Mija
miesiąc. Przez ten czas wydałam wiele pieniędzy na SMS i rozmowy z
nim. Wiem o nim więcej, ale wciąż boję się spotkania. Zresztą
na nowo zaczął mnie męczyć Patrick. I tym razem bardziej się do
tego przykłada. Nie chce dać mi spokoju, co doprowadza mnie do
szału i non-stop chodzę zła. Łatwo mnie wytrącić z równowagi.
Dzisiaj
idziemy z dziewczynami na kawę do naszej ulubionej kawiarni. Kate i
Tiffany siedzą na kanapie, ja i Lee na osobnych fotelach. Nagle
rozmowa zjeżdża na Shade'a.
-
Dlaczego rzadko używasz jego imienia? - Pyta Lee – ciągle tylko
ten dziwny gość albo tajemniczy nieznajomy.
-
Nie wiem, tak jakoś – odpowiadam i śmiejemy się – zostało mi.
-
Kiedy się z nim spotkasz?
-
Nie mam pojęcia. Coś czuję, że nadchodzi pora – odpowiadam
lekko zestresowana – boję się, że teraz jest super, on jest
taki... zajebisty, a potem kiedy się zaangażuję i zrobię sobie
nadzieję, wszystko się spieprzy. Jak z Patrickiem. Przecież mam
cela do dupków.
Cedzę
i upijam łyk kawy. Dziewczyny nic nie mówią, co doprowadza mnie do
większego szału. Wstaję i wycofując się mówię:
-
Idę do łazienki.
Odwracam
się i wpadam na jakieś – przystojnego – faceta.
Upadłabym
gdyby mnie nie złapał w talii. Jednak czemu wciąż mnie nie
puścił?
Kiedy
wreszcie przestaję się na niego gapić i odzyskuję mowę mówię:
-
Przepraszam. Powinnam uważać jak chodzę.
-
Nigdy bym nie podejrzewał, że zachowujesz się jak typowa
nastolatka z filmów. Chociaż miło widzieć, że nawet kiedy jesteś
zażenowana wyglądasz uroczo.
Gapię
się na niego z otwartą buzią, a jago następne słowa uderzają
mnie w twarz.
-
Miło też słyszeć, że jestem zajebisty.
Uśmiecha
się ukazując rząd idealnie białych zębów.
To
on. Shade. Mój tajemniczy nieznajomy. Ten dziwny gość.
Przystojniak z seksownym głosem. Może to i płytkie, ale lepiej
trafić nie mogłam.
-
Miło cię wreszcie poznać – dukam i staję o własnych siłach,
lecz on wciąż mnie nie puszcza – niestety są potrzeby ważniejsze
niż ty. Między innymi siku.
Czerwienię
się i uciekam do łazienki. Szybko stukam SMS do Lee:
-
Ale przystojniak! Miazga!!!
Wracam,
a Shade zastawia mi drogę do mojego stolika. Nie do wiary, że
siedział tuż obok i wszystko słyszał.
-
Skoro już się poznaliśmy – mówi z uśmiechem – co powiesz,
żebyśmy spotkali się jutro?
-
Jutro? - Powtarzam jak głupek.
-
Nie wyjdziesz na typową sukę. Mówiłem ci, że warto było czekać
na moją urodę – mówi z uśmiechem i wiem, że żartuje.
Wspominałam
mu o tym, że boję się go spotkać, żeby potem nie było przypału.
-
Byłabym typową suką, gdybym powiedziała, że z przyjemnością
się z tobą spotkam?
-
Byłabyś, gdybyś odmówiła.
Uśmiecham
się, a on narzuca kurtkę. Zanim wyjdzie, nachyla się nade mną i
szepcze do ucha:
-
Warto było czekać na twoją reakcję.
Potem
całuje mnie w policzek i wychodzi z kawiarni.
Padam
na fotem i wypuszczam powietrze. Dziewczyny wciąż mają otwarte ze
zdziwienia buzie.
Siedzę
na ostatniej lekcji i dostaję SMS.
-
O której kończysz? :)
Shade.
-
Za dziesięć minut.
-
Będę czekał pod szkołą :).
-
Denerwujesz się? - Pyta szeptem Lee, a ja w odpowiedzi kiwam głową.
Jak
cholera.
Ubieram
się, poprawiam włosy i usta kredką z fioletową poświatą, pytam
dziewczyn jak wyglądam i po ich uniesionych w górę kciukach
wychodzę przed szkołę.
Shade
stoi oparty o Range Rovera i uśmiecha się na mój widok. Jego
uśmiech... dech w piersi zapiera.
-
Cześć – mówię nieśmiało stając naprzeciw.
-
Cześć.
Odpowiada
i otwiera mi drzwi, po czym sam wsiada za kierownicą i rusza.
Przez
chwilę siedzimy w ciszy, z radia leci jakaś piosenka, lecz ja
oglądam auto. Moje wymarzone auto.
-
Pytaj – mówi Shade z uśmiechem.
-
Gdzie jedziemy?
-
To raczej nie jest to o co chcesz zapytać odkąd wsiadłaś. A poza
tym to niespodzianka.
Mrużę
oczy, ale zadaję właściwe pytanie:
-
Skąd masz to auto?
-
To Wesa – mówi – kupił sobie za zarobione pieniądze w grze.
-
Grze? Ach tak, bilard – odpowiadam sama sobie przywołując nasze
rozmowy z początku znajomości.
Dojeżdżamy do jakiegoś
wysokiego bloku i wjeżdżamy na parking.
-
Jedziemy do ciebie? - Pytam z lekkim niepokojem w głosie, a on kiwa
głową – ale nie jesteś psychopatą, prawda?
Śmieje
się i odpowiada:
-
Ty znowu swoje. Już ci mówiłem nie jestem psychopatą, jednak
podejrzewam, że nie jestem dla ciebie odpowiedni.
Gasi
silnik, lecz żadne z nas nie wysiada. Wpatruję się w niego, a on
przed siebie i mówi dalej.
-
Nie mogę przestać o tobie myśleć. Nie miałem czegoś takiego z
żadną dziewczyną, dlatego nie odpuściłem. Wiem, że znajomość
ze mną naraża cię na pewnie niebezpieczeństwo i zrozumiem jeśli
nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego.
Spogląda
mi w oczy i pierwszy raz w życiu widzę prawdziwie smutne
spojrzenie. Przełykam ślinę i odpowiadam drżącym głosem.
-
Nie chcę po prostu żebyś mnie skrzywdził.
-
Nie skrzywdzę cię – odpowiada zdziwiony jakby nie takiej
odpowiedzi się spodziewał.
-
Ani emocjonalnie, ani fizycznie? - Pytam przypominając sobie
obietnice Patricka. On też obracał się w podobnym towarzystwie.
-
Co do emocji to nie będę nic mówił, bo nie potrafię przewidzieć
przyszłości. Lecz nigdy cię nie uderzę. Nie wiem dlaczego tak
pomyślałaś.
-
Nieważne. Po prostu już chodźmy.
Uśmiecham
się i wysiadam. On za mną i prowadzi mnie do windy. Wciska piąte
piętro i ruszamy.
-
Czemu pomalowałaś usta szminką? - Pyta nagle z uśmiechem.
-
Mam zasadę, że nie całuję się z chłopakiem na pierwszej randce
– odpowiadam – i to nie szminka, tylko kredka.
-
Cokolwiek to jest, myślisz, że mnie powstrzyma? - Unosi do góry
brwi i ma rację.
-
Nie jesteś zbyt pewny siebie? - Pytam.
-
Nie. Ale to nie zmienia faktu, że nie oprzesz mi się, kiedy będę
chciał cię pocałować.
-
Może się założymy? - Prostuję się i unoszę prawą brew.
-
Dobra. Do końca będę stwarzał sytuację, w których każda
dziewczyna rzuciłaby się na mnie z ustami. Nie pocałuję cię póki
ty tego nie zechcesz, co nie znaczy że nie będę cię prowokował.
Oblizuję
usta i wyciągam rękę.
-
Zgoda. Jeśli wygram ja wybieram miejsce na drugą randkę, jeśli ty
wygrasz, ty wybierasz.
-
Nie jesteś zbyt pewna siebie? Liczysz na drugą randkę? -
Przedrzeźnia mnie, lecz oddaje uścisk dłoni, co znaczy, że układ
został zawarty.
Wysiadamy
w ciszy i kiedy wkłada klucz do dziurki w drzwiach pyta:
-
Milczysz, bo wpakowałaś się właśnie w niezłe bagno?
-
Milczę, bo zastanawiam się, gdzie pójdziemy na drugą randkę.
Otwiera
przede mną drzwi, a ja wchodzę do ładnie urządzonego mieszkania.
Czuję, że Shade jest za mną i, gdy tylko słyszę psa chowam się
w jego ramionach i cała się trzęsę.
-
Veronica? - Pyta z troską w głosie – co jest?
-
Nie mówiłeś, że masz psa – syczę patrząc na wielkiego
owczarka niemieckiego.
-
To jest Rocky. Pies Wesa, nie zrobi ci krzywdy, musi cię tylko
obwąchać – mówi Shade i znajduję się na długość jego
ramienia – dobrze?
Kiwam
głową i czuję, że do oczu napływają mi łzy. Pies mnie okrąża,
obwąchuje i siada pod moimi nogami. Kładzie głowę obok nich i
idzie sobie na komendę Shadea.
-
Wszystko gra? - Pyta ocierając mi łzę z policzka.
Kiwam
głową i uśmiecham się.
Siedzimy
przy blacie w kuchni i jemy spaghetti, które Shade ugotował. Jest
przepyszne.
-
Masz coś do picia? - Pytam.
-
Sok w lodówce. Wybacz, zapomniałem zaproponować – mówi i
wstaję, lecz zbywam go machnięciem reki, ponieważ ja siedzę w
wewnętrznej stronie kuchni.
Otwieram
lodówkę i wyciągam pomarańczowy sok. Odwracam się i Shade stoi
za mną.
-
Czekałeś na tą chwilę, co? - Pytam, a on się uśmiecha i wyjmuje
mi sok z ręki, po czym nalewa do dwóch szklanek.
Kończymy
jedzenie i pytam:
-
Który to twój pokój?
-
Ostatni.
Odpowiada
i zanim zdąży coś dodać otwieram do niego drzwi.
Zamiast
łóżka ma materac naprzeciw mnie, na prawo od niego jest wielkie
balkonowe okno z pięknym widokiem na miasto.
Kładę
się na jego łóżku i czekam aż wejdzie. Jego reakcja mnie
zaskakuje. Zatrzymuje się w progu i opiera o framugę.
-
Co? - Pytam słodko.
-
Widok ciebie w moim łóżku jest nie do opisania.
Wstaję
i rumienię się. Wiem, że gdybym tam została, doszłoby do czegoś,
przed czym nie umiałabym się powstrzymać.
-
To twoja mama? - Pytam pokazując na zdjęcie na półce, a on kiwa
głową – ładna.
Podchodzi
do mnie i chwyta mnie w talii.
-
Zmieńmy temat – mówi.
-
Czemu? - Unosi brew chyba trochę urażony, lecz mnie nie puszcza –
czemu nie chcesz opowiedzieć mi o swojej mamie, albo tacie? Ty wiesz
wszystko o mojej rodzinie – spuszczam wzrok bojąc się, że Shade
zaraz odejdzie. W dodatku zły.
On
jednak unosi mój podbródek i każe spojrzeć na siebie. Nic nie
mówi, jego oczy wyrażają więcej smutku niż jakiekolwiek słowa.
Nie wiem czemu, ale go przytulam. Zaskakuję go tym, ponieważ
dopiero po chwili odwzajemnia uścisk. Zaczynam jeździć palcem po
jego plecach czując pod koszulką mięśnie. Nagle chwyta moją dłoń
trochę zbyt mocno.
-
Shade? - Pytam drżącym głosem, a on poluźnia uchwyt, lecz wciąż
trzyma jakby się bał, że odejdę – co się dzieje?
Opiera
czoło o moje czoło i naprawdę mam ochotę go pocałować. Widzę,
że się uśmiecha.
-
Twarda jesteś – mówi i ciągnie mnie na łóżko.
Kładziemy
się i wciąż jestem trochę oszołomiona jego zmiennym zachowaniem.
Trochę przypomina mi Patricka. A przecież mówił...
Leżę
przy ścianie twarzą do niego, a on po zewnętrznej stronie.
-
Przepraszam – mówi – po prostu... miałem trudne dzieciństwo.
-
Twój tata – domyślam się o co chodzi, lecz boję się to
powiedzieć głośno – czy on cię molestował?
Zamyka
oczy i wiem, że trafiłam w sedno. On się go boi. Boi się własnego
ojca.
-
Miałem sześć lat. Przed pięć lat przychodził do mojego pokoju.
Noc w noc – głos mu drży.
-
Przykro mi – mówię cicho, bo na nic innego mnie nie stać –
dlatego nie lubisz czyjegoś dotyku?
Mam
na myśli akcję przed chwilą. Kiwa głową, więc odruchowo
zabieram rękę z jego ramienia, którą położyłam tam przed
chwilą.
-
Nie – szepcze.
Bierze
moją rękę, całuje ją, po czym sama kładę ją z powrotem na
jego ramię. Przysuwam się do niego i zaczynam smyrać go po
ramieniu.
-
W twoim dotyku jest coś innego – mówi wciąż cicho.
Uśmiecham
się na te słowa. Jednak w głębi duszy nienawidzę jego ojca. Jak
można coś takiego zrobić dziecku?
Stoimy
przed moim domem. Cały dzień leżeliśmy i rozmawialiśmy. Potem
Shade mnie odwiózł.
-
Cholernie twarda sztuka z ciebie – śmieje się i głaszcze mój
policzek – przykro mi, że zjechaliśmy dziś na te tematy. Nie tak
to sobie wyobrażałem.
-
A jak? Że rzucę się na ciebie i będę chciała polecieć w ślinę?
- Śmiejemy się i dodaję – dobrze się bawiłam. I wygrałam,
więc na drugą randkę idziemy w przyszłym tygodniu. Do kina.
Śmieje
się znowu, więc całuję go w policzek i wchodzę do domu.
Kolejna część w piątek :)
Jak wam się podoba do tej pory? :)
xoxo