Weszłam
do kina. Nie było ludzi, a kiedy Sam mnie zobaczył, bardzo się
zdziwił.
- Cześć
– powiedział, gdy podeszłam – słyszałem o twoim wypadku. Jak
się czujesz?
- Żyję,
ale potrzebuję pomocy.
- Mów.
W tym
momencie coś sobie uświadomiłam. Nie mogę przecież wciągnąć w
to Sam'a czy Anne. Oni mają normalne życie, a ja nie mam prawa im
tego odbierać. Po za tym, za długo by trwało opowiedzenie każdemu
z nich całej historii, by zrozumieli.
- Lena? -
Wyrwał mnie z zamyślenia.
Spojrzałam
w bok i zobaczyłam Lexi idącą w kierunku kina. Najprawdopodobniej
nie chciała, bym uczestniczyła w całej akcji i chciała mnie
powstrzymać. Wskoczyłam za ladę, kucnęłam i powiedziałam cicho
do Sam'a:
- Kryj
mnie.
-
Funkcjonariusz policji Lexi Bridge – usłyszałam – szukamy Leny
Adams.
- Przykro
mi, nie widziałem jej dzisiaj.
- Jesteś
pewien? Jej samochód stoi na parkingu.
Cholera.
Sam
pokręcił głową, a po kilku minutach pokazał mi, że sobie
poszli.
-
Dziękuję – rzuciłam i chciałam odejść, kiedy mnie zatrzymał.
- O co
chodzi? - Spytał.
W skrócie
powiedziałam mu, że ktoś porwał Ethan'a i, że ten ktoś ma na
pieńku z moim tatą. Nie dopytywał, widział, że ta historia ma
długie rozwinięcie.
- Policja
cię szuka. Nie możesz poruszać się po mieście samochodem Ethana
– wyciągnął z kieszeni kluczyki i wręczył mi – weź mój.
Stoi na parkingu dla pracowników.
- Nie
mogę.
- Weź.
Przynajmniej tak ci pomogę. Ja wrócę autobusem. Ale oddaj kluczyki
do rovera – zrobiłam to niechętnie.
-
Dziękuję – przytuliłam go.
-
Słuchaj, zrób co masz zrobić i gdyby coś, dzwoń.
- Nie.
Nie chcę cię mieszać. To za duże ryzyko.
- Dobra.
Ale pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Jesteśmy przyjaciółmi.
Uśmiechnął
się, a mnie w oku zakręciła się łza. Odwzajemniłam uśmiech i
wyszłam tylnym wyjściem. Znalazłam czarne volvo. Wsiadłam i
ruszyłam dalej. Następnym miejscem był dom Anne. Jej tata grał
kiedyś w baseball i pewnie trzymał nieużywane kije. Potrzebowałam
jednego, by móc jakoś się bronić. Podeszłam do drzwi, zapukałam
dwa razy i po chwili otworzyła mi mama Anne.
- Dzień
dobry. Jest może Anne?
- Tak,
proszę wejdź. Zawołałam ją. Kochanie! - Krzyknęła kobieta, po
czym odeszła.
Miała
bardzo nietypową, lecz ładną urodę. Anne zeszła po schodach i
się zdziwiła.
- Cześć.
Co tu robisz?
- Cześć.
Potrzebuję pomocy.
Anne
stała jak wryta i uważnie słuchała tego, co mówiłam.
Powiedziałam jej to samo co Sam'owi. Dodałam tylko wydarzenia
sprzed kilku minut i to, że potrzebuję broni. Zaprowadziła mnie do
garażu i wręczyła drewniany kij.
- Mam
jeszcze metalowy, ale tylko ten jest do użytku.
- Jest
super. Dziękuję.
Uśmiechnęłam
się, a ona odwzajemniła uśmiech. Powiedziała kilka słów od
siebie i wróciłam do auta. Spojrzałam na zegarek – czwarta.
Miałam trzy godziny, żeby odwiedzić ostatnią osobę i pojechać
do motelu. Tego motelu, w którym był tata. Tego samego, który mi
się śnił. To mnie najbardziej przerażało. Sen, w którym zabili
Ethan'a.
Zapakowałam
samochód Sam'a przed kawiarnią i weszłam do środka. Kilku
chłopaków sprzątało po remoncie.
- Lena?
Co ty tu robisz? Nie powinnaś leżeć? - Spytał mnie Danny.
-
Przyjechałam do Billa – powiedziałam, a on wskazał tyły
kawiarni.
Ruszyłam
tam i zastałam tatę Ethan'a wyrzucającego śmieci do kontenera.
- Cześć
mała. Coś się... - nie dokończył, ponieważ zobaczył łzy
spływające po moich policzkach.
Podszedł
i przytulił mnie, a ja nie mogłam wykrztusić słowa. Tak trudno
było mu powiedzieć, że porwali jego syna.
- Ethan –
mówiłam przez łzy - porwali go. Bob. Ja przepraszam – przestałam
płakać i wpatrywałam się w przerażoną twarz Bill'a.
- Jak to
się stało?
Kiedy
skończyłam mu wszystko opowiadać, spytał:
- Chcesz
tam jechać?
- Mam
jakieś inne wyjście? - Pokręcił głową – policja chce mnie
odciąć od tej sprawy, ale jeśli się tam nie pojawię, to...
Nie
mogłam dokończyć. Te słowa, nie chciały mi przejść przez
gardło. Bill jednak zrozumiał.
- Jadę z
tobą.
- Nie –
spojrzał na mnie zaskoczony – chciałam tylko żebyś wiedział.
- Lena,
wiem o co ci chodzi. Już jestem w to wplątany, zresztą to mój
syn, a on cię kocha. Nie puszczę cię samej – coś jeszcze mi
tłumaczył, ale mój słuch zakodował słowo kocha.
-
Zostaniesz w samochodzie i będziesz czekał na sygnał. Nie mogą
wiedzieć, że ze mną jesteś.
Kiwnął
głową i ruszaliśmy.
Przed
kawiarnią stał Aaron i Mandy.
- Czekaj
w samochodzie. Zaraz przyjdę – powiedziałam do Bill'a i rzuciłam
mu kluczyki.
Ta dwójka
podeszła do mnie i pierwsza odezwała się Mandy:
-
Słyszałam, że Ethan to twój chłopak. Więc gdzie on jest?
- Nie
twój interes – odparłam znudzona. Nie miałam czasu na pogawędki
z nimi, ale wiedziałam, że bez tego nie pozwolą mi odejść.
- Pewnie
ją przeleciał i odszedł – powiedziała do Aaron'a.
On tylko
stał i patrzył na mnie.
- Czego
chcecie? - Spytałam.
- Mamy
dla ciebie propozycję – zaczęła Mandy, lecz Aaron jej przerwał
i sam kontynuował.
- Dam ci
spokój pod jednym warunkiem.
- Nie
prześpię się z tobą – dokończyłam za niego, a oni popatrzeli
na mnie zdziwieni.
Po chwili
na twarzy chłopaka pojawił się chytry uśmieszek.
- Zrobisz
to, albo zniszczysz Ethan'owi życie – po tych słowach zaszkliły
mi się oczy.
Aaron
nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielką wagę mają w tej
chwili jego słowa. Zamrugałam, by nie pomyśleli, że mnie
przestraszyli. Byłam przestraszona na tyle na ile to możliwe. Bałam
się o życie mojego chłopaka, ale starałam się być opanowana.
Nie mogłam sobie pozwolić na utratę kontroli nad emocjami.
- Zostaw
go w spokoju – powiedziałam groźnie do Aaron'a.
Chwycił
mnie za zraniony nadgarstek i ścisnął go odpowiadając:
- Wybór
należy do ciebie.
Po czym
ścisnął mocniej. Chyba chciał by mnie to zabolało i bym ugięła
się przed nim oraz zgodziła na jego ofertę. Oczywiście,
nadgarstek bolał jak cholera, ale nie pokazałam tego Aaron'owi. Na
jego twarzy powoli malowało się zaskoczenie i strach. Chwyciłam go
za koszulkę, przyciągnęłam do siebie tak, że nasze usta dzieliły
centymetry.
-
Skrzywdź Ethana, albo chodziaż na niego spójrz, to cię zabiję –
wycedziłam przez zaciśnięte zęby, oblizałam wargi (starałam się
zrobić to w jak najseksowniejszy sposób) po czym pchnęłam go na
ziemię. Upadł i nie podniósł się dopóki nie odeszłam. Był
przestraszony moim zachowaniem, a ja byłam z tego dumna. Mandy nawet
się nie poruszyła, by mu pomóc. Wiedziałam, że grożenie
śmiercią nie jest dobrym pomysłem, ale w tym momencie miotały mną
różne uczucia, a odwaga była jednym z nich. Byłam zaskoczona jak
wredna, silna, odważna i nieprzewidywalna mogę się stać, jeśli
walczę o coś co kocham. W tym przypadku – o kogoś.
Wsiadłam
do auta i zobaczyłam uśmiech na twarzy Bill'a.
-
Należało mu się – powiedział, nie patrząc na mnie.
Tym razem
ja się uśmiechnęłam i ruszyłam.
Z
prędkością prawie dziewięćdzieśięciu kilometrów na godzinę
pojechaliśmy do motelu.
- Więc
jak wam się układa? - Spytał Bill, żeby pozbyć się krępującej
ciszy.
- Chyba
dobrze – spojrzał na mnie spode łba, więc dodałam pewniej –
dobrze.
-
Pasujecie do siebie – uśmiechnęłam się i od razu posmutniałam.
Co jeśli
go więcej nie zobaczę? Nie, nie, nie. Nie wolno ci tak myśleć
Lena.
Dojechaliśmy
i zaparkowałam naprzeciw, i oczekiwałam widoku ze snu. Jednak to co
zobaczyłam było gorsze. Motel się palił. A godzina była dopiero
piąta czterdzieści pięć.
Wybiegłam
z auta i nie zwracając uwagi na gapiów, chciałam dostać się do
budynku. Nie panowałam nad sobą. Na szczęście Bill tak, więc
podbiegł do mnie i złapał w pasie, nie puszczając w ogień.
Krzyczałam, biłam, kopałam i płakałam. Bałam się, że Ethan
tam jest.
- Niech
pan ją stamtąd zabierze! - Krzyknął do Bill'a jeden ze strażaków.
- Ktoś
tam był? - Spytałam przez łzy, a mężczyzna pokręcił głową.
Uspokoiłam
się trochę i pozwoliłam Bill'owi odciągnąć mnie na bok, zanim
nastąpił kolejny wybuch.
Staliśmy
przy samochodzie. On myślał na głos nad tym, co mogło się stać,
a ja chodziłam roztrzęsiona i rozdygotana. Nie mogłam się
uspokoić.
- Lena,
czy na tej kartce było coś jeszcze? - Po chwili namysłu,
pokręciłam głową.
Usłyszałam
syreny policyjne i znajomy głos. Lexi. Złapałam się za głowę,
lecz nie uciekałam. Nie dałabym rady.
- Lena
Adams jedziesz z nami.
- Czemu?
Dlaczego nie chcecie ratować Ethana! - Wrzasnęłam.
- Chcemy,
ale ty nie możesz w tym uczestniczyć.
- Oni
chcą mnie. Więc...
-
Przyszłaś do nas po pomoc – wtrąciła mi.
- I co
otrzymuję? - Spytałam chamskim głosem.
Lexi
zmierzyła mnie wzrokiem, założyła kajdanki, popchnęła w
kierunku Jim'a i powiedziała do niego:
- Zawieź
ją na komisariat. A ty John, bierz Billa.
Jim
chwycił mnie za ramię i poprowadził do wozu policyjnego. Otworzył
tylne drzwi i usiadłam. Nie stawiałam oporów.
Jechaliśmy
chyba z godzinę, ponieważ kiedy spojrzałam na zegarek była
szósta. Według moich obliczeń powinniśmy dawno być w Wildwood.
- Gdzie
jedziemy? - Spytałam znudzonym głosem.
Poddałam
się, albo nie wiedziałam co robię.
- Chcesz
ratować swojego chłopaka? - Spytał, a ja usiadłam prosto z nową
nadzieją – Lexi nie jest tym za kogo się podaje.
- Co to
znaczy? Nie jest policjantką?
- Jest,
ale ci nie pomaga – zgłupiałam – pracuje dla Boba.
- Co? To
niemożliwe – zaśmiałam się.
- Nie
jestem pewien, ale mówię prawdę. Słyszałem dziś jej rozmowę,
po tym jak wyszłaś. Zadzwoniła do kogoś i powiedziała o całej
spawie. O tym, że Bob porwał Ethana.
- Więc
nie może dla niego pracować – wtrąciłam, ponieważ to wydawało
mi się nielogiczne.
- Dobrze,
ale w takim razie nie była z tobą szczera. Powiedziała temu komuś,
że muszą zapobiec, by Bob cię nie dorwał. Dodała, że Ethan musi
zginąć.
Zamarłam.
Jeśli to co Jim mówił, było prawdą, dlaczego Lexi to robiła? I
z kim. Nie mogła pracować sama, lecz nie pracowała też dla Bob'a.
- Coś
jednak poszło nie tak – kontynuował – ktoś się wtrącił,
dlatego motel się palił.
-
Dlaczego miałabym panu wierzyć – wypaliłam nagle.,
Jim
zatrzymał samochód, wysiadł i przyszedł otworzyć mi drzwi.
Gestem ręki kazał wysiąść, więc tak też zrobiłam. Odwrócił
mnie i zdjął kajdanki.
- Wybór
należy do ciebie. Ale ja wiem, gdzie jest Ethan.
Patrzyłam
na niego przez chwilę, po czym kiwnęłam głową i pojechaliśmy
dalej.
Kolejna część - wtorek.
I jak? :)
dziewczyno ja nie wytrzymam do czwartku !!! to jest zajebiste !!! szkoda że już niedługo koniec ;( , ale czekam na kolejne opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńdo wtorku :) dziękuję :)
UsuńSzczerze to nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Wiem, że zamierzasz pisać jakieś inne opowiadanie po skończeniu tego, ale czy nie mogłabyś zrobić jeszcze parę rozdziałów więcej ;)
OdpowiedzUsuńAle i tak to jest zajebiste i nic tego nie zmieni <3
chodziło o zaskoczenie :) dziękuję :)
Usuńpo epilogu, napiszę małą niespodziankę ;)
Bbłagam nie uśmiechają Ethana i Leny, bo się popłaczę i będę strasznie na cj zła... mylę że nie tylko mi by było przykro :( ale piszesz tak genialnie, że przeżywam wszystko razem z Leną <3
OdpowiedzUsuńkobieto pisz, pisz słońce.
OdpowiedzUsuńBo normalnie nie mogę się doczekać.
Pisz,pisz...
Kocham cię i czekam niecierpliwie.
Buśka :*