wtorek, 27 maja 2014

Sprawdź, kto chce mnie zabić. / część 13

Następnego dnia wstałam przed południem. Nate zostawił w kuchni karteczkę z wiadomością, że pojechał do miasta i powinnam zostać w domu. Oczywiście go nie posłuchałam i nim poszłam pod prysznic, ubrałam dres i wyszłam na plażę pobiegać. Wróciłam do domu po godzinie. Umyłam się i założyłam luźne ciuchy. Kiedy wyszłam z łazienki i rozczesywałam palcami moje włosy wpadłam na Natea. Był zły.
- O co cię prosiłem? Miałaś zostać w domu. Wczoraj namierzyli cię na imprezie. Pewnie już wiedzą gdzie mieszkam, bo tacy głupi nie są. Musisz być taka nieostrożna?
- Przepraszam – powiedziałam cicho.
Chciałam pójść do pokoju, lecz Nate nie przepuścił mnie i przywarłam do niego w uścisku. Po chwili niepewności otoczył mnie ramionami i uspokajał.
- Przepraszam – powtórzyłam.
- Już dobrze. Po prostu nie chcę by coś ci się stało. Oboje musimy uważać.
Kiwnęłam głową i poszliśmy do salonu.
- Po co byłeś w mieście? - Spytałam by zmienić temat.
- Jeremi dzwonił do Nasha. Powiedział, że nie może namierzyć Mily, bo ciągle zmienia miejsce pobytu. Jest dobra. Właściwie, oni są. Jeremi dowiedział się, że Mila współpracuje z gościem o imieniu Chase. To on wczoraj zaatakował cię przy samochodzie.
Chciałam zapytać o coś jeszcze, ale ktoś zadzwonił do drzwi. Po chwili ukazali nam się Nash i Viena. Zapomniałam zadzwonić wczoraj do przyjaciółki i wyjaśnić, dlaczego tak szybko zniknęliśmy. Puknęłam się w czoło, lecz zanim zdążyłam coś powiedzieć, ona naskoczyła na mnie.
- Co się z tobą do cholery działo?! - Zaczęła krzyczeć, a chłopcy wycofali się w bok – martwiłam się o ciebie! Myślałam, że cię porwali, że leżysz gdzieś w rowie. Martwa i nie wiadomo co tam jeszcze! Dzwoniłam, ale nikt nie odbierał! Odchodziłam od zmysłów, wszystkich pytałam czy cię nie widzieli! W dodatku przyłapałam Ellę i Charliego w jednym z pokoi! Jeszcze raz wykręcisz mi taki numer i będziesz martwa, rozumiesz?
Kiwnęłam głową i przytuliłam ją.
- Wybacz. Też przyłapałam Ellę i Charliego i... - nie chciałam jej mówić o tym, że był tam ktoś kto mnie szuka. Nie chciałam jej w to wciągać i zagrażać jej życiu. Spojrzałam na Natea i mówiłam dalej – i dlatego właśnie wyszliśmy wcześniej. Wiesz, trochę to przeżyłam. Wpadłam na dole na Nate i poprosiłam byśmy wrócili. Gdy byliśmy w domu zamknęłam się w pokoju i poszłam spać. Przepraszam.
Nie chciałam jej okłamywać, ale tak będzie bezpieczniejsza.
Viena odwzajemniła uścisk i wybaczyła mi. Zaproponowała byśmy w czwórkę pojechali do kina, więc po kilku minutach siedzieliśmy w samochodach. Ona z Nashem w jego land roverze, a Nate i ja zdecydowaliśmy się na motor yamahy. O dziwo w tego typu motorze musiałam przylec do niego udami i całym ciałem. Nie było takiej swobody jak na harleyu. Było to i miłe, i krepujące. Ale sądzę, że obojgu nam pasowało.

Po kinie poszliśmy do kawiarni. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon.
- Halo? - Odebrałam uciszając ręką pozostałych.
- Cześć Nadia – usłyszałam głos taty i odeszłam kawałek od stolika – co tam u ciebie?
- Cześć tato. Wszystko w porządku. A u ciebie? Kiedy się zobaczmy?
Usłyszałam westchnięcie. Potem tata odpowiedział:
- Nie wiem. Sprawy pokomplikowały się jeszcze bardziej. Wszystko przybrało niespodziewany obrót. Ci ludzie, oni wyznaczyli za ciebie nagrodę – wstrzymałam oddech – człowiek, z którym zadarłem chce cię żywą, żeby mnie znaleźć. Nie wiem co robić kochanie, zawiodłem cie.
- Nie to nie tak – odparłam i wypuściłam powietrze – nie musisz się o mnie martwić. Potrafię o siebie zadbać. Zresztą Nate się mną opiekuje i... po prostu lepszego opiekuna nie mogłeś mi wybrać. Jestem z nim bezpieczna.
- Wiem, wiem to. Mimo wszystko się martwię o ciebie. Powiesz mu o tym prawda?
- Dobrze. Tato nie martw się. Poradzimy sobie. Zawsze sobie radzimy, bo mamy siebie. Po prostu uważaj i skończ to co zacząłeś. Kocham cię.
- Ja ciebie też skarbie.
Pożegnałam się i dałam znać Vienie, że idę do toalety. Nie mogłam im teraz spojrzeć w oczy. Przyjaciółka jednak zrozumiała mój gest i gdy tylko znalazłam się w jednej z kabin łzy same popłynęły. Płakałam nad moim losem, martwiłam się o tatę i nie wiedziałam co robić.
Najrozsądniej byłoby powiedzieć Nateowi prawdę, lecz nie mogłam. Nie chciałam by wzmocnił ochronę, by kontrolował każdy mój ruch. Powiedziałam tacie, że sobie poradzę i właśnie zamierzałam to udowodnić. Ogarnęłam się i dołączyłam do Vieny i chłopaków.
- Kto dzwonił? - Spytał Nate.
- Tata – odparłam spokojnie – chciał spytać co u mnie i takie tam.
Kiwnęli głowami i skończyli rozmowę, którą im przerwałam. Ja siedziałam cały czas cicho. Nie mogłam patrzeć na Natea, ponieważ ogarniało mnie poczucie winy, że go okłamuje. A on chce mnie przecież tylko chronić.

We wtorek usiadłam obok Vieny w klasie. Miała ponurą minę.
- Coś się stało? - Spytałam.
- Moja mama dostała świetną pracę w San Diego. Świetna oferta, mieszkanie i wszystko – odparła przyjaciółka ze łzami w oczach.
- Wyjeżdżacie? - Kiwnęła głową – kiedy?
- W piątek.
- Ale przecież ostatnia klasa, nie może tego przełożyć?
- Zalegamy ze spłatą kredytu. Wiesz, że moja mama to zła kobieta. Zresztą podjęła już decyzję – otrzepała łzy z rzęs i usiadła prosto.
- Więc mamy jeszcze prawie tydzień – powiedziałam, by dodać nam obu otuchy.
Oczywiście wieść o tym, że Viena się przeprowadza rozniosła się szybko. Bart zapowiedział imprezę w czwartek. Wielka balanga na pożegnanie ukochanej Vieny. Wszystkich smuciło to, że wyjeżdża. Mnie najbardziej. Jednak nie chciałam jej dołować. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu,
pomagałam jej w pakowaniu rzeczy i planowaniu wspólnych spotkań.
Viena mieszkała tylko z mamą. Tata zostawił je jak miała siedem lat. Dobrze sobie radzą, jednak jej matka to zła kobieta. Viena sama się musiała wychować, głównie na pieniądzach, więc zdziwiło mnie to, że jej mama zalega ze spłatą kredytu. Nie mogłam złapać Natea we wtorek, więc postanowiłam to zrobić tego dnia wieczorem. Muszę z nim porozmawiać, żeby spytać o coś.



W poniedziałek Nate odwiózł Nadię i pojechał do Nasha. Nowe zadanie.
- Co jest? - Spytał wchodząc do klubu.
Miał ostatnio dobry humor. Dzięki Nadii. Jego dom nie jest już taki pusty i on sam nie czuje się taki samotny.
- Mam dla ciebie zadanie godne drania – powiedział Nash i mówił dalej – Clay Barnett był tutaj. Zostawił pieniądze i zadanie. Dziesięć tysięcy.
- Za co? - Spytał Nate pełen wątpliwości.
- Masz wykurzyć – wziął to słowo w cudzysłów z palców – pewną kobietę z Los Angeles.
- Mów kogo Nash.
- Tania Luu, mama...
- Vieny – dokończył Nate.
Oparł się o krzesło i złapał za głowę.
- Nie mogę tego zrobić – powiedział po chwili – nie Vienie i Nadii. Parzcież mnie znienawidzi.
- Po pierwsze – zaczął Nash – jednak to zadanie cię przerosło. Nie zachowujesz się tak jakbyś odwalał robotę. Zbyt się w to zaangażowałeś. W nią. Po drugie – nie dał dojść do słowa Nateowi i mówił dalej – musisz to zrobić. Wiesz co się stanie, gdy odmówisz. Zresztą Tania handluje fałszywymi dokumentami i marihuaną. Dobra z niej babka, a ma zaledwie czterdzieści lat. Jeśli ty się tym nie zajmiesz, będzie miała na karku policję i tych wszystkich amatorów. Dla dobra Vieny musisz to zrobić.
- Wiem, że ma drugi dom w San Diego – kiwnął Nash na zachętę, by przyjaciel mówił dalej – mógłbym zagrozić, że ma się tam przeprowadzić z córką. Masz rację co do wszystkiego – podrapał się po głowie i spojrzał na Nasha poważnie – przynajmniej ty mnie nie znienawidź. Polubiłeś ją.
- To prawda. Ale będzie co jakiś czas przyjeżdżać. Do Nadii. Ja może tam. Jakoś sobie poradzę. Viena skończy tam szkołę i pewnie tu wróci, albo ja pojadę tam – dodał cicho Nash – tu są pieniądze.
Nate wziął kopertę, wstał od stołu i powiedział na pożegnanie:
- Dziękuję. Pierwszy raz w życiu ta robota stała się trudna moralnie.
Wsiadł do auta, walnął pięścią w kierownicę i pojechał do domu państwa Luu. Viena była w szkole, a jej matka w domu. Nate tym razem nie założył okularów, ani nie wziął gumy. Wyjął jedynie pistolet ze schowka i wszedł do mieszkania. Tania siedziała w salonie. Kiedy go zobaczyła wstała, lecz nie krzyczała i nie uciekała. Nate starał się zachowywać na luzie, jak zawsze. Jednak tym razem był zły.
- Masz tydzień na opuszczenie Los Angeles.
- Wiem kim jesteś – rzekła Tania, na co Nate kiwnął głową – to z tobą prowadza się przyjaciółka mojej córki. Ona wie, co chcesz zrobić?
- Ja tylko wykonuję swoją pracę. Nie obchodzi mnie to co pomyśli – oj, jednak obchodzi – masz tydzień. Wiem, że w San Diego kupiłaś ładną posiadłość. Vienie będzie się tam podobało.
Wziął do reki rodzinne zdjęcie i obejrzał je.
- Nie mieszaj w to mojej córki! - Krzyknęła Tania i chciała odebrać jej należność, lecz Nate wycelował w nią pistolet – ty! Pewnie dostałeś za to niezłe pieniądze! Zobaczysz, Nadia się dowie i cię znienawidzi.
- Ja tylko wykonuję swoją pracę – rzucił spokojnie Nate. Wiedział, że nie może dać się sprowokować – więc jak? Tak będzie lepiej. Chyba, że chcesz mieć na głowie policję, amatorów pragnących dorwać Vienę i ciebie za handel marihuaną. San Diego to najlepsza opcja. Najbezpieczniejsza.
Mrugnął Nate i dał Tani kopertę. Wyjęła z niej pieniądze i po przeliczeniu znajdowało się w niej dziesięć tysięcy dolarów.
- Nie chcę twoich brudnych pieniędzy.
- Weź je – Nate podniósł głos – i masz tydzień.
Po czym zniknął. Pojechał do domu. Był zły, rozczarowany i wiedział, że Nadia go znienawidzi. Nash miał rację, za bardzo się w nią zaangażował. Musi wrócić do poziomu czysto biznesowego. Nie może być miejsca na żadne uczucia.

Nie wpił nawet piwa. Po postu zamknął się w pokoju i poszedł spać.




Zaczyna się dziać! :D
Następna część w czwartek :)

1 komentarz: