poniedziałek, 5 stycznia 2015

Błękitne Wzgórza i zombie / #4

   Kolejne dni mijały tak samo. Śniadanie na stacji, cały dzień w drodze, sen, wymiana kierowcy i znowu śniadanie na stacji. Czułam, że Are dostaje świra. Nigdy nie był tak długo w zamkniętej przestrzeni. Zawsze byliśmy wystawieni z każdej strony, ale nigdy nie napotkaliśmy zombie. Zbliżaliśmy się powoli do celu, a ja bardziej poznawałam się z Nathan'em i Max'em. I coraz bardziej Max zaczynał mi się podobać. A Liv wkurzać.
   Pewnego wieczoru musieliśmy zajechać do miasta, by zatankować. Nie zrobiliśmy tego rano, bo nie było potrzeby. Teraz kiedy każdy załatwił swoje potrzeby lokujemy się w aucie. Ale Are stoi prosto z założonymi na piersi rękami i nie wsiada. Wiem na co się zapowiada.
   - Are, nie zaczynaj – mówię na wstępie.
   - O co chodzi? - podchodzi do nas Nathan, a Max wysiada z auta, ale wciąż jest po drugiej stronie.
   - Chcę spać w domu – mówi brat, a pies z lojalności staje prosto obok niego z uniesioną do góry głową – albo nie jadę.
   - Are – chcę go ostrzec, by nie stawiał ultimatum bo tego nie nienawidzę, lecz Max mnie wyprzedza.
   - Okey – wszyscy patrzymy na niego. Liv wściekła, a ja i Nathan zaskoczeni, a Are podejrzliwy – twoja siostra się na tym zna, więc siądzie za kierownicą i wybierze odpowiedni dom, zgoda?
   - Zgoda – odpowiada i wsiada zamykając drzwi.
   Wymieniam się z Max'em miejscami i mierzę go wzrokiem przy mijaniu.
   Liv wciąż siedzi na miejscu pasażera i mierzy mnie wzrokiem. Przejeżdżam dwie przecznice i widzę ładny, zadbany domek jednorodzinny. Parkuję i wszyscy wysiadamy.
   - Sprawdzisz? - pyta Are ciągnąć moją koszulkę.
   - Tak – odpowiadam i dodaję – zaczekajcie tu wszyscy.
   - Pójdę z tobą – proponuje mi, lecz tłumaczę mu, że zawsze sama sprawdzam domy, bo wtedy Are spokojnie w nich śpi – dziwne, ale okey.
   Wchodzę po schodach i pcham drzwi. Nie chcą się ruszyć i nie muszę zgadywać dlaczego. Jakieś ciało je przygwoździło. W końcu jednak je otwieram, wrzucam ciało do jakiegoś pomieszczenia i zastawiam klamkę krzesłem. Wtedy Are wie, że do tych pomieszczeń nie wolno wchodzić. Sprawdzam mały salon, kuchnię, drzwi od podwórka i je też barykaduję. Odkąd wierzę w istnienie zombie, ciężko będzie mi zasnąć w nieruchomym celu. Idę na górę i sprawdzam łazienkę, dwie sypialnie i jakiś schowek. Zero trupów, zero zombie i zero niebezpieczeństwa. Ostatnie co sprawdzam to stan sprzętu, szczelność okiem i czy jest światło. Lodówka i inne sprzęty kuchenne dawno się zepsuły, światła też nie ma, ale w schowku znajduję lampy naftowe. Dwie. Wystarczą. Znajduję zapałki w szufladzie w kuchni i kładę to wszystko na blacie. Okna są wystarczająco szczelnie, więc wychodzę przed dom.
   Unoszę da kciuki do góry i uśmiecham się szeroko. Zawsze tak robię. Nawet gdy nie mam na to ochoty i jestem zmęczona. To nasz znak. Mój i Are.
   Wpuszczam wszystkich do środka i gdy Max mnie mija znacząco się uśmiecham. Kiedy wchodzę ostatnia i barykaduję za nimi drzwi mówię im co i jak. Nathan powiedział, że weźmie kanapę w salonie i będzie stał na czatach, Liv bierze jedną sypialnię na górę, a ja i Are drugą. Ponieważ nasza sypialnia jest większa, Max powiedział, że bierze podłogę. Wiem jednak, ze dzięki temu będzie miał mnie na oku, gdybym chciała uciec. I nie dziwię mu się. Na jego miejscu zrobiłabym to samo.
   Dochodzi noc. Okazało się, że kanalizacja jeszcze działa i na tyle na ile pozwalała lecąca z prysznica woda, wszyscy się umyli. Potem przebrali w prowizoryczne pidżamy i poszli spać. Are zasnął przed chwilą z psem w nogach. Ja wyszłam właśnie z łazienki. Wzięłam prysznic ostatnia.
   Wchodzę do pokoju i widzę śpiącego Are, rozłożonego na całym łóżku i Max'a opartego o jego bok, twarzą w stronę drzwi. Ma na sobie tylko dresy i widzę jego wyrzeźbiony brzuch i mięśnie.
   - Nie jest ci przypadkiem za gorąco? - pytam z półuśmieszkiem.
   - A tobie?
   Unosi brwi. No tak. Mam na sobie krótkie spodenki i koszulkę bez ramiączek.
   - Zawsze w nocy jest mi gorąco, w jakimkolwiek domu byśmy nie byli i niezależnie od tego ile by było stopni. To przez to, że śpię z Are i jemu jest zawsze zimno. Nakrywa się dziesiątkami koców i tym podobnych. Do tego temperatura jego ciała w nocy jest wysoka, więc ja czuję się jak w saunie.
   Max cicho się śmieje, by nie zbudzić brata i psa.
   Podchodzę do łóżko i całuję Are w czoło, a Rocky'ego głaszczę po głowie. Nie ma szansy, bym na takim małym łóżku spała wraz z Are, więc siadam obok Max'a. Jego siostra wzięła może mniejszy pokój, ale za to z większym łóżkiem. Chyba dlatego bym nie spała na nim z jej bratem. Nie przewidziała jednak, że w większym pokoju z mniejszym łóżkiem, będę się cisnęła z Are zamiast obok jej brata.
   - Rozumiem, że jutro robisz śniadanie? - pyta Max.
   - Rano pójdę do sklepu i zobaczę co uda mi się przygotować na tym sprzęcie. Ale tak czy siak, pewnie robię jutro śniadanie.
   Znów się śmieje i mówi:
   - Jak śpicie w domach też śpisz czy czuwasz?
   - To i to.
   - Podzielność uwagi lepsza niż u mojej siostry. Cholera, coraz bardziej mi się podobasz.
   Gdy to powiedział spojrzałam na niego wielkimi oczami, a on wyglądał jakby palnął głupstwo.    Nie żeby mi się to nie spodobało co mówił, albo żeby mnie to dziwiło (od kilku dni podejrzewałam, że moje rosnące uczucia do niego są odwzajemniane) ale zaskoczył mnie mówiąc o tym tak otwarcie. Wzdycha i wyjaśnia:
   - Nie oszukujmy się. Jest jakby koniec świata, nie wiemy ile jeszcze przeżyjemy. Jeśli od naszego poznania noszę w sobie jakieś uczucia to wolę je wyrazić póki oboje żyjemy. W pełni. I wiem, że ty też coś do mnie czujesz, więc po co dalej udawać? Żyjmy pełnią życia, cieszmy się chwilą i niczego nie żałujmy. Nie mówię, że mamy od razu zacząć uprawiać seks czy się pobrać, ale cholera, jeśli nie zrobię tego zanim umrę, to chyba zmartwychwstanę by samemu sobie przywalić.
   Unoszę brew, a on nagle mnie całuje. Wolno, namiętnie, jakby czekał na mój ruch. Dopiero po chwili reaguję i odpowiadam mu tym samym, a nasz pocałunek przeradza się jakby był naszym ostatnim. Oby nie, bo to uczucie jest zajebiste.
   Kiedy się od siebie odrywamy i łapiemy oddech mówię:
   - Dobrze, że zrobiłeś to przed śmiercią. Inaczej sama bym ci przywaliła.

   Znów się śmieje, całuje w czubek głowy i otacza ramieniem. I tak zasypiamy. 






środę piąta i ostatnia część :)
xoxox

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz