Wieczór mijał spokojnie. Na początku
nie dawałam sobie rady, rozlewałam alkohol, ale zaczęło mi iść
lepiej. Orientowałam się szybciej co gdzie leży, pewniej
nalewałam. Niektóry zamienili ze mną słówko. Było dużo
mężczyzn w średnim wieku, po dwudziestce, i dużo nastolatków,
którzy pewnie sfałszowali dowody by się tu dostać. Jedna
dziewczyna, chyba w moim wieku spytała :
-Nie jesteś za młoda , żeby tu
pracować ?
-A ty nie jesteś za młoda, że tutaj
być ? -uniosłam brew
-Tequile . -powiedziała szorstko
Podała mi pieniądze, a ja nalałam
jej tequile.
Niektórzy faceci wciskami mi w cycki
napiwki gdy się pochylałam nad barem. Inni próbowali czegoś
więcej, więc dostawali po rękach i odchodzili naburmuszeni. Długo
źli nie byli. Pocieszali się napalonymi 17-latkami, albo pijanymi.
Po północy nie miałam już sił.
Nogi mnie bolały. Poprosiłam o chwilę przerwy by pójść na
zaplecze usiąść i wypić energy drinka. Dużo nie pomogła. Dalej
byłam trochę śpiąca. Do rana jednak jakoś wytrzymałam. O piątej
zamknęli klub, do szóstej siedzieliśmy i sprzątaliśmy bar.
Wycieraliśmy ladę, uzupełnialiśmy półki. Później pozwolona
nam pójść do domów.
Poszłam na autobus i przed siódmą
byłam na klatce. Spotkałam Aarona siedzącego na schodach i
palącego papierosa.
-Cześć-zaczął- Gdzie na baletach
byłaś, że taka zmęczona ?-spytał z uśmieszkiem na ustach
-Cześć. Byłam w pracy. Do jutra
pracuję jako barmanka w klubie przy Seven Street. -kiwnął głową
i wziął kolejnego bucha-Nie wiedziałam, że palisz.-usiadłam obok
niego
-Czasami. Czasami po prostu muszę
wyluzować. Zwłaszcza jak się pokłócę z tatą, a przed chwilą
właśnie tak było.
-Przykro mi. -powiedziałam nagle,lecz
on tylko wzruszył ramionami .
Rzucił na ziemię niedopałek i
zdeptał. Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu, po czym spytał :
-Jak sobie radzisz ? Z tą sprawą z
twoim ojcem ?
-Nie wiem. Znaczy nie mam żadnych
wieści o tacie i nie wiem czy chcę jakieś mieć.
-Przykro mi.-uśmiechnął
się-Myślałem, że to ja mam źle z ojcem. Odkąd pamiętam
zazdrościłem Ci i Jessie'mu dobrych układów z rodzicami.
-Dobre to one nie były nigdy.-spojrzał
na mnie z ukosa, a ja jak zaczarowana jego oczami zaczęłam mu się
żalić-Znaczy z tatą zawsze się dogadywaliśmy, z matką było
gorzej. Rzadko się nami interesowała, a jak tata poszedł do
więzienia to ona...sam wiesz.-kiwnął głową-Cały czas wierzyłam
tacie , że to nie on wtedy zabił tamtego człowieka. Wierzyłam ,
że jest niewinny i jak wyjdzie zaczniemy nowe życie. Z dala od tego
wszystkiego. A teraz nie wiem co mam robić. Nagle wszystko się
zawaliło.-gdy skończyłam wciąż się we mnie wpatrywał-
Przepraszam, że Ci się tak wyżalam.
Uśmiechnął się i otoczył mnie
ramieniem. Nie wiem jak długo tak siedzieliśmy, ale mogłabym oddać
wszystko by siedzieć tak z nim do końca świata. Nie obchodziła
mnie zimna posadzka, liczyliśmy się tylko my. Słyszałam jego
spokojny oddech, czułam jego siłę kiedy mnie przytulał.
-Dzięki.-spojrzał na mnie
zdziwiony-Chyba właśnie tego potrzebowałam. Usiąść, wygadać
się i żeby ktoś mnie przytulił. To pomaga bardziej od tego
`wszystko będzie dobrze`.
Uśmiechnął się . Był to słodki
uśmiech. Zaczął się do mnie przysuwać, jego usta były kilka
centymetrów od moich, gdy nagle jakiś głos powiedział :
-Ekhm. Lena ? Do domu. Ale już.-mama
Spuściłam głowę. Poczułam się
strasznie zażenowana.
-Przepraszam.-powiedziałam cicho do
Aarona i wstałam.
Zostawiłam go tam samego i poszłam za
mamą do domu. Gdy zamknęła drzwi zaczęła na mnie krzyczeć:
-Gdzieś ty była całą noc ?!
Martwiłam się o Ciebie !
-Jasne.-odparowałam
-Byłaś z tym chłopakiem ? -krzyknęła
gdy nie odpowiedziałam- Pytam się ?!
-Nie -krzyknęłam, lecz znów mówiłam
spokojnie – Byłam w pracy. Miałam nocną zmianę . -spojrzała na
mnie z ukosa-A nawet gdyby to co ?
-Co proszę ! Masz dopiero 16 lat !
-krzyczała dalej mama
-Dzięki. Czyli zapomniałaś , że mam
dziś urodziny !- krzyknęłam jej w twarz-Wiesz co ? Ty możesz
sobie balować do rana, sypiać z kim chcesz, a ja nie ? Przecież
nigdy nie interesowało cię moje życie ! Zresztą za rok mnie tu
nie będzie, wyprowadzę się . Wtedy będziesz mogła KAŻDEGO
klienta tu przyprowadzać.
Nie wiem kiedy wymierzyła mi policzek.
Uderzyła mocno. Podeszła i powiedziała cicho :
-Tak samo jak ty czekam z
niecierpliwością kiedy skończysz osiemnaście lat. I wiesz co ?
Nie mogę się doczekać kiedy się wyniesiesz.
Wyszła ,trzaskając drzwiami.
Poszłam do swojego pokoju i rzuciłam
się na łóżko. Byłam zła. Łza poleciała mi po policzku, który
właśnie zaczynał piec. Szybko ją wytarłam. Nie pozwoliłam
kolejnym lecieć. Chwilę później zasnęłam.
Obudziłam się o 10:50. Wzięłam
ekspresowy prysznic i zjadłam śniadanie. Nie wiedziałam, że
jestem taka głodna. Miałam dziesięć minut żeby dostać się do
pracy.
Ubrałam się, przeczesałam włosy i
wyszłam. Przed blokiem stał Aaron.
-Słyszałem twoją kłótnię z
mamą.-stanęłam jak wryta
-Przepraszam, śpieszę się. Jestem
spóźniona do pracy.-unikałam jego wzroku
-Właśnie odjechał ci autobus.
Następny masz za...-spojrzał na zegarek-dziesięć minut.
-Cholera.
-Chodź.-spojrzałam na niego
zdziwiona-Podrzucę Cię.
Jego auto stało przed blokiem. (Tak ,
taka dziura nie ma własnego parkingu.) Stanęliśmy przed
cadillakiem escalade. Po raz kolejny stanęłam jak wryta przed
samochodem. Drugim z trzech na liście moich wymarzonych samochodów.
-Co ? -spytał zdziwiony Aaron.
-Nic. Po prostu to drugi z trzech moich
wymarzonych aut i nim będę jechać.
-Jakie jest pierwsze ? -spytał gdy
wsiadaliśmy.
On także zachował się jak dżentelmen
i otworzył mi drzwi.
-Range rover.-ruszyliśmy-Jechałam nim
z Ethan'em.
-Aham. A trzeci ?
-Tajemnica. -powiedziałam i
uśmiechnęłam się tajemniczo.
-A ten Ethan to twój .. ? -spojrzał
na mnie wyczekując odpowiedzi
-Przyjaciel. Jak byliśmy młodsi to
on, ja i Jess się przyjaźniliśmy, a Bill, jego tata , to dobry
przyjaciel rodziny.-nic nie odpowiedział, tylko kiwnął głową
Gdy dojechaliśmy na miejsce powiedział
:
-Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin
, Leno.- serce mi zabiło mocniej
-Dziękuję. Pewnie słyszałeś jak
krzyczałam to mamie ? -spytałam cicho i opuściłam głowę
-Słuchaj, ja...-przerwałam mu
-Nieważne. Serio. Dzięki za życzenia
i podwózkę. Muszę iść. Cześć.
Rzuciłam i poszłam.
W kawiarni nie było Billa. Poszłam od
razu na zaplecze się przebrać i wyszłam przed kontuar.
-Cześć.-rzuciłam do Ethan'a-
przepraszam, zaspałam.
-Nic nie szkodzi. Mały ruch więc ci
wybaczam-puścił oczko-Jak praca barmanki ?
-Męcząca ,ale napiwki niezłe. Z
samych napiwków zarobiłam wczoraj około 300 dolarów.-zagwizdał .
-Nieźle.-podniósł rękę, a ja
przybiłam mu piątkę-A i wszystkiego najlepszego .
-Pamiętałeś ? -zdziwiłam się
-Oczywiście. Jakbym mógł zapomnieć
o urodzinach siostry mojego najlepszego kumpla, któremu pomagałem
wybierać perfumy, na jej prezent urodzinowy .-zrobił niewinną minę
-Ty ! -wytknęłam go
palcem-wiedziałam, że Jess nie ma takiego dobrego gustu-obydwoje
zaczęliśmy się śmiać-Ale dziękuję za pomoc mu. Zawsze o nich
marzyłam.
-Też uważam , że mają niesamowity
zapach.-powiedział bardzo poważnie, po czym znów wybuchnęliśmy
śmiechem-Niestety ja nie ma prezentu.
-Przestań. Sama pamięć się
liczy.-uśmiechnęłam się i go przytuliłam-dziękuję.
Zabraliśmy się do pracy.
Atmosfera była dziś naprawdę
przyjemna. Nie było zbytniego tłumu. Ciągle się śmialiśmy. W
trakcie zadzwonił Jessie , żeby złożyć mi życzenia.
Mandy dawno się nie pojawiała, ale
Bóg sprawił mi uroczy prezent urodzinowy i pokazała się. Była z
samym Paul'em. Wydawało się to najmniej dziwne,bo nigdzie nie rusza
się bez swoich przyjaciółek. Podeszłam po zamówienie :
-Co podać ? -spytałam radosnym
głosem. Nie pozwolę żeby Mandy zepsuła mi ten dzień.
-Jedno cappuccino i macchiato. Tylko
szybko jakby można było.-powiedział Paul
-Postaram się. Coś jeszcze ?
-pokręcili przecząco głową, więc odeszłam.
Zabrałam się za robienie kaw. Zajęło
mi to pięć minut. Bill zakupił drugi ekspres do kaw, więc teraz
wszystko idzie szybciej i sprawniej. Zrobiłam kawy i zaniosłam
wraz z rachunkiem. Ceny nie były tu duże, dlatego ruch był duży i
był też większy popyt na kawę.
-Proszę bardzo. Oto wasze kawy i
rachunek. -powiedziałam ściągając kawy z tacki i kładąc na
stoliku.
-Dzięki. Masz .-powiedziała Mandy i
wyjęła z torebki pięć dolarów.
Odeszłam . Albo mieli zły dzień,
albo nie mają się przed kim popisywać, bo znów mnie nie
upokorzyli. Albo dali sobie spokój.
Reszta dnia minęła spokojnie.
Wieczorem pojechałam autobusem do klubu. Znów miałam na sobie te
same buty i spódniczkę co wczoraj , tylko inną bluzkę. Białą na
ramiączkach z nadrukiem żółtej, uśmiechniętej buźki palącej
jointa.
Wszystko szło dobrze dzisiaj. Nie było
sprzeczek, nieporozumień czy innych tego typu akcji. Miałam więcej
siły niż wczoraj. W tłumie zobaczyłam Aarona, Mandy i resztę ich
paczki i gdy szli w moją stronę uśmiech z twarzy mi powoli
schodził.
-Polej nam czystą ! -krzyknęła
Mandy.
Wyjęłam kieliszki i zaczęłam
polewać.
-Płaci się ślicznotko-powiedział
zza moich pleców Mike.
Mandy zalotnie się uśmiechnęła i
kazała jakiemuś chłopakowi z paczki zapłacić. Mike stał ze mną.
Polewał im , a ja stałam i wycierałam kufle od piwa. Przyszedł
Steve.
-Ej Laura !-powiedział do mnie
-Lena-poprawiłam go
-Lena. Dobra mniejsza. Masz tu są dwie
stówki. Twoja zapłata za te dwie nocki. Dochodzi trzecia, więc
możesz już iść. Mam tu kolejną kandydatkę. - i poszedł
-Dzięki.
Wzięłam pieniądze i poszłam po
torbę. Dziś nie miałam spodni na przebranie jak wczoraj, więc do
domu musiałam wrąca w tej spódniczce. Zarzuciłam kurtkę i
wyszłam. Gdy wychodziłam przy barze stała Amber i czekała na
mnie.
-Już się zbierasz ? -spytała robiąc
wydęte usta
-Tak. Chciałam się pożegnać.
-Siadaj z drugiej strony baru. Trzeba
opić twoją dobrą robotę . Na koszt firmy. - puściła mi oczko
Usiadłam po przeciwnej stornie baru i
znów poczułam się mała. Jeszcze mniejsza niż po wewnętrznej
stronie . I do tego trochę niebezpiecznie. Jakiś palant klepnął
mnie w tyłek więc szybko posadziłam go na wysokim, czerwonym
taborecie. Amber wyjęła trzy kieliszki, nalała czystej i zawoła
Mike. Wypiliśmy, pogadaliśmy jeszcze chwilę, po czym z obydwoma
się przytuliłam i udałam się w stronę wyjścia.
Chciałam jeszcze zobaczyć jak
wyglądają od środka te boksy zapewniające prywatność, więc
szybko do jednego weszłam. Miały ciemno-fioletowe ściany, z
jakimiś wzorami i czerwone kanapy. Do tego niewielki stolik. Gdy się
odwracałam żeby wyjść, wpadłam na jakiegoś chłopaka.
-Cześć ślicznotko. Zabawimy się ?
-uśmiechnął się, ale nie był to przyjemny uśmiech
-Nie dzięki. Zresztą wychodzę.
-chciałam go ominąć, lecz złapał za ramię i rzucił na kanapę.
Od razu domyśliłam się o co mu
chodzi, więc zaczęłam krzyczeć. Było głośno, więc pewnie nikt
mnie nie słyszał.
Nie miałam siły się bronić, ale
musiałam. Nie mogłam dopuścić do tego by ten chłopak się ze mną
zabawił.
Usiadł na mnie okrakiem. Zaczęłam
kopać nogami i machać rękoma. Próbowałam się wyrwać, lecz to
tylko pogorszyło moją sytuację bo uderzył mnie w twarz. Nie tak
jak mama. Z pięści. Bolało. Czułam jak z wargi leci mi krew.
Wiedziałam, że jest rozwalona. Pulsowało w miejscu gdzie dostałam.
Głowa mi opadła na oparcie. Łzy poleciały po policzkach. Nie
miałam siły. Facet próbował zdjąć mi spódniczkę. Nachylił
się nade mną, by zacząć mnie całować, kiedy nagle....
_____________________________
Jeżeli macie jakieś uwagi, komentarze, krytykę czy cokolwiek to pisać. :)
+ na początku jest ankieta. z anonima też można
+ na początku jest ankieta. z anonima też można