Następnego dnia
wstałam przed południem. Nate zostawił w kuchni karteczkę z
wiadomością, że pojechał do miasta i powinnam zostać w domu.
Oczywiście go nie posłuchałam i nim poszłam pod prysznic, ubrałam
dres i wyszłam na plażę pobiegać. Wróciłam do domu po godzinie.
Umyłam się i założyłam luźne ciuchy. Kiedy wyszłam z łazienki
i rozczesywałam palcami moje włosy wpadłam na Natea. Był zły.
- O co cię
prosiłem? Miałaś zostać w domu. Wczoraj namierzyli cię na
imprezie. Pewnie już wiedzą gdzie mieszkam, bo tacy głupi nie są.
Musisz być taka nieostrożna?
- Przepraszam –
powiedziałam cicho.
Chciałam pójść
do pokoju, lecz Nate nie przepuścił mnie i przywarłam do niego w
uścisku. Po chwili niepewności otoczył mnie ramionami i uspokajał.
- Przepraszam –
powtórzyłam.
- Już dobrze. Po
prostu nie chcę by coś ci się stało. Oboje musimy uważać.
Kiwnęłam głową
i poszliśmy do salonu.
- Po co byłeś w
mieście? - Spytałam by zmienić temat.
- Jeremi dzwonił
do Nasha. Powiedział, że nie może namierzyć Mily, bo ciągle
zmienia miejsce pobytu. Jest dobra. Właściwie, oni są. Jeremi
dowiedział się, że Mila współpracuje z gościem o imieniu Chase.
To on wczoraj zaatakował cię przy samochodzie.
Chciałam zapytać
o coś jeszcze, ale ktoś zadzwonił do drzwi. Po chwili ukazali nam
się Nash i Viena. Zapomniałam zadzwonić wczoraj do przyjaciółki
i wyjaśnić, dlaczego tak szybko zniknęliśmy. Puknęłam się w
czoło, lecz zanim zdążyłam coś powiedzieć, ona naskoczyła na
mnie.
- Co się z tobą
do cholery działo?! - Zaczęła krzyczeć, a chłopcy wycofali się
w bok – martwiłam się o ciebie! Myślałam, że cię porwali, że
leżysz gdzieś w rowie. Martwa i nie wiadomo co tam jeszcze!
Dzwoniłam, ale nikt nie odbierał! Odchodziłam od zmysłów,
wszystkich pytałam czy cię nie widzieli! W dodatku przyłapałam
Ellę i Charliego w jednym z pokoi! Jeszcze raz wykręcisz mi taki
numer i będziesz martwa, rozumiesz?
Kiwnęłam głową
i przytuliłam ją.
- Wybacz. Też
przyłapałam Ellę i Charliego i... - nie chciałam jej mówić o
tym, że był tam ktoś kto mnie szuka. Nie chciałam jej w to
wciągać i zagrażać jej życiu. Spojrzałam na Natea i mówiłam
dalej – i dlatego właśnie wyszliśmy wcześniej. Wiesz, trochę
to przeżyłam. Wpadłam na dole na Nate i poprosiłam byśmy
wrócili. Gdy byliśmy w domu zamknęłam się w pokoju i poszłam
spać. Przepraszam.
Nie chciałam jej
okłamywać, ale tak będzie bezpieczniejsza.
Viena odwzajemniła
uścisk i wybaczyła mi. Zaproponowała byśmy w czwórkę pojechali
do kina, więc po kilku minutach siedzieliśmy w samochodach. Ona z
Nashem w jego land roverze, a Nate i ja zdecydowaliśmy się na motor
yamahy. O dziwo w tego typu motorze musiałam przylec do niego udami
i całym ciałem. Nie było takiej swobody jak na harleyu. Było to i
miłe, i krepujące. Ale sądzę, że obojgu nam pasowało.
Po kinie poszliśmy
do kawiarni. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon.
- Halo? - Odebrałam
uciszając ręką pozostałych.
- Cześć Nadia –
usłyszałam głos taty i odeszłam kawałek od stolika – co tam u
ciebie?
- Cześć tato.
Wszystko w porządku. A u ciebie? Kiedy się zobaczmy?
Usłyszałam
westchnięcie. Potem tata odpowiedział:
- Nie wiem. Sprawy
pokomplikowały się jeszcze bardziej. Wszystko przybrało
niespodziewany obrót. Ci ludzie, oni wyznaczyli za ciebie nagrodę –
wstrzymałam oddech – człowiek, z którym zadarłem chce cię
żywą, żeby mnie znaleźć. Nie wiem co robić kochanie, zawiodłem
cie.
- Nie to nie tak –
odparłam i wypuściłam powietrze – nie musisz się o mnie
martwić. Potrafię o siebie zadbać. Zresztą Nate się mną
opiekuje i... po prostu lepszego opiekuna nie mogłeś mi wybrać.
Jestem z nim bezpieczna.
- Wiem, wiem to.
Mimo wszystko się martwię o ciebie. Powiesz mu o tym prawda?
- Dobrze. Tato nie
martw się. Poradzimy sobie. Zawsze sobie radzimy, bo mamy siebie. Po
prostu uważaj i skończ to co zacząłeś. Kocham cię.
- Ja ciebie też
skarbie.
Pożegnałam się i
dałam znać Vienie, że idę do toalety. Nie mogłam im teraz
spojrzeć w oczy. Przyjaciółka jednak zrozumiała mój gest i gdy
tylko znalazłam się w jednej z kabin łzy same popłynęły.
Płakałam nad moim losem, martwiłam się o tatę i nie wiedziałam
co robić.
Najrozsądniej
byłoby powiedzieć Nateowi prawdę, lecz nie mogłam. Nie chciałam
by wzmocnił ochronę, by kontrolował każdy mój ruch. Powiedziałam
tacie, że sobie poradzę i właśnie zamierzałam to udowodnić.
Ogarnęłam się i dołączyłam do Vieny i chłopaków.
- Kto dzwonił? -
Spytał Nate.
- Tata – odparłam
spokojnie – chciał spytać co u mnie i takie tam.
Kiwnęli głowami i
skończyli rozmowę, którą im przerwałam. Ja siedziałam cały
czas cicho. Nie mogłam patrzeć na Natea, ponieważ ogarniało mnie
poczucie winy, że go okłamuje. A on chce mnie przecież tylko
chronić.
We wtorek usiadłam
obok Vieny w klasie. Miała ponurą minę.
- Coś się stało?
- Spytałam.
- Moja mama dostała
świetną pracę w San Diego. Świetna oferta, mieszkanie i wszystko
– odparła przyjaciółka ze łzami w oczach.
- Wyjeżdżacie? -
Kiwnęła głową – kiedy?
- W piątek.
- Ale przecież
ostatnia klasa, nie może tego przełożyć?
- Zalegamy ze
spłatą kredytu. Wiesz, że moja mama to zła kobieta. Zresztą
podjęła już decyzję – otrzepała łzy z rzęs i usiadła
prosto.
- Więc mamy
jeszcze prawie tydzień – powiedziałam, by dodać nam obu otuchy.
Oczywiście wieść
o tym, że Viena się przeprowadza rozniosła się szybko. Bart
zapowiedział imprezę w czwartek. Wielka balanga na pożegnanie
ukochanej Vieny. Wszystkich smuciło to, że wyjeżdża. Mnie
najbardziej. Jednak nie chciałam jej dołować. Spędzałyśmy ze
sobą dużo czasu,
pomagałam jej w pakowaniu rzeczy i
planowaniu wspólnych spotkań.
Viena mieszkała
tylko z mamą. Tata zostawił je jak miała siedem lat. Dobrze sobie
radzą, jednak jej matka to zła kobieta. Viena sama się musiała
wychować, głównie na pieniądzach, więc zdziwiło mnie to, że
jej mama zalega ze spłatą kredytu. Nie mogłam złapać Natea we
wtorek, więc postanowiłam to zrobić tego dnia wieczorem. Muszę z
nim porozmawiać, żeby spytać o coś.
W poniedziałek Nate odwiózł Nadię i
pojechał do Nasha. Nowe zadanie.
- Co jest? - Spytał wchodząc do
klubu.
Miał ostatnio dobry humor. Dzięki
Nadii. Jego dom nie jest już taki pusty i on sam nie czuje się taki
samotny.
- Mam dla ciebie zadanie godne drania –
powiedział Nash i mówił dalej – Clay Barnett był tutaj.
Zostawił pieniądze i zadanie. Dziesięć tysięcy.
- Za co? - Spytał Nate pełen
wątpliwości.
- Masz wykurzyć – wziął to słowo
w cudzysłów z palców – pewną kobietę z Los Angeles.
- Mów kogo Nash.
- Tania Luu, mama...
- Vieny – dokończył Nate.
Oparł się o krzesło i złapał za
głowę.
- Nie mogę tego zrobić – powiedział
po chwili – nie Vienie i Nadii. Parzcież mnie znienawidzi.
- Po pierwsze – zaczął Nash –
jednak to zadanie cię przerosło. Nie zachowujesz się tak jakbyś
odwalał robotę. Zbyt się w to zaangażowałeś. W nią. Po drugie
– nie dał dojść do słowa Nateowi i mówił dalej – musisz to
zrobić. Wiesz co się stanie, gdy odmówisz. Zresztą Tania handluje
fałszywymi dokumentami i marihuaną. Dobra z niej babka, a ma
zaledwie czterdzieści lat. Jeśli ty się tym nie zajmiesz, będzie
miała na karku policję i tych wszystkich amatorów. Dla dobra Vieny
musisz to zrobić.
- Wiem, że ma drugi dom w San Diego –
kiwnął Nash na zachętę, by przyjaciel mówił dalej – mógłbym
zagrozić, że ma się tam przeprowadzić z córką. Masz rację co
do wszystkiego – podrapał się po głowie i spojrzał na Nasha
poważnie – przynajmniej ty mnie nie znienawidź. Polubiłeś ją.
- To prawda. Ale będzie co jakiś czas
przyjeżdżać. Do Nadii. Ja może tam. Jakoś sobie poradzę. Viena
skończy tam szkołę i pewnie tu wróci, albo ja pojadę tam –
dodał cicho Nash – tu są pieniądze.
Nate wziął kopertę, wstał od stołu
i powiedział na pożegnanie:
- Dziękuję. Pierwszy raz w życiu ta
robota stała się trudna moralnie.
Wsiadł do auta, walnął pięścią w
kierownicę i pojechał do domu państwa Luu. Viena była w szkole, a
jej matka w domu. Nate tym razem nie założył okularów, ani nie
wziął gumy. Wyjął jedynie pistolet ze schowka i wszedł do
mieszkania. Tania siedziała w salonie. Kiedy go zobaczyła wstała,
lecz nie krzyczała i nie uciekała. Nate starał się zachowywać na
luzie, jak zawsze. Jednak tym razem był zły.
- Masz tydzień na opuszczenie Los
Angeles.
- Wiem kim jesteś – rzekła Tania,
na co Nate kiwnął głową – to z tobą prowadza się przyjaciółka
mojej córki. Ona wie, co chcesz zrobić?
- Ja tylko wykonuję swoją pracę. Nie
obchodzi mnie to co pomyśli – oj, jednak obchodzi – masz
tydzień. Wiem, że w San Diego kupiłaś ładną posiadłość.
Vienie będzie się tam podobało.
Wziął do reki rodzinne zdjęcie i
obejrzał je.
- Nie mieszaj w to mojej córki! -
Krzyknęła Tania i chciała odebrać jej należność, lecz Nate
wycelował w nią pistolet – ty! Pewnie dostałeś za to niezłe
pieniądze! Zobaczysz, Nadia się dowie i cię znienawidzi.
- Ja tylko wykonuję swoją pracę –
rzucił spokojnie Nate. Wiedział, że nie może dać się
sprowokować – więc jak? Tak będzie lepiej. Chyba, że chcesz
mieć na głowie policję, amatorów pragnących dorwać Vienę i
ciebie za handel marihuaną. San Diego to najlepsza opcja.
Najbezpieczniejsza.
Mrugnął Nate i dał Tani kopertę.
Wyjęła z niej pieniądze i po przeliczeniu znajdowało się w niej
dziesięć tysięcy dolarów.
- Nie chcę twoich brudnych pieniędzy.
- Weź je – Nate podniósł głos –
i masz tydzień.
Po czym zniknął. Pojechał do domu.
Był zły, rozczarowany i wiedział, że Nadia go znienawidzi. Nash
miał rację, za bardzo się w nią zaangażował. Musi wrócić do
poziomu czysto biznesowego. Nie może być miejsca na żadne uczucia.
Nie wpił nawet piwa. Po postu zamknął
się w pokoju i poszedł spać.
Zaczyna się dziać! :D
Następna część w czwartek :)
Uuuuu... Cudowne ;**
OdpowiedzUsuń