Obudziłam
się pierwsza i poszłam do toalety. Było mi tak okropnie niedobrze,
że zwymiotowałam.
Przyszedł
Ethan, kucnął przy mnie i położył dłoń na plecach. Poprosiłam
go, żeby wyszedł, ponieważ nie chciałam by widział mnie w takim
stanie. Kiedy zamknął drzwi, umyłam zęby i poprawiłam jakoś
swój wygląd. Miałam zaspane oczy, włosy sterczały mi w inną
stronę i chciałam wrócić do łóżka, ponieważ ból głowy był
okropny.
Poszłam
do kuchni i usiadłam na stołku. Przede mną pojawiła się szklanka
wody i tabletka. Bez pytań ją wzięłam i popiłam trzema łykami,
po czym się skrzywiłam.
-
Niedobra.
- Nie ma
być dobra, tyko ma pomagać – powiedział Ethan i podał mi na
talerzu obiad.
Chyba
przeczuwał, że dużo nie zjem, więc zrobił naleśniki z
czekoladą. Uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść.
- Która
godzina? - Spytałam z pełną buzią i zrobiło mi się głupio.
- Piąta.
- Długo
spaliśmy – kiwnął głową – co dziś robimy?
- A co
chcesz robić? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Spać –
oddałam talerz.
Zdziwił
się, ponieważ zjadłam tylko dwa naleśniki z czterech. Jednak bez
pytania go wziął i skończył jeść za mnie. Oparłam głowę na
rękach i patrzyłam w ten widok. Byłam tak zamyślona, że nie
usłyszałam co powiedział.
- Lena.
Ocknęłam
się i powiedziałam:
-
Przepraszam. Zmyśliłam się.
Uniósł
brwi, lecz powtórzył pytanie:
- Chcesz
obejrzeć jakiś film?
-
Powinnam się pouczyć, jeśli... - Nie dał mi dokończyć.
- Nie
idziesz jutro do szkoły – powiedział stanowczo, kładąc nacisk
na każde słowo.
- A
praca? - Uniosłam brew.
-
Zobaczymy. Nie jestem chętny temu, żeby któreś z nas szło do
pracy, ale może będzie to lepsze niż siedzenie w domu i czekanie
na śmierć.
Wstawił
talerz do zlewu i podszedł do mnie. Stanął naprzeciw, a ja
powiedziałam śpiewnie:
- Więc
powinnam chodzić do szkoły! - Po czym się zaśmialiśmy.
Ethan
schował głowę w zagłębieniu mojej szyi, a ja go objęłam.
Poczułam, że naprawdę muszę zapewnić mu ochronę.
- Ethan –
spojrzał na mnie – rozmawiałeś z moim tatą?
Westchnął
i kiwnął powoli głową.
- Lena,
proszę cię... On cię pakuje w kłopoty – powiedział nagle.
- O co ci
chodzi? Nieważne, posłuchaj, muszę się z nim spotkać.
Wyciągnął
zgiętą kartkę z tylnej kieszeni i wręczył mi. Rozwinęłam ją i
kiedy czytałam, Ethan dalej mnie obejmował, jakby się bał, że
ucieknę. Na kartce było napisane 17:30 plaża. Smocza wyspa.
- Ethan!
- Krzyknęłam na niego i wyrwałam z objęć.
Widziałam
ból w jego oczach, kiedy go tak potraktowałam.
- Lena,
przepraszam, że ci nie powiedziałem – mówił zrozpaczony –
chciałem cię chronić.
- Muszę
z nim porozmawiać – powiedziałam, poszłam po kurtkę i ubrałam
ją.
Smocza
wyspa to mała wysepka, dwa kilometry na północ od mieszkania
Ethan'a. Często z tatą tam jeździliśmy, kiedy byłam mała.
Dlatego Jessie zaczął nazywać to Smoczą wyspą i my później
też.
- Czekaj!
- Krzyknął, kiedy stałam na tarasie – idę z tobą.
- Nie –
spojrzał na mnie zdziwiony – wybacz, ale idę sama. Muszę
porozmawiać z tatą. Nic mi nie będzie – powiedziałam z
naciskiem i mocno pocałowałam go w usta.
Dlaczego
czułam, że widzę go po raz ostatni? Tak jakbym okłamywała go, a
moim prawdziwym zamiarem jest ucieczka. Czułam, ze muszę się z nim
pożegnać. Dlatego chyba powiedziałam te słowa:
- Kocham
Cię – i wybiegłam na plażę.
Nie
chciałam się odwracać. Miałam łzy w oczach. Najgorsza była
świadomość, że nie wiedziałam dlaczego.
Do taty
doszłam w dziesięć minut. Szłam szybko, pawie biegłam. Zresztą
czekał bliżej niż się spodziewałam.
- Cześć
- powiedziałam rzucając mu się w ramiona.
Pogłaskał
mnie po głowie i odparł:
- Cześć
skarbie. Tak bardzo się cieszę, że nic ci nie jest.
Zaprowadził
mnie na skały i usiedliśmy na jednej.
-
Trzymasz się jakoś? - Spytał tata.
- Jakoś.
Byłeś w szpitalu?
-
Oczywiście. Chciałem zobaczyć jak się czujesz, ale mama mnie nie
wpuściła. Poprosiłem Ethana by przekazał ci wiadomość –
uśmiechnął się, lecz jego uśmiech nie przypominał już dawnych
uśmiechów.
- Co mam
robić? - Spytałam nagle, po chwili ciszy.
- To
znaczy?
- Nie
chcę by Ethan był w to zamieszany. Chcę go chronić i chcę to
skończyć. Tylko nie wiem jak – wytłumaczyłam bliska płaczu.
Tata
objął mnie ramieniem i spytał:
- Kochasz
tego chłopaka? - Kiwnęłam głową i łzy zaczęły mi lecieć, jak
kostki domina pchnięte przez człowieka.
Tata nic
nie mówił, tylko ocierał nadmiar łez na moich policzkach. Po
chwili się uspokoiłam, otarłam twarz i spojrzałam na tatę.
- Co
robimy? - Spytałam.
- Daj mi
trochę czasu. Załatwię to.
- Tato –
powiedziałam wstając – nie mamy czasu. Robi się coraz bardziej
niebezpiecznie. Boję się o wszystkim moich bliskich. A w końcu
zaczyna mi się układać w życiu.
- Wiem
kochanie. Naprawdę przepraszam – podszedł do mnie i przytulił –
kilka dni. Obiecuję.
- Dobrze
– powiedziałam po krótkim namyśle – można się z tobą jakoś
skontaktować, gdybym miała problem?
- Przykro
mi, ale wszystkie sposoby są zbyt niebezpieczne. Ja będę się
kontaktował z tobą.
- Ale –
chciałam coś dodać, lecz się wycofałam.
Pożegnałam
się z tatą i wróciłam do mieszkania. Weszłam przez taras i
zamknęłam za sobą drzwi.
- Ethan!
- Zawołałam, jak gdyby nie było poprzedniej `kłótni`.
Odpowiedziała
mi cisza. Zawołałam jeszcze raz, po czym ruszyłam w kierunku
sypialni. Drzwi były otwarte, a w środku było pusto. To samo w
łazience. Spojrzałam jeszcze raz do sypialni – kluczyki leżały
na szafce, więc nigdzie nie pojechał. Wróciłam do kuchni i
zauważyłam jakąś kartkę na blacie. Mamy Ethan'a. Jeśli
chcesz go odzyskać bądź dziś o 19:00 w motelu na północ. Jeśli
cię nie będzie, zabijemy go. Tak brzmiała treść kartki.
Nadawca nie musiał się podpisywać, bym wiedziała kto to. W moich
oczach pojawiły się łzy, a w sercu strach. To moja wina. Życie
Ethan'a leży w moich rękach. Nie wiedziałam co robić. Znaczy –
oczywiście, że tam pojadę. Ale bez planu, ta akcja ratownicza nie
będzie miała sensu. Muszę jechać do Lexi.
Byłam w
szoku, lecz nie pozwalałam na stratę panowania nad nim. Zamrugałam
by nie płakać i poszłam do sypialni. Związałam włosy w koka,
zarzuciłam kurtkę i telefon (naładowany już). Wzięłam jedną
tabletkę na ból głowy, a pudełeczko schowałam do kieszeni
kurtki. Chwyciłam kluczki i poszłam do samochodu. Na wszelki
wypadek, zamknęłam drzwi na klucz. Z podjazdu wjechałam z piskiem
opon i przekraczając dozwoloną prędkość ruszyłam na komisariat.
Gdy nierówno zaparkowałam, wyskoczyłam z auta, blokując je i
pobiegłam przed siebie. Wpadłam przez drzwi i ruszyłam prosto do
gabinetu Lexi, nie zwracając uwagi na gapiów. Weszłam i przerwałam
kłótnię Lexi i Jim'a.
-
Przepraszam – powiedziałam i chciałam wyjść, lecz mnie
zatrzymali.
- Nie,
nie. Wchodź. Właśnie skończyliśmy – powiedziała Lexi i
spytała: - coś się stało?
- Ethan.
Porwali go.
Lexi i
Jim zamilkli i spojrzeli na mnie jak na psychicznie chorą. Usiadłam
i opowiedziałam im wszystko. Kiedy skończyłam, spytałam:
- I co
robimy?
- Ty nic
nie robisz. My się wszystkim zajmiemy.
- Co?! -
Krzyknęłam – nie mogę tak po postu siedzieć i czekać, aż go
zabiją. Oni chcą dorwać mnie. Nie słuchała mnie pani?
-
Słuchałam, ale to zbyt...
- Mam to
gdzieś – przerwałam jej – jadę ratować mojego chłopaka.
Przyszłam wam to powiedzieć tak po prostu. Gdybyście chcieli się
zabawić – powiedziałam ironicznie i wyszłam trzaskając
drzwiami.
Spojrzałam
na zegarek – druga trzydzieści. Nie mogłam jechać tam sama. Było
pewne, że potrzebowałam pomocy, wsparcia. Postanowiłam jechać do
kina. Do Sam'a.
Wsiadłam
do samochodu i zanim ruszyłam, wzięłam dwie tabletki. Ból był
tak silny, że nie wiedziałam czy dam radę prowadzić, lecz
musiałam to zrobić.
Ehh... tracę dryk. Mniejsza. Kolejna część - niedziela. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz