czwartek, 2 lipca 2015

Smocze Wzgórza / 5

Przeszliśmy las, potem wzięłam psa na ręce, żeby go nie zostawiać i wąską drogą przeszliśmy za wodospadem, aż wreszcie trafiliśmy na Smocze Wzgórze. Było ono piękne, choć niektórzy puścili by pawia. Tak jak Liam. Ponieważ wszędzie leżały kości, najprawdopodobniej po przekąskach smoków.
Zauważyłam domek z drewna i natychmiast do niego pognałam, nie zważając na słowa Liama.
Nie zdążyłam zapukać, a otworzył mi chłopak w długich czarnych włosach spiętych z tyłu, ubrany cało na czarno i z lekko zgarbioną potrawą. Nie wiem czy był silny, ponieważ jego ciuchy nie dawały żadnej wskazówki.
- Czego chcecie? - Spytał bez entuzjazmu, ale także bez złości.
- Szukam smoka – wypaliłam bez zastanowienia.
Tak długo czekałam na tę chwilę.
Jednak się trochę przeliczyłam.
Chłopak zaśmiał się i powiedział, kiedy dołączył do mnie Liam:
- Smoki nie są na zawołanie wiedźm.
- Ona nie jest wiedźmą – Liam stanął w mojej obronie – mimo że tak wygląda i wzbudza podejrzenia, to nie jest wiedźmą.
- Smoka i tak nie dostanie – odparł i spojrzał mi w oczy – lepiej stąd spadajcie zanim któryś was spali.
W pobliżu nie widziałam żadnego.
- Posłuchaj no – przyparła go do muru – szukam jednego smoka by się czegoś dowiedzieć. Najpierw uratował moją wioskę przez czarnoksiężnikiem, a potem ją spalił. Dlaczego?
Chłopak odsunął mnie od siebie i powiedział:
- Smoki czują, kiedy czarnoksiężnik rzuca na kogoś urok. Jedynym sposobem by owy urok zniknął jest spalenie go przez smoczy ogień. A z czarnoksiężnikiem walczył do tej pory tylko Król. Smoczy wojownik, najstarszy, najpotężniejszy i władca całego swojego potomstwa. Teraz właśnie nabiera sił, ponieważ zbliża się…
- Noc Białego Księżyca, tak wiem – przerwałam mu, a on spojrzał na mnie podejrzliwie – nie jestem wiedźmą, ale słyszałam to i owo. Poszukuję tego smoka, ponieważ… byłam tam wtedy.
- Kiedy spalił całą wioskę? - Zaczął się śmiać – nie mogłaś tam być, inaczej nie było by cię tutaj.
- Ale najwidoczniej jestem.
- Możesz to jakoś udowodnić? - Uniósł brew. Nie mogłam. On to wiedział – widzisz. Lepiej stąd idźcie zanim przyleci. Nie lubi obcych. I nie znam nikogo kto by przeżył atak smoka. Tylko legendy.
Odwróciliśmy się gwałtownie czując wiatr. Smok wylądował niedaleko nas. Patrzył na nas swoimi oczami, wielki i znajomy.
- To on? - Spytał Liam, chyba wyczuwając moje zamiary.
- Tak – odparł chłopak i złapał Liama mówiąc – niech to zrobi. Przekonamy się czy mówi prawdę i czy legendy są prawdziwe.
Nie wiedziałam o czym on bredził, ale mnie to nie obchodziło, ponieważ byłam prawie przy smoku.
Coś mnie do niego ciągnęło. Smok chyba mnie nie poznał ponieważ nagle poczułam na swojej skórze ogień. Słyszałam krzyk Liama i szczekanie psa, jednak nie czułam bólu. Dziwne…
Król przestał zionąć i spojrzał na mnie chyba zaskoczony, że jego ofiara nie spaliła się żywcem. Bo Byłam cała, żadnego otarcia, żadnego spieczonego naskórka. Nic. Byłam czysta. I naga. Smoczy ogień mnie nie spalił. Ale to… nie miało żadnego sensu.

Dla smoka chyba jednak miało, ponieważ spojrzał na mnie tym swoim okiem i wtedy mnie poznał. Musiał bo mi się ukłonił. Nie wiedzieć czemu dotknęłam go, pogłaskałam smoka, dzięki któremu żyłam. Potem był tylko ogień wzniesiony w górę i upadek.




Kolejna część? A niech będzie jutro :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz