sobota, 21 grudnia 2013

Where is the end? część 1

Kolejny dzień nowej szkoły. Liceum, pierwsza klasa, wszystko to jakaś bzdura. Jeszcze gorzej niż w gimnazjum. Nawet nie wiem, kiedy te dni tak szybko zleciały. Chciałbym dotrwać końca, albo żeby koniec nastąpił jak najszybciej. Idąc korytarzem, dzień po dniu zastanawiam się co oni wszyscy myślą. Moje życie to jedno wielkie gówno, a ich problem są niczym w porównaniu z moimi. Idą swobodnie, nie myśląc, nie patrząc na nic dookoła. Są ślepi. Nienawidzę wszystkiego co mam, z chęcią zamieniłbym się z każdym. Nawet z psem. Większość psów ma łatwiejsze życie niż ja. Bez obcego człowieka, który jest ich ojcem i bez obcej kobiety, którą uważałeś kiedyś za matkę. Mają coś czego ja nie mam. Mają nadzieję. Boże, jak nienawidzę wszystkiego i wszystkich!
Poszedłem na lekcje. Jak zawsze usiadłem z tyły. Słuchałem co mówi nauczyciel, rozglądałem się po klasie próbując odgadnąć co myślą. Znowu. Lubię siedzieć i zgadywać co chodzi im po głowach. Żyję jak każdy człowiek. Chodzę, śpię, jem, uczę się. Z pierwszego punktu widzenia jestem normalny. O ile normalność jest pojęciem względnym. Lecz jeśli ktoś wejrzy we mnie głębiej, zobaczy chłopaka z problemami, których nie powstydziliby się nawet bohaterowi Piły. Może kiedyś myślałem o śmierci, samobójstwie, lecz nie mam tak mocnego punktu by to zrobić. Podciąć żyły, skoczyć z dachu czy powiesić się.
Chcecie poznać moją historię? To nie płaczcie i nie litujcie się nad biednym dzieckiem. Nauczyłem się radzić sobie, po części. Tylko czasem przechodząc koło ludzi, pomyślcie co oni mają w głowach. Może uda wam się kogoś uratować.

Patrzę na swoje stare mieszkanie. Wiem, że śnię. Kolejny raz mam ten sam koszmar. Chcę się obudzić, ale jednocześnie chcę przeżyć to jeszcze raz. By pamiętać. Pamiętać czego się boję i przed czym uciekam. Oraz przez co stałem się takim, a nie innym człowiekiem. Mam osiem lat. Siedzę w pokoju i oglądam telewizję. Bajka dla dzieci. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co ma mnie spotkać. Słyszę jakiś huk. Idę do salonu i kuchni, lecz to nie stamtąd dochodził dźwięk. Idę więc do sypialni rodziców i widzę mamę. Pakuje do walizki ciuchy. Dostrzega mnie. Nic nie mówi, tylko się uśmiecha niepewnie.
- Co robisz mamo? - Słyszę swój cichy głos.
- Pakuję się.
- Ale dlaczego?
- Nie zrozumiesz. Ale...wrócę – dodaje niepewnie i kontynuuje pakowanie.
Stoję w drzwiach i widzę jak pakuje wszystko. Ubrania, pieniądze, kilka drobiazgów. Rusza do drzwi, a ja drepczę jej po piętach. Zakłada buty, kurtkę i patrzy na mnie
- Czy to przez Samantę? - Pytam – czy chodzi o jej wesele?
- Nie Kuba, tu nie chodzi o nią. Chodzi o mnie – całuje mnie w czoło i dodaje – wrócę.
Patrzę jeszcze jak zamyka drzwi, słyszę przekręcanie klucza i przez okno widzę jak wsiada do taksówki. Odeszła. Znowu.

Obudziłem się, gwałtownie siadając na łóżku. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem szóstą trzydzieści. O ósmej zaczynała się pierwsza lekcja. Przetarłem oczy i poszedłem do łazienki. W mieszkaniu było cicho, wszyscy jeszcze spali. Obmyłem twarz zimną wodą i spojrzałem w swoje odbicie w lustrze. Podkrążone zielone oczy i brązowe włosy były w nieładzie, jak zawsze zresztą. Wróciłem do pokoju i usiadłem na łóżku. Każdy dzień był taki sam. Wstawałem ze złym humorem i nastawieniem. Ciężko naprawić ludzi takich jak ja. Nie chcę wracać do mojego snu, albo raczej koszmaru. Pojawia się co jakiś czas, by zepsuć to co zacząłem sobie układać. Pamiętam wszystko tamtego dnia. To jak mama uciekła, jak zadzwoniłem do taty, jego późniejszą kłótnię z ciocią i to jak ciocia tuliła mnie do snu. Teraz jest inaczej. Jest gorzej. Ludzie się zmienili. Czas zmienił nas wszystkich.

Wszedłem do szkoły i udałem się na pierwszą nudną lekcję. Polski. Siadłem w pierwszej ławce i z resztą klasy czekałem na nauczyciela. Spoko facet, choć jak ma zły dzień, jest wkurzający. I oto jest. Ubrany jak hipis, z wieczną teczką pod pachą.
- Dzień dobry uczniowie – odpowiedziało mu kilka pomruków – no tak, ciężki poranek. Jak każdy.
Nie słuchałem go dalej. Po raz kolejny się wyłączyłem. I to nie tylko dlatego, że nie lubiłem nauczyciela czy lekcji. Po prostu coś innego siedzi mi w głowie. Siedziałem tak i wpatrywałem się w zeszyt, aż ktoś mnie szturchnął:
- Kuba? - Spytał nauczyciel – wszystko w porządku? Jesteś jakiś nieobecny.
- Tak, tylko – rozejrzałem się po klasie – zamyśliłem się. Przepraszam.
Uśmiechnąłem się blado i przepisałem notatki z tablicy, próbując zignorować szepty `dziwak`.
I właśnie tak mijał każdy mój dzień. Unikałem ludzi, starałem się ignorować głupie komentarze i snułem się po korytarzach jak duch. Nieobecny. Niezauważalny. Ignorowany. Po lekcjach udałem się na sopockie molo. Jedno z najdłuższych w Polce i dla mnie najpiękniejszych. Jestem sentymentalistą. Oczywiście nic za darmo. Jednak jak się mieszka tu szesnaście lat, to wszystko jest możliwe. Udało mi się oszukać ludzi, którzy pobierają pieniądze za wejście i zacząłem spacerować. Lubiłem to miejsce. Czułem się tutaj spokojny. Mogłem posiedzieć, popatrzeć, pomyśleć. Jednak najczęściej nie robiłem nic. Najpiękniej jest tu nocą, zwłaszcza zimą. Przychodziłem tutaj codziennie, może ze względu na to, że tu czułem się normalny.
Wróciłem do domu i po cichu poszedłem do swojego pokoju. Włożyłem słuchawki w uszy i położyłem się na łóżku. Nie miałem dziś siły na nic. Postanowiłem odrobić lekcje, po czym włączyłem laptopa. Sprawdziłem Facebooka i wylogowałem się. Włączyłem tumblara i zacząłem przeglądać zaległe posty. Kiedy sprawdziłem wszystko, włączyłem film i pod koniec zasnąłem.
Obudziłem się następnego dnia. Zamknąłem laptopa i poszedłem wziąć prysznic. Czułem, że dzisiejszy dzień też nie będzie należał do najlepszych. Ostatnio wszystko zaczynało się psuć. Ubrałem spodnie i bluzę i wyszedłem do szkoły. Kolejny dzień nie uważałem na lekcjach, zamyślałem się. Wiedziałem, że muszę przestać to robić, ponieważ znowu będę zmuszony pójść do psychologa. Nie chciałem. Nie lubiłem dzielić się z nikim moimi uczuciami. No i mam nie najlepsze wspomnienia jeśli chodzi o tego typu lekarzy.

Dwa lata temu chodziłem do psychologa. Lecz nie pomagał mi za dużo. Czułem się gorzej wyjawiając mu moje najskrytsze i najgorsze myśli. Uważałem, że psycholog mi nie pomaga. Tylko siedział, słuchał i robił notatki. Czułem się ignorowany. Nie interesował się mną zbytnio, liczył się pieniądze jakie mój tata płacił. Lecz mojego taty też nie obchodziło to, że nic mi to nie daje. Więc zbuntowałem się i przestałem chodzić na sesje. Nie sadziłem, że to tylko pogorszy sprawę. Wylądowałem w psychiatryku. Tam wcale nie było lepiej, ale nie chcę się zagłębiać w szczegóły. Wypuścili mnie po tygodniu, przepisując kolorowe tabletki na uspokojenie. Oczywiście ich też nie brałem

Wróciłem do domu i zaczęły się kłopoty.
- Kuba! - Zawołał z kuchni tata. Wiedziałem, że lepiej się nie stawiać. Tak czy inaczej nie skończy się to dobrze.
- Tak? - Spytałem przekraczając próg.
- Dzwonił twój wychowawca. Powiedział mi, że śpisz na lekcjach.
- Co? To nieprawda.
- Nie uważasz na lekcjach. Może znowu zapiszę cię do psychologa
- Nic się nie dzieje.
- Więc to się nie powtórzy? - Pokiwałem głową - mam nadzieję.
Odwróciłem się i poszedłem do pokoju. Nie mogłem usiedzieć w miejscu, wiec po cichu wymknąłem się z domu i poszedłem na molo. Siadłem na samym końcu, z dala od ludzi. Rozmowa z tatą poszła zaskakująco dobrze. Nasza pierwsza rozmowa na temat mojego zbuntowanego zachowania zakończyła się moją złamaną ręką. Pociągnęło to za sobą długie rękawy i blizny na rękach. To wtedy pękłem z trzymaniem emocji na wodzy i przestałem się starać to pokonać. W pewnym momencie obok mnie ktoś usiadł. Spojrzałem w bok i ujrzałem piękną dziewczynę. Czerwone fale sięgały jej do pasa. Była ubrana w czarną sukienkę i ciężkie buty, mimo że pogoda nie była dziś słoneczna. Odwróciła głowę w moja stronę i zobaczyłem najsmutniejsze brązowe oczy w życiu. Po chwili znów patrzyła przed siebie i wyciągnęła papierosa. Odpaliła, zaciągnęła się i spytała:
- Palisz?
Miała ładny głos. Jedyna odpowiedź na jaką było mnie stać, to pytanie:
- Nie jest ci zimno?
Zaśmiała się delikatnie i wstała.
- Jesteś pierwszą osobą, którą to obchodzi.
Uśmiechnęła się lekko nie patrząc na mnie i odeszła. Odwróciłem głowę by odprowadzić ją wzrokiem, lecz jej nie zobaczyłem. Było to dziwne i zaskakujące.
Siedziałem na molo jeszcze dwie godziny i wróciłem do domu. Po cichu udałem się do swojego pokoju. Wyszedłem do łazienki się wykąpać i poszedłem spać.

Następnego dnia w szkole starałem się uważać. Nie zamyślałem się na lekcjach choć było to trudne. Następnie wracałem do domu i zamykałem się w swoim pokoju. Taty jak i siostry to nie obchodziło. Nie interesowało ich to co robię, byle bym nie sprawiał kłopotów. Codziennie też chodziłem nad molo. Stało się to moją tradycją. Może po cichu też liczyłem na kolejne spotkanie z czerwonowłosą dziewczyną. Zachowywałem się tak przez dwa miesiące. Ktoś kto mnie nie znał, mógł uznać moje zachowanie za dziwne. A ci co mnie znali – nie obchodziło ich to.
Pewnego listopadowego wieczoru, kiedy było mało ludzi usiadłem na deskach mola na końcu i oparłam się na barierkach. Znajdowałem się na niższym poziomie. Zamknąłem oczy i poczułem obok czyjąś obecność. Nie musiałem widzieć by wiedzieć, że to ona. Żadne z nas się nie odezwało. Słyszałem jak zapala zapałkę i pewnie zaciąga się papierosem.
- Palenie zabija – powiedziałem.
- Kiedyś wszyscy umrzemy. I to nie papierosy mnie zabiją.
Odparła smutno. Spojrzałem na nią, a jej wzrok błądził po ciemnym morzu. Nie miałem odwagi się odezwać, więc wróciłem do poprzedniej pozycji. Miło było czuć morską bryzę na twarz i świadomość, że obok siedzi ktoś. Ktoś, kto prawdopodobnie jest podobny do ciebie. Wiec oboje siedzieliśmy w milczeniu. I to było przyjemne.
Spotykaliśmy się codziennie. Nie ustaliliśmy ani miejsca, ani czasu. Po prostu, kiedy siedziałem na deskach, ławce czy nawet stałem, pojawiała się ona. Siadała lub stała obok mnie i paliła papierosa. Nic nie mówiliśmy. Żadnego 'cześć, co słychać?', ani 'ładna pogoda dziś'. Nie musieliśmy się odzywać, cisza w tym przypadku była przyjemna. A nawet nie była krępująca. Tak samo się żegnaliśmy. Ona wstawała i odchodziła lekko muskając moje ramię palcami. Ja czekałem jeszcze pięć minut, po cym także wracałem. Starałem się nie natknąć na tatę, ponieważ mogło się to skończyć źle. I na początku grudnia tak się stało.


No to zaczynamy :) Kolejna część w poniedziałek :)
Jeśli źle się czyta przez ten format to przepraszam, ale wciąż szukam sposobu by to poprawić : )

2 komentarze:

  1. jeeeeeej w końcu 1 część! :D już nie mogę się doczekać następnej ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Super .. Czekam na nexta <3
    ~ Louall <3

    OdpowiedzUsuń