- Dzień dobry –
powiedziałam do mamy Charliego, gdy kobieta otworzyła mi drzwi –
jest Charlie?
- Proszę wejdź
kochanie. Jest u siebie w pokoju. Możesz do niego iść.
Wymieniłyśmy
uśmiechy i weszłam po schodach na pierwsze piętro. Mama Charliego
była miłą i młoda kobietą. Zachowywała się jak pani domu w
latach siedemdziesiątych. Ubierała się nawet bardzo podobnie. Tata
Charliego pracuje jako szef wielkiej korporacji. Jego rodzice są
bardzo mili, ale potrafią być irytujący i egoistyczni – jak ich
syn.
Nie pukając
weszłam do pokoju i zobaczyłam go śpiącego. Odłożyłam na
biurko kask Natea i zrzuciłam z Charliego kołdrę. Obudził się
jak oparzony, popatrzył na mnie i spytał:
- Co jest? Co ty tu
robisz? Wszystko w porządku?
Wstał, ubrał
spodnie i narzucił koszulkę na wysportowane ciało.
- Jak mogłeś
wczoraj tak po prostu uciec? - Spytałam. Nie płakałam, byłam zła
– jak mogłeś mnie zostawić. Powiedziałeś, że weźmiesz winę
na siebie i staniesz w mojej obronie gdyby Nate się czepiał.
- Jeny dziewczyno –
Charlie złapał się za głowę – przyszłaś tylko po to, żeby
urządzić mi awanturę? Powiedziałem mu, że przeze mnie się
spóźniłaś. Nie wziąłem winy na siebie, bo gościu patrzył na
mnie tak jakby chciał mnie zabić.
- I dlatego
uciekłeś? Jesteś niemożliwy. Jak ja mam być przy tobie
bezpieczna? - Patrzyliśmy sobie w oczy, po czym zaczęłam temat,
nad którym myślałam cała noc – myślę, że powinniśmy to
skończyć.
- Chcesz ze mną
zerwać? - Spytał – przez niego?
- Tu nie chodzi o
niego. Między nami nie układa się od jakiegoś czasu. Nie chcę
tak dalej żyć... z tobą. Ciągle się kłócimy. To już nie to
samo, co kiedyś.
- Nadia...
Zaczął Charlie i
przysunął się do mnie. Chciał mnie pocałować, a ja wtedy pewnie
bym mu wszystko wybaczyła, lecz kiedy spostrzegł na biurku pewną
rzecz znieruchomiał. Wiedziałam o co chodzi.
- To jego kask?
Przywiózł cię tutaj? - Kiwnęła głową – masz rację.
Powinniśmy zerwać. Może z kimś innym będzie nam lepiej.
Powiedział te
słowa z obrzydzeniem jakby oskarżał mnie o jakąś zdradę.
Chwyciła kask i wybiegłam z domu.
Nie chciałam
dzwonić po Natea, jeszcze nie teraz. Zadzwoniłam najpierw do Vieny.
Odebrała po trzech sygnałach.
- Cześć, co
robisz? - Spytałam przyjaciółki. W moich oczach wzbierały łzy,
lecz nie chciałam jej martwić przez telefon.
- Jestem z
rodzicami u ciotki. Czemu pytasz?
- Chciałam po
prostu iść z kimś na zakupy. Ale nic, pozdrów ciotkę.
- Zadzwoń do Elli,
może ona będzie miała czas. Przykro mi.
- Nic nie szkodzi.
Tak zrobię, zadzwonię do Elli. Pa.
Rozłączyłam się
i już miałam dzwonić do drugiej przyjaciółki, kiedy ją
zobaczyłam. Pod dom Charliego podjechała czerwona honda civic. Auto
Elli.
- Co jest grane? -
Spytałam siebie, po czym podeszłam do niej.
- Nadia... co ty tu
robisz? - Wybełkotała przyjaciółka.
- Chciałam spytać
ciebie o to samo.
- Przyjechałam,
ponieważ Charlie poprosił bym dała mu korki z matematyki. A ty? -
Spytała jakby mnie o coś obwiniała, a przecież jeszcze kilka
minut temu to był dom mojego chłopaka.
- Zerwaliśmy –
odparłam, ledwo powstrzymując płacz – nie możesz odwołać
korków i pomóc mi się pozbierać?
Spytałam z
uśmiechem.
- Przykro mi, ale i
tak jestem już spóźniona.
Kiwnęłam głowa i
odeszłam kawałek. Coś mi nie pasowało w tych korkach, ale
przecież teraz to nie moja sprawa. Byłam zła, smutna i chciało mi
się płakać. Mimo że była taka ładna pogoda, nie miałam ochoty
na spacer, więc wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Natea. Odebrał
od razu:
- Przyjechać po
ciebie? - Spytał na wstępie.
- Tak –
odpowiedziałam, a gdy się rozłączyłam łzy same popłynęły.
Nate był w pięć
minut. Przyjechał samochodem. Usiadłam i rzuciłam kask do tyłu.
- Wszystko w
porządku? - Spytał.
- Nie.
- Chcesz o tym
porozmawiać?
- Nie z tobą –
to była ostatnia rzecz o jakiej bym pomyślała.
- Jasne – odparł
i dodał – musimy coś załatwić, mam nadzieję, że nie masz nic
przeciwko?
Popatrzyłam na
niego i zobaczyłam jak na jego ustach błądzi uśmiech. Kiwnęłam
głową i ruszyliśmy.
Po kilku minutach
znaleźliśmy się na parkingu galerii handlowej.
- Co tu robimy? -
Spytałam lekko zachrypniętym głosem.
- Na pewno wszystko
w porządku? - Kiedy nie odpowiedziałam, dodał – muszę coś
załatwić.
- Kogoś...
- Postraszyć –
dokończył za mnie.
Wyciągnął ze
schowka okulary przeciwsłoneczne i założył je. Wziął do buzi
także gumę i mnie poczęstował, ale odmówiłam. Pistolet wetknął
za pasek z tyłu spodni. Wzdrygnęłam się, ale nie dałam nic po
sobie poznać.
- Chodź.
Wyszłam za nim i
przed wejściem do jednego ze sklepów spytałam:
- Mogę poczekać w
kawiarni?
- Nie chciał bym
zostawiać cię samej. Zwłaszcza tu, gdzie jest dużo ludzi i nie
odróżnisz swoich porywaczy jeśli coś takiego miałoby miejsce. W
dodatku nie jesteś w stanie się nawet obronić.
- Co?
- Słuchaj. Widzę,
że musiałaś pokłócić się z twoim chłopakiem. Rozumiem, że
nie chcesz o tym rozmawiać, ale jesteś jak otwarta księgą.
Wszystko po twojej minie mogę poznać.
Mówiąc to
zarzucił kosmyk moich krótkich, blond włosów za ucho. Chciałam
mu powiedzieć, że Charlie nie jest moim chłopakiem, ale chyba
gdzieś w głębi duszy myślałam, że znów się zejdziemy. Co do
mnie nie pasuje, ponieważ wyznaję zasadę: alko kocha, albo nie.
Nie ma gdzieś pomiędzy.
- Dobrze –
odparłam wreszcie – pójdę z tobą.
Weszliśmy do
sklepu, gdzie sprzedawano babeczki i wypieki. Za ladą stała młoda
kobieta, może nawet w moim wieku. Była niska, miała nierówno
ostrzyżone czarne włosy, a na nosie duże okulary. Nate oparł
jeden łokieć na ladzie i spytał:
- Gdzie Danny?
- A kto pyta?
- Nate kochanie –
zrobił balona z gumy i dodał – więc, gdzie znajdę naszego
łajdaka co wykorzystuje córkę bibliotekarza?
Dziewczyna za ladą
zrobiła wielkie oczy, po czym wskazała drzwi za nią. Nate wziął
mnie za rękę i otworzył pomieszczenie. Szliśmy ciemnym
korytarzem. Nate za mną, lecz trzymał mnie za ramię. Mocno, ale
nie tak by mnie bolało. Był właśnie w pracy, uświadomiłam
sobie. Dlatego tak się go boję.
- Uspokój się –
szepnął mi do ucha – zachowuj się tak jakbyś robiła to wiele
razy. Jesteś tylko obstawą.
Kiwnęłam głowa i
weszliśmy do kolejnego pomieszczenia. Czuć było tu stęchliznę i
dym. Za niewielkim biurkiem siedział gruby facet i palił cygaro.
Gdy nas zobaczył wstał gwałtownie wywracając krzesło do tyłu i
rzucając na blat cygaro. Nawet nie zauważyłam, kiedy Nate
wyciągnął pistolet. Nie celował w mężczyznę. Machał nim...
kółeczka? Oparłam się o drzwi i założyłam ręce na piersi, by
wglądać na wyluzowaną. Szkoda, że nie wzięłam tej gumy od
Natea. Lepiej by było mi wczuć się w rolę.
- Czego chcesz?
- Przesyłam
wiadomość – Nate rzucił na biurko jakąś kopertę, usiadł na
krześle i zarzucił na blat nogi wciąż bawiąc się pistoletem –
no otwórz i przeczytaj.
Mężczyzna
wyciągnął z koperty list i pospiesznie go przeczytał.
- I co tam pisze
przystojniaczku, hmm? - Spytał Nate udając, że do niego strzela.
Facet zrobił krok
w tył i wpadł na regał. Nate się zaśmiał, wstał i podszedł do
mężczyzny.
- Chcesz bym coś
przekazał właścicielowi listu?
- Zostawię jego
córkę w spokoju.
- I?
- Co? Co jeszcze
mam zrobić? - Spytał facet, zaczął się trząść. Kiedy Nate
strzelił w regał obok jego ucha, facet zakwiczał jak świnia i
dodał – błagam nie zabijaj mnie! Nie będę zbliżał się do
biblioteki. Ani do ich rodziny. Dam im spokój, tylko błagam... nie
krzywdź mnie.
- Nie, to za mało.
- Zwolnię ją!
Z wrażenia aż
otworzyłam buzię. Czyli dziewczyna za ladą była...jego
poszkodowaną?
Nate wyprostował
się, schował pistolet za pasek spodni i poklepał mężczyznę po
policzku.
- Wiadomość
zostanie przekazana. Jeśli choćby spojrzysz na tę dziewczynę,
oślepię cię, jasne?
Facet kiwnął
głową.
- A teraz idziesz z
nami.
Wyszłam pierwsza,
za mną ten facet, a za nim Nate. Gdy wszyscy wyszliśmy z
pomieszczenia dziewczyna sprzedawała właśnie jakiejś staruszce
babeczki. Kobieta już miała płacić, kiedy nas zobaczyła i
znieruchomiała. Nate wziął opakowanie, wręczył babuni, otworzył
jej drzwi i powiedział:
- Na koszt firmy.
Kobieta uśmiechnęła
się i wyszła.
Mężczyzna od
cygara szybko zwolnił dziewczynę, dął jej wynagrodzenie, wygnoił
nas ze sklepu i zmienił tabliczkę „otwarte” na „zamknięte”.
- Dziękuję –
rzuciła dziewczyna ze łzami w oczach i przytuliła Natea –
dziękuję.
Chłopak kiwnął
jej, złapał mnie za ramię i poszliśmy do auta. Wciąż byłam
oszołomiona, lecz nic nie mówiłam. Gdy siedzieliśmy w aucie Nate
zapytał:
- Dalej twierdzisz,
że straszenie to nic takiego? - Zdjął okulary i schował je do
schowka, a wyjął jakiś notes. Otworzył gdzieś na środku i coś
zapisał.
- Lista twoich
ofiar? - Spytałam z uśmiechem na rozładowanie emocji.
- Tak –
przestałam się uśmiechać i spojrzałam na niego poważnie – nie
patrz tak na mnie. Trochę siedzę w tym biznesie. Każdy gdzieś
zapisuje swoje trofea.
Sposób w jaki to
powiedział... aż przeszły mnie ciarki. Zapięłam pas i
poprosiłam:
- Wracajmy.
Gdy znaleźliśmy
się na drodze ciekawość wzięła góra i musiałam zapytać:
- Co on robił tej
dziewczynie?
- Wykorzystywał.
Spojrzał na mnie i
nie musiałam pytać dalej. Wiedziałam o jakie wykorzystywanie mu
chodzi.
- Więc jak to
działa? - Zmieniłam temat, lecz tylko na tyle było mnie stać.
- Zlecenia? -
Kiwnęłam głową. Podrapał się po brodzie jakby myślał nad
przekazaniem mi tego najłagodniej – Nash jest moim powiernikiem.
Każdy kto chce mnie wynająć idzie do klubu, tam gdzie go
podrzucaliśmy. No więc idzie tam i pyta o mnie. Zostawia numer
telefonu, a ja zazwyczaj na następny dzień dzwonię. Spotykam się
z tym kimś i ustalamy szczegóły. Sposób wykonania, zapłatę i to
chyba wszystko.
- Tak było z moim
tatą?
Nie odpowiedział.
Kiwnął głowa ledwie zauważalnie.
Jednak mi się udało :)
Następna część w poniedziałek :)
BABE, BABE, BABE, OŁŁŁ ...
OdpowiedzUsuńI LIKE YOU BABE ; *
Ja nie wiem... Ile Ty masz szczerze lat ?!. Po prostu jestem ciekawa... Bo wydaje mi sie ze znam Cie... Albo ze sie przynajmniej kiedys poznalysmy... Tylko jestem pewna... Ahh... Ta niepewnosc...
Nie mam co Ci napisac... Bo ZNOWU zgarnelas wszystko... Iii... Jak bedziesz wydawac ksiazki to z dedykacja dla mnie ! XD «śmiech»
Genialne... Czekam z niecierpliwoscia ; -)
w listopadzie mam 18 :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, mam nadzieję, że kiedyś coś wydam :)