Schodząc na dół mama mówiła mi o
jej znajomych. Chwaliła jaki to jest utalentowany i mądry ich syn.
Stanęłyśmy u podnóży schodów i patrzyłyśmy jak tata wita się
z gośćmi. Później sama poszła się przywitać i zawołała mnie.
- A to moja piękna córka –
uśmiechnęłam się i próbowałam ukryć swoje zażenowanie.
Podałam rękę kobiecie i mężczyźnie,
na końcu chłopakowi. Kobieta była niskiego wzrostu, chudziutka i
miała czarne, krótkie włosy. Jej mąż był jej męską wersją. A
chłopak miał blond fryzurę i nie wyglądał na zbytnio
umięśnionego, lecz był nawet przystojny. Miał niebieskie oczy i
ładny uśmiech. Ale i tak przegrywał z uśmiechem Shane'a.
- Jestem Ivan – powiedział, gdy
wymieniliśmy uściski.
- Nancy.
Zasiedliśmy do stołu, a Connie
podawała jedzenie. Wymieniałyśmy dyskretne uśmiechy i
puszczałyśmy sobie oczka. Nalała nam wina i tylko to piłam przez
cały wieczór. Nic nie zjadłam. Ale nie dlatego, że było
niedobre, po prostu nie miałam apetytu. Zwłaszcza, kiedy rozmowa
zjechała na Ivana'a i mnie.
- Mój syn ostatnio wygrał konkurs
matematyczny oraz skrzypcowy – jego mama zaczęła chwalić się
jego osiągnięciami.
Nie chciałam jej słuchać, ponieważ
to było czyste, próżne chwalenie się i doprowadzało mnie do
mdłości. A Ivan? Siedział i się cieszył.
- A ty skarbie? - Zwróciła się do
mnie jego mama, lecz nie słyszałam pytania.
- Słucham? - Spytałam, a mama
skarciła mnie wzrokiem.
- Masz jakieś osiągnięcia?
- Niestety nie zostałam obdarzona
talentem – odparłam z cynicznym uśmiechem, a wszyscy się
zaśmiali. Tylko tata zrozumiałam o co mi chodziło.
- Zostałaś obdarzona urodą –
powiedział do mnie ojciec Ivana'a i poczułam się głupio, ale z
grzeczności kiwnęłam głową.
- Od mojego synka dziewczyny nie mogą
oderwać wzroku – pochwaliła się znów jego mama, z czym akurat
bym polemizowała.
- Nie dziwię się – a moja mama
zaczęła ją popierać – przystojniaczek z niego – po czym obie
sztucznie się zaśmiały, aż o mało co nie zwróciłam wina.
- Ale teraz nikogo nie ma. Nie znalazł
jeszcze tej właściwej – szepnęła mamie na ucho – a ty Nancy?
Masz kogoś.
W tym właśnie momencie moja mama mnie
zaskoczyła, zdenerwowała i zawiodła. Kiedy ja mówiłam `tak`, ona
powiedziała `nie`. Zapadła krępująca cisza, mama skarciła mnie
wzrokiem, a ja z uśmiechem powiedziałam:
- Mam chłopaka. Ma na imię Shane i
chodzimy razem do klasy, lecz jest o rok starszy.
Widziałam minę Connie z kuchni oraz
taty. Uśmiechał się i czekał na reakcję mamy.
- Moje gratulacje – zaczęła
niepewnie mama Ivan'a, lecz mama jej przerwała.
- To nic poważnego. Nie pasują do
siebie, niedługo nie będą już razem. Zresztą ten chłopak nie
jest z naszej ligi – mama zaczęła go obgadywać.
Tata chciał ją powstrzymać, lecz nie
dała mu dojść do słowa. Zrobiło mi się gorąco, zaczęłam
tracić panowanie. Connie widziała, że za chwilę stracę kontrolę,
tata czuł napięcie w powietrzu. Zaczęłam ściskać coraz mocniej
kieliszek z winem, a mama więcej mówiła jak bardzo Shane jest dla
mnie zły. Czułam tę granicę, wiedziałam, że zaraz ją
przekroczę. Poczułam jak w dłoni zaczyna pękać szkło, ale
kieliszek był cały. Jeszcze. To początek. Wreszcie wstałam i mama
ucichła.
- Przepraszam, ale nagle zrobiło mi
się duszno – powiedziałam spokojnie – muszę się przewietrzyć.
Wzięłam kieliszek ze sobą i wyszłam
do ogródka. Usiadłam nad basenem i rozkoszowałam się świeżym
powietrzem. Byłam z siebie dumna i musiałam pochwalić się
Shane'owi. Uśmiechnęłam się na samą myśl o nim, kiedy poczułam
jak ktoś siada obok. Ivan.
- Wszystko w porządku.
- Nie. Moja mama przegięła.
Chciałam dodać coś jeszcze, poznać
go, porozmawiać, kiedy on spróbował mnie pocałować.
- Co ty robisz? - Spytałam odpychając
go od siebie, lecz ciągle trzymając przed sobą rękę, gdyby znów
czegoś próbował.
- Przecież wiem, że ci się podobam.
Znów zaczął się do mnie przybliżać,
więc gwałtownie wstałam i rzuciłam:
- Koleś, ja mam chłopaka. Odczep się.
Zaśmiał się, wstał i zaczął
podchodzić bliżej. Nie miałam jak uciec, ponieważ kolejny krok
spowodował by wpadnięcie do basenu. Złapał mnie mocno w talii i
przybliżył swoje usta do moich.
- Przecież wiemy, że to ściema –
powiedział.
Musiałam coś zrobić. Przypomniałam
sobie, że trzymam w ręku lampkę wina, wystarczy mocniej ją
ścisnąć i pęknie, ponieważ już trochę ją skruszyłam.
Zacisnęłam pięść z całej siły i bam! Wino rozlało się na
białą koszulę Ivan'a, aż odskoczył jak porażony prądem. Zaczął
krzyczeć, że jestem idiotką i płacę za pralnię. Stałam i
uśmiechałam się szyderczo, a rodzice z Connie wybiegli zobaczyć
co się stało.
- Nancy! - Nakrzyczała mnie mama –
co się stało.
- Spytaj jego – rzuciłam, wyminęłam
ich i poszłam prosto do pokoju.
Goście chyba pojechali, a ja słyszałam
jak mama prawi kazania tacie, jaka to zrobiłam się niewychowana i
arogancka. Później zaczęła obwiniać Shane'a, a tata stanął w
mojej obonie. Pozwiedzał, że to idealny chłopak dla mnie.
Opatrzyłam małe draśnięcia szkłem na dłoni i usiadłam na
łóżku.
- Znowu coś nabroiłaś? - Spytał
Shane z parapetu.
Uśmiechnęłam się i pokazałam
miejsce na łóżku, obok mnie. Przyszedł i położył się na boku,
przodem do mnie.
Opowiedziałam mu całą historię. Na
koniec przeczesał palcami włosy i powiedział:
- Brawo.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi po
schodach, więc wepchnęłam Shane'a do toalety. Usiadłam na łóżku
i czekałam. Drzwi się otworzyły i weszła mama.
- Nancy, możemy porozmawiać?
- Jeśli chcesz mi mówić złe rzeczy
na temat Shane'a to nie.
- Chodzi o Ivan'a – powiedziała
zakładając ręce na piesi.
- Dobierał się do mnie, dlatego go
oblałam. Ratowałam siebie.
- Nie mogłaś załatwić tego
kulturalniej? - Spojrzałam na nią spode łba – rozumiem, że nie
zmienisz zdania co do Shane'a?
- Nie.
- Możesz się z nim spotykać. Tylko
niech mnie omija.
Nie czekając na moją reakcję,
wyszła. Drzwi do toalety się otworzyły i rzuciłam się w ramiona
chłopaka. Ucałowałam go w policzek i prosząc by zaczekał,
przebrałam się. Założyłam krótkie spodenki i dużą koszulkę.
Wyszłam i zastałam Shane'a leżącego na łóżku. Położyłam się
obok i spytałam:
- O czym chciałeś ze mną
porozmawiać?
Podciągnął się trochę i widziałam,
że trudno jest mu to mówić. Minęło trochę czasu, zanim to z
siebie wydusił. W końcu rzekł:
- To co ci wszczepili jest jakby
trucizną.
- Jakby?
- Dowiedziałem się, że nazwa się to
Reduto lub jakoś tak. Nie jestem pewien, jednak wiem...
- Jak to działa – skończyłam za
niego i czekałam na resztę informacji.
- Najpierw osłabia twoje moce, a
później cię zabija.
Nic nie mówiąc odwróciłam się od
niego i położyłam na boku. Wiedziałam, że zaraz zacznę
panikować i polecą łzy, a nie chciałam by Shane to widział.
Zgasiłam lampkę i poczułam jak chłopak też się kładzie.
Przysunął się do mnie i objął mnie w talii, po czym schował
głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Przepraszam, że cię zawiodłem –
powiedział.
- To nie twoja wina – odparłam cicho
i zasnęłam.
Kiedy się obudziłam, nikogo nie było.
Nawet Shane'a, tylko kartka na komodzie. Musiałem uciekać,
ponieważ ktoś szedł. Przepraszam, wpadnę później. Shane
Wstałam, zrobiłam poranną toaletę i zeszłam zjeść śniadanie.
Kiedy
wypiłam kawę
i zjadłam połowę
grzanki, Connie uznała, że jestem chora. Trochę bolała mnie
głowa, lecz bardziej chodziło o to że mogę zginąć. Nie
chciałam. Bałam się śmierci. Wróciłam do łóżka i znów
zasnęłam.
Kiedy znów otworzyłam oczy spojrzałam
na zegarek. Była godzina siedemnasta. Spałam może cztery godziny.
Przewróciłam się na drugi bok i zobaczyłam Shane śpiącego na
plecach. Nie chciałam go obudzić, lecz on chyba nie spał.
- Dzień dobry śpiochu – mruknął
dając mi soczystego buziaka.
- Żaden śpioch ze mnie. Spałam tylko
cztery godziny.
Shane zrobił wielkie oczy i wybuchnął
szczerym śmiechem. Byłam trochę zaskoczona, lecz ten widok zawsze
mnie uszczęśliwiał.
- Czemu się śmiejesz? - Spytałam w
końcu.
- Cztery godziny? Kochanie, jest
niedziela.
Usiadłam jak oparzona i spojrzałam na
telefon. Shane miał rację. Na ekranie była niedziela. Zaczęłam
się śmiać i przytuliłam do chłopaka. On przestał i powiedział,
głaszcząc mnie po głowie.
- Jest nadzieja. Opowiedziałem o
wszystkim kumplowi, który siedzi w tym biznesie wyżej i dłużej.
Powiedział, że skoro jaśniej lśnisz to nie jesteś zwyczajną
ofiarą. Jeśli taka jest prawda, trucizna mogła się nie przyjąć.
- Jak to?
- Jeśli jesteś inna, twój organizm
jest odporniejszy i odrzucił truciznę. Zniszczył ją.
- Można się tego jakoś dowiedzieć?
Jakoś to potwierdzić?
- Czekać – odpowiedział szybko i
czułam, że jest to jakieś podejrzane.
- A jeszcze? - Kiedy nic nie
odpowiedział, podniosłam głowę i dodałam – Shane.
- Musiałabyś zginąć – zbladłam –
jeśli byś przeżyła, potwierdza się nasza teoria. Jednak jeśli
nie, zginiesz i doprowadzimy do podwójnej katastrofy.
- Podwójnej? - Spytałam słabo.
- Strażnicy będą mieli ułatwione
zadanie, co wiesz czym się może skończyć.
- A ta druga katastrofa?
- Stracę cię.
Kolejna część w niedzielę :)
ps. prośba
https://www.facebook.com/TweWlosyIUstaWpadajaWMeGusta dobijamy do 50 K do końca czerwca!
https://www.facebook.com/alkoholwekrwi?ref=hl
Z góry dzięki za lajki ;) (lakujecie tylko jeśli chcecie, żeby nie było)
https://www.facebook.com/TweWlosyIUstaWpadajaWMeGusta dobijamy do 50 K do końca czerwca!
https://www.facebook.com/alkoholwekrwi?ref=hl
Z góry dzięki za lajki ;) (lakujecie tylko jeśli chcecie, żeby nie było)
Świetnie piszesz. *.*
OdpowiedzUsuń