piątek, 20 marca 2015

TEN DZIWNY GOŚĆ / koniec

   Minął tydzień. Dziś idę na drugą randkę z Shadem. Idziemy do kina na jakiś dramat. Zgodził się bym to ja wybrała film. Umówiłam się z nim pod kinem. Idę przez miasto i mój dobry humor psuje Patrick, który tarasuje mi drogę.
   - Cześć Vera – mówi przeciągając samogłoski.
   - Czego chcesz? Trochę się śpieszę.
   - Na randkę? - Otwieram ze zdziwienia oczy – wiem, że spotykasz się z tym całym Shadem. Uważaj, to nie jest koleś dla ciebie.
   - A co? Ty niby jesteś?
   - Veronica – mówi mocno chwytając mnie za ramiona, a ja zaczynam powoli wpadać w panikę – Shade to zły człowiek. Nie powinnaś się z nim spotykać. Ze mną też nie musisz, ale lepiej trzymaj się od niego z daleka.
   Pluję mu w twarz, bo tylko tak mnie puści, a nie chcę wpaść w panikę. I po raz kolejny uderza mnie w twarz.
   - Żeby nie było, że nie ostrzegałem.
   Odchodzi i zostawia mnie samą z rozwaloną wargą. Pluję na ziemie śliną zmieszaną z krwią i dotykam wargi.
   - Co tu się przed chwilą stało? - Pytam sama siebie.
   Wyciągam telefon i przeglądam się w szkiełku. Świetnie. Dola warga jest rozcięta. Dzwonię do Shadea, nie mogę mu się tak pokazać.
   - Tak? - Pyta wesoło.
   - Shade, przepraszam, ale nie dam rady dziś się z tobą spotkać – mówię dalej i nie zauważam, że jestem praktycznie pod kinem. Miałam zawrócić. Cholera.
   Shade się rozłącza. Patrzę zdziwiona na telefon i widzę, że idzie w moją stronę. No to pięknie. Też ruszam w jego stronę i trzymam rękę przy ustach. Muszę ściemnić.
   Stajemy naprzeciw siebie.
   - Co się stało? - Pyta. Nie jest zły.
   - Źle się czuję i chyba złapało mnie jakieś choróbsko – mówię i kaszlę.
   On jednak mi nie wierzy, ponieważ robi krok w moją stronę i łapie mnie za rękę. Kiedy odciąga ją od mojej twarzy odwracam głowę. Nie chcę by się dowiedział. Chwyta mnie za podbródek i znów patrzę na niego. Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienia. Z łagodnej zrobił się wściekły.
   - Kto? - Pyta zaciskając zęby i starając się niczego nie uderzyć, bo tylko ja jestem pod ręką.
   Nie chcę mu powiedzieć. Boję się, że pójdzie i pobije Patricka, a ja nie lubię, kiedy ktoś się bije.
   - Shade...
   - Kto?
   Kręcę głową i mam łzy w oczach. Naprawdę nie chcę mu tego mówić.
   Przytula mnie i pozwala mi się wypłakać. Po raz kolejny płaczę przez tego idiotę Patricka. Teraz w dodatku przy chłopaku, który mi się podoba.
   - Chodźmy już – mówię i ocieram policzki – film się zaraz zacznie.
   Nie czekając na niego idę do kina. Shade jednak mnie wyprzedza, kupuje dwa bilety i zajmujemy swoje miejsca w środku.
   Nie patrzę na niego, choć czuję na sobie jego wzrok. Chwyta mnie za rękę i kciukiem masuje moją dłoń. Rozluźniam się trochę i wreszcie film się zaczyna.
   Kiedy wychodzimy Shade patrzy na mnie z uśmiecham i troską jednocześnie i pyta:
   - Płakałaś?
   - Jestem wrażliwa, okey? - Odgryzam się i smarkam w chusteczkę.
   - Nie wiedziałem, że aż tak.
   - To takie złe? - Staję pod jego autem i nie wsiadam. Nie lubię, gdy ktoś się śmieje z tego, że płaczę na filmach.
   - To urocze – odpowiada i odgarnia mi kosmyk włosów za ucho – nawet bardzo.
   - Super – mówię i powinnam wsiąść do samochodu, by pokazać, że jestem zła. Jednak nie potrafię mu się oprzeć.
   On robi jeszcze jeden krok w moją stronę i jest niebezpiecznie blisko.
   - Jak to jest z twoją zasadą całowania się na drugiej randce? - Pyta i muska kciukiem moją zranioną wargę.
   - To zależy.
   - Od czego?
   - Od wielu czynników – odpowiadam i poddaję mu się.
   Muskam delikatnie jego usta swoimi i po chwili pogrążamy się w poważnym pocałunku. Pamiętając, że nie bardzo lubi czyjś dotyk, kładę dłonie na jego twarzy, a on swoje na mojej talii i przysuwa mnie jeszcze bliżej.
   W końcu się od siebie odrywamy i Shade odzywa się pierwszy:
   - Warto było przemęczyć się całą pierwszą randkę.
   - Oj tak – dodaję.


   Minęły dwa tygodnie. Spotykaliśmy się częściej, aż pod koniec zapytał czy chcę spróbować. Oczywiście być z nim. Odparłam, że tak i teraz jesteśmy razem. Ta dam!
   Jednak ostatnie kilka dni dziwnie się zachowuje. Rzadko dzwoni i odpisuje i zaczynam się martwić, że nasz „związek” zaczyna się sypać.
   Postanowiłam dziś do niego pojechać. Bez zapowiedzi. Staję pod drzwiami i pukam dwa razy. Słyszę odgłosy kłótni w środku, więc pukam głośniej. Odgłosy nie cichną, ale Shade otwiera drzwi.
   - Co ty tu robisz? - Pyta wyraźnie zdziwiony.
   - Ja... Ekhm... Martwiłam się – mówię i dodaję – chyba przyszłam nie w porę. Przepraszam.
   - Nie, Veronica... - łapie mnie za rękę i wpuszcza do środka.
   W kuchni stoi Wes, jego przyjaciel.
   - Cześć – mówię.
   - Cześć – odpowiada – twój chłopak dziwnie się ostatnio zachowuje, bo jest idiotą.
   Patrzę zdziwiona to na niego, to na Shadea, który spuścił wzrok.
   - Coś się stało? - Pytam.
   - Musimy zerwać – mówi Shade bez ogródek, a ja otwieram buzię ze zdziwienia czekając na wyjaśnienia – mój tata jest w mieście. Nie chcę... Nie chcę by dowiedział się, że mam dziewczynę.   To zbyt niebezpieczne.
   - Co? O czym ty mówisz? Chcesz ze mną zerwać tylko dlatego, że twój tata jest w mieście?
   Jestem zła. I wciąż zaszokowana.
   - Shade miał kiedyś dziewczynę, którą kochał – mówi Wes, a ja odwracam się w jego stronę – jego tata się o tym dowiedział i ją zabił.
   Co? Patrzę się na niego oniemiała. Jak jego tata mógł to zrobić? I jak Wes może tak spokojnie o tym mówić?
   Odwracam się z powrotem w stronę Shadea i podchodzę do niego. Biorę jego twarz w dłonie i składam na jego ustach pocałunek zaskakując go tym.
   - Nie boję się twojego taty. I nie mam zamiaru dać mu się zastraszyć.
  
   Wes zaproponował by wraz z Shadem pokazali mi gdzie grają w bilard. Shade nie był do końca przekonany jednak się zgodził. Teraz więc siedzimy w jakimś klubie przy stoliku. Dołączył się do nas też Alex. Chłopaki rozmawiają na jakiś temat, jednak czuję, że Shade jest trochę spięty. W końcu Alex zaciąga go do gry i zostaję sama z Wesem.
   - Cieszę się, że cię poznał – mówi nagle, a ja patrzę na niego zdziwiona – dobrze mu to zrobiło. Po śmierci mamy. Poza tym zdziwiłem się, że pozwala ci się dotykać, więc to kolejny plus.
Uśmiecham się i oboje idziemy stanąć przy stole, żeby obserwować grę. Nagle ktoś łapie mnie od tyłu. Odwracam się i gwałtownie wciągam powietrze. To Patrick.
   - Mówiłem ci, żebyś trzymała się od niego z daleka – mówi wskazując na Shade – nie posłuchałaś.
   Wes go ode mnie opycha, a ja wpadam na Shadea. Otacza mnie ramieniem i mówi do Patricka:
   - Ja też ci coś powiem. Lepiej trzymaj się od niej z daleka. Jeszcze raz ją uderzysz to cię zabiję.
Stoję oniemiała. Skąd on wie? I dlaczego to powiedział? Bez zająknięcia. Na poważnie zagroził Patrickowi.
   - Sam ją od siebie właśnie odsunąłeś. Przecież jesteś potworem. Zwłaszcza dla niej – odgryza się Patrick.
   Shade jednak nie daje wyprowadzić się z równowagi. Ja nie jestem tak cierpliwa. Podchodzę do Patricka i z pięści walę go w twarz. Zatacza się do tyłu i łapię za prawy policzek. Mam dobre sierpowe i proste.
   Shade odsuwa mnie od niego i zatrzymuje jego pięść przed moja twarzą.
   Nagle, nawet nie wiem kiedy, ani w jaki sposób w klubie rozpętało się piekło. Wszyscy zaczęli się bić, a co gorsza zaczęli do siebie strzelać. W ręku Shade też dostrzegam broń i odruchowo się cofam. Zdąża mnie złapać i powalić na ziemię nim w głowę uderzyłoby mnie krzesło.
   - Dobry cios – mówi leżąc na mnie – przepraszam. Nie chciałem by do tego doszło.
   Kiwam głową, bo nie jestem w stanie nic powiedzieć.
   Shade bierze mnie na ręce i wynosi tylnym wyjściem z klubu. Stawia na ziemi i nie dotyka dopóki sama tego nie zechcę. Doceniam jego decyzję. Uspokajam oddech, a on chowa pistolet za pasek z tyłu spodni.
   - Co się tam stało? - Pytam.
   - Normalka – odpowiada jakby to była prawda.
   I jest. Ponieważ właśnie o tym życiu pisał Shade na początku znajomości. To jest to przed czym chciał mnie uchronić. Jego świat, do którego nie chciał mnie wplątywać.
   Patrzę na niego i wtulam się w jego ramiona. Mimo wszystkiego co się stało tam na sali, przy nim czuję się bezpiecznie.
  - Jest okey. Jest okey – powtarzam jakbym chciała przekonać siebie, a nie jego.
  - Wracajmy – mówi i idziemy do auta.
   W połowie drogi zatrzymujemy się. Pod samochodem stoi Alex, Wes i jeszcze jakiś mężczyzna, którego nie znam. Shade jednak chyba go zna, bo cały się napiął.
   - Tu jesteś! - Krzyczy mężczyzna i podchodzi do nas – długo cię nie widziałem. Miło poznać twoją dziewczynę.
   Oblizuje usta i nie muszę być jasnowidzem, by wiedzieć, że to jego tata.
   - Co u ciebie słychać? - Pyta jak gdyby nigdy nic.
   Łapię Shadea za rękę i nagle oblewa mnie fala odwagi. Mijamy jego tatę i stoimy pod samochodem, kiedy Shade się zatrzymuje. Widzę, że Wes i Alex też się napinają. Odwracam się i jego tata celuje do mnie z pistoletu. Shade zasłania mnie własnym ciałem i mówi:
   - Nie waż się jej tknąć.
   Jego tata najwyraźniej jest zaskoczony nagłą odwagą syna. Tak samo jak Wes i Alex. Ja jestem dumna. Postawił się ojcu, mimo że wcześniej nie widziałam ich razem w akcji. Ale słyszałam w jaki sposób się o nim wypowiada.
   - Proszę proszę – mówi jego ojciec chowając broń – co ta dziewczyna z tobą zrobiła? - Uśmiecha się i zanim odchodzi dodaje – przynajmniej będę miał zabawę w jej zabijaniu. Nie będzie nudno jak ostatnim razem. Do zobaczenia!
   Shade wciąż jest sztywny, ale mówi cicho:
   - Do auta – kiedy nikt się nie rusza dodaje ostrzej – już!
   Wes prowadzi, Alex siedzi obok, a ja i Shade z tyłu. Nie dotykamy się, nie patrzymy na siebie, nie rozmawiamy. Chłopaki odwożą mnie do domu.
   - Shade – postanawiam zacząć rozmowę. Odwraca się w moim kierunku – skąd wiedziałeś? O Patricku?
   - Nie jestem idiotą. Zresztą znam go. I trochę go szpiegowałem.
   Nie jest zawstydzony tym faktem, więc to też pewnie dla niego normalka.
  - Przepraszam – mówi – nie powinniśmy cię tu dziś zabierać. Wiesz, że najlepiej będzie jeśli będziesz się trzymała ode mnie z daleka?
   - Nie ma mowy – mówię twardo i przysuwam się do niego, a on się uśmiecha – powiedziałam, że nie boję się twojego ojca. To przy tobie jestem bezpieczna. I ani Patrick, ani twój tata nie zmuszą mnie bym od ciebie odeszła, tylko dlatego, że to jest twoje życie. Biorę cię z całym tym pakietem.
   Uśmiecham się i całuję go krótko.
   - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.
   Patrzę na Shade wielkimi oczami. Mówi poważnie. Bardzo poważnie.






Ta dam! Koniec :) Jak wam się podobało?
Jeśli chcecie bym w przeciągu dwóch tygodni coś jeszcze napisała i wstawiła napiszcie co chcielibyście przeczytać mojego autorstwa. Później mam praktyki i podejrzewam, że zacznę pisać drugi tom trylogii :) Więc jeśli chcecie bym coś jeszcze na szybko stworzyła, coś krótkiego jak to dajcie znać i napiszcie o czym ja mam napisać :)
xoxo

środa, 18 marca 2015

TEN DZIWNY GOŚĆ / 3

Mija miesiąc. Przez ten czas wydałam wiele pieniędzy na SMS i rozmowy z nim. Wiem o nim więcej, ale wciąż boję się spotkania. Zresztą na nowo zaczął mnie męczyć Patrick. I tym razem bardziej się do tego przykłada. Nie chce dać mi spokoju, co doprowadza mnie do szału i non-stop chodzę zła. Łatwo mnie wytrącić z równowagi.
Dzisiaj idziemy z dziewczynami na kawę do naszej ulubionej kawiarni. Kate i Tiffany siedzą na kanapie, ja i Lee na osobnych fotelach. Nagle rozmowa zjeżdża na Shade'a.
- Dlaczego rzadko używasz jego imienia? - Pyta Lee – ciągle tylko ten dziwny gość albo tajemniczy nieznajomy.
- Nie wiem, tak jakoś – odpowiadam i śmiejemy się – zostało mi.
- Kiedy się z nim spotkasz?
- Nie mam pojęcia. Coś czuję, że nadchodzi pora – odpowiadam lekko zestresowana – boję się, że teraz jest super, on jest taki... zajebisty, a potem kiedy się zaangażuję i zrobię sobie nadzieję, wszystko się spieprzy. Jak z Patrickiem. Przecież mam cela do dupków.
Cedzę i upijam łyk kawy. Dziewczyny nic nie mówią, co doprowadza mnie do większego szału. Wstaję i wycofując się mówię:
- Idę do łazienki.
Odwracam się i wpadam na jakieś – przystojnego – faceta.
Upadłabym gdyby mnie nie złapał w talii. Jednak czemu wciąż mnie nie puścił?
Kiedy wreszcie przestaję się na niego gapić i odzyskuję mowę mówię:
- Przepraszam. Powinnam uważać jak chodzę.
- Nigdy bym nie podejrzewał, że zachowujesz się jak typowa nastolatka z filmów. Chociaż miło widzieć, że nawet kiedy jesteś zażenowana wyglądasz uroczo.
Gapię się na niego z otwartą buzią, a jago następne słowa uderzają mnie w twarz.
- Miło też słyszeć, że jestem zajebisty.
Uśmiecha się ukazując rząd idealnie białych zębów.
To on. Shade. Mój tajemniczy nieznajomy. Ten dziwny gość. Przystojniak z seksownym głosem. Może to i płytkie, ale lepiej trafić nie mogłam.
- Miło cię wreszcie poznać – dukam i staję o własnych siłach, lecz on wciąż mnie nie puszcza – niestety są potrzeby ważniejsze niż ty. Między innymi siku.
Czerwienię się i uciekam do łazienki. Szybko stukam SMS do Lee:
- Ale przystojniak! Miazga!!!
Wracam, a Shade zastawia mi drogę do mojego stolika. Nie do wiary, że siedział tuż obok i wszystko słyszał.
- Skoro już się poznaliśmy – mówi z uśmiechem – co powiesz, żebyśmy spotkali się jutro?
- Jutro? - Powtarzam jak głupek.
- Nie wyjdziesz na typową sukę. Mówiłem ci, że warto było czekać na moją urodę – mówi z uśmiechem i wiem, że żartuje.
Wspominałam mu o tym, że boję się go spotkać, żeby potem nie było przypału.
- Byłabym typową suką, gdybym powiedziała, że z przyjemnością się z tobą spotkam?
- Byłabyś, gdybyś odmówiła.
Uśmiecham się, a on narzuca kurtkę. Zanim wyjdzie, nachyla się nade mną i szepcze do ucha:
- Warto było czekać na twoją reakcję.
Potem całuje mnie w policzek i wychodzi z kawiarni.
Padam na fotem i wypuszczam powietrze. Dziewczyny wciąż mają otwarte ze zdziwienia buzie.


Siedzę na ostatniej lekcji i dostaję SMS.
- O której kończysz? :)
Shade.
- Za dziesięć minut.
- Będę czekał pod szkołą :).
- Denerwujesz się? - Pyta szeptem Lee, a ja w odpowiedzi kiwam głową.
Jak cholera.
Ubieram się, poprawiam włosy i usta kredką z fioletową poświatą, pytam dziewczyn jak wyglądam i po ich uniesionych w górę kciukach wychodzę przed szkołę.
Shade stoi oparty o Range Rovera i uśmiecha się na mój widok. Jego uśmiech... dech w piersi zapiera.
- Cześć – mówię nieśmiało stając naprzeciw.
- Cześć.
Odpowiada i otwiera mi drzwi, po czym sam wsiada za kierownicą i rusza.
Przez chwilę siedzimy w ciszy, z radia leci jakaś piosenka, lecz ja oglądam auto. Moje wymarzone auto.
- Pytaj – mówi Shade z uśmiechem.
- Gdzie jedziemy?
- To raczej nie jest to o co chcesz zapytać odkąd wsiadłaś. A poza tym to niespodzianka.
Mrużę oczy, ale zadaję właściwe pytanie:
- Skąd masz to auto?
- To Wesa – mówi – kupił sobie za zarobione pieniądze w grze.
- Grze? Ach tak, bilard – odpowiadam sama sobie przywołując nasze rozmowy z początku znajomości.
Dojeżdżamy do jakiegoś wysokiego bloku i wjeżdżamy na parking.
- Jedziemy do ciebie? - Pytam z lekkim niepokojem w głosie, a on kiwa głową – ale nie jesteś psychopatą, prawda?
Śmieje się i odpowiada:
- Ty znowu swoje. Już ci mówiłem nie jestem psychopatą, jednak podejrzewam, że nie jestem dla ciebie odpowiedni.
Gasi silnik, lecz żadne z nas nie wysiada. Wpatruję się w niego, a on przed siebie i mówi dalej.
- Nie mogę przestać o tobie myśleć. Nie miałem czegoś takiego z żadną dziewczyną, dlatego nie odpuściłem. Wiem, że znajomość ze mną naraża cię na pewnie niebezpieczeństwo i zrozumiem jeśli nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego.
Spogląda mi w oczy i pierwszy raz w życiu widzę prawdziwie smutne spojrzenie. Przełykam ślinę i odpowiadam drżącym głosem.
- Nie chcę po prostu żebyś mnie skrzywdził.
- Nie skrzywdzę cię – odpowiada zdziwiony jakby nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Ani emocjonalnie, ani fizycznie? - Pytam przypominając sobie obietnice Patricka. On też obracał się w podobnym towarzystwie.
- Co do emocji to nie będę nic mówił, bo nie potrafię przewidzieć przyszłości. Lecz nigdy cię nie uderzę. Nie wiem dlaczego tak pomyślałaś.
- Nieważne. Po prostu już chodźmy.
Uśmiecham się i wysiadam. On za mną i prowadzi mnie do windy. Wciska piąte piętro i ruszamy.
- Czemu pomalowałaś usta szminką? - Pyta nagle z uśmiechem.
- Mam zasadę, że nie całuję się z chłopakiem na pierwszej randce – odpowiadam – i to nie szminka, tylko kredka.
- Cokolwiek to jest, myślisz, że mnie powstrzyma? - Unosi do góry brwi i ma rację.
- Nie jesteś zbyt pewny siebie? - Pytam.
- Nie. Ale to nie zmienia faktu, że nie oprzesz mi się, kiedy będę chciał cię pocałować.
- Może się założymy? - Prostuję się i unoszę prawą brew.
- Dobra. Do końca będę stwarzał sytuację, w których każda dziewczyna rzuciłaby się na mnie z ustami. Nie pocałuję cię póki ty tego nie zechcesz, co nie znaczy że nie będę cię prowokował.
Oblizuję usta i wyciągam rękę.
- Zgoda. Jeśli wygram ja wybieram miejsce na drugą randkę, jeśli ty wygrasz, ty wybierasz.
- Nie jesteś zbyt pewna siebie? Liczysz na drugą randkę? - Przedrzeźnia mnie, lecz oddaje uścisk dłoni, co znaczy, że układ został zawarty.
Wysiadamy w ciszy i kiedy wkłada klucz do dziurki w drzwiach pyta:
- Milczysz, bo wpakowałaś się właśnie w niezłe bagno?
- Milczę, bo zastanawiam się, gdzie pójdziemy na drugą randkę.
Otwiera przede mną drzwi, a ja wchodzę do ładnie urządzonego mieszkania. Czuję, że Shade jest za mną i, gdy tylko słyszę psa chowam się w jego ramionach i cała się trzęsę.
- Veronica? - Pyta z troską w głosie – co jest?
- Nie mówiłeś, że masz psa – syczę patrząc na wielkiego owczarka niemieckiego.
- To jest Rocky. Pies Wesa, nie zrobi ci krzywdy, musi cię tylko obwąchać – mówi Shade i znajduję się na długość jego ramienia – dobrze?
Kiwam głową i czuję, że do oczu napływają mi łzy. Pies mnie okrąża, obwąchuje i siada pod moimi nogami. Kładzie głowę obok nich i idzie sobie na komendę Shadea.
- Wszystko gra? - Pyta ocierając mi łzę z policzka.
Kiwam głową i uśmiecham się.

Siedzimy przy blacie w kuchni i jemy spaghetti, które Shade ugotował. Jest przepyszne.
- Masz coś do picia? - Pytam.
- Sok w lodówce. Wybacz, zapomniałem zaproponować – mówi i wstaję, lecz zbywam go machnięciem reki, ponieważ ja siedzę w wewnętrznej stronie kuchni.
Otwieram lodówkę i wyciągam pomarańczowy sok. Odwracam się i Shade stoi za mną.
- Czekałeś na tą chwilę, co? - Pytam, a on się uśmiecha i wyjmuje mi sok z ręki, po czym nalewa do dwóch szklanek.

Kończymy jedzenie i pytam:
- Który to twój pokój?
- Ostatni.
Odpowiada i zanim zdąży coś dodać otwieram do niego drzwi.
Zamiast łóżka ma materac naprzeciw mnie, na prawo od niego jest wielkie balkonowe okno z pięknym widokiem na miasto.
Kładę się na jego łóżku i czekam aż wejdzie. Jego reakcja mnie zaskakuje. Zatrzymuje się w progu i opiera o framugę.
- Co? - Pytam słodko.
- Widok ciebie w moim łóżku jest nie do opisania.
Wstaję i rumienię się. Wiem, że gdybym tam została, doszłoby do czegoś, przed czym nie umiałabym się powstrzymać.
- To twoja mama? - Pytam pokazując na zdjęcie na półce, a on kiwa głową – ładna.
Podchodzi do mnie i chwyta mnie w talii.
- Zmieńmy temat – mówi.
- Czemu? - Unosi brew chyba trochę urażony, lecz mnie nie puszcza – czemu nie chcesz opowiedzieć mi o swojej mamie, albo tacie? Ty wiesz wszystko o mojej rodzinie – spuszczam wzrok bojąc się, że Shade zaraz odejdzie. W dodatku zły.
On jednak unosi mój podbródek i każe spojrzeć na siebie. Nic nie mówi, jego oczy wyrażają więcej smutku niż jakiekolwiek słowa. Nie wiem czemu, ale go przytulam. Zaskakuję go tym, ponieważ dopiero po chwili odwzajemnia uścisk. Zaczynam jeździć palcem po jego plecach czując pod koszulką mięśnie. Nagle chwyta moją dłoń trochę zbyt mocno.
- Shade? - Pytam drżącym głosem, a on poluźnia uchwyt, lecz wciąż trzyma jakby się bał, że odejdę – co się dzieje?
Opiera czoło o moje czoło i naprawdę mam ochotę go pocałować. Widzę, że się uśmiecha.
- Twarda jesteś – mówi i ciągnie mnie na łóżko.
Kładziemy się i wciąż jestem trochę oszołomiona jego zmiennym zachowaniem. Trochę przypomina mi Patricka. A przecież mówił...
Leżę przy ścianie twarzą do niego, a on po zewnętrznej stronie.
- Przepraszam – mówi – po prostu... miałem trudne dzieciństwo.
- Twój tata – domyślam się o co chodzi, lecz boję się to powiedzieć głośno – czy on cię molestował?
Zamyka oczy i wiem, że trafiłam w sedno. On się go boi. Boi się własnego ojca.
- Miałem sześć lat. Przed pięć lat przychodził do mojego pokoju. Noc w noc – głos mu drży.
- Przykro mi – mówię cicho, bo na nic innego mnie nie stać – dlatego nie lubisz czyjegoś dotyku?
Mam na myśli akcję przed chwilą. Kiwa głową, więc odruchowo zabieram rękę z jego ramienia, którą położyłam tam przed chwilą.
- Nie – szepcze.
Bierze moją rękę, całuje ją, po czym sama kładę ją z powrotem na jego ramię. Przysuwam się do niego i zaczynam smyrać go po ramieniu.
- W twoim dotyku jest coś innego – mówi wciąż cicho.
Uśmiecham się na te słowa. Jednak w głębi duszy nienawidzę jego ojca. Jak można coś takiego zrobić dziecku?

Stoimy przed moim domem. Cały dzień leżeliśmy i rozmawialiśmy. Potem Shade mnie odwiózł.
- Cholernie twarda sztuka z ciebie – śmieje się i głaszcze mój policzek – przykro mi, że zjechaliśmy dziś na te tematy. Nie tak to sobie wyobrażałem.
- A jak? Że rzucę się na ciebie i będę chciała polecieć w ślinę? - Śmiejemy się i dodaję – dobrze się bawiłam. I wygrałam, więc na drugą randkę idziemy w przyszłym tygodniu. Do kina.
Śmieje się znowu, więc całuję go w policzek i wchodzę do domu.



Kolejna część w piątek :)
Jak wam się podoba do tej pory? :)
xoxo

poniedziałek, 16 marca 2015

TEN DZIWNY GOŚĆ / 2

   - Rozmawialiśmy godzinę. Ma taki seksowny głos, że nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem – mówię dziewczynom w szkole.
   - Czyli jesteście już na etapie rozmawiania. Uważaj, niedługo nadejdzie spotkanie – śmieje się Kate, a ja zastygam w bezruchu.
   - Vera? Co się stało? - Pytają.
   Siadam na ławce, one obok i Tiffany pyta:
   - Boisz się, że jest brzydki?
   - Boję się, że jeśli tak to wyjdę na typową sukę, czyli urwę z nim kontakt.
   - Przestań – pociesza mnie Lee – będzie dobrze. Sama mówiłaś, że jest pewny siebie. Nie byłby, gdyby był brzydki. Zresztą nawet jeśli, to zrobił na tobie ogromne wrażenie charakterem. Wszystko będzie dobrze.
   Uśmiecham się do niej nieśmiało i kiwam głową.

   Jest wieczór. Siedzę na Facebooku i postanawiam poszukać Shadea. Przecież gdzieś musi być. Niemożliwe by nigdzie nie było o nim wzmianki.
   Kiedy jednak moje poszukiwania nie dają rezultatów dzwonię do niego. Po raz pierwszy to ja wykonuję ten krok i odzywam się.
   - Cześć – mówię za wstępie trochę zbyt entuzjastycznie.
   - Cześć – odpowiada lekko zdziwiony.
   - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - Pytam słysząc w tle jakieś hałasy i śmiechy.
   - Nie. Poczekaj chwilę – mówi do mnie i słyszę jak kogoś krzyczy: „Veronica!”. Po chwili znów odzywa się do mnie, a w tle słyszę ciszę – co tam?
   - Czemu nigdzie nie mogę cię zaleźć?
   - Szukałaś mnie?
   - Tak. Facebook, Twitter, Instagram i masa innych głupich stron. Nigdzie. Zero.
   Śmieje się.
   - Nie mam nigdzie konta, więc nie znajdziesz mnie. Jestem anonimowy.
   - Tak, to już zauważałam – odcinam się i dodaję – mógłbyś chociaż powiedzieć skąd masz mój numer? Wciąż mnie to ciekawi.
   - Nie wiedziałem, że jesteś niecierpliwa Veronico. Nie powiem ci, jeszcze nie teraz.
   Odpowiada ze śmiechem, a ja uświadamiam sobie jak bardzo podoba mi się, gdy zwraca się do mnie pełnym imieniem.
   - Mam dla ciebie jednak pewną wskazówkę – mówi nagle i nie muszę go zachęcać, by kontynuował – mam na kciuku prawej ręki pierścionek.
    - Dziewictwa?
   - Nie – śmieje się – lubię twoją szczerość. To pierścionek mojej mamy.
   - I to ma być wskazówka? - Unoszę brwi i zdaję sobie z tego sprawę, że on tego nie widzi – może jeszcze jakaś podpowiedź? - Pytam ironicznie.


   Idę po mieście z Lee i rozmawiamy o pierdołach, kiedy dostaję SMS. Zatrzymuję się w półkroku kiedy go czytam.
   - Cholernie ładnie dziś wyglądasz i masz piękny uśmiech. :)
   - Co się stało? - Pyta przyjaciółka, a kiedy zagląda mi przez ramię, gwiżdże.
   Spisuje jego numer i dzwoni. Ja oglądam się w jedną stronę, ona w drugą. Jej połączenie zostaje odrzucone, a ja dostaje kolejnego SMS.
  - Nic z tego, tak łatwo się nie dam :).
   - Cholera – rzucam i odpisuję.
   - Śledzisz mnie?
   Nie powiem, zaczyna mnie trochę przerażać.
   - Może coś sobie ubzdurałaś – mówi Lee widząc jak wysyłam wiadomość.
   - Może :).
   Odpisuje i widzę jak jakiś chłopak przede mną chowa do tylnej kieszeni telefon. Prawa ręka. Pierścionek na kciuku.
   Chwytam Lee za rękaw i ciągnę ją za nieznajomym, z nadzieją, że to ON. Nie odpisuję mu. Wciąż biegniemy za gościem ubranym na czarno z okularami. To on, to musi być on.
   Nagle znika w tłumie.
   - Niech to szlag!
   Klnę i rozglądam się za nim. Dostaję SMS.
   - Uff... Było blisko :) Odezwę się później :).
   - Vera?
   - To on. Ten facet. On, musiał być. Cholera jasna.
   Ciężko dyszę i daję za wygraną.


   Czekamy na autobus i ktoś do nas podchodzi. To Chris, mój kolega z dzieciństwa, który wyjechał za granicę. Przytulam się z nim i zaczynamy rozmawiać. Nie widzieliśmy się dwa lata. Mamy trochę do nadrobienia, więc umawiamy się na spotkanie na przyszły tydzień, zanim znowu wyjedzie.
   Nim odejdzie do auta ktoś przechodzi obok i potrąca go. Facet nawet się nie odwróci, nie przeprosi. Po prostu idzie przed siebie jak król.
  - Idiota – mruczę pod nosem.

    Siedzę i oglądam serial na laptopie, kiedy dostaję SMS.
   - Kto to był?
   TEN DZIWNY GOŚĆ PO RAZ PPIERWSZY NIE DAŁ NA POWITANIE UŚMIECHNIĘTEJ BUŹKI
   - Wyczuwam zazdrość :) - odpisuję. Teraz to ja jestem górą.
   - Czemu?
   - Wydajesz się być zły :)
   Nie odpisuje, więc postanawiam naprostować sytuację.
   - Kolega z dzieciństwa.
   - :)
  Tylko tyle? Rzucam telefon na fotel i nie odpiszę mu dzisiaj. Zdenerwował mnie. Najpierw jest zazdrosny, a potem zmienia oblicze i znów wysyła buźkę. Co za typ!

   Siedzimy na stołówce. Jest pora lunchu. Dostaję SMS.
   - Jestem gotowy, żeby się z tobą spotka :).
    Pokazuję go dziewczynom i moja odpowiedź ich zadziwia.
   - Nie.
   Cisza, cisza i jeszcze raz cisza. Jestem dzisiaj zła.
   Mija dziesięć minut i dostaję odpowiedź, nad którą musiał chyba myśleć wieczność...
   - …
   - Wczoraj byłeś zazdrosny i zły, teraz nagle znów jesteś milutki? Spotkam się z tobą, kiedy to ja będę gotowa.
   - Nie przesadzasz? - Pyta Kate, a ja mierzę ją wzrokiem i dziewczyny zmieniają temat.
   - Rozumiem – odpisuje – na nowo muszę wkupić się w twoje łaski? :)

   - Tak.





No i jak? :) Kolejna część w środę! :)
Dzisiaj poszła książka na konkurs, więc trzymajcie kciuki, żeby Ostatni Zwiadowca wygrał!!!
xoxo

sobota, 14 marca 2015

TEN DZIWNY GOŚĆ / 1

- Hej :).
Wracam autobusem do domu i dostaję właśnie taką wiadomość. Pokazuję Lee telefon, a ona robi wielkie oczy ze zdziwienia i ustami pyta kto to. Obie słuchamy muzyki, więc nie chce nam się wyciągać z uszu słuchawek, żeby pogadać. Wzruszam więc ramionami i odpisuję:
- Hej. Znamy się?
- Jestem Shade. A ty Veronica :) - odpisuje szybko i znowu wstawia tą wnerwiającą buźkę.
- Okey... Skąd masz mój numer? - To chyba najbardziej trafne pytanie jakie mogłam zadać.
- Od twojej koleżanki :).
- Jakiej?
Nie odpisuje. Znów pokazuję telefon Lee, a ona uśmiecha się i unosi brwi jakby chciała mi przekazać „Do dzieła dziewczyno!”. Przewracam oczami i znów wsłuchuję się w piosenkę. Mija chwila i czuję wibracje. Kolejny SMS.
- Czy to ważne? :)
Jak jeszcze raz wyśle buźkę to rozwalę telefon.
- Mamy zwykły, piękny dzień. Wracam sobie do domu słuchając muzyki i nagle pisze do mnie jakiś nieznajomy koleś, który za dużo o mnie wie. Pierwsza myśl – psychopata. Więc tak, ważne jest dla mnie która z moich koleżanek dała ci mój numer.
Znów chwila zanim odpisze. Zastanawiam się, która była taka mądra i rozdała mój numer. Nie cierpię tego i jak się dowiem, kto to zrobił nie będzie miło.
Wyciągam słuchawki z uszu i chowam je do kieszeni kurtki, ponieważ za chwilę wysiadam. Lee też pauzuje muzykę i czuję, że chce mi coś powiedzieć w związku z tajemniczym nieznajomym.
- Co? - Unoszę lewą brew czekając na to co powie.
- Może to dobry... - oblizuje usta – może to dobry sposób, by zapomnieć o Patricku?
Wie, że nie lubię kiedy ktoś o nim wspomina i zawsze wpadam w szał. Teraz jednak kiwam głową i odpowiadam:
- A co jeśli to jakiś żart? Jakiś jego kolega albo gorzej- on sam? Nie chcę się pakować w kolejne bagno i nawet nie znam tego gościa.
- Może to szansa, żeby go poznać? Tym razem polecisz na charakter, nie na wygląd.
Mierzę ją wzrokiem, nic nie odpowiadam i wysiadam.
Idę do domu i padam na łóżko.
Patrick to mój były. Przystojny głupek. Poznałam go jakieś dwa lata temu, po pół roku już byliśmy razem i wszystko świetnie się układało. Do czasu. Miesiąc temu zaczął się dziwnie zachowywać. Chciał wymusić na mnie pójście z nim do łóżka, a kiedy odmówiłam uderzył mnie. Oddałam mu. Mam dwóch starszych braci, więc umiem się bić i łatwo zaleźć mi za skórę. Jednak tym razem to nie było najmądrzejsze, bo Patrick mocno chwycił mnie za ramiona i zaczął szarpać. Do teraz czuję ból jak o tym pomyślę. Oczywiście zerwałam z nim, lecz on zaczął przepraszać, błagać o drugą szansę, obiecał, że to się więcej nie powtórzy. Nie wróciłam do niego tylko dzięki Lee. Początki znów bycia wolną były trudne, ale dzięki przyjaciółce się to udało. Jednak miała trochę racji, co do tego, że poleciałam na jego wygląd.
Poznaliśmy się na imprezie. Nie ma co... Idealne miejsce do szukania chłopaka. Ale się stało. Rozmawiałam z miłym gościem, ale nagle podszedł on i olśnił mnie wyglądem. Do teraz mi głupio, że zachowałam się trochę jak typowa suka.
Słyszę dźwięk SMS. Patrzę na telefon, a tam ten sam nieznany numer.
- Możemy się poznać. Wtedy się dowiesz czy jestem psychopatą, czy nie. :)
Wydaję z siebie jęk frustracji i dochodzę do wniosku, że Lee miała rację. To dobry sposób, by zapomnieć.
- Okey. Spotkajmy się :)
- Nie. :)
Siadam. Co do cholery?
- Nie rozumiem.
- Chodzi o to, że tak będzie lepiej dla ciebie. Kręcę się w złym towarzystwie, można by rzec, że należę do ludzi, którzy zostali wpakowani w pewne bagno i nie dali rady się wykręcić :). Lepiej dla ciebie, jeśli nikt nie zobaczy cię ze mną.
- Złe towarzystwo? Co trafiłeś do paki za morderstwo?
- Nie. Tacy jak ja nie trafiają do więzienia :). Ale dość już o tym. Powiedz mi co robisz? :)
Zastanawiam się co odpisać. Lee miała rację, ale przecież nie znam tego kolesia. Nie wiem kim jest, a po tym opisie coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jest psychopatą.
- Śpię.
Odpisuję i rzucam telefon w kąt.

Tydzień później. Wchodzę do szkoły i widzę koleżanki. Siadam do stolika i pierwsza zadaje pytanie Tiffany:
- I co, dalej z nim piszesz?
Kiwam głową, a one zaczynają rozmawiać na ten temat.
To prawda, przez ostatni tydzień dużo pisałam z nieznajomym. Nazwałam go nawet w telefonie TEN DZIWNY KOLEŚ. Dowiedziałam się też dużo o nim. Wiem, że mieszka z dwoma przyjaciółmi: Thomasem, na którego wszyscy mówią Wes i Alexem. Jest ode mnie dwa lata starszy, a ja jestem w ostatniej klasie liceum. Jakimś dziwnym trafem wiem, że jego mama zmarła pół roku temu i wtedy właśnie zamieszkał z przyjaciółmi w nowym mieszkaniu. Jego tata jak on to ujął – jest bezużyteczny. On go wpakował w to co teraz robi. A kiedy wypytywałam co to jest zmieniał temat. Drażniące, ale nie będę go zmuszać.
Dowiedziałam się także innych rzeczy, o które nigdy bym nie wypytywała chłopaka. Takie tematy przez jakie my przebrnęliśmy widziałam tylko w kiepskich komediach romantycznych. Na przykład ulubiony kolor, co lubi jeść albo jakiej muzyki słucha. Połowa z tematów sama się nasuwała, o resztę pytał. I to jest to co najbardziej mi się w nim spodobało. Pytał mnie, wykazywał zainteresowanie moją osobą, był taki jaki jeszcze żaden facet wobec mnie. Zwłaszcza Patrick.
Dlatego coraz bardziej się przekonuję do dziwnego nieznajomego i wciąż nie wiem jak wygląda.
- Veronica – wyrywa mnie z zamyśleń Kate – pytałam jaki jest?
Śmieje się, a ja odpowiadam:
- Trochę zarozumiały i bardzo pewny siebie – dziewczyny patrzą na mnie jak na idiotkę, więc dodaję – ale mimo wszystko bardzo...
Kiedy szukam odpowiedniego słowa, Lee mówi:
- Podoba ci się i już. Nie zaprzeczaj.
Uśmiecham się, a Tiffany komentuje to w sposób podobny do niej:
- Przecież go nie widziała, jak może się jej podobać?
- Nie wszyscy są tak płytcy jak ty i dla niektórych liczy się też charakter – odpowiada Lee i tym samym zamyka buzię Tiffany.

- Co tam? :)
Dostaję SMS na Historii Stanów i ukradkiem go odczytuję. Profesor Boltmon nie lubi, gdy ktoś używa komórek na jego lekcji.
- Dlaczego zawsze w pierwszym SMS, a raczej w każdym używasz tej cholernie uśmiechniętej buźki? ;)
- A czemu nie? :)
Odpisuje.
Widzę, że profesor mruży oczy w moją stronę, więc stukam szybkie:
- Mam lekcję, nie mogę pisać, odezwę się potem.
- Okey :(.
Smutna buźka. On wie jak mnie rozśmieszyć. Paradoks. Totalny paradoks i chaos. Tak właśnie wygląda moje życie.

Siedzę na podłodze i płaczę. Idąc na autobus wpadłam na Patricka. Była mała szarpanina, trochę mnie powyzywał, później przepraszam i błagał, bym do niego wróciła. Jestem wrażliwa, ale przy ludziach nie pokazałam słabości, więc wybuchnęłam płaczem, gdy tylko weszłam do domu.
- Hej :).
Dostaję SMS od NIEGO. Nie mam siły nic odpisać, tylko zaczynam płakać jeszcze bardziej. Dostaję więc kolejnego:
- Zajęta? ;)
Znów nie odpisuję, bo nie wiem co miałabym odpisać. Potrzebuję z kimś pogadać i zastanawiam się czy nie zadzwonić do Lee, ale ona pewnie jest z chłopakiem. Zresztą co miałbym jej powiedzieć? Że płaczę przez tego idiotę Patricka?
- Veronica, wszystko w porządku?
Kolejny SMS od NIEGO i brak odpowiedzi z mojej strony. Kładę się w pozycji embrionalnej i próbuję uspokoić oddech. Po chwili słyszę piosenkę Madonny, którą mam ustawioną na dzwonek. Odbieram nie patrząc nawet kto to. Zresztą pewnie to Lee, albo mama dzwoni z pracy i poprosi o ugotowanie obiadu. Siadam i pytam zasmarkana:
- Halo?
- Co się stało?
Słyszę seksowny, przejęty głos. Nie jest to ani Lee, ani mama. Nie. To ON. On z cholernie seksownym głosem. Nie wiedziałam, że dźwięk wychodzący z męskiego gardła może wywołać ciarki na moim ciele.
- Kto mówi?
Idiotka.
Słyszę lekki śmiech.
- Shade – wypuszczam wstrzymywane powietrze. Bardzo chciałam, żeby to powiedzieć. Czemu? Nie wiem – płaczesz. Co się stało?
- Nic takiego – odpowiadam – zadzwoniłeś – jest to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Pomyślałem, że wskoczymy na wyższy poziom – znowu śmiech – zresztą nie odpisywałaś i uznałem, że coś się stało. Miałem rację. Powiedz.
Chwila ciszy. Zastanawiam się czy otworzyć się przed nim z czymś bardzo intymnym. No może nie tak bardzo, ale...
- Spotkałam dzisiaj mojego ex i nie było fajnie – cisza, która zachęca mnie bym mówiła dalej – zerwałam z nim kilka miesięcy temu, bo nie był dobrym chłopakiem.
- I teraz cię nęka? - Czyżbym usłyszała w jego glosie złość?
- Tak jakby.
Cisza. W końcu on się odzywa:
- Nie powinnaś płakać przez idiotę, który zmarnował swoją szansę. Powinnaś się cieszyć, że oddał ją komuś kto na ciebie zasłysz.

- Wiesz jak pocieszyć dziewczynę.





Obiecałam jakieś krótkie opowiadanie póki mam przerwę, więc oto one :) 
Kolejna część w poniedziałek :)
Dajcie znać co myślicie :)
xoxo