
Po chwili znaleźliśmy się przy aucie. Oparłam się o nie ręką i zgięłam w pół. Chciało mi się wymiotować. Nate poklepał mnie po plecach i zapytał:
- Wszystko gra?
- Nie. Oni panoszą się po moim domu!
- Uspokój się – powiedział i wyprostował mnie – nie denerwuj się.
Przytulił mnie, a potem wsadził do samochodu. Kiedy sam zajął miejsce zapytał:
- Jedziemy tam? - Spojrzałam na niego, a on łobuzersko się uśmiechnął.
Byłam wściekła i dostałam nagłego ataku adrenaliny, więc kiwnęłam głową.
Po dziesięciu minutach byliśmy na Mansal Ave i znaleźliśmy numer 15216. Zaparkowaliśmy prosto pod domem. Bez żadnego ostrzeżenia czy ukrywania się. Już chciałam wychodzić, kiedy Nate mnie powstrzymał. Wyjął ze skrytki pistolet muskając przy tym moje kolano i powiedział:
- Pójdę się rozejrzeć. A ty zostaniesz tutaj.
- Jesteś pewien, że chcesz mnie zostawiać samą? - Spytałam unosząc brwi. Nie miałam zamiaru siedzieć w aucie i czekać, a Nate o tym doskonale wiedział. Westchnął i wysiadł – właśnie.
Rzuciłam i poszłam za nim. Weszliśmy frontowymi drzwiami. Znaczy chcieliśmy, bo były zamknięte. Poszliśmy wiec od tyłu. Weszliśmy przez szklane drzwi i doznałam szoku. Całe mieszkanie było zdewastowane. Wstrzymałam oddech i złapałam Natea za rękę by poczuć się lepiej. Odwzajemnił uścisk, więc odetchnęłam głęboko. Poprowadziłam go do kuchni, salonu, łazienki, sypialni taty i na koniec mojej. Sprawdzaliśmy wszystkie pomieszczenia szukając czegokolwiek. Sami nie wiedzieliśmy czego. Mój pokój też był zniszczony.
- Nie będziemy mogli tutaj wrócić – powiedziałam cicho.
- Moje łóżko jest duże, a jak się zwolni twój pokój to będzie wolna i jedna sypialnia – rzucił Nate z uśmiechem i dodał – spakuj to co chcesz z twojego pokoju i twojego taty. Masz rację, nie możecie tu wrócić.
Zrobiłam tak. W dwie sportowe torby spakowałam resztę swoich ciuchów, jakieś drobiazgi i rzeczy taty. Nate ciągle pilnował drzwi, by nikt nie zaszedł mnie od tyłu.
- Chodźmy stąd zanim wrócą – powiedział i złapał mnie za rękę.
- Ciekawe gdzie są – rzuciłam wolno i modliłam się by nie zastali tutaj nas.
Na szczęście tak się nie stało. Zdążyliśmy wsiąść do auta i pojechać do mieszkania Nate. Tam rozpakowałam torby i zeszłam do salonu.
- Twój tata – Nate wyciągnął ku mnie telefon i dodał zanim poszłam do kuchni – wszystko mu opowiedziałem.
- Cześć tato – rzuciłam do słuchawki.
- Cześć skarbie, jak się trzymasz? - Spytał zmęczony.
- Dobrze. A ty?
- Też. Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy. Stęskniłem się.
- Ja tez. Przykro mi z powodu naszego mieszkania. Będziemy musieli znaleźć nowe.
- Tak, ale tym będziemy się martwić potem. Słyszałem, że Ralf jest w mieście.
- Tak. Zaczepił mnie parę razy w klubie, chce mnie złapać jak wszyscy, by zgarnąć nagrodę. No wiesz, dzień jak co dzień.
Zaśmialiśmy się.
- Przykro mi, że musisz go oglądać. Ale nie rób nic głupiego. Wiem, że od dawna marzysz o zemście, ale jeśli go zabijesz, będzie cię to prześladowało do końca życia.
- Wiem tato – powiedziałam tak tylko, żeby go uspokoić, choć pewnie czuł, że mnie nie przekonał – muszę kończyć. Kocham cię, pa.
- Ja ciebie też. Pa.
Rozłączyłam się, by nie płakać. Tata miała racje. Wiedział, że bardzo pragnę zemścić się za mamę. Chciałam zabić Ralfa, niezależnie od wszystkiego.
Poczułam jak ktoś kładzie ręce na moich biodrach i odwróciłam się gwałtownie. Zobaczyłam Natea. Przyglądał mi się uważnie, a po chwili pocałował. Ostatnio dużo się całowaliśmy, a nawet nie wiem czy można było nazywać nas parą. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, schowałam głowę w jego ramionach i poczułam się taka mała i bezbronna.
- Kiedy to wszystko się skończy? - Spytałam.
- Nie wiem – odpowiedział – wytrzymasz. Jesteś twarda dziewczyna, więc dasz radę.

Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.

czwartek, 19 czerwca 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 24

 Nate podszedł do mnie i chciał mi pomóc, lecz ja już stałam na nogach. Gdy chciał mnie złapać w ramiona zrobiłam krok do tyłu i powiedziałam przez łzy:
- Nie dotykaj mnie.
Właśnie w tym momencie górę wzięły emocje. Byłam w szoku i nie chciałam by jakikolwiek facet mnie dotykał. Ale jednocześnie chciałam by Nate mnie przytulił.
- Nadio? - Zaczął spokojnie i wyciągnął w moją stronę rękę – co on ci zrobił?
Nie chcę o tym mówić. Chcę zapomnieć. Ale muszę mu powiedzieć, nie mogę go odtrącać. Zachowywałam się jak Gollum z Władcy Pierścienia. Postanowiłam podnieść koszulkę i nam obu ukazał się widok siniaka, który był bolesny, a zadrapanie zrobiło się czerwone, gdzieniegdzie były kropelki kwi. Wszystko otoczone siną barwą. Nate znów zrobił krok w moją stronę, a ja znowu zaprotestowałam:
- Nie!
Puściłam koszulkę i otarłam krew z nosa i wargi. Minęłam Natea i widziałam w jego oczach ból. To jak go traktuję. Ale nic nie mówił.
Usiadłam na kanapie w salonie. Nie chciałam się tak zachowywać, wiedziałam, że Nate mnie nie skrzywdzi. Jednak musiałam się uspokoić.
W tym czasie on zamknął w łazience dwa martwe ciała i podszedł do mnie. Nie uciekłam. Stanął nade mną, a po chwili ja zrobiłam to samo.
- Potem się nimi zajmę – powiedział z lekką chrypą – wszystko w porządku?
Spojrzał na mój rozporek, który natychmiast zapięłam. Spuściłam wzrok, a on ujął mnie za podbródek. Nie chciałam mu patrzeć w oczy i widzieć jaki ból sprawiłam. Przywarłam o niego w uścisku. Płakałam, a on głaskał mnie po plecach i uspokajał.
Po kilku minutach posadził mnie z powrotem na kanapie, a sam poszedł do kuchni po woreczek z lodem i wilgotną ściereczkę. Lód przyłożył do mojego brzucha, a ściereczką oczyścił twarz z krwi. Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł Nash.
- Co ty tu robisz? - Spytali jednocześnie.
- Co się stało? - Dodał Nash.
- Masz dwa trupy w łazience – odparł Nate i wzruszył ramionami.
Myślałam, że jego przyjaciel się wkurzy i zacznie wrzeszczeć. Lecz on zamknął drzwi, sprawdził toaletę i podszedł do nas. Spojrzał na mnie i powiedział:
- Wróciłem wcześniej, bo wszystko udało mi się załatwić szybciej niż myślałem. Z tego co widzę nie próżnowaliście. No, więc co się stało?
- Nadia była zmęczona, więc ją tu położyłem. Potem wpadli ci dwaj i chcieli ją zabrać do Ralfa. To tak w skrócie. Nie powiemy ci o szczegółach.
- Jesteś cała? - Zwrócił się do mnie Nash.
Pokazałam mu wielkiego siniaka. Gwizdnął i poszedł po coś do kuchni. Wrócił i wręczył mi jakąś tabletkę i szklankę z wodą.
- Co to? - Spytałam.
- Tabletka przeciwbólowa. Pewnie Nate o tym nie pomyślał.
Kiwnęłam głową i połknęłam pigułkę, po czym wypiłam całą szklankę.
- Jedźcie do domu – dodał po chwili Nash – zajmę się nimi, ale wisisz mi nowe drzwi.
Nate kiwnął głową i pomógł mi wstać. Kiedy tylko to zrobiłam zgięłam się w pół. Nie mogłam się wyprostować. Nate wziął mnie na ręce i ruszyliśmy do drzwi.
- Sorry – rzucił do przyjaciela, a ten zamiast machnąć na niego podziękował za zajęcie się klubem.
Ich relacja była bliska braterstwu.
Kiedy siedzieliśmy w samochodzie zaczęło padać.
- No nie, tylko nie to – powiedziałam pod nosem.
- Chyba dziś też będziemy spać razem – dodał Nate z nutką wesołości, lecz ja się nie uśmiechnęłam.
- Nie dziś takie żarty, proszę – wytłumaczyłam i po raz kolejny zgięłam się w pół.
- Wybacz. Jest aż tak źle.
- Okres jest mniej bolesny – było to prawdą, a ja po raz kolejny palnęłam głupotę.
Lecz ból zagłuszył mój wstyd.
Dojechaliśmy pod dom i Nate zaniósł mnie do mojego pokoju. Zwinąłem się w kulę na łóżku, a on gdzieś zniknął. Wrócił po chwili z jakąś strzykawką. Chciałam usiąść i zaprotestować, lecz on mnie powstrzymał i powiedział spokojnie:
- Za twoją zgodą. Łatwiej będzie ci zasnąć.
Popatrzyłam to na niego, to na igłę, kiedy ogarnął mnie kolejny skurcz. Kiwnęłam głową i zanim zasnęłam poprosiłam:
- Zostaniesz ze mną?
Nie usłyszałam odpowiedzi, ale chyba został. Poczułam jak ktoś kładzie się za mną, nakrywa kołdrą i otula ramieniem.

Kiedy obudziłam się rano poczułam coś uciążliwego na brzuchu. Spojrzałam pod kołdrę i koszulkę, a na mojej ranie był okład z liści kapusty?
- Sprawdzony domowy sposób na siniaki i ból – powiedział Nate zza moich pleców.
Delikatnie odwróciłam się w jego stronę. Miał oczy zamknięte, ale czuwał. Wydawało się jakby czuwał nade mną całą noc. Zaczęłam opuszkami palców gładzić jego policzek, usta, bliznę, szyję i ramię. Od mojego dotyku jego kąciki ust uniosły się w górę.
- Jak się czujesz? - Spytał.
- Nie wiem – zaśmiałam się nerwowo i dodałam – dziękuję. Za wczoraj.
Westchnął, złapał moją dłoń i przytknął ją do swoich ust. Obserwowałam każdy jego ruch. Był taki piękny. Wszystko w nim wzbudzało we mnie pozytywne emocje.
- Przepraszam, że tak to się potoczyło. Źle się spisałem.
- Przestań traktować to wszystko i mnie jak zlecenie – rzuciłam. Jego oczy otworzyły się i przeszyły mnie na wylot, ale nie poddałam się i mówiłam dalej – sam powiedziałeś, że jesteś gotów poświęcić dla mnie dotychczasowe życie, a ja powiedziałam że dla ciebie zaryzykuję. Więc przestań ciągle mówić o mojej ochronie jako zleceniu. Proszę.
Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, po czym przysunął się do mnie, ucałował w czubek nos i zamknął oczy.
- Dobrze. Wybacz – powiedział – po prostu nigdy jeszcze nie spotkałem się z takim uczuciem.
Pocałowałam go. Tym razem był to pewniejszy pocałunek. Przytulił mnie do siebie, kiedy znalazł się nade mną. Łapczywie pragnęliśmy się nawzajem. Jego usta całowały moją szyję, obojczyk i znów wróciły do moich warg. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, znów położył się obok i wtulił w mój bok.
- Która godzina? - Spytał muskając ustami moje ramię.
- Dochodzi dziesiąta.
- Wagary? - Zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.

Zamknęłam oczy i postanowiłam przespać się z własnej woli. Siniak wciąż bolał, ale nie tak mocno jak poprzedniego dnia.