wtorek, 10 czerwca 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 20

W piątek wypuszczono mnie do domu. Po drodze zajechaliśmy z Natem do marketu. Nie miał kiedy zrobić zakupów, ponieważ cały czas siedział przy mnie w szpitalu. Gdy weszliśmy do mieszkania zaproponował:
- Robimy pizzę?
- Nie umiem gotować – zaśmiałam się, na co on machnął ręką – możesz zacząć. Pójdę wziąć prysznic, zmyć z siebie szpitalny zapach i przyjdę ci pomóc.
Kiwnął głową, a ja poszłam do pokoju po ciuchy. Rzuciłam na łóżko moją torbę, która Nate zabrał ze szkoły w poniedziałek. Wzięłam legginsy, koszulkę i poszłam do łazienki. Brudne i śmierdzące ubranie wrzuciłam do kosza na pranie i weszłam do kabiny. Zmyłam z siebie cały stres, strach i wszystko inne. Osuszyłam się, ubrałam i posmarowałam maścią żebra oraz ranę na ramieniu.
- Wgląda słodko – rzuciłam z sarkazmem do swojego odbicia w lustrze.
Przeczesałam palcami włosy i dołączyłam do Natea w kuchni. Zrobił wszystko sam i teraz pizza leżała w piekarniku.
- Wymykasz się od roboty? - Powiedział z uśmiechem sprzątając stół – nieładnie.
- Wybacz. Ale zawsze tata stał przy garach. Ja wolałam nie spalić domu.
Zaśmialiśmy się oboje, po czym Nate spytał:
- Jak się czujesz?
- W porządku. Czuję się tylko poobijana.
- Wciąż nie wiemy jak to się stało. Pojedziemy jutro do Jeremiego, poproszę go o pomoc.
- Ja też muszę jechać?
- Nie zostawię cię samej.
- A co ze szkołą? - Spytałam i poszłam do salonu.
Mieliśmy oglądać jakiś film. Wybraliśmy komedie. Stanęłam przy odtwarzaczu, by włożyć płytę, a Nate za mną. Gdy się odwróciłam był zbyt blisko. Moje zmysły szalały, ledwo się powstrzymywałam przed pocałowaniem go. A przecież sam stwierdził, że nie zrezygnuje z dotychczasowego życia dla mnie. Jednak teraz wydawał się być zły.
- Szkołą? - Powtórzył wolno.
- Tak. Nate wiem, że nie puścisz mnie do niej, ale to ostatnia klasa. Zostały mi niecałe trzy miesiące. Nie odpuszczę, nie teraz.
- Nie możesz chodzić do szkoły. Gdyby była Viena to jeszcze byłbym spokojniejszy, ale...
- Ale jej nie ma. Przez ciebie – wtrąciłam mu i uświadomiłam sobie co powiedziałam.
Nate wrócił do kuchni. Poczułam się głupio. Nie chciałam go zranić, ale nie lubię gdy ktoś mnie tak kontroluje. Poszłam za nim, stanęłam obok i powiedziałam:
- Przepraszam. Nie chciałam tego powiedzieć.
- Nie, spoko. Rozumiem cię, ale ty też musisz zrozumieć mnie. Nie chcę by to się powtórzyło.
Oparłam się o stół, a on stanął przede mną, blokując mi wyjście. Ręce oparł na blacie obok moich bioder. Mój oddech przyspieszył.
- Więc co-o z ty-ym zrobimy? - Spytałam jąkając się.
Posłał mi uśmiech, od którego miękły kolana. Upadłabym na ziemię, gdybym go nie złapała. Był tego w stu procentach świadomy, tego jak na mnie działa. Oparłam głowę o jego pierś, by nie musieć patrzeć w jego oczy. Gdybym to zrobiła, nie powiedziałabym już ani słowa.
- Coś wymyślę – odparł spokojnie i z troską w głosie – nie martw się. Będzie dobrze.
Ucałował czubek mojej głowy i odebrał telefon, który właśnie zadzwonił. Odsunął się kawałek ode mnie i wiedziałam, że jemu też jest ciężko przerywać tą chwilę. Zastanawiałam się czy naprawdę nie mógłby poświęcić zabijania dla mnie.
- Jesteś pewien? - Powiedział do słuchawki – dobra, zaraz będziemy.
- Co się stało? - Spytałam przerażona.
- Wreszcie coś zaczęło się dziać – odparł z uśmiechem, a potem dodał – pizza musi poczekać. W klubie jest ktoś, kto ostatnio pytał o ciebie.
Wyłączył piekarnik i poszedł założyć kurtkę. Miałam mokre włosy, ponieważ jeszcze nie wysłuchy. Moja kurtka była w pokoju, zresztą on chyba oszalał myśląc, że pojedziemy w pułapkę.

To ja oszalałam, myśląc że tak nie zrobimy. Siedzieliśmy w land roverze i jechaliśmy do klubu. Miałam na sobie skórę Natea. Byłam zmęczona i głodna, ponieważ jedzenie w szpitalu było nie do przeżycia. Marzyłam o tym by usiąść z Natem na kanapie, obejrzeć film i zjeść. Jednak on miał rację – naprawdę coś wreszcie zaczynało się dziać.
Dojechaliśmy do klubu i przed wejściem Nate złapał mnie za ramię, przeczesał palcami moje włosy i powiedział:
- Trzymaj się blisko mnie. Nie pozwolę by coś ci się stało, jasne?
Kiwnęłam głowa i weszliśmy do środka. Nate zachowywał się na luzie, jak zawsze. Podeszliśmy do baru i powitał nas Nash.
- To tamten w zielonej koszulce – powiedział wskazując głową na kogoś za plecami Natea – jest z trzema osobami i pyta o ciebie. Ivan, mój pomocnik – wskazał tym razem na drugiego barmana – powiedział, że to on ostatnio pytał o Nadię Lancea. Widział ich. Po tym jak Lance nam o tym wspomniał, poprosiłem go by miał na wszystko oko w związku z tym. No i przydał się – poklepał kolegę po ramieniu i posłał po coś na zaplecze – dziś znów o was pyta.
- Idziemy do niego czy jak? - Spytałam.
Nate i Nash się zaśmiali, a ja stałam zdziwiona. Nate posadził mnie na barowym stołku i powiedział do ucha:
- Poczekamy aż sam przyjdzie.
Jestem pewna, że mógłby to powiedzieć na głos, ale w tym momencie odwrócił się by zobaczyć kim jest mężczyzna w zielonej koszulce. Kiedy usiadł prosto, spytałam:
- I co znasz go? - Oboje z Nashem popatrzyli na mnie zaskoczeni – przecież wiem, że powiedziałeś mi to na ucho by mu się dyskretnie przyjrzeć.
- Jednak masz w genach coś z taty – rzucił Nash i dodał – chcecie coś do picia?
- Ja wodę gazowaną. Znasz mojego tatę?
- Znam każdego kto tu przychodził – odparł podając mi szklankę – twój tata jest niesamowity. Odważny, zawsze mówi to co myśli i jest sprytny. Do tego potrafi się bronić oraz zawsze staje w obronie swoich ludzi. Odziedziczyłaś to po nim.
Zarumieniłam się, ale było mi miło.
- Dzięki – odparłam.
Viena też zawsze to powtarzała. Brakowało mi jej, naprawdę. Miałam zadzwonić do niej w środę, ale w pobycie w szpitalu zapomniałam.
- Dzwoniła może Viena? - Spytałam chłopaków – miałam to zrobić w środę, ale zapomniałam przez tą całą sprawę z pobiciem.
- Ja do niej dzwoniłem. Powiedziałem, że pewnie odpoczywasz i zadzwonisz jak będziesz miała trochę czasu i spokoju.
- Dzięki – odparła z ulgą.
Nagle poczułam za sobą czyjąś obecność. Nate także ponieważ przy odwracaniu się na stołku mrugnął do mnie. Poszłam w jego śladu i przed nami stal facet w zielonej koszulce z całą plejadą obserwatorów. Pozwalam go od razu. Randell Morrow, znany też jako Rafl – ex przyjaciel mojego taty i zabójca mojej matki.
- Ralf – powiedziałam, a wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Witaj Nadio – zwrócił się do mnie splatając ręce na piesi – ile to czasu minęło odkąd cię widziałem po raz ostatni? Osiemnaście? Urosłaś. Wdałaś się zdecydowanie w tatusia.
Zaśmiał się, a Nate spytał:
- Czego od niej chcesz?
- Och, oto i nasz Nate. Miło cię wreszcie poznać chłopcze. Dużo o tobie słyszałem.
- Nie wątpię – odparł chłopak.
Nie słuchałam przez chwilę ich rozmowy. Wpatrywałam się z wściekłością na Ralfa. Tata mi opowiadał, że jak się urodziłam on wpadł, żeby zemścić się na nim i zabił mamę. Dlatego mnie teraz oddał pod opiekę. A Ralf teraz stał tutaj i bezczelnie ze mną rozmawiał. Najpierw zabił mamę, teraz chce zabić mnie. Uświadomiłam sobie. On chce nagrodę za mnie.
Ktoś coś do mnie powiedział, ale nie byłam skupiona. Nate szturchnął mnie, a wtedy Ralf powtórzył swoje pytanie:
- Gdzie twój ojciec?
- Pewnie planuje zemstę – odparłam jadowicie.
Byłam zła, ale o dziwo panowałam nad sobą. Kontrolowałam się. W klubie słychać było pomruki zadziwienia. Wszyscy teraz nas obserwowali i czekali na to co ma się wydarzyć.
- Wiesz, że jest nagroda za dostarczenie cię żywej? - Zagaił Ralf tak jakby chciał odwrócić moją uwagę od tego, że jeden z jego ludzi trzyma w rękach linę.
- Najwidoczniej przyciągam złe typy w niewłaściwym czasie. Mam to po mamie. Pewnie wiesz o tym – spojrzał na mnie ze złością w glosie – ale ciekawi mnie kto jest tak bardzo zainteresowany moją osobą.
Udawałam głupiutką divę, byle zyskać na czasie. Nate pewnie już zauważył, że ludzie Ralfa chcą mnie porwać i widziałam też, że jest zaintrygowany moją grą. Jednak ja jeszcze nie miałam planu. Chwyciłam w rękę szklankę i upiłam łyk, a potem ją trzymałam. Ot tak wpadają do głowy pomysły!
- Czy przed porwaniem mnie zechcesz uciszyć moja ciekawość? - Spytałam Ralfa, a wtedy on nie wytrzymał.
Kazał swoim ludziom mnie złapać. Jednym zajął się Nate, a temu co trzymał linę chlapnęłam w oczy wodą gazowaną, rozbiłam na głowie szklankę, uderzyłam kolanem w brzuch, a potem powaliłam stołkiem barowym. Chłopak padł jak długi. Wszyscy zrobili dwa kroki w tył, byli zaskoczeni tym co potrafię. Ralf też. Nate już dawno powalił drugiego z jego ludzi i teraz leżał on gdzieś pod stołem bilardowym. Podszedł do mnie i powiedział:
- Idziemy bokserze.
Zanim jednak dałam mu się wyprowadzić, podeszłam do Ralfa i rzuciłam groźnie:
- Zemszczę się. Za mamę.
Potem Nate wyniósł mnie z klubu tylnymi drzwiami.
- Co to było? - Spytał wesoło Nash stając obok nas.
- Nagły skok adrenaliny. I przepraszam za szklankę.
- Nie ma sprawy, ale twoja ręka... zaraz wracam.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, więc spojrzałam na dłoń. Gdy rozbiłam szklankę na głowie chłopaka, skaleczyłam się. Nash wrócił z butelką wody i bandażem. Opatrzył mi rękę i powiedział:
- Nic groźnego. Powinniście wracać.
Nate zaprowadził mnie do auta i w drodze do domu wreszcie się odezwał:
- Całkiem nieźle to rozegrałaś. Faktycznie odziedziczyłaś te wszystkie cechy po tacie, o których wspomniał Nash. Jak się czujesz?
- Dobrze. Jestem tylko głodna. Pizza mnie wzywa.
Nate zaśmiała się, po czym zapytał poważnie:
- Skąd go znałaś?
- To on zabił moją mamę.
- Przykro mi.
Kiwnęłam głowa, ponieważ na tyle było mnie stać. Nie chciałam o tym rozmawiać.

Wróciliśmy do domu, pizza się zrobiła i obejrzeliśmy film. Potem zasnęłam z głowa na ramieniu Natea.


Następna część w czwartek :)

1 komentarz: