Leżę w łóżku.
W całym szpitalu jest ciemno. Wszystkie światła pogaszone, wszyscy
śpią. Tylko ja nie mogę zasnąć. Ciągle myślę o mamie. Nie
mogę pogodzić się z myślą, że ona nie żyje. Spędziłam prawie
całe popołudnie z Alex'em na dachu. Ciągle płakałam. Z jednej
strony wydaje mi się to normalne, z drugiej jednak dziwne. Nigdy nie
płaczę.
Mijają trzy dni od
śmierci mamy. Dzisiaj wpuszczają mnie na jej pogrzeb. Poprosiłam
Audrinę by pojechała ze mną, zgodziła się. Dostajemy czarne
spodnie i koszule, i wraz z czterema ochroniarzami lecimy
helikopterem do cywilizacji. W mieście samochodem dostajemy się na
cmentarz. Jest kilka znajomych mamy, kilka osób z rodziny, która
się do mnie nie przyznaje. Kiedy mnie widzą zaczynają szeptać i
krzywo patrzeć. Staję najbliżej trumny, a przyjaciółka obok
mnie. Zaczyna się ceremonia. Nie płaczę, nie mam siły.
Kiedy wszystko się
kończy i ludzie rozchodzą się zostaję przy grobie mamy i kucam.
Szepczę jak bardzo ją kocham, tęsknię i zaczynam płakać. Potem
wracamy. Przez cały pobyt w mieście mam deja vu. Rabunki w
sklepach, kradzieże, wypadki samochodowe. Moja głowa od tego pęka.
Siedzę z
dziewczynami na boisku. Chłopaki wygrali finałowy mecz i nie musimy
pracować przez tydzień. Dziewczyny rozmawiają o Melisie. W końcu
milkną i pytają:
- Amber wszystko w
porządku?
- Nie –
odpowiadam.
Nie drążą
tematu. Nie jestem zła. Wracają do swoich spraw a ja mam chwilę
spokoju dla siebie. Nie długą, bo dosiada się do mnie Alex.
- Cześć – mówi
– jak się czujesz?
- Nic nie czuję –
odpowiadam.
- Przestań.
Wszystko będzie dobrze, po prostu potrzebujesz czasu.
Patrzę na niego.
Ma takie ładne oczy... Kiwam głową na znak, że rozumiem jego
słowa. Siedzimy tak w ciszy i nie przeszkadza mi to. Nagle mam przed
oczami jakiś wybuch. Potężny, zwalający z nóg. Wszyscy krzyczą
i uciekają, lecz po chwili obraz wraca do normalności. Nie ma
kurzu, pyłu i wrzasków. Jest spokój, jaki był przed chwilą.
Normalnie powiedziałabym, że to deja vu, lecz przez kilka minut nic
się nie dzieje. Patrzę na Alex'a, on na mnie i jedyne co potem
pamiętam to ciemność.
Otwieram oczy i
czuję potworny ból głowy. Siadam i orientuję się, że jestem u
pielęgniarki. Leżę na kozetce. Po chwili podchodzi do mnie młoda
kobieta o czarnych gęstych włosach i coś mówi. Po chwili macha
przede mną rękoma, zapisuje coś na kartce, świeci mi latareczką
w oczy i znów coś mówi. Tym razem ją słyszę.
- Jak się czujesz?
- Co się stało? -
Odpowiadam jej pytaniem na pytanie.
- Zemdlałaś.
- Zemdla...
- Tak. Na boisku.
Twoi przyjaciele cię przynieśli. A teraz jak się czujesz?
- Boli mnie głowa.
- Tylko? - Skinam
lekko – dobrze, dam ci tabletkę przeciwbólową. Poleżysz tutaj
ile będziesz chciała, a potem wrócisz do pokoju.
- Dobrze.
Daje mi tabletkę,
popijam ją wodą i kładę się z powrotem na kozetce. Pielęgniarka
wychodzi, a ja zasypiam i po aż pierwszy od dawna, gdy się budzę
pamiętam swój sen.
Kolejna część w piątek : )
Szkoda, że taka króciutka :( no nic jakoś muszę wytrzymać do piątku ;p
OdpowiedzUsuń