O
świcie Carl zabrał mnie do Króla. Chciał byśmy nawiązali więź,
choć wątpiłam w to. Próbował na siłę przekonać nas do siebie.
Mówiłam mu że to zły pomysł i że sami musimy się poznać, lecz
do niego to nie docierało. W końcu nie wytrzymałam i krzyknęłam
na Carla. Był lekko zdziwiony, ale pozwolił mi pójść odpocząć.
Wspięłam się więc na szczyt wodospadu, położyłam się i
zamknęłam oczy.
Wreszcie
czułam się wolna. I chciałam się tym nacieszyć zanim ludzie
poznają prawdę. Bo wtedy będzie mi jeszcze ciężej udowadniać,
że nie jestem wiedźmą.
Po
kilku minutach poczułam na skórze wiatr. Otworzyłam oczy, choć
wiedziałam, że to Smok. Wstałam i podeszłam, a to co zrobiłam
potem... O to akurat nigdy bym się nie podejrzewała.
Mocno
chwyciłam go za kolce i powiedziałam:
-
Leć.
W
kilka sekund Król wzbił się w powietrze. Latanie było czymś
przecudownym. Dopiero wtedy poczułam się naprawdę wolna. To było
piękne.
Lataliśmy
trochę nad wioskami, ale głównie nad lasami by nie straszyć
ludzi. Nie sądziłam, że Biała Kraina jest taka ładna i ogromna.
Kiedy
wróciliśmy na Wzgórza ledwo zsiadłam z Króla, a poczułam ból
na nogach. Troszeczkę się pokaleczyłam.
Stanęłam
przed smokiem i pogłaskałam go po łbie, a następnie dotknęłam
go czołem. Uznałam, że w ten sposób najlepiej wyrażę swoją
radość i podziękowanie.
Że
w ten sposób dam wszystkim do zrozumienia: jesteśmy gotowi.
Końcówka taka krótka i jak widać na siłę kończona, w sumie to nawet nie można nazwać tego końcem... Ale niestety nie mam czasu i szczerze mówiąc weny by to ładnie skończyć :)
Nie wiem kiedy pojawi się tu coś nowego, w końcu są wakacje a ja muszę zacząć pisać drugą część trylogii. Postaram się odkopać jakieś stare opowiadanie, ale to pewnie pod koniec wakacji.
xoxo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz