Przeszliśmy
las, potem wzięłam psa na ręce, żeby go nie zostawiać i wąską
drogą przeszliśmy za wodospadem, aż wreszcie trafiliśmy na Smocze
Wzgórze. Było ono piękne, choć niektórzy puścili by pawia. Tak
jak Liam. Ponieważ wszędzie leżały kości, najprawdopodobniej po
przekąskach smoków.
Zauważyłam
domek z drewna i natychmiast do niego pognałam, nie zważając na
słowa Liama.
Nie
zdążyłam zapukać, a otworzył mi chłopak w długich czarnych
włosach spiętych z tyłu, ubrany cało na czarno i z lekko
zgarbioną potrawą. Nie wiem czy był silny, ponieważ jego ciuchy
nie dawały żadnej wskazówki.
-
Czego chcecie? - Spytał bez entuzjazmu, ale także bez złości.
-
Szukam smoka – wypaliłam bez zastanowienia.
Tak
długo czekałam na tę chwilę.
Jednak
się trochę przeliczyłam.
Chłopak
zaśmiał się i powiedział, kiedy dołączył do mnie Liam:
-
Smoki nie są na zawołanie wiedźm.
-
Ona nie jest wiedźmą – Liam stanął w mojej obronie – mimo że
tak wygląda i wzbudza podejrzenia, to nie jest wiedźmą.
-
Smoka i tak nie dostanie – odparł i spojrzał mi w oczy – lepiej
stąd spadajcie zanim któryś was spali.
W
pobliżu nie widziałam żadnego.
-
Posłuchaj no – przyparła go do muru – szukam jednego smoka by
się czegoś dowiedzieć. Najpierw uratował moją wioskę przez
czarnoksiężnikiem, a potem ją spalił. Dlaczego?
Chłopak
odsunął mnie od siebie i powiedział:
-
Smoki czują, kiedy czarnoksiężnik rzuca na kogoś urok. Jedynym
sposobem by owy urok zniknął jest spalenie go przez smoczy ogień.
A z czarnoksiężnikiem walczył do tej pory tylko Król. Smoczy
wojownik, najstarszy, najpotężniejszy i władca całego swojego
potomstwa. Teraz właśnie nabiera sił, ponieważ zbliża się…
-
Noc Białego Księżyca, tak wiem – przerwałam mu, a on spojrzał
na mnie podejrzliwie – nie jestem wiedźmą, ale słyszałam to i
owo. Poszukuję tego smoka, ponieważ… byłam tam wtedy.
-
Kiedy spalił całą wioskę? - Zaczął się śmiać – nie mogłaś
tam być, inaczej nie było by cię tutaj.
-
Ale najwidoczniej jestem.
-
Możesz to jakoś udowodnić? - Uniósł brew. Nie mogłam. On to
wiedział – widzisz. Lepiej stąd idźcie zanim przyleci. Nie lubi
obcych. I nie znam nikogo kto by przeżył atak smoka. Tylko legendy.
Odwróciliśmy
się gwałtownie czując wiatr. Smok wylądował niedaleko nas.
Patrzył na nas swoimi oczami, wielki i znajomy.
-
To on? - Spytał Liam, chyba wyczuwając moje zamiary.
-
Tak – odparł chłopak i złapał Liama mówiąc – niech to
zrobi. Przekonamy się czy mówi prawdę i czy legendy są prawdziwe.
Nie
wiedziałam o czym on bredził, ale mnie to nie obchodziło, ponieważ
byłam prawie przy smoku.
Coś
mnie do niego ciągnęło. Smok chyba mnie nie poznał ponieważ
nagle poczułam na swojej skórze ogień. Słyszałam krzyk Liama i
szczekanie psa, jednak nie czułam bólu. Dziwne…
Król
przestał zionąć i spojrzał na mnie chyba zaskoczony, że jego
ofiara nie spaliła się żywcem. Bo Byłam cała, żadnego otarcia,
żadnego spieczonego naskórka. Nic. Byłam czysta. I naga. Smoczy
ogień mnie nie spalił. Ale to… nie miało żadnego sensu.
Dla
smoka chyba jednak miało, ponieważ spojrzał na mnie tym swoim
okiem i wtedy mnie poznał. Musiał bo mi się ukłonił. Nie
wiedzieć czemu dotknęłam go, pogłaskałam smoka, dzięki któremu
żyłam. Potem był tylko ogień wzniesiony w górę i upadek.
Kolejna część? A niech będzie jutro :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz