środa, 8 maja 2013

Część 38

Obudził nas dzwonek telefonu Ethan'a. Przetarł oczy, jęknął i odebrał:
- Halo? - Spytał zaspanym głosem i za chwilę usiadł prosto jak oparzony – co? - Chwilę się nie odzywał, po czym się rozłączył.
Spojrzał na mnie i przeraził mnie jego strach w oczach. Usiadłam prosto i spytałam:
- Co się stało?
- Bob – zaczął, lecz z trudem przychodziło mu powiedzenie o co chodzi – i jego pomocnicy... Oni zniszczyli kawiarnię.
Wytrzeszczyłam na niego oczy i wyskoczyłam z łóżka. Zaczęłam się ubierać. Nałożyłam czyste dresy, zwykły T-shirt i stanęłam osłupiała. Bill. Nawet nie spytałam...
- Co z Billem?
- Nie było go. Miał randkę... - ściszył głos i zaczął – Lena...
- Na co czekasz? Ubieraj się. Musimy tam jechać. O Boże – powiedziałam i nagle się rozpłakałam - to wszystko moja wina.
Ethan podszedł do mnie i przytulił mocno. Nic nie mówił, tylko mnie tulił. To wszystko moja wina. To przeze mnie... Nie, to też wina taty. To przez jego błędy płaciliśmy ja, Ethan, Bill, mama. Ale mimo wszystko, mimo że to wszystko przez niego, ja obwiniałam siebie także.
- Lena przestań. To nie twoja wina – mówił Ethan.
- Przepraszam, że zniszczyłam ci życie – powiedziałam nagle i odsunęłam się od niego.
Widziałam ból w jego oczach. Może to przez tatę wszyscy wkoło ponosili konsekwencję, ale to ja zadaję się z Ethan'em, to ja u niego mieszkam, pracuję u jego taty. To ja go w to wciągnęłam.
- Przestań! - Krzyknął nieoczekiwanie, aż przeszły mnie ciarki – przestań się obwiniać. Do cholery!
Wkurzony założył koszulkę, ubrał buty i chwycił kluczyki. Także założyłam buty i pobiegłam za nim do auta.
- Ethan! - Krzyknęłam za nim.
Zatrzymał się koło drzwi pasażera i odwrócił powoli.
- Przepraszam, ale to ja cię wciągnęłam w to bagno.
- Przestań Lena. Gdyby mi to przeszkadzało nie proponowałbym ci mieszkania u mnie, wiedząc, że ktoś cię szuka. Nie pomyślałaś o tym?
Coś w tym było.
- Ale...
- Gdybym chciał to przestałbym się z tobą zadawać. A to wszystko co się dzieje to niewielka cena, za to, że cię mam – powiedział i serce mi przyspieszyło – siedzimy w tym razem. Rozumiesz? - Kiwnęłam głową.
Pocałował mnie i otworzył drzwi do samochodu. Gdy zajął swoje miejsce rzucił jeszcze:
- Zawsze możesz na mnie liczyć. Nie skrzywdzę cię i nie opuszczę. Powtarzam ci to odkąd zaczęłaś pracować w kawiarni, czyli odkąd się w tobie zakochałem – skończył cicho i ruszył.

Dojechaliśmy w dziesięć minut i to co zobaczyliśmy z zewnątrz było mniej przerażające niż to co zobaczyliśmy w wewnątrz. Stoły i krzesła były połamane i porozrzucane po całym budynku. Lada, kasa, ekspresy rozwalone. Wszystko co tu stało nie nadawało się do użytku. To był koszmar. Dla mnie to była powtórka. Wiedziałam co będę czuć, ponieważ już raz to przeżyłam. Kiedy mi rozwalali mieszkanie. Tylko to było trochę inne, ponieważ nie tylko ja ucierpiałam. Najbardziej ucierpiał Bill.
Podeszła do nas Lexi i powiedziała:
- Wczoraj w nocy około dziewiątej był napad i sami widzicie co się stało. Wiecie może kto to zrobił?
- Bob – odpowiedziałam szybko, a Lexi tylko pokiwała głową.
Odeszła, ponieważ ktoś ją wołał, a my podeszliśmy do Bill'a, który siedział przy rozłożonym brutalnie na części kontuarze.
- Bill? - Spytałam ostrożnie, a on podniósł głowę – przykro mi.
Odliczył pieniądze i wręczył mi, i Ethan'owi.
- To za ten miesiąc. Na jakiś czas musicie znaleźć sobie pracę, a kawiarnię... Nie wiem co robić.
- Hej, odbudujemy ją. Wszystko da się naprawić. Pomożemy – mówiłam, a Ethan tylko stał i patrzył.
Nie miałam mu tego za złe, w końcu jego tata stracił swój drugi dom.
- Dzięki – odparł Bill i spróbował się uśmiechnąć.
- Lena – zaczął Ethan, a ja spojrzałam na niego – możesz nas zostawić na chwilę?
Kiwnęłam głową i odeszłam.
Stanęłam przy oknie i podeszła Lexi.
- Wiesz może czemu to zrobili? - Spytała.
Nie znałam prawdziwego powodu, ale podejrzewałam, że to dlatego, iż Bill nam pomógł uciec ostatnio. Oczywiście nie powiedziałam tego Lexi, ponieważ wpakowałabym Bill'a w kłopoty. Jeszcze większe...
- Szukają mnie – powiedziałam, a ona uwierzyła.
Rzuciła tę swoją gadkę, że gdyby coś się działo, dzwoń. Kiwnęłam głową i wraz z Ethan'em, który właśnie przyszedł poszliśmy do samochodu. Stanęliśmy kolo drzwi pasażera i zapytałam:
- Jak on się czuje?
- Stracił kawiarnię, a ona była dla niego ważna. Nie ma siły znów na nowo zaczynać interesu, ale go przekonałem.
- Naprawdę mi przykro – spojrzał na mnie i się uśmiechnął – wiem ile to dla was znaczyło.
- Damy radę. Zaczniemy od początku – chciał coś jeszcze zrobić, ale ktoś nam przerwał.
Czyli Aaron biegnący w naszą stronę i wołając moje imię. Ethan wywrócił oczyma i zacisnął pięści.
- Lena – stanął naprzeciw mnie – słyszałem co się stało. Tak mi przykro – kiwnęłam głową i chciałam wejść do auta, lecz Aaron złapał mnie za rękę i powiedział – chciałem spytać, czy nie umówiłabyś się ze mną.
Wytrzeszczyłam na niego oczy, a Ethan wydał odgłos stłumionego śmiechu.
- Przykro mi, ale nie – odparłam i wsiadłam do wozu.
Ethan z Aaron'em jeszcze stali i słyszałam ich rozmowę.
- Zostaw ją w spokoju – powiedział Ethan przez śmiech.
- Nie poddam się. Ona jeszcze będzie moja.
Ethan wybuchnął jeszcze większym śmiechem, okrążył samochód i wsiadł na swoje miejsce.
Zanim odjechał zobaczyłam stojącego pod kawiarnią faceta, który nas `powitał` w wejściu, gdy uciekaliśmy z Surfside Pier. Stał, palił papierosa i przyglądał się nam, szyderczo uśmiechając. Pomachał mi i zmroziło mi krew w żyłach. Ethan na szczęście odjechał nie zauważając mojej nagłej zmiany nastroju.
Pojechaliśmy do mieszkania się przebrać i ogarnąć (ponieważ wyskoczyliśmy do kawiarni w `roboczych` ciuchach). Gdy już się wyszykowałam zaparzyłam wodę na kawę i zrobiłam tosty. Ethan wszedł do kuchni zaskoczony.
- Wow. Myślałem, że nie umiesz gotować.
- Jakieś śniadanie potrafię zrobić – powiedziałam i nałożyłam mu na talerz tosty, i podałam kawę.
- Pojedziemy do galerii. Może znajdziemy tam jakąś pracę – powiedział i zaczął jeść.
Galeria znajduje się w centrum miasto. Dużo sklepów, kino, kawiarnię i takie tam. Najzabawniejsze jest to, że nazwa jest tak trudna, że ciężko się ją pisze czy wypowiada, więc ludzie mówią po prostu galeria, albo centrum.
Kiedy zjedliśmy pojechaliśmy do owego centrum. Ethan wjechał na parking i zanim wysiedliśmy zapytał:
- Kiedy Aaron zaprosił cię na randkę, miałaś ochotę się zgodzić?
- Ethan, czy ty za każdym razem będziesz się pytał o takie rzeczy?
- Tak. Wolę znać prawdę i ją likwidować, niż rozkoszować się kłamstwami. Więc?
- Trochę – odparłam i wysiadłam z samochodu.
Chciał usłyszeć prawdę, to proszę bardzo. Wiem, że mąciłam mu w głowie, jak i sobie, ale może ma racje. Może powinniśmy likwidować resztki moich uczuć do Aaron'a, wtedy będzie nam łatwiej skupić się na sobie.
Rozdzieliliśmy się przy wejściu i każde z nas poszło w swoim kierunku.
Zobaczyłam wywieszoną tabliczkę w szybie jednego ze sklepów z ciuchami. Weszłam i po kilku minutach wyszłam. Nie wzięli mnie, ponieważ nie mam doświadczenia. Poszłam w kierunku kina, ponieważ tam umówiłam się z Ethan'em. Przez całą drogę miałam wrażenie, jakby ktoś mnie śledził. Wydało mi się to dziwne, lecz po chwili podszedł Sam.
- Cześć. Co ty tutaj robisz? - Spytał z uśmiechem.
- Szukam pracy. A ty?
- Mam przerwę. Pracy, czemu... - Zamyślił się na chwilę i dodał – ach, tak. Przykro mi z powodu kawiarni – uśmiechnęłam się.
Może i czasem mnie drażnił i był natarczywy, ale go lubiłam.
- Gdzie pracujesz? - Spytałam.
- W kinie. I tak się składa, że potrzebujemy kogoś do części gastronomicznej – uśmiechnął się znacząco.
Poszliśmy do kina i Sam zaprowadził mnie do szefa. Albo raczej – szefowej.
- Dzień dobry – powiedziałam wchodząc.
- Witaj – odpowiedziała kobieta.
Była młoda, około czterdziestki. Ładna, dobrze zbudowana i wydawała się miła, ponieważ cały czas się uśmiechała. Podała mi rękę na powitanie i zaproponowała, bym usiadła. Zrobiłam tak i zaczęła:
- Jestem Audrey. Pewnie chciałabyś pracę?
- Tak. To znaczy, tylko na jakiś czas. Pracowałam w kawiarni u Billa, tej w mieście...
- Znam. Mają tam bardzo dobrą kawę – przerwała mi i przeprosiła.
- Chodzi o to, że w nocy została zniszczona i dopóki nie odbudujemy jej, potrzebuję pracy.
- Rozumiem. Bill to mój stary znajomy, więc cię przyjmę.
- Naprawdę? - Byłam zaskoczona, lecz się cieszyłam.
- Tak. Jakieś doświadczenie masz w obsłudze klientów, a obsługa maszyny do popcornu nie jest trudna. Zresztą nie będziesz pracowała sama – dodała i wskazała na Sam'a.
Super. Mimo wszystko się uśmiechnęłam.
- Dziękuję bardzo. Kiedy mogę zacząć?
Poszukała czegoś w biurku i wyjęła kartkę formatu A4.
- To jest twój plan – dała mi ją – możesz pracować tutaj dopóty, dopóki kawiarnia znów nie stanie na nogi. Zacznij od dzisiejszej, nocnej zmiany. A teraz przepraszam, ale... - Wskazała na telefon, więc wyszliśmy.
Stanęliśmy koło maszyn do popcornu i napoi, i zapoznałam się z moim planem. Gdy go zobaczyłam, przeraziłam się. Miałam pracować po dziesięć godzin?! W piątek i sobotę od dwudziestej do szóstej rano, a od poniedziałku do czwartku od szesnastej do drugiej rano. Niedziele wolne, kino zamknięte. To była porażka, no ale co miałam zrobić. Tygodniówka wynosiła sto czterdzieści dolców. Nie było to jedyne kino w mieście, ale fakt faktem – najlepiej zarabiające.
- Nie jest taki zły – powiedział Sam – da się przyzwyczaić.
- Tak. Wypłata jest co tydzień? - Kiwnął głową – postaram się być dziś około dziewiętnastej, żebyś pokazał mi co i jak.
- Okey. Może przyjechać po ciebie...
- Już ci mówiłam, że nie mogę nikomu mówić, gdzie teraz mieszkam – wtrąciłam mu.
- Ach, no tak. Przepraszam – uśmiechnął się i pożegnał.
Odwróciłam się i zobaczyłam Ethan'a idącego w moją stronę. Pomachałam mu, a on się uśmiechnął. Całe zajście widziała Lindsey. Dziewczyna, z którą kiedyś się umówił, ale im nie wyszło. Chociaż wydaje mi się, że ona jemu się nie spodobała, bo za nim oglądały się wszystkie dziewczyny.
- I jak? - Spytał, gdy podszedł. Zauważył Lindsey i zwrócił się do niej, siedziała na kasie – o cześć. Dawno cię nie widziałem. Co słychać?
- W porządku. A u ciebie? - Odparła, mierząc mnie wzrokiem.
- Zależy – uśmiechnęła się i wróciła do swojej pracy.
- Znalazłeś coś? - Spytałam, łapiąc Ethan'a za koszulkę i przyciągając do siebie.
- Znalazłem robotę w kawiarni. Wiesz w której? - Kiwnęłam głową. Chodziło mu o tę, w której byliśmy, jak byliśmy w kinie.
- Jak masz ustawiony plan?
- Od poniedziałku do piątku od ósmej do szesnastej. A w soboty i niedziele od dziesiątej do osiemnastej. A ty?
- Ja mam trochę gorzej – opowiedziałam mu mój plan, a on aż się skrzywił.
- Będziemy się rzadko widywać – powiedział i zrobił smutną minę.
- Nie. W nocy – uniosłam brwi i kontynuowałam – tylko, odbierałbyś mnie z nocnej zmiany?
- Oczywiście – odparł i dał buziaka – a ze szkoły czym będziesz jeździć?
- Może z Samem – spojrzał na mnie zdziwiony – tak, poznałeś go na Surfside Pier i na domówce.
Kiwnął głową i wróciliśmy do domu.


I jak?
kolejna część - piątek 
Dziękuję ♥ przekroczyliście 10 tysięcy wejść!

2 komentarze:

  1. Wow! 10 tysięcy wejść!
    Nieźle. Kochana jesteś boska.Pisz bo po prostu radzisz sobie bosko.
    kolejna część - piątek. PIĄTEK! Nie mogę, nie!
    A teraz spokojniej. Podoba mi się to jak piszesz jest bosko.
    Buźka :*
    Jeśli miałabyś czas to wpadnij do mojego nowego bloga http://moc-jednej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń