Budzę
się i widzę, że koło mnie śpi Nathan, a Max siedzi za
kierownicą. Zaczyna się rozjaśniać, co znaczy że jechaliśmy
całą noc. Patrzę przez okno i widzę jakieś wzgórza. Chyba
jesteśmy na południu Kalifornii, ale przecież jak wspomniałam –
nazwy miast nie mają znaczenia. Już nie.
Are
kręci się w moich ramionach, a pies od razu podnosi głowę jakby
coś wyczuwał. Po chwili jednak okazuje się to fałszywym alarmem.
Are wciąż śpi, więc Rocky wraca do poprzedniej pozycji.
Po
jakimś czasie Liv też się budzi. Od razu żąda, żeby Max zjechał
na stację benzynową. Musi siku. Naprawdę mam ochotę walnąć tej
dziewczynie, mimo że jej wcale nie znam.
Po
kilku westchnięciach, pomrukach i złowieszczych spojrzeniach Max
zjeżdża na pierwszą stację. Wszyscy nagle się budzą.
-
Robimy postój. Dziesięć minut na rozprostowanie nóg i zjedzenie
czegoś.
Mówi
Max i pierwszy wysiada z auta. Tankuje, a potem odchodzi kawałek i
chyba sika.
Are
patrzy na mnie zapuchniętymi oczami i pyta:
-
Zostajemy z nimi?
Co
prawda jeszcze do końca tego nie przemyślałam i mówiłam poważnie
o tym, by nad ranem nas zostawili. Teraz patrząc w świecące oczy
brata czuję, że jeśli się nie zgodzę zawiodę go, a tego nie
chcę. Kiwam więc głową, po raz kolejny nie mając świadomości
na co właśnie się zgodziłam.
Are
wyskakuje z auta i cieszy się jak dziecko. No dobra, przecież jest
dzieckiem, wiem o tym. Rocky wyskakuje za nim, a ja za nimi. Prostuję
plecy, napinam ręce, staram się rozluźnić mięśnie. Podchodzi do
mnie Liv i mówi:
-
Jeśli chcesz podrywać mojego brata to pamiętaj z kim zadzierasz.
Chciałam
jej odpowiedzieć coś chamskiego, coś w moim stylu, ale zamiast
tego spojrzałam się na nią, wydęłam usta w krzywym uśmiechu i
odeszłam. Żałując, że jej nic nie odpowiedziałam.
Wchodzę
na stację, idę do łazienki się ogarnąć i wziąć jakieś
jedzenie na śniadanie. Znajduję ulubione chipsy Are i biorę je. Do
tego sardynki i jakieś specjalne suszone pieczywo. Nie wiem co to
jest i czy jest dobre, ale to jedyne co Are powinien zjeść stąd na
śniadanie. Cały czas jadaliśmy normalne jedzenie o tej porze, bo
sypialiśmy w domach, albo blisko nich. Are nie będzie zadowolony.
Wychodzę
z jedzeniem na świeże powietrze i widzę, że mój brat rozmawia z
Max'em.
-
Czyli zombie wychodzą tylko w nocy? - pyta Are.
-
Na to wygląda. Nie spotkaliśmy jeszcze żadnego w dzień.
-
My w ogóle żadnego nie spotkaliśmy...
-
Aż do wczoraj – kończę za brata i uśmiecham się do niego
podając jego śniadanie – nie ma nic lepszego. Przykro mi. Może
dziś namówimy naszych nowych znajomych na noc w jakimś domu.
Are
kiwa głową i ze smutkiem zabiera się za jedzenie.
-
A mogę to jeść? - pyta nagle.
Przez
jego ataki astmy w przeszłości, lekarz musiał nałożyć mu
specjalną dietę. Nie pamiętam za bardzo z czego ona się składała,
lecz wiem, że nie powinien jadać za dużo cukru. Ale też nie za
mało. Dlatego pozwalam mu na paczkę bekonowych chipsów dziennie.
Ona mu nie szkodzi. Podejrzewam, że jego dieta też już nie ma
znaczenia, ale przecież nie powiem tego siedmiolatkowi, rujnując
tym samym kolejną rzecz, w którą wierzył. Kręcę więc głową,
a on je dalej.
-
Ty nie jesz? - pyta mnie nagle Max.
-
Później.
Tak
naprawdę mało jadam. Więcej oszczędzam dla Are. Jednak sobie też
muszę zapewniać pożywienie, żeby mieć siłę. Nasze
dotychczasowe śniadania zapewniały mi energię na prawie cały
dzień.
Wracam
do sklepu zostawiając Are z psem i idę poszukać czegoś dla
siebie. Znajduję jakiś baton probiotyczny i w ostatniej chwili
biorę karmę w puszce dla psa. Otwieram ją nożem, który noszę
przy sobie i stawiam przed Rocky'm.
Po
zatankowaniu auta, zjedzenia śniadania ruszamy dalej. Jedziemy cały
dzień w ciszy. Od czasu do czasu Nathan spyta nas o coś, my
odpowiemy i to wszystko. Max dalej siedzi za kierownicą. Cały czas
udajemy się autostradą na południe i nie zajeżdżamy do
jakichkolwiek miast.
-
Będziemy znowu spali w samochodzie? - Are zaczyna marudzić i coś
czuję, że wda się w kłótnię z Liv.
-
To zbyt niebezpieczne – odpowiada dziewczyna.
-
Z Reagen dawaliśmy sobie do tej pory radę.
-
To możecie wysiąść i spadać!
-
Ej – podnoszę głos o ton wyżej, a po chwili zwracam się do Are
– może jutro. Zanim dojedziemy do jakiegoś użytecznego miasta
nadejdzie ranek, więc się nie opłaca. Może jutro, dobrze?
Kiwa
głową i widzę, że ma łzy w oczach. Pewnie myśli, że jestem na
niego zła.
-
Zatrzymaj się, zmienię cię – mówi Nathan i Max posłusznie
zatrzymuje auto.
Nathan
nie zdąża całkowicie wysiąść z auta a podbiega jakiś pies i
gryzie go w nogę. On krzyczy, Rocky szczeka, Are wtula się we mnie,
a Max rusza z piskiem opon. Nathan chowa nogę i trzaska drzwiami.
Uspokajam Rocky'ego i Are, a potem mówię:
-
Macie apteczkę? - Liv podaje mi ją z przedniego siedzenia – połóż
nogę na moje kolana.
Instruuję
Natha'a i pod ostrzałem obelg i wyzwisk, którymi chłopcy się
obrzucają dezynfekuję i bandażuję mu ranę. Po chwili jest po
wszystkim, ale nie może prowadzić.
-
A co jeśli to był pies zombie i Nathan też zamieni się w zombie?
- pyta mnie szeptem brat.
-
Psy nie mogą stać się zombie – uspokajam go, choć po raz
kolejny pewnie kłamię.
Kiwam
do Nathana, żeby nie drążył z Are tematu i odpowiada mi
skinięciem głowy.
-
Max – mówię do niego, a on patrzy na mnie w tylnym lusterku,
potem zwraca wzrok znowu na jezdnię – mogę cię zastąpić. Nie
dasz rady prowadzić całą noc.
-
Okey, ale poczekaj chwilę, odjedziemy kawałek.
Po
chwili zatrzymuje auto i zabrania wysiadać.
-
Liv do tyłu – mówi do siostry i zanim zdąży usłyszeć sprzeciw
dodaje – już! - Liv posłusznie wciska się między mnie a
Nathan'a, a Max przesiada się na miejsce pasażera – Reagen za
kółko.
Przechodzę
nad skrzynią biegów i usadawiam się na miejscu kierowy.
-
Zabieraj go stąd zanim zacznie beczeć – mówi do mnie Liv patrząc
na Are.
Nie
wiem co zrobić, ale Max wie. Woła Are na swoje kolana, a ten
posłusznie się na nich lokuje. Pies idzie jego tropem i kładzie
się w nogach Max'a. Ja natomiast ruszam.
-
Cały czas prosto tak? - pytam i widzę jak Max kiwa głową.
Po
chwili wszyscy śpią. Rozczula mnie widok Are śpiącego na kolanach
Max'a. Ja nie jestem zmęczona. Nudziłam się w dzień, bo nie
mogłam dowodzić. Byłam uwięziona w tej puszce. Teraz przynajmniej
mam co do roboty i mogę decydować o tym, jak jechać. A to, że z
Are'm często podróżowaliśmy pieszo i kiedy spaliśmy pod gołym
niebem musiałam być czuja, wyostrzyło moje zmysły nocą.
Gdzieś
w połowie drogi Max się budzi i pyta:
-
Zmienić cię?
-
Nie.
-
Nie ufasz ludziom, co? - krótko i na temat.
-
Muszę. Dla Are.
Jedziemy
przez dłuższą chwilę w ciszy, aż w końcu pytam:
-
Jak to się stało? Zombie. Myślałam, że to tylko plotka, jak
Błękitne Wzgórza.
-
Błękitne Wzgórza to nie plotka. Zanim nadszedł koniec rasy
ludzkiej w telewizjach, tych działających oczywiście, leciały
wiadomości, że ci co pozostaną przy życiu mają uciekać na
Błękitne Wzgórza, gdzie zaczniemy wszystko od nowa. Tam ponoć
jest lepszy, nowy świat. Oczywiście podali adres, mapę, wskazówki
jak tam dojechać, wszystko.
-
Więc powiesz mi gdzie jedziemy?
-
Ja też nie ufam ludziom, więc dopóki nie wiesz, jesteśmy
bezpieczniejsi wiedząc, że nie zarąbiesz nam auta.
-
Gdybym chciała i tak bym to zrobiła.
-
A potem wmawiałabyś bratu, że jedziecie w dobrym kierunku, kiedy
tak naprawdę nie jechalibyście donikąd. A tak to masz przynajmniej
cel i to dlatego właśnie postanowiłaś z nami zostać.
-
Ze względu na Are – prostuję. - A teraz wróćmy do zombie.
Bo
to chciałam wiedzieć.
-
Nie mam pojęcia jak to się stało. Prawdopodobnie DNA niektórych
ludzi weszło w reakcję z tym czymś co rząd rozpylił i zamiast
być martwymi, są na wpół martwymi. Ale to tylko teoria.
-
To i tak lepsze niż nic.
Uśmiecham
się do niego, a on odwzajemnia uśmiech i mimo trudnych warunków
widzę idealne, białe zęby.
-
Jak twoja siostra to wszystko zniosła? - pytam znienacka nie
dlatego, że mnie to interesuje, ale dlatego żeby jeszcze z nim
pogadać. Lubię jego głos.
-
Stała się trochę złośliwa, co można zauważyć. Nie będę
kłamać, że przed tym wszystkim była całkiem inna, ale to co się
stało tylko wzmocniło jej negatywne emocje.
-
Ma tylko szesnaście lat. Trudny wiek. Okres buntu i te sprawy. Każda
dziewczyna przez o przechodzi. Nie zależnie od tego czy światem
rządzi zombie, czy polityka.
Max
zaśmiał się budząc tym Rocky'ego. Ale po chwili pies wrócił do
snu.
kolejna część w poniedziałek wieczorem. Może jakiś komentarz na temat opowiadania? ;)
xoxo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz