sobota, 3 stycznia 2015

Błękitne Wzgórza i zombie / #3

   Budzę się i widzę, że koło mnie śpi Nathan, a Max siedzi za kierownicą. Zaczyna się rozjaśniać, co znaczy że jechaliśmy całą noc. Patrzę przez okno i widzę jakieś wzgórza. Chyba jesteśmy na południu Kalifornii, ale przecież jak wspomniałam – nazwy miast nie mają znaczenia. Już nie.
   Are kręci się w moich ramionach, a pies od razu podnosi głowę jakby coś wyczuwał. Po chwili jednak okazuje się to fałszywym alarmem. Are wciąż śpi, więc Rocky wraca do poprzedniej pozycji.
   Po jakimś czasie Liv też się budzi. Od razu żąda, żeby Max zjechał na stację benzynową. Musi siku. Naprawdę mam ochotę walnąć tej dziewczynie, mimo że jej wcale nie znam.
   Po kilku westchnięciach, pomrukach i złowieszczych spojrzeniach Max zjeżdża na pierwszą stację. Wszyscy nagle się budzą.
   - Robimy postój. Dziesięć minut na rozprostowanie nóg i zjedzenie czegoś.
   Mówi Max i pierwszy wysiada z auta. Tankuje, a potem odchodzi kawałek i chyba sika.
   Are patrzy na mnie zapuchniętymi oczami i pyta:
   - Zostajemy z nimi?
   Co prawda jeszcze do końca tego nie przemyślałam i mówiłam poważnie o tym, by nad ranem nas zostawili. Teraz patrząc w świecące oczy brata czuję, że jeśli się nie zgodzę zawiodę go, a tego nie chcę. Kiwam więc głową, po raz kolejny nie mając świadomości na co właśnie się zgodziłam.
   Are wyskakuje z auta i cieszy się jak dziecko. No dobra, przecież jest dzieckiem, wiem o tym. Rocky wyskakuje za nim, a ja za nimi. Prostuję plecy, napinam ręce, staram się rozluźnić mięśnie.    Podchodzi do mnie Liv i mówi:
   - Jeśli chcesz podrywać mojego brata to pamiętaj z kim zadzierasz.
   Chciałam jej odpowiedzieć coś chamskiego, coś w moim stylu, ale zamiast tego spojrzałam się na nią, wydęłam usta w krzywym uśmiechu i odeszłam. Żałując, że jej nic nie odpowiedziałam.
   Wchodzę na stację, idę do łazienki się ogarnąć i wziąć jakieś jedzenie na śniadanie. Znajduję ulubione chipsy Are i biorę je. Do tego sardynki i jakieś specjalne suszone pieczywo. Nie wiem co to jest i czy jest dobre, ale to jedyne co Are powinien zjeść stąd na śniadanie. Cały czas jadaliśmy normalne jedzenie o tej porze, bo sypialiśmy w domach, albo blisko nich. Are nie będzie zadowolony.
   Wychodzę z jedzeniem na świeże powietrze i widzę, że mój brat rozmawia z Max'em.
   - Czyli zombie wychodzą tylko w nocy? - pyta Are.
   - Na to wygląda. Nie spotkaliśmy jeszcze żadnego w dzień.
   - My w ogóle żadnego nie spotkaliśmy...
   - Aż do wczoraj – kończę za brata i uśmiecham się do niego podając jego śniadanie – nie ma nic lepszego. Przykro mi. Może dziś namówimy naszych nowych znajomych na noc w jakimś domu.
   Are kiwa głową i ze smutkiem zabiera się za jedzenie.
   - A mogę to jeść? - pyta nagle.
   Przez jego ataki astmy w przeszłości, lekarz musiał nałożyć mu specjalną dietę. Nie pamiętam za bardzo z czego ona się składała, lecz wiem, że nie powinien jadać za dużo cukru. Ale też nie za mało. Dlatego pozwalam mu na paczkę bekonowych chipsów dziennie. Ona mu nie szkodzi. Podejrzewam, że jego dieta też już nie ma znaczenia, ale przecież nie powiem tego siedmiolatkowi, rujnując tym samym kolejną rzecz, w którą wierzył. Kręcę więc głową, a on je dalej.
   - Ty nie jesz? - pyta mnie nagle Max.
   - Później.
   Tak naprawdę mało jadam. Więcej oszczędzam dla Are. Jednak sobie też muszę zapewniać pożywienie, żeby mieć siłę. Nasze dotychczasowe śniadania zapewniały mi energię na prawie cały dzień.
   Wracam do sklepu zostawiając Are z psem i idę poszukać czegoś dla siebie. Znajduję jakiś baton probiotyczny i w ostatniej chwili biorę karmę w puszce dla psa. Otwieram ją nożem, który noszę przy sobie i stawiam przed Rocky'm.
   Po zatankowaniu auta, zjedzenia śniadania ruszamy dalej. Jedziemy cały dzień w ciszy. Od czasu do czasu Nathan spyta nas o coś, my odpowiemy i to wszystko. Max dalej siedzi za kierownicą. Cały czas udajemy się autostradą na południe i nie zajeżdżamy do jakichkolwiek miast.
   - Będziemy znowu spali w samochodzie? - Are zaczyna marudzić i coś czuję, że wda się w kłótnię z Liv.
   - To zbyt niebezpieczne – odpowiada dziewczyna.
   - Z Reagen dawaliśmy sobie do tej pory radę.
   - To możecie wysiąść i spadać!
   - Ej – podnoszę głos o ton wyżej, a po chwili zwracam się do Are – może jutro. Zanim dojedziemy do jakiegoś użytecznego miasta nadejdzie ranek, więc się nie opłaca. Może jutro, dobrze?
   Kiwa głową i widzę, że ma łzy w oczach. Pewnie myśli, że jestem na niego zła.
   - Zatrzymaj się, zmienię cię – mówi Nathan i Max posłusznie zatrzymuje auto.
   Nathan nie zdąża całkowicie wysiąść z auta a podbiega jakiś pies i gryzie go w nogę. On krzyczy, Rocky szczeka, Are wtula się we mnie, a Max rusza z piskiem opon. Nathan chowa nogę i trzaska drzwiami. Uspokajam Rocky'ego i Are, a potem mówię:
   - Macie apteczkę? - Liv podaje mi ją z przedniego siedzenia – połóż nogę na moje kolana.
   Instruuję Natha'a i pod ostrzałem obelg i wyzwisk, którymi chłopcy się obrzucają dezynfekuję i bandażuję mu ranę. Po chwili jest po wszystkim, ale nie może prowadzić.
   - A co jeśli to był pies zombie i Nathan też zamieni się w zombie? - pyta mnie szeptem brat.
   - Psy nie mogą stać się zombie – uspokajam go, choć po raz kolejny pewnie kłamię.
   Kiwam do Nathana, żeby nie drążył z Are tematu i odpowiada mi skinięciem głowy.
   - Max – mówię do niego, a on patrzy na mnie w tylnym lusterku, potem zwraca wzrok znowu na jezdnię – mogę cię zastąpić. Nie dasz rady prowadzić całą noc.
   - Okey, ale poczekaj chwilę, odjedziemy kawałek.
   Po chwili zatrzymuje auto i zabrania wysiadać.
   - Liv do tyłu – mówi do siostry i zanim zdąży usłyszeć sprzeciw dodaje – już! - Liv posłusznie wciska się między mnie a Nathan'a, a Max przesiada się na miejsce pasażera – Reagen za kółko.
   Przechodzę nad skrzynią biegów i usadawiam się na miejscu kierowy.
   - Zabieraj go stąd zanim zacznie beczeć – mówi do mnie Liv patrząc na Are.
   Nie wiem co zrobić, ale Max wie. Woła Are na swoje kolana, a ten posłusznie się na nich lokuje. Pies idzie jego tropem i kładzie się w nogach Max'a. Ja natomiast ruszam.
   - Cały czas prosto tak? - pytam i widzę jak Max kiwa głową.
   Po chwili wszyscy śpią. Rozczula mnie widok Are śpiącego na kolanach Max'a. Ja nie jestem zmęczona. Nudziłam się w dzień, bo nie mogłam dowodzić. Byłam uwięziona w tej puszce. Teraz przynajmniej mam co do roboty i mogę decydować o tym, jak jechać. A to, że z Are'm często podróżowaliśmy pieszo i kiedy spaliśmy pod gołym niebem musiałam być czuja, wyostrzyło moje zmysły nocą.
   Gdzieś w połowie drogi Max się budzi i pyta:
   - Zmienić cię?
   - Nie.
   - Nie ufasz ludziom, co? - krótko i na temat.
   - Muszę. Dla Are.
   Jedziemy przez dłuższą chwilę w ciszy, aż w końcu pytam:
   - Jak to się stało? Zombie. Myślałam, że to tylko plotka, jak Błękitne Wzgórza.
   - Błękitne Wzgórza to nie plotka. Zanim nadszedł koniec rasy ludzkiej w telewizjach, tych działających oczywiście, leciały wiadomości, że ci co pozostaną przy życiu mają uciekać na Błękitne Wzgórza, gdzie zaczniemy wszystko od nowa. Tam ponoć jest lepszy, nowy świat. Oczywiście podali adres, mapę, wskazówki jak tam dojechać, wszystko.
   - Więc powiesz mi gdzie jedziemy?
   - Ja też nie ufam ludziom, więc dopóki nie wiesz, jesteśmy bezpieczniejsi wiedząc, że nie zarąbiesz nam auta.
   - Gdybym chciała i tak bym to zrobiła.
   - A potem wmawiałabyś bratu, że jedziecie w dobrym kierunku, kiedy tak naprawdę nie jechalibyście donikąd. A tak to masz przynajmniej cel i to dlatego właśnie postanowiłaś z nami zostać.
   - Ze względu na Are – prostuję. - A teraz wróćmy do zombie.
   Bo to chciałam wiedzieć.
   - Nie mam pojęcia jak to się stało. Prawdopodobnie DNA niektórych ludzi weszło w reakcję z tym czymś co rząd rozpylił i zamiast być martwymi, są na wpół martwymi. Ale to tylko teoria.
   - To i tak lepsze niż nic.
   Uśmiecham się do niego, a on odwzajemnia uśmiech i mimo trudnych warunków widzę idealne, białe zęby.
   - Jak twoja siostra to wszystko zniosła? - pytam znienacka nie dlatego, że mnie to interesuje, ale dlatego żeby jeszcze z nim pogadać. Lubię jego głos.
   - Stała się trochę złośliwa, co można zauważyć. Nie będę kłamać, że przed tym wszystkim była całkiem inna, ale to co się stało tylko wzmocniło jej negatywne emocje.
   - Ma tylko szesnaście lat. Trudny wiek. Okres buntu i te sprawy. Każda dziewczyna przez o przechodzi. Nie zależnie od tego czy światem rządzi zombie, czy polityka.

   Max zaśmiał się budząc tym Rocky'ego. Ale po chwili pies wrócił do snu. 






kolejna część w poniedziałek wieczorem. Może jakiś komentarz na temat opowiadania? ;)
xoxo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz