piątek, 21 czerwca 2013

W objęciach skrzydeł #13

Schodząc na dół mama mówiła mi o jej znajomych. Chwaliła jaki to jest utalentowany i mądry ich syn. Stanęłyśmy u podnóży schodów i patrzyłyśmy jak tata wita się z gośćmi. Później sama poszła się przywitać i zawołała mnie.
- A to moja piękna córka – uśmiechnęłam się i próbowałam ukryć swoje zażenowanie.
Podałam rękę kobiecie i mężczyźnie, na końcu chłopakowi. Kobieta była niskiego wzrostu, chudziutka i miała czarne, krótkie włosy. Jej mąż był jej męską wersją. A chłopak miał blond fryzurę i nie wyglądał na zbytnio umięśnionego, lecz był nawet przystojny. Miał niebieskie oczy i ładny uśmiech. Ale i tak przegrywał z uśmiechem Shane'a.
- Jestem Ivan – powiedział, gdy wymieniliśmy uściski.
- Nancy.
Zasiedliśmy do stołu, a Connie podawała jedzenie. Wymieniałyśmy dyskretne uśmiechy i puszczałyśmy sobie oczka. Nalała nam wina i tylko to piłam przez cały wieczór. Nic nie zjadłam. Ale nie dlatego, że było niedobre, po prostu nie miałam apetytu. Zwłaszcza, kiedy rozmowa zjechała na Ivana'a i mnie.
- Mój syn ostatnio wygrał konkurs matematyczny oraz skrzypcowy – jego mama zaczęła chwalić się jego osiągnięciami.
Nie chciałam jej słuchać, ponieważ to było czyste, próżne chwalenie się i doprowadzało mnie do mdłości. A Ivan? Siedział i się cieszył.
- A ty skarbie? - Zwróciła się do mnie jego mama, lecz nie słyszałam pytania.
- Słucham? - Spytałam, a mama skarciła mnie wzrokiem.
- Masz jakieś osiągnięcia?
- Niestety nie zostałam obdarzona talentem – odparłam z cynicznym uśmiechem, a wszyscy się zaśmiali. Tylko tata zrozumiałam o co mi chodziło.
- Zostałaś obdarzona urodą – powiedział do mnie ojciec Ivana'a i poczułam się głupio, ale z grzeczności kiwnęłam głową.
- Od mojego synka dziewczyny nie mogą oderwać wzroku – pochwaliła się znów jego mama, z czym akurat bym polemizowała.
- Nie dziwię się – a moja mama zaczęła ją popierać – przystojniaczek z niego – po czym obie sztucznie się zaśmiały, aż o mało co nie zwróciłam wina.
- Ale teraz nikogo nie ma. Nie znalazł jeszcze tej właściwej – szepnęła mamie na ucho – a ty Nancy? Masz kogoś.
W tym właśnie momencie moja mama mnie zaskoczyła, zdenerwowała i zawiodła. Kiedy ja mówiłam `tak`, ona powiedziała `nie`. Zapadła krępująca cisza, mama skarciła mnie wzrokiem, a ja z uśmiechem powiedziałam:
- Mam chłopaka. Ma na imię Shane i chodzimy razem do klasy, lecz jest o rok starszy.
Widziałam minę Connie z kuchni oraz taty. Uśmiechał się i czekał na reakcję mamy.
- Moje gratulacje – zaczęła niepewnie mama Ivan'a, lecz mama jej przerwała.
- To nic poważnego. Nie pasują do siebie, niedługo nie będą już razem. Zresztą ten chłopak nie jest z naszej ligi – mama zaczęła go obgadywać.
Tata chciał ją powstrzymać, lecz nie dała mu dojść do słowa. Zrobiło mi się gorąco, zaczęłam tracić panowanie. Connie widziała, że za chwilę stracę kontrolę, tata czuł napięcie w powietrzu. Zaczęłam ściskać coraz mocniej kieliszek z winem, a mama więcej mówiła jak bardzo Shane jest dla mnie zły. Czułam tę granicę, wiedziałam, że zaraz ją przekroczę. Poczułam jak w dłoni zaczyna pękać szkło, ale kieliszek był cały. Jeszcze. To początek. Wreszcie wstałam i mama ucichła.
- Przepraszam, ale nagle zrobiło mi się duszno – powiedziałam spokojnie – muszę się przewietrzyć.
Wzięłam kieliszek ze sobą i wyszłam do ogródka. Usiadłam nad basenem i rozkoszowałam się świeżym powietrzem. Byłam z siebie dumna i musiałam pochwalić się Shane'owi. Uśmiechnęłam się na samą myśl o nim, kiedy poczułam jak ktoś siada obok. Ivan.
- Wszystko w porządku.
- Nie. Moja mama przegięła.
Chciałam dodać coś jeszcze, poznać go, porozmawiać, kiedy on spróbował mnie pocałować.
- Co ty robisz? - Spytałam odpychając go od siebie, lecz ciągle trzymając przed sobą rękę, gdyby znów czegoś próbował.
- Przecież wiem, że ci się podobam.
Znów zaczął się do mnie przybliżać, więc gwałtownie wstałam i rzuciłam:
- Koleś, ja mam chłopaka. Odczep się.
Zaśmiał się, wstał i zaczął podchodzić bliżej. Nie miałam jak uciec, ponieważ kolejny krok spowodował by wpadnięcie do basenu. Złapał mnie mocno w talii i przybliżył swoje usta do moich.
- Przecież wiemy, że to ściema – powiedział.
Musiałam coś zrobić. Przypomniałam sobie, że trzymam w ręku lampkę wina, wystarczy mocniej ją ścisnąć i pęknie, ponieważ już trochę ją skruszyłam. Zacisnęłam pięść z całej siły i bam! Wino rozlało się na białą koszulę Ivan'a, aż odskoczył jak porażony prądem. Zaczął krzyczeć, że jestem idiotką i płacę za pralnię. Stałam i uśmiechałam się szyderczo, a rodzice z Connie wybiegli zobaczyć co się stało.
- Nancy! - Nakrzyczała mnie mama – co się stało.
- Spytaj jego – rzuciłam, wyminęłam ich i poszłam prosto do pokoju.
Goście chyba pojechali, a ja słyszałam jak mama prawi kazania tacie, jaka to zrobiłam się niewychowana i arogancka. Później zaczęła obwiniać Shane'a, a tata stanął w mojej obonie. Pozwiedzał, że to idealny chłopak dla mnie. Opatrzyłam małe draśnięcia szkłem na dłoni i usiadłam na łóżku.
- Znowu coś nabroiłaś? - Spytał Shane z parapetu.
Uśmiechnęłam się i pokazałam miejsce na łóżku, obok mnie. Przyszedł i położył się na boku, przodem do mnie.
Opowiedziałam mu całą historię. Na koniec przeczesał palcami włosy i powiedział:
- Brawo.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach, więc wepchnęłam Shane'a do toalety. Usiadłam na łóżku i czekałam. Drzwi się otworzyły i weszła mama.
- Nancy, możemy porozmawiać?
- Jeśli chcesz mi mówić złe rzeczy na temat Shane'a to nie.
- Chodzi o Ivan'a – powiedziała zakładając ręce na piesi.
- Dobierał się do mnie, dlatego go oblałam. Ratowałam siebie.
- Nie mogłaś załatwić tego kulturalniej? - Spojrzałam na nią spode łba – rozumiem, że nie zmienisz zdania co do Shane'a?
- Nie.
- Możesz się z nim spotykać. Tylko niech mnie omija.
Nie czekając na moją reakcję, wyszła. Drzwi do toalety się otworzyły i rzuciłam się w ramiona chłopaka. Ucałowałam go w policzek i prosząc by zaczekał, przebrałam się. Założyłam krótkie spodenki i dużą koszulkę. Wyszłam i zastałam Shane'a leżącego na łóżku. Położyłam się obok i spytałam:
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Podciągnął się trochę i widziałam, że trudno jest mu to mówić. Minęło trochę czasu, zanim to z siebie wydusił. W końcu rzekł:
- To co ci wszczepili jest jakby trucizną.
- Jakby?
- Dowiedziałem się, że nazwa się to Reduto lub jakoś tak. Nie jestem pewien, jednak wiem...
- Jak to działa – skończyłam za niego i czekałam na resztę informacji.
- Najpierw osłabia twoje moce, a później cię zabija.
Nic nie mówiąc odwróciłam się od niego i położyłam na boku. Wiedziałam, że zaraz zacznę panikować i polecą łzy, a nie chciałam by Shane to widział. Zgasiłam lampkę i poczułam jak chłopak też się kładzie. Przysunął się do mnie i objął mnie w talii, po czym schował głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Przepraszam, że cię zawiodłem – powiedział.
- To nie twoja wina – odparłam cicho i zasnęłam.

Kiedy się obudziłam, nikogo nie było. Nawet Shane'a, tylko kartka na komodzie. Musiałem uciekać, ponieważ ktoś szedł. Przepraszam, wpadnę później. Shane Wstałam, zrobiłam poranną toaletę i zeszłam zjeść śniadanie. Kiedy wypiłam ka i zjadłam połowę grzanki, Connie uznała, że jestem chora. Trochę bolała mnie głowa, lecz bardziej chodziło o to że mogę zginąć. Nie chciałam. Bałam się śmierci. Wróciłam do łóżka i znów zasnęłam.
Kiedy znów otworzyłam oczy spojrzałam na zegarek. Była godzina siedemnasta. Spałam może cztery godziny. Przewróciłam się na drugi bok i zobaczyłam Shane śpiącego na plecach. Nie chciałam go obudzić, lecz on chyba nie spał.
- Dzień dobry śpiochu – mruknął dając mi soczystego buziaka.
- Żaden śpioch ze mnie. Spałam tylko cztery godziny.
Shane zrobił wielkie oczy i wybuchnął szczerym śmiechem. Byłam trochę zaskoczona, lecz ten widok zawsze mnie uszczęśliwiał.
- Czemu się śmiejesz? - Spytałam w końcu.
- Cztery godziny? Kochanie, jest niedziela.
Usiadłam jak oparzona i spojrzałam na telefon. Shane miał rację. Na ekranie była niedziela. Zaczęłam się śmiać i przytuliłam do chłopaka. On przestał i powiedział, głaszcząc mnie po głowie.
- Jest nadzieja. Opowiedziałem o wszystkim kumplowi, który siedzi w tym biznesie wyżej i dłużej. Powiedział, że skoro jaśniej lśnisz to nie jesteś zwyczajną ofiarą. Jeśli taka jest prawda, trucizna mogła się nie przyjąć.
- Jak to?
- Jeśli jesteś inna, twój organizm jest odporniejszy i odrzucił truciznę. Zniszczył ją.
- Można się tego jakoś dowiedzieć? Jakoś to potwierdzić?
- Czekać – odpowiedział szybko i czułam, że jest to jakieś podejrzane.
- A jeszcze? - Kiedy nic nie odpowiedział, podniosłam głowę i dodałam – Shane.
- Musiałabyś zginąć – zbladłam – jeśli byś przeżyła, potwierdza się nasza teoria. Jednak jeśli nie, zginiesz i doprowadzimy do podwójnej katastrofy.
- Podwójnej? - Spytałam słabo.
- Strażnicy będą mieli ułatwione zadanie, co wiesz czym się może skończyć.
- A ta druga katastrofa?
- Stracę cię.



Kolejna część w niedzielę :)

ps. prośba
https://www.facebook.com/TweWlosyIUstaWpadajaWMeGusta dobijamy do 50 K do końca czerwca!
https://www.facebook.com/alkoholwekrwi?ref=hl
Z góry dzięki za lajki ;) (lakujecie tylko jeśli chcecie, żeby nie było)

1 komentarz: