czwartek, 29 maja 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 14

W środę wróciłam do domu sama. Nie chciałam dzwonić po Natea, zresztą pojechałam jeszcze na zakupy. Viena wciąż jest smutna, ale spędza dużo czasu ze mną i Nashem. Szkoda mi, że będą musieli się rozstać. W końcu trafiła na kogoś porządnego.
Nate spał. Od wczoraj nie wychodził z pokoju. Wieczorem udało mi się go złapać. Było grubo po jedenastej, a on siedział w salonie.
- Cześć. Jestem Nadia – usiadłam obok i wyciągnęłam do niego rękę – my się chyba nie znamy. Przypominasz mi pewnego Natea. Mieszka tu, lecz od wczoraj nie wychodzi z pokoju.
Zaśmialiśmy się.
- Wszystko w porządku? - Spytałam.
- Tak, po prostu... Zresztą nieważne. Mów lepiej jak sobie radzisz? - Uniosłam brwi – z tą całą przeprowadzką Vieny.
- Nash ci powiedział? - Kiwnął głową – jest ciężko, ale obiecałyśmy sobie, że nie będziemy płakać. Poradzimy sobie. A kiedy skończy szkołę tam, wróci tu – zaśmiałam się smutno i dodałam – czy to nie dziwne? Jej mama jest dziana, a zalega ze spłatą kredytu.
Nate długo myślał nad odpowiedzią, której wreszcie mi udzielił:
- Może zaczęły kończyć im się pieniądze, a nie chciała przyznać, że tak jest.
Wzruszyłam ramionami i zapytałam z innej beczki:
- W piątek impreza. Pójdziemy?
- Nie po tym co zdarzyło się ostatnio.
- Nate – uciszył mnie gestem dłoni, ale nie dawałam za wygraną – ale to pożegnalna impreza dla Vieny! Bart organizuje. Muszę tam być. Dla niej.
Dodałam cicho i chyba to zmiękczyło Natea, ponieważ kiwnął głową. Uśmiechnęłam się, lecz po chwili zaczęłam płakać. Nie wiem czemu. Tak po prostu. Chyba właśnie teraz dotarło do mnie, że Viena naprawdę wyjeżdża. Wciąż myślałam, że to zły sen, albo głupi dowcip. Jednak to jest prawdziwe. Ona naprawdę wyjeżdża.
- Nadia...
Zaczął Nate, lecz lepiej zrobił przytulając mnie. To pomogło bardziej. Nie chciałam by mnie okłamywał mówiąc, że będzie dobrze i te wszystkie bzdety. Chciałam usłyszeć prawdę. A przytulenie było najlepszym sposobem na wszystko.

W piątek po szkole ubrałam czarne legginsy, biały top za tyłek i skórę. Włosy lekko podtapirowałam, pomalowałam się i założyłam buty za kostkę. Była piąta, a impreza zaczynała się o ósmej, jak zawsze zresztą. Obiecałam jednak Bartowi, że wraz z Natem przyjedziemy wcześniej i pomożemy mu wszystko przygotować. Zeszłam na dół, a Nate był ubrany od pasa w dół tak samo jak na poprzedniej zabawie. Tylko, że też założył biały T-shirt i skórę.
- Ale się dobraliśmy – rzuciłam, gdy otwierał mi drzwi.
Obdarzył mnie jednym ze swoich słynnych uśmiechów i pojechaliśmy do Barta.

Była ósma i wszystko było gotowe. Ludzie zaczęli się zbierać. Mieliśmy nawet baner „Żegnaj Viena, będziemy tęsknić!” , który wydawał się być trochę kiczowaty, ale przyjaciółka lubi takie rzeczy. O dziewiątej wszyscy pili i bawili się w najlepsze. Nie miałam od godziny Vieny tylko dla siebie. Każdy chciał jej powiedzieć jakieś dobre słowo na pożegnanie. Gdy w końcu udało mi się ją złapać, zaciągnęła mnie do tańca.
- Muszę odetchnąć! - Krzyknęła do mnie.
Znowu przetańczyłyśmy czterdzieści minut i padłyśmy koło Natea i Nasha.
- Wiecie, że macie tu najlepsze ruchy – rzucił do nas Nash z uśmiechem.
- Wiemy, wiemy.
Ukłoniłyśmy się i napiłyśmy.
- Strasznie będę za tym tęsknić – powiedziałam do przyjaciółki.
- Hej! Obiecałyśmy sobie nie ryczeć! - Zaśmiałam się, a ona powiedziała – idę z Nashem się przejść. Chcę z nim porozmawiać.
Kiwnęłam jej głowa, a oni zniknęli za drzwiami. Nate zbliżył się do mnie.
- Wszystko w porządku? - Spytałam, bo nie wyglądał na szczęśliwego – jeśli chcesz wracać...
- Nie – przerwał mi – pójdę się rozejrzeć. Chcę sprawdzić czy nikt nieproszony się tutaj nie pałęta.
Skinąłem mu i po chwili znalazłam się z Bartem w tańcu. Potem dołączyła Viena i kilka innych dziewczyn. Koło północy usiadłam wyczerpana na blacie w kuchni. Piłam piwo, drugie już, kiedy podszedł do mnie Nate i kładąc rękę nad moim kolanem spytał:
- Dobrze się bawisz?
- Tak, ale jestem też strasznie zmęczona. Cieszę się jednak, że Vienie się podoba.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak szczęśliwa przyjaciółka wywija na parkiecie.
- Coś podejrzanego na zewnątrz? - Spytałam, lecz Nate zapatrzył się na Vienę i Nasha. Pomachałam mu ręką przed nosem i, kiedy się ocknął dodałam – ziemia do Natea.
- Przepraszam, po postu...
- Po prostu chcesz się nacieszyć nieszczęściem jakie im wyrządziłeś? - Powiedział za jego plecami Charlie.
Zeskoczyłam z baru, Charlie podszedł do nas i dodał cicho, byśmy tylko my słyszeli:
- Co? Nie powiedział ci?
- Nadia, chodźmy stąd – Nate wziął mnie za ramię, lecz wyrwałam mu się – nie słuchaj go. Jest pijany.
- Nie wiesz? - Spytał ponownie Charlie.
- Czego? O czym ty mówisz?
Zaczął się śmiać. Czułam jak Nate staje za mną i napina wszystkie mięśnie.
- To przez niego Viena i jej mama się przeprowadzają. Dostał zadanie, za które otrzymał kupę kasy, prawda? Ile to było? Tysiąc, może pięć czy dziesięć?
Powiedział Charlie z niesmakiem. Nate przygwoździł go do ściany. Chciałam go od niego oderwać, lecz był za silny. Nie robił chłopakowi krzywdy, ale źle to wyglądało. Nikt nie chciał mi pomóc, nikt zresztą nie zareagował.
- Ma prawo wiedzieć – rzucił Charlie.
- Skąd wiesz?
Spytał Nate i wtedy zrozumiałam. On wcale się nie bronił. Nie próbował oczyścić swojego imienia, tylko spytał skąd Charlie wie. Kiedy chłopak nie odpowiedział, Nate uderzył go w twarz i odwrócił się do mnie.
- Wiec to prawda?
Spytałam ze łzami w oczach i chciałam powiedzieć wszystko Vienie. Jednak Nate złapał mnie w połowie i przyciągnął do siebie.
- Daj mi się wytłumaczyć – szepnął.
Szarpałam się i biłam go. Byłam wściekła. Nate chwycił mnie w pasie i przerzucił przez ramię. Postawił dopiero pod samochodem i wyrwał komórkę z ręki. Chciałam napisać do Vieny. Schował ją w tylnej kieszeni, a możliwość wyjęcia jej stała się aż nazbyt kusząca.
- Jak mogłeś to zrobić? - Zapytałam przez łzy.
Nie mogłam uciec. Przygwoździł mnie do drzwi auta.
- Nic nie rozumiesz. Jej matka handlowała fałszywkami i narkotykami. Dostałem zlecenie, pieniądze dałem Tani. Nie wziąłem ich. Wiem, że mnie nienawidzisz i w porządku. Ale słuchaj. Tak będzie najbezpieczniej dla nich obu.
- Kłamiesz! - Krzyknęłam mu w twarz.
- Gdyby tu zostały miałyby na głowie gorszych typów ode mnie. Mniej doświadczonych, bardziej brutalnych. Chcesz, żeby Viena była bezpieczna, prawda?
- Ale jakim kosztem? Musi zostawić tu wszystko! Przyjaciół, Nasha, szkołę! A wszystko to twoja wina.
- Wyświadczyłem im przysługę. Tak będzie lepiej, Nadia zrozum to. W San Diego będą bezpieczniejsze.
- Jesteś oszustem, draniem, mordercą! Nie chcę cię znać, słyszysz! - Kiedy nie odpowiedział, wpadłam na pewien pomysł. Rzuciłam spokojnie – chcę wracać.
Po czym wsiadłam do cadillaca.

W domu pobiegłam do pokoju i zaczęłam się pakować. Nate wpadł po kilku minutach i zatrzymał mnie.
- Co ty robisz? - Krzyknął.
- Wynoszę się stąd! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
- I gdzie pójdziesz, co?
- Jak najdalej stąd!
- Do Charliego? Przeleci cię, gdy tylko zaśniesz.
Uderzyłam go w twarz.
- Bądź na mnie wściekła, ale zostajesz. Tego zadania jeszcze nie skończyłam.
Znieruchomiałam. Nazwał mnie zadaniem. Potraktował jak nie namacalny przedmiot. Myślałam, że nasza relacja jest głębsza, opiera się na zaufaniu i uczuciach. Jednak się myliłam.
- Okey.
- Obiecaj.
- Obiecuje – dodałam spokojna.
Nate wyszedł, a ja skończyłam pakowanie. Po chwili znów stał w moich drzwiach, z jakąś strzykawką.
- Wiedziałem, że kłamiesz – rzucił i zbliżył się do mnie.
- Trzy tygodnie pod jednym dachem i popatrz czego się od ciebie nauczyłam – warknęłam.
Nate rzucił mnie na łóżko i powiedział:
- Przepraszam, ale pogadamy jak się uspokoisz. To dla twojego dobra.

Poczułam ukłucie w ramię. Wszystko zaczęło się rozmazywać. Nie zdążyłam nic powiedzieć, ani usłyszeć. Po prostu zasnęłam.  



Co myślicie?
 następna część w sobotę :)

wtorek, 27 maja 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 13

Następnego dnia wstałam przed południem. Nate zostawił w kuchni karteczkę z wiadomością, że pojechał do miasta i powinnam zostać w domu. Oczywiście go nie posłuchałam i nim poszłam pod prysznic, ubrałam dres i wyszłam na plażę pobiegać. Wróciłam do domu po godzinie. Umyłam się i założyłam luźne ciuchy. Kiedy wyszłam z łazienki i rozczesywałam palcami moje włosy wpadłam na Natea. Był zły.
- O co cię prosiłem? Miałaś zostać w domu. Wczoraj namierzyli cię na imprezie. Pewnie już wiedzą gdzie mieszkam, bo tacy głupi nie są. Musisz być taka nieostrożna?
- Przepraszam – powiedziałam cicho.
Chciałam pójść do pokoju, lecz Nate nie przepuścił mnie i przywarłam do niego w uścisku. Po chwili niepewności otoczył mnie ramionami i uspokajał.
- Przepraszam – powtórzyłam.
- Już dobrze. Po prostu nie chcę by coś ci się stało. Oboje musimy uważać.
Kiwnęłam głową i poszliśmy do salonu.
- Po co byłeś w mieście? - Spytałam by zmienić temat.
- Jeremi dzwonił do Nasha. Powiedział, że nie może namierzyć Mily, bo ciągle zmienia miejsce pobytu. Jest dobra. Właściwie, oni są. Jeremi dowiedział się, że Mila współpracuje z gościem o imieniu Chase. To on wczoraj zaatakował cię przy samochodzie.
Chciałam zapytać o coś jeszcze, ale ktoś zadzwonił do drzwi. Po chwili ukazali nam się Nash i Viena. Zapomniałam zadzwonić wczoraj do przyjaciółki i wyjaśnić, dlaczego tak szybko zniknęliśmy. Puknęłam się w czoło, lecz zanim zdążyłam coś powiedzieć, ona naskoczyła na mnie.
- Co się z tobą do cholery działo?! - Zaczęła krzyczeć, a chłopcy wycofali się w bok – martwiłam się o ciebie! Myślałam, że cię porwali, że leżysz gdzieś w rowie. Martwa i nie wiadomo co tam jeszcze! Dzwoniłam, ale nikt nie odbierał! Odchodziłam od zmysłów, wszystkich pytałam czy cię nie widzieli! W dodatku przyłapałam Ellę i Charliego w jednym z pokoi! Jeszcze raz wykręcisz mi taki numer i będziesz martwa, rozumiesz?
Kiwnęłam głową i przytuliłam ją.
- Wybacz. Też przyłapałam Ellę i Charliego i... - nie chciałam jej mówić o tym, że był tam ktoś kto mnie szuka. Nie chciałam jej w to wciągać i zagrażać jej życiu. Spojrzałam na Natea i mówiłam dalej – i dlatego właśnie wyszliśmy wcześniej. Wiesz, trochę to przeżyłam. Wpadłam na dole na Nate i poprosiłam byśmy wrócili. Gdy byliśmy w domu zamknęłam się w pokoju i poszłam spać. Przepraszam.
Nie chciałam jej okłamywać, ale tak będzie bezpieczniejsza.
Viena odwzajemniła uścisk i wybaczyła mi. Zaproponowała byśmy w czwórkę pojechali do kina, więc po kilku minutach siedzieliśmy w samochodach. Ona z Nashem w jego land roverze, a Nate i ja zdecydowaliśmy się na motor yamahy. O dziwo w tego typu motorze musiałam przylec do niego udami i całym ciałem. Nie było takiej swobody jak na harleyu. Było to i miłe, i krepujące. Ale sądzę, że obojgu nam pasowało.

Po kinie poszliśmy do kawiarni. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon.
- Halo? - Odebrałam uciszając ręką pozostałych.
- Cześć Nadia – usłyszałam głos taty i odeszłam kawałek od stolika – co tam u ciebie?
- Cześć tato. Wszystko w porządku. A u ciebie? Kiedy się zobaczmy?
Usłyszałam westchnięcie. Potem tata odpowiedział:
- Nie wiem. Sprawy pokomplikowały się jeszcze bardziej. Wszystko przybrało niespodziewany obrót. Ci ludzie, oni wyznaczyli za ciebie nagrodę – wstrzymałam oddech – człowiek, z którym zadarłem chce cię żywą, żeby mnie znaleźć. Nie wiem co robić kochanie, zawiodłem cie.
- Nie to nie tak – odparłam i wypuściłam powietrze – nie musisz się o mnie martwić. Potrafię o siebie zadbać. Zresztą Nate się mną opiekuje i... po prostu lepszego opiekuna nie mogłeś mi wybrać. Jestem z nim bezpieczna.
- Wiem, wiem to. Mimo wszystko się martwię o ciebie. Powiesz mu o tym prawda?
- Dobrze. Tato nie martw się. Poradzimy sobie. Zawsze sobie radzimy, bo mamy siebie. Po prostu uważaj i skończ to co zacząłeś. Kocham cię.
- Ja ciebie też skarbie.
Pożegnałam się i dałam znać Vienie, że idę do toalety. Nie mogłam im teraz spojrzeć w oczy. Przyjaciółka jednak zrozumiała mój gest i gdy tylko znalazłam się w jednej z kabin łzy same popłynęły. Płakałam nad moim losem, martwiłam się o tatę i nie wiedziałam co robić.
Najrozsądniej byłoby powiedzieć Nateowi prawdę, lecz nie mogłam. Nie chciałam by wzmocnił ochronę, by kontrolował każdy mój ruch. Powiedziałam tacie, że sobie poradzę i właśnie zamierzałam to udowodnić. Ogarnęłam się i dołączyłam do Vieny i chłopaków.
- Kto dzwonił? - Spytał Nate.
- Tata – odparłam spokojnie – chciał spytać co u mnie i takie tam.
Kiwnęli głowami i skończyli rozmowę, którą im przerwałam. Ja siedziałam cały czas cicho. Nie mogłam patrzeć na Natea, ponieważ ogarniało mnie poczucie winy, że go okłamuje. A on chce mnie przecież tylko chronić.

We wtorek usiadłam obok Vieny w klasie. Miała ponurą minę.
- Coś się stało? - Spytałam.
- Moja mama dostała świetną pracę w San Diego. Świetna oferta, mieszkanie i wszystko – odparła przyjaciółka ze łzami w oczach.
- Wyjeżdżacie? - Kiwnęła głową – kiedy?
- W piątek.
- Ale przecież ostatnia klasa, nie może tego przełożyć?
- Zalegamy ze spłatą kredytu. Wiesz, że moja mama to zła kobieta. Zresztą podjęła już decyzję – otrzepała łzy z rzęs i usiadła prosto.
- Więc mamy jeszcze prawie tydzień – powiedziałam, by dodać nam obu otuchy.
Oczywiście wieść o tym, że Viena się przeprowadza rozniosła się szybko. Bart zapowiedział imprezę w czwartek. Wielka balanga na pożegnanie ukochanej Vieny. Wszystkich smuciło to, że wyjeżdża. Mnie najbardziej. Jednak nie chciałam jej dołować. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu,
pomagałam jej w pakowaniu rzeczy i planowaniu wspólnych spotkań.
Viena mieszkała tylko z mamą. Tata zostawił je jak miała siedem lat. Dobrze sobie radzą, jednak jej matka to zła kobieta. Viena sama się musiała wychować, głównie na pieniądzach, więc zdziwiło mnie to, że jej mama zalega ze spłatą kredytu. Nie mogłam złapać Natea we wtorek, więc postanowiłam to zrobić tego dnia wieczorem. Muszę z nim porozmawiać, żeby spytać o coś.



W poniedziałek Nate odwiózł Nadię i pojechał do Nasha. Nowe zadanie.
- Co jest? - Spytał wchodząc do klubu.
Miał ostatnio dobry humor. Dzięki Nadii. Jego dom nie jest już taki pusty i on sam nie czuje się taki samotny.
- Mam dla ciebie zadanie godne drania – powiedział Nash i mówił dalej – Clay Barnett był tutaj. Zostawił pieniądze i zadanie. Dziesięć tysięcy.
- Za co? - Spytał Nate pełen wątpliwości.
- Masz wykurzyć – wziął to słowo w cudzysłów z palców – pewną kobietę z Los Angeles.
- Mów kogo Nash.
- Tania Luu, mama...
- Vieny – dokończył Nate.
Oparł się o krzesło i złapał za głowę.
- Nie mogę tego zrobić – powiedział po chwili – nie Vienie i Nadii. Parzcież mnie znienawidzi.
- Po pierwsze – zaczął Nash – jednak to zadanie cię przerosło. Nie zachowujesz się tak jakbyś odwalał robotę. Zbyt się w to zaangażowałeś. W nią. Po drugie – nie dał dojść do słowa Nateowi i mówił dalej – musisz to zrobić. Wiesz co się stanie, gdy odmówisz. Zresztą Tania handluje fałszywymi dokumentami i marihuaną. Dobra z niej babka, a ma zaledwie czterdzieści lat. Jeśli ty się tym nie zajmiesz, będzie miała na karku policję i tych wszystkich amatorów. Dla dobra Vieny musisz to zrobić.
- Wiem, że ma drugi dom w San Diego – kiwnął Nash na zachętę, by przyjaciel mówił dalej – mógłbym zagrozić, że ma się tam przeprowadzić z córką. Masz rację co do wszystkiego – podrapał się po głowie i spojrzał na Nasha poważnie – przynajmniej ty mnie nie znienawidź. Polubiłeś ją.
- To prawda. Ale będzie co jakiś czas przyjeżdżać. Do Nadii. Ja może tam. Jakoś sobie poradzę. Viena skończy tam szkołę i pewnie tu wróci, albo ja pojadę tam – dodał cicho Nash – tu są pieniądze.
Nate wziął kopertę, wstał od stołu i powiedział na pożegnanie:
- Dziękuję. Pierwszy raz w życiu ta robota stała się trudna moralnie.
Wsiadł do auta, walnął pięścią w kierownicę i pojechał do domu państwa Luu. Viena była w szkole, a jej matka w domu. Nate tym razem nie założył okularów, ani nie wziął gumy. Wyjął jedynie pistolet ze schowka i wszedł do mieszkania. Tania siedziała w salonie. Kiedy go zobaczyła wstała, lecz nie krzyczała i nie uciekała. Nate starał się zachowywać na luzie, jak zawsze. Jednak tym razem był zły.
- Masz tydzień na opuszczenie Los Angeles.
- Wiem kim jesteś – rzekła Tania, na co Nate kiwnął głową – to z tobą prowadza się przyjaciółka mojej córki. Ona wie, co chcesz zrobić?
- Ja tylko wykonuję swoją pracę. Nie obchodzi mnie to co pomyśli – oj, jednak obchodzi – masz tydzień. Wiem, że w San Diego kupiłaś ładną posiadłość. Vienie będzie się tam podobało.
Wziął do reki rodzinne zdjęcie i obejrzał je.
- Nie mieszaj w to mojej córki! - Krzyknęła Tania i chciała odebrać jej należność, lecz Nate wycelował w nią pistolet – ty! Pewnie dostałeś za to niezłe pieniądze! Zobaczysz, Nadia się dowie i cię znienawidzi.
- Ja tylko wykonuję swoją pracę – rzucił spokojnie Nate. Wiedział, że nie może dać się sprowokować – więc jak? Tak będzie lepiej. Chyba, że chcesz mieć na głowie policję, amatorów pragnących dorwać Vienę i ciebie za handel marihuaną. San Diego to najlepsza opcja. Najbezpieczniejsza.
Mrugnął Nate i dał Tani kopertę. Wyjęła z niej pieniądze i po przeliczeniu znajdowało się w niej dziesięć tysięcy dolarów.
- Nie chcę twoich brudnych pieniędzy.
- Weź je – Nate podniósł głos – i masz tydzień.
Po czym zniknął. Pojechał do domu. Był zły, rozczarowany i wiedział, że Nadia go znienawidzi. Nash miał rację, za bardzo się w nią zaangażował. Musi wrócić do poziomu czysto biznesowego. Nie może być miejsca na żadne uczucia.

Nie wpił nawet piwa. Po postu zamknął się w pokoju i poszedł spać.




Zaczyna się dziać! :D
Następna część w czwartek :)

niedziela, 25 maja 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 12

Vienę i Nasha znaleźliśmy stojących w kuchni. Oboje pili piwo. Przywitaliśmy się i wszyscy powiedzieliśmy sobie, że dobrze wyglądamy. Torebkę i sweterek zostawiłam w aucie. Było mi gorąco, mimo że na zewnątrz było chłodno. Jednak w środku była masa ludzi i strasznie wysoka temperatura. Nash i Nate byli prawie identycznie ubrani i oboje w kurtkach.
- Moje włosy przy tej duchocie będą jak – krzyknęła Viena i pokazała jakby jej głowa puchła.
Zaśmiałam się i zaciągnęłam ją do salonu, by potańczyć. Na początku się sprzeciwiała, lecz zgodziła się. Przetańczyłyśmy bez wytchnienia dobre dziesięć piosenek. Wyczerpane i spocone dosiadłyśmy się do chłopaków w kuchni. Podszedł Bart, postawił przed nami piwa, które z Vieną opróżniłyśmy do połowy duszkiem i krzyknął:
- Cieszę się, że wpadłyście. Zwłaszcza ty Nadia! Jesteś królową parkietu, a dawno cię u mnie nie widziałem – ucałował mnie w policzek, co nie było zaskoczeniem. Cały Bart! Po czym dodał – bawcie się dobrze!
- Leci na ciebie! - Krzyknął do mnie Nate.
- On leci na każdego! - Odparłam – idę do toalety.
Poszłam na górę. Trochę pamiętałam drogę do łazienki, lecz i tak udało mi się za drugim razem. Kiedy wyszłam minęłam jakiegoś pijanego chłopaka i wpadłam do pokoju Barta. Na łóżku całowali się Ella i Charlie. Gdy mnie zobaczyli odskoczyli od siebie, a Ella zaczęła zapinać swoją koszulę. Wybiegłam stamtąd. Nie wiem dlaczego tak mnie to zraniło. Może jeszcze nie pozbierałam się po tej całej sprawie. Albo chodzi o to, że oboje mnie okłamali. Wpadłam na Natea i rzuciłam mu do ucha:
- Chcę wracać do domu – łzy leciały mi po policzkach. Chciał spytać co się stało, lecz go wyprzedziłam i dodałam – widziałam Ellę i Charliego. W pokoju.
Zaczęłam ciągnął Natea do wyjścia, lecz w połowie drogi zawrócił mnie i znajdowaliśmy się w uścisku. Ludzie tańczyli szaleńczo, nikt nie zwracał na nas uwagi. Tylko my tańczyliśmy wolno. Nie wiem co mu odbiło, dlatego powiedziałam mu do ucha:
- Nate, chcę wracać!
Znów chciałam go wprowadzić, a on znowu mnie zawrócił. Teraz jednak on szepnął mi do ucha:
- Mila tu jest. Połóż głowę na moim ramieniu i uspokój się. Jak tylko odejdzie od drzwi wyjdziemy.
Kiwnęłam głową i zrobiłam jak powiedział. Miło było tak tkwić z nim w bliskości. Lecz długo to nie trwało. Po minucie prowadził mnie do wyjścia.
- Masz kluczyki i otwieraj samochód – rzucił do mnie i pospieszył mnie, a sam został z tyłu.
Nie wiedziałam co chce zrobić, ale zaufałam mu. Kiedy otwierałam auto od strony pasażera, ktoś szarpnął mnie i poleciałam do tyłu. Zobaczyłam nad sobą jakiegoś chłopaka. Wyciągnął z kieszeni nóż i chciał mnie ugodzić w nogę, lecz zdążyłam go kopnąć i broń spadła na ziemię. Wstałam i okrążyłam samochód. Chciałam wejść od strony kierowcy i zamknąć się od środka, lecz gdy dopadłam drzwi, chłopak przycisnął mnie do auta i zaczął wąchać moje włosy. Nagle poleciał do tyłu, a ja zobaczyłam Natea.
- Wsiadaj! - Warknął do mnie.
Zrobiłam tak i po chwili jechaliśmy drogą. Jednak nie do domu.
- Czemu nie jedziemy do ciebie?
- To zbyt ryzykowne.
- Śledzą nas? - Kiedy nie odpowiedział, zadałam kolejne pytanie – to oni? Oni ścigają mojego tatę?
- Ciebie.
Pojechaliśmy do klubu. Nate zostawił auto na parkingu dla pracowników. Wysiadł i podszedł do moich drzwi.
- Grałaś kiedyś w bilarda?
- Chcę wracać – powiedziałam bliska płaczu.
- Nadia musimy przeczekać. Nie możemy wrócić, bo mogą nas śledzić. Póki co zostaniemy tu. Będziemy bezpieczniejsi niż na drodze. Chodź.
Doprowadziłam się jakoś do porządku i poszłam za nim do środka.
Schodziło się do wielkiej piwnicy. Było kilka stołów do gry, stoliki z krzesłami, bar i łazienka.
- Hazard? - Spytałam, gdy Nate ustawiał kule na jednym ze stołów.
- Też.
W pomieszczeniu było pełno ludzi, dziewięćdziesiąt dziewięć procent facetów. Grali w karty, pili przy barze, załatwiali jakieś interesy i grali – tak jak my – w bilard.
Nagle zobaczyłam jednego w brązowych włosach. Wyglądał na starszego od Natea.
- Kto to jest? - Spytałam chłopaka, wskazując na tamtego mężczyznę.
- Lance. Taki jeden dupek, którego nie znoszę. A co?
- Był kiedyś u mnie w domu – ta informacja zaciekawiła Natea, więc mówiłam dalej – przyszedł do taty. Raz. Kilka tygodni temu.
Wzruszałam ramionami i zaczęłam się trząść z zimna. Nie było tu chłodno, lecz te wszystkie zdarzenia sprawiły, że miałam ciarki. Nate zdjął swoją kurtkę i wręczył mi. Ubrałam ją jakby to była ostatnia deska ratunku Od razu zrobiło mi się cieplej i przyjemniej.
- Umiesz grać? - Spytał wręczając mi kij.
- Trochę. Charlie mnie kiedyś nauczył.
Rozbiłam bile, a następny ruch należał do Natea.
- Całkiem nieźle – uśmiechnął się i zapytał – zabolało cię to co zobaczyłaś w tym pokoju.?
Pociągnęłam nosem i odparłam:
- Trochę. Nie chodzi o to, że zerwaliśmy, ponieważ ostatnimi czasy nie układało się między nami. Chodziło o to, że oboje mnie okłamywali i zdradzali za moimi plecami – zaśmiałam się sucho.
- Gdzie nauczyłaś się tak bić? - Spytał Nate by zmienić temat.
Uderzyłam kijem w bilę po raz kolejny i odparłam:
- Tata mnie nauczył. Od jedenastego roku życia uczył mnie jak się bronić, podstawowe ataki i uniki. Chciał bym w razie czego umiała się sama obronić.

- Trzeba przyznać, udało mu się – uśmiechnął się Nate i skończyliśmy grać.



Następna część we wtorek :)

sobota, 24 maja 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 11

Rano nie mogłam spojrzeć Nateowi w oczy. To co powiedziałam poprzedniego wieczoru nigdy nie wyjdzie mi z głowy. On za to chodził ciągle uśmiechnięty. Odwiózł mnie do szkoły i poszłam szukać Vieny, lecz jej nie było. Napisałam szybkiego SMS, kiedy wchodziłam do klasy.
GDZIE JESTEŚ?
NIE BĘDZIE MNIE DZIŚ. SPOTKAJMY SIĘ W KAWIARNI PO LEKCJACH
OKEY
Zajęłam swoje miejsce i pierwszy raz od rozstania z Charliem poczułam się samotna.


Nate pojechał do klubu. Ponoć Nash miał dla niego wiadomość. Nie mógł zapomnieć o wpadce Nadii. Prawda, wyobrażał sobie jak całuje, bo przecież jest chłopakiem, a ona bardzo atrakcyjną dziewczyna. Kiedy o tym myślał uśmiech sam malował mu się na twarzy.
Wszedł do klubu i spytał barmana, gdzie Nash. Po chwili przyjaciel pojawił się we własnej osobie.
- Dzwonił Jeremi. Powiedział, że ma dla ciebie jakieś informacje, ale masz wpaść jutro – mówił przyjaciel spokojnie – dziś nie ma go w mieście.
- Jasne. Dzięki. A jak woja wczorajsza randka? - Spytał Nate, a Nash wytrzeszczył oczy.
- Skąd... - zaczął, lecz sam znał odpowiedź – Nadia? - Nate kiwnął głową – no cóż. Fajnie było. Jest miła, ładna i takie tam.
- I takie tam? - Brwi Nate powędrowały do góry, lecz chłopak nie ciągnął tematu, tylko rzucił – słyszałeś? Idziemy dziś na imprezę.
Nash westchnął z bezradności i wrócił na zaplecze, a Nate do domu.


Kiedy wchodziłam do kawiarni Viena już siedziała i zamówiła dla nas latte. Przywitałam się z nią i nim zdążyłam usiąść rzuciłam:
- Opowiadaj.
- No więc, poszliśmy do kina. Nash był tak szarmancki, że płacił. Po filmie pojechaliśmy w takie ładne miejsce, nie wiem nawet gdzie, ale było pięknie. No i dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się i powiedział, że chce to powtórzyć.
Zaczęłyśmy piszczeć, lecz po chwili przypomniałyśmy sobie ile mamy lat i spokojnie powiedziałam:
- Ale się będziemy bawić u Barta – Viena wytrzeszczyła na mnie oczy, więc dodałam – Nate się zgodził i idziemy. Oboje. Więc pewnie Nash też.
Uśmiechnęłam się i opowiedziałam jej o mojej wczorajszej słownej wpadce. Zaczęła się śmiać, a na koniec spytała:
- Lecisz na niego?
- Co? - Powiedziałam zbyt wysokim tonem – nie. Po prostu dobrze się dogadujemy - Viena zmarszczyła brwi, więc postanowiłam to sprostować – jest przystojny, wysportowany, silny i emanuje jakąś dziwną energią, ale to Nate. Płatny zabójca. Myślisz, że mogłabym być z kimś takim? Z kimś kto tak zarabia na życie?
- Miłość wybacza wszystko.
- Viena! Ja wcale na niego nie lecę.
- Kochana, to się nazywa wyparcie – zmarszczyłam brwi – nie patrz tak na mnie. To czysta psychologia. Zerwałaś z Charliem, więc zaczęłaś patrzeć na innych facetów. A, że Nate jest blisko i pasuje wszystkich twoim wymaganiom u idealnego chłopaka, nie dziw się, że ci się podoba. Zaprzeczasz tylko dlatego, że jesteś świeżo po rozstaniu. Proste.
- Ha ha ha, szkoda że to nie prawda.
- Poczekamy, zobaczymy. Zresztą nie mów mi, że ten jego instynkt samozachowawczy, drapieżna, dzika natura i złowieszcza aura cię nie przekonują.
- Co ma do tego instynkt samozachowawczy? - Viena wzruszyła ramionami, więc obie zaczęłyśmy się śmiać.
Rozmawiałyśmy o tym co na siebie założyć na imprezę, aż nadeszła piąta. Bart zaczyna balangę o ósmej, więc zadzwoniłam do Natea, ponieważ chciałam się przygotować. Przyjechał po dziesięciu minutach. Odwieźliśmy Vienę i wróciliśmy do domu.
- Jak ci minął dzień? - Spytał, gdy otwierał mi drzwi od mieszkania.
- Dobrze, a tobie?
- Też. Nash przyjdzie.
- Świetnie. Viena będzie zachwycona.
Uśmiechnęłam się i poszłam pod prysznic. Ogoliłam nogi i zmyłam z siebie cały stres. Chciałam się ubrać, lecz zapomniałam wziąć czystych ciuchów z pokoju, więc narzuciłam na siebie ręcznik i modląc się, by Nate był w swoim pokoju wyszłam z łazienki. Niestety stał pod drzwiami. Gdy mnie zobaczył mokrą i w ręczniki uśmiechnął się.
- Chciałem spytać jak długo, bo muszę skorzystać.
- Tak, ja... nieważne.
Minęłam go i pospiesznie weszłam po schodach, po czym zamknęłam się w pokoju. Znowu spiekłam raka.
Ubrałam czarne rajstopy, krótką niebieską spódniczkę i czarny top. Na to narzuciłam sweterek i buty na obcasie. Wygodne, niezbyt wysokie, no i będę wyższa dla Natea.
Zaraz, co? Nie, dlaczego ja ciągle o nim myślę? Czy aby podświadomie dla niego się tak wystroiłam? Nadia uspokój się. Po prostu wariuję. To tylko hormony. Tak. Nic więcej.
Przeczesałam włosy, które potrzebowały kilku chwil by wyschnąć. Może i Ellą była zwykłą suką, ale miała rację bym ścięła włosy do ramion. Tak mi lepiej. Psiknęłam perfumami w powietrzu i przeszłam przez nie. Założyłam kolczyki, do małej torebki schowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z pokoju. Nate czekał na dole. Dochodziła ósma.
- Wow, nieźle wyglądasz – powiedział mierząc mnie od góry do dołu.
- Dziękuję. Ty też.
Miał na sobie czarne buty za kostkę, które nie wiem czemu bardzo mi się podobały. Do tego spodnie w tym samym kolorze, T-shirt i skóra. Czarny charakter.

Wsiedliśmy do auta, napisałam do Vieny SMS, że wyjeżdżamy i jak będziemy dam znać, po czym Nate odpalił silnik.


Następna część jutro :)

czwartek, 22 maja 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / cześć 10

Wieczorem Nate siedział w swoim pokoju, więc postanowiłam zapukać.
- Proszę – usłyszałam i otworzyłam drzwi.
Leżał na łóżku, z rękoma pod głową i zamkniętymi oczami. Zamknęłam cicho drzwi i spytałam wesoło:
- Możemy pogadać?
Poklepał miejsce obok siebie, więc usiadłam. Był bez koszulki Nie mogłam wydusić z siebie słowa, kiedy widziałam jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Taka umięśniona... I ten brzuch... Viena pewnie zażartowałaby, że mogłabym robić pranie na jego sześciopaku. Otworzył jedno oko i uśmiechnął się widząc jak mu się przyglądam. Kiedy je zamknął, opanowałam się i spokojnie zapytałam:
- Co robisz w piątek wieczorem?
- Pewnie to co zawsze. Siłownia.
- A nie mógłbyś przełożyć tego na sobotę?
- Dlaczego pytasz? - Uniósł się na łokciu i spojrzał na mnie brązowymi oczami.
- Bart robi imprezę. Będzie Viena i chciałam pójść. Zaproponowała byś wziął Nasha, żebyś nie czuł się samotny i w ogóle.
- Zapraszasz mnie na imprezę?
Zaczął się śmiać, aż trzęsło się całe łóżko. Zarzuciłam kosmyk włosów za ucho i dodałam:
- Chcę iść, a ty pewnie chciałbyś mieć na mnie oko.
Uspokoił się i odpowiedział:
- Zastanowię się nad tym i dam ci znać. Dobrze? - Kiwnęłam głową i wstałam – dlaczego Viena zaproponowała Nasha?
- Mają randkę w czwartek.
Rzuciłam wesoło i chciałam wychodzić, kiedy mój wzrok natrafił na zdjęcie w ramce. Pokój Nate był urządzony skromnie, „po męsku”, dlatego nie spodziewałam się zdjęć. Była na nim młoda i ładna kobieta, mężczyzna i mały chłopiec. Zakładam, że to Nate, lecz spytałam:
- Kto to?
Odwróciłam się by pokazać mu zdjęcie, lecz on stał za mną. Za blisko. Zdecydowanie za blisko i za nago. Mój oddech przyspieszył, Nate był taki... piękny. Prawie idealny. Pokazałam mu zdjęcie, lecz jego mina była groźna. Potem zrobiła się łagodniejsza, aż w końcu odpowiedział:
- Ja z rodzicami. Miałem wtedy pięć lat i to był ostatni okres, kiedy wszyscy byliśmy szczęśliwy. Mimo że ich nienawidzę, mam kilka dobrych wspomnień.
- Byłeś taki słodki, co się z tobą stało? - Zapytałam by rozluźnić atmosferę.
Zaśmiał się, odstawił zdjęcie na półkę i delikatnie wygonił mnie z pokoju.

Następny dzień przebiegł spokojnie. Ella i Charlie próbowali porozmawiać ze mną, lecz Viena od razu ich odsyłała. Przyjaciółka bardzo się denerwowała swoją randką. Pocieszałam ją i wspierałam najlepiej jak mogłam. Po lekcjach zadzwoniłam do Natea. Był w kilka minut, więc kiedy wsiadłam zdziwiona zapytałam:
- Byłeś w mieście?
- Tak. Chciałem się spytać czy Nash miał dla mnie telefon w sprawie Mily – kiedy spojrzałam na niego jeszcze bardziej zdziwiona wytłumaczył – lateksowej pannie.
- Ach. I co? Masz coś nowego?
Pokręcił głowa, więc w ciszy dojechaliśmy do domu. Zjedliśmy jakiś obiad, obejrzeliśmy film. Zrobiłam lekcje i poszłam spać.
Następnego dnia było tak samo. Viena denerwowała się jeszcze bardziej. Po lekcjach odebrał ją Nash. Przywitałam się z nim i szeptem życzyłam przyjaciółce powodzenia. Kiedy czekałam na Nate podszedł do mnie Charlie.
- Możemy chwilę pogadać? - Spytał.
- Tak. Czego chcesz?
- Możemy przestać zachowywać się jak dzieci?
- Nie do końca rozumiem o co ci chodzi.
- O ciebie – założyłam ręce na piersi, by dodać sobie pewności – nie możesz znieść myśli, że jestem z kimś innym? Zwłaszcza z twoją przyjaciółką? Dlatego razem z Vieną nas nienawidzicie? Nie możemy po prostu zostać przyjaciółmi?
- Ty chyba nie rozumiesz mojej złości. Nie chodzi mi o to, że jesteście razem, a ja nie mogę tego znieść. Chodzi mi o to, że cały czas mnie okłamywaliście. Mogliście od razu powiedzieć mi prawdę. Zniosłabym ją lepiej niż to.
Chwilę staliśmy w milczeniu, po czym odważyłam się zapytać:
- Nie byłeś wtedy u babci, prawda? Byłeś z Ellą?
- Tak – odparł cicho – więc jak z tą przyjaźni?
Miałam mu właśnie wygarnąć wszystko co o nim myślę. Lecz podjechał Nate i wsiadłam do auta nic nie mówiąc.
- Wszystko gra? - Spytał, więc kiwnęłam głową – co chciał?
- Przyjaźni.
- A ty pewnie się zgodziłaś?
- Co? Nie, w zasadzie nic nie powiedziałam.
- Ale prędzej czy później się zgodzisz – spojrzałam na niego zła – taka już jesteś. Naiwna i za dobra. Skrzywdził cię jak dupek i nie zasługuje nawet na to by na ciebie patrzeć.
- Nie jestem taka!
- Jesteś.
Nic więcej nie powiedział, tylko ruszył z piskiem opon. Wydawał się być zły. Podjechaliśmy pod dom i spytałam:
- Coś nowego w sprawie Mily? - Pokręcił głową – możesz przestać? - Spojrzał na mnie wyczekująco, więc dodałam – wiem, że go nie lubisz. Okey, zranił mnie, ale nie podziałałam, że mu wybaczę. Nic jeszcze nie powiedziałam, a ty traktujesz mnie jakbym do niego wróciła. Naprawdę uważasz, że jestem taka głupia?
- Nie. Jesteś po prostu...
- Nie kończ. Wolę nie wiedzieć.
Wyszłam i trzasnęłam drzwiami. Zamknęłam się w pokoju i nie wychodziłam do wieczora. Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam, a o ścianę oparty stał Nate. Był bez koszulki, jakby wyczuł, że tak zmięknę. Może i miał racje, ale nie dałam tego po sobie poznać. Wpuściłam go i usiadłam na łóżku, a on oparł się o drzwi.
- Po co przyszedłeś? - Spytałam, gdy nie odzywał się przez kilka minut.
- Źle się zachowałem. Masz rację, obwiniałem cię i przepraszam. Jesteś jednak inna niż myślałem.
- Tak? A co takiego o mnie myślałeś?
Usiadł obok mnie i położył rękę na moim udzie. Przeszły mnie ciarki. Takie przyjemnie.
- Myślałem, że jesteś rozpieszczoną córeczką tatusia. Naiwna, która wybacza swojemu chłopakowi, to że zdradza ją co tydzień na imprezach.
- Co?! - Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nie wiedziałaś?
Myślałam, że zacznie się śmiać z mojej głupoty, lecz on otoczył mnie ramieniem.
- Przepraszam – dodał – myślałem, że wiesz. Nie powinienem ci tego mówić.
- Powinieneś – powiedziałam bliska płaczu – ktoś powinien. Ale nikt tego nie zrobił.
- Bo pewnie nikt nie wiedział – odsunął mnie na długość ręki, ale nie zdjął jej z mojego barku – nie martw się. Znajdziesz kogoś kto będzie na ciebie zasługiwał. Ja chciałem tylko przeprosić, że źle cię oceniłem. Nie miałem racji. Jesteś zdecydowanie silniejsza, bystrzejsza i po prostu lepsza niż sobie wyobrażałem.
- Ponoć jestem lepsza w całowaniu niż sobie większość wyobraża.
Cz ja to właśnie powiedziałam? O nie, nie, nie! Schowałam głowę w dłoniach i słyszałam jak Nate pęka ze śmiechu. Pewnie byłam cała czerwona na twarzy. Co ja zrobiłam. Wstałam, otworzyłam drzwi i starając ukryć moje rumieńce podziałałam:
- Idź już, jestem zmęczona i plotę głupoty. Proszę – dodałam, gdy nie nie reagował.
Wstał, podszedł do mnie, ujął mnie za podbródek i zmusił bym na niego spojrzała. Moja twarz paliła się ze wstydu, a on miał ubaw.
- Jutra idziemy na imprezę.
Rzucił i wyszedł. Padłam na łóżko i zaczęłam żałować, że potrafię mówić. Takie głupstwo.

- Co za idiotka ze mnie – powiedziałam w poduszkę.


Następna część w sobotę :)

wtorek, 20 maja 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 9

Kiedy otworzyłam oczy, na zegarku stojącym koło telewizora widniała godzina szósta rano. Wciąż byłam w tej samej pozycji co wieczorem, jak i Ntae. Spał na siedząco, trzymając na kolanach moje nogi. Uśmiechnęłam się, ponieważ było to miłe. Wstałam i usłyszałam jego głos:
- Jak ci się spało?
- Ujdzie.
Odparłam na co się zaśmiał.
- Idziesz do szkoły?
- Tak. Jeśli chcesz się przespać pojadę autobusem.
- Nie, nie. Zaraz wstanę.
Poszłam wziąć prysznic, ubrać się i pomalować. Po około trzydziestu minutach byłam gotowa. Zeszłam do kuchni i zastałam Natea pijącego kawę. Nie wyglądał jakby wstał pół godziny temu. Był odświeżony, pachnący i pobudzony. Postawił przede mną kubek kawy i spytał:
- Jak głowa?
- Lepiej.
- Chyba nie chce ci się iść do szkoły? - Uniósł brwi, lecz nie odpowiedziałam. Oczywiste było, że nie chcę. Nie potrafiłam znieść widoku Elli i Charliego – nie daj mu zawładnąć twoim życiem – dodał Nate. Charlie niedawno mówił coś podobnego – pokaż mu co stracił.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
O siódmej wyjechaliśmy z domu. W kilkanaście minut byliśmy pod szkołą.
- O której po ciebie przejechać? - Spytał Nate nim zdążyłam wysiąść.
- Zadzwonię. We wtorki zazwyczaj chodzę z Vieną na kawę. To jak tradycja.
Nate uśmiechnął się i kiwnął głową. Pożegnałam się i poszłam do szkoły. Koło szafki znalazłam Vienę.
- Jak się czujesz? - Spytała.
- Dobrze. Poradzę sobie. Mam ciebie – posłałam jej szczery uśmiech i dodałam – idziemy dziś na kawę?
- Oczywiście.
Poszłyśmy na lekcje i usiadłyśmy na naszym miejscu. Dzięki temu co mówił Nate i dzięki przyjaciółce miałam gdzieś siedzących za nami Ellę i Charliego.

Kiedy Nate odwiózł Nadię do szkoły, pojechał do klubu. Poczekał aż Nash wsiądzie do jego auta i razem pojechali szukać po mieście Mily. Szukali wszędzie, lecz nic nie znaleźli. Pod koniec ich wycieczki zajechali do galerii. Sklep Dannyego z babeczkami był zamknięty, a na jego miejscu urządzał się kolejny kiosk. Pojechali więc do biblioteki. Na schodach Nate zatrzymał dziewczynę w nierówno ostrzonych włosach.
- Cześć – powiedział – wszystko u ciebie w porządku?
- Tak – odparła zdziwiona – jest lepiej niż wtedy. Jeszcze raz z tatą dziękujemy ci za to co zrobiłeś.
- To moja praca. Chciałem się tylko upewnić, że Danny dotrzymał słowa.
Puścił oko dziewczynie i wrócił do auta. Nash nic nie mówił. Wiedział, jak jego przyjaciel znosi wszystkie zlecenia i, że nie lubi o tym rozmawiać. Wrócili więc do klubu i postanowili zagrać w bilard. Nagle podszedł do nich Lance, a obok niego stał Michael. Miał piwne duże oczy, blond włosy i budowę atlety. Nie ruszał się nigdzie bez Lanca.
- Czego chcesz? - Spytał Nate.
Oboje byli bardzo groźni, lecz nie bali się siebie nawzajem. Natea irytował Lance, a Lanca wkurzał Nate.
- Pogadać.
- Mów czego chcesz i spadaj – odparł Nate, lecz nie dawał po sobie poznać złości.
- Ta twoja nowa dziewczyna, Nadia tak? - Kiedy Lance wypowiedział jej imię Nate napiął wszystkie mięśnie i spojrzał groźnie na swojego wroga – ktoś tu był, godzinę temu i pytał o nią.
Nash się zdziwił.
- Kto? - Spytał.
- Nie znam gościa. Przyszedł tu i powiedział, że cię szuka. Kiedy spytałem go czego chce, powiedział że ma do przekazania wiadomość dotyczącą Nadii. Tyle.
Skończył Lance i odszedł z Michaelem. Nate i Nash przez chwilę stali w milczeniu i pierwszy przemówił Nash:
- Muszę zainstalować tu kamery.
Przez całą grę Nate się nie odzywał. Przegrał z Nashem, więc przyjaciel uznał, że informacja o tajemniczym gościu w klubie zbiła go z tropu.
- Niech zgadnę, jedziesz trochę powęszyć? - Spytał Nash przyjaciela, gdy ten zakładał kurtkę.
- Pojadę do Jeremiego.

Po dziesięciu minutach do biura Jeremiego zapukał Nate. Wszedł, kiedy usłyszał „proszę”. Jeremi zdziwił się, gdy go zobaczył. Wstał, uścisnęli sobie ręce i oboje usiedli po przeciwnych stronach biurka.
- Coś poszło nie tak? - Spytał Jeremi.
- Nie, twój wróg pływa w oceanie. Chciałem cię prosić o przysługę. Jeśli trzeba będzie, zapłacę.
Jeremi usiadł na brzegu krzesła i nachylił się lekko do Natea.
- Słucham.
- Chciałbym kogoś namierzyć. Próbowałem sam, ale nie jestem w stanie. Dlatego proszę o pomoc ciebie.
Nate ufał Jeremiemu. Znali się długo, więc oboje sobie ufali. Bez przesady, ale jednak. Jak biznesmeni.
- Zrobię co w mojej mocy, ale nic nie obiecuję.
- Dziękuję. Ile mam ci zapłacić?
- Nie musisz. Jesteś wiernym powiernikiem. Nigdy mnie nie zawiodłeś, nie sprzedałeś. Niech to będzie moje odkupienie – mrugnął do Nate i dodał – podaj mi więc informacje o tej osobie.
- Ma na imię Mila – odparł Nate i wręczył Jeremiemu kilka zdjęć, które dał mu Nash.
- Dobrze. Jak tylko coś będę miał, zadzwonię do Nasha.
Na pożegnanie także uścisnęli sobie dłonie i Nate wrócił do domu.



Siedziałam z Vieną w naszej ulubionej kawiarni, kiedy spytała:
- Pamiętasz Nasha? - Kiwnęłam głową, nie wiedząc do czego zmierza przyjaciółka – co o nim myślisz?
Zamyśliłam się na chwilę i odparłam:
- Nie znam go za dobrze, ale wydaje się być miły. Są z Natem przyjaciółmi od chyba sześciu lat. Dlaczego pytasz?
- Zaprosił mnie na randkę.
Wyznała nieśmiało przyjaciółka, a mi prawie kubek z kawą wypadł z rąk. Wpatrywałam się w nią z otwartą buzią.
- Kiedy? - Wydukałam.
- Wtedy jak mnie odwiózł do domu. W czwartek idziemy do kina, a potem pewnie pójdziemy na jakiś spacer.
Zakryłam usta dłonią, by nie piszczeć z radości.
Cieszyłam się ze szczęścia przyjaciółki. Ciężko było jej trafić na porządnego faceta, a Nash właśnie taki się wydawała. Nawet jeśli zajmował się tym samym co Nate. Jednak wyglądał na kogoś kto szanuje dziewczyny. A Viena miał w przeszłości kłopoty z facetami. Bili ją, nie szanowali, traktowali jak własność.
- Powiesz coś wreszcie? - Spytała z uśmiechem widząc moją reakcję.
Chyba obwiała się, że przyjmę tą wiadomość negatywnie.
- Cieszę się. Nash wydaje się być dobrym kandydatem, jeśli tak to mogę ująć. Ale w piątek chcę usłyszeć całą relację.
- Jasne. A nie idziesz przypadkiem na imprezę do Barta?
- Znowu robi?
- Znasz go.
Tak. Bart był w ostatniej klasie, równoległej. Co dwa tygodnie robił wielkie balangi, kiedy to jego rodzice wyjeżdżali w delegację. Czasami nawet częściej. Był dziany, bardzo. Dlatego zawsze zapraszał całą szkołę i więcej, a jego imprezy zawsze niosły się głośnym echem. Byłam na kilkunastu i muszę przyznać, że koleś ma wczucie, a to co mówią o jego zabawach to sama prawda. W dodatku sam Bart jest miłym facetem, który zawsze chodzi uśmiechnięty i ze wszystkimi zamienia kilka słów.
- Nie wiem – odparłam wreszcie – chciałabym pójść. Dawno nie byłam, a trzeba przyznać, że to co się tam dzieje przerasta oczekiwania. Porozmawiam z Natem, ale nawet nie wiem czy chcę natrafić na Ellę i Charliego w jednym z pokoi.
Obie się wzdrygnęłyśmy, po czym zaczęłyśmy się śmiać.
- Może namówisz Natea, żeby poszedł z tobą? - Powiedziała wolno przyjaciółka – wziąłby Nasha i nie czułby się samotnie.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Będzie cię pilnował. W dodatku Charlie go nie cierpi, więc...
- Nie chcę wykorzystywać Natea na odegraniu się na Charliem – przerwałam jej.
- Nie o to mi chodziło. Wkurzy go sam fakt, że jest tam by mieć na ciebie oko.

Wzruszyłam ramionami, choć mocno przemyślałam jej propozycję. Była dobra. Może Nate się na nią zgodzi.





No więc szczęśliwej wiadomości nie ma. Bałam udział w konkursie na książkę, ale nie wygrałam. Nie chcę jej tutaj umieszczać, ponieważ nie wiem jak rozdzielić ją na części, a do tego raczej będę szukała jakiegoś wydawnictwa, więc prawa autorskie, niepublikowanie i takie tam...
Jeśli jest ktoś chętny b ją przeczytać napiszcie do mnie na pocztę paulis__96@wp.pl a ja każdemu odeśle książkę :)

Następna część w czwartek! :)

poniedziałek, 19 maja 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 8

W niedzielę wieczorem ktoś zapukał do drzwi. Oglądałam właśnie z Natem serial i śmialiśmy się do rozpuku. O dziwo przegadałam z nim cały wieczór. Pił piwo dla rozluźnienia po pracy, a ja się nudziłam. Chciałam zresztą z kimś porozmawiać, żeby nie myśleć o moim rozstaniu z Charliem. Tak, mieliśmy trudniejsze chwile, ale przecież byliśmy ze sobą rok. Tak łatwo jest to skończyć?
Siedzieliśmy więc na kanapie i rozmawialiśmy. Nie wspomniałam Nateowi co się stało. Dużo się jednak o sobie dowiedzieliśmy. Powiedziałam mu nawet, że moja mama została zabita przy porodzie i nie miałam szansy nigdy jej poznać. On także opowiedział mi trochę o rodzicach.
- Nadia do ciebie!
Zawołała Nate z przedsionka, a kiedy poszłam zobaczyć kto to, zdziwiłam się.
Viena ściągała kurtkę, ponieważ Nate zaprosił ją do środka. Było to dziwne.
- Ona ujdzie – wytłumaczył moją zdziwioną minę i dodał – idę się przespać, bo za godzinę ma wpaść Nash.
Kiwnęłam głową, zaprosiłam Vienę do salonu i zrobiłam nam herbaty. Kiedy do niej dosiadłam, zmierzła mnie wzorkiem przyjaciółki. Wiedziałam co to oznacza.
- Wiesz? - Spytałam.
- Tak. Przykro mi, że nie miałam dla ciebie czasu. Dlatego postanowiłam przyjechać tutaj.
- Dziękuję.
Opowiedziałam jej całe wczorajsze zajście oraz to, że Ella uczy Charliego matmy.
- Przecież Charlie ma same dobre oceny z matmy. Czegoś tu nie rozumiem – skomentowała przyjaciółką.
- Ja też. No ale to już nie moja sprawa. Przecież już nie jesteśmy razem.
- Kochanie... może się zejdziecie, kto wie?
- Viena, wiesz przecież co ja myślę o wracaniu do siebie i takie tam – spuściła wzrok jakby nie wiedziała jak mnie pocieszyć – zresztą wczoraj zmieniłam status. Jakby to wszystko miało jakieś znaczenie. Ktoś mnie ściga, mojego tatę, na dodatek Charlie. Do dupy.
Oparłam głowę na ramieniu przyjaciółki i postanowiłyśmy obejrzeć telewizję. Leciał jakiś serial. Gdy się skończył, Viena zbierała się do wyjścia. Ktoś zapukał, Nate zszedł otworzyć i po chwili w środku był Nash. Przedstawił się Vienie, a ona mu. Ja z Natem wymieniliśmy spojrzenia.
- Dobra, co takiego ważnego dla mnie masz? - Spytał Nate.
Nash wciąż stał w przedsionku. Viena zakładała kurtkę.
- Wychodzisz? - Spytał jej, a ona kiwnęła głową – jesteś samochodem?
- Autobusem.
- Podrzucę cię do domu. Widziałem jak na plaży kręci się kilka osób. Lepiej, żebyś nie wraca do domu, gdy jest tak ciemno – rzucił Nash, a mnie naszedł strach. Viena spojrzała na mnie, a ja kiwnęłam głową, by dodać jej otuchy. Przed wyjściem Nash rzucił do Natea – zadzwoń do Jeremiego. Ma dla ciebie zadanie.
Pożegnałam się z Vieną, po czym Nate zamknął drzwi na klucz.
- Myślisz, że ci na plaży, że oni... - nie mogłam wydusić słowa.
Bałam się o przyjaciółkę. O siebie.
- Nie martw się. To pewnie jakieś dzieciaki wracają pijane po imprezie. Nic wielkiego. Nash pewnie chciał poderwać twoją koleżankę i dlatego tak to rozegrał.
Powiedział Nate i zaprowadził mnie na kanapę.
- Zerwaliście, prawda? - Spojrzałam na niego zdziwiona – ty i Charlie.
- Znowu śledzisz mojego fejsa?
- Muszę pilnować czy przez przypadek nie podałaś mojego... naszego adresu – uśmiechnął się, lecz kiedy zauważył moją poważną minę, spytał – wszystko w porządku?
- Tak, po prostu. Trochę to trudne dla mnie.
- Znajdziesz kogoś lepszego. Ten dupek na ciebie nie zasługiwał – uśmiechnął się i tym razem ja też to zrobiłam.
- Dzięki.
Powiedziałam jeszcze i poszłam spać.

Następnego dnia Nate podrzucił mnie do szkoły. Powiedział, że będzie także po mnie przyjeżdżał. Nie chce by ktoś mnie napadł podczas niewinnego spacerku. Szłam do szkoły i w klasie znalazłam rozmawiającą Ellę z Vieną.
- Cześć – stanęłam za Ellą, lecz gdy mnie zobaczyła poszła usiąść na swoje miejsce nie odzywając się – co jej się stało? - Spytałam Vieny.
- Chcesz wiedzieć? - Miała dziwną minę. Bałam się, że ona też mnie zaraz zignoruje.
- Viena co się dzieje?
- Ella jest z Charliem – zaniemówiłam – oni już jakiś czas temu... po prostu ich do siebie pociągnęło.
- Co? - Byłam wściekła.
- Tak mi powiedziała! - Usprawiedliwiła się przyjaciółka.
Zdenerwowana wstałam i podeszłam do Elli.
- Jak mogłaś! - Zaczęłam krzyczeć jej w twarz i nie obchodziło mnie to, że inni patrzyli – myślałam, że się przyjaźnimy, a ty tak po postu odebrałaś mi chłopaka.
- Najwidoczniej nie pasowaliście do siebie. Pogódź się z tym. Zresztą ileż można czekać na... wiesz na co.
Ella wydęła usta, a ja miałam ochotę walnąć jej w tą słodką, niewinną mordkę. Nie zrobiłam tego jednak. Chciałam usiąść na swoje miejsce, lecz wpadłam na Charliego i przewróciłam się do tyłu. Walnąłem głową w ławkę, a klasa zaczęła się śmiać. Charlie chciał mi pomóc, lecz wstałam sama i minęłam go. Usiadłam na swoim miejscu i mimo próśb Vieny, bym poszła do pielęgniarki tam zostałam. Zaczęła się lekcja, a mnie ciągle łupało z tyłu głowy. Ból był nie do zniesienia, lecz nie chciałam dać Charliemu i Elli satysfakcji. Miziali się na każdej przewie. Informacja szybko się rozeszła i połowa ludzi mi współczuła, druga się śmiała z mojej naiwności. Zaczynałam wątpić czy on mnie nie zdradzał. Jeśli tak to czułabym się okropnie. Po lunchu ból był nie do zniesienia. Zadzwoniłam do Natea, lecz on nie odbierał. Wróciłam do domu autobusem, a potem piechotą.

Nate przed południem pojechał do Jeremiego. Jego stały klient. Kilka razy wykonywał dla niego zadanie, niestety zawsze te brudniejsze. Podjechał pod jego dom i po chwili do auta wsiał młody facet, z brązowymi włosami i w garniturze. Pracował w poważnej firmie, jednak dorabiał jako gangster. Szef jednego gangu.
- Kenneth Talley. Pracuje sam, nie ma rodziny, przyjaciół, nikogo kto by za nim tęsknił. Zabij go, a ciało wrzuć do oceanu. Tu masz pięć tysięcy, Kenneth jest na plaży. Moi ludzie go tam dziś widzieli.
Nate przeliczył pieniądze i kiwnął głowa. Został sam i ruszał na plażę. Szybko znalazł Talleya, lecz trudniej było go zabić. Niestety Nate nie schował do auta więcej naboi, musiał więc posłużyć się rękoma. Na plaży nie było ludzi. Zaszedł więc Talleya od tyłu i zaczął go dusić. Ten jednak miał przy sobie nóż i rozciął Nateowi skórę na ramieniu. Nie miał kurtki, tylko zwykły T-shirt. Po kilku minutach walki udało mu się odebrać Kennethowi nóż, podciąć mu gardło i wrzucić go do oceanu. Potem wsiadł do auta i wrócił do domu. Kiedy wszedł Nadia szukała czegoś w szafkach.

- Czego szukasz? - Usłyszałam za sobą głos Natea i odwróciłam się gwałtownie.
- Tabletek. Boli mnie głowa.
Jak weszłam do mieszkania płakałam i krzyczałam, by jakoś wyładować złość. Nate musiał zauważyć, że moje policzki są mokre, a zielone oczy czerwone od płaczu. Podszedł i wyjął z szafki tabletki.
- Dzięki. Co ci się stało? - Spytałam wskazując jego koszulkę i ramię we kwi.
- Moje zlecenie – uśmiechnął się smutno Nate i kontynuował – pójdę wziąć prysznic, a jak wrócę to pogadamy.
Poszedł do łazienki, a ja wzięłam dwie tabletki, popiłam wodą i położyłam się na kanapie. Zanim jednak tam poszłam wzięłam dla Natea piwo i postawiłam na stoliku. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Może dlatego, że gdyby usiadł, nie chciałam zostawać sama. Włączyłam jakiś program, a po chwili ktoś usiadł tam, gdzie miałam nogi. Chciałam się podnieść, lecz Nate mnie powstrzymał i nakrył kocem. Miał na sobie dresy. Był boso i bez koszulki, i po raz kolejny na widok jego ciała zaparło mi dech w piersiach. Włosy miał mokre i kapało mu na ramiona. To ranne zabandażował.
- Co się stało? - Spytał.
- Ella i Charlie są razem. Pokłóciłam się z nią, a na niego wpadłam i wylądowałam na podłodze. Uderzyłam się przy tym w ławkę głową. Zwolniłam się bo nie wytrzymywałam. Dzwoniłam, ale byłeś zajęty.
- Przepraszam. Gdybym wiedział, przyjechałbym.
- A co ci się stało? - Spytałam pociągając nosem.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Przyniosłam ci piwo. Wiem, że lubisz się odstresować.
Nate zaśmiała się, otworzył piwo i oparł się kładąc moje nogi na swoich.
- Normalnie kobieta ideał.
Teraz to ja się zaśmiałam.
- Wszystko w porządku?
- Nie.

Odparłam i z moich oczu poleciały łzy. Nie chciałam by Nate widział mnie w takim stanie, więc spróbowałam zasnąć.



Tak dziwnie się to kończy, a potem czyta zanim dodam kolejną część. dziwnie, bo jestem swoim spojlerem xd
Kolejną część dodam jutro - ot tak! Może przy okazji przekażę szczęśliwą wiadomość, trzymajcie za mnie kciuki mocno :*

sobota, 17 maja 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 7

- Dzień dobry – powiedziałam do mamy Charliego, gdy kobieta otworzyła mi drzwi – jest Charlie?
- Proszę wejdź kochanie. Jest u siebie w pokoju. Możesz do niego iść.
Wymieniłyśmy uśmiechy i weszłam po schodach na pierwsze piętro. Mama Charliego była miłą i młoda kobietą. Zachowywała się jak pani domu w latach siedemdziesiątych. Ubierała się nawet bardzo podobnie. Tata Charliego pracuje jako szef wielkiej korporacji. Jego rodzice są bardzo mili, ale potrafią być irytujący i egoistyczni – jak ich syn.
Nie pukając weszłam do pokoju i zobaczyłam go śpiącego. Odłożyłam na biurko kask Natea i zrzuciłam z Charliego kołdrę. Obudził się jak oparzony, popatrzył na mnie i spytał:
- Co jest? Co ty tu robisz? Wszystko w porządku?
Wstał, ubrał spodnie i narzucił koszulkę na wysportowane ciało.
- Jak mogłeś wczoraj tak po prostu uciec? - Spytałam. Nie płakałam, byłam zła – jak mogłeś mnie zostawić. Powiedziałeś, że weźmiesz winę na siebie i staniesz w mojej obronie gdyby Nate się czepiał.
- Jeny dziewczyno – Charlie złapał się za głowę – przyszłaś tylko po to, żeby urządzić mi awanturę? Powiedziałem mu, że przeze mnie się spóźniłaś. Nie wziąłem winy na siebie, bo gościu patrzył na mnie tak jakby chciał mnie zabić.
- I dlatego uciekłeś? Jesteś niemożliwy. Jak ja mam być przy tobie bezpieczna? - Patrzyliśmy sobie w oczy, po czym zaczęłam temat, nad którym myślałam cała noc – myślę, że powinniśmy to skończyć.
- Chcesz ze mną zerwać? - Spytał – przez niego?
- Tu nie chodzi o niego. Między nami nie układa się od jakiegoś czasu. Nie chcę tak dalej żyć... z tobą. Ciągle się kłócimy. To już nie to samo, co kiedyś.
- Nadia...
Zaczął Charlie i przysunął się do mnie. Chciał mnie pocałować, a ja wtedy pewnie bym mu wszystko wybaczyła, lecz kiedy spostrzegł na biurku pewną rzecz znieruchomiał. Wiedziałam o co chodzi.
- To jego kask? Przywiózł cię tutaj? - Kiwnęła głową – masz rację. Powinniśmy zerwać. Może z kimś innym będzie nam lepiej.
Powiedział te słowa z obrzydzeniem jakby oskarżał mnie o jakąś zdradę. Chwyciła kask i wybiegłam z domu.
Nie chciałam dzwonić po Natea, jeszcze nie teraz. Zadzwoniłam najpierw do Vieny. Odebrała po trzech sygnałach.
- Cześć, co robisz? - Spytałam przyjaciółki. W moich oczach wzbierały łzy, lecz nie chciałam jej martwić przez telefon.
- Jestem z rodzicami u ciotki. Czemu pytasz?
- Chciałam po prostu iść z kimś na zakupy. Ale nic, pozdrów ciotkę.
- Zadzwoń do Elli, może ona będzie miała czas. Przykro mi.
- Nic nie szkodzi. Tak zrobię, zadzwonię do Elli. Pa.
Rozłączyłam się i już miałam dzwonić do drugiej przyjaciółki, kiedy ją zobaczyłam. Pod dom Charliego podjechała czerwona honda civic. Auto Elli.
- Co jest grane? - Spytałam siebie, po czym podeszłam do niej.
- Nadia... co ty tu robisz? - Wybełkotała przyjaciółka.
- Chciałam spytać ciebie o to samo.
- Przyjechałam, ponieważ Charlie poprosił bym dała mu korki z matematyki. A ty? - Spytała jakby mnie o coś obwiniała, a przecież jeszcze kilka minut temu to był dom mojego chłopaka.
- Zerwaliśmy – odparłam, ledwo powstrzymując płacz – nie możesz odwołać korków i pomóc mi się pozbierać?
Spytałam z uśmiechem.
- Przykro mi, ale i tak jestem już spóźniona.
Kiwnęłam głowa i odeszłam kawałek. Coś mi nie pasowało w tych korkach, ale przecież teraz to nie moja sprawa. Byłam zła, smutna i chciało mi się płakać. Mimo że była taka ładna pogoda, nie miałam ochoty na spacer, więc wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Natea. Odebrał od razu:
- Przyjechać po ciebie? - Spytał na wstępie.
- Tak – odpowiedziałam, a gdy się rozłączyłam łzy same popłynęły.

Nate był w pięć minut. Przyjechał samochodem. Usiadłam i rzuciłam kask do tyłu.
- Wszystko w porządku? - Spytał.
- Nie.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Nie z tobą – to była ostatnia rzecz o jakiej bym pomyślała.
- Jasne – odparł i dodał – musimy coś załatwić, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
Popatrzyłam na niego i zobaczyłam jak na jego ustach błądzi uśmiech. Kiwnęłam głową i ruszyliśmy.

Po kilku minutach znaleźliśmy się na parkingu galerii handlowej.
- Co tu robimy? - Spytałam lekko zachrypniętym głosem.
- Na pewno wszystko w porządku? - Kiedy nie odpowiedziałam, dodał – muszę coś załatwić.
- Kogoś...
- Postraszyć – dokończył za mnie.
Wyciągnął ze schowka okulary przeciwsłoneczne i założył je. Wziął do buzi także gumę i mnie poczęstował, ale odmówiłam. Pistolet wetknął za pasek z tyłu spodni. Wzdrygnęłam się, ale nie dałam nic po sobie poznać.
- Chodź.
Wyszłam za nim i przed wejściem do jednego ze sklepów spytałam:
- Mogę poczekać w kawiarni?
- Nie chciał bym zostawiać cię samej. Zwłaszcza tu, gdzie jest dużo ludzi i nie odróżnisz swoich porywaczy jeśli coś takiego miałoby miejsce. W dodatku nie jesteś w stanie się nawet obronić.
- Co?
- Słuchaj. Widzę, że musiałaś pokłócić się z twoim chłopakiem. Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale jesteś jak otwarta księgą. Wszystko po twojej minie mogę poznać.
Mówiąc to zarzucił kosmyk moich krótkich, blond włosów za ucho. Chciałam mu powiedzieć, że Charlie nie jest moim chłopakiem, ale chyba gdzieś w głębi duszy myślałam, że znów się zejdziemy. Co do mnie nie pasuje, ponieważ wyznaję zasadę: alko kocha, albo nie. Nie ma gdzieś pomiędzy.
- Dobrze – odparłam wreszcie – pójdę z tobą.
Weszliśmy do sklepu, gdzie sprzedawano babeczki i wypieki. Za ladą stała młoda kobieta, może nawet w moim wieku. Była niska, miała nierówno ostrzyżone czarne włosy, a na nosie duże okulary. Nate oparł jeden łokieć na ladzie i spytał:
- Gdzie Danny?
- A kto pyta?
- Nate kochanie – zrobił balona z gumy i dodał – więc, gdzie znajdę naszego łajdaka co wykorzystuje córkę bibliotekarza?
Dziewczyna za ladą zrobiła wielkie oczy, po czym wskazała drzwi za nią. Nate wziął mnie za rękę i otworzył pomieszczenie. Szliśmy ciemnym korytarzem. Nate za mną, lecz trzymał mnie za ramię. Mocno, ale nie tak by mnie bolało. Był właśnie w pracy, uświadomiłam sobie. Dlatego tak się go boję.
- Uspokój się – szepnął mi do ucha – zachowuj się tak jakbyś robiła to wiele razy. Jesteś tylko obstawą.
Kiwnęłam głowa i weszliśmy do kolejnego pomieszczenia. Czuć było tu stęchliznę i dym. Za niewielkim biurkiem siedział gruby facet i palił cygaro. Gdy nas zobaczył wstał gwałtownie wywracając krzesło do tyłu i rzucając na blat cygaro. Nawet nie zauważyłam, kiedy Nate wyciągnął pistolet. Nie celował w mężczyznę. Machał nim... kółeczka? Oparłam się o drzwi i założyłam ręce na piersi, by wglądać na wyluzowaną. Szkoda, że nie wzięłam tej gumy od Natea. Lepiej by było mi wczuć się w rolę.
- Czego chcesz?
- Przesyłam wiadomość – Nate rzucił na biurko jakąś kopertę, usiadł na krześle i zarzucił na blat nogi wciąż bawiąc się pistoletem – no otwórz i przeczytaj.
Mężczyzna wyciągnął z koperty list i pospiesznie go przeczytał.
- I co tam pisze przystojniaczku, hmm? - Spytał Nate udając, że do niego strzela.
Facet zrobił krok w tył i wpadł na regał. Nate się zaśmiał, wstał i podszedł do mężczyzny.
- Chcesz bym coś przekazał właścicielowi listu?
- Zostawię jego córkę w spokoju.
- I?
- Co? Co jeszcze mam zrobić? - Spytał facet, zaczął się trząść. Kiedy Nate strzelił w regał obok jego ucha, facet zakwiczał jak świnia i dodał – błagam nie zabijaj mnie! Nie będę zbliżał się do biblioteki. Ani do ich rodziny. Dam im spokój, tylko błagam... nie krzywdź mnie.
- Nie, to za mało.
- Zwolnię ją!
Z wrażenia aż otworzyłam buzię. Czyli dziewczyna za ladą była...jego poszkodowaną?
Nate wyprostował się, schował pistolet za pasek spodni i poklepał mężczyznę po policzku.
- Wiadomość zostanie przekazana. Jeśli choćby spojrzysz na tę dziewczynę, oślepię cię, jasne?
Facet kiwnął głową.
- A teraz idziesz z nami.
Wyszłam pierwsza, za mną ten facet, a za nim Nate. Gdy wszyscy wyszliśmy z pomieszczenia dziewczyna sprzedawała właśnie jakiejś staruszce babeczki. Kobieta już miała płacić, kiedy nas zobaczyła i znieruchomiała. Nate wziął opakowanie, wręczył babuni, otworzył jej drzwi i powiedział:
- Na koszt firmy.
Kobieta uśmiechnęła się i wyszła.
Mężczyzna od cygara szybko zwolnił dziewczynę, dął jej wynagrodzenie, wygnoił nas ze sklepu i zmienił tabliczkę „otwarte” na „zamknięte”.
- Dziękuję – rzuciła dziewczyna ze łzami w oczach i przytuliła Natea – dziękuję.
Chłopak kiwnął jej, złapał mnie za ramię i poszliśmy do auta. Wciąż byłam oszołomiona, lecz nic nie mówiłam. Gdy siedzieliśmy w aucie Nate zapytał:
- Dalej twierdzisz, że straszenie to nic takiego? - Zdjął okulary i schował je do schowka, a wyjął jakiś notes. Otworzył gdzieś na środku i coś zapisał.
- Lista twoich ofiar? - Spytałam z uśmiechem na rozładowanie emocji.
- Tak – przestałam się uśmiechać i spojrzałam na niego poważnie – nie patrz tak na mnie. Trochę siedzę w tym biznesie. Każdy gdzieś zapisuje swoje trofea.
Sposób w jaki to powiedział... aż przeszły mnie ciarki. Zapięłam pas i poprosiłam:
- Wracajmy.
Gdy znaleźliśmy się na drodze ciekawość wzięła góra i musiałam zapytać:
- Co on robił tej dziewczynie?
- Wykorzystywał.
Spojrzał na mnie i nie musiałam pytać dalej. Wiedziałam o jakie wykorzystywanie mu chodzi.
- Więc jak to działa? - Zmieniłam temat, lecz tylko na tyle było mnie stać.
- Zlecenia? - Kiwnęłam głową. Podrapał się po brodzie jakby myślał nad przekazaniem mi tego najłagodniej – Nash jest moim powiernikiem. Każdy kto chce mnie wynająć idzie do klubu, tam gdzie go podrzucaliśmy. No więc idzie tam i pyta o mnie. Zostawia numer telefonu, a ja zazwyczaj na następny dzień dzwonię. Spotykam się z tym kimś i ustalamy szczegóły. Sposób wykonania, zapłatę i to chyba wszystko.
- Tak było z moim tatą?

Nie odpowiedział. Kiwnął głowa ledwie zauważalnie.



Jednak mi się udało :)
Następna część w poniedziałek :)

czwartek, 15 maja 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 6

Następny dzień przebiegł tak samo. Poranne śniadanie, wypad do szkoły i pogoda do dupy. Nate pojechał do klubu by zobaczyć się z przyjacielem i sprawdzić czy ten ma dla niego nowe wieści o lateksowej pannie. Usiedli razem przy jednym ze stolików. Nash wziął swojego laptopa i pokazał przyjacielowi zdjęcia tej samej dziewczyny.
- To Mila – powiedział – pracuje dla naziemnych. Jest dobra, kumpel powiedział mi też, że poluje na twojego gościa. Wciąż jednak nie wiem dla kogo pracuje.
- Dzięki, to i tak wiele. Coś jeszcze?
Nash pokręcił głowa, więc pożegnali się i Nate pojechał sprawdzić jak ma się jego bankier. Podjechał pod dom i czekał. Zajechało czarne bmw, wysiadł z niego Ash, pobiegł do domu i wrócił. Po chwili zajechała ciężarówka, firma pomagająca w przeprowadzkach. Nate uśmiechnął się do siebie i odjechał. Ash tak się przestraszył, że aż się wyprowadził. Pytanie czy zostawił żonę Davea w spokoju.



Po lekcjach Charlie podszedł do mnie i spytał:
- Pojedziemy na kawę? Chciałbym z tobą porozmawiać.
Kiwnęłam głową i po chwili siedzieliśmy w kawiarence internetowej.
- O czym chciałeś rozmawiać?
- Chciałem cię przeprosić – zaczął Charlie – zachowałem się wczoraj jak dupek. Naprawdę mi przykro. Wybaczysz?
Przez chwilę siedziałam w milczeniu, jednak pokiwałam głowa. Charlie cały się rozpromienił.
- Może pójdziemy do kina jutro? - Spytał – grają wieczorem fajny film.
- Wieczorem to znaczy, o której?
- O dziewiątej.
- Charlie...
- No daj spokój. Powiesz, że wchodzisz i się po prostu spóźnisz. Jeśli będzie się ciebie czepiał to ja z nim porozmawiam i wszystko mu wytłumaczę. Obronię cię przed nim.
- Powiem ci jutro.
- Dobrze. Tylko nie pytaj go o pozwolenie. Nie daj sobą manipulować.
Nic nie odpowiedziała, tylko w ciszy popijałam swoją kawę. Nie chciałam na te tematy rozmawiać z Charliem. Wiedziałam, że on ma inne podejście do sprawy.

Wieczorem zadzwonił tata. Rozmawialiśmy kila minut, lecz od razu poprawił mi się humor. Kiedy zeszłam do kuchni Nate spytał podając mi jakieś zdjęcia:
- Znasz ją?
- Nie. To ona była wtedy na tym targu czy czymś? - Spytałam widząc tę samą dziewczynę w lateksie co wtedy.
- Tak – odparł z westchnieniem – tata dzwonił?
- Tak. Mówił, że u niego wszystko w porządku i pytał co u mnie.
- A u ciebie wszystko w porządku? - Spytał i popatrzył na mnie z troską.
- Tak – odparłam po chwili milczenia i wróciłam do pokoju.

W piątek rano Nate oświadczył przy śniadaniu:
- Wrócę dziś późno, bo idę na siłownię.
- Pakujesz? - Spytałam i od razu zrobiło mi się głupio.
Nate tylko się zaśmiał i dodał:
- Ty godzina dziesiąta. I nie obchodzi mnie, że jest piątek.
Westchnęłam, ale nie dałam nic po sobie poznać. Chciałam iść do kina z Charliem. Grają fajny horror, poza tym nie byliśmy gdzieś tylko we dwoje od dawna.
- A i jeszcze jedno – wyjął telefon i podał mi go – chcę mieć twój numer.
- Po co?
- Może kiedyś się przyda.
Posłusznie wpisałam swój numer do telefonu Natea i ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że on wie. Wie, że chcę wrócić do domu po dziesiątej. Zdołałam się jednak uśmiechnąć i wyszłam do szkoły.




Nate o dziewiątej wieczorem poszedł na siłownię. Potrzebował się wyciszyć i zapomnieć o całym stresującym dniu. Szukał po całym Los Angeles i jego granicach tej całej Mily. Nie znalazł nic. Nawet najmniejszego śladu, który by naprowadzał go na jej trop. Czuł się zmęczony takim bezproduktywnym dniem. Myślał tylko o tym by wyżyć się na tych wszystkich sprzętach, wrócić do domu i rzucić się na łóżko. Miał nadzieję, że Nadia będzie w domu przed dziesiątą i nie będzie się musiał martwić ani po nią dzwonić czy jeździć.






Jak powiedziałam, tak o dziewiątej siedziałam z Charliem w kinie. Z jednej strony męczyło mnie sumienie, ale znikało, kiedy chłopak dotykał mojej dłoni. Wyciszyłam telefon i zapatrzyłam się w ekran. Fabuła filmu była banalna. Dziewczyna, którą ktoś śledzi, ktoś próbuje ją ochronić, jednak pod koniec filmu wszyscy są martwi. Poste i zbyt popularne, ale takie są właśnie horrory. Jednak ja odrobinę inaczej odebrałam tę historię. Była zbyt podobna do mojego teraźniejszego życia. Kiedy wyszliśmy z kina kurczowo trzymałam rękę chłopak. Otworzył mi drzwi do auta i spytał:
- Aż tak cię przeraził ten film? - Dał mi buziaka i zamknął drzwi, kiedy wsiadłam.
Sam zajął miejsce kierowcy, a wtedy odpowiedziałam:
- Nie, po prostu dziwnie się poczułam. Tak jak bym to ja była główną bohaterką – chłopak spojrzał na mnie uważnie, więc dodałam – nieważne. Jedźmy już, dochodzi jedenasta. Nate będzie wściekły.
Widziałam jak Charlie zaciska szczękę z wściekłości.
- Pogadam z nim, nie martw się.
Dojechaliśmy pod dom Natea. Wysiedliśmy i weszliśmy do środka. Nate siedział w kuchni i pił kawę.
- Nate, ja... - zaczęła chcąc się tłumaczyć, lecz Charlie mnie powstrzymał.
- Nie możesz jej więzić w domu jak jakąś niewolnicę – zaczął – poza tym to był mój pomysł, nie jej.
Nate odstawił kubek do zlewu i podszedł do nas.
- Wnoś się z mojego domu – powiedział cicho do Charliego, aż przeszły go ciarki.
- Nate, przestań! - Krzyknęłam.
- Nie, to ty przestań! Mieliśmy umowę. Chcesz żyć to zacznij się do niej stosować, bo inaczej wyrzucę cię na zbity pysk i złamię obietnicę daną twojemu ojcu – kiedy to powiedział, miałam łzy w oczach – idź do pokoju. A ty - zwrócił się do chłopaka -wynoś się stąd.
- Charlie... - zaczęłam, lecz on już wyszedł.
Ruszyłam po schodach, lecz zanim weszłam do pokoju usłyszałam jeszcze jak Nate mówi:
- Poświęcasz mu za dużo. Jak myślisz, kto by cię ratował w tarapatach?
Odpowiedzią na jego pytanie było trzaśnięcie drzwiami.

Wstałam po dziesiątej i zeszłam do kuchni na śniadanie. Miałam worki pod oczami. Płakałam całą noc i myślałam nad sobą.
- Musimy pogadać – rzucił Nate nie przepuszczając mnie w drzwiach, kiedy chciałam wrócić do pokoju – wycofuję swoje zasady.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Co?
- Słyszałaś. Jeśli myślisz, że nic ci nie grozi i chcesz samowolki, to proszę bardzo. Wracaj o której chcesz, z kim chcesz i tak dalej. Jakby coś się działo dzwoń, mój numer masz. Nie mam zamiaru martwić się za każdym razem, gdy nie wracasz przed dziesiątą, lub gdy ten chłoptaś tu jest.
- Martwisz się? - Parsknęłam.
- Tak. Wiesz, mam uczucia – minęłam go, lecz on złapał mnie za ramię, popatrzył w oczy i bardzo poważnie powiedział – przepraszam, za to co wczoraj powiedziałem. Byłem zły i zmęczony, więc nie myślałem nad tym co mówię. Lecz wiedz, że dotrzymam tej obietnicy i nikt cię nie skrzywdzi.
Puścił mnie, a ja poszłam do pokoju. Oparłam się o drzwi i osunęłam na nich. Nikt nigdy się jeszcze tak o mnie nie troszczył. Prawda, był tata, lecz on miał swoją pacę i własne problemy. Była Viena i Ella, lecz to nie to samo. O przyjaciół trzeba się troszczyć. No i był jeszcze Charlie. Jednak był tchórzem i kiedy nadchodziło zagrożenie, uciekał. Tak jak wczoraj. Nie został by mnie bronić, ani wspierać. Po prostu wrócił do domu. Postanowiłam dziś do niego pojechać i wszystko mu wygarnąć. Ubrałam się, ogarnęłam twarz i podkrążone oczy. Zeszłam na dół i zastałam Natea wychodzącego. Zatrzymał się i widząc jak zakładam kurtkę, zapytał:
- Podrzucić cię gdzieś?
- Do miasta?
- Gdzie?
- Do Charliego.
Kiwnął głową i po chwili wyszli na zewnątrz. Grzało słońce, lecz pogoda mogła zmienić się tutaj z każdą minutą. Wsiedliśmy na harleya. Byłam lekko zaskoczona, kiedy Nate wręczył mi kask, lecz nie dałam nic po sobie poznać. Nie jechałam nigdy na motorze. Mimo że mogła swobodnie chwycić się oparcia z tyłu nie ryzykowałam i oplotłam rękoma Natea w pasie. Chłopka zapiał swój kask i czułam jak się uśmiecha z mojej niezdarności. Spytał jeszcze o adres, a kiedy go otrzymał ruszyliśmy. Po kilkunastu minutach szybkiej jazdy byliśmy pod domem Charliego. Chciałam zeskoczyć z motoru tak jakbym robiła to wiele razy, lecz potknęłam się i gdyby nie Nate leżałabym na chodniku.
- Dzięki. Będę w domu przed dziesiątą, nie martw się. Nie chciałam, żeby wczoraj to wszystko się tak potoczyło. Przepraszam.
- Jasne. Przyjechać po ciebie?
- Nie, Charlie mnie odwiezie... albo wrócę autobusem – dodałam szybko, przeczuwając kłótnię z nim.
- Przyjadę. Tylko po mnie zadzwoń.

Na pożegnanie kiwnęłam głową, a kiedy motor zniknął za zakrętem weszłam po schodach i zapukałam.





Teraz tak: w sobotę nie będę miała jak dodać kolejnej części (zgodnie z rytmem co drugi dzień). Prawdopodobnie pojawi się ona w niedzielę wieczorem, chyba że jednak uda się w sobotę. Chyba, że dodam jutro, ale to jeszcze pomyśle nad tym jaka będzie frekwencja tej części :)