Wstałam o siódmej i wyszykowałam do
szkoły. Za oknem padał deszcz, więc założyłam szarą bluzę z
napisem `hello`, do tego czarne rurki i trampki. Włosy spięłam w
wysoką kitkę i zrobiłam makijaż. Zeszłam na dół i nie zastałam
Connie. Troszkę się zmartwiłam, ponieważ to było do niej
niepodobne. Zaparzyłam kawę i przyszła mama.
- Gdzie Connie? - Spytałam nawet się
nie witając.
Mamę chyba to troszkę zabolało, ale
odpowiedziała:
- Poszła wczoraj na randkę i nie
wróciła. Napisała, że zostanie u niego na noc, ale pojawi się
rano.
- Ale się nie pojawiła. Czy to nie
dziwne?
- Daj dziewczynie się trochę zabawić.
Shane po ciebie przyjeżdża? - Spytała z lekkim obrzydzeniem w
głosie.
Kiwnęłam głowa, więc oznajmiła, że
idzie pod prysznic.
Zaniepokoiłam się bardzo sprawą z
Connie. Jest rozważna, ale zawsze dotrzymuje słowa. Skoro się nie
pojawiła, coś musiało się stać. Było dopiero wpół do ósmej,
a Shane miał tu być za dziesięć. Nie mogłam tak bezczynnie
czekać. Wyszłam z domu i w deszczu zaczęłam iść w kierunku jego
domu. W połowie drogi zatrzymał auto, wysiadł z niego i otworzył
mi drzwi. Kiedy oboje znaleźliśmy się w samochodzie, spytał:
- Co ci odbiło iść w taką pogodę?
- Był zdenerwowany, do tego zaczynało grzmieć.
- Chodzi o Connie. Nie wróciła
wczoraj od Zack'a.
- I?
- Powiedziała, że będzie rano. Nie
było jej. Martwię, że coś się jej stało. Boję się Shane.
Chłopak spojrzał na mnie i gwałtownie
zawrócił, a autem zarzuciło. Na szczęście opanował kierownicę.
Zaczął przyspieszać, więc spytałam:
- Co ty robisz? - Nie chciałam
spanikować.
- Jedziemy do mieszkania Zack'a.
Spojrzał na mnie, więc kiwnęłam
głową.
W dziesięć minut znaleźliśmy się
pod mieszkaniem Zack'a. Mieściło się na przedmieściach i nie było
zbyt duże czy okazałe Zwykłe, proste, neutralne. Wysiedliśmy z
auta i podbiegliśmy pod drzwi. Nie pukając otworzyliśmy je i
zaczęliśmy szukać Connie. W mieszkaniu było ciemno i cicho, tak
jakby stało puste. Shane wyprzedził mnie i poszliśmy na górę.
Zajrzeliśmy do sypialni, łazienki, wszędzie, ale nigdzie nie było
śladu po nich. Wróciliśmy do salonu. Czułam jak tracę kontrolę,
jak zaczynam dygotać. Spojrzałam na stół. Leżała na nim
koperta. Pomarańczowa, taka w jakiej wysyła się paczki. Otworzyłam
ją i w środku znalazłam zdjęcia. Przejrzałam. Wszystkie było
robione mi z ukrycia. Ja wychodząca ze szkoły, siedząca z Shane'm
czy z Vici w kawiarni. Nawet u mnie w domu czy na basenie. Zakryłam
usta dłonią i szturchnęłam Shane'a. Dałam mu zdjęcia, a sama
wyjęłam ostatnie. Była to Connie. Spodziewałam się jej związanej
i skulonej gdzieś w kącie. Zdjęcie jednak było robione chyba
wczoraj, na ich randce. Była uśmiechnięta i szczęśliwa.
Odwróciłam zdjęcie z nadzieją na jakąś wiadomość. Miałam
racje. Bądź dzisiaj o siedemnastej na Wzgórzu Clinton sama.
Jeśli nie, ta ślicznotka zginie. Jest niczego nieświadoma. Zack.
Zaczęłam nerwowo szlochać i osunęłam
się na kanapę.
- Nancy? - Pytał Shane, nie wiedział
co się stało, pokazałam mu wiadomość.
Gdy skończył ją czytać, przytulił
mnie i próbował uspokoić. W końcu, dzięki jego staraniu
opanowałam się i wytarłam policzki. Spojrzałam na chłopaka i
powiedziałam:
- Nie masz mocy typu niewidzialność?
- Zaśmiał się smutno i pokręcił głową.
Nagle usłyszeliśmy otwierane drzwi.
Długo nie czekając rzucił zdjęcia i zaciągnął mnie do schowka
na bieliznę. Zakrył usta dłonią i szepnął do ucha.
- To chyba jego ludzie. Siedź cicho i
kiedy dam ci znać, biegnij do samochodu.
Kiwnęłam głową, więc zdjął rękę
z moich usta i odwrócił się przodem do drewnianych drzwi.
- Ciekawe czyj to samochód -
powiedział jeden z nich.
- Może szefa? - Spytał drugi.
- Nie. Może tej całej Connie.
Mniejsza z tym. Mamy wziąć tylko zdjęcia i zawieść je do szkoły.
- Cholera – syknął znów ten drugi,
więc było ich tylko dwóch – ktoś tu był.
- Jest – odparł pierwszy i wyciągnął
broń.
Shane znów odwrócił się w moją
stronę i szepnął:
- Pamiętaj, na mój znak – kiwnęłam
nerwowo głową, a on dał mi szybkiego całusa, po czym wskoczył z
bieliźniarki i rzucił się na jednego z facetów.
Ten zaś wycelował broń, ale Shane
namierzył ją na wspólnika i pociągnął za spust. Mężczyzna
padł na ziemię.
- Teraz! - Wrzasnął Shane, więc
ominęłam go bijącego się z drugim pracownikiem Zack'a i nagle
znalazłam się na podłodze.
Otworzyłam oczy i znajdowałam się w
pokoju Shane'a. Leżałam na rozłożonej kanapie. On siedział obok
i próbował wyjąć coś z lewego ramienia. Przewał i spojrzał na
mnie.
- Co się stało? - Spytałam.
- Ten drugi złapał cię za nogę.
Upadłaś i straciłaś przytomność.
- A ty?
Pokazał mi ramię i zobaczyłam
tkwiącą w nim kulę. Zrobiłam wielkie oczy i wydukałam:
- Ty... Zostałeś postrzelony?
- To nic wielkiego. Wystarczy wyciągnąć
kulę i będzie po sprawie.
- Co? - Usiadłam prosto – nie będzie
po sprawie. Shane trzeba jechać do szpitala, może wdać się
zakażanie albo gorzej! - Krzyknęłam.
- Nancy. Jeśli wyciągnę kulę to
rana się zagoi. Pamiętaj, nie jesteśmy zwykłymi ludźmi. To jeden
z plusów – znów zaczął próbować wyciągnąć kulę – tylko
najpierw muszę to wyciągnąć, bo będzie źle – usiadł
zrezygnowany.
Przysunęłam się do niego i wzięłam
pęsetę. Spojrzał na mnie, więc blado się uśmiechnęłam. Nie
znałam się na tym, lecz chciałam mu pomóc. Włożyłam pęsetę w
ranę i poczułam jak napiął mięśnie. Wcześniej nie zauważyłam,
że jest bez koszulki. Lepiej gdy tego nie wiedziałam, bo trudno
było mi się skupić. Położyłam więc dłoń na jego klatce i
postarałam sobie wyobrazić jak się rozluźnia. Czytałam kiedyś w
internecie, że takie coś pomaga drugiej osobie przechwycić twój
nastrój. Dlatego sama się uspokoiłam, a po chwili Shane także.
Moje starania jednak nic nie dawały.
- Zostaw – odparł chłopak chwytając
mnie za rękę i znów stał się nerwowy.
- Nie, dam radę.
- Nancy, jest już za późno.
- Co? Jak to za późno? Przecież sam
mówiłeś...
- Ale to też nie są zwyczajne kule –
wtrącił – strażnicy używają kuli z dodatkiem krwi Zack'a.
Zwykli ludzie tego nie wiedzą, zresztą to na nich nie działa. Lecz
na ofiary... Jeśli kula nie zostanie w odpowiednim czasie wyjęta,
ofiara umiera.
- Co? Nie, nie, nie. Nie pozwolę ci
umrzeć.
Spojrzał na zegarek.
- Jest dziesiąta. Spędź ze mną
trochę czasu, a później pojedziemy uratować Connie.
- Shane – powiedziałam, lecz głos
mi się załamał.
Chciałam coś zrobić, ale nie
wiedziałam co ja mogę. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach,
więc chłopak mnie przytulił.
Położyliśmy się na kanapie. On na
prawym boku, ja na lewym. Ciągle dotykałam jego ramię oaz miejsce
wkoło rany. Łzy już nie leciały, lecz ciągle czułam tę
wewnętrzną pustkę w środku. Oraz uczucie bezradności.
- Zack jest potomkiem Lucyfera oraz
anielicy, wysoko postawionej. Dlatego jego krew nas zabija. Jego
własne ofiary – powiedział, bawiąc się kosmkiem moich włosów.
- Czy ja też to w sobie mam? W
truciźnie – kiwnął głową – więc czemu jeszcze żyję?
- Nie masz samej krwi. Krew jest
składnikiem, dlatego jeszcze żyjesz.
Nagle wpadł mi do głowy pewien
pomysł.
- Shane, może mogłabym cię jakoś
uratować? Sam mówiłeś, że mamy moce...
- Ale nie takie. To za potężne moce
jak na ofiary.
- A co jeśli jestem inna?
- Nie rozumiesz – spojrzałam na
niego spode łba. Widziałam, że oddychanie, mruganie czy mówienie
sprawia mu już trudności – tylko Anioł Śmierci miał taką moc.
Jadnak został obdarty ze skrzydeł i zabity. Nie trafił do Nieba,
ani do Piekła. Zniknął, po prostu. Gdybyś miała taką moc,
potwierdziło by to moją teorię. Ale też...
- Co?
- Znaczyłoby to, że jesteś jego
potomkiem.
Zaśmiałam się. Po chwili przestałam
i coś zrozumiałam.
- Ale to znaczyłoby... że jestem jego
córka. A moja mama zdradziła tatę.
Wtuliłam się w chłopaka z
niedowierzaniem i szokiem. Mama zdradziła tatę. To zdanie ciągle
krążyło mi po głowie i nie dawało spokoju. Wiem od czego zacznę
naszą kolejną rozmowę. Teraz jednak muszę skupić się na
Shane'ie.
- Jak mogłabym ci pomóc?
- Nie wiem Nancy, naprawę. Jestem
zmęczony.
Powiedział i zamknął oczy.
Przeraziłam się. Podparłam się na łokciu i zaczęłam nim
delikatnie potrząsać, ciągle powtarzając jego imię. Otworzył
oczy. Były zmęczone i sprawiło mu to wiele trudności.
- Nancy – wydukał. Było coraz
gorzej – kocham cię.
Łzy zaczęły lecieć mi po
policzkach. Chciałam jeszcze go pocałować, powiedzieć coś. Kiedy
poczułam jak przestaje odwzajemniać pocałunek zaczęłam walić go
w klatkę piersiową. Nie oddychał. Nie reagował.
- Shane proszę! Zostań – mówiłam
przez łzy.
Nagle nie wiem skąd wezbrała się we
mnie siła i odwaga. Położyłam jedną rękę na jego ranie, a
drugą na sercu. Zamknęłam oczy. Nie wiem czego się spodziewałam,
czego oczekiwałam, lecz czułam, że muszę to zrobić. Zaczęłam
się modlić, błagać, by wrócił. Poczułam jak przez mój ręce
przepływa prąd i przechodzi na Shane'a. Czułam jakbym jak magnes
wyciągała kulę. Czułam jak jego skóra się goi, jak serce
zaczyna bić. Moje ostatnie słowa to tylko prośby. Później
wszystko, cała ta magia zniknęła. Została pustka, zimno i
szarość. Spojrzałam na Shane przez łzy i rzuciłam się na łóżko.
Zakryłam twarz rękoma i szlochałam. Nagle usłyszałam jak zaciąga
powietrze, siada prosto na łóżku i dotyka się w klatkę, chcąc
sprawdzić czy naprawdę żyje, czy to tylko sen.
- Uratowałaś mnie – spojrzał na
mnie i uśmiechnął się.
Także usiadłam prosto i przytuliłam
go, a on posadził mnie sobie na kolanach. Łzy dalej mi leciały po
policzkach, lecz były już to szczęśliwe łzy.
- Ja żyję – powtórzył i pocałował
mnie.
Wolno, mocno i namiętnie. Kiedy się
oderwaliśmy powiedziałam:
- Też cię kocham.
- Jak to zrobiłaś? - Spytał, wciąż
nie dowierzając.
- Najwidoczniej twoja teoria się
sprawdziła – odparłam smutno, a on zrozumiał.
Chodziło mi o mamę. Nie byłam z tego
szczęśliwa, lecz cieszyłam się, że mój chłopak żyje.
- Twoja mama nie wiedziała kim on był.
- Co nie zmienia faktu, że uprawiała
seks z kimś innym niż tata.
- Może oni nie byli jeszcze wtedy
razem.
- Byli. Tata kiedyś opowiadał mi, że
zostałam poczęta na nocy poślubnej. Wszystko się zgadza, ponieważ
urodziłam się dokładnie dziewięć miesięcy później. Nawet
jeśli to było wcześniej, byli zaręczeni. Dwa lata.
- Przykro mi – powiedział i ucałował
mnie w czoło.
- Ale żyjesz.
- Chodźmy więc jeszcze ratować
Connie.
kolejna część we wtorek
ps. prośba
https://www.facebook.com/TweWlosyIUstaWpadajaWMeGusta dobijamy do 50 K do końca czerwca!
https://www.facebook.com/alkoholwekrwi?ref=hl
Z góry dzięki za lajki ;) (lakujecie tylko jeśli chcecie, żeby nie było)
https://www.facebook.com/TweWlosyIUstaWpadajaWMeGusta dobijamy do 50 K do końca czerwca!
https://www.facebook.com/alkoholwekrwi?ref=hl
Z góry dzięki za lajki ;) (lakujecie tylko jeśli chcecie, żeby nie było)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz