niedziela, 8 września 2013

empatia część 7

 
Do miasta jechaliśmy w ciszy jego czarnym fordem mustangiem z 67 roku. Kiedy zaparkował pod kawiarnią, w której zazwyczaj przesiadywałam z Kat, zapytałam:
- Co tu robimy?
Jednak on nic nie odpowiedział. Wysiadł z auta, okrążył je i otworzył mi drzwi. Było to miłe, ale i trochę krępujące.
- Skusisz się na kawę w moim towarzystwie? - Spytał z rozbrajającym uśmiechem.
Kiwnęłam głowa, odwzajemniłam uśmiech i weszłam do kawiarni. Zamówiłam cappuccino, a on małą czarną. Kiedy dostaliśmy zamówienie spytał:
- Dereck to twój chłopak? - Prosto, bez ogródek czy owijania w bawełnę.
- Nie, to... tylko przyjaciel – kiwnął głową – czemu pytasz?
Wzruszył ramionami i zmienił temat. Zaczęliśmy rozmawiać o szkolnej drużynie, potem o muzyce i dochodziła osiemnasta. Wyszliśmy z kawiarni i znów otworzył mi drzwi do samochodu. Kiedy sam usiadł za kierownicą i zapiął pas, zapytałam:
- Dlaczego pytałeś o Derecka?
- Nie chcesz wiedzieć – odparł i ruszył. Miał dziwny wyraz twarzy.
- Chcę.
Nic więcej nie powiedział. Znów jechaliśmy w ciszy. Zaparkował pod barem i zgasił silnik.
- Wiem, że otwieracie dopiero o siódmej, ale może zagramy w bilarda?
- Jeśli znajdę czas.
Wymieniliśmy uśmiechy i wzeszliśmy od zaplecza. Barney'a nigdzie nie było, więc pomyślałam, że się spóźni. Po chwili potwierdził to mój telefon.
- Co jest? - Spytał Adam podchodząc.
- Szef... spóźni się trochę. Muszę przygotować bar, więc nie wiem czy z tobą zagram.
Powiedziałam lekko uradowana, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia o grze w bilard. Znaczy miałam, może, ale nie umiałam w praktyce i nigdy nie grałam. Ku mojemu zaskoczeniu Adam odłożył trzymany w ręku kij i spytał z uśmiechem:
- Od czego zaczynamy?
Pomógł mi ustawić stoły i krzesła, przygotować bar i otworzyć drzwi. Zajęło nam to około czterdziestu minut. Kiedy skończymy, rzuciłam:
- Zaraz wracam.
Podczas gdy ja zakładałam fartuch, on ustawił bile i przygotował kije. Wyszłam do niego i od razu się przyznałam, biorąc kij:
- Nie umiem grać.
- Panie mają pierwszeństwo – wskazał z uśmiechem, żebym zaczęła.
Stanęłam przed stołem, przed białą bilą i czułam się żałośnie. Nie wiedziałam nawet jak poprawnie trzymać kij. Po chwili poczułam czyjś oddech na karku. Adam. Położył mi ręce na biodrach i `zgiął` moje ciało w pół, później ustawił moje ręce i palce na stole. Pokazała mi jak trzymać kij. Było słychać jednie nasze oddechy. Jego spokojny, a mój przyspieszony. Serce waliło mi jak oszalałe, ledwo stałam na nogach. Kiedy trzymałam poprawnie kij, położył swoje ręce z powrotem na moich biodrach i czekał. Czekał na mój ruch. Wzięłam głęboki wdech i w tym samym czasie co miałam uderzyć w bilę, wszedł Bary i krzyknął:
- Effy!
Chybiłam w kulę i odskoczyłam od Adam'a.
- Dzień dobry – powiedział chłopak.
- Cześć – odparł Bary – przeszkadzam?
- Nie, właśnie miałem iść – powiedział Adam z uśmiechem i mrugnął do mnie – wpadnę później.
Skinął Bary'emu i wyszedł.
- Przeszkodziłem? - Spytał żałośnie szef, a ja pokręciłam głową.

DERECK
Dochodzi jedenasta. Mama śpi, a ja wychodzę z chłopakami do baru. Ross, Jay i Vince zawsze lubią wychodzić gdzieś na piwo. Wsiadam do samochodu, którym przyjechali i ruszamy.
- Co dziś polecacie panowie? - Pyta Jay, który siedzi obok kierowcy i pali papierosa.
Podaje im bar, w którym pracuje Effy. Mam ochotę ją zobaczyć. Pragnę jej gdy tylko ją widzę. Chłopaki o tym wiedza, ale znają to jedno utrudnienie. Vince parkuje swojego cadillaca i wysiadamy. Idziemy do wejścia i od razu, gdy znajdujemy się w środku szukam jej wzrokiem. Stoi za barem i rozmawia z kimś. Chyba ze swoim szefem. Siadamy przy drugim stole na prawo za bilardem. Przed nami siedzi grupka chłopaków, poznaję tam Adam'a. Jednego ze szkoły. Przychodzi Effy. Patrzy się na nas i pyta:
- Co podać? - Uśmiecha się. Jay składa zamówienie, a ja się w nią wpatruję. Jest przepiękna.
Po chwili odchodzi.
- Zaraz wracam – rzucam chłopakom i idę za nią – cześć – mówię, siadając na stołku barowym.
Odwraca się w moją stronę, a jaj ciemne włosy lekko opadają na ramiona. Obdarza mnie swoim uśmiechem i odpowiada:
- Cześć. Co słychać?
- W porządku. A u ciebie? - Znów się uśmiecha i podaje mi cztery piwa na tacy – jasne.
Mówię i zanim odchodzę, także się uśmiecham. Siadam do stołu, a chłopaki patrzą na mnie wzrokiem typu `i co?`. Nic nie mówię i biorę łyk. Po kilku minutach Ross i Vince idą grać w bilarda. Rozglądam się za Effy i widzę jak wychodzi na zewnątrz.
- Idź za nią – mówi Jay wyrywając mnie z zamyśleń.
- Co?
- Po prostu idź.
Uśmiecham się i idę. On zna mnie lepiej niż reszta, jest dla minie jak rodzony brat. Zawsze mogłem na niego liczyć, zawsze przy mnie był.
Wychodzę i widzę ją jak stoi obok wejścia i pali. Podchodzę, opieram się o ścianę i pytam:
- Palisz?
- Czasem – odpowiada z nutą rozbawienie w glosie – na uspokojenie emocji – dodaje poważnie.
- Coś się stało?
Patrzy na mnie pięknymi, brązowymi oczami i znów się uśmiecha. Lecz to nie jest ten sam uśmiech, co poprzednio. Ten jest... smutny. Nie wiem co jej jest, nie potrafię jej pomóc, ale nie chcę by była smutna. Po chwili patrzy wprost i zauważa swoich przyjaciół.
- Tylko tym razem się nie pobijcie – mówi znów z rozbawieniem, wyrzuca niedopałek i wraca do środka.
Kat mija mnie bez słowa i emocji na twarzy. Za nią wchodzi ten Colin. Na końcu idzie Leon? Leo? Leo. Nie wchodzi od razu za nimi, tylko zatrzymuje się obok mnie.
- Zostaw ją w spokoju – mówi z powagą.
- Nie licz na to. Nasi rodzice się spotykają, będę miał z nią częstszy kontakt niż ty – odpowiadam z tryumfalnym uśmiechem i wracam do chłopaków.

EFFY
Kiedy wróciłam za bar i dołączyli do mnie przyjaciele.
- Cześć – powiedziałam do Kat i Colin'a.
Po chwili wszedł Dereck, a za nim Leo. Nie bili się, ale pewnie rozmawiali. Jestem ciekawa o czym.
- Daj nam piwo – powiedziała śpiewnie Kat.
- Pokaż dokument tożsamości – powiedziałam poważnie, a oni zrobili wielkie oczy. Nagle wybuchnęłam śmiechem i nalałam im piwa.
Przyszedł Bary i przedstawiłam ich sobie.
- Nie szukacie może pracy dzieciaki? - Spytał ich, a oni popatrzyli po sobie.
- Barney ciągle próbuje kogoś znaleźć, by choć trochę mnie obciążyć – wytłumaczyłam.
- Byście dziesięć godzin pracowali z naszą piękną Effy! - Oświadczył, a ja zauważyłam jak Leo się napala.
- Ja jestem chętny – powiedział ku mojemu przerażeniu.
- Przyjdź z nią jutro. Pokaże ci co i jak. Od szóstej do czwartej rano – powiedział Bay i zniknął na zapleczu.
Leo się uśmiechał, jakby wygrał los na loterii, a ja? Ja byłam załamana. Nie wiedziałam co robić. Leo wciąż próbował mnie odzyskać, co nie było pomocne. Dereck mi się podobał, choć nie powinien i to co robimy jest złe. Ale po prostu nie mogę się oprzeć pożądaniu. No i jeszcze Adam. Nie wiem czemu, ale jest w nim coś co mnie pociąga. Ta tajemniczość, po prostu coś mnie do niego ciągnie. Byłam w kompletnej rozsypce. Musiałam to wszystko uporządkować i wybrać między Adam'em a Dereck'iem. Westchnęłam głęboko i zaparzyłam sobie kawy.

Na następny dzień na lunchu Leo zawracał mi głowę pytaniami o pracę. Co trzeba robić, jak trzeba robić. Miałam go dość, a jeśli pomyślałam o tym, że będę spędzać z nim dodatkowo dziesięć godzin dziennie, myślałam że oszaleję. Na lekcjach często wpatrywałam się w Adam'a, próbując rozgryźć co takiego mnie w nim pociąga. Na przerwach za to, kiedy mijałam Dereck'a wymienialiśmy zalotne spojrzenia i uśmiechy. Byłam w totalnej rozsypce, nie wiedziałam co robić. Jednak musiałam się zdecydować, ale to nie było takie łatwe. Poprosiłam Kat, by po zajęciach podrzuciła mnie do domu. Było zimno i padał deszcz, a ja chciałam założyć ciepły sweter. Kiedy wyjechałyśmy z parkingu należącego do uczelni powiedziałam:
- Mam problem i potrzebuję twojej pomocy ale nie chcę żebyś się śmiała.
Spojrzała na mnie zatroskana i odparła:
- Dawaj, co jest?
Opowiedziałam jej, że coś mnie kręci w obu chłopakach i, że nie wiem co robić. Kiedy skończyłam czekałam na jej reakcję, lecz ona nic nie mówiła. Po dłuższej chwili powiedziała w końcu:
- Musisz wybrać między nimi – nie tego się spodziewałam, lecz pozwoliłam jej mówić dalej – jednak wiesz, że między tobą a Dereckiem stoi coś na przeszkodzie? - Zapytała retorycznie, a ja mechanicznie pokiwałam głową – więc może skupisz się na Adamie?
Nic nie powiedziałam. Wiedziałam, że przyjaciółka ma trochę racji.
- Może gdyby Dereck był adoptowany, mielibyście szansę - uśmiechnęłam się – chyba, że waszym rodzicom nie wyjdzie.
- Kat, ale nie chcę psuć ich relacji. Zresztą wtedy też byłoby trochę niezręcznie...
- Ale nie aż tak – wtrąciła mi – spędzaj więcej czasu z Adamem. Jeśli cię bardziej będzie pociągał, może coś z tego wyjdzie i zapomnisz o Derecku.
Zaparkowała pod moim mieszkaniem.
- Może masz rację. Dzięki - uśmiechnęłam się i wysiadłam.
Przebiegłam kawałek by nie zmoknąć zbytnio i weszłam do domu.
- Cześć Effy, coś się stało? - Spytał tata, jak zwykle w kuchni.
Bardzo lubił gotować, więc przesiadywał w niej bardzo często.
- Nie, muszę się przebrać. Gdzie Zo?
- Śpi. Przyszła zmęczona i padła na łóżko.
Kiwnęłam głową, weszłam cicho do swojego pokoju i zdjęłam przemoczoną bluzkę. Założyłam podkoszulek i na to czarny sweter. Włosy spięłam w koka i wyszłam na metro.



Jak widzicie zastosowałam zmianę czasu i osoby :) Mam nadzieję, że wam się to spodoba, bo zdarzy się to kilka razy. Podłapałam ten pomysł jak czytałam moją ulubioną książkę :) Kolejna część planowana na wtorek, ale nie ma pewności. Nie wiem czy mi się uda, mam sporo do nadrobienia. Jestem do tyłu :) To chyba wszystko xoxo

http://ask.fm/lollelita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz