piątek, 14 marca 2014

Zabójcze deja vu #5

Siadam na kozetce i pamiętam wszystko ze snu. Była tam dziewczyna, młoda, miała długie blond włosy i niebieskie oczy. Była bardzo ładna. Na początku zastanawiałam się czy to nie jest moja mama za czasów młodości, ale doszłam do wniosku, że nie. Jednak była bardzo podobna.
Dziewczyna stała przed jakimś budynkiem. Chwilę po tym jak z niego wyszła, budynek eksplodował i wtedy doznałam szoku. Właśnie to widziałam na boisku. Tych samych krzyczących ludzi, pył, wybuch, wszystko! Nie wiem jak to możliwe i co to właściwie oznacza, ale jestem zaskoczona.
Wchodzi pielęgniarka i pyta:
- Czujesz się już lepiej? - Kiwam głowa, która już nie boli – wracaj do pokoju.
- Dziękuję.
Gdy wchodzę do sektora Melisa coś głośno komentuje. Staję w drzwiach i patrzę na nią. Po chwili dociera do mnie, że to ja jestem obiektem jej żarów:
- Taka niby nieustraszona Amber! Niby niepokonana! A mdleje, płacze i w głowie się jej przewraca.
- Uważaj żeby tobie coś w brzuchu się nie poprzewracało – mówię przechodząc koło niej, aż jej mina zrzedła.
Siadam na swoim łóżku i zaczynam rozmawiać z dziewczynami.
- Wszystko w porządku? - Pyta Michelle – co się tam stało?
- Nie wiem, miałam jakąś dziwną wizję i nagle ciemność.
- Wystraszyłaś nas – dodaje Amy.
- Przepraszam. Wszystko już okey. Ale kiedy spałam u pielęgniarki miałam dziwny sen...
- Zaraz, zaraz – przerywa mi Audrina – pamiętasz swój sen?
Wszystkie cztery patrzą na mnie wielkimi oczami.
- Tak. To też jest dziwne, ale chodzi mi o coś innego.
Opowiadam im co mi się przytrafiło. Słuchają uważnie i czasem zadają pytania lub mówią co o tym myślą.
Na koniec żadna się nie odzywa. Myślałam, że to jakoś skomentują, ale one nic nie mówią.
- Co jest? - Pytam więc.
- Nie wiemy co powiedzieć, to dziwne. Wiesz może dlaczego tak się stało?
Wzruszam ramionami. Oznajmiam im, że muszę na chwilę wyjść na powietrze, bo znów zaczyna kręcić mi się w głowie. Martwią się i chcą iść ze mną, ale odmawiam.
Wychodzę na niewielkie podwórko. Widzę Alex'a z kolegami. Gdy mnie widzi podchodzi.
- Hej, jak się czujesz? - Pyta.
- W porządku. Dzięki.
- Co się stało na boisku?
- Nie wiem, coś dziwnego – śmiejemy się – muszę wracać.
Żegnam się i wracam do dziewczyn. Siadam na łóżku i widzę jak Melisa głaszcze się po brzuchu. Niby nic, a jednak coś w środku mnie boli. Na początku myślę, że jest to zazdrość. Carl miał rację, nie mogę mieć dzieci. Po chwili jednak dociera do mnie, że to jest zapomniane uczucie deja vu. Tylko, że nie widzę tego co się stanie za kilka chwil. A może nic? Może to przez te tabletki przeciwbólowe, przez zmęczenie i dzisiejsze wydarzenia? Ignoruję więc to co czuję i zasypiam.

Budzę się i znów pamiętam swój sen. Obraz jest trochę zamazany i nie widzę twarzy, ale całość przedstawia kobietę, która poroniła. Ściągam nogi z łóżka i udaję się do łazienki. Kiedy wracam ogarnięta, nasz sektor przeszywa okropny krzyk. Wszyscy próbują zorientować się skąd pochodzi, gdy domyślają się. Melisa. Wkoło jej łózka zbiera się pełno dziewczyn, po chwili zbiegają się sanitariusze. Na łóżku jest pełno krwi i już wszystko rozumiem. Wczorajsze uczucie deja vu i swój sen. Kiedy wynoszą Melisę na noszach, udaje się jej wskazać na mnie palcem i powiedzieć coś do Risy, która też przyszła. Wszystkie dziewczyny wiedzą co to powiedziała. Słyszały jak wczoraj pogroziłam Melisie, ale tylko ja wiem, że to nie było specjalnie i nie zamierzałam zabić jej dziecka. Nawet jeśli ukradła mi chłopaka.

Siedzę naprzeciw Risy. Jesteśmy same w pomieszczeniu, jestem skuta.
- Co jej zrobiłaś? - Pyta szefowa.
- Nic.
- Nie kłam. Dlaczego Melisa wskazała ciebie i powiedziała, że jej wczoraj groziłaś?
Opowiadam jej wczorajszą sytuacje. Na koniec mówię:
- Nie powiedziałam tego specjalnie i nigdy nie chciałam jej w taki sposób zaszkodzić.
- Ale wiedziałaś co się stanie?
- Nie.
- Amber, powiedz prawdę, to może wyrok będzie lżejszy.
- Jaki wyrok? - Podnoszę głos.
- Ostrzegałam cie, że jeżeli się nie uspokajasz, to pójdziesz do więzienia.
Serce prawie mi stanęło. Do wiezienia?!
- Nic nie zrobiłam. Przecież w sektorach są kamery, może to pani sprawdzić.
- A co jeśli nie mogę? - Unosi brew, wyczuwam w jej głosie ironię.
Ona chce mnie wsadzić za kratki. Dosłownie i świadomie.
- Nie może pani tego zrobić – mówię twardo.
- Ja mogę wszystko.
Wychodzę. Dała mi trochę czasu, bym oswoiła się z odejściem i poczekała na wyrok. Zgłosi sprawę do sędzi w mieście. Coś czuję, że to się nie może dobrze skończyć. Do tego wszyscy uważają mnie za wariatkę (jeżeli do tej pory tak nie było), odsuwają się na bok, gdy koło nich przechodzę. Wyzywają mnie, szepcą za moimi plecami i wiele innych. Mam związane z przodu ręce. Ciągle z boku stoi strażnik. Mój prywatny ochroniarz. Na szczęście jest to ktoś cichy i nie słucham non stop jaka to jestem dziwna.
Dosiadam się do dziewczyn na stołówce. Kiedy się zjawiam koło nich milkną.
- Wy też? - Pytam.
- Nie. Jesteśmy zaskoczone, że tu jesteś.
Opowiadam im rozmowę z Risa. Są oburzone jak ja, ale nie możemy zrobić nic prócz czekać.
- Co z Melisą? - Pytam.
- Leży podłączona do kroplówki. Straciła dużo krwi i chyba sam wiesz...
- Tak. Ale wy mi wierzycie? - Pytam.
- Jasne. Całą noc spałaś – odpowiada Natalie, a ja się na nią patrzę – nie pamiętasz?
- Czego? - Pytam zdziwiona.
- Nie mogłam zasnąć, bo miałam zły sen. Ty się akurat przebudziłaś i spytałam czy mogę iść z tobą spać, bo sama się boję. Nie chciałam budzić dziewczyn, zgodziłaś się i powiedziałam, że ano zniknę.
- Przykro mi, ale nie pamiętam tego.
- A ja tak i mogę to potwierdzić nawet przed sądem – uśmiecham - dla ciebie wszystko siostro.
- Dzięki.
Chwilę jemy w ciszy, aż dosiadają się do nas Alex i jego koledzy. Chłopaki zaczynają rozmawiać z dziewczynami, a Alex pyta:
- Jak tam? Słyszałem co się stało.
- Ja tego nie zrobiłam – od razu się bronię.
- Ale nie tego nie twierdzę. Pytam jak się czujesz.
Uśmiecham się do niego. Po chwili mówi:
- Mają kogoś nowego dać do waszego sektora. Ma na imię Cassie, chyba czternaście lat i trafiła tutaj, bo spowodowała wybuch w jakimś budynku.
Widelec spada mi na podłogę. Jestem zaszokowana. Wszyscy na mnie patrzą. Czuję to. Mam dziwny ucisk w żołądku, ale to nie deja vu.
- Jak ma na imię? - Proszę Alex'a, by to powtórzył.
- Cassie.

W głowie ciągle powtarza mi się to imię, aż w końcu wybiegam do toalety zwymiotować.



Tym razem na czas. Kolejna część w niedzielę :)

No i to mój setny post tutaj, ihaa! : *

3 komentarze:

  1. Ajajaj swietna czesc ;-) aż nie moge się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No,i mamy sprawczynie pożaru i śmierci mamy :'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sprawczyni pożaru tak, śmierć mamy - nie. Mama Amber zginęła w wypadku samochodowym : )

      Usuń