W środę wróciłam do domu sama. Nie
chciałam dzwonić po Natea, zresztą pojechałam jeszcze na zakupy.
Viena wciąż jest smutna, ale spędza dużo czasu ze mną i Nashem.
Szkoda mi, że będą musieli się rozstać. W końcu trafiła na
kogoś porządnego.
Nate spał. Od wczoraj nie wychodził z
pokoju. Wieczorem udało mi się go złapać. Było grubo po
jedenastej, a on siedział w salonie.
- Cześć. Jestem Nadia – usiadłam
obok i wyciągnęłam do niego rękę – my się chyba nie znamy.
Przypominasz mi pewnego Natea. Mieszka tu, lecz od wczoraj nie
wychodzi z pokoju.
Zaśmialiśmy się.
- Wszystko w porządku? - Spytałam.
- Tak, po prostu... Zresztą nieważne.
Mów lepiej jak sobie radzisz? - Uniosłam brwi – z tą całą
przeprowadzką Vieny.
- Nash ci powiedział? - Kiwnął głową
– jest ciężko, ale obiecałyśmy sobie, że nie będziemy płakać.
Poradzimy sobie. A kiedy skończy szkołę tam, wróci tu –
zaśmiałam się smutno i dodałam – czy to nie dziwne? Jej mama
jest dziana, a zalega ze spłatą kredytu.
Nate długo myślał nad odpowiedzią,
której wreszcie mi udzielił:
- Może zaczęły kończyć im się
pieniądze, a nie chciała przyznać, że tak jest.
Wzruszyłam ramionami i zapytałam z
innej beczki:
- W piątek impreza. Pójdziemy?
- Nie po tym co zdarzyło się
ostatnio.
- Nate – uciszył mnie gestem dłoni,
ale nie dawałam za wygraną – ale to pożegnalna impreza dla
Vieny! Bart organizuje. Muszę tam być. Dla niej.
Dodałam cicho i chyba to zmiękczyło
Natea, ponieważ kiwnął głową. Uśmiechnęłam się, lecz po
chwili zaczęłam płakać. Nie wiem czemu. Tak po prostu. Chyba
właśnie teraz dotarło do mnie, że Viena naprawdę wyjeżdża.
Wciąż myślałam, że to zły sen, albo głupi dowcip. Jednak to
jest prawdziwe. Ona naprawdę wyjeżdża.
- Nadia...
Zaczął Nate, lecz lepiej zrobił
przytulając mnie. To pomogło bardziej. Nie chciałam by mnie
okłamywał mówiąc, że będzie dobrze i te wszystkie bzdety.
Chciałam usłyszeć prawdę. A przytulenie było najlepszym sposobem
na wszystko.
W piątek po szkole ubrałam czarne
legginsy, biały top za tyłek i skórę. Włosy lekko
podtapirowałam, pomalowałam się i założyłam buty za kostkę.
Była piąta, a impreza zaczynała się o ósmej, jak zawsze zresztą.
Obiecałam jednak Bartowi, że wraz z Natem przyjedziemy wcześniej i
pomożemy mu wszystko przygotować. Zeszłam na dół, a Nate był
ubrany od pasa w dół tak samo jak na poprzedniej zabawie. Tylko, że
też założył biały T-shirt i skórę.
- Ale się dobraliśmy – rzuciłam,
gdy otwierał mi drzwi.
Obdarzył mnie jednym ze swoich
słynnych uśmiechów i pojechaliśmy do Barta.
Była ósma i wszystko było gotowe.
Ludzie zaczęli się zbierać. Mieliśmy nawet baner „Żegnaj
Viena, będziemy tęsknić!” , który wydawał się być trochę
kiczowaty, ale przyjaciółka lubi takie rzeczy. O dziewiątej
wszyscy pili i bawili się w najlepsze. Nie miałam od godziny Vieny
tylko dla siebie. Każdy chciał jej powiedzieć jakieś dobre słowo
na pożegnanie. Gdy w końcu udało mi się ją złapać, zaciągnęła
mnie do tańca.
- Muszę odetchnąć! - Krzyknęła do
mnie.
Znowu przetańczyłyśmy czterdzieści
minut i padłyśmy koło Natea i Nasha.
- Wiecie, że macie tu najlepsze ruchy
– rzucił do nas Nash z uśmiechem.
- Wiemy, wiemy.
Ukłoniłyśmy się i napiłyśmy.
- Strasznie będę za tym tęsknić –
powiedziałam do przyjaciółki.
- Hej! Obiecałyśmy sobie nie ryczeć!
- Zaśmiałam się, a ona powiedziała – idę z Nashem się
przejść. Chcę z nim porozmawiać.
Kiwnęłam jej głowa, a oni zniknęli
za drzwiami. Nate zbliżył się do mnie.
- Wszystko w porządku? - Spytałam, bo
nie wyglądał na szczęśliwego – jeśli chcesz wracać...
- Nie – przerwał mi – pójdę się
rozejrzeć. Chcę sprawdzić czy nikt nieproszony się tutaj nie
pałęta.
Skinąłem mu i po chwili znalazłam
się z Bartem w tańcu. Potem dołączyła Viena i kilka innych
dziewczyn. Koło północy usiadłam wyczerpana na blacie w kuchni.
Piłam piwo, drugie już, kiedy podszedł do mnie Nate i kładąc
rękę nad moim kolanem spytał:
- Dobrze się bawisz?
- Tak, ale jestem też strasznie
zmęczona. Cieszę się jednak, że Vienie się podoba.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak
szczęśliwa przyjaciółka wywija na parkiecie.
- Coś podejrzanego na zewnątrz? -
Spytałam, lecz Nate zapatrzył się na Vienę i Nasha. Pomachałam
mu ręką przed nosem i, kiedy się ocknął dodałam – ziemia do
Natea.
- Przepraszam, po postu...
- Po prostu chcesz się nacieszyć
nieszczęściem jakie im wyrządziłeś? - Powiedział za jego
plecami Charlie.
Zeskoczyłam z baru, Charlie podszedł
do nas i dodał cicho, byśmy tylko my słyszeli:
- Co? Nie powiedział ci?
- Nadia, chodźmy stąd – Nate wziął
mnie za ramię, lecz wyrwałam mu się – nie słuchaj go. Jest
pijany.
- Nie wiesz? - Spytał ponownie
Charlie.
- Czego? O czym ty mówisz?
Zaczął się śmiać. Czułam jak Nate
staje za mną i napina wszystkie mięśnie.
- To przez niego Viena i jej mama się
przeprowadzają. Dostał zadanie, za które otrzymał kupę kasy,
prawda? Ile to było? Tysiąc, może pięć czy dziesięć?
Powiedział Charlie z niesmakiem. Nate
przygwoździł go do ściany. Chciałam go od niego oderwać, lecz
był za silny. Nie robił chłopakowi krzywdy, ale źle to wyglądało.
Nikt nie chciał mi pomóc, nikt zresztą nie zareagował.
- Ma prawo wiedzieć – rzucił
Charlie.
- Skąd wiesz?
Spytał Nate i wtedy zrozumiałam. On
wcale się nie bronił. Nie próbował oczyścić swojego imienia,
tylko spytał skąd Charlie wie. Kiedy chłopak nie odpowiedział,
Nate uderzył go w twarz i odwrócił się do mnie.
- Wiec to prawda?
Spytałam ze łzami w oczach i chciałam
powiedzieć wszystko Vienie. Jednak Nate złapał mnie w połowie i
przyciągnął do siebie.
- Daj mi się wytłumaczyć –
szepnął.
Szarpałam się i biłam go. Byłam
wściekła. Nate chwycił mnie w pasie i przerzucił przez ramię.
Postawił dopiero pod samochodem i wyrwał komórkę z ręki.
Chciałam napisać do Vieny. Schował ją w tylnej kieszeni, a
możliwość wyjęcia jej stała się aż nazbyt kusząca.
- Jak mogłeś to zrobić? - Zapytałam
przez łzy.
Nie mogłam uciec. Przygwoździł mnie
do drzwi auta.
- Nic nie rozumiesz. Jej matka
handlowała fałszywkami i narkotykami. Dostałem zlecenie, pieniądze
dałem Tani. Nie wziąłem ich. Wiem, że mnie nienawidzisz i w
porządku. Ale słuchaj. Tak będzie najbezpieczniej dla nich obu.
- Kłamiesz! - Krzyknęłam mu w twarz.
- Gdyby tu zostały miałyby na głowie
gorszych typów ode mnie. Mniej doświadczonych, bardziej brutalnych.
Chcesz, żeby Viena była bezpieczna, prawda?
- Ale jakim kosztem? Musi zostawić tu
wszystko! Przyjaciół, Nasha, szkołę! A wszystko to twoja wina.
- Wyświadczyłem im przysługę. Tak
będzie lepiej, Nadia zrozum to. W San Diego będą bezpieczniejsze.
- Jesteś oszustem, draniem, mordercą!
Nie chcę cię znać, słyszysz! - Kiedy nie odpowiedział, wpadłam
na pewien pomysł. Rzuciłam spokojnie – chcę wracać.
Po czym wsiadłam do cadillaca.
W domu pobiegłam do pokoju i zaczęłam
się pakować. Nate wpadł po kilku minutach i zatrzymał mnie.
- Co ty robisz? - Krzyknął.
- Wynoszę się stąd! Nie chcę mieć
z tobą nic wspólnego!
- I gdzie pójdziesz, co?
- Jak najdalej stąd!
- Do Charliego? Przeleci cię, gdy
tylko zaśniesz.
Uderzyłam go w twarz.
- Bądź na mnie wściekła, ale
zostajesz. Tego zadania jeszcze nie skończyłam.
Znieruchomiałam. Nazwał mnie
zadaniem. Potraktował jak nie namacalny przedmiot. Myślałam, że
nasza relacja jest głębsza, opiera się na zaufaniu i uczuciach.
Jednak się myliłam.
- Okey.
- Obiecaj.
- Obiecuje – dodałam spokojna.
Nate wyszedł, a ja skończyłam
pakowanie. Po chwili znów stał w moich drzwiach, z jakąś
strzykawką.
- Wiedziałem, że kłamiesz – rzucił
i zbliżył się do mnie.
- Trzy tygodnie pod jednym dachem i
popatrz czego się od ciebie nauczyłam – warknęłam.
Nate rzucił mnie na łóżko i
powiedział:
- Przepraszam, ale pogadamy jak się
uspokoisz. To dla twojego dobra.
Poczułam ukłucie w ramię. Wszystko
zaczęło się rozmazywać. Nie zdążyłam nic powiedzieć, ani
usłyszeć. Po prostu zasnęłam.
Co myślicie?
następna część w sobotę :)