Szłam
dalej w górę zbocza wiedząc, że po drodze mam miasto, w którym
mogę zdobyć informacje na temat mojego smoka. Pies, który szedł
za nami, gdy byłam więźniem ruszył za mną. Może mnie polubił,
po tym jak rzuciłam mu kość królika. Lubiłam wędrować sama,
nie musiałam się martwić o nikogo prócz mnie. A później nie
musiałam po nikim płakać.
Jednak
towarzystwo czworonoga mi nie przeszkadzało. Zwłaszcza, że o nic
nie pytało, nic nie chciało wiedzieć i potrafiło samo o siebie
zadbać.
Pod
wieczór doszłam do miasteczka. O tej porze zaczynały się targi,
więc wszędzie było pełno ludzi. Miasteczko słynęło bowiem z
nocnych hazardów. Dlatego musiałam być bardzo ostrożna. Czułam,
że jestem coraz bliżej celu i nie chciałam znowu dać się złapać.
Zwłaszcza, że nadchodziła noc Białego Księżyca. W starych
legendach, które często opowiadał mi brat noc ta należała do
czarnoksiężnika. Kiedyś jednak czarnoksiężnik był dobry. Ale
jak ty bywa, coś strzeliło mu do głowy i stał się złym potworem
niszczącym na swojej drodze do władzy niewinne miasteczka i wioski.
Tak
więc zarzuciłam na głowę szary kaptur od przydużego płaszcza i
zaczęłam szukać odpowiedniego stoiska. W poprzedniej wiosce
dostałam informację, że tutaj jest siwa staruszka, która może mi
pomóc. Handluje własnoręcznie robionymi medalionami, które mają
odpędzać złe duchy.
Tak
więc po kilku nieudanych próbach znalazłam tę oto staruszkę.
Kobieta miała na sobie czerwony płaszcz i nie była wcale stara.
Miała siwe długie włosy, lekko zmarszczki pod oczami ale tylko one
wskazywałyby, że jest w kwiecie wieku.
-
Witaj dziecino – powiedziała żabim głosem – przyszłaś kupić
talizman?
-
Właściwie przyszłam po informacje – uniosła jedną brew, a ja
mówiłam dalej – szukam Smoczego Wzgórza i słyszałam, że może
mi pani pomóc.
Nachyliłam
się lekko w jej stronę, pies nastawił uszu, a kobieta zamiast jak
handlowiec udzielić mi odpowiedzi otworzyła szeroko oczy i o mało
co nie zemdlała.
-
Proszę mi wybaczyć – powiedział jakiś głos za mną –
koleżanka nie zna się na żartach.
Zanim
zdążyłam zaprzeczyć czy chociażby się obronić Liam zaciągnął
mnie w ślepy zaułek i podstawił pod ścianą.
-
Puść mnie albo zacznę krzyczeć i to wtedy ciebie spalą –
warknęłam.
-
Jeśli nie chcesz by cię spalili lepiej nie wypytuj o takie rzeczy –
odparł, a ja zrobiłam głupią minę – mówiłaś, że nie jesteś
wiedźmą i nie masz nic wspólnego z magią.
-
I mówiłam prawdę! Możesz się odczepić i pozwolić mi robić
swoje?
-
Jeśli nie kłamałaś to czemu wypytywałaś o Smocze Wzgórza?
-
Co?
Liam
dał mi trochę więcej przestrzeni i wyjaśnił widząc na mojej
twarzy całkowite zdziwienie.
-
O Smocze Wzgórza pytają tylko i wyłącznie czarownice, wiedźmy i
czarnoksiężnicy.
-
A ty skąd o tym wiesz? I niby czemu myślisz, że ci uwierzę?
Odsłonił
koszulkę i zobaczyłam na jego piersi, pod sercem długą bliznę.
-
Z bratem tropiliśmy wszystkie istoty – czyli jednak są braćmi,
ha! - przestaliśmy kiedy ledwo uszedłem z życiem. Więc twoja
wczorajsza przemowa nie miała zbytnio sensu jeśli chciałaś bym
poczuł się winny.
-
Nie chciałam.
-
Mówię prawdę Cal, nie pytaj…
-
Nie mów tak do mnie! - Warknęłam wbijając palec w jego pierś –
nigdy więcej mnie tak nie nazywaj, rozumiesz?
Patrzył
na mnie zdziwiony. Czułam jak moje oczy zachodzą się łzami. Nikt,
nikt prócz mojego brata nie ma prawa by mnie tak nazywać. Nigdy.
-
Przepraszam – powiedział, a ja cofnęłam palec – posłuchaj.
Staruszka pewnie powiedziała reszcie kim jesteś – rzuciłam mu
mordercze spojrzenie, więc się poprawił – kim myśli, że
jesteś. Musisz uciekać, jeśli nie chcesz wylądować na stosie.
-
Muszę się dowiedzieć, gdzie leżą te wzgórza, a ona to wie.
-
Ja też – wlepiłam wzrok w jego oczy. W ciemnościach chciałam
dostrzec czy mówi prawdę – wiem gdzie są, mogę cię zaprowadzić
do tego tajemniczego przejścia, o którym nikt nie ma pojęcia. Ale
pod jednym warunkiem.
-
Jakim?
-
Powiesz mi dlaczego ich szukasz.
Nie
zdążyłam niczego wynegocjować, kiedy jedyną drogę ucieczki
zastąpił wściekły tłum z pochodniami. Uwielbiałam ich, zawsze
wyglądali tak samo, niezależnie od tego w jakiej wiosce byłam.
-
Spotkamy się za chwilę przy wejściu do miasteczka.
Rzuciłam
do Liama i już chciałam uciekać, kiedy złapał mnie za ręce i
związał mi je łańcuchem, aż się skrzywiłam.
-
Nie ma o co się martwić – powiedział wystarczająco głośno –
chodzę za tą białą wiedźmą od poprzedniego miasta. Mam za
zadanie doprowadzić ją do władz – no pięknie, a ja mu
uwierzyłam. Przestałam się wierzgać, straciłam nadzieję –
zabiorę ją z waszego miasteczka i możecie żyć dalej w spokoju.
Wyprowadził
mnie przez tłum i ruszył w drogę. Prosto do Silmy.
Kolejna część w poniedziałek :)
xoxo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz