- Lena? -
Powiedział do mnie jakiś głos. Bob – otwórz oczy.
Zrobiłam
tak i zobaczyłam, jak uwalnia moje ręce i nogi z więzów.
- Ja
żyję? - Spytałam jak idiotka, ponieważ słyszałam strzały.
Bob
kiwnął głową i odsłonił mi leżące na ziemi ciało taty.
Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać. Zasłużył sobie
na to, ale nie mogłam i nie chciałam na to patrzeć.
- Chodź
– powiedział Bob i pomógł mi wstać.
Po drodze
potknęłam się i upadłam na kolana, ciągle szlochając. Nie
mogłam się podnieść. Modliłam się, żeby to był sen. Kolejny
zły sen, z którego się zaraz obudzę. Lecz to była tylko
modlitwa, w dodatku nie wierzę w Boga. Usłyszałam walenie w drzwi.
- Uciekaj
– powiedziałam do Bob'a, trochę się otrząsając – uciekaj.
- Wiesz?
- Spytał, a ja kiwnęłam głową – przepraszam – dodał i
odszedł.
Wyszedł
oknem w moim pokoju, a do mieszkania wpadła masa policjantów i
Ethan. Uklęk przy mnie i przytulił. Znów się rozpłakałam, a on
spojrzał w bok i zrozumiał o co mi chodzi.
Minęły
trzy dni odkąd siedzę w domu i z niego nie wychodzę. Ethan
wychodzi na kilka godzin, pomaga przy dekorowaniu kawiarni na
wielkie, nowe otwarcie. Dalej nie wie, że to Bob jest jego ojcem.
Tak ma zostać, choć nie wiem jak dam radę utrzymać to przed nim w
tajemnicy.
Kiedy
znaleźli mnie w mieszkaniu z martwym ciałem taty, sądzili na
początku, że to ja go zabiłam. Jednak wycofali te podejrzenia,
kiedy złapali Jim'a i on wszystko im powiedział. Zaproponowali mi
pomoc psychologa, którą odrzuciłam. Nawet nie wiem, czy był
pogrzeb. Nie obchodzi mnie to. On umarł, dla mnie na dobre i nie
chciałam do niego wracać. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
Wczoraj
odwiedziła nas mama z Tom'em i pomogli mi na chwilę zapomnieć.
Jessie powiedział, że przyleci z Cassie – nową dziewczyną –
na otwarcie kawiarni, które ma być jutro.
Ethan
chodzi czasem nieobecny, jakby coś nie dawało mu spokoju. Ma szramę
nad prawym okiem, która powoli się goi, tak jak mój nadgarstek i
rana po kuli. Lekarz przepisał mi tabletki na ból głowy, zawroty i
zaburzenia psychiczne. Chciałam go wyśmiać, że nie potrzebuję
takich leków, lecz uznałam, że może ma rację. Mogę mieć
problem. Chociażby ze snami. Tony wyjechał, lecz dał mi swój
numer, gdyby coś było nie tak. Bill... A Bill powoli dochodzi do
siebie. Próbuje zapomnieć o tym, że Ethan omal nie zginął.
Jeśli
chodzi o mnie, to jakoś sobie radzę. Dobrze spałam przez te trzy
dni. Nie miałam koszmarów. W końcu odetchnęłam, ponieważ nikt
nas już nie ściągał. Byliśmy bezpieczni, w pojęciu względnym
tego słowa. Mogliśmy cieszyć się życiem, jednak coś nie dawało
mi spokoju. Czułam, jakbyśmy ominęli ważny element układanki.
Postanowiłam, że na razie nie będę zaprzątać sobie tym głowy i
odpocznę. Od stresu, bólu i wszystkiego co mnie niszczyło. Mam
Ethan'a i jestem naprawdę szczęśliwa.
- Lena –
zawołał Ethan z kuchni.
Wyszłam
z sypialni i przytuliłam się do niego od tyłu. Odkąd wróciliśmy,
powtarzałam mu jak bardzo mi przykro, jak bardzo się cieszę, że
żyje i, że tu jest. Odpowiadał tym samym, dorzucają jeszcze
buziaki.
- Mmmm...
- Mruknęłam z ustami przy jego i spytałam – kawiarnia gotowa?
- Tak,
będziesz juto? - Kiwnęłam głową – jak się czujesz?
- Ethan,
przestań się mnie o to pytać ciągle – odparłam i poszłam
nalać wody do szklani, po czym ją opróżniłam.
- Martwię
się o ciebie.
-
Niepotrzebnie. Czuję się świetnie – zapewniłam go i
uśmiechnęłam się.
- Chcesz
iść na spacer, czy wolisz zostać w domu?
- Zależy
co będziemy robić w domu?
Wyszło
na to, że zostaliśmy w domu i oglądaliśmy film na laptopie. Albo
raczej próbowaliśmy oglądać, bo ciągle któreś z nas, całowało
drugie. Jestem z Ethan'em taka szczęśliwa, że aż trudno mi
uwierzyć, że mogłam go stracić.
- Nie
wiem, co bym bez ciebie zrobiła – powiedziałam, kiedy film się
skończył.
-
Umarłabyś z tęsknoty – odparł ze śmiechem i pocałował w
nadgarstek.
-
Umarłabym dzień później – powiedziałam poważnie, a on tylko
spojrzał na mnie.
Przez
kilka minut wpatrywał się we mnie swoimi czekoladowymi oczami, po
czym powiedział:
-
Wygoniłbym cię z nieba, żebyś tylko żyła. Albo z piekła,
zależy gdzie byśmy trafili – i mnie pocałował.
Położył
się na plecach i przeciągnął do siebie. Kiedy zamknęłam oczy i
poczułam jak całuje mnie w głowę, usłyszałam te dwa magiczne
słowa – Kocham Cię – po czym mogłam zasnąć spokojnie.
Obudziłam
się kwadrans po siódmej. Otwarcie było zaplanowane na dziewiąta,
lecz Bill powiedział, że nie musimy dzisiaj pracować. Wszystko
zależy od nas. Bill przyjechał wcześniej po Ethan'a, by pomógł
wszystko zapiąć na ostatni guzik. Chciałam pokazać wszystkim
ludziom, że nie można mnie zniszczyć. No i chciałam się też
przypodobać Ethan'owi. Wzięłam prysznic i założyłam biały
komplet bielizny, który kiedyś kupiła mi mama.
Pomalowałam
oczy eyelinerem, usta czerwoną szminką, po czym ją zmazałam,
ponieważ uznałam, że jeśli Ethan będzie mnie całował, to się
cały ubrudzi. Rozpuściłam swoje rudo-złociste fale i ubrałam mój
ostatni zakup. Łososiową sukienkę z asymetrycznym dołem. Do tego
czarny, krótki sweterek i balerinki.
Do
kawiarni pojechałam samochodem Ethan'a. Zaparkowałam z tyłu,
ponieważ pełno ludzi przyszło na nowe otwarcie. Co tu ukrywać –
kawiarnia cieszyła się dużą popularnością. Wraz z Ethan'em
dostaliśmy wypłatę za pracę w galerii.
Wysiadłam
i weszłam do środka. Nie byłam pewna czy jestem gotowa na
spotkanie z ludźmi. Wieści rozniosły się dwa dni temu i dalej
krążyły po całym Wildwood.
Zauważyłam
mojego chłopaka stojącego z Bill'em obok kontuaru. Uśmiechnął
się kiedy mnie zobaczył, a potem wytrzeszczał oczy. Pierwszy raz
widział mnie w sukience, nie byłam pewna czy mu się spodobam.
- Cześć
– powiedział i pocałował mnie na powitanie – ładnie
wyglądasz.
Okręciłam
się wokół własnej osi i usłyszałam jego gwizd, po czym
przywitałam z Bill'em.
- Podoba
ci się? - Spytał wskazując ręką na wnętrze.
- Jest
całkiem inna, lecz niesamowita – odparłam z uśmiechem na twarzy.
Fakt,
kawiarnia wyglądała inaczej. Były prawie same kanapy koloru
beżowego, drewniane stoliki. Pod ścianą stało pięć stolików z
dwoma krzesłami. Ściany był koloru bladoróżowego i idealnie
współgrały z całością. Gdzieniegdzie, na ścianach były rożne,
lecz delikatne motywy. Kontuar stał prosto na wejściu i także
prezentował się inaczej. Był cały z mahoniowego, ciemnego drewna.
Wnętrze miało kilka starych sprzętów i kilka nowych. Mimo że
stara kawiarnia była wygodna, ładna i można było się tu uczyć,
jak i przyjść porozmawiać, to teraz to miejsce miało też klimat.
- Jest
naprawdę genialnie – dodałam, by Bill nie pomyślał, że kłamię.
Uśmiechnął
się i zostawił nas na chwilę samych.
- Lena i
sukienka? Wow! - Powiedział Ethan przyciągając mnie do siebie.
- Podoba
ci się?
- Jeszcze
pytasz? Wglądasz bosko – odparł i pocałował mnie.
Po chwili
usłyszeliśmy jak Bill wychodzi do ludzi i oficjalnie otwiera
kawiarnię. Później był gwizdy, klaski i ludzi weszli do lokalu.
Zajęli miejsca, niektórzy od razu podchodzili do kontuaru, więc z
Ethan'em odsunęliśmy się, by Denny i jakichś dwóch nowych
pracowników miało dostęp do kasy.
- Urywamy
się stąd? - Szepnął mi do ucha Ethan i muszę przyznać, że
propozycja była bardzo kusząca.
- Nie –
spojrzał na mnie zdziwiony – zostańmy jeszcze trochę. Twój tata
nas potrzebuje.
Uśmiechnął
się i poszliśmy do Bill'a, który stał przed wejściem.
- Co
jest? - Spytałam i stanęłam z jednej strony, a Ethan z drugiej.
- Nic.
Jestem po prostu szczęśliwy – odparł i przytulił Ethan'a, po
czym spojrzał na mnie.
Oboje
wiedzieliśmy, że Ethan nie może dowiedzieć się prawdy. Bill miał
rację, to by go zniszczyło. Wiadomo, że okłamywanie go z mojej
strony czy z jego strony nie było lepszym rozwiązanie, ale nie
chcieliśmy go ranić. Nie teraz, kiedy zaczęliśmy wszystko układać
na nowo. Żadne rozwiązanie nie było dobre, ale to też nie było
słuszne. Jednak nie miałam serca mu tego mówić. Wydawał się
taki szczęśliwy i wolny. Bill wrócił do środka kawiarni i
odbierał pochwały za dobrą robotę.
- Menu
się zmieniło? - Spytałam.
- Nie.
Kawa zawsze była tu dobra – odparł i znów mnie pocałował.
- Co ty
mnie tak często ostatnio całujesz? - Zapytałam ze śmiechem.
-
Ostatnie zdarzenia dały mi odczuć co znaczy nie być z tobą. Nie
wytrzymywałem tego psychicznie ani fizycznie – odparł bardzo
poważnie i kontynuował – potrzebuję cie Lena. I zawsze cię będę
potrzebować.
Oparł
swoje czoło o moje i powiedziałam:
- A ja
zawsze będę.
- Kocham
cię – powiedział i zaśmiał się.
Odpowiedziałam
mu to samo i zanurzyliśmy się w gorącym pocałunku. Nie obchodziło
nas to, że staliśmy na środku chodnika i ludzie z kawiarni nas
obserwują. Po chwili usłyszeliśmy głos Jessie'go:
- Ohyda.
Idźcie z miejsca publicznego – po czym przywitał się z nami i
przedstawił Cassie.
- Cześć
– powiedziałam.
Była
ładną blondynką o długich nogach i smukłej sylwetce. Miała
piegi i niebieskie oczy. Do tego bardzo ciepły głos.:
- Cześć.
Miło mi cię wreszcie poznać. Twój brat mówił mi o tobie.
Uśmiechnęłam
się. Przywitała się z Ethan'em i kiedy poszli po
kawy, Jessie zapytał:
- Czyli
ty i Ethan, co?
- Co ja i
Ethan? - Odpowiedziałam pytaniem i zaśmialiśmy się.
-
Pasujecie od siebie.
- Wiem –
znów się zaśmialiśmy.
Porozmawialiśmy
jeszcze chwilę i wróciła Cassie z Ethan'em. Jessie wraz z dziewczyną poszli na spacer,
a my zostaliśmy przed kawiarnią.
Ludzie
wchodzili i wychodzili, ruch się nie kończył. W pewnym momencie
wpadł Sam i zamieniliśmy kilka słów. Podziękowałam mu za pomoc
i wraz z kolegami wszedł do środka. Później spotkałam też Anne
i zrobiłam to samo – podziękowałam jej. Ona odparła, że od
tego ma się przyjaciół.
Naprawdę
czułam, że tego dnia żyję. Mimo że mój tata nie żył, był
zakłamanym dupkiem i widziałam śmierć Lexi (nie lepszej od niego).
Mimo że noszę ciężkie brzemię, jak prawdę o ojcu Ethan'a. Tego
dnia chciałam być po prostu szczęśliwa, z Ethan'em. Na
zamartwianie się wszystkim innym, będę miała czas.
Nie
zabrakło też Mandy z Aaron'em. Podeszli do nas i Aaron powiedział:
- Dalej
jesteście razem? - Kiwnęliśmy głowami – moja propozycja też
jest dalej aktualna.
Mandy
zachichotała, ja zrobiłam krok do Aaron'a i powiedziałam:
- Czy nie
dostałeś jasnej odpowiedzi?
- Mój
ojciec dostał pracę w policji. Nie możesz mi nic zrobić, a takim
gadaniem jak ostatnio, możesz jedynie oberwać. Przemyśl to co
powiedziałem.
- Twój
ojciec w policji? - Zaśmiałam się i wiedziałam, że to zły ruch.
- On
przynajmniej żyje i zamyka w więzieniu, a nie jest zamykany –
spoliczkowałam go.
Znów
zrobiłam krok w jego stronę i tym razem Aaron cofnął się, też o
krok. Najwidoczniej wziął trochę do serca moją odwagę.
- Nie
masz prawa wspominać o moim ojcu. Zapamiętaj, odziedziczyłam po
nim kilka przydatnych cech, więc nie podskakuj – syknęłam, a on
znów zrobił krok do tyłu i przewróciłby się, gdybym nie złapała
go za koszulkę.
Poprawił
ją i odszedł. Mandy jeszcze została i dodała coś od siebie:
-
Myślisz, że się ciebie boi? - Zaśmiała się – nie zastraszysz
nas.
- Już to
zrobiłam – odparłam i zamurowało ją.
Potraktowała
nas swoim znudzonym westchnieniem i poszła do kawiarni, gdzie
czekała już na nią Elizabeth.
Odwróciłam
się w stronę Ethan'a i zobaczyłam jego zdumioną minę.
- Wow!
Zmieniłaś się, wiesz? - Kiwnęłam głową, a on dodał – na
lepsze.
- Chodźmy
stąd – zaśmiałam się i powiedziałam.
- Ej, a o
co mu chodziło z tą propozycją? - Spytał, gdy wsiadaliśmy do
samochodu
- Nie
chcesz wiedzieć – spojrzał na mnie spode łba, więc powiedziałam
– powiedział, że jeśli się z nim nie prześpię, to zniszczę
ci życie.
- Groził
ci. Zgłoś to.
- Taa...
Tylko ja też mu groziłam. Powiedziałam, że jeśli cię tknie, lub
chociażby spojrzy, to go zabiję – uśmiechnęłam się jak
niewiniątko, a chłopak wrzeszczał n a mnie oczy i zaczął się
śmiać.
- Jesteś
naprawdę niesamowita.
- Po
prostu cię kocham – pocałowałam go.
-
Jedziemy na przytań? Mam śmieciowe jedzenie i kawę! - Powiedział
śpiewnie.
Kiwnęłam
głową, znów go pocałowałam i pojechaliśmy.
Kolejna notka, gdzie wytłumaczę co dalej w niedzielę wieczorem!