Do
miasta jechaliśmy w ciszy jego czarnym fordem mustangiem z 67 roku.
Kiedy zaparkował pod kawiarnią, w której zazwyczaj przesiadywałam
z Kat, zapytałam:
- Co
tu robimy?
Jednak
on nic nie odpowiedział. Wysiadł z auta, okrążył je i otworzył
mi drzwi. Było to miłe, ale i trochę krępujące.
-
Skusisz się na kawę w moim towarzystwie? - Spytał z rozbrajającym
uśmiechem.
Kiwnęłam
głowa, odwzajemniłam uśmiech i weszłam do kawiarni. Zamówiłam
cappuccino, a on małą czarną. Kiedy dostaliśmy zamówienie
spytał:
-
Dereck to twój chłopak? - Prosto, bez ogródek czy owijania w
bawełnę.
-
Nie, to... tylko przyjaciel – kiwnął głową – czemu pytasz?
Wzruszył
ramionami i zmienił temat. Zaczęliśmy rozmawiać o szkolnej
drużynie, potem o muzyce i dochodziła osiemnasta. Wyszliśmy z
kawiarni i znów otworzył mi drzwi do samochodu. Kiedy sam usiadł
za kierownicą i zapiął pas, zapytałam:
-
Dlaczego pytałeś o Derecka?
-
Nie chcesz wiedzieć – odparł i ruszył. Miał dziwny wyraz
twarzy.
-
Chcę.
Nic
więcej nie powiedział. Znów jechaliśmy w ciszy. Zaparkował pod
barem i zgasił silnik.
-
Wiem, że otwieracie dopiero o siódmej, ale może zagramy w bilarda?
-
Jeśli znajdę czas.
Wymieniliśmy
uśmiechy i wzeszliśmy od zaplecza. Barney'a nigdzie nie było, więc
pomyślałam, że się spóźni. Po chwili potwierdził to mój
telefon.
- Co
jest? - Spytał Adam podchodząc.
-
Szef... spóźni się trochę. Muszę przygotować bar, więc nie
wiem czy z tobą zagram.
Powiedziałam
lekko uradowana, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia o grze w
bilard. Znaczy miałam, może, ale nie umiałam w praktyce i nigdy
nie grałam. Ku mojemu zaskoczeniu Adam odłożył trzymany w ręku
kij i spytał z uśmiechem:
- Od
czego zaczynamy?
Pomógł
mi ustawić stoły i krzesła, przygotować bar i otworzyć drzwi.
Zajęło nam to około czterdziestu minut. Kiedy skończymy,
rzuciłam:
-
Zaraz wracam.
Podczas
gdy ja zakładałam fartuch, on ustawił bile i przygotował kije.
Wyszłam do niego i od razu się przyznałam, biorąc kij:
-
Nie umiem grać.
-
Panie mają pierwszeństwo – wskazał z uśmiechem, żebym zaczęła.
Stanęłam
przed stołem, przed białą bilą i czułam się żałośnie. Nie
wiedziałam nawet jak poprawnie trzymać kij. Po chwili poczułam
czyjś oddech na karku. Adam. Położył mi ręce na biodrach i
`zgiął` moje ciało w pół, później ustawił moje ręce i palce
na stole. Pokazała mi jak trzymać kij. Było słychać jednie nasze
oddechy. Jego spokojny, a mój przyspieszony. Serce waliło mi jak
oszalałe, ledwo stałam na nogach. Kiedy trzymałam poprawnie kij,
położył swoje ręce z powrotem na moich biodrach i czekał. Czekał
na mój ruch. Wzięłam głęboki wdech i w tym samym czasie co
miałam uderzyć w bilę, wszedł Bary i krzyknął:
-
Effy!
Chybiłam
w kulę i odskoczyłam od Adam'a.
-
Dzień dobry – powiedział chłopak.
-
Cześć – odparł Bary – przeszkadzam?
-
Nie, właśnie miałem iść – powiedział Adam z uśmiechem i
mrugnął do mnie – wpadnę później.
Skinął
Bary'emu i wyszedł.
-
Przeszkodziłem? - Spytał żałośnie szef, a ja pokręciłam głową.
DERECK
Dochodzi
jedenasta. Mama śpi, a ja wychodzę z chłopakami do baru. Ross, Jay
i Vince zawsze lubią wychodzić gdzieś na piwo. Wsiadam do
samochodu, którym przyjechali i ruszamy.
- Co
dziś polecacie panowie? - Pyta Jay, który siedzi obok kierowcy i
pali papierosa.
Podaje
im bar, w którym pracuje Effy. Mam ochotę ją zobaczyć. Pragnę
jej gdy tylko ją widzę. Chłopaki o tym wiedza, ale znają to jedno
utrudnienie. Vince parkuje swojego cadillaca i wysiadamy. Idziemy do
wejścia i od razu, gdy znajdujemy się w środku szukam jej
wzrokiem. Stoi za barem i rozmawia z kimś. Chyba ze swoim szefem.
Siadamy przy drugim stole na prawo za bilardem. Przed nami siedzi
grupka chłopaków, poznaję tam Adam'a. Jednego ze szkoły.
Przychodzi Effy. Patrzy się na nas i pyta:
- Co
podać? - Uśmiecha się. Jay składa zamówienie, a ja się w nią
wpatruję. Jest przepiękna.
Po
chwili odchodzi.
-
Zaraz wracam – rzucam chłopakom i idę za nią – cześć –
mówię, siadając na stołku barowym.
Odwraca
się w moją stronę, a jaj ciemne włosy lekko opadają na ramiona.
Obdarza mnie swoim uśmiechem i odpowiada:
-
Cześć. Co słychać?
- W
porządku. A u ciebie? - Znów się uśmiecha i podaje mi cztery piwa
na tacy – jasne.
Mówię
i zanim odchodzę, także się uśmiecham. Siadam do stołu, a
chłopaki patrzą na mnie wzrokiem typu `i co?`. Nic nie mówię i
biorę łyk. Po kilku minutach Ross i Vince idą grać w bilarda.
Rozglądam się za Effy i widzę jak wychodzi na zewnątrz.
-
Idź za nią – mówi Jay wyrywając mnie z zamyśleń.
-
Co?
- Po
prostu idź.
Uśmiecham
się i idę. On zna mnie lepiej niż reszta, jest dla minie jak
rodzony brat. Zawsze mogłem na niego liczyć, zawsze przy mnie był.
Wychodzę
i widzę ją jak stoi obok wejścia i pali. Podchodzę, opieram się
o ścianę i pytam:
-
Palisz?
-
Czasem – odpowiada z nutą rozbawienie w glosie – na uspokojenie
emocji – dodaje poważnie.
-
Coś się stało?
Patrzy
na mnie pięknymi, brązowymi oczami i znów się uśmiecha. Lecz to
nie jest ten sam uśmiech, co poprzednio. Ten jest... smutny. Nie
wiem co jej jest, nie potrafię jej pomóc, ale nie chcę by była
smutna. Po chwili patrzy wprost i zauważa swoich przyjaciół.
-
Tylko tym razem się nie pobijcie – mówi znów z rozbawieniem,
wyrzuca niedopałek i wraca do środka.
Kat
mija mnie bez słowa i emocji na twarzy. Za nią wchodzi ten Colin.
Na końcu idzie Leon? Leo? Leo. Nie wchodzi od razu za nimi, tylko
zatrzymuje się obok mnie.
-
Zostaw ją w spokoju – mówi z powagą.
-
Nie licz na to. Nasi rodzice się spotykają, będę miał z nią
częstszy kontakt niż ty – odpowiadam z tryumfalnym uśmiechem i
wracam do chłopaków.
EFFY
Kiedy
wróciłam za bar i dołączyli do mnie przyjaciele.
-
Cześć – powiedziałam do Kat i Colin'a.
Po
chwili wszedł Dereck, a za nim Leo. Nie bili się, ale pewnie
rozmawiali. Jestem ciekawa o czym.
-
Daj nam piwo – powiedziała śpiewnie Kat.
-
Pokaż dokument tożsamości – powiedziałam poważnie, a oni
zrobili wielkie oczy. Nagle wybuchnęłam śmiechem i nalałam im
piwa.
Przyszedł
Bary i przedstawiłam ich sobie.
-
Nie szukacie może pracy dzieciaki? - Spytał ich, a oni popatrzyli
po sobie.
-
Barney ciągle próbuje kogoś znaleźć, by choć trochę mnie
obciążyć – wytłumaczyłam.
-
Byście dziesięć godzin pracowali z naszą piękną Effy! -
Oświadczył, a ja zauważyłam jak Leo się napala.
- Ja
jestem chętny – powiedział ku mojemu przerażeniu.
-
Przyjdź z nią jutro. Pokaże ci co i jak. Od szóstej do czwartej
rano – powiedział Bay i zniknął na zapleczu.
Leo
się uśmiechał, jakby wygrał los na loterii, a ja? Ja byłam
załamana. Nie wiedziałam co robić. Leo wciąż próbował mnie
odzyskać, co nie było pomocne. Dereck mi się podobał, choć nie
powinien i to co robimy jest złe. Ale po prostu nie mogę się
oprzeć pożądaniu. No i jeszcze Adam. Nie wiem czemu, ale jest w
nim coś co mnie pociąga. Ta tajemniczość, po prostu coś mnie do
niego ciągnie. Byłam w kompletnej rozsypce. Musiałam to wszystko
uporządkować i wybrać między Adam'em a Dereck'iem. Westchnęłam
głęboko i zaparzyłam sobie kawy.
Na
następny dzień na lunchu Leo zawracał mi głowę pytaniami o
pracę. Co trzeba robić, jak trzeba robić. Miałam go dość, a
jeśli pomyślałam o tym, że będę spędzać z nim dodatkowo
dziesięć godzin dziennie, myślałam że oszaleję. Na lekcjach
często wpatrywałam się w Adam'a, próbując rozgryźć co takiego
mnie w nim pociąga. Na przerwach za to, kiedy mijałam Dereck'a
wymienialiśmy zalotne spojrzenia i uśmiechy. Byłam w totalnej
rozsypce, nie wiedziałam co robić. Jednak musiałam się
zdecydować, ale to nie było takie łatwe. Poprosiłam Kat, by po
zajęciach podrzuciła mnie do domu. Było zimno i padał deszcz, a
ja chciałam założyć ciepły sweter. Kiedy wyjechałyśmy z
parkingu należącego do uczelni powiedziałam:
-
Mam problem i potrzebuję twojej pomocy ale nie chcę żebyś się
śmiała.
Spojrzała
na mnie zatroskana i odparła:
-
Dawaj, co jest?
Opowiedziałam
jej, że coś mnie kręci w obu chłopakach i, że nie wiem co robić.
Kiedy skończyłam czekałam na jej reakcję, lecz ona nic nie
mówiła. Po dłuższej chwili powiedziała w końcu:
-
Musisz wybrać między nimi – nie tego się spodziewałam, lecz
pozwoliłam jej mówić dalej – jednak wiesz, że między tobą a
Dereckiem stoi coś na przeszkodzie? - Zapytała retorycznie, a ja
mechanicznie pokiwałam głową – więc może skupisz się na
Adamie?
Nic
nie powiedziałam. Wiedziałam, że przyjaciółka ma trochę racji.
-
Może gdyby Dereck był adoptowany, mielibyście szansę -
uśmiechnęłam się – chyba, że waszym rodzicom nie wyjdzie.
-
Kat, ale nie chcę psuć ich relacji. Zresztą wtedy też byłoby
trochę niezręcznie...
-
Ale nie aż tak – wtrąciła mi – spędzaj więcej czasu z
Adamem. Jeśli cię bardziej będzie pociągał, może coś z tego
wyjdzie i zapomnisz o Derecku.
Zaparkowała
pod moim mieszkaniem.
-
Może masz rację. Dzięki - uśmiechnęłam się i wysiadłam.
Przebiegłam
kawałek by nie zmoknąć zbytnio i weszłam do domu.
-
Cześć Effy, coś się stało? - Spytał tata, jak zwykle w kuchni.
Bardzo
lubił gotować, więc przesiadywał w niej bardzo często.
-
Nie, muszę się przebrać. Gdzie Zo?
-
Śpi. Przyszła zmęczona i padła na łóżko.
Kiwnęłam
głową, weszłam cicho do swojego pokoju i zdjęłam przemoczoną
bluzkę. Założyłam podkoszulek i na to czarny sweter. Włosy
spięłam w koka i wyszłam na metro.
Jak widzicie zastosowałam zmianę czasu i osoby :) Mam nadzieję, że wam się to spodoba, bo zdarzy się to kilka razy. Podłapałam ten pomysł jak czytałam moją ulubioną książkę :) Kolejna część planowana na wtorek, ale nie ma pewności. Nie wiem czy mi się uda, mam sporo do nadrobienia. Jestem do tyłu :) To chyba wszystko xoxo
http://ask.fm/lollelita
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz