piątek, 3 lipca 2015

Smocze Wzgórza / 6

Otworzyłam oczy i usłyszałam Liama:
- Obudziła się – nagle się nade mną nachylił – jak się czujesz?
- Co się stało?
Spytałam siadając i poczułam ból, który przeszył cale moje ciało. Byłam okryta kocem.
- Co się stało?
Powtórzyłam swoje pytanie.
- Smok cię spalił – odpowiedział chłopak, który tu mieszkał – ale przeżyłaś. To znaczy, że legendy są prawdziwe.
- A to znaczy, że Biała Kraina ma szansę na ocalenie podczas nocy Białego Księżyca.
- Co? - Byłam lekko zdezorientowana – ostatnie co pamiętam to ogień.
- Ubierz się i wszystko ci wyjaśnię.
Założyłam ciuchy, które dostałam i wyszłam do chłopaków. Siedzieli przy stole i rozmawiali. Usiadłam między nimi i spytałam chłopaka:
- Masz na imię Carl, prawda?
- Tak, a ty?
- Calypso – odparłam – o co ci chodziło z tymi legendami?
- Istnieje taka co mówi, że pewnego dnia pojawi się osoba wybrana przez smoka. Wystarczy jedno spojrzenie, aby dziecko białej wiedźmy stało się wybrańcem Króla. Będzie ono odporne na smoczy ogień co jednak nie znaczy, że nie można go zabić. Legendy te głoszą, że wybraniec pokona czarnoksiężnika w noc Białego Księżyca. I że to ma być mężczyzna.
- Czyli to nie o mnie chodzi. Wszystko jasne.
- Ogień cię nie spalił i smok ci się ukłonił – tłumaczył Carl – nikomu dotąd to się nie udało. Mówiłaś, że przeżyłaś kiedy spalił całą twoją wioskę.
- Ale moja mama nie była wiedźmą.
- Co do tego pewności nie masz. Białe wiedźmy nie zawsze są rozpoznawalne – po chwili ciszy zapytał – miałaś rodzeństwo?
- Brata – odparłam ciszej – zginął.
- Widziałaś jego śmierć lub ciało? - Spytał Carl, a ja po namyśle pokręciłam głową – jeśli ty przeżyłaś istnieje możliwość, że twój brat także. Możliwe że wasza matka rzuciła na was jakieś zaklęcie obronne, którego nie mógł zniszczyć ani czarnoksiężnik, ani smok. Nie mam co do tego pewności, ale mam co do tego, że to ty jesteś wybrańcem.
- A raczej wybranką – rzucił Liam i odwrócił się w moją stronę – może uda nam się odszukać twojego brata?
- Nam? - Kiwnął głową, a mi zaszkliły się oczy – słuchajcie, to wszystko bardzo fajnie brzmi, ale to stek bzdur. Nie jestem wybranką – zaczęłam mówić do Carla – chciałam się tylko dowiedzieć czegoś o tym smoku i dostałam tego. Mój brat nie żyje, a moja matka nie była wiedźmą. A co do nas – skierowałam się do Liama wstając – to wybacz, ale nie potrafię działać w grupie i gdziekolwiek nie pójdę kłopoty idą za mną. Nie mogę cię na to narażać.
Wyszłam z chatki, a Król podniósł głowę.
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach i uciekłam stamtąd. Uciekłam z tamtego miejsca.
Za wodospadem wpadłam prosto w ręce strażników Silmy.

Siedziałam w więzieniu pół dnia. Przykuli mi łańcuchami nogi i ręce. Nie broniłam się, nie stawiałam oporu. Chciałam być przez chwilę sama i wiedziałam, że będę, ponieważ czeka mnie proces. Nieuczciwy i pewnie zginę, ale przynajmniej zdążę do tego czasu pomyśleć. O tym co mówił Carl.
Moja mama wiedźmą? To mi się nie mieści w głowie. Liczy się to, że otrzymałam odpowiedzi na swoje pytania. W które i tak nie wierzę, więc w sumie nic nie ma sensu.
Chciałabym, żeby to co mówił Carl było prawdą, bo to oznaczałoby, że Roden żyje. A bardzo bym tego chciała.
A co jeśli uwierzę Carlowi? Co jeśli znajdę nowy cel w życiu – odszukanie mojego brata. Nawet jeśli przeżyję proces, albo ktoś mnie uratuje (wcale po cichu nie liczę na pomoc Liama) co będę robić? Nie umiem żyć bez celu w życiu, ponieważ od dziesięciu lat nie robiłam niczego innego.
Z drugiej jednak strony nadchodzi noc Białego Księżyca, czarnoksiężnik zniszczy Białą Krainę więc śmierć w płomieniach to póki co najlepszy scenariusz.
W płomieniach…
- Cholera! - Wstałam jak porażona prądem, aż strażnik się odwrócił, ale nic nie powiedział.
Przecież nie mogą mnie spalić, ogień mnie nie zniszczy. A wtedy będzie jeszcze gorzej.
Wiem, że ogień (smoczy lub nie) zabija czarownice, wiedźmy i czarnoksiężników oraz ich czary. Dobre wiedźmy mogą rzucić na kogoś zaklęcie ochronne, które nie pozwala zabić przez ogień, ale ono nie może trwać długo. Zawsze znajdzie się jakiś skutek uboczny, poparzone ramię czy twarz. Zostanie trwała blizna i urok znika, co znaczy że ta osoba znów jest podatna na śmierć. Złe czegoś takiego nie umieją. Czyli jeden do zera.
Ale to oznacza, że Carl miał rację. Moja mama rzuciła urok. Ja przeżyłam, a skoro nie mam żadnej blizny to jestem wybranką. Cholera. Jednak jest też dobry znak. Skoro ja przeżyłam, to Roden też. Musi żyć, a ja muszę go odnaleźć.
Ale najpierw muszę się stąd wydostać.

Nie będzie to łatwe, gdyż nadszedł mój proces.




Co sądzicie o tym na razie?
Następna część w niedzielę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz