Obudził
nas dzwonek telefonu Ethan'a. Przetarł oczy, jęknął i odebrał:
- Halo? -
Spytał zaspanym głosem i za chwilę usiadł prosto jak oparzony –
co? - Chwilę się nie odzywał, po czym się rozłączył.
Spojrzał
na mnie i przeraził mnie jego strach w oczach. Usiadłam prosto i
spytałam:
- Co się
stało?
- Bob –
zaczął, lecz z trudem przychodziło mu powiedzenie o co chodzi –
i jego pomocnicy... Oni zniszczyli kawiarnię.
Wytrzeszczyłam
na niego oczy i wyskoczyłam z łóżka. Zaczęłam się ubierać.
Nałożyłam czyste dresy, zwykły T-shirt i stanęłam osłupiała.
Bill. Nawet nie spytałam...
- Co z
Billem?
- Nie
było go. Miał randkę... - ściszył głos i zaczął – Lena...
- Na co
czekasz? Ubieraj się. Musimy tam jechać. O Boże – powiedziałam
i nagle się rozpłakałam - to wszystko moja wina.
Ethan
podszedł do mnie i przytulił mocno. Nic nie mówił, tylko mnie
tulił. To wszystko moja wina. To przeze mnie... Nie, to też wina
taty. To przez jego błędy płaciliśmy ja, Ethan, Bill, mama. Ale
mimo wszystko, mimo że to wszystko przez niego, ja obwiniałam
siebie także.
- Lena
przestań. To nie twoja wina – mówił Ethan.
-
Przepraszam, że zniszczyłam ci życie – powiedziałam nagle i
odsunęłam się od niego.
Widziałam
ból w jego oczach. Może to przez tatę wszyscy wkoło ponosili
konsekwencję, ale to ja zadaję się z Ethan'em, to ja u niego
mieszkam, pracuję u jego taty. To ja go w to wciągnęłam.
-
Przestań! - Krzyknął nieoczekiwanie, aż przeszły mnie ciarki –
przestań się obwiniać. Do cholery!
Wkurzony
założył koszulkę, ubrał buty i chwycił kluczyki. Także
założyłam buty i pobiegłam za nim do auta.
- Ethan!
- Krzyknęłam za nim.
Zatrzymał
się koło drzwi pasażera i odwrócił powoli.
-
Przepraszam, ale to ja cię wciągnęłam w to bagno.
-
Przestań Lena. Gdyby mi to przeszkadzało nie proponowałbym ci
mieszkania u mnie, wiedząc, że ktoś cię szuka. Nie pomyślałaś
o tym?
Coś w
tym było.
- Ale...
- Gdybym
chciał to przestałbym się z tobą zadawać. A to wszystko co się
dzieje to niewielka cena, za to, że cię mam – powiedział i serce
mi przyspieszyło – siedzimy w tym razem. Rozumiesz? - Kiwnęłam
głową.
Pocałował
mnie i otworzył drzwi do samochodu. Gdy zajął swoje miejsce rzucił
jeszcze:
- Zawsze
możesz na mnie liczyć. Nie skrzywdzę cię i nie opuszczę.
Powtarzam ci to odkąd zaczęłaś pracować w kawiarni, czyli odkąd
się w tobie zakochałem – skończył cicho i ruszył.
Dojechaliśmy
w dziesięć minut i to co zobaczyliśmy z zewnątrz było mniej
przerażające niż to co zobaczyliśmy w wewnątrz. Stoły i krzesła
były połamane i porozrzucane po całym budynku. Lada, kasa,
ekspresy rozwalone. Wszystko co tu stało nie nadawało się do
użytku. To był koszmar. Dla mnie to była powtórka. Wiedziałam
co będę czuć, ponieważ już raz to przeżyłam. Kiedy mi
rozwalali mieszkanie. Tylko to było trochę inne, ponieważ nie
tylko ja ucierpiałam. Najbardziej ucierpiał Bill.
Podeszła
do nas Lexi i powiedziała:
- Wczoraj
w nocy około dziewiątej był napad i sami widzicie co się stało.
Wiecie może kto to zrobił?
- Bob –
odpowiedziałam szybko, a Lexi tylko pokiwała głową.
Odeszła,
ponieważ ktoś ją wołał, a my podeszliśmy do Bill'a, który
siedział przy rozłożonym brutalnie na części kontuarze.
- Bill? -
Spytałam ostrożnie, a on podniósł głowę – przykro mi.
Odliczył
pieniądze i wręczył mi, i Ethan'owi.
- To za
ten miesiąc. Na jakiś czas musicie znaleźć sobie pracę, a
kawiarnię... Nie wiem co robić.
- Hej,
odbudujemy ją. Wszystko da się naprawić. Pomożemy – mówiłam,
a Ethan tylko stał i patrzył.
Nie
miałam mu tego za złe, w końcu jego tata stracił swój drugi dom.
- Dzięki
– odparł Bill i spróbował się uśmiechnąć.
- Lena –
zaczął Ethan, a ja spojrzałam na niego – możesz nas zostawić
na chwilę?
Kiwnęłam
głową i odeszłam.
Stanęłam
przy oknie i podeszła Lexi.
- Wiesz
może czemu to zrobili? - Spytała.
Nie
znałam prawdziwego powodu, ale podejrzewałam, że to dlatego, iż
Bill nam pomógł uciec ostatnio. Oczywiście nie powiedziałam tego
Lexi, ponieważ wpakowałabym Bill'a w kłopoty. Jeszcze większe...
- Szukają
mnie – powiedziałam, a ona uwierzyła.
Rzuciła
tę swoją gadkę, że gdyby coś się działo, dzwoń. Kiwnęłam
głową i wraz z Ethan'em, który właśnie przyszedł poszliśmy do
samochodu. Stanęliśmy kolo drzwi pasażera i zapytałam:
- Jak on
się czuje?
- Stracił
kawiarnię, a ona była dla niego ważna. Nie ma siły znów na nowo
zaczynać interesu, ale go przekonałem.
-
Naprawdę mi przykro – spojrzał na mnie i się uśmiechnął –
wiem ile to dla was znaczyło.
- Damy
radę. Zaczniemy od początku – chciał coś jeszcze zrobić, ale
ktoś nam przerwał.
Czyli
Aaron biegnący w naszą stronę i wołając moje imię. Ethan
wywrócił oczyma i zacisnął pięści.
-
Lena – stanął naprzeciw mnie – słyszałem
co się stało. Tak mi przykro – kiwnęłam głową i chciałam
wejść do auta, lecz Aaron złapał mnie za rękę i powiedział –
chciałem spytać, czy nie umówiłabyś się ze mną.
Wytrzeszczyłam
na niego oczy, a Ethan wydał odgłos stłumionego śmiechu.
- Przykro
mi, ale nie – odparłam i wsiadłam do wozu.
Ethan z
Aaron'em jeszcze stali i słyszałam ich rozmowę.
- Zostaw
ją w spokoju – powiedział Ethan przez śmiech.
- Nie
poddam się. Ona jeszcze będzie moja.
Ethan
wybuchnął jeszcze większym śmiechem, okrążył samochód i
wsiadł na swoje miejsce.
Zanim
odjechał zobaczyłam stojącego pod kawiarnią faceta, który nas
`powitał` w wejściu, gdy uciekaliśmy z Surfside Pier. Stał, palił
papierosa i przyglądał się nam, szyderczo uśmiechając. Pomachał
mi i zmroziło mi krew w żyłach. Ethan na szczęście odjechał nie
zauważając mojej nagłej zmiany nastroju.
Pojechaliśmy
do mieszkania się przebrać i ogarnąć (ponieważ wyskoczyliśmy do
kawiarni w `roboczych` ciuchach). Gdy już się wyszykowałam
zaparzyłam wodę na kawę i zrobiłam tosty. Ethan wszedł do kuchni
zaskoczony.
- Wow.
Myślałem, że nie umiesz gotować.
- Jakieś
śniadanie potrafię zrobić – powiedziałam i nałożyłam mu na
talerz tosty, i podałam kawę.
-
Pojedziemy do galerii. Może znajdziemy tam jakąś pracę –
powiedział i zaczął jeść.
Galeria
znajduje się w centrum miasto. Dużo sklepów, kino, kawiarnię i
takie tam. Najzabawniejsze jest to, że nazwa jest tak trudna, że
ciężko się ją pisze czy wypowiada, więc ludzie mówią po prostu
galeria, albo centrum.
Kiedy
zjedliśmy pojechaliśmy do owego centrum. Ethan wjechał na parking
i zanim wysiedliśmy zapytał:
- Kiedy
Aaron zaprosił cię na randkę, miałaś ochotę się zgodzić?
- Ethan,
czy ty za każdym razem będziesz się pytał o takie rzeczy?
- Tak.
Wolę znać prawdę i ją likwidować, niż rozkoszować się
kłamstwami. Więc?
- Trochę
– odparłam i wysiadłam z samochodu.
Chciał
usłyszeć prawdę, to proszę bardzo. Wiem, że mąciłam mu w
głowie, jak i sobie, ale może ma racje. Może powinniśmy
likwidować resztki moich uczuć do Aaron'a, wtedy będzie nam
łatwiej skupić się na sobie.
Rozdzieliliśmy
się przy wejściu i każde z nas poszło w swoim kierunku.
Zobaczyłam
wywieszoną tabliczkę w szybie jednego ze sklepów z ciuchami.
Weszłam i po kilku minutach wyszłam. Nie wzięli mnie, ponieważ
nie mam doświadczenia. Poszłam w kierunku kina, ponieważ tam
umówiłam się z Ethan'em. Przez całą drogę miałam wrażenie,
jakby ktoś mnie śledził. Wydało mi się to dziwne, lecz po chwili
podszedł Sam.
- Cześć.
Co ty tutaj robisz? - Spytał z uśmiechem.
- Szukam
pracy. A ty?
- Mam
przerwę. Pracy, czemu... - Zamyślił się na chwilę i dodał –
ach, tak. Przykro mi z powodu kawiarni – uśmiechnęłam się.
Może i
czasem mnie drażnił i był natarczywy, ale go lubiłam.
- Gdzie
pracujesz? - Spytałam.
- W
kinie. I tak się składa, że potrzebujemy kogoś do części
gastronomicznej – uśmiechnął się znacząco.
Poszliśmy
do kina i Sam zaprowadził mnie do szefa. Albo raczej – szefowej.
- Dzień
dobry – powiedziałam wchodząc.
- Witaj –
odpowiedziała kobieta.
Była
młoda, około czterdziestki. Ładna, dobrze zbudowana i wydawała
się miła, ponieważ cały czas się uśmiechała. Podała mi rękę
na powitanie i zaproponowała, bym usiadła. Zrobiłam tak i zaczęła:
- Jestem
Audrey. Pewnie chciałabyś pracę?
- Tak. To
znaczy, tylko na jakiś czas. Pracowałam w kawiarni u Billa, tej w
mieście...
- Znam.
Mają tam bardzo dobrą kawę – przerwała mi i przeprosiła.
- Chodzi
o to, że w nocy została zniszczona i dopóki nie odbudujemy jej,
potrzebuję pracy.
-
Rozumiem. Bill to mój stary znajomy, więc cię przyjmę.
-
Naprawdę? - Byłam zaskoczona, lecz się cieszyłam.
- Tak.
Jakieś doświadczenie masz w obsłudze klientów, a obsługa maszyny
do popcornu nie jest trudna. Zresztą nie będziesz pracowała sama –
dodała i wskazała na Sam'a.
Super.
Mimo wszystko się uśmiechnęłam.
-
Dziękuję bardzo. Kiedy mogę zacząć?
Poszukała
czegoś w biurku i wyjęła kartkę formatu A4.
- To jest
twój plan – dała mi ją – możesz pracować tutaj dopóty,
dopóki kawiarnia znów nie stanie na nogi. Zacznij od dzisiejszej,
nocnej zmiany. A teraz przepraszam, ale... - Wskazała na telefon,
więc wyszliśmy.
Stanęliśmy
koło maszyn do popcornu i napoi, i zapoznałam się z moim planem.
Gdy go zobaczyłam, przeraziłam się. Miałam pracować po dziesięć
godzin?! W piątek i sobotę od dwudziestej do szóstej rano, a od
poniedziałku do czwartku od szesnastej do drugiej rano. Niedziele
wolne, kino zamknięte. To była porażka, no ale co miałam zrobić.
Tygodniówka wynosiła sto czterdzieści dolców. Nie było to jedyne
kino w mieście, ale fakt faktem – najlepiej zarabiające.
- Nie
jest taki zły – powiedział Sam – da się przyzwyczaić.
- Tak.
Wypłata jest co tydzień? - Kiwnął głową – postaram się być
dziś około dziewiętnastej, żebyś pokazał mi co i jak.
- Okey.
Może przyjechać po ciebie...
- Już ci
mówiłam, że nie mogę nikomu mówić, gdzie teraz mieszkam –
wtrąciłam mu.
- Ach, no
tak. Przepraszam – uśmiechnął się i pożegnał.
Odwróciłam
się i zobaczyłam Ethan'a idącego w moją stronę. Pomachałam mu,
a on się uśmiechnął. Całe zajście widziała Lindsey.
Dziewczyna, z którą kiedyś się umówił, ale im nie wyszło.
Chociaż wydaje mi się, że ona jemu się nie spodobała, bo za nim
oglądały się wszystkie dziewczyny.
- I jak?
- Spytał, gdy podszedł. Zauważył Lindsey i zwrócił się do
niej, siedziała na kasie – o cześć. Dawno cię nie widziałem.
Co słychać?
- W
porządku. A u ciebie? - Odparła, mierząc mnie wzrokiem.
- Zależy
– uśmiechnęła się i wróciła do swojej pracy.
-
Znalazłeś coś? - Spytałam, łapiąc Ethan'a za koszulkę i
przyciągając do siebie.
-
Znalazłem robotę w kawiarni. Wiesz w której? - Kiwnęłam głową.
Chodziło mu o tę, w której byliśmy, jak byliśmy w kinie.
- Jak
masz ustawiony plan?
- Od
poniedziałku do piątku od ósmej do szesnastej. A w soboty i
niedziele od dziesiątej do osiemnastej. A ty?
- Ja mam
trochę gorzej – opowiedziałam mu mój plan, a on aż się
skrzywił.
-
Będziemy się rzadko widywać – powiedział i zrobił smutną
minę.
- Nie. W
nocy – uniosłam brwi i kontynuowałam – tylko, odbierałbyś
mnie z nocnej zmiany?
-
Oczywiście – odparł i dał buziaka – a ze szkoły czym będziesz
jeździć?
- Może z
Samem – spojrzał na mnie zdziwiony – tak, poznałeś go na
Surfside Pier i na domówce.
Kiwnął
głową i wróciliśmy do domu.
I jak?
kolejna część - piątek
Dziękuję ♥ przekroczyliście 10 tysięcy wejść!
Dziękuję ♥ przekroczyliście 10 tysięcy wejść!
Wow! 10 tysięcy wejść!
OdpowiedzUsuńNieźle. Kochana jesteś boska.Pisz bo po prostu radzisz sobie bosko.
kolejna część - piątek. PIĄTEK! Nie mogę, nie!
A teraz spokojniej. Podoba mi się to jak piszesz jest bosko.
Buźka :*
Jeśli miałabyś czas to wpadnij do mojego nowego bloga http://moc-jednej.blogspot.com/
Dziękuję ^^ Wpadnę :)
Usuń