Następnego
dnia ani ja, ani Dereck, ani Zo nie poszliśmy do szkoły. Wstaliśmy
przed dwunastą i zeszliśmy na dół.
-
Cześć – powiedzieli jednocześnie rodzice.
Posadziłam
Dereck'a obok mamy, a Zoey obok taty. Nalałam im soku oraz sobie i
czekałam. Tata zatarł ręce i chciała coś powiedzieć, lecz mama
wtrąciła.
-
Ten chłopak tu spał. Effy chyba na za dużo sobie pozwalasz.
Spojrzałam
na nią groźnie. Nie miałam zamiaru jej słuchać.
-
Tato – zaczęła Zo – przepraszam, że wczoraj wyszłam.
-
Nie to ja przepraszam. Źle to rozegraliśmy z mamą. Effy – tym
razem zwrócił się do mnie – znów chcemy się pobrać.
Zamurowało
mnie. Szklanka wypadła mi z rąk i rozbiła się na podłodze.
Miałam nieobecny wzrok. Powiedział to tak nagle, bez przeszkód,
bez ogródek. Byłam pusta w środku, wszystko zaczęło się walić.
- W
takim razie ja się wynoszę.
-
Gdzie? - Spytał poirytowany tata.
Dereck
nagle wyszedł odebrać telefon. Spojrzałam za nim.
-
Chyba nie chcesz poświęcić mu życia, nie znasz go. Nie myślałam
nawet o tym.
-
Muszę lecieć. Mama miała wypadek – Dereck wypadł z mieszkania i
na nic nie czekając zniknął.
Poszłam
na górę założyć jakieś ciuchy i chciałam wyjść za nim.
Zatrzymałam się w kuchni i powiedziałam:
-
Zoey może jej wybaczyć, bo nie wie co straciła. Ja wiem i nie mam
zamiaru.
Po
czym wybiegłam na metro i w dwadzieścia minut znalazłam się w
szpitalu. Spytałam pielęgniarkę gdzie znajduje się pani
Blackburn. Znalazłam salę i zobaczyłam Dereck'a siedzącego na
krześle. Wspierał się na kolanach. Był zdenerwowany. Usiadłam
obok i położyłam rękę na jego plecach. Spojrzał na mnie oczami
pełnymi łez, więc bez słowa go przytuliłam. Po około godzinie
wyszedł doktor. Dereck od razu do niego podszedł i chwilę z nim
dyskutował, po czym lekarz go opuścił. On jednak został.
Podeszłam do niego i spytałam delikatnie:
-
Dereck?
-
Ona... - nie mógł nic powiedzieć – nie żyje.
Stanęłam
jak wryta. Nie wiedziałam jak się zachować. Co prawda straciłam
kiedyś matkę, ale na wciąż żyła. Nie wyobrażałam sobie nawet
co on czuł.
-
Przykro mi – tylko na tyle było mnie stać.
-
Jedź do domu – odparł tylko.
Chwilę
jeszcze stałam, po czym wiedziała, że lepiej iść. Wróciłam
metrem. Może Dereck był zły na mojego tatę, że to jego wina.
Może też obarczał mnie. Nie miałam pojęcia i nie wiedziałam jak
mu pomóc.
Pogrzeb
odbył się trzy dni później. Przez ten czas siedziałam w domu.
Wieczorami chodziłam do pracy. Próbowałam dzwonić, pisać do
Dereck'a, a nawet byłam u niego. Tata próbował mnie pocieszać,
lecz ja się nie odzywałam. Mamę ignorowałam, choć mieszkała już
u nas. Nie dam rady tak żyć. Zoey, tata i ja poszliśmy na pogrzeb.
Mama została, ponieważ nalegałam. Uznałam, że to zły pomysł,
żeby szła. Po odbytej ceremonii na cmentarzu czekałam na Dereck'a.
Jednak kiedy wszyscy się rozeszli on kucał przy grobie mamy.
Podeszłam do niego i czekałam tym razem na jego ruch. Wstał,
spojrzał na mnie i przytulił. Objęłam go rękoma i powiedziałam
cicho:
-
Tak mi przykro. Naprawdę... nie wiem co powiedzieć.
-
Nie musisz nic mówić – wyciągnął mnie na długość swojego
ramienia i spojrzał w oczy – wystarczy, że tu jesteś.
Pocałował
mnie. Było to dziwne zważywszy na miejsce i okoliczność, ale nie
mogłam się oprzeć, by odmówić. W końcu się oderwaliśmy i
oparł swoje czoło moje, mówiąc:
-
Jutro wylatuję do Londynu - spojrzałam na niego zaszokowana, a on
mówił dalej – nic mnie tu nie trzyma. Tam mieszka tata.
Rozmawiałem z nim. Mogę u niego pobyć jakiś czas, póki sam nie
stanę na nogi. Znajdę pacę i zacznę nowe życie.
Gapiłam
się na niego, a w oczach miałam łzy. Serce prawie pękło mi na
pół. Nie chciałam by wyjeżdżał, chciałam by został. Lecz
potem powiedział coś jeszcze, co naprawiło to wszystko.
-
Chcę byś jechała ze mną.
Uśmiechałam
się, chciałam kiwnąć głową, lecz coś stało mi na drodze.
-
Egzaminy, tata, Zoey, praca. Dereck ja nie mogę tego tak wszystkiego
tu zostawić...
-
Effy, proszę. Zaczniemy nowe życie, razem. Tak musi być.
-
Sama nie wiem.
-
Jutro o dziesiątej wylatuję. Decyzja należy do ciebie.
Dał
mi buziaka i odszedł zostawiając mnie z natłokiem myśli.
Wieczorem
pojechałam do pracy. Wszystko robiłam mechanicznie. W końcu Bary
nie wytrzymał i spytał:
- Co
się dzieje Effy?
-
Nie wiem co robić. Mam mętlik w głowie i rozdarte serce –
odparłam.
- A
więc facet. Opowiadaj.
Usiadł
na stołku po zewnętrznej stronie baru i czekał.
-
Chce żebym przeprowadziła się z nim do Londynu. Nie wiem co robić.
Chcę tego, lecz muszę zdać egzaminy. Zresztą Zoey i tata...
-
Rób to co każe ci serce. Jeśli chcesz lecieć, leć. Jeśli chcesz
zdać egzaminy, to zdaj, a potem leć. Twój tata zrozumie, że
chcesz wyfrunąć z gniazda, a Zoey? To duża dziewczynka i sobie
poradzi.
Uśmiechnął
się i odszedł. Dobrze wiedział, że ma rację. Ja też to
wiedziałam.
Rano
poszłam na zajęcia. Za kilka dni miały się odbyć próbne
egzaminy, ale to mnie nie obchodziło. Była godzina dziewiąta, więc
zwolniłam się z kilku zajęć i pojechałam an lotnisko.
DERECK
Siedzę
na lotnisku i czekam. Mam godzinę do odlotu, a Effy wciąż nie ma.
Może nie chce jechać, może nie chce mnie znać. Czuję się
okropnie. Najpierw straciłem mamę, a teraz i ją. Dzwoni mój
telefon. Tata. Odbieram:
-
Halo?
-
Wszystko już jest uszykowane. Jesteś jeszcze w Liverpoolu? - Pyta.
-
Tak, czekam... - chciałem powiedzieć, że na Effy, jednak mówię –
czekam na samolot.
-
Okey, jak będziesz dolatywać daj znać.
Rozłącza
się. Patrzę przed siebie i widzę Effy. Serce zaczyna bić mocniej
i szybciej. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech, lecz znika kiedy
nie widzę jej bagażu. Pewnie przyszła się tylko pożegnać.
Zauważa mnie i podchodzi niepewnie. Kiedy znajduje się blisko rzuca
mi się w ramiona i tulę ją. Nie chcę jej puszczać, ale muszę.
-
Dereck ja... - zaczyna, lecz jej przerywam.
-
Nic nie mów. Nie możesz lecieć, rozumiem.
-
Nie teraz – patrzę na nią zaszokowany – po egzaminach.
Całuję
ją i żegnam się. Czuję się lepiej, ponieważ wiem, że chce
przylecieć.
EFFY
Po
zajęciach wróciłam do domu.
-
Tato? - Zajrzałam do kuchni gdzie była jednak mama – gdzie jest
tata.
- A
może usiądziemy i porozmawiamy? - Spytała wesoło.
-
Nie. Gdzie tata?
-
Wyszedł na chwilę. Zaraz wróci.
Kiwnęłam
głową i poszłam do swojego pokoju. Po dziesięciu minutach
usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Zeszłam na dół i
zobaczyłam tatę.
-
Cześć- powiedział – jak ma się Dereck?
-
Wyleciał dziś do Londynu. Chce zacząć od nowa. Na razie pomieszka
u swojego taty nim nie stanie na własnych nogach.
Powiedziałam
wchodząc za nim do kuchni. Odwrócił się w moją stronę i
zapytał:
-
Pewnie ci smutno?
-
Nie – spojrzał na mnie dziwnie – ponieważ ja też wlatuję. Ale
jeszcze nie...
-
Co? - Oboje z mamą wytrzeszczyli na mnie oczy – nie możesz... nie
możesz tak po postu wylecieć! A co z college? Pacą? Nami?!
-
Nami? - Powtórzyłam głupio - tato, kocham cię. I mocno kocham
Zoey, ale nie będę mieszkać z tą kobietą pod jednym dachem. Jej
akurat nienawidzę, za to co zrobiła. Jeśli chodzi o college to go
skończę. Po egzaminach lecę do Derecka.
Zostawiłam
ich z głupimi minami i wróciłam do pokoju.
Po
około godzinie wpadła Zoey.
-
Chcesz mnie tu zostawić? Jak mama? - Mówiła z płaczem, po czym
wtuliła się we mnie.
-
Kochanie wybacz, ale nie mogę. Ty dasz sobie radę, ja nie.
-
Kłamiesz. Gdybyś chciała wybaczyłabyś mamie.
-
Nie potrafię. Nie chcę. Ty możesz. Ona może jeszcze naprawić
relacje z tobą.
-
Więc czemu chcesz wylecieć? - Popatrzyła na mnie.
-
Nie mogę stracić Derecka. Przepraszam.
Wieczorem
do baru wpadła Kat. Była zła, co było po niej widać.
-
Jak możesz – zaczęła – jak możesz mnie zostawić dla jakiegoś
faceta?
-
Skąd wiesz?
-
Skąd wiem? Nie wiem. Może twój ex mi powiedział. A wiesz co jest
najgorsze?! Że zrobił to on, nie ty.
Kiedy
w końcu się uspokoiła opowiedziałam jej wszystko. Nie chciała
żebym wlatywała, ale wie że mnie nie zatrzyma. Postanowiłyśmy
więc razem dobrze przygotować się do egzaminów. Oraz się
należycie pożegnać.
Więc
taka jest właśnie moja historia. Mamy dwudziesty drugi czerwca, a
ja za godzinę mam samolot. Lecę do Dereck'a. Tata i Zoey zdążyli
pogodzić się z moją decyzją. Wczoraj byłam w barze pożegnać
się z Bary'm. Rano pożegnałam się z Kat. Dobrze zdałyśmy
egzaminy. Jeszcze nie wie co chce robić, ale obiecała mnie
dowiedzieć w Londynie. Obie płakałyśmy.
-
Effy! - Woła mnie tata.
Schodzę
do niego i Zoey oraz mamy, po czym ruszamy na lotnisko. Po dziesięciu
minutach jesteśmy. Załatwiam wszystkie sprawy związane z odlotem i
staję przed rodziną. Klękam przed Zoey i przytulam ją.
-
Bede tęsknic – mówi.
- Ja
też. Ale przylecisz niedługo z tatą? - Kiwa głową – kocham
cię.
Całuję
ją w czoło i wstaję. Przytulam tatę.
- Ja
też będę tęsknić. Uważaj na siebie – mówi.
- Ty
też. I na Zoey. Kocham cie.
- Ja
ciebie też.
Patrzę
na mamę i jedyne co mówię to:
-
Uważaj na nich.
Widzę,
że nie takiej reakcji się spodziewała, ale to nie moja wina.
Jeszcze raz się żegnamy, biorę swój bagaż podręczny i idę do
samolotu. W oczach mam łzy, ale cieszę się.
Kiedy
docieram do Londynu i biorę swoje bagaże, wychodzę przed budynek
należący do lotniska. Szukam Dereck'a. W pewnym momencie podchodzi
do mnie jakiś mężczyzna i mówi:
-
Effy? - Kiwam głową – tata Derecka. Miło mi cię poznać –
uśmiecham się i ściskam jego rękę.
-
Gdzie Dereck?
Wskazuje
ręką przede mnie i widzę chłopaka idącego w moją stronę. Gdy
tylko jest bliżej rzucam mu się w ramiona i mocno tulę.
-
Cudownie znów cię widzieć. Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem
– mówi i całuje mnie mocno, wolno i namiętnie.
Nie
zwracam uwagi na gapiów. Cieszę się, ponieważ razem zaczynamy
nowe życie. Wspólne.
KONIEC
Jak wam się podobało, możecie wyrazić swoją opinię w komentarzach? :)
ask.fm/lollelita można pytać o wszystko :)