- Ty jesteś Adrian? - Spytała
pedagog.
- Tak - odpowiedziałem bez żadnych
emocji w głosie.
- A więc zobaczmy co tu robisz -
otworzyła jakiś notes i zaczęła czytać na głos - uzależnienie
od narkotyków, papierosów, wyrzucenie z domu. Opowiedz mi wszystko
od początku.
Westchnąłem, a po chwili zacząłem
opowiadać.
- No więc to było jakoś dwa lata
temu. Byłem w ostatniej klasie gimnazjum, miałem znajomych, piękną
dziewczynę. Łączyła nas prawdziwa miłość... - zatrzymałem się
na chwilę, ponieważ właśnie w tym momencie powróciły wszystkie
wspomnienia - moi rodzice byli tolerancyjni. Pewnego dnia pokłóciłem
się z Mają, dziewczyną. Maja - zaśmiałem się - dowiedziałam
się, że kumpel robi imprezę, wiec poszedłem. Nie jestem z tych
chłopaków co siedzą w domu po zerwaniu lub od razu przepraszają.
Wiem, nie jestem idealny.
- Nikt nie jest. Ideał jest
nieosiągalny - przerwała mi i po chwili kazała mówić dalej.
- Więc poszedłem. To była taka
zwykła domówka. Dużo ludzi, alkoholu i fajek. W tłumie znalazłem
kumpli. Zaproponowali mi fajkę. Paliłem od czasu do czasu więc nie
było to nic dziwnego. Impreza rozkręcała się w najlepsze, ludzie
tańczyli, świetnie się bawili, tylko nie ja. Siedziałem i
myślałem, co zrobiłem źle. Gdy mój kumpel to zauważył
powiedział żebym sobie wciągnął. Na początku byłem temu
przeciwny, ale pomyślałem, że raz się żyje i mogę spróbować.
- Więc spróbowałeś - kiwnąłem
głową - nie słyszałeś nigdy jak to się kończy?
- Słyszałem, ale wtedy o tym nie
myślałem.
- Opowiadaj dalej.
- No co. Spróbowałem, zakręciło mi
się w głowie. Gdy się obudziłem leżałem gdzieś w krzakach nad
jeziorem w samych spodniach. Mało tego, kieszenie były puste. Brak
kasy, telefonu, kluczy, niczego. Nie wiedziałem jak tam się
znalazłem. Cały obolały i lekko zszokowany wstałem i dotarłem do
domu. Rodziców nie było więc miałem czas by się ogarnąć. Po
długim prysznicu poszedłem do kumpla u którego była impreza.
Otworzył mi drzwi, był trochę skacowany i wszedłem do środka.
Zapytałem co mi wczoraj dali i dlaczego wylądowałem nad jeziorem.
Wytłumaczył mi w sposób jasny i prosty że pierwszy raz w życiu
zaćpałem i, że podczas tego jest się zupełnie wyłączonym. Ma
się wylane na wszystko i wszystkich, i robi się co się chce, nie
wiedząc o tym. Zapytałem go ile ćpa. Nie odpowiedział. Po
dłuższej chwili powiedziałem, że chcę jeszcze. Kumpel
wytrzeszczał na mnie oczy i zaczął krzyczeć, że oszalałem, że
nie wyjdę z tego i takie tam. Powiedziałem, że nie obchodzi mnie
to i chcę jeszcze. Załatwił mi dwie działki. Zapłaciłem z góry
i poszedłem do domu. Zaćpałem po raz kolejny. Znów mi się
zakręciło w głowie, ale potem było tak tak... tak przyjemnie.
Byłem szczęśliwy i wolny. Niestety to uczucie nie trwało długo.
Taki mój tryb życia ciągnął się przez około dwa tygodnie.
Opuściłem się w nauce, zaniedbałem dziewczynę, rodzinę.
Zacząłem chodzić ubrany jak typowy ćpun, spędzać więcej czasu
z podobnymi ludźmi. Tak łatwo jest się uzależnić, a tak ciężko
z tego wyjść. Po kolejnych trzech tygodniach przyszła do mnie
Maja. Była zdenerwowana tak jak ja, bo byłem na głodzie. Zaczęła
na mnie krzyczeć. Powiedziała, że jak nie zmienię swojego
stosunku do wszystkiego to będzie koniec. I właśnie w tamtym
momencie nie wytrzymałem i...
- Co się stało? - Dopytywała pedagog
- zerwała z tobą? Nie bój się, to nie jest wstyd.
- Tak. Po tym jak ją uderzyłem - po
krótkim namyśle w końcu to z siebie wykrztusiłem - nie to pani
chciała usłyszeć, prawda? No ale cóż, takie są realia. Gdy tak
potem staliśmy oboje zaszokowani, oddała mi. W sumie nie dziwię
jej się. Ale dziwię się samemu sobie. Byłem na siebie wkurzony,
nie wiedziałem co się ze mną stało nawet nie ruszyłem za nią
kiedy wybiegła z płaczem. Poszedłem prosto do kumpla. Od razu
wiedział czego chcę, ale tego popołudnia chciałem czegoś
więcej. Chciałem zaryzykować, w końcu co miałem do stracenia?
- Ale mogłeś walczyć .
- Wtedy nie wiedziałem o co mam
walczyć. Więc...
- Więc dałeś sobie w żyłę -
dokończyła za mnie, a ja pokiwałem głową.
- Tak. Gdy rodzice dowiedzieli się, że
ćpam, zapisali mnie do terapeuty, potem do jakiegoś szpitala, ale
nic to nie dawało. Poddali się, tak jak ja tamtego dnia. Ale teraz
chcę walczyć. Wiem, że już nie wygram, ale może naprawię
niektóre sprawy.
- I tego Ci życzę. Nigdy nie wolno
się poddawać, nawet jeżeli wszystko wokół wydaję się za
trudne, rozumiesz?
- Teraz tak. Zrozumiałem, że w życiu
zawsze jest o co walczyć. Nawet jeśli myślimy inaczej - kiedy
wychodziłem rzuciłem `dziękuję` i poszedłem. Nie wiem gdzie.
Wiedziałem tylko, że chcę iść przed siebie i nigdy się nie
oglądać.
Takie krótkie, bo wiem, że niektórzy tu zaglądają. To opowiadanie wygrało kiedyś konkurs na fotoblogu i dzięki temu znów wróciłam do pisania, i zaczęłam krzyk.
Zaczynam pisać coś nowego, jak kilka stron napiszę, dodam :)
Zajebisty poczatek :)
OdpowiedzUsuńjest druga część, tylko nie wiem gdzie :)
Usuńfajnee <3
OdpowiedzUsuń