czwartek, 5 czerwca 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 17

Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Na początku pomyślałam, że to Nate wrócił. Potem, że ktoś mógł się włamać.
- Nadia? - Rozluźniłam się, gdy usłyszałam głos Nasha.
- Cześć – wyszłam mu na powitanie.
- Cześć. Spałaś?
- Tak. Zasnęłam przy filmie.
Wyłączyłam telewizor i schowałam płytę do pudełka.
- Co słychać? - Spytał, jakby nie wiedzieć jak zacząć rozmowę.
- Wszystko w porządku, a u ciebie?
- Też. Nate poprosił bym został dziś na noc. Mówił też, że jutro powinien być przed dziesiątą wieczorem w domu, ale mnie nie będzie. W klubie jest, że tak powiem impreza. Będzie dużo ludzi i muszę tam być. Jednak jeśli chcesz możesz wpaść.
- To pewnie dobry pomysł – uśmiechnęłam się do niego i dodałam – będę w pokoju, jak coś.
Kiwnął głową, więc udałam się na górę. Rzuciłam się na łóżko, włożyłam słuchawki w uszy i zamknęłam oczy. Musiałam pomyśleć. Nie wiem jednak nad czym, było tego tak wiele i nie wiedziałam za co się zabrać. Ani jaki. Nagle mój telefon zadzwonił.
- Halo? - Spytałam.
- Cześć – usłyszałam seksowny głos Natea i mój mur, który budowałam przed nim nagle runął. Tak po prostu, na dźwięk jego głosu.
- Szlag – powiedziałam, nie zdwajając sobie sprawy, że wypowiedziałam te słowa na głos.
- Wszystko w porządku? - Spytał zaniepokojony.
- Jasne, po prostu uderzyłam się w stopę. Nic takiego. Tak w ogóle to część. Co słychać?
- Mam chwilę zanim zabierzemy się do roboty. A co u ciebie?
- Nudzę się – usłyszałam jak się śmieje – a tak poza tym to prawie cały dzień spałam. Nie mogłeś mnie wziąć ze sobą?
- Tu też byś się nudziła.
- Nawet nie wiem po co tam pojechałeś.
Czekałam aż sam mi to wyjaśni. Po chwili przemówił:
- Dostałem poważne zlecenie. Nigdy nie wykonuje jakiegoś zadania poza miastem, ale najwidoczniej ostatnio łamie swoje reguły – zaśmiał się cierpko i dodał – muszę kończyć. Do zobaczenia jutra.
- Tak. Do zobaczenia.
Odłożyłam telefon na bok i zasnęłam.

Następny dzień spędziłam prawie tak samo jak poprzedni. Trochę pouczyłam się do szkoły na test z fizyki, a pod wieczór wzięłam prysznic, ubrałam dżinsy, bluzę i Nash po mnie przyjechał. Powiedział, że nie chce bym jeździła sama po mieście.
Siedziałam przy barze na końcu. Nash miał rację. Była tu masa ludzi. Kiedy Nate zabrał mnie tutaj po nieudanej imprezie u Barta, wydawało mi się, że klub był pełny. Jednak dziś było jeszcze więcej osób. Lecz ta sama atmosfera. Dużo hałasu, ludzi grających w karty i bilard, hazard i dym.
- Chcesz coś do picia? - Spytał Nash, kiedy znalazł chwilę dla mnie.
- Nie dziękuję. Ale chętnie skorzystam z toalety.
- Tamte drzwi – wskazał na koniec pomieszczenia, lecz zanim się oddaliłam dodał – Nadia uważaj na siebie. Tu się kręcą dziwne typy. Nate by mnie zabił, gdyby coś ci się stało pod moją obecność.
Kiwnęłam głową i weszłam do czystego pomieszczenia. Duże lustro, kilka kabin, jednak jak na taki klub toaleta była zadbana. Choć nie wiedziałam dziś żadnej dziewczyny, cieszyłam się, że zrobili osobną łazienkę.
Załatwiłam się, umyłam ręce i odświeżyłam twarz. Od razu poczułam się lepiej.
Wyszłam i zobaczyłam, że przy jednym ze stolików siedzi Nate z Nashem. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, a kiedy on mnie zobaczył, także się uśmiechnął. Ruszyłam w jego stronę. Chciałam podejść i przywitać się z nim. Nie walczyć z moim murem obronnym. Jednak ktoś stanął mi na drodze. Wysoki mężczyzna, duży i wyglądający strasznie.
- Może panienka zagra z nami? - Spytał i wskazał stół do bilardu, a jego koledzy zaczęli się śmiać.
- Nie, dzięki. Muszę iść, ktoś na mnie czeka.
Poszukałam wzrokiem Nate, lecz ani on, ani Nash nie siedzieli przy tym stoliku. Zrobiło mi się duszno.
Mężczyzna objął mnie w tali. Próbowałam się wyrwać, lecz był za silny.
- Nam się nie odmawia – szepnął mi do ucha.
Nadepnęłam mu mocno na stopę. Nie zrobiłam mu krzywdy, ale wystarczyło by mnie puścił. Chciałam go uderzyć, lecz ktoś inny złapał moją rękę w połowie drogi do twarzy tego faceta. Myślałam, że umrę ze strachu, lecz to był Nate. Kamień spadł mi z serca.
- Nie fatyguj się, nie ma potrzeby – powiedział do mnie Nate, lecz nie puścił mojej dłoni. Potem zwrócił się do faceta – dlaczego ją zaczepiłeś?
- Chciałem być miły i zaproponowałem grę – odparł tamte. Próbował być wyluzowany, ale sprawiał wrażenie jakby się bał. Natea.
- Jeszcze raz ją dotknij, a cię zabije, jasne? - Rzucił Nate. Bez ogródek, bez zahamowania.
Facet kiwnął głową i pozwolił nam odejść. Kiedy znaleźliśmy się przy stoliku, przy którym wcześniej siedział, odwrócił się w moją stronę i zapytał:
- Wszystko w porządku? - Kiwnęłam głową – cieszę się, że cię widzę. Całą.
- Ja też.
Odparłam i przytuliłam go. Uświadomiłam sobie, że się rumienie i usiadłam. Po chili dołączył do nas Nash. Chłopaki zaczęli rozmawiać, a ja się odprężyłam i słuchałam. Czułam się bezpieczna. Nie musiałam się o nic martwić.

Po około godzinie oczy same mi się zamykały. Oparłam głowę o ramię Natea i prawie zasnęłam.
- Chyba powinniście już jechać – rzucił wesoło Nash.
Nate spojrzał na mnie i także się rozweselił. Nie wiedziałam co ich tak bawi, więc spytałam:
- Co? Mam coś na twarzy?
- Nie, po prostu twoje oczy wglądają jakbyś... jakbyś była zaćpana.
Zaśmiali się.
- Jesteś zmęczona? - Spytał Nate odgarniając mi kosmyk włosów za ucho.
Ziewnęłam i nie musiałam nic dodawać. Wstaliśmy, pożegnaliśmy się z Nashem i wyszliśmy na świeże powietrze.
Kiedy byliśmy przy samochodzie niebo przeszyła pierwsza błyskawica. Wzdrygnęłam się i dostałam ciarek.
- Boisz się burzy? - Spytał Nate.
Widziałam, że wie. Przecież napisał o tym w swoim notesie. Jedak kiwnęłam głową. Otworzył mi drzwi i zanim zdążyłam wsiąść usłyszałam czyjś głos.
- Nie boisz się jej tutaj przyprowadzać?
Odwróciliśmy się i zobaczyłam Lancea? Tak, to on. On był u nas kilka tygodniu temu w domu. Rozmawiał z tatą, a potem wyszedł zdenerwowany.
- O co ci chodzi? - Powiedział Nate.
Chciał mnie wepchnąć do auta, lecz stałam twardo obok niego. Przysunęłam się bliżej, gdy usłyszałam grzmot.
- No wiesz. Ktoś jej szuka. To miejsce jest pełne dziwaków, a ty tak po prostu ją tutaj zabierasz? Przecież ktoś cię może wydać, nie pomyślałeś o tym?
- Czego chcesz?
- Dowiedzieć się, gdzie jest Clint – odparł Lance, a mnie przeszły ponowne ciarki.
Szukał taty.
- Po co ci on? - Spytałam, choć wiem, że powinnam siedzieć cicho.
- Mamy niedokończone sprawy. Ale nie martw się – zaśmiał się i mówił dalej – to nie ma nic wspólnego z tym, że zadarł z niewłaściwymi ludźmi. Nie chcę go skrzywdzić, ani ciebie. Chcę tylko odzyskać swoje pieniądze.
- Nie wiem gdzie jest tata. I pewnie nie jest ci nic dłużny – odparłam zła.
Nie byłam tak dobra jak Nate. On emanował spokojem.
- Daj jej spokój – rzucił szybko Nate, zanim Lance zdołał mi się odgryźć – ona nic nie wie.
- Ale ty tak.
Nate zaśmiał się i odpowiedział:
- Nie. A nawet gdyby nie zdradzam swoich klientów.
Lance spoważniał i zrobił krok do tyłu. Potem wybuchnął głośnym śmiechem.
- Wiesz, że jej szukają prawda? - Spytał, na co Nate kiwnął głową – a wiesz, że jest za nią nagroda?
Nate nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie. Lance zdołała się już oddalić, ale wciąż słyszałam jego śmiech. Pospiesznie wsiadłam do samochodu, by Nate na mnie nie krzyczał. To o tym mówił tata, wtedy w kawiarni. Jest nagroda za mnie żywą. A ja nie powiedziałam tego Nateowi, bo uznałam, że sama sobie poradzę.
Zajął miejsce kierowcy i trzasnął drzwiami w tym samym momencie co nastąpił grzmot. Wystraszyłam się i szarpnęłam pas, którym się zapięłam.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Spytał przez zaciśnięte zęby. Nie widziałam go jeszcze tak wściekłego.
- Możemy już jechać i pogadać o tym w domu?
Burzq przybrała na sile. Siedziałam i trzęsłam się ze strachu. Od dziecka tak się bałam tego żywiołu. Nate jednak nie zareagował, więc krzyknęłam:
- Przepraszam! Chciałam wszystkim udowodnić, że poradzę sobie sama, dlatego ci nie powiedziałam! A teraz czy możemy już jechać?
Płakałam. Nie mogłam być na zewnątrz podczas burzy. Nawet jeśli siedzieliśmy w samochodzie. Strasznie się bałam i zawsze tak to się kończyło.
- Proszę – powtórzyłam, a wtedy Nate ruszył.
Byliśmy dwa kilometry od jego domu, kiedy samochód nagle stanął.
- Nie pojedziemy dalej. Musimy iść. Ktoś majstrował przy aucie – powiedział spokojnie Nate i dodał – i tak oto tym akcentem, będę miał cię bardziej na oku.
Spojrzałam na niego. Policzki miałam mokre od łez. Burza trochę się uspokoiła, lecz nie miałam zamiaru iść z buta.
- Nigdzie nie idę.
- Nadia...
- Powiedziałam, że nigdzie nie idę! - Wrzasnęłam i dodała – przepraszam, ale potwornie boję się burzy. Naprawdę sądzisz, że wysiądę z samochodu, w którym i tak trzęsę się ze strachu i będę szła dwa kilometry pod gołym niebem?
- Więc ja pójdę po land rovera i zaraz przyjadę.
- Chcesz mnie tu zostawić samą? - Spytałam wściekła i przerażona.
- Dobra. Więc zostajemy tutaj i czekamy aż burza przejdzie. A potem idziemy piechotą. Dobrze? - Kiwnęłam głową – ale musisz mi obiecać, że nigdy więcej nie okłamiesz mnie w takiej spawie. Musimy być ze sobą szczerzy.
Znów kiwnęłam.
- Chcesz się przespać? - Spytał z uśmiechem, na co tylko spojrzałam na niego złowrogo.
- Myślisz, że zasnę przy takiej pogodzie?
Poklepał swoje kolana i powiedział:
- Byłaś bardzo zmęczona, więc pomyślałem, że tak. Jeśli chcesz zmieścimy się razem na moim fotelu.
- Nie licz na to.
Odparłam, chociaż byłam bardzo chętna by do niego pójść. Ne wiem co mną wtedy kierowało, ale na pewno nie zdrowy rozsądek. Gdy burza znów przybrała na sile, nie wytrzymałam i usiadłam na kolanach Natea. Wtuliłam się w niego, a on objął mnie ramionami.
- Myślałem, że mam na nic nie liczyć.
- Zamknij się.

Warknęłam, a on się zaśmiał. Przytulił mnie mocniej, a ja w końcu się odprężyłam.


Następna część w sobotę :)

1 komentarz: