Po
kilku minutach do pubu weszła Kat z Leo.
- Co
wy tu robicie? - Spytałam, kiedy podeszli do baru.
-
Chcemy cię wyciągnąć na imprezę - odparła Kat, a ja zmierzyłam
ją wzrokiem.
-
Proszę Eff, bardzo chcę żebyś tam była – dodał Leo.
- A
ja nie. Zresztą pracuję.
-
Eff... - zaczął Leo.
-
Nie mów tak do mnie – odparłam groźnie stając naprzeciw niego –
wynoście się.
Kat
prychnęła, chwyciła Leo za ramię i poszli. Stanęłam za barem i
żeby uspokoić nerwy zaczęłam wycierać blat. Jednak to nie
pomagało.
-
Idę zapalić – rzuciłam do Barney`a i wyszłam głównymi
drzwiami. Stanęłam przed wejściem i wyciągnęłam papierosa i
zapalniczkę. Nie paliłam nałogowo, tylko dla uspokojenia nerwów.
Próbowałam zapalić, lecz zapalniczka się zepsuła. Zdenerwowana
rzuciłam nią o ziemię i już miała chować papierosa, gdy koś
spytał:
-
Ognia? - Spojrzałam w lewo i stał tam tak po prostu ten chłopak.
Ten
sam, którego oczy są piękne i przerażające. Był tam... tak po
prostu.
-
Dzięki – odparłam, kiedy mi pomógł.
-
Czemu jesteś zła? - Spytał nagle. Miał tak cudowny głos.
-
Nie jestem – spojrzał na mnie spode łba, więc dodałam – może
trochę.
-
Więc nie bądź – odparł i poszedł.
Wrócił
do pubu, a ja stałam i patrzyłam za nim Po chwili zorientowałam
się, że się uśmiecham. Dlaczego? Przecież to jakiś nieznajomy
facet, na którego dwa razy się natknęłam. To nic nie znaczy,
przecież nie wierzę w przeznaczenie.
Wyrzuciłam
niedopałek, poprawiłam swoje ciemne, długie fale i także wróciłam
do środka.
-
Jeśli chciałaś iść na imprezę, trzeba było powiedzieć –
zaczął Bary, kiedy znów stanęłam za barem.
-
Nie chciałam. Nie lubię imprez. To nie dla mnie.
Uśmiechnął
się, poklepał mnie po ramieniu i poszedł na zaplecze.
Reszta
nocy minęła szybko. Nie było zbytniego tłumu, więc Bary
powiedział, żebym jechała do domu nawet o trzeciej, a on sobie
poradzi. Tak też zrobiłam. Po kilku próbach odpalenia silnika, w
końcu mi się udało. Kiedy zaparkowałam pod blokiem i wysiadłam
zaczęło padać. Nic dziwnego, przecież to Anglia. Weszłam po
cichu do mieszkania, lecz tata siedział w kuchni.
-
Czemu nie śpisz? - Spytałam.
-
Nie mogę zasnąć – chyba wyrwałam go z zamyśleń – jak w
pracy.
-
Dobrze, a na urodzinach? - Kiwnął głową – jak mała?
-
Szczęśliwa. Idź spać.
- Ty
też – powiedziałam i po cichu weszłam na górę.
Zdjęłam
przepocone ubrania i w samej bieliźnie rzuciłam się na łóżko.
Jutro sobota, więc sobie pośpię.
O
godzinie dziewiątej obudził mnie telefon, który nieustannie
dzwonił. Przyłożyłam aparat do ucha, wcisnęłam klawisz zielonej
słuchawki i spytałam:
-
Czego?
-
Effy? - Powiedziała Kat – jesteś tam – mruknęłam –
pojedziemy dziś na zakupy?
- O
której?
- Za
godzinę?
-
Jasne.
Rozłączyłam
i powolnie wstałam z łóżka. Nawet jeśli nie zgodziłabym się na
dzień spędzony z Kat, to już bym nie zasnęła. Poszłam do
łazienki i wzięłam szybki prysznic. Później wróciłam do pokoju
i założyłam ciemne rurki i białą koszulkę. Zapowiadała się
ładna pogoda, więc wzięłam tylko sweter. Zeszłam na dół i
zjadłam śniadanie. Nie chciało mi się robić jajecznicy, więc
postawiłam na tosty i herbatę. Kiedy dochodziła dziesiąta,
zadzwonił mój telefon.
-
Co? - Spytałam Kat.
-
Czekam pod blokiem.
-
Już schodzę.
Wrzuciłam
telefon do torby, założyłam białe adidasy i wyszłam z
mieszkania, zamykając je. Tata pewnie spał, tak samo jak Zoey.
Kiedy
schodziłam po schodach, zmarłam. Przed blokiem zobaczyłam srebrne
BMW, w dodatku kabriolet, a przed nim właścicielkę.
-
Serio? Kabrio? - Spytałam ironicznie, gdy zeskoczyłam z ostatniego
schodka – w tym mieście? Gdzie pogoda zazwyczaj jest deszczowa?
- Oj
przestań się dąsać. Jak zacznie padać, zawsze można zasłonić
dach – odparła i teatralnie otworzyła mi drzwi.
Po
chwili namysłu wsiadłam i zapięłam pas. Kiedy przyjaciółka
także zajęła swoje miejsce, ruszyła do centrum miasta. Całą
drogę paplała o swoim nowym samochodzie i o nadchodzącym wiosennym
balu. Zaparkowała pod największą miastową galerią handlową i
wtedy wiedziałam, że to będzie długi dzień. Wysiadłyśmy i
weszłyśmy do wesołego, pełnego światła i głośnego Extremely.
-
Gdzie najpierw? - Spytałam.
- Po
sukienkę.
- Na
bal? Przecież jeszcze czas.
-
Miesiąc to nie jest dużo czasu.
Weszłyśmy
do drogiego sklepu, zresztą czego się spodziewać po Kat.
Zaczęłyśmy przeglądać sukienki. W końcu przyjaciółka wybrała
pięć i poszła do przymierzalni. Zanim nałożyła pierwszą i mi
się pokazała minęło chyba piętnaście minut. Tak samo było z
kolejnymi. Nie to, że nie lubię zakupów, ale te z Kat były
męczące. Po około trzech godzinach chodzenia po sklepach,
przymierzania i całej reszcie, powiedziałam:
-
Chodźmy coś zjeść.
-
Gdzie? - Wskazałam na fast food'a – nie ma mowy, muszę dbać o
linię. Jestem kapitanem cheerleaderek.
-
Tam są też sałatki, a mnie na nic droższego nie stać. Poza tym
jestem głodna.
Zgodziła
się i zamówiła sałatkę, a ja frytki, kanapkę i wodę do picia.
Naprawdę byłam głodna, ponieważ jak tylko zamówienie zostało
zrealizowane zaczęłam pochłaniać jedzenie jak szalona. Kiedy
skończyłam, Kat spytała.
-
Idziemy dalej?
-
Daj mi trochę odpocząć. Zresztą jedzenie na szybko jest niezdrowe
– puściłam jej oko i odważyłam się zapytać – podoba ci się
Leo?
-
Nie no coś ty, dlaczego tak uważasz? - Brzmiało to prawdziwie.
-
Odnoszę takie wrażenie.
-
Chodzi o to, że nie rozumiem czemu zerwaliście.
-
Przecież wiesz - odparłam.
- No
tak, ale tego nie rozumiem.
-
Kat, to co do niego czułam zaczynało gasnąć. Dlaczego miałam nas
męczyć i ranić? Chyba lepsza jest szczerość.
-
Ale on cię naprawdę kocha – chciałam coś odpowiedzieć, ale
była szybsza i dodała – i ty też go chyba jeszcze kochasz.
-
Mylisz się.
-
Nie można kogoś od tak po prostu przestać kochać. Byliście razem
pawie rok.
-
Można, kiedy to było coraz słabsze. Kat spawa skończona, nie
będziemy znowu razem. Możemy się kolegować, ale nic więcej.
-
Pójdziesz dziś z nami na imprezę?
-
Nie za często imprezujecie? – Zrobiła minę zbitego psa – mogę
iść. Co mi tam – prawda, choć raz mogłam iść się zabawić.
Ruszyłyśmy
na dalsze zakupy. W galerii spędziłyśmy jeszcze dwie godziny. Po
wszystkim Kat kupiła tylko kilka bluzek i buty. Odwiozła mnie do
domu z informacją, że o ósmej po mnie przyjedzie.
Weszłam
do domu i w kuchni zastałam tatę.
-
Gdzie Zoey? - Spytałam próbując palcem zupy, którą robił.
- Z
tyłu z koleżankami. Możesz zawołać ją na obiad?
-
Jasne.
- A
i Effy! - Krzyknął za mną, więc się wróciłam – jutro na
kolację przychodzi ktoś do nas.
-
Kto taki?
-
Moja... przyjaciółka.
-
Tato? - Spytałam ostrożnie – kto taki?
-
Moja dziewczyna. Tylko proszę – zaczął pospiesznie – zachowuj
się. Chcę byście ją poznały.
- Od
kiedy masz dziewczynę?
- Od
miesiąca – wytrzeszczałam na niego oczy - przepraszam
Uniosłam
ręce w górę w geście obronnym i rzuciłam:
-
Idę po Zo.
Zbiegłam
na dół i wyszłam tylnymi drzwiami, za którymi było niewielkie
podwórko. W bloku mieszkał cztery rodziny i miały jedno wspólne
podwórko, z czego połowa to ogród. Musiałam się uspokoić i nie
chciałam denerwować siostry. Usiadłam na schodkach, wyciągnęłam
z kieszeni spodni papierosa i odpaliłam ją nową zapalniczką.
Paliłam i patrzyłam jak Zoey bawi się z koleżankami. Kiedy mnie
zauważyła podeszła i usiadła obok.
-
Tata wie, że palisz?
-
Nie.
-
Rozumiem, że mam się nie wygadać – kiwnęłam głową – to
kosztuje – uniosła w moją stronę rękę i pomachała.
Oczywiście
to był żart, że chce łapówkę, ale spojrzałam na nią spode łba
i spoważniała.
- Co
się stało? - Jak na dwanaście lat była bardzo spostrzegawcza.
-
Jutro jemy kolację z nową dziewczyną taty, którą ma od miesiąca
i nic nam nie powiedział – wyrzuciłam to z siebie za jednym
zamachem.
-
Dziwisz się? - Znów na nią spojrzałam – skoro tak zareagowałaś.
-
Czyli jak?
-
Coś w stylu, nikt nie zastąpi mamy.
- To
nieprawda.
-
Prawda. Ale pamiętaj, mama nas zostawiła, a tata ma prawo być
szczęśliwym i niezależnie czy ona nam się spodoba, musimy mu na
to pozwolić.
Znów
na nią spojrzałam. Miałam łzy w oczach, nie chciałam płakać,
ale mała miała rację.
-
Czas na obiad.
Wstała
i zatrzymała się w drzwiach. Zgasiłam i wyrzuciłam połowę
papierosa, po czym poszłam z nią.
Po
zjedzonym obiedzie wstawiłam naczynia do zmywaki i kiedy Zoey znowu
wyszła powiedziała do taty:
-
Przepraszam za tamto.
-
Nic się nie stało. Miałaś prawo tak zareagować.
-
Wychodzę wieczorem z Kat. Nie czekaj.
-
Dobrze, potrzebujesz tego – uśmiechnął się i ucałował mnie w
czoło.
Poszłam
do swojego pokoju. Na wieczór wybrałam zwykła czarną spódniczkę
i czerwoną koszulkę. Do tego swoje czarne czółenka i skórę.
Tata miał rację, potrzebuję tego. Muszę się wyszaleć i zabawić.
Kolejna część w czwartek :)
małe pytanie: uważacie, że gdybym poprawiła `krzyk we śnie` i może podzieliła na dwie części, miałoby to szansę na wydanie? W sensie książki? Zastanawiam się od dłuższego czasu czy coś z tym robić. Szukać pomocy i w ogóle, a także zabiorę się niedługo za poprawę tego. Ale pytanie: czy mam jakąkolwiek szansę, żeby się udało?:)
pomożecie dobić do 50K? :) ---> https://www.facebook.com/TweWlosyIUstaWpadajaWMeGusta?ref=hl
a tu można pytać :) ----> http://ask.fm/lollelita
Oczywiście że tak.! I na pewno skusiła bym sie żeby przeczytać to jeszcze raz.:)
OdpowiedzUsuńtylko troszkę zmienioną :) Dzięki :)
UsuńNie wiem czy przeczytasz ten komentarz, ale oczywiście że tak, gdybyś poprawiła literówki i w ogóle troszkę nad tym popracowała w sensie podzielenia na 2 części i w ogóle to mógł by to być bestseller :D
OdpowiedzUsuńCzekam aż w księgarniach na półkach będzie "Krzyk we śnie" ! :D
Pozdrawiam :*
czytam wszystkie :)
Usuńtak wiem, mam zamiar jak skończę empatię wziąć się mocno za krzyk i też chciałam to podzielić na dwie części :) długa praca przede mną :)
Również pozdrawiam :)