- Dobranoc –
mówimy sobie z dziewczynami i idziemy spać.
Kolejna noc w tym
piekle. Jestem Amber Castley i mam dziewiętnaście lat. Cztery lata
temu zamknięto mnie w szpitalu dla psychicznie chorych, gdzie za
dnia zamiast zabierać nas na terapię, każą nam pracować. Zero
cywilizacji, z daleka od świata. Nawet nie znam naszego dokładnego
położenia. Ale dla mnie to lepiej. Nie spotykam się na co dzień z
moim dziwnym talentem. Zabójczym deja vu.
Gdy miałam pięć
lat moja mama była w ciąży i oczekiwałam siostry. Gdy było po
wszystkim i dowiedziałam się, że mała ma mieć na imię Cassie
poczułam dziwny ucisk w żołądku. Wpadło paru gangsterów,
porwali siostrę i zabili ojca. Nic z tym nie zrobiłam, z tym
dziwnym uczuciem deja vu, więc więcej tego nie ignorowałam. I tak
zostałam sama z mama. Nie mogę sobie wybaczyć tego co się wtedy
stało.
W wieku dziesięciu
lat znów mi się to przytrafiło. Siedziałyśmy z mamą w salonie i
oglądałyśmy wiadomości. Samolot pasażerski, który został
przejęty przez bandytów stracił panowanie. Poczułam znów ucisk w
żołądku. Powiedziałam więc, że zanim samolot spadnie,
wybuchnie. Mama uznała, że mam bujną wyobraźnię, lecz gdy
zobaczyła to co powiedziałam zaczęła chodzić ze mną do
psychiatry. On jednak pierwszy raz spotkał się z takim przypadkiem
i nie potrafił mi pomóc. Powiedział tylko, że deja vu może brać
się z niepamiętanych snów, których mam pełno.
Pięć lat potem
był napad na bank. Policja odgrodziła teren żółtą taśmą,
stałam zaraz za nią i krzyczałam do jednego z nich:
- Musicie coś
szybko zrobić, żeby ich stamtąd wyciągnąć!
- Robimy co w
naszej mocy – uspokajał mnie policjant.
- Ale w środku
jest bomba i budynek zaraz eksploduje!
Policjant spojrzał
na mnie spode łba, a kilka minut później nastąpił wybuch. Nikt
nie przeżył. Zaczęli mnie wypytywać skąd o tym wiedziałam.
Powiedziałam prawdę, ale nikt nie uwierzył, więc zamknęli mnie w
psychiatryku. Mama nie mogła nic zrobić.
Gdy już tu
trafiłam zaprzyjaźniłam się z czwórką najbardziej
niebezpiecznych dziewczyn z zachodniej części. Nie rządzimy sobą
i zawsze trzymamy się razem. Jesteśmy jak siostry, mimo że bardzo
się różnimy Michelle, rok młodsza. Ma zielone oczy i jest ścięta
na chłopaka, do tego jest Afroamerykanką. Audrina jest w moim
wieku, ma długie blond loki i czekoladowe oczy. Amy i Natalie,
zawsze trzymają się razem, są nierozłączne. Obie mają po
siedemnaście lat, zielone oczy i długie włosy. Jedyne co je różni
to kolor – Amy ma rude, a Natalie czarne. No i ja. Mam długie,
czerwone włosy i niebieskie oczy. No i jestem inna.
Dzień zaczynamy
jak każdy inny. Poranna toaleta, śniadanie, chwile odetchnienie i
robota. Ostatnie kilka dni spędziliśmy na wykopywaniu surowców z
tuneli niedaleko zakładu. Mówiłam, że zamiast chodzić na
terapie, my pracujemy. Risa, bezwzględna szefowa. Uważa, że praca
bardziej pomoże nam się „unormalnić” - jej słowa. Czasami się
zastanawiam czy to miejsce to nie zakład karny.
Gdy wracamy na
obiad, podchodzi do mnie jeden z ochroniarzy. Nazywa się Lucas.
Wszyscy go tu lubią, z wzajemnością.
- Cześć Amber –
mówi do mnie – twoja mama przyjechała w odwiedziny.
Uśmiecham się do
niego i idę do odosobnionego pokoju. Pomimo trzydziestu pięciu lat,
mama wygląda młodo.
- Cześć – mówię
i ściskam ją mocno.
Obie przeżyłyśmy
bardzo nasze rozstanie. Ona chyba bardziej. Byłam ostatnią bliską
jej osobą, a teraz siedzę zamknięta w psychiatryku. Bardzo ją
kocham i nigdy nie chciałam jej zawieźć.
- Cześć kochanie
– odpowiada i siadamy do stołu – co u ciebie słychać?
Mamy bardzo
ograniczany kontakt ze światem zewnętrznym. Jeśli chodzi o rodzinę
czy przyjaciół, mamy prawo do jednego telefonu tygodniowo.
Długo
rozmawiałyśmy aż wyjechała z pytaniem, na które zawsze
odpowiadam nie.
- Dlaczego nie
chcesz wyjechać na kilka dni?
- Wiesz, że gdy tu
jestem odcięta od świata rzadziej zdarza mi się deja vu. Czasami
tylko, jak na przykład zepsute jedzenie czy fatalna pogoda na pacę
w terenie. Ale to nic w porównaniu z wielkim światem.
- Rozumiem. No cóż,
na mnie pora.
Żegnamy się i
odprowadzam mamę dokąd tylko mogę. Wracam do stołówki. Nie
zjadłam obiadu, bo jest coś z mięsem, a ja jestem wegetarianką.
- Jak spotkanie z
mamą? - pyta Audrina.
- Dobrze. Cieszę
się, że ją widziałam. Jak zwykle pyta czemu nie chcę wyjść na
warunkowym.
- I czemu nie
wyjdziesz?
- Za duże ryzyko –
odpowiadam. Dziewczyny znają mój sekret.
- Ty to masz ekstra
starych – mówi nagle Amy – moi pewnie dawno o mnie zapomnieli.
- Dokładniej to
mamę – parzą na mnie z wyczekiwaniem, więc mówię dalej – gdy
miałam pięć lat miała urodzić się moja siostra Cassie. Nagle
wpadli jacyś ludzie i ją porwali, a tata próbował ją ratować.
Wtedy zginął.
- To dlatego masz
wytatuowany napis Cassie na żebrach? - Pyta Michelle.
- Tak. Czuję się
winna. Przeżyłam wtedy swoje piesze deja vu i nic nie zrobiłam.
Po policzku spływa
mi łza, którą szybko ocieram. Dziewczyny nic nie mówią i nie
robią. Nigdy nie płaczę, aż tu nagle...
- Nasza droga Amber
płacze? - Słyszę za sobą głos Melisy. Zawsze i wszędzie
znajdzie się jakaś suka. Przyszła z koleżankami, są ze
wschodniej części zakładu – tęsknisz za domem?
Ocieram łzę i
mówię:
- Ja nie tęsknię
za domem, cywilizacją ani światem. Tu jest mi dobrze – uśmiecham
się, a ona parska śmiechem – tak poza tym co tu robicie? Macie
zakaz. Już zapomniałaś?
W zeszłym tygodniu
Melisa pobiła mocno jedną z naszych dziewczyn i od tamtej pory mają
zakaz przychodzenia do zachodniej części.
- Ale pozwolili nam
przyjść na mecz koszykówki – odpowiada – żebyśmy dopingowały
wschodnią część.
- Z waszym
dopingiem mają większą szansę na przegraną – po słowach
Michelle odchodzą.
M także idziemy na
boisko dodawać otuchy chłopakom z zachodniej części. W drużynie
gra mój chłopak – Carlos. Jest wielkim, przystojnym i łysym
Włochem, z którym jestem od trzech lat. Wychodzimy na zewnątrz i
widzę jak melisa flirtuje z Carlosem. Podchodzę i namiętnie go
całuję, robiąc jej na złość.
- Cześć – mówię
do chłopaka, gdy Melisa odeszła.
- Hej mała.
Przyszłyście nam kibicować?
- No pewnie.
Zresztą bez tego też byście wygrali.
Uśmiecha się,
całuje mnie i wtedy wracam do dziewczyn, które już siedzą na
trybunach. Jest ładna pogoda, mimo że mamy marzec. Mecz sezonowy,
więc północna i południowa część zakładu też się zbierają.
Następny taki za dwa tygodnie. Drużyny zawsze grają o jakiś
luksus dla swojej części. Dwa lata temu chłopaki wygrali tydzień
wolnego dla zachodniej części i lepsze jedzenie. Tak, u nas to
luksusy.
W tłumie
południowym zauważam nową twarz.
- Ej laski, kto to?
- Pytam wskazując na wysokiego blondyna.
- Alex Daniells.
Przenoszą go z kumplami do naszej części. Teraz ciągle są jakieś
remonty – mówi Audrina – ponoć każda dziewczyna za nim
szaleje.
- I chyba ty też
Amber – mówi Natalie.
- Szaleję tu za
dużo powiedziane.
- Albo za szybko –
dodaje Audrina i wszystkie zaczynają się śmiać.
Uspokajają się,
kiedy zaczyna się mecz.
Chłopaki grają ze
wschodnią częścią i póki co wygrywają. Jeśli im się uda
zwyciężyć ten mecz, za tydzień będą grać z częścią
południową. (Dwa tygodnie temu wygrali z północnymi) Wtedy może
wygramy i będziemy mieć „luksus”.
Po długim
widowisku drużyna zachodnia wygrywa. Słychać wiwaty i okrzyki, po
czym wszyscy zaczynają się zbierać. Alex i jego kumple kierują
się do naszej części. Odwracam się do dziewczyn, żeby coś im
powiedzieć, gdy ktoś mnie zaczepia. Staję twarzą w twarz z
Alex'em.Kolejną część dodam w czwartek : *
Nareszcie coś nowego :> nie mogłam się doczekać :D a opowiadania zaczyna się bardzo interesująco ;>
OdpowiedzUsuń