W piątek
wypuszczono mnie do domu. Po drodze zajechaliśmy z Natem do marketu.
Nie miał kiedy zrobić zakupów, ponieważ cały czas siedział przy
mnie w szpitalu. Gdy weszliśmy do mieszkania zaproponował:
- Robimy pizzę?
- Nie umiem gotować
– zaśmiałam się, na co on machnął ręką – możesz zacząć.
Pójdę wziąć prysznic, zmyć z siebie szpitalny zapach i przyjdę
ci pomóc.
Kiwnął głową, a
ja poszłam do pokoju po ciuchy. Rzuciłam na łóżko moją torbę,
która Nate zabrał ze szkoły w poniedziałek. Wzięłam legginsy,
koszulkę i poszłam do łazienki. Brudne i śmierdzące ubranie
wrzuciłam do kosza na pranie i weszłam do kabiny. Zmyłam z siebie
cały stres, strach i wszystko inne. Osuszyłam się, ubrałam i
posmarowałam maścią żebra oraz ranę na ramieniu.
- Wgląda słodko –
rzuciłam z sarkazmem do swojego odbicia w lustrze.
Przeczesałam
palcami włosy i dołączyłam do Natea w kuchni. Zrobił wszystko
sam i teraz pizza leżała w piekarniku.
- Wymykasz się od
roboty? - Powiedział z uśmiechem sprzątając stół – nieładnie.
- Wybacz. Ale
zawsze tata stał przy garach. Ja wolałam nie spalić domu.
Zaśmialiśmy się
oboje, po czym Nate spytał:
- Jak się czujesz?
- W porządku.
Czuję się tylko poobijana.
- Wciąż nie wiemy
jak to się stało. Pojedziemy jutro do Jeremiego, poproszę go o
pomoc.
- Ja też muszę
jechać?
- Nie zostawię cię
samej.
- A co ze szkołą?
- Spytałam i poszłam do salonu.
Mieliśmy oglądać
jakiś film. Wybraliśmy komedie. Stanęłam przy odtwarzaczu, by
włożyć płytę, a Nate za mną. Gdy się odwróciłam był zbyt
blisko. Moje zmysły szalały, ledwo się powstrzymywałam przed
pocałowaniem go. A przecież sam stwierdził, że nie zrezygnuje z
dotychczasowego życia dla mnie. Jednak teraz wydawał się być zły.
- Szkołą? -
Powtórzył wolno.
- Tak. Nate wiem,
że nie puścisz mnie do niej, ale to ostatnia klasa. Zostały mi
niecałe trzy miesiące. Nie odpuszczę, nie teraz.
- Nie możesz
chodzić do szkoły. Gdyby była Viena to jeszcze byłbym
spokojniejszy, ale...
- Ale jej nie ma.
Przez ciebie – wtrąciłam mu i uświadomiłam sobie co
powiedziałam.
Nate wrócił do
kuchni. Poczułam się głupio. Nie chciałam go zranić, ale nie
lubię gdy ktoś mnie tak kontroluje. Poszłam za nim, stanęłam
obok i powiedziałam:
- Przepraszam. Nie
chciałam tego powiedzieć.
- Nie, spoko.
Rozumiem cię, ale ty też musisz zrozumieć mnie. Nie chcę by to
się powtórzyło.
Oparłam się o
stół, a on stanął przede mną, blokując mi wyjście. Ręce oparł
na blacie obok moich bioder. Mój oddech przyspieszył.
- Więc co-o z
ty-ym zrobimy? - Spytałam jąkając się.
Posłał mi
uśmiech, od którego miękły kolana. Upadłabym na ziemię, gdybym
go nie złapała. Był tego w stu procentach świadomy, tego jak na
mnie działa. Oparłam głowę o jego pierś, by nie musieć patrzeć
w jego oczy. Gdybym to zrobiła, nie powiedziałabym już ani słowa.
- Coś wymyślę –
odparł spokojnie i z troską w głosie – nie martw się. Będzie
dobrze.
Ucałował czubek
mojej głowy i odebrał telefon, który właśnie zadzwonił. Odsunął
się kawałek ode mnie i wiedziałam, że jemu też jest ciężko
przerywać tą chwilę. Zastanawiałam się czy naprawdę nie mógłby
poświęcić zabijania dla mnie.
- Jesteś pewien? -
Powiedział do słuchawki – dobra, zaraz będziemy.
- Co się stało? -
Spytałam przerażona.
- Wreszcie coś
zaczęło się dziać – odparł z uśmiechem, a potem dodał –
pizza musi poczekać. W klubie jest ktoś, kto ostatnio pytał o
ciebie.
Wyłączył
piekarnik i poszedł założyć kurtkę. Miałam mokre włosy,
ponieważ jeszcze nie wysłuchy. Moja kurtka była w pokoju, zresztą
on chyba oszalał myśląc, że pojedziemy w pułapkę.
To ja oszalałam,
myśląc że tak nie zrobimy. Siedzieliśmy w land roverze i
jechaliśmy do klubu. Miałam na sobie skórę Natea. Byłam zmęczona
i głodna, ponieważ jedzenie w szpitalu było nie do przeżycia.
Marzyłam o tym by usiąść z Natem na kanapie, obejrzeć film i
zjeść. Jednak on miał rację – naprawdę coś wreszcie zaczynało
się dziać.
Dojechaliśmy do
klubu i przed wejściem Nate złapał mnie za ramię, przeczesał
palcami moje włosy i powiedział:
- Trzymaj się
blisko mnie. Nie pozwolę by coś ci się stało, jasne?
Kiwnęłam głowa i
weszliśmy do środka. Nate zachowywał się na luzie, jak zawsze.
Podeszliśmy do baru i powitał nas Nash.
- To tamten w
zielonej koszulce – powiedział wskazując głową na kogoś za
plecami Natea – jest z trzema osobami i pyta o ciebie. Ivan, mój
pomocnik – wskazał tym razem na drugiego barmana – powiedział,
że to on ostatnio pytał o Nadię Lancea. Widział ich. Po tym jak
Lance nam o tym wspomniał, poprosiłem go by miał na wszystko oko w
związku z tym. No i przydał się – poklepał kolegę po ramieniu
i posłał po coś na zaplecze – dziś znów o was pyta.
- Idziemy do niego
czy jak? - Spytałam.
Nate i Nash się
zaśmiali, a ja stałam zdziwiona. Nate posadził mnie na barowym
stołku i powiedział do ucha:
- Poczekamy aż sam
przyjdzie.
Jestem pewna, że
mógłby to powiedzieć na głos, ale w tym momencie odwrócił się
by zobaczyć kim jest mężczyzna w zielonej koszulce. Kiedy usiadł
prosto, spytałam:
- I co znasz go? -
Oboje z Nashem popatrzyli na mnie zaskoczeni – przecież wiem, że
powiedziałeś mi to na ucho by mu się dyskretnie przyjrzeć.
- Jednak masz w
genach coś z taty – rzucił Nash i dodał – chcecie coś do
picia?
- Ja wodę
gazowaną. Znasz mojego tatę?
- Znam każdego kto
tu przychodził – odparł podając mi szklankę – twój tata jest
niesamowity. Odważny, zawsze mówi to co myśli i jest sprytny. Do
tego potrafi się bronić oraz zawsze staje w obronie swoich ludzi.
Odziedziczyłaś to po nim.
Zarumieniłam się,
ale było mi miło.
- Dzięki –
odparłam.
Viena też zawsze
to powtarzała. Brakowało mi jej, naprawdę. Miałam zadzwonić do
niej w środę, ale w pobycie w szpitalu zapomniałam.
- Dzwoniła może
Viena? - Spytałam chłopaków – miałam to zrobić w środę, ale
zapomniałam przez tą całą sprawę z pobiciem.
- Ja do niej
dzwoniłem. Powiedziałem, że pewnie odpoczywasz i zadzwonisz jak
będziesz miała trochę czasu i spokoju.
- Dzięki –
odparła z ulgą.
Nagle poczułam za
sobą czyjąś obecność. Nate także ponieważ przy odwracaniu się
na stołku mrugnął do mnie. Poszłam w jego śladu i przed nami
stal facet w zielonej koszulce z całą plejadą obserwatorów.
Pozwalam go od razu. Randell Morrow, znany też jako Rafl – ex
przyjaciel mojego taty i zabójca mojej matki.
- Ralf –
powiedziałam, a wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Witaj Nadio –
zwrócił się do mnie splatając ręce na piesi – ile to czasu
minęło odkąd cię widziałem po raz ostatni? Osiemnaście?
Urosłaś. Wdałaś się zdecydowanie w tatusia.
Zaśmiał się, a
Nate spytał:
- Czego od niej
chcesz?
- Och, oto i nasz
Nate. Miło cię wreszcie poznać chłopcze. Dużo o tobie słyszałem.
- Nie wątpię –
odparł chłopak.
Nie słuchałam
przez chwilę ich rozmowy. Wpatrywałam się z wściekłością na
Ralfa. Tata mi opowiadał, że jak się urodziłam on wpadł, żeby
zemścić się na nim i zabił mamę. Dlatego mnie teraz oddał pod
opiekę. A Ralf teraz stał tutaj i bezczelnie ze mną rozmawiał.
Najpierw zabił mamę, teraz chce zabić mnie. Uświadomiłam sobie.
On chce nagrodę za mnie.
Ktoś coś do mnie
powiedział, ale nie byłam skupiona. Nate szturchnął mnie, a wtedy
Ralf powtórzył swoje pytanie:
- Gdzie twój
ojciec?
- Pewnie planuje
zemstę – odparłam jadowicie.
Byłam zła, ale o
dziwo panowałam nad sobą. Kontrolowałam się. W klubie słychać
było pomruki zadziwienia. Wszyscy teraz nas obserwowali i czekali na
to co ma się wydarzyć.
- Wiesz, że jest
nagroda za dostarczenie cię żywej? - Zagaił Ralf tak jakby chciał
odwrócić moją uwagę od tego, że jeden z jego ludzi trzyma w
rękach linę.
- Najwidoczniej
przyciągam złe typy w niewłaściwym czasie. Mam to po mamie.
Pewnie wiesz o tym – spojrzał na mnie ze złością w glosie –
ale ciekawi mnie kto jest tak bardzo zainteresowany moją osobą.
Udawałam głupiutką
divę, byle zyskać na czasie. Nate pewnie już zauważył, że
ludzie Ralfa chcą mnie porwać i widziałam też, że jest
zaintrygowany moją grą. Jednak ja jeszcze nie miałam planu.
Chwyciłam w rękę szklankę i upiłam łyk, a potem ją trzymałam.
Ot tak wpadają do głowy pomysły!
- Czy przed
porwaniem mnie zechcesz uciszyć moja ciekawość? - Spytałam Ralfa,
a wtedy on nie wytrzymał.
Kazał swoim
ludziom mnie złapać. Jednym zajął się Nate, a temu co trzymał
linę chlapnęłam w oczy wodą gazowaną, rozbiłam na głowie
szklankę, uderzyłam kolanem w brzuch, a potem powaliłam stołkiem
barowym. Chłopak padł jak długi. Wszyscy zrobili dwa kroki w tył,
byli zaskoczeni tym co potrafię. Ralf też. Nate już dawno powalił
drugiego z jego ludzi i teraz leżał on gdzieś pod stołem
bilardowym. Podszedł do mnie i powiedział:
- Idziemy bokserze.
Zanim jednak dałam
mu się wyprowadzić, podeszłam do Ralfa i rzuciłam groźnie:
- Zemszczę się.
Za mamę.
Potem Nate wyniósł
mnie z klubu tylnymi drzwiami.
- Co to było? -
Spytał wesoło Nash stając obok nas.
- Nagły skok
adrenaliny. I przepraszam za szklankę.
- Nie ma sprawy,
ale twoja ręka... zaraz wracam.
Nie wiedziałam o
co mu chodzi, więc spojrzałam na dłoń. Gdy rozbiłam szklankę na
głowie chłopaka, skaleczyłam się. Nash wrócił z butelką wody i
bandażem. Opatrzył mi rękę i powiedział:
- Nic groźnego.
Powinniście wracać.
Nate zaprowadził
mnie do auta i w drodze do domu wreszcie się odezwał:
- Całkiem nieźle
to rozegrałaś. Faktycznie odziedziczyłaś te wszystkie cechy po
tacie, o których wspomniał Nash. Jak się czujesz?
- Dobrze. Jestem
tylko głodna. Pizza mnie wzywa.
Nate zaśmiała
się, po czym zapytał poważnie:
- Skąd go znałaś?
- To on zabił moją
mamę.
- Przykro mi.
Kiwnęłam głowa,
ponieważ na tyle było mnie stać. Nie chciałam o tym rozmawiać.
Wróciliśmy do
domu, pizza się zrobiła i obejrzeliśmy film. Potem zasnęłam z
głowa na ramieniu Natea.
Następna część w czwartek :)
AH AH AH !!!
OdpowiedzUsuńJuz jutro jest czwartek <3