sobota, 28 grudnia 2013

Where is the end? koniec

Nie zauważyła mnie, ale byłem prawie pewien, że to mnie szuka. Dziewczyna widząc moje trzęsące się ręce spytała:
- Chcesz stad iść, prawda? - Kiwnąłem głową.
Wzięła mnie za rękę i poszliśmy w kierunku przeciwnym do cioci. Zeszliśmy na niższy poziom i wyszliśmy z molo.
- Dzięki – powiedziałem i oboje się rozeszliśmy.
Ruszyłem szybko do domu. Nie miałem pojęcia co ciocia robiła w mieście, ale pewnie miało to ze mną jakiś związek. Na progu minąłem się z tatą, który wychodził na nocną zmianę.
- Ze szkoły? - Spytał unosząc brwi.
Kiwnąłem głową, więc mnie przepuścił. Padłem na łóżko i powoli uspokajałem oddech. Udało mi się. Włączyłem laptopa i sprawdziłem pocztę oraz fora internetowe. Po około dwudziestu minutach usłyszałem pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć i w progu zobaczyłem ciocię. Wpuściłem ją do środka i już na wejściu zaczęła mi prawić kazanie:
- Gdzie dziś byłeś?
- W szkole.
- Byłeś dziś na molo? - Kiedy nie odpowiedziałem, krzyknęła – pytam się!
- A od kiedy obchodzi cię to co robię?
Stanęła jak wryta. Trzasnęła drzwiami, które wciąż były otwarte i mówiła dalej:
- Naprawdę chcesz by tacie się pogorszyło? Chcesz go doprowadzić do takiego samego stanu jak matkę?
-Tacie się pogorszyło? - Powtórzyłem jej słowa z niesmakiem – a co ze mną? Czy ktoś w tym domu myśli o mnie? Wszyscy tylko obwiniają mnie o ucieczkę mamy.
- Nieprawda... - zaczęła zaprzeczać, lecz jej przerwałem.
- Prawda! Przed chwilą sama to powiedziałaś!
Odwróciłem się i chciałem iść do pokoju, kiedy usłyszałem jej słowa:
- Bądź lepszy dla ojca.
Po czym wyszła. Wpadłem do swojego pokoju i najmocniej jak umiałem trzasnąłem drzwiami. Chciałem by ta złość minęła. Chciałem ją przenieść na coś innego. Zrzuciłem z biurka wszystkie rzeczy na podłogę, w dodatku rozbiłem szklankę. Wyciągnąłem, albo raczej wyrzuciłem spod łóżka blaszane pudełko i podciągnąłem rękaw. Lecz w tym momencie nawet to nie pomogło. Oparłem się o łóżko i zamknąłem oczy. W tym momencie bardzo nienawidziłem ciotki. Wróciłem do chwili, kiedy zostawiłem tatę na krawędzi dachu. Wymieniłem go na ciocię i teraz patrzyłem, bardzo realnie jak się boi. Nie może zrobić kroku, złapać równowagi. Jest bezsilna i bezradna, jak ja podczas każdej rozmowy z nią. Zawsze mnie obwinia o ucieczkę mojej mamy, a jej siostry. Zawsze broni tatę, on jest święty, a ja jestem jak wrzód na dupie. Złość zaczęła mijać. Otworzyłem wolno oczy i położyłem się na łóżku. Nie sprzątnąłem bałaganu, który narobiłem. Kawałki szkła dalej walały się po podłodze, zeszyty i kilka długopisów z biurka poleciało pod drzwi, a moje blaszane pudełko stało otwarte. Zamknąłem je i schowałem pod łóżkiem, by nikt go nie znalazł i nie odebrał mi. Wróciłem z powrotem pod kołdrę i zasnąłem.
Obudziłem się o jedenastej. Poszedłem do kuchni by coś zjeść, później się wykąpać, aż wróciłem do łóżka.
Przez kilka dni chodziłem nieobecny. Problemy z ojcem się pogłębiały jak moje rany na ręce. Mój siniak z oka zaczął schodzić i nie został po nim ślad, tak jak po rozwalonej wardze. Cioci także nie widziałem od naszego ostatniego spotkania. W moim umyśle na krawędzi dachu stał wciąż ojciec. Wszystko zaczynało się pogarszać. W dodatku nie widziałem czerwonowłosej dziewczyny od miesiąca. Nie przychodziła na molo, nie dawała znaku życia. Zaczynałem się martwić, że zrobiła coś... coś głupiego, albo po prostu odeszła. Nadeszła zimna. Udałem się wieczorem na molo. Lubiłem zimą tam przesiadywać. Nie czułem zimna, mrozu, czułem tylko wewnętrzne ciepło od przepięknego widoku.
Rozmyślałem, gdzie może przebywać czerwonowłosa dziewczyna, kiedy usiadła obok. Była ubrana w czarny płaszczyk do kolan, biały szalik, a włosy splatała w prostego warkocza. Nie miała czapki, ale nie wyczułem, żeby było jej zimno.
- Nie było cię – zacząłem.
- Dużo myślałam... nad odejściem – spojrzała na mnie. Miała podpuchnięte oczy – nie potrafię dłużej wytrzymać, ale nie potrafiłam odejść bez pożegnania.
- Nie musisz się żegnać – zaczęłam, nie bardzo wiedząc co powiedzieć – nie musisz odchodzić.
- Jest zbyt źle, by to przetrwać – znów skierowała wzrok na zamarznięte morze.
Zaczął sypać śnieg. Mógłbym cieszyć się z tej chwili, gdyż lubię śnieg, w dodatku wróciła czerwonowłosa dziewczyna. Ale się nie cieszyłem.
- Pomogę ci. Razem damy radę.
- Pomagałeś mi cały czas. Odkąd cię spotkałam trzymałeś mnie przy życiu, ale ja już dłużej tak nie mogę
- Nie możesz tak... nie możesz tak po prostu odejść.
- I nie odchodzę. Nie tak po prostu. Długo myślałam i podjęłam decyzje. Mam do ciebie jednak jedną prośbę.
- Co tylko chcesz.
- Chciałabym posiedzieć z tobą w ciszy. Tutaj.
Uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem uśmiech. Usiedliśmy przodem do morza i patrzyliśmy. Siedzieliśmy w milczeniu, w pewnym momencie dziewczyna oparła głowę o moje ramię. Nie miałem odwagi, by ją otoczyć ramieniem, bałem się, że w każdej chwili zniknie. Tak się miało stać niedługo. Starałem się zapamiętać wszystkie dobre chwile z nią związane. Nie chciałem by odeszła, ale taka była jej decyzja i wiem, że nic nie wpłynie na jej zmianę. Bałem się tego cholernie. Kolejnej straty, nie wiedziałem czy sobie poradzę. Może gdybym zaczął wcześniej jej pomagać, nie doszłoby do tego. Przez resztę życia będę się o to obwiniać.
Wstała. Wstałem razem z nią. Zaczęło się robić bardzo ciemno, nawet nie wiem ile tak siedzieliśmy.
- Nie odchodź, proszę – spojrzała na mnie, po jej policzku leciała łza. Zbliżyliśmy się tak, że teraz staliśmy bardzo blisko – potrzebuję cię.
Czułem, że zaraz sam się rozpłacze. Ona tylko cicho się zaśmiała i powiedziała:
- Nie będziesz sam. Nigdy cię nie opuszczę. Proszę abyś dalej żył, a ja będę się do ciebie uśmiechać z góry. Będę cię chronić. Zawsze będę przy tobie.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć złożyła na moich ustach najdelikatniejszy i najsmutniejszy pocałunek.
- Wiktoria. Tak mam na imię. I tym razem przegrałam.
Odeszła z uśmiechem na ustach. Patrzyłem jak znika w ciemnościach. Dopiero po pięciu minutach byłem zdolny powłóczyć się do domu.
Kilka dni minęło zanim doszedłem do siebie. Nie w pełni, ale podnosiły mnie na duchu jej ostanie słowa. Ze zawsze będzie przy mnie. Teraz wiem, że następnym razem jak spotkam kogoś takiego, zrobię wszystko co się da by pomóc.



Koniec :) Co myślicie o całym (krótkim) opowiadaniu? Napiszcie w komentarzach :)
Ps. Zapomniałam podziękować osobie, która mnie do tego zainspirowała oraz opowiedziała swoją historię. W tym opowiadaniu 50% życia chłopaka jest prawdziwe. 

6 komentarzy:

  1. Podoba mi sie, strasznie. Szkoda, że takie krótkie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiedziałam jak dalej to ciągnąć, a bardzo chciałam znów coś napisać. Dlatego tak na szybko wyszło i szybko się skończyło :)

      Usuń
  2. O boże.. Kolejny raz przy czytaniu któregoś Twojego opowiadania czy jakiejś historyjki, popłakałam się. Tak, dobrze widzisz .. Płakałam na końcu... Mama mi się tylko pytała czy dobrze się czuję, że czytam jakieś głupie opowiadanie ( słowa mojej mamy.., ona się nie zna ) i płaczę ...
    SUPER ... Mam nadzieję, że szybko coś napiszesz. ..
    ~ Louall <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahah miło się czyta takie komentarze, zwłaszcza że ja w ostatnie 50 stron kosogłosa płakałam :D
      Napisać napiszę coś szybko, ale wątpię, że szybko dodam :)

      Usuń
  3. to opowiadanie jest inne od wszystkich, dlatego o wiele lepsze! Ciągle miałam nadzieję, że skończy się inaczej ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chciałam choć raz napisać coś innego, ale to chyba nie mój styl więc go porzucę :p

      Usuń