sobota, 23 lutego 2013

Część 5

Na niedzielę wzięłam sobie wolne. W poniedziałek i wtorek także nie poszłam do szkoły. Chciałam ten czas spędzić z Jessie'm. Cieszyłam się bardzo , że przyjechał. Trzy dni rozmawialiśmy, śmialiśmy się i nie martwiliśmy niczym. W poniedziałek i wtorek gdy ja byłam w pracy on i Ethan wychodzili na miasto.
Mama rzadko bywała w domu, z czego się bardzo cieszyłam, bo nie było niepotrzebnych kłótni i tym samym mogłam więcej czasu spędzić z Jessie'm.
-Wiesz co ? -powiedział we wtorek kiedy się pakował- Nie myślałem, że dasz sobie radę.-spojrzałam na niego spode łba -Znaczy zawsze w ciebie wierzyłem, ale po tym wszystkim myślałem, że znowu wrócisz do wiesz...-kiwnęłam głową na znak , że rozumiem i nie chcę drążyć tematu.
Kiedy tata trafił do więzienia ja , mama i Jessie jakoś dawaliśmy sobie radę, ale gdy wyjechał do Nowego Jorku, a mama..cóż...zaczęłam się ciąć. Wiedział o tym tylko Jessie i chciał mnie umówić na spotkania z psychologiem , to tak go powyzywałam, że poradziłam sobie z tym sama. No może nie do końca z tym zerwałam, bo to jest nałóg z którego szybko i łatwo się nie wychodzi ,ale jest lepiej.
-Hej – wyrwał mnie z zamyślenia
-Będę tęsknić za tobą-mocno się do niego przytuliłam
-Chcesz , żebym został ? -cały Jessie , zawsze najpierw dbał o innych
-Jess,oczywiście, że bym chciała, ale nie mogłabym sobie wybaczyć, że przeze mnie gnijesz tu – zatoczyłam koło ręką
-Dasz sobie radę. A gdy skończysz szkołę przeprowadzisz się do mnie. -wytrzeszczyłam na niego oczy -No chyba, że znajdziesz sobie chłopaka, który będzie cię utrzymywał .
Wybuchnęłam śmiechem. Takim szczerym. Dawno się tak nie śmiałam. Po chwili Jessie też zaczął się śmiać. Przytulił mnie mocniej, dal buziaka w czoło i powiedział – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Które oczywiście masz w sobotę, ale skoro jutro wylatuję to proszę.-uśmiechnął się i wręczył mi małe pudełeczko, ładnie zapakowane.
W pudełeczku były moje wymarzone perfumy . Zawsze chciałam je mieć i on o tym wiedział. Duże , czarne Chanel Coco Noir . Otworzyłam wieczko i psiknęłam sobie dwa razy w szyję perfumami. Miały mocny, ale zarazem delikatny zapach. Trochę grejpfrutowy.
-Dziękuję.-przytuliłam go
-Cieszę się, że się podoba .
-Żartujesz ? Zawsze chciałam je mieć. - uśmiechnął się od ucha do ucha
-Wiem. Idę się wykąpać. Rano wstaję, a ty idziesz do szkoły. -zaczął iść do łazienki
-Taa jasne.
-Lena nie żartuje. Musisz chodzić do szkoły.-zatrzymał się
-Wiem, ale.- odwróciłam się do niego-Nie wiem czy sobie poradzę z tymi wszystkimi świdrującymi mnie oczami.-zmarszczył brwi- W gazetach już jest o ucieczce. Jak myślisz jak będą mnie traktować. Tak samo jak po mamie..-wzięłam głęboki wdech by się nie rozpłakać-Albo gorzej.
-Dasz radę. Wierzę w ciebie. Pokażesz im wszystkim, że jesteś silna i nie można cię zniszczyć-dał mi jeszcze buziaka w czoło i poszedł wziąć prysznic.
Łatwo było mu mówić. No ale musiałam wziąć się w garść, nie mogłam go zawieźć.

Ranek był ciepły. Wstałam przed siódmą. Pierwsza lekcje była odwołana, więc mogłam sobie trochę dłużej pospać. Jessie wyjechał na lotnisko bardzo wcześnie. Pamiętam nawet jak wszedł do mojego pokoju i ucałował mnie w czoło. Mimo klasycznych relacji siostra-brat , zawsze mogłam na niego liczyć.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam czarne spodnie i czerwoną koszulę w kratę. Lubiłam ją. To był jeden z moich lepszych zakupów. Była miła w dotyku i dobrze leżała. Założyłam jedyne nierozwalające się (do końca) czarne, skórzane, ciężkie buty. Tak, je to uwielbiam mimo wszystko. Zawsze gotowe do skopania komuś tyłka. Nie żebym należała do osób lubiących się bić, ale zawsze warto być ubezpieczonym.Psiknęłam dwa razy perfumami powietrze i przeszłam przez nie. Zapach miały mocny, no ale jak dla mnie do szkoły -za mocny. Zrobiłam luźnego koka, zjadłam grzanki, wypiłam kawę, chwyciłam torbę i wyszłam z mieszkania.
-Cześć Lena.-powiedział jakiś głos za mną, gdy przekręcałam klucz.
Wiedziałam, że to Aaron. Odwróciłam się powoli i podziałałam patrząc mu prosto w niebieskie oczy.
-Cześć.
-Słyszałem o twoim tacie i bardzo mi przykro, że musisz przez to przechodzić. Pewnie jest ci ciężko.
-Tak. Dzięki-nie spodziewałam się tego.
Każdy kto tylko zjeżdża przy mnie na temat taty zaczyna mnie obrażać, a tu Aaron mi współczuje.
-Idziesz do szkoły -kiwnęłam głowa-Mogę iść z tobą, czy wolisz iść w samotności?
-Nie, jasne że możesz. No chyba, że nie chcesz , żeby Mandy Cię wyśmiała.
-Mandy przestała mnie już interesować.-serce zabiło mi mocniej.
Aaron czekał przy schodach. Zeszliśmy w ciszy i pojechaliśmy do szkoły autobusem. W drodze zamieniliśmy tylko kilka słów. 
Gdy byliśmy przed budynkiem zatrzymałam się, a on zapytał:
-Coś się stało ?
-Ja..-znów się zająkując-Nie wiem czy dam radę. -czekał.
W końcu się odważyłam i podeszłam do drzwi. Aaron otworzył przede mną drzwi. Weszliśmy na korytarz i wszystkie oczy skierowały się ku mnie. Czułam się dziwnie. I czułam się osaczona. Poszłam prosto do swojej szafki, słysząc za sobą kroki Aarona. Otworzyłam szafkę i schowałam w niej na chwilę głowę by wziąć głęboki oddech.
-Hej-powiedział, kładąc mi rękę na ramieniu-Będzie dobrze.
-Nie nie będzie.-wyjęłam głowę z szafki (wyglądałam pewnie jak kretynka). Wzięłam książki , zamknęłam szafkę i już chciałam odejść, gdy podeszła Mandy. Super.
-Aaron, od kiedy zadajesz się z córką kryminalisty i dziwki.-spytała Mandy, a ludzie zrobili okrąg by pooglądać co się dzieje.-Wiesz Lena, przykro mi, że twoja zła sława się rozprzestrzeniała się jeszcze bardziej .
Wszyscy zaczęli się śmiać. Czekała na mój ruch. Zacisnęłam zęby żeby nie płakać, po czym stanęłam koło Aarona i powiedziałam pewnym głosem:
-Pieprz się Mandy.
Zrobiło się cicho. Bardzo cicho. Mandy zrobiła krok naprzód i powiedziała:
-Spoko. Pójdę do twojej mamy po lekcję. Ona wie jak to robić najlepiej-wszyscy ryknęli śmiechem. Spojrzałam na Aarona. On patrzył się na Paula- `bliskiego przyjaciela` Mandy- miał zaciśnięte pięści.
-Spytaj swojego taty. Widziałam go ostatnio z moją mamą.-to było bardzo złe posunięcie.
Nie było to kłamstwo. No nie do końca. Ostatni klient mamy to tata Mandy. Był u nas, choć nie wiem co robili, ale raczej nie to co zawsze mama... Nie chciałam tylko obrażać mamy, ale w końcu co jej zostało do stracenia. Sama zasłużyła sobie na taką opinię.
Paul wyszedł przed Mandy, stanął twarzą w twarz z Aaronem i powiedział
-Naucz swoją suczkę trzymać język za zębami.
Aaron nic nie odpowiedział bo przywalił Paul'owi. Był to mocny cios, aż chłopak zatoczył się do tyłu. Spojrzał na Aarona wielkimi oczami i powiedział:
-Nigdy więcej jej tak nie nazywaj. Nie zniżaj się do poziomu Mandy.
Wziął mnie za rękę i pociągnął do klasy. Ludzie się na nas patrzyli zaszokowani. Mandy klęczała koła Paul'a i coś do niego krzyczała po czym odeszła zła. Już wiedziałam, że na pewno nie będzie dobrze.


Czekam na komentarze :)

3 komentarze:

  1. JEST ŚWIETNE!
    CZEKAM NA WIĘCEJ.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj... naprawdę jest niedobrze. Fajnie, że Aaron tak się nią opiekuje i ten kawałek z Jessiem był słodki, ale Aaron ma w sobie dużo stanowczości i pewności siebie. I ciut brutalności. Aż mnie zabolały oczy, jak czytałam o tym ciosie ;)
    Wyszło super. Już czekam. Szybko pisz dalej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chcę zaskoczyć i coś mi się zdaje, że mi się uda :) Mam pewne plany :) Dziś powinna się pojawić kolejna część, ewentualnie jutro : )

      Usuń