Biegliśmy
przez Maine Street środkiem ulicy. Skręcaliśmy w różne alejki i
w końcu zgubiliśmy drogę. Było zbyt ciemno, by zorientować się,
gdzie jesteśmy.
Gdy
wybiegliśmy z plaży Xavier nas zauważył i rzucił się w pogoń
za nami. W drodze wyciągnęłam telefon Ethan'a i zadzwoniłam do
Lexi, mówiąc jej gdzie jesteśmy.
Biegliśmy
dalej przed siebie. Co prawda biegałam dobrze, ale Ethan i tak
trzymał mnie za rękę, bym nie zostawała w tyle. Wbiegliśmy na
jakieś podwórko i przeskoczyliśmy przez płot. Potknęłam się i
upadłam na kostkę, więc miałam trudności ze stawaniem na niej.
Jakoś dałam radę dobiec do drugiego płotu i gdy go
przeskoczyliśmy, Ethan powiedział:
- Schowaj
się za śmietnikiem.
- Co ty
robisz? - Spytałam półszeptem.
Pokazał
mi ręką, bym się schowała, więc tak też zrobiłam. Kucnęłam
za dużym kontenerem na śmieci i czekałam. Ethan znalazł jakiś
kij i także się schował, lecz po drugiej stronie. Nadchodził
Xavier i chyba wyczuł, że coś szykujemy, ponieważ był prawie
bezszelestny. Wyjrzałam delikatnie zza rogu i zobaczyłam, że
trzyma w ręku łom. Chciałam jakoś przekazać tę informację
Ethan'owi, lecz on nie patrzył. Znalazłam mały kamień i nie
zastanawiając się, rzuciłam nim w przyjaciela zdradzając naszą
kryjówkę.
- Co ty
robisz? - Spytał bezgłośnie.
Nic nie
zdążyłam odpowiedzieć, bo stanął nade mną Xavier. Ethan ruszył
na niego z kijem, lecz tamten był szybszy i uchylił się od ciosu.
Zaatakował przyjaciela łomem w brzuch. Ethan upadł na ziemię i
skulił się, lecz widziałam, że szybko się podnosi. Xavier
natomiast złapał mnie za włosy i zaczął ciągnąć po ziemi.
Próbowałam haczyć nogami, wiłam się, lecz to nie pomagało.
Postawił mnie na nogi i przystawił łom do gardła. Zobaczyłam, że
w domu obok zapaliły się światła.
- Pomocy!
- Wrzasnęła, co tylko pogorszyło moją sytuację, bo Xavier
odwrócił mnie i uderzył w twarz. Nie pozwolił mi upaść, tylko
przytrzymał i powiedział:
- Chodź
Lena. Szef czeka.
Nic
więcej nie powiedział, ponieważ Ethan ogłuszył go i ten upadł.
Natychmiast rzuciłam się w jego ramiona i łzy zaczęły mi lecieć
po policzkach. Ethan tulił mnie mocno i pocieszał.
Starsza
pani wyszła na werandę i zaczęła coś do nas krzyczeć, że
jesteśmy bandytami i dzwoni po policję. Na nasze szczęście ona
nagle pojawiła się pod bramą. Funkcjonariusze zajęli się
Xavier'em, a Lexi podeszła do nas i zadała kilka pytań, po czym
zaproponowała, że nas odwiezie.
Gdy
weszliśmy do domu, Jessie od razu wyskoczył i zaczął pytać:
- Co się
stało? Jesteście cali?
-
Przynieś lód – poleciłam mu i pomogłam Ethan'owi usiąść na
kanapie.
Kiedy
przyszedł Jessie z lodem owiniętym w ściekę, powiedziałam do
Ethan'a:
- Ściągaj
koszulkę – obaj spojrzeli na mnie zaskoczeni – no już.
Przez
cały czas, kiedy wykonywał tę czynność, patrzył na śmiejącego
się Jessie'go. Rzucił koszulkę w kąt i ukazał nam się trochę
siny brzuch.
- Stary,
czym ty oberwałeś? - Spytał poważnie Jess, a Ethan pokręcił
przecząco głową.
- Łomem
– odparłam za niego i przyłożyłam do brzucha lód owinięty w
ścierkę. Ethan trochę się skrzywił, gdy poczuł zimno, ale
później chyba przyniosło mu to ulgę. Trzymałam lód na dużym
siniaku i podziwiałam jego umięśnione, i wysportowane ciało.
Idealna klata i brzuch. Mhm...
- Dobra,
więc co się stało? - Moje rozmyślenia przerwał Jess.
- Ten
cały Xavier nas dopadł, ale go ogłuszyłem – powiedział
bohatersko Ethan.
- Po tym
jak on przywalił tobie – spojrzał na mnie i chciał dać
kuksańca, ale ruch sprawił mu ból – nie ruszaj się. Chciałam
cię ostrzec, wtedy gdy rzuciłam kamieniem, ale nie zdążyłam –
dodałam.
- Hej,
nie przejmuj się. Nic mi nie będzie. A z tobą wszystko dobrze? -
Spytał i błagalnym wzrokiem poprosiłam by nie wspominał o tym, że
dostałam w twarz. Znowu.
- Tak.
Dam radę – poczułam dłoń Jessie'go na moim ramieniu.
Ethan po
chwili powiedział, że powalił Aaron'a na plaży i przybił z moim
bratem piątkę.
Spojrzałam
na zegarek i było niewiele przed pierwszą. Ziewnęłam, więc
odniosłam lód, wróciłam i usiadłam obok Ethan'a. Otoczył mnie
ramieniem i Jess włączył jakiś film. Położyłam dłoń na
torsie Ethan'a – wciąż gołym – i zasnęłam.
- Lena –
słyszałam jak ktoś mnie woła półszeptem – wstawaj śpiochu.
Musisz iść do szkoły.
Otworzyłam
oczy i spojrzałam na Ethan'a. Leżeliśmy na jego łóżku,
przytuleni do siebie.
- Która
godzina?
- Siódma.
Westchnęłam
i usiadłam prosto. Ethan dalej był bez koszulki, więc odchyliłam
trochę kołdrę i zobaczyłam fioletowego sińca.
- Może
powinieneś pójść do lekarza? - Spytałam kładąc się z
powrotem.
-
Niedługo zejdzie, spokojnie.
Odpowiedział
i pogłaskał mnie po policzku. Nie bolał, jednak odczuwałam jakiś
wewnętrzny ból.
Wyszłam
z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Zrobiłam to szybko, ubrałam
zwykłe jeansy i czarną koszulę w katę, a włosy upięłam w
kitkę. Na nogi moje ukochane, ciężkie buty.
Wróciłam
do sypialni, wzięłam torbę i kiedy chciałam wyjść, stanął
przede mną Ethan i mocna przytulił.
- Za co?
- Spytałam.
- Muszę
jechać z tatą do Denver w stanie Kolorado. Wracamy w niedzielę.
- Co?
Czemu? - Miałam łzy w oczach. Nie chciałam, by wyjeżdżał.
- Zabiera
mnie na jakąś konferencję. Jessie zostaje do soboty, więc tylko
niedzielę będziesz sama. W dodatku zostawiam ci mój samochód –
dał mi kluczyki z uśmiechem.
Przytuliłam
go i zamrugałam, by nie płakać. Nie chciałam, żeby jechał, ale
też nie chciałam być egoistką. Odsunęłam się od niego i
szepnęłam:
- Będę
tęsknić.
- Ja też.
Ale te cztery dni szybko zlecą, zobaczysz – odparł i pocałował
mnie w czoło.
- Lena,
chodź, musimy jechać – w drzwiach stanął Jess, znów nam
przerywając.
Otarłam
policzki i pojechałam do szkoły.
Całą
drogę miałam dziwne uczucie, że nie powinnam puszczać Ethan'a z
Bill'em. Może przez to co mi powiedziała Lexi, może dlatego, że
nie chciałam, by jechał. Wiedziałam, że to tylko cztery dni i mam
Jessie'go, ale czułam się samotna. Bardziej niż kiedykolwiek.
Przyznajmy szczerze, nie umiem się bronić przed Bob'em i jego
pomocnikami, więc nie wiem czy bez Ethan'a sobie poradzę.
Wysadziłam
Jessie'go w mieście i pojechałam do szkoły. Miałam kilka minut do
pierwszej lekcji, więc poszłam do toalety. Chciałam poprawić
kitkę i gdy wychodziłam spotkałam Anne.
- Cześć
– zaczęła – była dziś rano wzmianka o tym całym chłopaku co
o ciebie pytał. Nic wam nie jest?
- Cześć.
Nie, udało nam się uciec. Ethan trochę tylko oberwał. A tobie nic
nie zrobił? - Spytałam z nadzieją w głosie.
- Nie.
Uśmiechnęłam
się i zanim wyszłam, odwróciłam do Anne i powiedziałam:
-
Dziękuję za wczoraj. Potrzebowałam tego – posłała mi chyba
swój najpiękniejszy uśmiech i poszłam na zajęcia.
Gdy szłam
korytarze minęłam Aaron'a. Miał rozwaloną wargę i podbite oko.
Nigdy nie byłam zwolenniczką przemocy, ale na ten widok
uśmiechnęłam się. Mijając mnie, zahaczył o mnie jak o śmiecia,
lecz nie przejęłam się tym. Szłam dalej z wysoko podniesioną
głową i uśmiechem na twarzy, ponieważ wiedziałam, że to nie
robi na mnie wrażenia. Nie przejmuję się Aaron'em i on o tym wie,
i to mu przeszkadza.
Po
zajęciach pojechałam do pracy. Mieliśmy urwanie głowy. Ledwo
dawaliśmy z Danny'm radę. Bez Ethan'a i Bill'a było ciężko, ale
Jessie zaoferował swoją pomoc. Jak dla mnie bez Ethan'a było
gorzej. Nie mogłam spać w nocy, mało jadłam i chodziłam
przygnębiona. Nie wiem co mi się stało. Może faktycznie oszalałam
na jego punkcie? Albo boję się przyznać, że mi się podoba, bo
zepsułabym naszą przyjaźń, gdyby jego uczucia był inne. Tak czy
inaczej przez cztery dni byłam nieobecna. Jessie pytał o co chodzi,
czemu tak się zachowuje. Nie odpowiadałam mu na te pytania, tylko
zadawałam swoje: czemu nie dzwoni. Może coś się stało? W sobotę
wieczorem pożegnał się ze mną i pojechał na lotnisko. Zostałam
sama. Czułam się mała i nie czułam się bezpiecznie.
Zrobiłam
jakąś kolację, usiadłam przed telewizorem i przykryłam się
kocem, kiedy zadzwonił mój telefon. Znów wyświetlił się jakiś
numer i myślałam, że to Mandy dzwoni, ale jednak odebrałam.
- Halo?
- Lena?
Cześć tu Sam. Chciałem spytać, czy nie poszłabyś ze mną jutro
na ten festiwal?
W
Wildwood co roku odbywa się jesienny festiwal. Ma na celu zjednoczyć
ludzi i takie tam. Byłam na nim tylko raz, ponieważ uważam to za
totalny badziew i stratę czasu. Chociaż Danny opowiadał, że po
godzinach jest to istne szaleństwo.
- Przykro
mi, ale pracuję juto – odparłam po chwili.
-
Kawiarnia w niedziele jest otwarta do osiemnastej, prawda?
-
Naprawdę nie lubię tej imprezy...
- Nie daj
się prosić – przerwał mi, lecz dalej myślałam, jak delikatnie
go spławić.
-
Obiecałam Ethan'owi, że się z nim wybiorę. Przykro mi.
- Trzeba
było tak od razu. To na razie.
Może nie
było to zbyt miłe, ale przekonujące.
Kiedy się
rozłączył, wybrałam numer Ethan'a i nacisnęłam połącz. Po
kilku sygnałach odezwała się sekretarka. Nie zostawiłam
wiadomości. Zjadłam kolację i poszłam spać.
Obudziłam
się przed dziesiątą, wzięłam prysznic i pojechałam do kawiarni.
Gdzieś koło pierwszej wpadł Sam z kolegami i znów próbował
namówić mnie, żebym poszła z nim na festiwal. Oczywiście użyłam
tej samej wymówki.
- Nie
widziałem go od kilku dni tutaj, pewnie jest chory – powiedział.
- Za
kilka godzin wraca z Denver i obiecałam mu, że pójdziemy. Przykro
mi, ale ja obietnic dotrzymuję. A teraz wybacz, ale mam robotę –
odparłam i zaniosłam kawy do stolika dwóch dziewczyn.
Później
przyszedł Aaron i pytał, gdzie jest Ethan. Ta sama gadka co zawsze.
I moja reakcja, też ta sama co zawsze. Nie było już prawie śladu,
po jego podbitym oku. A szkoda...
Około
piętnastej wpadł Bill. Zdziwiłam się, ponieważ mieli wrócić
późnym wieczorem, ale też się ucieszyłam.
- Cześć
– powiedziałam, zapominając o tym co mi powiedziała Lexi – już
wróciliście?
- Tak,
Ethan jest w domu. Chcesz to leć do niego, zastąpię cię –
odparł z uśmiechem.
Wtedy
pomyślałam, że to naprawdę nie mógł być on.
- Dzięki
– krzyknęłam i zniknęłam na zapleczu.
Schowałam
uniform i pobiegłam do samochodu. Gdyby gdzieś stał wóz policyjny
dostałabym mandat za szybką jazdę. Ledwo trzymałam kierownicę,
ale za nic w świecie nie myślałam o tym, żeby zwolnić.
Zaparkowałam
krzywo pod domem, chwyciłam torbę i wbiegłam do środka.
- Ethan!
- Krzyknęłam na wejściu.
Sprawdziłam
czy nie ma go w sypialni i zostawiłam tam swoje rzeczy. Poszłam do
łazienki i gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam go... sikającego.
Szybko zatrzasnęłam drzwi i śmiejąc się krzyknęłam:
-
Przepraszam!
Po czym
się odsunęłam i czekałam aż wyjdzie. Było mi tak bardzo głupio,
że aż chciało mi się śmiać. Po chwili wyszedł skręcając się
ze śmiechu, a ja rzuciłam mu się w ramiona. Właściwie to
wskoczyłam na niego i skrzyżowałam nogi na jego biodrach.
- Cześć
łobuzie – powiedział i poszedł ze mną do sypialni.
Odchyliłam
do tyłu głowę, spojrzałam w jego czekoladowe oczy i powiedziałam
poważnie:
- Masz
fajny tyłek.
Zaczął
się śmiać i wylądowaliśmy na łóżku. Chciał mnie połaskotać,
lecz jednak złapał mnie za ręce i powiedział:
-
Stęskniłem się – po czym mnie pocałował.
Najpierw
delikatnie musnął moje wargi, aż nabrał odwagi i pocałował mnie
namiętniej. Odchylił głowę, spojrzał na mnie i znów zagłębił
nasze usta w pocałunku. Nie było mowy o porównywaniu go z Aaron'em
– był zdecydowanie lepszy. Czułam się jakby nogi mi zmiękły i
za chwilę miałabym upaść, mimo że leżałam. Trzymałam ręce na
jego policzkach. W końcu oderwaliśmy się od siebie zdyszani.
Uśmiechnęłam się, a on położył obok i wtulił we mnie.
-
Cholernie się za tobą stęskniłem – dodał i zasnął.
Leżałam
i wpatrywałam się w jego unoszącą się klatkę piersiową.
Słyszałam jego uspokajający się oddech i widziałam jak porusza
wargami w uśmiechu przez sen. Czułam się szczęśliwa. Miałam
jego i wiedziałam, że to jest coś więcej niż przyjaźń. Z
radością i ciepłym uczuciem w środku zasnęłam u jego boku.
I jak? :)
kolejna część - czwartek