niedziela, 19 maja 2013

Część 43

Weszłam do kina. Nie było ludzi, a kiedy Sam mnie zobaczył, bardzo się zdziwił.
- Cześć – powiedział, gdy podeszłam – słyszałem o twoim wypadku. Jak się czujesz?
- Żyję, ale potrzebuję pomocy.
- Mów.
W tym momencie coś sobie uświadomiłam. Nie mogę przecież wciągnąć w to Sam'a czy Anne. Oni mają normalne życie, a ja nie mam prawa im tego odbierać. Po za tym, za długo by trwało opowiedzenie każdemu z nich całej historii, by zrozumieli.
- Lena? - Wyrwał mnie z zamyślenia.
Spojrzałam w bok i zobaczyłam Lexi idącą w kierunku kina. Najprawdopodobniej nie chciała, bym uczestniczyła w całej akcji i chciała mnie powstrzymać. Wskoczyłam za ladę, kucnęłam i powiedziałam cicho do Sam'a:
- Kryj mnie.
- Funkcjonariusz policji Lexi Bridge – usłyszałam – szukamy Leny Adams.
- Przykro mi, nie widziałem jej dzisiaj.
- Jesteś pewien? Jej samochód stoi na parkingu.
Cholera.
Sam pokręcił głową, a po kilku minutach pokazał mi, że sobie poszli.
- Dziękuję – rzuciłam i chciałam odejść, kiedy mnie zatrzymał.
- O co chodzi? - Spytał.
W skrócie powiedziałam mu, że ktoś porwał Ethan'a i, że ten ktoś ma na pieńku z moim tatą. Nie dopytywał, widział, że ta historia ma długie rozwinięcie.
- Policja cię szuka. Nie możesz poruszać się po mieście samochodem Ethana – wyciągnął z kieszeni kluczyki i wręczył mi – weź mój. Stoi na parkingu dla pracowników.
- Nie mogę.
- Weź. Przynajmniej tak ci pomogę. Ja wrócę autobusem. Ale oddaj kluczyki do rovera – zrobiłam to niechętnie.
- Dziękuję – przytuliłam go.
- Słuchaj, zrób co masz zrobić i gdyby coś, dzwoń.
- Nie. Nie chcę cię mieszać. To za duże ryzyko.
- Dobra. Ale pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Jesteśmy przyjaciółmi.
Uśmiechnął się, a mnie w oku zakręciła się łza. Odwzajemniłam uśmiech i wyszłam tylnym wyjściem. Znalazłam czarne volvo. Wsiadłam i ruszyłam dalej. Następnym miejscem był dom Anne. Jej tata grał kiedyś w baseball i pewnie trzymał nieużywane kije. Potrzebowałam jednego, by móc jakoś się bronić. Podeszłam do drzwi, zapukałam dwa razy i po chwili otworzyła mi mama Anne.
- Dzień dobry. Jest może Anne?
- Tak, proszę wejdź. Zawołałam ją. Kochanie! - Krzyknęła kobieta, po czym odeszła.
Miała bardzo nietypową, lecz ładną urodę. Anne zeszła po schodach i się zdziwiła.
- Cześć. Co tu robisz?
- Cześć. Potrzebuję pomocy.
Anne stała jak wryta i uważnie słuchała tego, co mówiłam. Powiedziałam jej to samo co Sam'owi. Dodałam tylko wydarzenia sprzed kilku minut i to, że potrzebuję broni. Zaprowadziła mnie do garażu i wręczyła drewniany kij.
- Mam jeszcze metalowy, ale tylko ten jest do użytku.
- Jest super. Dziękuję.
Uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła uśmiech. Powiedziała kilka słów od siebie i wróciłam do auta. Spojrzałam na zegarek – czwarta. Miałam trzy godziny, żeby odwiedzić ostatnią osobę i pojechać do motelu. Tego motelu, w którym był tata. Tego samego, który mi się śnił. To mnie najbardziej przerażało. Sen, w którym zabili Ethan'a.
Zapakowałam samochód Sam'a przed kawiarnią i weszłam do środka. Kilku chłopaków sprzątało po remoncie.
- Lena? Co ty tu robisz? Nie powinnaś leżeć? - Spytał mnie Danny.
- Przyjechałam do Billa – powiedziałam, a on wskazał tyły kawiarni.
Ruszyłam tam i zastałam tatę Ethan'a wyrzucającego śmieci do kontenera.
- Cześć mała. Coś się... - nie dokończył, ponieważ zobaczył łzy spływające po moich policzkach.
Podszedł i przytulił mnie, a ja nie mogłam wykrztusić słowa. Tak trudno było mu powiedzieć, że porwali jego syna.
- Ethan – mówiłam przez łzy - porwali go. Bob. Ja przepraszam – przestałam płakać i wpatrywałam się w przerażoną twarz Bill'a.
- Jak to się stało?
Kiedy skończyłam mu wszystko opowiadać, spytał:
- Chcesz tam jechać?
- Mam jakieś inne wyjście? - Pokręcił głową – policja chce mnie odciąć od tej sprawy, ale jeśli się tam nie pojawię, to...
Nie mogłam dokończyć. Te słowa, nie chciały mi przejść przez gardło. Bill jednak zrozumiał.
- Jadę z tobą.
- Nie – spojrzał na mnie zaskoczony – chciałam tylko żebyś wiedział.
- Lena, wiem o co ci chodzi. Już jestem w to wplątany, zresztą to mój syn, a on cię kocha. Nie puszczę cię samej – coś jeszcze mi tłumaczył, ale mój słuch zakodował słowo kocha.
- Zostaniesz w samochodzie i będziesz czekał na sygnał. Nie mogą wiedzieć, że ze mną jesteś.
Kiwnął głową i ruszaliśmy.
Przed kawiarnią stał Aaron i Mandy.
- Czekaj w samochodzie. Zaraz przyjdę – powiedziałam do Bill'a i rzuciłam mu kluczyki.
Ta dwójka podeszła do mnie i pierwsza odezwała się Mandy:
- Słyszałam, że Ethan to twój chłopak. Więc gdzie on jest?
- Nie twój interes – odparłam znudzona. Nie miałam czasu na pogawędki z nimi, ale wiedziałam, że bez tego nie pozwolą mi odejść.
- Pewnie ją przeleciał i odszedł – powiedziała do Aaron'a.
On tylko stał i patrzył na mnie.
- Czego chcecie? - Spytałam.
- Mamy dla ciebie propozycję – zaczęła Mandy, lecz Aaron jej przerwał i sam kontynuował.
- Dam ci spokój pod jednym warunkiem.
- Nie prześpię się z tobą – dokończyłam za niego, a oni popatrzeli na mnie zdziwieni.
Po chwili na twarzy chłopaka pojawił się chytry uśmieszek.
- Zrobisz to, albo zniszczysz Ethan'owi życie – po tych słowach zaszkliły mi się oczy.
Aaron nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielką wagę mają w tej chwili jego słowa. Zamrugałam, by nie pomyśleli, że mnie przestraszyli. Byłam przestraszona na tyle na ile to możliwe. Bałam się o życie mojego chłopaka, ale starałam się być opanowana. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę kontroli nad emocjami.
- Zostaw go w spokoju – powiedziałam groźnie do Aaron'a.
Chwycił mnie za zraniony nadgarstek i ścisnął go odpowiadając:
- Wybór należy do ciebie.
Po czym ścisnął mocniej. Chyba chciał by mnie to zabolało i bym ugięła się przed nim oraz zgodziła na jego ofertę. Oczywiście, nadgarstek bolał jak cholera, ale nie pokazałam tego Aaron'owi. Na jego twarzy powoli malowało się zaskoczenie i strach. Chwyciłam go za koszulkę, przyciągnęłam do siebie tak, że nasze usta dzieliły centymetry.
- Skrzywdź Ethana, albo chodziaż na niego spójrz, to cię zabiję – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, oblizałam wargi (starałam się zrobić to w jak najseksowniejszy sposób) po czym pchnęłam go na ziemię. Upadł i nie podniósł się dopóki nie odeszłam. Był przestraszony moim zachowaniem, a ja byłam z tego dumna. Mandy nawet się nie poruszyła, by mu pomóc. Wiedziałam, że grożenie śmiercią nie jest dobrym pomysłem, ale w tym momencie miotały mną różne uczucia, a odwaga była jednym z nich. Byłam zaskoczona jak wredna, silna, odważna i nieprzewidywalna mogę się stać, jeśli walczę o coś co kocham. W tym przypadku – o kogoś.
Wsiadłam do auta i zobaczyłam uśmiech na twarzy Bill'a.
- Należało mu się – powiedział, nie patrząc na mnie.
Tym razem ja się uśmiechnęłam i ruszyłam.
Z prędkością prawie dziewięćdzieśięciu kilometrów na godzinę pojechaliśmy do motelu.
- Więc jak wam się układa? - Spytał Bill, żeby pozbyć się krępującej ciszy.
- Chyba dobrze – spojrzał na mnie spode łba, więc dodałam pewniej – dobrze.
- Pasujecie do siebie – uśmiechnęłam się i od razu posmutniałam.
Co jeśli go więcej nie zobaczę? Nie, nie, nie. Nie wolno ci tak myśleć Lena.
Dojechaliśmy i zaparkowałam naprzeciw, i oczekiwałam widoku ze snu. Jednak to co zobaczyłam było gorsze. Motel się palił. A godzina była dopiero piąta czterdzieści pięć.
Wybiegłam z auta i nie zwracając uwagi na gapiów, chciałam dostać się do budynku. Nie panowałam nad sobą. Na szczęście Bill tak, więc podbiegł do mnie i złapał w pasie, nie puszczając w ogień. Krzyczałam, biłam, kopałam i płakałam. Bałam się, że Ethan tam jest.
- Niech pan ją stamtąd zabierze! - Krzyknął do Bill'a jeden ze strażaków.
- Ktoś tam był? - Spytałam przez łzy, a mężczyzna pokręcił głową.
Uspokoiłam się trochę i pozwoliłam Bill'owi odciągnąć mnie na bok, zanim nastąpił kolejny wybuch.
Staliśmy przy samochodzie. On myślał na głos nad tym, co mogło się stać, a ja chodziłam roztrzęsiona i rozdygotana. Nie mogłam się uspokoić.
- Lena, czy na tej kartce było coś jeszcze? - Po chwili namysłu, pokręciłam głową.
Usłyszałam syreny policyjne i znajomy głos. Lexi. Złapałam się za głowę, lecz nie uciekałam. Nie dałabym rady.
- Lena Adams jedziesz z nami.
- Czemu? Dlaczego nie chcecie ratować Ethana! - Wrzasnęłam.
- Chcemy, ale ty nie możesz w tym uczestniczyć.
- Oni chcą mnie. Więc...
- Przyszłaś do nas po pomoc – wtrąciła mi.
- I co otrzymuję? - Spytałam chamskim głosem.
Lexi zmierzyła mnie wzrokiem, założyła kajdanki, popchnęła w kierunku Jim'a i powiedziała do niego:
- Zawieź ją na komisariat. A ty John, bierz Billa.
Jim chwycił mnie za ramię i poprowadził do wozu policyjnego. Otworzył tylne drzwi i usiadłam. Nie stawiałam oporów.
Jechaliśmy chyba z godzinę, ponieważ kiedy spojrzałam na zegarek była szósta. Według moich obliczeń powinniśmy dawno być w Wildwood.
- Gdzie jedziemy? - Spytałam znudzonym głosem.
Poddałam się, albo nie wiedziałam co robię.
- Chcesz ratować swojego chłopaka? - Spytał, a ja usiadłam prosto z nową nadzieją – Lexi nie jest tym za kogo się podaje.
- Co to znaczy? Nie jest policjantką?
- Jest, ale ci nie pomaga – zgłupiałam – pracuje dla Boba.
- Co? To niemożliwe – zaśmiałam się.
- Nie jestem pewien, ale mówię prawdę. Słyszałem dziś jej rozmowę, po tym jak wyszłaś. Zadzwoniła do kogoś i powiedziała o całej spawie. O tym, że Bob porwał Ethana.
- Więc nie może dla niego pracować – wtrąciłam, ponieważ to wydawało mi się nielogiczne.
- Dobrze, ale w takim razie nie była z tobą szczera. Powiedziała temu komuś, że muszą zapobiec, by Bob cię nie dorwał. Dodała, że Ethan musi zginąć.
Zamarłam. Jeśli to co Jim mówił, było prawdą, dlaczego Lexi to robiła? I z kim. Nie mogła pracować sama, lecz nie pracowała też dla Bob'a.
- Coś jednak poszło nie tak – kontynuował – ktoś się wtrącił, dlatego motel się palił.
- Dlaczego miałabym panu wierzyć – wypaliłam nagle.,
Jim zatrzymał samochód, wysiadł i przyszedł otworzyć mi drzwi. Gestem ręki kazał wysiąść, więc tak też zrobiłam. Odwrócił mnie i zdjął kajdanki.
- Wybór należy do ciebie. Ale ja wiem, gdzie jest Ethan.
Patrzyłam na niego przez chwilę, po czym kiwnęłam głową i pojechaliśmy dalej.



Kolejna część - wtorek.
I jak?  :)

6 komentarzy:

  1. dziewczyno ja nie wytrzymam do czwartku !!! to jest zajebiste !!! szkoda że już niedługo koniec ;( , ale czekam na kolejne opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze to nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Wiem, że zamierzasz pisać jakieś inne opowiadanie po skończeniu tego, ale czy nie mogłabyś zrobić jeszcze parę rozdziałów więcej ;)
    Ale i tak to jest zajebiste i nic tego nie zmieni <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chodziło o zaskoczenie :) dziękuję :)
      po epilogu, napiszę małą niespodziankę ;)

      Usuń
  3. Bbłagam nie uśmiechają Ethana i Leny, bo się popłaczę i będę strasznie na cj zła... mylę że nie tylko mi by było przykro :( ale piszesz tak genialnie, że przeżywam wszystko razem z Leną <3

    OdpowiedzUsuń
  4. kobieto pisz, pisz słońce.
    Bo normalnie nie mogę się doczekać.
    Pisz,pisz...
    Kocham cię i czekam niecierpliwie.
    Buśka :*

    OdpowiedzUsuń