niedziela, 16 marca 2014

Zabójcze deja vu koniec

Kiedy wychodzę strażnik wciąż czeka pod drzwiami.
- Wszystko w porządku? - Pyta.
- Nie – odpowiadam i idziemy na boisko.
Mam ochotę iść na dach, ale sama. Pytam więc o zgodę strażnika, lecz on odpowiada:
- Dostałem jasne rozkazy. Wiesz co mi zrobi szefowa, gdy ich nie wypełnię? - Kiwam głową – ale mogę stanąć po drugiej stronie dachu. Nie będziesz mnie widziała, ale jednak tam będę.
Puszcza do mnie oko i idziemy. On siada po jednaj stronie, a ja przechodzę na drugą.
Zaczynam myśleć o tej całej Cassie, o której wspomniał Alex. Czy to możliwe, że to moja siostra? Na pewno jest to ta sama osoba z mojej wizji, wtedy na boisku. To ona. Jestem tego w stu procentach pewna. Lecz czy to możliwe, by to była moja mała siostrzyczka? Ta, która została porwana? Nie, to nie może być prawda.
- Amber? - wyrwał mnie z zamyśleń Alex, który właśnie przyszedł – wszystko w porządku? Co się stało?
- Pamiętasz jak opowiadałam ci moją historię? - Kiwa głową i siada obok mnie – moja siostra miała być Cassie. Zastanawiam się więc...
- Czy to nie ona? - Wchodzi mi w słowo, a ja kiwam głową – niedługo się przekonamy. Pytanie co wtedy zrobisz.
- Co? - Patrzę na niego, nie zrozumiałam jego wypowiedzi.
- No jeśli się okaże, że to twoja siostra, co zrobisz? - Tłumaczy – powiesz jej prawdę czy zatrzymasz ją dla siebie?
- Nie wiem. Nie myślałam o tym w ten sposób.
Siedzimy na dachu jeszcze kilka minut, po czym zgarniam strażnika i wracamy do mojego sektora. Jutro ma przyjść Cassie. Nie mogę spać całą noc, mam ochotę uciec stąd i nigdy nie wracać.
Nastaje ranek. Jestem zła, ponieważ się nie wysypałam. Do tego ta cała Cassie. A co jak się okaże, że to jednak nie moja siostra? A ja się tak napalam. Albo co jej powiem, jeśli to jednak ona? Mam taki cholerny mętlik w głowie.
Idziemy na śniadanie, a potem mamy czas wolny. Wciąż cieszymy się wygraną chłopaków w meczu koszykówki. Idziemy z dziewczynami i moim strażnikiem na boisko, gdzie chłopcy grają towarzyski mecz. Nie mam ochoty oglądać Carl'a, ale dziewczyny mnie namawiają. Chcą ze mną o czymś porozwozić. Siadamy więc na trybunach i pierwsza odzywa się Audrina:
- Zdobyłyśmy wczoraj dla ciebie kilka informacji o tej Cassie – patrzę na nią wielkimi oczami – nieważne jak. Wiemy, że nie miała rodziców i nie mieszkała w żadnym domu opieki ani dziecka.
- Więc gdzie? - Pytam.
- W tym czymś co podpaliła – odpala Amy – jedyne co wiemy to to, że była to jakaś fabryka.
- To i tak dużo. Dziękuję wam.
Uśmiechają się i zaraz tez uśmiech z twarzy im schodzi. Oglądam się za siebie i widzę Carl'a. Wstaję, a strażnik staje za mną. No tak, wciąż jestem pod obserwacją, bo jestem groźna. W sumie, to nawet fajne.
- Czego chcesz? - Pytam.
- Co zrobiłaś Melisie?
- Nic jej nie zrobiłam.
- Kłamiesz.
- Zresztą od kiedy tak się nią interesujesz? Zawsze uważałeś ją za sukę.
- Uważaj ze słowami – robi krok w przód, a strażnik staje coraz bliżej jego.
- Chcesz mnie przestraszyć? - Parskam śmiechem – nie zapominaj kto tu groźny.
- I skuty – dodaje Carl i uderza mnie w twarz.
Długo nie czeka na odpowiedź. Kopię go w brzuch, a kiedy klęczy staję za nim i jestem blisko uduszenia go kajdankami, ale się powstrzymuję. Strażnik zabiera mnie do sektora i każe usiąść na łóżku.
- Co ty wyprawiasz? - Pyta siadając naprzeciw na łóżku.
- Uderzył mnie.
- I musiałaś oddać?
- Pan by nie oddał?
- Nie jeśli byłbym pod rozprawą sądową. Wiesz, że w każdej chwili możesz pójść do więzienia? Że każdy taki wybryk pogarsza twoją sytuację?
Kiwam głową. Nie zdążam nic odpowiedzieć, kiedy ktoś nam przerywa.
- Tu jesteście – mówi Risa – to jest nowa koleżanka, Cassie.
Odwracam się gwałtownie i widzę młodą dziewczynę, w blond kitce i pięknymi niebieskimi oczami. Jest podobna do mojej mamy. To ona. Ona była w mojej wizji. To ona. To moja siostra.
- A to Amber.
Dziwaczna kiwa głową i uśmiecha się. Potem zajmuje łóżko niedaleko mnie. Ciągle się jej przyglądam. Muszę przestać, bo to głupie.
- Amber musimy porozmawiać. Zapraszam do mnie.
Idę za Risą do jej gabinetu. Jest niezadowolona. Ona siada, ja nie.
- Niestety sędzia negatywnie rozpatrzył moją prośbę. Zostajesz tutaj.
Uśmiecham się sama do siebie, a strażnik zdejmuje mi kajdanki.
- Ale pamiętaj, jeden zły ruch i odeśle cię do piekła.
Wychodzę i biegnę do dziewczyn powiedzieć im świetną wiadomość. Cieszą się razem ze mną. Po chwili przypominam sobie o Cassie. Opowiadam im, że ją widziałam i wracam do sektora. Po drodze wpadam na Alex'a:
- Co ty taka szczęśliwa?
- Zostaję – robi wielkie oczy i uśmiecha się – no i idę porozmawiać z Cassie.
- Jesteś pewna?
- Tak. W stu procentach.
- Powodzenia.
Dziękuję mu i idę do pokoju. Cassie rozpakowuje walizkę. Gdy staje w drzwiach odwraca się do mnie i uśmiecha się. Ma identyczny uśmiech jak mama i oczy jak tata.
- Co tu właściwie robisz? - Pytam, by jakoś zacząć rozmowę.

- Szukam siostry.




Pewnie zakończenie nikogo nie zadowoli, ale jak zawsze próbuję czegoś nowego. Zakończenie i dalsze losy bohaterów są w waszej wyobraźni. :)
Wiem, że z tym opowiadaniem się nie popisałam, ale napiszcie w komentarzu co o nim sądzicie : )
Niedługo coś nowego, muszę wrócić do formy : )

piątek, 14 marca 2014

Zabójcze deja vu #5

Siadam na kozetce i pamiętam wszystko ze snu. Była tam dziewczyna, młoda, miała długie blond włosy i niebieskie oczy. Była bardzo ładna. Na początku zastanawiałam się czy to nie jest moja mama za czasów młodości, ale doszłam do wniosku, że nie. Jednak była bardzo podobna.
Dziewczyna stała przed jakimś budynkiem. Chwilę po tym jak z niego wyszła, budynek eksplodował i wtedy doznałam szoku. Właśnie to widziałam na boisku. Tych samych krzyczących ludzi, pył, wybuch, wszystko! Nie wiem jak to możliwe i co to właściwie oznacza, ale jestem zaskoczona.
Wchodzi pielęgniarka i pyta:
- Czujesz się już lepiej? - Kiwam głowa, która już nie boli – wracaj do pokoju.
- Dziękuję.
Gdy wchodzę do sektora Melisa coś głośno komentuje. Staję w drzwiach i patrzę na nią. Po chwili dociera do mnie, że to ja jestem obiektem jej żarów:
- Taka niby nieustraszona Amber! Niby niepokonana! A mdleje, płacze i w głowie się jej przewraca.
- Uważaj żeby tobie coś w brzuchu się nie poprzewracało – mówię przechodząc koło niej, aż jej mina zrzedła.
Siadam na swoim łóżku i zaczynam rozmawiać z dziewczynami.
- Wszystko w porządku? - Pyta Michelle – co się tam stało?
- Nie wiem, miałam jakąś dziwną wizję i nagle ciemność.
- Wystraszyłaś nas – dodaje Amy.
- Przepraszam. Wszystko już okey. Ale kiedy spałam u pielęgniarki miałam dziwny sen...
- Zaraz, zaraz – przerywa mi Audrina – pamiętasz swój sen?
Wszystkie cztery patrzą na mnie wielkimi oczami.
- Tak. To też jest dziwne, ale chodzi mi o coś innego.
Opowiadam im co mi się przytrafiło. Słuchają uważnie i czasem zadają pytania lub mówią co o tym myślą.
Na koniec żadna się nie odzywa. Myślałam, że to jakoś skomentują, ale one nic nie mówią.
- Co jest? - Pytam więc.
- Nie wiemy co powiedzieć, to dziwne. Wiesz może dlaczego tak się stało?
Wzruszam ramionami. Oznajmiam im, że muszę na chwilę wyjść na powietrze, bo znów zaczyna kręcić mi się w głowie. Martwią się i chcą iść ze mną, ale odmawiam.
Wychodzę na niewielkie podwórko. Widzę Alex'a z kolegami. Gdy mnie widzi podchodzi.
- Hej, jak się czujesz? - Pyta.
- W porządku. Dzięki.
- Co się stało na boisku?
- Nie wiem, coś dziwnego – śmiejemy się – muszę wracać.
Żegnam się i wracam do dziewczyn. Siadam na łóżku i widzę jak Melisa głaszcze się po brzuchu. Niby nic, a jednak coś w środku mnie boli. Na początku myślę, że jest to zazdrość. Carl miał rację, nie mogę mieć dzieci. Po chwili jednak dociera do mnie, że to jest zapomniane uczucie deja vu. Tylko, że nie widzę tego co się stanie za kilka chwil. A może nic? Może to przez te tabletki przeciwbólowe, przez zmęczenie i dzisiejsze wydarzenia? Ignoruję więc to co czuję i zasypiam.

Budzę się i znów pamiętam swój sen. Obraz jest trochę zamazany i nie widzę twarzy, ale całość przedstawia kobietę, która poroniła. Ściągam nogi z łóżka i udaję się do łazienki. Kiedy wracam ogarnięta, nasz sektor przeszywa okropny krzyk. Wszyscy próbują zorientować się skąd pochodzi, gdy domyślają się. Melisa. Wkoło jej łózka zbiera się pełno dziewczyn, po chwili zbiegają się sanitariusze. Na łóżku jest pełno krwi i już wszystko rozumiem. Wczorajsze uczucie deja vu i swój sen. Kiedy wynoszą Melisę na noszach, udaje się jej wskazać na mnie palcem i powiedzieć coś do Risy, która też przyszła. Wszystkie dziewczyny wiedzą co to powiedziała. Słyszały jak wczoraj pogroziłam Melisie, ale tylko ja wiem, że to nie było specjalnie i nie zamierzałam zabić jej dziecka. Nawet jeśli ukradła mi chłopaka.

Siedzę naprzeciw Risy. Jesteśmy same w pomieszczeniu, jestem skuta.
- Co jej zrobiłaś? - Pyta szefowa.
- Nic.
- Nie kłam. Dlaczego Melisa wskazała ciebie i powiedziała, że jej wczoraj groziłaś?
Opowiadam jej wczorajszą sytuacje. Na koniec mówię:
- Nie powiedziałam tego specjalnie i nigdy nie chciałam jej w taki sposób zaszkodzić.
- Ale wiedziałaś co się stanie?
- Nie.
- Amber, powiedz prawdę, to może wyrok będzie lżejszy.
- Jaki wyrok? - Podnoszę głos.
- Ostrzegałam cie, że jeżeli się nie uspokajasz, to pójdziesz do więzienia.
Serce prawie mi stanęło. Do wiezienia?!
- Nic nie zrobiłam. Przecież w sektorach są kamery, może to pani sprawdzić.
- A co jeśli nie mogę? - Unosi brew, wyczuwam w jej głosie ironię.
Ona chce mnie wsadzić za kratki. Dosłownie i świadomie.
- Nie może pani tego zrobić – mówię twardo.
- Ja mogę wszystko.
Wychodzę. Dała mi trochę czasu, bym oswoiła się z odejściem i poczekała na wyrok. Zgłosi sprawę do sędzi w mieście. Coś czuję, że to się nie może dobrze skończyć. Do tego wszyscy uważają mnie za wariatkę (jeżeli do tej pory tak nie było), odsuwają się na bok, gdy koło nich przechodzę. Wyzywają mnie, szepcą za moimi plecami i wiele innych. Mam związane z przodu ręce. Ciągle z boku stoi strażnik. Mój prywatny ochroniarz. Na szczęście jest to ktoś cichy i nie słucham non stop jaka to jestem dziwna.
Dosiadam się do dziewczyn na stołówce. Kiedy się zjawiam koło nich milkną.
- Wy też? - Pytam.
- Nie. Jesteśmy zaskoczone, że tu jesteś.
Opowiadam im rozmowę z Risa. Są oburzone jak ja, ale nie możemy zrobić nic prócz czekać.
- Co z Melisą? - Pytam.
- Leży podłączona do kroplówki. Straciła dużo krwi i chyba sam wiesz...
- Tak. Ale wy mi wierzycie? - Pytam.
- Jasne. Całą noc spałaś – odpowiada Natalie, a ja się na nią patrzę – nie pamiętasz?
- Czego? - Pytam zdziwiona.
- Nie mogłam zasnąć, bo miałam zły sen. Ty się akurat przebudziłaś i spytałam czy mogę iść z tobą spać, bo sama się boję. Nie chciałam budzić dziewczyn, zgodziłaś się i powiedziałam, że ano zniknę.
- Przykro mi, ale nie pamiętam tego.
- A ja tak i mogę to potwierdzić nawet przed sądem – uśmiecham - dla ciebie wszystko siostro.
- Dzięki.
Chwilę jemy w ciszy, aż dosiadają się do nas Alex i jego koledzy. Chłopaki zaczynają rozmawiać z dziewczynami, a Alex pyta:
- Jak tam? Słyszałem co się stało.
- Ja tego nie zrobiłam – od razu się bronię.
- Ale nie tego nie twierdzę. Pytam jak się czujesz.
Uśmiecham się do niego. Po chwili mówi:
- Mają kogoś nowego dać do waszego sektora. Ma na imię Cassie, chyba czternaście lat i trafiła tutaj, bo spowodowała wybuch w jakimś budynku.
Widelec spada mi na podłogę. Jestem zaszokowana. Wszyscy na mnie patrzą. Czuję to. Mam dziwny ucisk w żołądku, ale to nie deja vu.
- Jak ma na imię? - Proszę Alex'a, by to powtórzył.
- Cassie.

W głowie ciągle powtarza mi się to imię, aż w końcu wybiegam do toalety zwymiotować.



Tym razem na czas. Kolejna część w niedzielę :)

No i to mój setny post tutaj, ihaa! : *

wtorek, 11 marca 2014

Zabójcze deja vu #4

Przepraszam bardzo, zapomniałam dodać wczoraj część : )

Leżę w łóżku. W całym szpitalu jest ciemno. Wszystkie światła pogaszone, wszyscy śpią. Tylko ja nie mogę zasnąć. Ciągle myślę o mamie. Nie mogę pogodzić się z myślą, że ona nie żyje. Spędziłam prawie całe popołudnie z Alex'em na dachu. Ciągle płakałam. Z jednej strony wydaje mi się to normalne, z drugiej jednak dziwne. Nigdy nie płaczę.

Mijają trzy dni od śmierci mamy. Dzisiaj wpuszczają mnie na jej pogrzeb. Poprosiłam Audrinę by pojechała ze mną, zgodziła się. Dostajemy czarne spodnie i koszule, i wraz z czterema ochroniarzami lecimy helikopterem do cywilizacji. W mieście samochodem dostajemy się na cmentarz. Jest kilka znajomych mamy, kilka osób z rodziny, która się do mnie nie przyznaje. Kiedy mnie widzą zaczynają szeptać i krzywo patrzeć. Staję najbliżej trumny, a przyjaciółka obok mnie. Zaczyna się ceremonia. Nie płaczę, nie mam siły.
Kiedy wszystko się kończy i ludzie rozchodzą się zostaję przy grobie mamy i kucam. Szepczę jak bardzo ją kocham, tęsknię i zaczynam płakać. Potem wracamy. Przez cały pobyt w mieście mam deja vu. Rabunki w sklepach, kradzieże, wypadki samochodowe. Moja głowa od tego pęka.

Siedzę z dziewczynami na boisku. Chłopaki wygrali finałowy mecz i nie musimy pracować przez tydzień. Dziewczyny rozmawiają o Melisie. W końcu milkną i pytają:
- Amber wszystko w porządku?
- Nie – odpowiadam.
Nie drążą tematu. Nie jestem zła. Wracają do swoich spraw a ja mam chwilę spokoju dla siebie. Nie długą, bo dosiada się do mnie Alex.
- Cześć – mówi – jak się czujesz?
- Nic nie czuję – odpowiadam.
- Przestań. Wszystko będzie dobrze, po prostu potrzebujesz czasu.
Patrzę na niego. Ma takie ładne oczy... Kiwam głową na znak, że rozumiem jego słowa. Siedzimy tak w ciszy i nie przeszkadza mi to. Nagle mam przed oczami jakiś wybuch. Potężny, zwalający z nóg. Wszyscy krzyczą i uciekają, lecz po chwili obraz wraca do normalności. Nie ma kurzu, pyłu i wrzasków. Jest spokój, jaki był przed chwilą. Normalnie powiedziałabym, że to deja vu, lecz przez kilka minut nic się nie dzieje. Patrzę na Alex'a, on na mnie i jedyne co potem pamiętam to ciemność.

Otwieram oczy i czuję potworny ból głowy. Siadam i orientuję się, że jestem u pielęgniarki. Leżę na kozetce. Po chwili podchodzi do mnie młoda kobieta o czarnych gęstych włosach i coś mówi. Po chwili macha przede mną rękoma, zapisuje coś na kartce, świeci mi latareczką w oczy i znów coś mówi. Tym razem ją słyszę.
- Jak się czujesz?
- Co się stało? - Odpowiadam jej pytaniem na pytanie.
- Zemdlałaś.
- Zemdla...
- Tak. Na boisku. Twoi przyjaciele cię przynieśli. A teraz jak się czujesz?
- Boli mnie głowa.
- Tylko? - Skinam lekko – dobrze, dam ci tabletkę przeciwbólową. Poleżysz tutaj ile będziesz chciała, a potem wrócisz do pokoju.
- Dobrze.

Daje mi tabletkę, popijam ją wodą i kładę się z powrotem na kozetce. Pielęgniarka wychodzi, a ja zasypiam i po aż pierwszy od dawna, gdy się budzę pamiętam swój sen.


Kolejna część w piątek : )

sobota, 8 marca 2014

Zabójcze deja vu #3

- Trzymaj się od mojej dziuni z daleka – mówi do Alex'a.
- Ale ja nie zadają się z Melisą – odpowiada chłopak i wstaje.
- Mówię o Amber.
- Skończyłam z tobą – też wstaję.
- Amber, kotku... proszę cię, wybacz mi. Nie chciałem..
- Chyba jesteś śmieszny! Nigdy w życiu, nie chcę cię znać. Lepiej zajmij się swoim dzieckiem.
Carlos denerwuje się na te słowa i odparowuje:
- Ona przynajmniej będzie miała dziecko. Z tobą to by to było niemożliwe!
- Dupek! - Wrzeszczę mu w twarz najgłośniej jak potrafię.
Wyciąga scyzoryk i zaczyna we mnie mierzyć.
- Uważaj ze słowami maleńka.
Tak jak on nie lubi słowa dupek, ja nie lubię, gdy ktoś nazywa mnie maleńka. Odbieram mu więc scyzoryk, powalam na kolana, odwracam tyłem do siebie i przykładam ostrze do szyi mówiąc:
- To lepiej ty uważaj ze słowami. I trzymaj się ode mnie z daleka. Zrozumiano?
Puszczam go i straż zabiera mnie stamtąd do izolatki. Nie przeczę. Potrzebuję kilku godzin spokoju. Nie wiem co się ze mną dzieje. Staję się tak groźna, że nawet Carlos się mnie boi. Nie wiem czym to jest spowodowane i nie potrafię tego zatrzymać. Ale domyślam się jednego. Szykuje się wielkie i bardzo niebezpieczne deja vu.
W pewnym momencie wchodzi jakiś mężczyzna. Nie rozpoznaję twarzy, ale głos ma jakiś znajomy.
- Amber, prawda? - Wyciąga rękę, ale ja nie podaję mu swojej – cześć. Jestem Arnold. Psycholog.
- Po co pana przysłali? Nie mam ochoty na zbędne pogaduszki.
- To w takim razie ja będę mówił, a ty będziesz słuchać. Właściwie to jestem tu po to by przekazać ci złe wieści.
- Niech zgadnę – wchodzę mu w słowo – Melisa dostanie coś jak urlop macierzyński?
- Skąd wiesz? - Pyta zdejmując z nosa okulary.
- Chyba zapomnieli panu powiedzieć, że przechodzę deja vu. Ale nie trzeba być mną by to wiedzieć. Wystarcz być kobietą.
Drzwi się otwierają ukazując strażnika, co oznacza, że czas na mnie.
- Na mnie pora. Z grzeczności powiedziałabym, że miło było pana poznać – uśmiecha się – ale nie jestem grzeczna.
Mijam go i wracam do swojego sektora. Dziewczyny siedziały na łóżkach. Nie chcę z nimi rozmawiać, więc nakrywam na głowę kołdrę i po chwili zasnęłam.

Ranek następnego dnia. Jestem zła, wykończona i smutna. Nie pociesza mnie nawet fakt, że Melisa wychodzi. Siadam na łóżku i rozglądam się. Jest pusto, co znaczy, że wszyscy poszli na śniadanie. Podchodzi do mnie Amber i rzuca mi czarny kombinezon.
- Cześć śpiochu – mówi – ktoś chce z tobą gadać.
- Czerny kombinezon? - Unoszę brwi – niech zgadnę. Risa?
Amber kiwa głową, życzy mi powodzenia i odchodzi. Ubieram się i po piętnastu minutach jestem pod drzwiami szefowej. Kiedy wchodziłam strażnik życzył mi bezgłośne powodzenia.
- Chciała się pani ze mną widzieć – mówię, gdy stoję przed jej bukiem.
Nie boję się jej i jestem tutaj chyba jedyną osobą.
Odwraca się na krześle i ukazuje swoją bezlitosną twarz. Białe włosy zawsze spięte w koka. Zamiast garniturka, skórzane, obcisłe ciuchy. Nie wiem co ona chce udowodnić. Na pewno nie to, że jest seksowna i młoda.
- Tak – odpowiada wreszcie – słyszałam, że ostatnio dziwnie się zachowujesz.
- No i co – unosi brew – dziwi się pani? W tym zakichanym szpitalu traktuje nas pani jak przestępców.
- Uspokój się. Nie chciałam się zbytnio nad tym rozczulać. Mam nadzieję, że twoje zachowanie się poprawi, bo...
- Bo co? Bo będę niezdolna do pracy i przywalę komuś łopatą? - Przerwałam jej.
- Nie. Pójdziesz do więzienia.
- Nie zastraszy mnie pani.
- Nie straszę. Ostrzegam – odwróciłam się by iść, kiedy jej ostatnie słowa mnie zamurowały – a i jeszcze jedno. Twoja mama nie żyje.
- Co? - Odwracam się – jak to?
- Miała wypadek samochodowy.

Wypadam stamtąd jak strzała, potrącając po drodze strażnika dwa razy większego ode mnie. Biegnę na boisko. Są tam dziewczyny i parę innych osób. Wchodzę w środek i stoję. Nie wiem co robić, nie mogę wydusić słowa. Upadam na kolana i zaczynam płakać. Tak po prostu. Alex jest jedyną osobą, która ratuje mnie z opresji. Bierze mnie na ręce i zanosi na dach. Siedzę wtulona w niego i płaczę. Śmierć mamy mnie dotknęła. Była mi ostatnią osobą.



kolejna część w poniedziałek. Ktoś to czyta wgl? : )  

czwartek, 6 marca 2014

Zabójcze deja vu #2

- Cześć – mówię i daję dziewczynom znak, żeby zostawiły nas samych.
- Cześć – odpowiada chłopak – Jesteś Amber, prawda? - Kiwam głową – jestem Alex – wyciąga rękę, którą ściskam – dużo o tobie słyszałem.
- Serio? A co dokładnie?
- Między innymi to, że nie chcesz stąd wyjść na warunkowym – kiwnięcie – że należysz do grupy najgroźniejszych dziewczyn w zakładzie – znów kiwnięcie – i, że miewasz zabójcze deja vu.
Patrzę na niego oniemiała. Wiedziałam, że kilka osób wie o moim sekrecie, zwłaszcza z tej części. Ale nie miałam pojęcia, że z innych także.
- A ty za co tu trafiłeś? - Pytam, ale nie otrzymuję odpowiedzi, więc nie drążę tematu.
Chwilę jeszcze rozmawiamy, po czym musimy wracać do środka. Gdy siadam na swoim łóżku dziewczyny milkną. To zły znak. Czuję to.
- Co jest?
- Przenoszą Melisę do naszej części – odpowiada mi Michelle, po czym dobija mnie jeszcze bardziej – do naszego sektora.
Kładę się na łóżku, zamykam oczy i liczę do dziesięciu, by się uspokoić. Zaczynam mówić sama do siebie. Pocieszać się, choć nie wiem czy to coś pomoże. Wreszcie zasypiam.


Dwa tygodnie mijają jak cała reszta. Chłopaki szykują się do meczu, trochę bliżej poznałam Alex'a, choć wciąż nie wiem za co tu jest. No i Melisa. Życie z nią „pod jednym dachem” nie jest takie złe. No... O ile nie masz w tym samym czasie w pomieszczeniu.
Po południu, gdy wychodzę z łazienki napadają mnie dziewczyny. Okrążają i próbują coś powiedzieć, lecz jedna przekrzykuje drugą.
- Ej – mówię głośno – co jest?
- Mamy złą wiadomość.
- Znowu? - Pytam, a one mi wszystko mówią.
Stoję zaszokowana i wściekła. Chcę coś powiedzieć, ale nawet nie wiem co. Mija nas Melisa i wymiotuje w toalecie. Gdy kończy i wychodzi pytam:
- Jesteś w ciąży? - Akcentuję każde słowo, brzmi to groźnie.
Melisa jednak zamiast zaprzeczyć lub mi się odgryźć odpowiada:
- Skąd wiesz?
- Czyli to prawda – mówię do siebie i pędzę na boisko, gdzie chłopaki mają trening.
Nie obchodzi mnie to, że są w trakcie gry i wchodzę między nich. Zaprzeczają, ale przestają gdy uderzam Carlosa w twarz.
- Skarbie, co jest? - Pyta zaskoczony.
Wkoło nas zbiera się kilka osób.
- Co jest? - Mówię przez zęby – jak mogłeś mi to zrobić? Myślałam, że między nami coś jest, ale najwidoczniej się myliłam! Czułam, że między nami się pogarsza, ale żebyś posunął się do takiego stopnia?! Jesteś podłym dupkiem!
- Hej, wiesz, że nie lubię, gdy się tak do mnie mówi. Zresztą nie wiem o co ci chodzi.
- Pieprzyłeś się z Melisą i jeszcze bezczelnie się pytasz o co mi chodzi! - Carlos jest zmieszany i nie wie co powiedzieć, zresztą jak reszta – wiesz skąd wiem? - Kręci przecząco głową – bo jest w ciąży.
Gdy to z siebie wyrzucam nastaje cisza. Carlos mówi:
- Amber... przykro mi.
Wymierzam mu solidny policzek, a jestem dość silna, by nawet jego to zabolało. Publiczność robi krok w tył.
- To koniec dupku.
Mówię i odchodzę stamtąd. Udaję się na dach. Na początku Amy pokazała mi drogę tutaj i od tamtej pory przychodzę i siadam, gdy mam jakiś problem. Po chwili dosiada się do mnie Alex. Musiał za mną iść.
- Wszystko okey? - Pyta.
Kręcę głowa, więc on otacza mnie ramieniem i siedzimy tak chwilę.

Siedzę na trybunach i rozmyślam. Zaraz ma się zacząć mecz. Finał.
- Hej – nie zauważam, kiedy dosiada się do mnie Alex – co tu robisz?
- Myślę nad paroma sprawami.
- Na przykład? - Kiedy nie dopowiadam, dodaje – zaraz zacznie się mecz.
- Wiem, dlatego przyszłam wcześniej, żeby mieć chwilę spokoju, którą zakłóciłeś – uśmiecham się.
- Auć – udaje, że boli go serce i mówi – mogę iść jeśli chcesz...
- Nie zostań. Fajnie, że jesteś.
- Kobieto, ale jesteś niezdecydowana.
Zaczynamy się śmiać. Po chwili pytam:
- Dlaczego tu jesteś?
Myślałam, że znowu nie odpowie, jednak się myliłam.
- Mieszkałem z rodzicami trzy lata temu w Rio de Janeiro. Pewnego dnia wyszedłem przed dom, a on zaczął się palić. Wiedziałem, że rodzice są w środku, lecz stałem jak wryty, sparaliżowany. Nic nie zrobiłem, żeby im pomóc, więc uznali że jestem z tym jakoś powiązany. Zamknęli mnie w innym zakładzie, ale tam wdałem się w bójkę i przenieśli mnie tutaj.
- Przykro mi – mówię.
- A ty? - Pyta, a ja opowiadam mu swoją historie. Na koniec dopytuje – ale przecież deja vu działa inaczej.
- To skomplikowane – mówię i ciężko mi to wytłumaczyć, ponieważ Alex jest pierwszą osobą. Nigdy nikomu nie tłumaczyłam mojej przypadłości. Tego jak działa i jej zasad – kiedy ma się coś zdarzyć zaczynam to czuć. Ból brzucha, takie dziwne uczucie w środku. Potem mam przed oczami jakby całe zdarzenie, a dopiero po chwili ono się dzieje. Rozumiesz?
- Nie bardzo.
- Kilka sekund przed jakimś wydarzeniem wiem, że ono się stanie. Mogę temu zapobiec lub nie. Na przykład, kilka miesięcy temu chcieliśmy zwędzić jedzenie z lodówki personelu. Staliśmy w drzwiach i myśleliśmy że nikogo za nimi nie ma. Wtedy zdarzyło mi się deja vu. Widziałam jak nas łapią. Powiedziałam to przyjaciółkom. Nie zlekceważyłyśmy tego i cofnęłyśmy się. Było z nami dwóch chłopaków, którzy mnie wyśmiali i poszli. Złapali ich.
- Teraz rozumiem – uśmiecham się do chłopaka – deja vu bierze się z niepamiętanych snów, co nie?
- Tak. A ja mam ich całą masę.

Teraz on się uśmiecha. Kończymy rozmowę, ponieważ zbierają się ludzie na mecz. Dosiadają się do nas moje dziewczyny i kumple Alex'a. Po chwili podchodzi Carlos.




Kolejna część w sobotę :)

wtorek, 4 marca 2014

Zabójcze deja vu #1

No więc zwycięzca :) Piszcie co o tym sądzicie :)


- Dobranoc – mówimy sobie z dziewczynami i idziemy spać.
Kolejna noc w tym piekle. Jestem Amber Castley i mam dziewiętnaście lat. Cztery lata temu zamknięto mnie w szpitalu dla psychicznie chorych, gdzie za dnia zamiast zabierać nas na terapię, każą nam pracować. Zero cywilizacji, z daleka od świata. Nawet nie znam naszego dokładnego położenia. Ale dla mnie to lepiej. Nie spotykam się na co dzień z moim dziwnym talentem. Zabójczym deja vu.
Gdy miałam pięć lat moja mama była w ciąży i oczekiwałam siostry. Gdy było po wszystkim i dowiedziałam się, że mała ma mieć na imię Cassie poczułam dziwny ucisk w żołądku. Wpadło paru gangsterów, porwali siostrę i zabili ojca. Nic z tym nie zrobiłam, z tym dziwnym uczuciem deja vu, więc więcej tego nie ignorowałam. I tak zostałam sama z mama. Nie mogę sobie wybaczyć tego co się wtedy stało.
W wieku dziesięciu lat znów mi się to przytrafiło. Siedziałyśmy z mamą w salonie i oglądałyśmy wiadomości. Samolot pasażerski, który został przejęty przez bandytów stracił panowanie. Poczułam znów ucisk w żołądku. Powiedziałam więc, że zanim samolot spadnie, wybuchnie. Mama uznała, że mam bujną wyobraźnię, lecz gdy zobaczyła to co powiedziałam zaczęła chodzić ze mną do psychiatry. On jednak pierwszy raz spotkał się z takim przypadkiem i nie potrafił mi pomóc. Powiedział tylko, że deja vu może brać się z niepamiętanych snów, których mam pełno.
Pięć lat potem był napad na bank. Policja odgrodziła teren żółtą taśmą, stałam zaraz za nią i krzyczałam do jednego z nich:
- Musicie coś szybko zrobić, żeby ich stamtąd wyciągnąć!
- Robimy co w naszej mocy – uspokajał mnie policjant.
- Ale w środku jest bomba i budynek zaraz eksploduje!
Policjant spojrzał na mnie spode łba, a kilka minut później nastąpił wybuch. Nikt nie przeżył. Zaczęli mnie wypytywać skąd o tym wiedziałam. Powiedziałam prawdę, ale nikt nie uwierzył, więc zamknęli mnie w psychiatryku. Mama nie mogła nic zrobić.
Gdy już tu trafiłam zaprzyjaźniłam się z czwórką najbardziej niebezpiecznych dziewczyn z zachodniej części. Nie rządzimy sobą i zawsze trzymamy się razem. Jesteśmy jak siostry, mimo że bardzo się różnimy Michelle, rok młodsza. Ma zielone oczy i jest ścięta na chłopaka, do tego jest Afroamerykanką. Audrina jest w moim wieku, ma długie blond loki i czekoladowe oczy. Amy i Natalie, zawsze trzymają się razem, są nierozłączne. Obie mają po siedemnaście lat, zielone oczy i długie włosy. Jedyne co je różni to kolor – Amy ma rude, a Natalie czarne. No i ja. Mam długie, czerwone włosy i niebieskie oczy. No i jestem inna.

Dzień zaczynamy jak każdy inny. Poranna toaleta, śniadanie, chwile odetchnienie i robota. Ostatnie kilka dni spędziliśmy na wykopywaniu surowców z tuneli niedaleko zakładu. Mówiłam, że zamiast chodzić na terapie, my pracujemy. Risa, bezwzględna szefowa. Uważa, że praca bardziej pomoże nam się „unormalnić” - jej słowa. Czasami się zastanawiam czy to miejsce to nie zakład karny.
Gdy wracamy na obiad, podchodzi do mnie jeden z ochroniarzy. Nazywa się Lucas. Wszyscy go tu lubią, z wzajemnością.
- Cześć Amber – mówi do mnie – twoja mama przyjechała w odwiedziny.
Uśmiecham się do niego i idę do odosobnionego pokoju. Pomimo trzydziestu pięciu lat, mama wygląda młodo.
- Cześć – mówię i ściskam ją mocno.
Obie przeżyłyśmy bardzo nasze rozstanie. Ona chyba bardziej. Byłam ostatnią bliską jej osobą, a teraz siedzę zamknięta w psychiatryku. Bardzo ją kocham i nigdy nie chciałam jej zawieźć.
- Cześć kochanie – odpowiada i siadamy do stołu – co u ciebie słychać?
Mamy bardzo ograniczany kontakt ze światem zewnętrznym. Jeśli chodzi o rodzinę czy przyjaciół, mamy prawo do jednego telefonu tygodniowo.
Długo rozmawiałyśmy aż wyjechała z pytaniem, na które zawsze odpowiadam nie.
- Dlaczego nie chcesz wyjechać na kilka dni?
- Wiesz, że gdy tu jestem odcięta od świata rzadziej zdarza mi się deja vu. Czasami tylko, jak na przykład zepsute jedzenie czy fatalna pogoda na pacę w terenie. Ale to nic w porównaniu z wielkim światem.
- Rozumiem. No cóż, na mnie pora.
Żegnamy się i odprowadzam mamę dokąd tylko mogę. Wracam do stołówki. Nie zjadłam obiadu, bo jest coś z mięsem, a ja jestem wegetarianką.
- Jak spotkanie z mamą? - pyta Audrina.
- Dobrze. Cieszę się, że ją widziałam. Jak zwykle pyta czemu nie chcę wyjść na warunkowym.
- I czemu nie wyjdziesz?
- Za duże ryzyko – odpowiadam. Dziewczyny znają mój sekret.
- Ty to masz ekstra starych – mówi nagle Amy – moi pewnie dawno o mnie zapomnieli.
- Dokładniej to mamę – parzą na mnie z wyczekiwaniem, więc mówię dalej – gdy miałam pięć lat miała urodzić się moja siostra Cassie. Nagle wpadli jacyś ludzie i ją porwali, a tata próbował ją ratować. Wtedy zginął.
- To dlatego masz wytatuowany napis Cassie na żebrach? - Pyta Michelle.
- Tak. Czuję się winna. Przeżyłam wtedy swoje piesze deja vu i nic nie zrobiłam.
Po policzku spływa mi łza, którą szybko ocieram. Dziewczyny nic nie mówią i nie robią. Nigdy nie płaczę, aż tu nagle...
- Nasza droga Amber płacze? - Słyszę za sobą głos Melisy. Zawsze i wszędzie znajdzie się jakaś suka. Przyszła z koleżankami, są ze wschodniej części zakładu – tęsknisz za domem?
Ocieram łzę i mówię:
- Ja nie tęsknię za domem, cywilizacją ani światem. Tu jest mi dobrze – uśmiecham się, a ona parska śmiechem – tak poza tym co tu robicie? Macie zakaz. Już zapomniałaś?
W zeszłym tygodniu Melisa pobiła mocno jedną z naszych dziewczyn i od tamtej pory mają zakaz przychodzenia do zachodniej części.
- Ale pozwolili nam przyjść na mecz koszykówki – odpowiada – żebyśmy dopingowały wschodnią część.
- Z waszym dopingiem mają większą szansę na przegraną – po słowach Michelle odchodzą.
M także idziemy na boisko dodawać otuchy chłopakom z zachodniej części. W drużynie gra mój chłopak – Carlos. Jest wielkim, przystojnym i łysym Włochem, z którym jestem od trzech lat. Wychodzimy na zewnątrz i widzę jak melisa flirtuje z Carlosem. Podchodzę i namiętnie go całuję, robiąc jej na złość.
- Cześć – mówię do chłopaka, gdy Melisa odeszła.
- Hej mała. Przyszłyście nam kibicować?
- No pewnie. Zresztą bez tego też byście wygrali.
Uśmiecha się, całuje mnie i wtedy wracam do dziewczyn, które już siedzą na trybunach. Jest ładna pogoda, mimo że mamy marzec. Mecz sezonowy, więc północna i południowa część zakładu też się zbierają. Następny taki za dwa tygodnie. Drużyny zawsze grają o jakiś luksus dla swojej części. Dwa lata temu chłopaki wygrali tydzień wolnego dla zachodniej części i lepsze jedzenie. Tak, u nas to luksusy.
W tłumie południowym zauważam nową twarz.
- Ej laski, kto to? - Pytam wskazując na wysokiego blondyna.
- Alex Daniells. Przenoszą go z kumplami do naszej części. Teraz ciągle są jakieś remonty – mówi Audrina – ponoć każda dziewczyna za nim szaleje.
- I chyba ty też Amber – mówi Natalie.
- Szaleję tu za dużo powiedziane.
- Albo za szybko – dodaje Audrina i wszystkie zaczynają się śmiać.
Uspokajają się, kiedy zaczyna się mecz.
Chłopaki grają ze wschodnią częścią i póki co wygrywają. Jeśli im się uda zwyciężyć ten mecz, za tydzień będą grać z częścią południową. (Dwa tygodnie temu wygrali z północnymi) Wtedy może wygramy i będziemy mieć „luksus”.
Po długim widowisku drużyna zachodnia wygrywa. Słychać wiwaty i okrzyki, po czym wszyscy zaczynają się zbierać. Alex i jego kumple kierują się do naszej części. Odwracam się do dziewczyn, żeby coś im powiedzieć, gdy ktoś mnie zaczepia. Staję twarzą w twarz z Alex'em.




Kolejną część dodam w czwartek : *